Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz. Część 1: MAJ-LIPIEC 2024.

Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz.

Część 1: MAJ-LIPIEC 2024.

Grudzień to miesiąc przeróżnych podsumowań. Na moim blogu, najważniejszym z nich jest podsumowanie sezonu grzybowego Tour De Las & Grzyb 2024 w gminie Międzybórz. Był to mój 37. sezon grzybowy na tych terenach. Natomiast, jeżeli chodzi o podsumowania sezonów w formie opracowywanej na blogu, to właśnie wybiło podsumowanie numer 10. A przecież nie tak dawno (10 lat temu), pojawiło się pierwsze podsumowanie. Czas pędzi po torze przeznaczenia jak pociąg między Bukowiną a Twardogórą… Tegoroczne podsumowanie podzieliłem na dwie części. Pierwsza część obejmuje miesiące maj-lipiec, a druga sierpień-październik.

Przed nadejściem uroczystego otwarcia sezonu na początku maja, przeżyliśmy kolejną, anomalnie ciepłą i bezśnieżną zimę. Polowałem na śnieżną oraz mroźną scenerię w lasach Bukowiny i jedynym tego typu mocniejszym akcentem podczas zimy 2023/2024, było kilka dni na początku grudnia 2023 roku. Styczeń w pogodzie był mocno nie styczniowy, za to w lutym było jeszcze cieplej i bardzo mokro. Marzec kontynuował termikę powyżej norm wieloletnich, a pod koniec miesiąca “oszalał” i jeszcze bardziej przygrzał, co odbiło się na wegetacji, która wybuchła o miesiąc wcześniej. Kwiecień kontynuował anomalnie ciepły trend, w konsekwencji czego w połowie kwietnia, wiele roślin wyglądało tak, jak w pierwszej połowie maja. W drugiej połowie kwietnia, przy zaawansowanej wegetacji i kwitnieniu setek drzew, krzewów i kwiatów, spłynęły arktyczne masy powietrza, które zdewastowały świat roślin, zwłaszcza drzew owocowych. Wówczas nie miałem jeszcze świadomości, jak kwietniowe mrozy odbiją się na owocach borówki czernicy. Po wyjątkowo wrednym mrozie szybko się ociepliło i wiosna kontynuowała swój przyśpieszony trend wegetacji. Jednak wraz ze wzrostem temperatur, zaczęły się wykluwać (jeden po drugim) układy wyżowe. Wtedy obudził się coroczny wróg grzybowego ludu – deficyt opadów i susza.

 MAJ 

Oficjalne rozpoczęcie sezonu nastąpiło 2. maja w Bukowinie Sycowskiej. Ponieważ na bieżąco śledzę przebieg pogody, temperatury i opady to wiedziałem, że w lesie raczej nie znajdę pierwszych grzybów rurkowych, ale podczas otwarcia sezonu, grzyby schodzą na dalszy plan. Otwarcie sezonu to nowy rozdział w baśniowej księdze. Księga ta, nazywa się Bukowiną Sycowską. Pociąg którym przyjechałem, szybko wyruszył w dalszą podróż. Przeszedłem przez tory kolejowy i znalazłem się na skraju leśnego świata, pełnego wiosennego życia, kwiatów, anielskich zapachów i śpiewu ptaków. 

Jeżeli chodzi o miesięczną normę opadów w gminie Międzybórz dla miesiąca maja względem normy 1990-2020 to był to miesiąc bardzo suchy. Podobnie zresztą jak maj 2023. Na terenie tej gminy spadło zaledwie około 40-50% normy opadów. Biorąc pod uwagę deficyt wody, który pojawił się już od marca/kwietnia, grzyby nie otrzymały szansy na uformowanie i wyklucie pierwszych owocników. Najpierw kwietniowy silny mróz, a teraz silna susza. Zatem “tradycyjny” początek sezonu w coraz bardziej rozchwianych parametrach pogodowych.

Od wielu lat miesiąc maj charakteryzuje ten sam niepokojący trend. W czasie, kiedy roślinność potrzebuje obfitych opadów, te “zawieszają się” na rzecz nieustępliwych wyżów lub ich klinów, które przepędzają fronty z opadami deszczu.

Maj to również miesiąc, w którym pojawia się coraz więcej burz. Tegoroczne, najczęściej wykluwały się daleko poza gminą Międzybórz, a jak już udało im się wypiętrzyć w pobliżu, “niewidzialna” ręka przepychała je nad inne regiony.

Tradycyjnie większe komórki burzowe kotłowały się w Górach Świętokrzyskich, częściowo na Ziemi Łódzkiej, w Małopolsce, na Górnym Śląsku i Podkarpaciu. Nieco więcej burz powstało również na północnym-zachodzie.

Gmina Międzybórz otrzymywała opadowe ochłapy, które przeważnie skropiły tylko powierzchnię gruntu.

W drugiej połowie maja, prawie codziennie gdzieś się wykluwały burze. Jednak było ich niewiele, miały bardzo ograniczony zasięg i oczywiście omijały Gminę Międzybórz szerokim łukiem.

Człowiek łudził się, spoglądał na radary, śledził rozwój konwekcji i nic. Suche dziadostwo pogodowe nie zamierzało odpuścić.

Na samym końcu miesiąca na północ od Wrocławia wykluła się spora struktura burzowa, która zahaczyła punktowo o gminę Międzybórz, chyba tylko po to, żeby podbić opadową statystykę za cały miesiąc.

2 maja – Tour De Las & Grzyb 2024 start!

Otwarcie nowego sezonu to coś znacznie więcej niż tylko oficjalne rozpoczęcie Tour De Las & Grzyb. To cały zestaw przyrodniczych rytuałów, które mi towarzyszą podczas całej wyprawy i uczta duchowa na najwyższych strunach podświadomości.

Już jako kilkunastoletni dzieciak zdałem sobie sprawę, jak wielkie znacznie ma rozwój duchowy podczas kontaktu z przyrodą. Z każdym następnym sezonem, odkrywałem głębsze pokłady czegoś, co do tej pory było jeszcze nieznane i tajemnicze.

Co więcej, mam wrażenie, że wraz z kolejnym następnym sezonem, przekraczam nowy poziom duchowej wędrówki, którego moja dusza nie przekroczyła w sezonie poprzednim.

Wiosenna świeżość i radość emanująca w esencji leśnego piękna, wtłacza do mojej głowy tyle myśli, spostrzeżeń, porównań, filozoficznych rozważań, że nie sposób to spisać na kartce.

