Skip to content
Borowikowa poezja.
Piątek, 9. września 2022 roku. Poranek na stacji kolejowej w Bukowinie Sycowskiej i imieniny miesiąca. Wszystkiego najlepszego wrześniu! Niech Ci jesień we mgle leśną pieśń zanuci! Niech czar poranka słonecznymi promieniami w runie rzuci!
To grzybobranie miało przejść do historii jako kultowe i zupełnie inne niż sześć dni wcześniej, tj. 3. września. Wcześnie z rana wyjeżdżam z Wrocławia pociągiem z kolegą Krzyśkiem. Pociąg ma około 30 minut opóźnienia, ale w końcu wysiadamy w najbardziej magicznym miejscu na Wzgórzach Twardogórskich. W Bukowinie Sycowskiej. Krzysiek wędruje starym kultowym szlakiem za chlewnię, ja znikam w kniejach wokół stacji.
Jeszcze zaspany poranek w lesie przeciąga się połyskującymi strumieniami światła, rozpraszając aurę odwiecznej tajemnicy i magii, którą w tych lasach tak doskonale czuję i widzę podczas każdej wyprawy. Idę powoli w porannym olśnieniu. Dzień wcześniej solidnie popadało z kotłujących się burz. Wilgoć przepełniła powietrze, tysiące kropel spada z liści na las.
To już jesień, na razie delikatna i pełna czułości, płynąca na okręcie minionego lata. Przyroda i jej precyzyjny zegar biją w rytmie błyszczącego wschodu Słońca. W lesie trwają kompletnie czarujące chwile. Momenty, które na zawsze pozostają w pamięci.
Źródło leśnej energii wita mnie swoją mocą w iskrzącym anielskim nastroju. Tak mnie wciąga, że mam ochotę zamienić się w ptaka i polecieć w mglistą otchłań ponad wszelkie prawa grawitacji i fizyki. Dusza nie zna przyciągania, dusza pragnie szczęścia, które znajduje się na widoku – w leśnym zwierciadle pradawnej tajemnicy boru.
W powietrzu unosi się świeżość poranka. Ziemia oddycha aromatem sosen, las tętni chłodem i nieskazitelną ekspresją. To wszystko dzieje się naprawdę! Ja to widzę, czuję i słyszę!
Mija kilkanaście minut balansowania między rzeczywistością a duchowym uniesieniem. Docieram do pierwszych miejsc, w których przypuszczalnie rosną borowiki szlachetne. Są! Czekają na mnie i zapraszają do swojego prawdziwkowego świata. Lśnią, pachną i podnoszą do góry mech z igliwiem oznajmiając, że oto przyszedł ten czas, kiedy siły natury wypchnęły je na zewnątrz.
Pstrykam tylko kilka zdjęć, większość borowików nie fotografuję, gdyż jeszcze zbyt gęsto spadają krople deszczu z drzew po wczorajszej burzy i muszę chronić obiektyw. W ślad za wilgocią wyruszyły na żer komarzyce. Nie było to przeciętne spotkanie z tymi krwiopijcami, na jakie zazwyczaj trafiam podczas leśnych wypraw. To był zmasowany atak, którego nie pamiętam od dawna. Co 40 minut musiałem na nowo spryskać się preparatami, żeby w ogóle jakoś spokojniej chodzić po lesie.
Docieram do bajkowej miejscówki, którą nazywam borowikowym borem. To w nim w tym roku oficjalnie rozpocząłem Tour De Las & Grzyb 2022. Znajduję kilka przepięknych prawdziwków. Tylko jeden jest lekko robaczywy, pozostałe 100% zdrowe.
Im głębiej w bór, tym coraz częściej znajduję kolejne borowiki. W koszu dno zakryte po kilkunastu minutach, a przecież wziąłem niezłego grzmota o możliwości załadunkowej 20 kg! Zaledwie sześć dni wcześniej nic w nim nie znalazłem.
Rozpoczyna się borowikowa poezja! Komary atakują zaciekle, ale już nie zwracam na nie uwagi. Nikogo tu wcześniej nie było. Prawdziwek na prawdziwku! Jeden obok drugiego. Coraz więcej. Chodzę bardzo powoli, żeby któregoś nie rozdeptać. Gdzie się nie obejrzę, tam wystają brązowe kapelusze z białym trzonem pokrytym delikatną siateczką.
