Skip to content
Jagody wystartowały, ale nie wszędzie.
Czwartek, 13 czerwca 2024 roku. Z samego rana wysiadam w Bukowinie Sycowskiej. Zapowiada się dość chłodny jak na czerwiec dzień. To dobrze. Będzie się przyjemnie chodziło po lasach, owady nie będą zbyt dokuczliwe, a przede mną jest ważna misja, bowiem rozpoczynam sezon jagodowy 2024 i muszę sprawdzić jakie są perspektywy na tegoroczne zbiory.
Zanim dojdę do lasu, wyruszam wzdłuż torów obejrzeć kojące panoramy bukowińskiego świata i życia, rozciągającego się po obu stronach szlaku kolejowego.
Szkoła w Bukowinie wychowuje nowe pokolenie mieszkańców kultowej wsi, wakacje czuć w powietrzu, dzieciaki pewnie myślą o wszystkim, tylko już nie szkole. ;)) I słusznie. W końcu idą wakacje, a więc czas zasłużonego leniuchowania oraz odpoczynku.
Poranek jest dość pochmurny, nad Bukowiną zalegają wilgotniejsze masy powietrza, które pod koniec wycieczki, uaktywnią się nad głową Lenarta. ;)) Jeszcze kilkaset metrów marszu i znajdę się między polami i łąkami.
Wegetacja w tym roku rozpędziła się o miesiąc wcześniej i nie zamierza zwolnić. Patrząc na stan zbóż to nie zdziwię się, jak rolnicy rozpoczną żniwa pod koniec czerwca… A w połowie lipca zakwitną wrzosy.
Zapachy i poranne widoki nastrajają mnie bardzo optymistycznie. Już widzę las, już za moment będę w moim żywiole. Tam czeka na mnie komitet powitalny.
Komitet tworzy jeden osobnik o długich tylnych łapach i uszach. Wyszedł na środek leśnej piaszczystej ścieżki i spogląda, czy Lenart już wszedł do lasu czy jeszcze nie. ;))
Kiedy wypełnił swoją powitalną misję, czmychnął gdzieś w leśną dal, pozostawiając resztę mojej skromnej osobie, bowiem nie trzeba uczyć starej małpy jak ma chodzić po lesie. ;))
W lesie jest cudownie zielono, wprawdzie czerwiec przypomina lipiec, ale przyroda wciąż emanuje soczystością wiosennych barw. Nie namyślając się długo, udałem się w jagodowe miejsca, aby rozpocząć tegoroczne zbiory.
♦ JAGODY ♦
Ta wyprawa miała mi dać odpowiedź na nurtujące mnie od połowy kwietnia pytanie – w jakim stopniu niebezpieczne przymrozki, wpłynęły na owoce borówki czarnej?
Dzisiaj obiektywnie mogę napisać, że ich wpływ był jednak dużo większy niż pierwotnie mi się wydawało podczas rozpoczęcia tegorocznego Tour De Las & Grzyb, co miało miejsce 2 maja.
Część kwitnących kwiatów wówczas wymarzło, zwłaszcza w lasach rzadszych o skąpym runie, rosnących na wzniesieniach terenu. A więc sezon zapowiada się podobny do zeszłorocznego, większe skupiska jagód spotkamy punktowo, w korzystniejszych dla owoców siedliskach.
Z tym, że w zeszłym roku czynnikiem hamującym prawidłowy rozwój owoców była susza, w tym roku krecią robotę zrobiły przymrozki, które uderzyły podczas pełnego kwitnięcia jagodowych krzewinek.
Ostro zabrałem się do pracy i przez wiele godzin udało mi się nazbierać całkiem przyzwoitą ilość jagód, chociaż podkreślę, że pomogło mi doświadczenie i znajomość miejscówek, bowiem część jagodowych lasów jest po prostu pusta.
Do dyspozycji miałem cały dzień, więc nie tylko skupiłem się na jagodach, jednak przeznaczyłem na ich zbieranie jakieś 85-90% czasu. Jagody zbierało się wyśmienicie, chłodna aura i brak palącego Słońca to warunki idealne do zbierania leśnych skarbów.
No i te wciąż wiosenne barwy lasu. To jest miód na serce i duszę! Leśna świeżość i jakość. Z opadami w Bukowinie jest lepiej niż we Wrocławiu. Lasy dostały trochę ulew z przechodzących burz, które z zadziwiającą systematycznością omijają stolicę Dolnego Śląska.
Oczywiście do stanu idealnego nawodnienia sporo brakuje, ale póki co, to sytuacja na pewno jest lepsza w porównaniu do tego samego okresu w zeszłym roku, kiedy to w połowie czerwca nie było szansy na przyzwoite zbiory jagód.
W takich miejscach jagód było najwięcej. Obniżenia terenu, bogatsze runo, gdzie poza krzewinkami borówki rośnie trochę samosiejek drzew, szczypta paproci oraz traw, a sam las jest gęstszy od starego, rzadkiego boru sosnowego.
♦ GRZYBY ♦
Podczas wyprawy sprawdziłem również, co piszczy w leśnej ściółce w świecie grzybów, przechodząc przez kilka wybranych miejscówek. W górach sypnęło borowikami usiatkowanymi, miejscami pojawiły się ceglasie, podgrzybki, prawdziwki czy kurki. W lasach Bukowiny grzybów jest znacznie mniej, ale znalazłem honorowego koźlarza babkę, ceglasia, kanię i maślaki żółte.
Pojawiają się również jadalne muchomory czerwieniejące, których nie zbieram. Najbardziej ucieszyły mnie maślaki żółte, których znalazłem na tyle dużo, że pierwszy tegoroczny grzybowy sos ze świeżych grzybów został sporządzony i zjedzony.