Mogę tylko przyglądać się swojej sylwetce odbitej w lustrze wody i bezradnie dojść do wniosku, że dwie dłonie z kartką papieru i długopisem, nie spiszą nawet tysięcznej części moich myśli, które biegają jak wiatr po wierzchołkach drzew.

Widzimy ten wiatr, ponieważ porusza gałęziami, konarami i młodymi listkami, ale nie potrafimy go złapać. Tak samo jest z natchnieniem, które lasy Bukowiny wlewają w głowę, duszę i zmysły leśnego włóczęgi. Pragnę w jednym momencie wszystko zapamiętać i spisać.

I w tym samym momencie wszystko ucieka, bo już następne myśli gonią. I tak w kółko. Mogę jedynie sfotografować cudne pejzaże i krajobrazy, aby potem mozolnie postarać się odtworzyć słowem pisanym, jedno źdźbło z miliona kłosów duchowego natchnienia.

Tak zresztą jest co roku na ceremonii otwarcia nowego sezonu. I tak stało się już od końcówki lat 80-tych minionego wieku, kiedy Bukowina otworzyła swoje czarujące wrota przede mną i zaprosiła do siebie, aby w każdym sezonie uchylić rąbka tajemnicy swojej nieskończoności.

Kiedyś chciałem wielu ludziom pokazywać i zapraszać ich do Świątyni Duchowego Natchnienia, którym jest dla mnie Bukowina i jej lasy. Dzisiaj wiem, jak byłem naiwny w swoim założeniu.

Każdy człowiek ma inną wrażliwości i często spotykałem sytuację, w której to co dla mnie jest absolutem i ziemską świętością, dla innego nic nie znaczy. I nie mogę mieć nikomu za złe, że nie zachwyci się tym samym co ja.

Uświadomiłem sobie również, że tak ma być i dobrze, że tak jest. Gdyby każdy oszalał na punkcie Bukowiny, to stałaby się podoba do szlaku na Morskie Oko lub na Giewont.

Tymczasem pozorna niekomercyjność Bukowiny jest jednym z jej największych atutów. Tu przez wiele lat trzeba wybiegać jej tajemnice i poznać oblicza we wszystkich kierunkach świata, aby spadła kłódka przeciętności na rzecz otwartej komnaty wspaniałości.

Podczas otwarcia tegorocznego sezonu, postarałem się jeszcze raz opisać Bukowinę, wskazać, czym ona dla mnie jest i jak postrzegam lasy mojego dzieciństwa po 37. latach regularnych wypraw.

Po pierwsze – BUKOWINA TO DROGA DO WIECZNOŚCI. Życiowa wędrówka przyrodniczo-leśno-duchowa. Najważniejsze wyprawy w każdym sezonie mają miejsce w lasach Bukowiny.

Po drugie – BUKOWINA TO NIEWYCZERPANE ŹRÓDŁO INSPIRACJI. Chyba nie muszę tej tezy rozwijać. Każdy kto czyta mój blog wie, ile patosu wyrzeźbiłem o Bukowinie i ile zapewne jeszcze wyrzeźbię. ;))

Po trzecie – BUKOWINA TO MOJA ŻYCIOWA PODRÓŻ. Nie może być inaczej. W Bukowinie rozpoczął się duchowy rejs i będzie trwał wieki, kiedy dusza opuści ciało.

Po czwarte – BUKOWINA TO MÓJ WSZECHŚWIAT. Każde drzewo to gwiazda, każdy zagajnik to galaktyka. Wszystko obraca się w zaczarowanych wymiarach o czterech imionach. To wiosna, lato, jesień i zima.

Po piąte – BUKOWINA TO KRAINA WIECZNEJ PRZYGODY. Nie tylko tej duchowej, ale związanej ze wszystkimi aspektami wyprawy. To zbiory jagód i grzybów, fotografia, wyszukiwanie wyjątkowych drzew, ich pomiary, oglądanie i podziwianie zmieniającej się przyrody, świata owadów, zwierząt oraz milion innych szczegółów.

Aparat fotograficzny pozwala uwiecznić chwile przemijającego piękna, w których energia Wszechświata Bukowiny skupiona jest na najdelikatniejszych zmysłach leśnego dostojeństwa.

Kiedy maj otula zakamarki bukowińskiej krainy, turkusowo-błękitna poświata nieba zlewa się z wiosenną świeżością w doskonałą harmonię.

Ze świata nieba, zieleni, Słońca i przestrzeni, szybko przechodzę do głębokiego cienia leśnego orzeźwienia.

Podczas otwarcia sezonu odwiedziłem kilka znajomych drzew. Jednym z nich był dąb “Król Bagien”, który należy do grona najcenniejszych drzew rosnących na tych terenach.

Buki czarują młodymi listkami, trawy lśnią w gęstych kępach, ziemia uwalnia wiosenne zapachy.

Nowe życie tętni wiosenną szatą. Delikatną, niewinną, spontaniczną i rozśpiewaną tysiącami ptasich gardeł.

Kiełkujące siewki spoglądają na wielkość dorosłych drzew, które chronią je przed przegrzaniem i zbytnim przesuszeniem.

Sosny uaktywniły swój coroczny taniec młodych pędów. Zgłaszają nimi swoją obecność w lesie, rozpraszając przy okazji ezoteryczne aromaty leśnego eliksiru.

Część krzewinek borówki czarnej nie zdradza objawów przemarznięcia. Jednak to tylko pozorna oaza na oceanie zniszczeń, które dokonały kwietniowe przymrozki.

Podczas inauguracji sezonu sprawdzam nieliczne fragmenty stanowisk jagodowych, w których akurat nie widać śladów spustoszenia. Wydaje się, że sezon jagodowy będzie normalny, ale za kilka tygodni, jagodowa prawda wyjdzie na wierzch.

Poza tym daję się ponieść wiosennej euforii. Przemierzam czarującą krainę lasów Bukowiny tak, jakbym nie widział jej przez sto lat!

Urzeka mnie wszystko! Głębokie cienie w dojrzałym lesie, las pędów w gospodarczej sośninie i pojedynczy obłok na niebie.

Trawy mieniące się na poboczu i środku leśnej ścieżki, falujące listki na drzewach, krzewach, szum lasu, otchłań zieleni.

Bukiety młodych liści dębu, miękkość leśnej ściółki, wszelkie zaułki i kryjówki, w których buszują tylko dziki, sarny i Lenart. ;))

Skupiska żarnowca ubarwiły zielone przestrzenie żółtymi akcentami. Teraz awansowały bardzo wysoko w kategorii polnych piękności.

I te magiczne, piaszczyste ścieżki pomiędzy kwitnącymi żarnowcami, za pan brat z młodymi sosnami. Ależ to wszystko jest fenomenalne!

Po wchłonięciu zielonego ducha otwartych przestrzeni, ponownie zaszywam się w lasach. Będę wędrować leśnymi gęstwinami prawie do samej stacyjki kolejowej w Bukowinie.

Odwiedzam miejsca, w których – przy sprzyjających warunkach, kłębią się dorodne prawdziwki. Chociaż nie znajduję ani jednego, adrenalina samoistnie napływa tu do głowy grzybiarza.

A za nimi rozpoczynają się lasy podgrzybkowe, koźlarzowe i kurkowe. Paprocie w tym sezonie, bardzo szybko przeobraziły się z młodych, powyginanych “koników morskich” w rozwinięte skupiska o prehistorycznym rodowodzie.

Charakterystyczny, znajomy głaz leży w kniejach, na obumarłym drzewie wyrosła rasowa huba.

Jednak nie wszystkie paprocie zdążyły z przemianą i udaje mi się uwiecznić leśne “koniki morskie” na zdjęciach.

Z młodszych drzewostanów, idę sprawdzić co słychać w lasach wyższych i starszych czyli tam, gdzie grzyby podczas jesieni tworzą swoje kapeluszowe zgromadzenia.

Grzybów brak, za to wiosennej zieleni jest bez liku. Początek maja przypomina bardziej jego koniec. Wegetacja w tym roku jest wyraźnie przyśpieszona.

Mijają kolejne godziny inauguracyjnej wyprawy, a ja wciąż mam takie zapas siły, że mogę przejść jeszcze raz tę samą odległość. Wiosenna energia na dobre wlała się w moją duszę.

Głębszym popołudniem na niebie zgromadziło się nieco więcej chmur, ale deszczu nie przyniosły. Szkoda. Pomimo czarującej wiosennej zieleni, ściółka jest mocno przesuszona.

Przechodzę przez te fragmenty bukowińskich komnat, w których las zmienia się bardzo szybko. Od paprociowo-sosnowych hektarów, przez młode, jeszcze świetliste dębiny, po polno-piaszczyste akcenty.

Padalec wije się w piachu, dmuchawce-latawce czekają na podmuchy ciepłego wiatru.

W końcu wychodzę na drogę, którą dojdę już na tereny w pobliżu stacji. Kiedy przeszedłem te ponad 20 km? Leśny kalejdoskop wiosennego natchnienia zakręcił mną bardzo mocno.

Witaj Bukowino! Alejka jesionowa, polna droga, domostwa na dole i lasy na górze. W mojej głowie nic się nie zmieniło. Jak była “walnięta” na punkcie tej krainy, tak pozostaje nadal. ;))

Bardzo wolno idę na stację. Który to już raz? 1500? 2000? Energia na cały sezon została zgromadzona w duszy. Można śmiało planować następną wyprawę.

Ale zanim do niej dojdzie, posiedzę przy stacji i powspominam czasy, w których stacyjka tętniła zielonymi, zdrowymi drzewami, pachniała bzem, z pompy płynęła lodowata, przeźroczysta woda, a tysiące jaskółek i chrabąszczy majowych latało nad głowami grzybiarzy…

28 maja – Jak dobrze być w Bukowinie

Pod koniec maja Bukowina olśniła letnią szatą. Delikatną, jeszcze jaskrawo zieloną, nieprzesuszoną przez letnie upały. Wysiadłem na stacji kolejowej i powiedziałem sam do siebie – JAK DOBRZE BYĆ W BUKOWINIE!

I wyruszyłem na duchowe podboje zaczarowanej krainy z alejką jesionową i pagórkami na horyzoncie.

Postanowiłem przejść przez całą Bukowinę, aby następnie zaszyć się w kniejach Węgrowej, Ligoty Dziesławskiej, Bukowiny, Goli Wielkiej, Goszcza i Królewskiej Woli. 

Wegetacja nie zwolniła, przyroda wyglądała jak w zaawansowanym czerwcu a nie maju. Na początek postanowiłem przejść przez gospodarcze lasy sosnowe.

Poranne orzeźwienie było zintensyfikowane parowaniem wody z opadów, które przeszły dobę wcześniej. Lasy zabłysnęły zielonym optymizmem pełni wiosny.

Mchy napiły się wody, młode liście buków nabrały sprężystości i wigoru.

Zaczęły dojrzewać pierwsze jagody. Bardzo wcześnie. Pozostało pytanie, jak będzie wyglądać sytuacja jagodowa za 2-3 tygodnie? Zauważyłem, że w wielu miejscach jest pusto, krzewinki są pozbawione owoców.

Postanowiłem, że przyjadę na pierwsze zbiory jagód przed połową czerwca. A teraz podziwiałem wiosenne wrzosy oraz młode pędy jodełki.

Na niektórych krzewach jeżyn pojawiły się pierwsze kwiaty. Również o miesiąc za wcześnie. Jednak w świecie grzybów panowała pustka.

Przeszedłem przez wiele hektarów podgrzybkowo-sosnowego szczęścia, chociaż w majowym lesie to szczęście miało wymiar nieco okrojony, tylko sosnowy.

To jednak w żadnym stopniu nie obniżało rangi wielkiej prawdy ukrytej w tych lasach, która brzmi: JAK DOBRZE BYĆ W BUKOWINIE!

Słońce rozświetliło leśne przestrzenie sosnami pokryte, pięknem i ukojeniem pomalowane, jak zawsze hipnotyzujące.

Dość szybko zrobiło się gorąco i duszno. Wiatr ustał, Słońce przypiekało. Czyżby na burzę się zbierało?

Młode lasy pędami wzniosły się ku górze, zieleń pokryła moją krainę grzybowej włóczęgi.

Młodniki sosnowe i alejki brzozowe wzdłuż piaszczystej drogi. Widoki przez człowieka stworzone, za kilka lat będą grzybami natchnione.

Następnie poszedłem w dorodne buczyny. Na niebie chmur przybyło, w oddali słychać wrrr… Wykluła się ciężka masywna komórka burzowa.

Długo ciskała piorunami i straszyła, ale ominęła Bukowinę. Przetoczyła się w okolicach Milicza, gdzie solidnie narozrabiała, powalając trochę drzew i wylewając wielkie ilości wody, a miejscami posiekała gradem.

Doszedłem do kultowego tunelu, pstryknąłem kilka zdjęć i zacząłem wędrować wzdłuż Prądni Goszczańskiej.

Leśne oblicze w zwierciadle wody odbite. Woda płynie leśnymi zakamarkami, tajemniczymi zakrętami, wije się, zwalania i przyśpiesza. Często płynie bezszelestnie, jakby nie chciała zakłócać leśnej ciszy. Po oględzinach wielu miejsc widziałem, że w maju grzybów już nie znajdę.

Podsumowując grzybowo miesiąc maj 2024 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że wiosenny niedobór opadów, który przyczynił się do powstania suszy atmosferycznej i w konsekwencji suszy glebowej, nie pozwolił grzybni na uformowanie i wyklucie pierwszych owocników grzybów rurkowych. Za to wegetacja była przyśpieszona o 3-4 tygodnie i pod koniec miesiąca leśna szata, bardziej przypominała drugą połowę czerwca.

Na przełomie maja/czerwca nad gminą Międzybórz przeszło trochę opadów pochodzenia burzowego, które dały jakąś nadzieję, że za kilkanaście dni w pierwszej połowie czerwca wyklują się jakieś spontaniczne owocniki grzybów. Za to dojrzewały już jagody, chociaż wiele stanowisk borówkowych wyglądało niepokojąco pod względem ilości owoców. Część z nich była całkowicie pusta. To efekt późno-kwietniowych, silnych przymrozków, które uderzyły w najbardziej wrażliwej fazie kwitnięcia kwiatów.

Za to duchowej uczty otulonej wiosennym pięknem lasów gminy Międzybórz było od groma. Wegetacja pędząca jak rakieta przeobrażała las z dnia na dzień. Pod tym względem było bardzo podobnie jak podczas wiosny 2018 roku, kiedy to zanotowano rekordowo ciepły kwiecień i maj. Tylko wtedy kwiecień nie przymroził i nie zniszczył owoców, ale żeby nie było za słodko i miło, to upierdliwość suszy ciągnęła się do października.

 CZERWIEC 

W czerwcu szykuję się na pierwsze jagodowe wyprawy. W 2023 roku sezon jagodowy bardzo się opóźnił przez wiosenną suszę (pierwszy zbiór jagód zaliczyłem 30 czerwca). W tym roku, pierwsze jagody zaczęły dojrzewać w drugiej połowie maja, a więc można było przypuszczać, że w czerwcu na dobre rozkręci się sezon i to w pierwszej połowie miesiąca. Tylko wciąż pod znakiem zapytania pozostawała ilość owoców po kwietniowych przymrozkach.

Od kilku lat w gminie Międzybórz nie notuje się czerwcowych deszczów świętojańskich (ostatnie wystąpiły w 2020 roku). Podobnie było w tym sezonie, przy czym pojawiło się trochę opadów, głównie pochodzenia burzowego. Na szczęście nie notowano też wielu gorących/upalnych dni pod rząd, dzięki czemu susza nie zwiększyła zbytnio swojej intensywności.

Pierwsze większe opady przeszły na początku miesiąca. A więc w gminie Międzybórz popadało zarówno na koniec maja jak i na początku czerwca.

Następnie wszystko wróciło do “normy”. Opady skupiły się głównie na południu i wschodzie Polski. Miejscami były bardzo silne, wywołujące powodzie błyskawiczne.

Na mapach radarowych, często powtarzał się ten sam scenariusz. Wszystkie większe opady skupiały się przede wszystkim w dzielnicach południowych.

Zachód kraju był notorycznie omijany prze bardziej wydajne opadowo fronty atmosferyczne i komórki burzowe.

Przed rozpoczęciem astronomicznego lata, obfity w wodę front nasunął się najpierw w wąskim pasie nad zachodnie dzielnice kraju (oczywiście z pominięciem gminy Międzybórz), a następnie rozwinął swój potencjał na wschodzie.

Burze wykluwały się w wielu miejscach kraju, ale wciąż poza terenami gminy Międzybórz.

Niektóre fronty przechodziły przez zachód bezobjawowo i uaktywniały się dopiero w centrum, na południu i na wschodzie. Masywniejsze burze notowano również na północy.

Generalnie najbardziej wilgotna i chłodniejsza w gminie Międzybórz była pierwsza połowa czerwca. Druga była cieplejsza i bardziej sucha.

13 czerwca – Jagody wystartowały, ale nie wszędzie

13. czerwca był tym dniem, w którym miałem otrzymać od lasu odpowiedź na pytanie o jagodowych perspektywach na rozpoczynający się sezon jagodowy 2024. Ale… Na przełomie maja/czerwca przeszły nieco większe opady, natomiast temperatury były znośne.

Zatem pojawiły się pierwsze grzyby, np. koźlarze babki i muchomory czerwieniejące.

Pod modrzewiami trafiały się piękne, zdrowe młode maślaki żółte.

Znalazłem też pierwsze krasnoborowiki ceglastopore.

Gdzieniegdzie ze ściółki wychyliły się muchomory rdzawobrązowe i spontaniczna czubajka kania.

Świat grzybów drgnął, chociaż bardzo punktowo. Pierwszy grzybowy sos smakował wyśmienicie.

I przyszedł czas na zbiór jagód. Wybrałem miejsce, w którym owoców było na tyle dużo, że spokojnie przez wiele godzin mogłem je skubać.

Przy okazji pojadłem malin, które w tym sezonie również szybciej dojrzały.

Pierwsze jagodowe zbiory zaliczone, jednak ilość owoców nie powala. Co więcej, w części stanowisk jagodowych panuje pustka. Może następnym razem będzie lepiej.

Wracam przez doskonale znane mi tereny lasów Bukowiny. Panuje ciepłe, przyjemne popołudnie, jednak na niebie zaczyna się coś dziać. Chmurzy się, w oddali grzmi, podrywa się nieco silniejszy wiatr.

Na mapie radarowej widzę, że kluje się jakaś burza, pytanie – czy zdążę wrócić na stację, czy złapie mnie po drodze?

Jestem już blisko skraju lasu, ale burza jest jeszcze bliżej i chyba jednak nie zdążę.

I w końcu muszę się schować pod wiatą autobusową przy szosie naprzeciwko chlewni, ponieważ rozpoczęła się ulewa połączona z opadami gradu.