Po godzinie wielki kosz jest w 65% wypełniony prawdziwkami, a na widoku są następne. Szaleństwo i radość! Długo musiałem w tym roku czekać na grzyby, ale jak już sypnęły to fantastycznie i wyjątkowo.
Kiedy opuszczam borowikowy bór, w koszu pozostało zaledwie około 20% wolnej przestrzeni. Dziękuję lasom za te chwile, które są marzeniem każdego grzybiarza. Za prawie 200 zdrowych prawdziwków, które – choć ważą naprawdę dużo, to będą niesione moją euforią i radością!
Przemieszczam się w inne miejsce, bardziej zróżnicowane pod względem ukształtowania terenu. Tam również trwa borowikowa poezja. Już nie tak obfita co w borowikowym borze, ale co trochę znajduję kolejne piękne prawdziwki.
Ponownie prawie wszystkie owocniki są zdrowe. Odpadają bardzo nieliczne. Jakbym miał określić procentowo zdrowotność znalezionych borowików to śmiało mogę napisać 92-93%. To fenomenalny wynik. W koszu niebezpiecznie kurczy się wolna przestrzeń, a jego waga to już kilkanaście kg.
I właściwie kończę po nieco ponad dwóch godzinach grzybobranie. Postanawiam wrócić wcześniejszym pociągiem, bo z takim ciężarem to już nie pobiegam po lasach. Pozostaje mi jeszcze sprawdzenie miejscówki na koźlarze czerwone, które pozytywnie zaskoczyły mnie na poprzednim grzybobraniu.
Znajduję około 40 pięknych krawców oraz podobną ilość koźlarzy topolowych. Ponieważ rosną w dość wysokiej i gęstej trawie, nie fotografuję ich. Na koniec idę jeszcze w jedno miejsce, w którym też rosną prawdziwki i znajduję w nim kilka dorodnych owocników.
Kosz jest już pełny. Waży ponad 20 kg. Wystarczy. Jestem przekonany, że gdybym ze sobą wziął dwa takie kosze, to drugi przed południem również byłby pełny. Przecież nie odwiedziłem około 15 miejscówek, które w tym dniu planowałem odwiedzić.
Zbiór wyrobiły właściwie tylko dwa miejsca, w trzecim przyozdobiłem kosz koźlarzami. Jednak nie wszędzie rosną borowiki i nie w każdym lesie. To efekt znajomości miejsc, wydeptanych i wyszukanych przeze mnie przez lata.
Najbardziej niezwykłe jest tempo rozwoju tego wysypu. Sześć dni wcześniej nie było nic, a teraz eldorado. Obawiam się jednak, żeby nie było tu efektu “co nagle to po diable”. Prawdziwki wysypały się bardzo obficie, ale będą krótko i za tydzień lub dwa będzie już po “ptokach”.
Jednak szykują się koleje emocje. Solidnie dopadało, temperatury są bardzo dobre. Lada moment masowo sypnie podgrzybkami, zresztą grzybiarze już informują i prezentują w zbiorach coraz większe ilości młodych podgrzybków. Zaraz wystartują opieńki, rydze już się wykluwają, kanie, maślaki, później zielonki.
Zapowiada się grzybowo fantastyczna druga połowa września, chociaż już pierwszą można uznać za wspaniałą. Na koniec odwiedziłem kilka miejsc, w których nie tyle szukam grzybów, co czerpię i chłonę leśny nektar duchowego natchnienia.
Głóg pomieszany z wrzosem i tysiące innych leśnych kadrów. To wszystko mnie zachwyca i uskrzydla. Gdy spoglądałem na pełny kosz grzybów pachnących lasem, po raz kolejny oddałem pokłon Matce Naturze, za jej niezwykłą hojność i grzybowe upojenie grzybiarza. ;))
Lada dzień ponownie zawitam w bukowińskie lasy. Co mnie tym razem spotka? Czy borowiki jeszcze raz zapełnią kosz, czy znajdzie się w nim większa grzybowa różnorodność? Jedno wiem na pewno, że grzybowe emocje ponownie przeczołgają moją skromną, chociaż nieokiełznaną osobę. ;))
To była bukowińska poezja borowików szlachetnych. Jej główne wersy recytował borowikowy bór, resztę dopełnił sosnowy zakątek i koźlarzowa aleja. Niech zatem las napisze kolejny rozdział grzybowego szaleństwa, które dopadło mnie i tysiące innych grzybiarzy.
DARZ GRZYB! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies