facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 12 lip, 2016
- brak komentarzy
Na Wzgórzach Twardogórskich jagód full, grzybów null.

Na Wzgórzach Twardogórskich jagód full, grzybów null.

Sobota, 9 lipca 2016 roku. Drugi weekend pierwszego, wakacyjnego miesiąca w roku. Całodniowa wycieczka na Wzgórza Twardogórskie w poszukiwaniu leśnych, kapeluszowych przysmaków oraz zbiór jagód. Pogoda przypominała bardziej wczesną jesień niż pełnię lata. Jak się okazało, nie na długo. Dobę później, wrócił upał i letnia aura.

Pochmurne i chłodniejsze dni stanowią dla mnie optymalne warunki do wycieczki. Bez męczącego upału, duchoty i spiekoty. Gorzej ze zdjęciami. Gdy słońca jest mało, w lesie jest zbyt ciemno, żeby zrobić dobre zdjęcia. Na szczęście Natura lubi dzielić się zarówno pochmurną pogodą, jak i chwilami ze słońcem, które można wykorzystać na pstrykanie. Tak też zrobiłem.

Po polach i łąkach wyraźnie już widać, że lato w pełni. Dojrzewające zboża, przybierające złociste odmiany żółtego koloru oraz bujnie rosnąca kukurydza to znak, że mamy lipiec pełną gębą. Wilgotność na moich kultowych Wzgórzach taka sobie. W porównaniu do innych regionów w kraju, można rzec, że słaba. Deszcze jakieś tam padają, ale dla grzybów rurkowych to za mało.

Po wierzchu jest w miarę wilgotno, jednak wystarczy tylko włożyć paluchy pod ściółkę, żeby manualnie stwierdzić, iż “sucho jak diabli”. Na bieżąco śledzę mapki z sumami opadów. Te większe w lipcowym miesiącu, na razie omijają regiony Grzbietu Twardogórskiego i okolic. W czerwcu wystarczyły dwa większe fronty, aby pobudzić nieco świat grzybów. Lipiec – jak na razie – zaczyna się postępującym bezgrzybiem.

Żeby jednak mówić o pesymistycznym scenariuszu pod nazwą “bezgrzybie”, trzeba sprawdzić co najmniej kilkanaście miejsc, czy coś rośnie. Wzgórza Twardogórskie charakteryzują się dużą ilością tzw. miejscówek. Są to miejsca szczególnie sprzyjające grzybom, w których panuje lokalny mikroklimat i konglomerat korzystnych warunków dla wzrostu grzybów.

Inaczej mówiąc – są to miejsca, w których można nazbierać ogromną ilość grzybów, a następnie przejść przez kawał lasu i nie znaleźć prawie nic. W sobotę, na pierwszy ogień poszły miejscówki na koźlarze czerwone, topolowe i pomarańczowożółte. Te gatunki na Wzgórzach w tym roku, jak na razie najlepiej owocowały. No właśnie – owocowały. W sobotę, pomimo sprawdzenia kilku naprawdę dobrych miejsc, nie znalazłem ani jednego grzyba z ww. gatunków. 

Zanim postanowiłem sprawdzić kilka miejscówek na prawdziwki, kurki i kanie, obejrzałem jeszcze krzaki z jeżynami, które już zakończyły kwitnienie. Obecnie, widać na nich mnóstwo zielonych owoców, które za niecały miesiąc będą masowo dojrzewać. Wtedy udam się na ich zbiór, celem pozyskania ich cennego i zdrowego soku. Wracając do grzybów i sytuacji hydrologicznej.

Obecnie najwięcej rośnie różnokolorowych gołąbków, chociaż jest ich i tak zdecydowanie mniej, niż jeszcze tydzień lub dwa tygodnie temu. Rodzaj gołąbek (łac. Rusulla) obejmuje bardzo dużo gatunków grzybów (grubo ponad 150). Wśród nich występują zarówno gatunki jadalne, jak i niejadalne lub trujące. Kiedyś bardziej się im przyglądałem i próbowałem oznaczyć poszczególne egzemplarze. Obecnie raczej traktuję je jako dobry obiekt do fotografowania. ;))

Chyba zrobiłem się trochę leniwy… Znam kilka jadalnych gatunków, ale ich nie zbieram, chociaż nie zaprzeczę ich niewątpliwie wysokim walorom smakowym, szczególnie w formie smażonej na maśle. Gołąbki są grzybami bardzo kruchymi, łatwo łamiącymi się i podatnymi na zaczerwienie. Znałem grzybiarzy, którzy zajadali się nimi i zawsze je zbierali, gdy innych grzybów nie było. 

Sytuacja hydrologiczna w lasach Wzgórz jest nie za dobra, ale i tak o niebo lepsza niż podczas “wścieklizny letniej” w 2015 roku. Widać to chociażby po rowach, których część ma płynącą wodę. W zeszłym roku było kilka takich tygodni, gdzie wyschły praktycznie wszystkie rowy, oczka wodne, bajora i inne źródła H2O. Z pozostałych grzybów, które spotykałam/znajdowałem, można wymienić – poza gołąbkami – krowiaki aksamitne, tęgoskóry pospolite, muchomory mglejarki, czerwieniejące lub – na żyznych łąkach – czasznice. Wszystkie grzyby w ilościach bardzo detalicznych.

Brak grzybów nie przeszkadza (a może i nawet zachęca), aby rozejrzeć się dookoła i podpatrzeć życie leśnej przyrody. W każdej minucie, co tam minucie, w każdej sekundzie, w lesie coś się dzieje. Nawet, jak z pozoru mamy ciszę, bez wiatru. Wystarczy posłuchać śpiewu ptaków, czy podpatrzeć świat owadów. Ciągle “coś” lata, ćwierka, bzyczy, wspina się, zakłada sieci, itp. ;)) W lasach bardziej liściastych, człowieka obsiadają strzyżaki sarnie, które “badają” wrażliwość człowieka na bodźce. Dziwnie upierdliwe to owady, przypominające muchy. Dziesięć razy go odgonisz, a on dalej wraca, siada na człeka i łazi tam i z powrotem. ;))

Za grzybami chodziłem prawie dwie godziny. W ostatnich miejscach, gdzie prawie zawsze znajduję kurki, utwierdziłem się ostatecznie w przekonaniu, że grzybowego sosu dzisiaj nie będzie. Trzeba poczekać na korzystniejsze warunki. Przynajmniej w tej części kraju. Bo trzeba zaznaczyć, że są takie miejsca w Polsce, gdzie grzybów jest sporo. 

Jedną z cech lasu, którą uwielbiam jest jego nieprzewidywalność. Zawsze można w nim spotkać, zaobserwować, znaleźć jakieś “zjawisko”, o którym nawet nie myślało się, wchodząc do niego. Już byłem blisko miejsc jagodowych, kiedy zobaczyłem niezwykłą ucztę ze ślimakiem w roli głównej. ;)) 

Pora żerowania ślimaka bezmuszlowego na jednym z gatunków gołąbka. Jak on się objadał! Ciężko oddychał, prawie sapał, ruszał zgrabnie “rogami” i był tak zajęty ucztą, że chyba nawet nie zauważyłby słonia, który by przy nim stanął. ;))

Po kilku minutach obżarstwa, odczepił swój ślimaczy otwór gębowy i postanowił się wycofać. Oczywiście w swoim ślimaczym, mozolnym tempie. Mi pozostało całe zjawisko obejrzeć i sfotografować. Ile czasu trwał obiad? Tego nie wiem ponieważ przyszedłem w czasie, kiedy już dawno “gość do stołu zasiadł”. ;))

Po ślimaczym obiedzie, przeszedłem jeszcze kawałek lasu. Zaciekawił mnie kikut wyschniętej sosny, a w szczególności to, co znajduje się pod odpadającą korą. Jak będziesz w lesie to postaraj się poszukać jakiegoś wyschniętego drzewa i odłam kawałek kory od niego.

Jakie tam kwitnie bujne życie towarzysko-owadzie! Martwe drzewa są tylko z pozoru martwe. Pod wpływem światła i wyczuciu, że ktoś tu coś majstruje, owady rozbiegły się we wszystkich kierunkach. Pozostała tylko ćma (lub “ciem”). ;))

Dalszy punkt programu to wielogodzinna skubanina jagód, których obecnie jest full. Ale tak jak z grzybami – tak i z jagodami – są pewne części lasu, w których jagód jest znacznie więcej niż w innych jego partiach. Znajomość terenu bardzo mi pomaga.

Dzięki temu wiem, gdzie w danym czasie iść na najbardziej obfite miejsca. Obecnie jagody są bardzo grube, co daje tempo zbioru nieco ponad 2 litry na godzinę. Zresztą jest to moje optymalne tempo. Najlepszy wynik, jaki udało mi się uzyskać to 2,5 litra na godzinę. Żeby utrzymać takie tempo to jagód musi być bardzo dużo i muszą być grube. W przeciwnym razie, nie ma szansy na wyżej wspomnianą prędkość zbioru.

Znałem kiedyś człowieka o imieniu Henryk, który był dla mnie fenomenem, jeśli chodzi o zbieranie jagód. Oficjalnie nie należał do naszej grzybowej paczki, ale był wszystkim znany. Wiele ludzi podejrzewało go o zbiory przy pomocy zakazanego narzędzia, czyli tzw. “maszynki”. Miałem kiedyś przyjemność zobaczyć, jak to u niego w rzeczywistości wygląda.

Zbierał podobnie jak ja – na dwie ręce, mając słoik przywiązany gumką w okolicy paska od spodni. Tyle, że Heniek miał tempo sprintera w dłoniach. Potrafił zbierać z prędkością 4 litrów na godzinę, czyli prawie dwa razy więcej niż ja. Przy tym miał wielką podzielność uwagi. Jedna ręka zbierała jakby niezależnie od drugiej.

Okazuje się, że nawet w takiej dziedzinie, jak zbieranie jagód, można być mistrzem. Ja, swoich 2,5l/h nigdy nie pobiłem i chyba już nie pobiję. Z drugiej strony po co? Uważam, że tempo i tak mam co najmniej bardzo dobre. Chyba, że będę zbierać borówki amerykańskie. ;))

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w lesie? Obecnie przy drogach, ścieżkach, można spotkać okazałe badyle dziewanny drobnokwiatowej. Intrygują swoim wyglądem i wysokością. Ich łodygi dorastają nawet do 2. metrów, ale w literaturze można znaleźć informacje o okazach, dorastających nawet do 3,5 metrów. To już wysokość barszczu Sosnowskiego. Zauważyłem, że są takie miejsca w lasach, w których z roku na rok przybywa badyli dziewanny.

Podczas wycieczki, kilka razy niebo chmurzyło się i rozpogadzało. Ze trzy razy przelotnie padał deszcz, taki w sam raz, chociaż był już moment, kiedy myślałem, że padać będzie nieco dłużej. Po 10 minutach, było już po deszczu.

Podsumowując 13 godzin spędzonych w lesie jednym zdaniem, można rzec – jagód full, grzybów null. Na jagody może jeszcze raz się wybiorę i na ten rok ich zbiory zakończę. Zapasy na zimę zrobione, świeżych jagód Familia też już pojadła. Po drodze będą jeszcze zbiory jeżyn, jednak myślami jestem już w klimatach wysypu grzybów.

Żadne zbiory owoców runa leśnego, tak nie nakręcają mnie, jak właśnie grzyby. “Leśna grzybica” to choroba przewlekła z systematycznymi nawrotami w okolicach lata i jesieni.

Darz Grzyb! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.