Trwała jakieś 20-25 minut i popłynęła w kierunku Międzyborza. Przychodzę na stację, fotografuję kłębowisko chmur, które przetoczyło się nad Bukowiną. To był emocjonujący koniec jagodowej wyprawy. Jednak jeszcze większe emocje czekają na mnie za dwie doby i to podczas spokojnej aury…

15 czerwca – Kiedy niepokój chodzi po bukowińskiej krainie…

Połowa czerwca. Lato w pełni rozwija swoje skrzydła. Zrobiło się bardziej sucho, ale liczę, że znajdę jeszcze jakieś grzyby.

Słońce mocno operuje, błękit nieba miesza się z ławicami chmur pierzastych. Wszystko wygląda wspaniale, ale jednak coś jest nie tak.

Od rana targa mną jakiś wewnętrzny, niespotykany tu wcześniej niepokój. Nie mam pojęcia o co chodzi.

Z grzybów znajduję bardzo nieliczne koźlarze topolowe, niektóre nie nadają się już do zbioru.

Jeden z nich wygląda wzorcowo, jak klasyczny wypasiony piewca grzybowej jesieni.

Kilka owocników borowików ceglastoprych rozpada się z suchości i ze starości, w gałęziach zawieruszyła się pojedyncza czubajka.

Inne, nawet jak są w dobrej kondycji to zostały zaatakowane przez czerwie i muszą pozostać w lesie.

Maślaki żółte już podrosły, pojawiły się też pojedyncze koźlarze grabowe.

Chociaż większość znalezionych grzybów pozostawiam w lesie, to niektóre są zdrowe i drugi wiosenno-letni grzybowy sos, stanie się spożywczym faktem.

Największą niespodzianką są dwa dorodne, piękne koźlarze pomarańczowo-żółte. Ten gatunek kiedyś charakteryzował pierwsze, wczesne wysypy grzybów w lasach Bukowiny. Od wielu lat owocnikuje w bardzo małych ilościach.

Zajęty leśnymi sprawami, nie mogę się pozbyć tego niepokoju, który dorwał mnie od samego rana.

W końcu rzucam się w wir skubania jagód i chociaż idzie mi całkiem nieźle, niepokój nie przechodzi.

Z jagodami sytuacja staja się coraz klarowniejsza. Rosną wybitnie na okaziciela. W większości miejsc jest pusto lub jest ich bardzo mało. Tylko nieliczne enklawy darzą owocami w przyzwoitych ilościach.

Drugi zbiór jagód zakończony i w ocenie zbierającego – jest bardzo dobry, zwłaszcza jak na tegoroczne warunki.

W trakcie zbioru jagód zrobiłem sobie przerwę. Byłem stosunkowo blisko stacji to poszedłem zrobić kilka zdjęć klonu “Bukowianina”. Nie wiedziałem jeszcze, dlaczego tak mnie ciągnęło do drzewa…

Powracam w knieje i spotykam wiewiórkę, która wykonuje akrobacje, spogląda na mnie, wydaje wiewiórcze dźwięki i sprawia wrażenie, jakby chciała mi coś przekazać. Do tej pory przez wszystkie lata, w tym miejscu nigdy nie spotkałem wiewiórki.

Kiedy poszedłem na dalsze miejsca jagodowe, stopniowo zbliżałem się w kierunku do Międzyborza.

Kończąc zbiory doszedłem do wniosku, że bliżej mam do stacji w Międzyborzu i postanowiłem, że nie wrócę już do Bukowiny, tylko wsiądę do pociągu właśnie w Międzyborzu.

Przez całą wycieczkę nie mogłem się pozbyć niepokoju, który chodził po bukowińskiej krainie i nie chciał mnie opuścić.

Byłem już lekko podirytowany tą dziwaczną sytuacją, ale powiedziałem sobie ok., następnym razem będzie lepiej, może po prostu trafił się taki dzień, w którym coś się pomieszało w mojej głowie.

Podziwiam łany zbóż na polach Międzyborza, przychodzę na stację i po kilkunastu minutach wsiadam do pociągu. Kiedy jednostka zbliża się do Bukowiny, wychylam się przez okno. Nie mogę uwierzyć własnym oczom…

Klon srebrzysty “Bukowinian” leży połamany. Jeden z dwóch głównych przewodników drzewa wyłamał się i rozwalił ławkę. Ktoś już pociął drewno i założył taśmę, aby nie wchodzić w strefę zagrożenia. Teraz zaczyna do mnie dochodzić, skąd ten niepokój, który towarzyszył mi od rana…

Wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Od rana niepokój, jakaś wewnętrzna, niepohamowana siła, która zaprowadziła mnie pod stację, żeby zrobić ostatnie zdjęcia drzewa, a później ta wiewiórka, która prawdopodobnie dawała mi znać – Paweł! Bukowianin złamał się! Połowa drzewa runęła na ziemię! Czy to wszystko, to był tylko zbieg tak zwanych okoliczności, czy jednak więź duchowa z lasami Bukowiny sprawiła, że poczułem więcej niż przeciętny człowiek?

20 czerwca – Jagodowe rozpoczęcie lata

Początek astronomicznego lata. Następna wyprawa na jagody, ale najpierw oględziny stacji i resztek “Bukowianina”. Zdjęcie zrobione spontanicznie, dobrze oddaje mroczny i bardzo przykry wymiar stacji, która na zawsze straciła swoją najpiękniejszą wizytówkę – dorodnego klona srebrzystego.

Jak duża była siła, która towarzyszyła upadkowi ½ drzewa, widać po połamanej ławce. Gdyby w tym czasie siedział na niej jakiś człowiek, nawet by nie pisnął…

Do złamania doprowadziło zatrucie drzewa przez wciąż nieznanych sprawców na wiosnę 2021 roku i działalność grzybów, które osłabiły wytrzymałość mechaniczną drzewa. Urzędnicy zamietli sprawę otrucia Bukowianina i innych drzew pod dywan. Nigdy im tego nie zapomnę.

Dzień zapowiada się bardzo przyjemnie. Kilkanaście godzin temu popadało i wiele roślin jest jeszcze mokra. Szybko przemieszczam się przez fragment Bukowiny, aby znaleźć się w jagodowych miejscówkach.

Wybieram sprawdzone stanowiska, w których ilość jagód pozwala na konkretny zbiór. Obfitsze w owoce fragmenty borów sosnowych są w mniejszości w porównaniu do przeważającej, skąpej lub wręcz bez-jagodowej większości.

Tegoroczne skubanie wymaga jeszcze większej determinacji niż w poprzednim sezonie, który również nie należał do zbytnio rewelacyjnych.