Bardzo urokliwie wyglądała ta rodzinka (skupisko) owocników, które z daleka zdradzały swoją obecność intensywnymi, pomarańczowo-żółtymi barwami.
Honorowy ceglaś (krasnoborowik ceglastopory) był zdrowy, jędrny i piękny. Prześwietliłem ściółkę obok niego wzdłuż i wszerz, ale poza tym jednym egzemplarzem, nic więcej nie znalazłem.
W kilku miejscach znalazłem klujące się młode muchomory rdzawobrązowe, które również są jadalne, ale ja ich nie zbieram. Lekkie poruszenie w grzybowym świecie to bardzo miły akcent czerwcowej odsłony bukowińskich lasów.
W gęstwinie rosła też czubajka kania, którą pozostawiłem i uwieczniłem tylko na zdjęciu. W lesie na całego dojrzewają maliny. Tych to pożarłem na miejscu ze trzy solidne garście. ;))
♦ WYBRANE AKCENTY CZERWCOWEGO LASU ♦
Przechodząc przez wybrane hektary lasów Bukowiny, tradycyjnie było na czym oko zawiesić i nacisną spust migawki w aparacie. Na początek buk zwyczajny w kołnierzu mchów i jego bukowa oraz sosnowa wysokość.
Kolejna osobliwość to poranna gimnastyka bukowego stworka. Drzewo niezbyt wielkie, ale intrygujące, piękne, prezentujące swoje baśniowe oblicze.
Na pniu wizerunek leśnego Enta, stworka z głębi kniei, a może ducha dawnej bukowińskiej puszczy?
Kilka patriarchalnych okazów z głębi lasów Bukowiny. To ich życie, ich świat. To również ich milcząca mądrość, którą wchłaniam za każdym razem, kiedy je odwiedzam.
Wszystko wymieszane w zielonych barwach leśnego życia, nadziei i harmonii.
Na pniu dębu wyrosły jakieś grzybki. Drzewo też może być grzybiarzem, chociaż to grzyb drzewo wybiera a nie drzewo grzyba. Taki mały grzybek a rządzi takim wielkim drzewem. ;))
Dookoła lasów jagodowych miałem takie widoki. Wciąż było pochmurnie, tylko czasami na kilka minut Słońce wychodziło zza chmur.
Miejscami rozrosły się paprocie, w których czaiła się zwierzyna. Podziwiałem też lasy trawiaste, pełne kołyszących się źdźbeł na wietrze, który wzmagał się od czasu do czasu.
Postanowiłem przejść się na skraj lasu i spojrzeć w otwartą przestrzeń między lasami i polami kukurydzy. W godzinach popołudniowych, Słońce wyjrzało zza chmur na nieco dłużej. Na niebie pojawiły się błękitne jeziora na tle białych obłoków.
Zapanowała letnia sielanka. Cały czas było bardzo przyjemnie, niemniej wyraźnie ociepliło się przez operację słoneczną.
Przy polnych ścieżkach swoje wdzięki prezentuje chaber bławatek. Chociaż zaliczany jest do chwastów, wygląda obłędnie i nie można przejść obok niego obojętnie.
Tymczasem na niebie zaczęło się co nieco kotłować. Niewinne cumulusy postanowiły dokonać konsolidacji i zorganizować się w bardziej zwartą grupę. Wróciłem do lasu i pozbierałem jeszcze trochę jagód. Niebo trochę pociemniało, Słońce schowało się za rozrastającą się ekipę cumulusów.
W oddali usłyszałem pierwszy grzmot. Cały czas skubałem jeszcze jagody. Chmury przemieszczały się bardzo powoli, chwilami miałem wrażenie, że wręcz się zatrzymały. Grzmoty zbliżały się w moim kierunku. Po zakończeniu zbiorów, spakowałem wszystkie rzeczy i szybko wyruszyłem w kierunku stacji, do której miałem około 3. kilometrów. Cumulusy połączyły siły i przekształciły się w burzę, która leniwie przybliżała się do Bukowiny. W końcu, kiedy dochodziłem do skraju lasu, zaczęło mocno padać, ale trwało to krótko, jakieś 5 minut.
Za to na samym skraju jak lunęło to zrobiło się siwo. Wielkie ciężkie krople deszczu, spadały w zestawie z gradem wielkości ziaren grochu. Do stacji miałem niecały kilometr, ale do wiaty autobusowej znacznie bliżej. Jednak zanim do niej doszedłem, wyglądałem jak zmokła kura. Oberwałem solidnie deszczem z gradzinami. Zdjęcia, które są powyżej i poniżej, zrobiłem już po przejściu burzy nad Bukowiną, która w tym czasie kotłowała się między Bukowiną i Międzyborzem.
Pociąg jadący do Międzyborza wjeżdża w ulewę, która kilkanaście minut wcześniej przeszła nad Bukowiną. Kiedy przyjechał mój pociąg do Wrocławia i zatrzymał się 9 km dalej – w Twardogórze to okazało się, że tam nie spadła nawet kropla wody. Bukowińsko-międzyborska burza była punktowa, obejmująca swym zasięgiem niewielki obszar.
I tak zakończyło się moje pierwsze jagodowe włóczęgostwo w tym sezonie. Od rześkiego poranka, zbioru jagód, grzybów i obejrzeniu leśnych piękności, po burzę, która podlała lasy i Lenarta oraz sprawdziła gradem twardość jego głowy. ;))
Na jagody pojechałem również w sobotę. Relację z wyprawy zrobię w odrębnym wpisie. Pewne fragmenty tej wycieczki charakteryzowała niespotykana przeze mnie w tych lasach dawka niepokoju. Okazało się, że nie była ona bezpodstawna… O tym wszystkim postaram się napisać jutro.
DARZ GRZYB!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies