Skip to content
Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz.
Część 2: SIERPIEŃ-PAŹDZIERNIK 2024.
Druga część podsumowania sezonu grzybowego 2024 w gminie Międzybórz obejmuje miesiące sierpień-październik. Sierpień żonglował emocjami grzybiarzy, wlewał dawkę optymizmu podczas silniejszych opadów deszczu i przygaszał go wraz z gorącem słonecznych wyżów. Grzybiarze bardziej niecierpliwi sprawdzali tu i ówdzie, czy gdzieś, coś, jakoś się wykluło ze ściółki czy nie. Grzybiarze wstrzemięźliwi czyli większość, oczekiwała na jesienną odsłonę grzybowego runa leśnego. Ja pojechałem w sierpniu na tereny gminy Międzybórz tylko jeden raz, pod koniec miesiąca, gdyż większość sierpnia spędziłem na urlopie w górach, najpierw w Wiśle a później w Szklarskiej Porębie.
Wycieczkę rozpocząłem w Drołtowicach, aby przejść do Bukowiny i dokładnie sprawdzić szuwary, knieje oraz zagajniki. Tydzień wcześniej Drołtowice nawiedziła rekordowa ulewa, na terenie wsi doszło do wielu podtopień, a miejscami można było mówić o powodzi błyskawicznej. Po oberwaniu chmury przyszło uspokojenie pogody, rozpoczęła się dominacja układów wysokiego ciśnienia w gorących masach powietrza.
♦ SIERPIEŃ ♦
Warto też napisać, że w pierwszej połowie sierpnia nad gminą Międzybórz i terenami sąsiednimi, również przeszły większe opady deszczu, które przyczyniły się do punktowego wyklucia grzybów. Nie miałem w tym czasie możliwości osobistego sprawdzenia lasów z uwagi na wspomniany urlop, ale o sytuacji regularnie informował mnie znajomy z Bukowiny, dzięki czemu byłem z grzybowymi wieściami na bieżąco. Na pewno o jakimś większym wysypie grzybów nie było mowy.
Jeżeli chodzi o miesięczną sumę opadów dla gminy Międzybórz na tle okresu referencyjnego 1991-2020 to sierpień należy uznać za miesiąc wilgotny, z sumą opadów na poziomie około 150-160% normy, przy czym przeważająca część deszczu spadła w dwóch porcjach – na początku pierwszej i drugiej połowy miesiąca.
Już na początku miesiąca nad południowo-zachodnią częścią kraju utknął płytki, ale bardzo mokry niż, który przyniósł spore sumy opadów.
Z oficjalnych stacji meteo, najwięcej zanotowała wrocławska, na którą nakapało aż 77,1 mm.
Pod względem opadów sierpień 2024 roku był niezwykle zróżnicowany. Północna część kraju notowała spory deficyt deszczówki, natomiast w części środkowej i południowej dochodziło do lokalnych “oberwań chmury”.
W drugim tygodniu miesiąca większe opady zanotowano w południowych regionach, najwięcej napadało w Bieszczadach.
W połowie miesiąca, bardzo wydajna opadowo komórka burzowa wylała z siebie 32,6 mm deszczu w Lesznie, podczas gdy dookoła było sucho.
Znacznie większe opady pojawiły się podczas weekendu. W Częstochowie zanotowano aż 63,2 mm deszczu, natomiast gigantyczna ulewa chlusnęła nad Jelenią Górą, gdzie stacja zanotowała 153,4 mm deszczu. Ulewa wywołała lokalne powodzie błyskawiczne oraz spore straty materialne.
W następnym tygodniu punktowe oberwania chmury nie zanikły. Tym razem ulewa rozpętała powódź błyskawiczną w Warszawie z oficjalną sumą 93,3 mm deszczu, spora ulewa po raz drugi w ostatnim czasie przeszła też nad Lesznem (34,6 mm).
Ostatnie rekordowe ulewy zanotowano pod koniec sierpnia. W Zamościu komórka burzowa zrzuciła słup wody o wysokości aż 147,2 mm. Doszło do wielu podtopień i powodzi błyskawicznej. Niezła ulewa przeszła też nad Zakopanem (30 mm).
Trzeba też dodać, że dane z oficjalnych stacji meteo nie odzwierciedlają lokalności sierpniowych ulew, które miejscami przyniosły jeszcze większe sumy opadów, ale poza terenem lokalizacji tych stacji. Podczas gdy niektóre regiony nawiedziły rekordowe ulewy, przeważająca część kraju borykała się z suszą i brakiem opadów… Nad gminą Międzybórz po ulewie z początku drugiej połowy sierpnia, do końca miesiąca nie zanotowano już większych i znaczących grzybowo opadów.
♦ 25 sierpnia – Od Drołtowic do Bukowiny ♦
Minął nieco ponad tydzień od rekordowej ulewy nad Drołtowicami. Zapanowało pogodne i gorące lato. W powietrzu unosiła się duża wilgoć po oberwaniu chmury sprzed tygodnia, gdzie spadło ponad 100 mm deszczu.
Ziemia i ściółka łapczywie wychłeptały wodę, której deficyt z różnym natężeniem notuje się w każdym roku. W lesie spotykałem wiele rozległych kałuż.
W powietrzu unosiła się mieszanka aromatów wody, ściółki i leśnych perfum wydzielanych przez rośliny. Grzyby też zareagowały na tak znaczne sumy opadów.