Tylko nieliczne stanowiska nie zostały zdziesiątkowane przez kwietniowe mrozy. Moje spostrzeżenia o lichym sezonie potwierdzają znajomi, którzy również zbierają jagody w różnych częściach Dolnego Śląska.

Późnym popołudniem kończę zbieranie. Aura jest bardzo przyjemna, temperatura nie jest za wysoka, chociaż oczywiście w letniej wartości.

Pozostaje jeszcze zrobić szybki obchód po wybranych miejscach grzybowych, ale nie liczę na znalezienie czegoś spektakularnego ze świata grzybów.

Spoglądam na kojące widoki letniego boru sosnowego. W pobliżu śpiewa wilga i kilka innych gatunków ptaków.

Pola kukurydzy rosną żwawo, a ja przeciskam się między leśnymi ścieżkami i zakamarkami.

Znajduję pierwszego podgrzybka brunatnego w sezonie, chociaż nieco zdziadziałego i kandydującego do uzyskania statusu kapcia. ;))

Maślaki żółte już w schyłkowej fazie, jakieś grzyby cały czas można spotkać, ale są to tylko punktowe wypryski.

Znajduję też gatunki, których nie zbieram, między innymi gołąbki i muchomory.

Pierwsze grzybowe wypryski nie zdołały przekształcić się w coś większego, ale i tak warto odnotować, że w ogóle coś się pojawiło przy panującej przewadze niesprzyjających warunków.

Bujnie zazieleniły się wrzosy, w tym roku mogą szybciej zakwitnąć, jeżeli poddadzą się pędowi wegetacji, która opanowała świat roślin.

W drodze powrotnej, Bukowinę i jej lasy pokrywa czar wczesnego lata. Idę pomału, gdyż zieleń lasów i Słońce rozpoczęły swój rytuał doskonałości między światłami i cieniami.

Chcę uwiecznić kilka kadrów z tej ceremonii, często na pograniczu snów i marzeń.

Wsłuchiwałem się w szept lasu i czasu. Rok temu też tu byłem. I dwa lata temu, trzy, pięć, dziesięć i dwadzieścia pięć a nawet ponad trzydzieści…

Słoneczny pył osiadł na mistycznych lasach Bukowiny. Bije od niego niespotykane ciepło, szczerość i dobro. Tak kończy się leśna wyprawa na przełomie astronomicznej wiosny/lata. Tu panuje jedność leśnego Wszechświata.

23 czerwca – Nostalgia za dawnym Grabownem i Dobroszycami 

Trzy doby później postanowiłem sprawdzić lasy położone między Dobroszycami i Grabownem Wielkim. Ze smutkiem odkrywam, że sezon jagodowy 2024 tutaj nie istnieje. Dosłownie wszystkie krzewinki są puste, bez owoców. Zamiast zbierania jagód, wycieczka zamienia się w spokojny spacer.

Kiedyś lasy te były znane z obfitości jagód i grzybów. Ostatnie lata są coraz słabsze pod tym względem. O ile na grzyby można jeszcze liczyć, o tyle z jagodami jest tu bardzo słabo.

Wiele najcenniejszych borów sosnowych wycięto i trzeba czekać aż się odbudują. Ale nawet tam, gdzie lasy nie zostały jeszcze wycięte, ilość jagód znacząco spadła. Jednak w tym sezonie to było nieistotne, ponieważ śmiało można go nazwać rokiem bez jagód.

Wycieczka udana, spacer przyjemny, ale jeżeli chodzi o jagody, to pozostaje tylko Bukowina, która zdołała uchronić kilka enklaw jagodowych przed niszczącym mrozem.

Na stacji wspominam dawne czasy świetności tego terenu i ludzi, którzy przyjeżdżali razem ze mną. To wszystko przeszło do historii. Za kilka dni planuję wyprawę jagodową do Bukowiny.

26 czerwca – Czerwcowe borówkowo/jagodowo

26. czerwca z samego rana wysiadam na bukowińskiej stacyjce. Ponownie idę w miejsca, w których można jeszcze nazbierać jagód w tym biednym sezonie. Po drodze sprawdzam kilka innych miejscówek, które w zasadzie są puste, bez owoców.

Dzień zapowiada się dość gorąco, a więc postanawiam jak najszybciej nazbierać owoców, zanim dopadnie mnie upał. Od razu biorę się ostro do pracy.

Ponownie utwierdzam się w spostrzeżeniu, że lepiej w tym sezonie już nie będzie. Jagód jest bardzo mało, a jak lipiec przyłoży z upałami i suszą, to sezon gwałtownie się zakończy.

W głębi lasu, w bardziej zarośniętych otulinach, trafiają się nawet nieźle oblepione owocami krzewinki, ale ich wielkość nie jest powalająca.

Nawet miejscowych nie spotykam, chyba zniechęcili się do tegorocznego sezonu i jego jagodowej słabości.

Zbliżało się późne popołudnie. Kończę zbieranie jagód, w planie mam jeszcze spacer po wybranych hektarach leśnego szczęścia.

To ostatnie zbiory w czerwcu, miesiącu – który jak się wkrótce okazało – był najlepszym miesiącem w tym roku na zbiory jagód w gminie Międzybórz.

Paradoksalnie, w zeszłym roku sezon jagodowy startował dopiero na samym końcu czerwca, w tym roku w analogicznym okresie, zbliżał się już do końca.

Przeszedłem skrajem lasu w pobliżu pola z kukurydzą, rozejrzałem się trochę i ponownie wszedłem do lasu.

Las przygotował mi największą, późno-czerwcową niespodziankę grzybową. To wyjątkowo okazały owocnik pieczarki okazałej. Tak dużej jeszcze nie znalazłem.

Żeby pokazać wielkość jej kapelusza, położyłem na niego pudełko po zapałkach. Grzyb pozostał w lesie, niemniej świetnie było go spotkać i obejrzeć.

Niedaleko rosła druga pieczarka, mniejsza, ale również w dość sporych rozmiarach.

Poza tym spotkałem kilka gołąbków i ponurniki aksamitne.

W liściach zawieruszył się nieco przerośnięty maślak żółty. Generalnie świat grzybów pobudzony w pierwszej połowie miesiąca, kończył swoją czerwcową, minimalną aktywność.

Część wyprawy tradycyjnie przeznaczyłem na obejrzenie lasów, zrobienie zdjęć i ogólnym sprawdzeniu, co się dzieje w ściółce.

Przeszedłem przez urokliwe i mocno zarośnięte tereny znajdujące się w pobliżu Dziesławskiego Potoku. Tam znajduje się królestwo olch.

W alejkach brzozowych cisza. Myślałem, że koźlarze pomarańczowo-żółte będą miały więcej pary, żeby wykluć trochę owocników, jednak poza pojedynczymi egzemplarzami z pierwszej połowy miesiąca, już się nie pokazały.

W lesie zrobiło się bardziej sucho, czerwcowe deszcze świętojańskie nie przyszły czwarty rok z rzędu. Pora wracać na stację.

Późno-czerwcowe lasy Bukowiny Sycowskiej. Labirynt wolności i radości!

Żegnam jagodowy czerwiec 2024 roku w lasach Bukowiny. Przyjadę tu ponownie już w lipcu. Było trochę grzybów, nazbierałem całkiem sporo jagód. Biorąc pod uwagę skomplikowane warunki pogodowe, termiczne i hydrologiczne w poprzednich miesiącach, można stwierdzić, że był to całkiem niezły miesiąc.

30 czerwca – Jagodowa wycieczka do Sośni Ostrowskich

W ostatni dzień czerwca postanowiłem pojechać do Sośni Ostrowskich. Bardzo dawno tu nie byłem. Był to bardzo upalny dzień. Pomyślałem, że może w tych lasach sytuacja jagodowa będzie lepsza.

Lasy intensywnie pachniały żywicą od upalnego powietrza, które szerokim strumieniem wlewało się do ich świata. Pierwsze stanowiska jagodowe były… puste.

Wziąłem ze sobą tylko koszyk, ponieważ wiedziałem, że upał nie pozwoli mi siedzieć w lesie do wieczora. Poza tym nie widziałem, czy coś tu znajdę, a na dokładkę po południu mają pojawić się burze.

Jagody znalazłem dopiero w głębi lasów, przeważnie wśród paproci. Palące Słońce skutecznie zniechęcało mnie do dłuższego siedzenia w lesie.

Krzewinki borówek na przeważającym obszarze były puste. Niestety, tutaj kwietniowe mrozy również poczyniły ogromne spustoszenie w owocach borówki czarnej.

Zaczęły dojrzewać owoce borówki brusznicy. Czyli też o miesiąc za wcześnie. Pokręcony jest ten rok, “pośpiesznie” wegetacyjny.

Po południu upał nasila się. W cieniu notuję +36/+37 stopni C. Dozbierałem jeszcze trochę jagód i wyruszam z powrotem, chociaż do pociągu mam bardzo dużo czasu. Na horyzoncie, wyraźnie widać rozbudowujące się chmury burzowe.

Przyszedłem na stację i wchodzę do poczekalni, w której jest o około 10 stopni chłodniej. Wymęczyła mnie ta upalna pogoda i brak owoców.

Chmury burzowe zbliżają się do Sośni. Największa formacja ominie miejscowość, ale na mapach widać, że nie obejdzie się bez solidnej ulewy.

Przed jej nadejściem obserwuję i fotografuję kłębiące się, ciemne podstawy chmur.

Poderwał się silny wiatr, zaczęło lać i walić piorunami, chociaż nie było to jakieś wyjątkowo intensywne zjawisko. Następnie pioruny biły rzadziej i dalej, ale za to bardzo solidnie lunął deszcz. Ulewa trwała około 20/30 minut. Burza zahaczyła jeszcze o Pawłów, Międzybórz i część Bukowiny. Kiedy wróciłem do Wrocławia to okazało się, że w mieście nie spadła kropla wody…

Podsumowując grzybowo miesiąc czerwiec 2024 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że wlał on dawkę optymizmu dla grzybiarzy, zwłaszcza w pierwszej połowie miesiąca, gdyż opady jakie przetoczyły się na przełomie maja/czerwca, pozwoliły grzybni wykluć pierwsze owocniki grzybów. Gatunki, które zareagowały to głównie koźlarze babki, topolowe, koźlarze pomarańczowo-żółte, grabowe, maślaki żółte, krasnoborowiki ceglastopore, sporadycznie czubajki kanie. Z innych gatunków warto wskazać na pieczarki okazałe, muchomory czerwieniejące, muchomory rdzawobrązowe, ponurniki aksamitne i gołąbki.

Czerwiec okazał się też najlepszym miesiącem pod względem zbioru jagód, jednak ich występowanie było bardzo mocno ograniczone do nielicznych miejscówek, które oparły się kwietniowym przymrozkom. Jak na moje oko, to około 90% lasów jagodowych oberwało i zostało pozbawione kwiatów, a w konsekwencji owoców. Czegoś podobnego, jeszcze nigdy nie zanotowałem na terenie gminy Międzybórz od 1988 roku.

 LIPIEC 

Czego można było się spodziewać po lipcu? Na cudowne odrodzenie jagód już nie liczyłem, ale trzymałem kciuki, aby siódmy miesiąc w roku nie odpalił z suszą i upałami. Trzymanie kciuków opłaciło się, w pierwszej połowie miesiąca nieźle popadało, ale wysokie temperatury nie pozwoliły grzybom rozwinąć kapeluszy. Natomiast z jagodami w każdym tygodniu było tylko gorzej.

Na terenie gminy Międzybórz lipiec wyrobił się z opadami, a nawet lekko przekroczył normę. Najwięcej deszczu spadło w pierwszej połowie miesiąca. To uchroniło lasy przed gwałtownym przesuszeniem. Tym razem najmniej opadów w stosunku do normy 1991-2020, otrzymały wilgotne zazwyczaj regiony południowe.

Lipiec przyniósł kilka fal opadów, część z nich to rozległe burze wielokomórkowe, które punktowo generowały znaczne sumy opadów. Bardzo silny incydent opadowo-burzowy rozpoczął się 11. lipca, najpierw w regionach północnych.

W zachodnich regionach, w tym nad gminą Międzybórz najsilniejsze burze przetoczyły się z 12. na 13. lipca. Na oficjalnych stacjach zmierzono 30/40 mm opadu, ale lokalnie poza tymi stacjami napadało nawet 50/60 mm.

Kolejne dni nie przyniosły już większych opadów w gminie Międzybórz, za to na terenie kraju notowano wiele silnych zjawisk konwekcyjnych, zwłaszcza we wschodniej, północnej i południowej części kraju.

W drugiej połowie lipca nad gminą Międzybórz opady “zawiesiły” się, jednak w kraju nadal notowano punktowe burze, miejscami z intensywnymi ulewami.

Silna ulewa przeszła w Zakopanem, więcej popadało też w Słubicach i na południu kraju. W gminie Międzybórz opady były słabe.

Nadzieję na solidniejsze ulewy dawał front nadciągający od zachodu pod koniec miesiąca, ale ostatecznie skumulował deszczówkę na krańcach zachodnich i w Polsce północno-zachodniej.

Ostatnie dni lipca to solidne opady na północy. Nad resztą kraju nic specjalnego.

11 lipca – Najsłabszy jagodowo lipiec od wielu lat

Po zakończeniu leśnych wojaży czerwcowych, zrobiłem sobie przerwę aż do 11 lipca. Wtedy to pojechałem obejrzeć jagodowe lasy po większych opadach, aby sprawdzić czy pomogą w tegorocznej sytuacji jagodowej.

Przegląd terenów rozwiał wszelkie wątpliwości. Najlepszym miesiącem dla jagód był czerwiec. Jagody po prostu kończą się. Owoce nie podrosły pomimo opadów, część z nich opada, część kurczy się, jakby w ogóle deszcz nie padał.

Zbiór wymęczył mnie na tyle, że podjąłem trudną dla mnie decyzję o zakończeniu tegorocznych zbiorów. Lipiec od zawsze był najlepszym miesiącem do zbierania jagód. W tym roku stało się inaczej. Kompletne pomieszanie z poplątaniem.

Po zeszłym sezonie wydawało się, że ten może być tylko lepszy, ale pogoda oraz las bywają przewrotne i po bardzo słabym sezonie, mogą przynieść jeszcze słabszy.

Pozostaje mieć nadzieję, że to był szczyt jagodowej bessy i przyszły rok na pewno będzie dużo lepszy, chociaż przy tych wariactwach pogodowych, niczego nie można być pewnym.

Wszystko to było dla mnie dziwne. Lipiec zawsze był miesiącem całodniowych wypraw na jagody. Czekałem na ten okres tyle miesięcy, a tu nagle, jakby ktoś niespodziewanie wyrwał bardzo ważną i cenną część rytuału w corocznym Tour De Las & Grzyb.

Z grzybów pokazały się tęgoskóry i właściwie tylko one. Opady były przeplatane silnymi ociepleniami i upałami, a to grzybom nie odpowiada.

Poza jagodową marnością, leśne życie tętniło i oczarowywało, jak zawsze.

Myślałem, że przed połową miesiąca zakwitną wrzosy, zgodnie z tegorocznym pędem wegetacyjnym innych roślin, ale okazały się bardziej wstrzemięźliwe.

Miejsca na pierwsze grzyby rurkowe świeciły pustkami. Lipiec ukazał bezgrzybie, chociaż były okresy wilgotniejsze i teoretycznie lepsze dla grzybów.

Dla pełnego obrazu sytuacji, w tym dniu zrobiłem dość długą rundę po lasach, aby sprawdzić wiele terenów, zarówno pod względem grzybów jak i jagód.

Jeżeli chodzi o jagody, to wnioski wszędzie takie same. Lepiej już było, teraz będzie tylko słabiej.

Pomału wracam na stację. Lipiec hula w koronach drzew, ptaki wciąż radośnie śpiewają, ale już nie w takich ilościach jak w miesiącach kwiecień-czerwiec.

Na horyzoncie kotłują się chmury burzowe, jednak nie przejdą nad Bukowiną. Za to dadzą spektakl, który obejrzę na stacji.

I tak się kończy pierwsza część sezonu grzybowego w gminie Międzybórz. W białym połysku kłębowiska burzowych chmur, przypominające potężne kalafiory na sterydach. ;))

Jednak pozostał niedosyt lipcowo-leśnych włóczęg jagodowych. Może w przyszłym sezonie wywłóczę się w lipcu tyle, ile moja dusza zapragnie. ;))

Podsumowując grzybowo miesiąc lipiec 2024 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że zmienne warunki pogodowe (na przemian upały z burzami) nie pobudziły świata grzybów. Najwięcej opadów notowano w pierwszej połowie miesiąca, druga była bardziej sucha i jeszcze bardziej niesprzyjająca rozwojowi owocników grzybów.

Z jagodami również było coraz słabiej. Kulminacja tego kulawego sezonu jagodowego przeszła w czerwcu, natomiast w lipcu notowałem systematycznie zmniejszające się ilości owoców, którym nie pomogły obfitsze opady pochodzenia burzowego. To pokazuje skalę zniszczenia, jakie wyrządziły przymrozki w drugiej połowie kwietnia na Dolnym Śląsku, w tym na terenie gminy Międzybórz.

Sezon jagodowy otrzymuje ocenę mierną czyli po prostu bardzo słabą. Taka ocena dla jagód została wystawiona przeze mnie po raz pierwszy od 1988 roku. Gdyby nie doskonała znajomość jagodowych stanowisk i specyfiki terenów leśnych na obszarze gminy Międzybórz oraz determinacja zbierającego, w tym roku jagód bym nie nazbierał. Według moich oględzin, aż 90% jagodowych lasów zostało pozbawionych owoców przez “czarny wtorek” 23 kwietnia, kiedy to podczas masowego kwitnięcia krzewinek borówki czarnej, nad ranem zanotowano aż -9/-10 stopni C. Druga fala lodowatego powietrza wystąpiła w nocy z 25 na 26 kwietnia, kiedy przy gruncie również zanotowano silny mróz, przeważnie na poziomie -5/-6 stopni C. Dopełnił on dzieła dewastacji kwitnących kwiatów.

Pierwszej części sezonu grzybowego, który w tym roku obejmuje miesiące maj-lipiec, wystawiam ocenę dostateczną, przede wszystkim dzięki czerwcowi (jego pierwszej połowie), w którym można było znaleźć pierwsze grzyby rurkowe, np. maślaki żółte, krasnoborowiki ceglastopore, koźlarze (babki, topolowe, pomarańczowo-żółte, grabowe). Nie zmienia to faktu, że największym utrapieniem dla grzybiarzy w gminie Międzybórz był – powtarzający się co roku deficyt opadów, zwłaszcza w miesiącach wiosennych.  

 Drugą część podsumowania sezonu grzybowego 2024 planuję opublikować w połowie grudnia.

 Mapy z miesięcznymi sumami opadów, anomaliami sum opadów i rozkładem dobowych sum opadów: IMGW

DARZ GRZYB! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.