Wprawdzie były to nieliczne, punktowe wypryski, ale były i dawały nadzieje, że sytuacja grzybowa rozwinie się w pożądanym kierunku, tym bardziej, że za pasem był już wrzesień.
Pojawiły się między innymi niektóre gołąbki, muchomory i tęgoskóry. Lokalnie rosły w niewielkich zespołach po kilka sztuk.
Jednak lato napierało z temperaturami przekraczającymi w cieniu +30 stopni C i zachodziła słuszna obawa, że hydrologiczny dorobek z rekordowej ulewy pójdzie w powietrze z procesem parowania.
Wśród muchomorów można było znaleźć – zyskujące u grzybiarzy co roku na kulinarnej popularności – muchomory czerwieniejące.
Po kilku kilometrach leśnej wędrówki, znalazłem borowiki szlachetne. Spotkałem je tylko na jednym stanowisku. Czyli zaledwie tydzień po ulewie, w tym miejscu grzybnia wykluła pierwsze boletusy.
W dalszej części wycieczki spotkałem również krasnoborowiki ceglastopore. Grzyby pojawiły się bardzo punktowo, na 99% stanowisk nie znalazłem kompletnie nic.
W tym dniu najbardziej liczyłem na znalezienie większej ilości siedzuni sosnowych. Pierwszy okaz znalazłem stosunkowo szybko i wydawało mi się, że w koszyku będę miał kilka rasowych “kalafiorów”.
Jednak na tym jednym okazie, jednocześnie zaczęło się i skończyło. Do końca wyprawy nie znalazłem już ani jednego siedzunia.
Sierpniowy las pachniał wyśmienicie po wielkiej ulewie sprzed tygodnia, o dziwo komary mało atakowały i generalnie wyprawa była świetna.
W prognozach pogody było widać początek blokady wyżowej, która o tej porze roku jest wyjątkowo niepożądanym zjawiskiem dla grzybiarzy. To właśnie ona w zeszłym sezonie, była przyczyną wrześniowego i do połowy październikowego bezgrzybia.
Pod koniec kilkunasto-kilometrowej, a może i ciut dłuższej włóczęgi sprawdzam mój ulubiony Borowikowy Bór. Panuje w nim grzybowa cisza, boletusów brak, ale w myślach “widzę” tu dziesiątki borowików.
Podsumowując grzybowo miesiąc sierpień 2024 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że obfite opady deszczu, które przetoczyły się nad gminą na początku miesiąca, przyczyniły się do bardzo punktowego pojawienia się grzybów, głównie koźlarzy topolowych i czerwonych. Inne gatunki nie pokazały się, gdyż po opadach zrobiło się za ciepło/gorąco. W tej sytuacja grzybnia pozostałych gatunków grzybów, wstrzymała się z kluciem owocników.
Druga porcja bardzo silnych opadów nad gminą Międzybórz, która miała miejsce po połowie miesiąca dała nadzieję, że grzyby wystartują w większej ilości i masie, jednak ponownie zrobiło się za ciepło/gorąco. W tej sytuacji bardzo nielicznie pokazały się przede wszystkim borowiki szlachetne i krasnoborowiki ceglastopore, miejscami również koźlarze, ale nie można było tego nazwać nawet “mini-wysypem”. Odparowywanie deszczówki było na tyle intensywne, że już na przełomie września/października w lasach zrobiło się bardzo sucho. Do tego w pogodzie wykluła się blokada wyżowa w gorących masach powietrza i nad terenami gminy Międzybórz zawisło widmo wrześniowego bezgrzybia.
♦ WRZESIEŃ ♦
Początek września 2024 roku był bardzo podobny do września 2023. Blokada wyżowa, bardzo sucho i gorąco. Czyżby dwa lata z rzędu miał się powtórzyć bezgrzybny wrzesień? Prognozy pogody z pierwszego dnia miesiąca, obejmujące horyzont prognostyczny do 10. września, jednoznacznie na to wskazywały. Sucho, gorąco, bezchmurnie. Wielu grzybiarzy wściekało się na pogodę i wyżowy pech, prześladujący ich akurat w tych najważniejszych tygodniach w roku. Jednak prognozy pogody z 11. września, diametralnie się zmieniły. Modele numeryczne wychwyciły dość duże prawdopodobieństwo powstania niżu genueńskiego, który w południowej części kraju może przynieść bardzo obfite opady deszczu i potencjalne zagrożenie powodziowe.
Wrzesień 2024 roku w gminie Międzybórz zapisał się jako miesiąc bardzo wilgotny, ale paradoksalnie, przez przeważającą część miesiąca padało bardzo mało lub wcale. Cała masa opadowa skupiła się głównie na frontach od niżu genueńskiego, które wirowały w dniach 12-16 września.
Po pierwszym tygodniu września – bardzo gorącym, słonecznym i suchym, wreszcie pojawiły się większe opady, chociaż ich sumy nie przekraczały 23 mm. Niemniej był to dobry start do namaczania ściółki.
W następnych dniach również padało, ale już znacznie mniej. Mimo tego, każda kropla wody była bezcenna i na wagę grzyba.
W połowie miesiąca doszło do gwałtownej i silnej cyklogenezy. Zimne masy powietrza spłynęły daleko na południe Europy, gdzie zalegało powietrze bardzo wilgotne i ciepłe. Jednocześnie po obu stronach korytarza (na zachodzie i wschodzie) umościły się silne wyże. Powstał niż genueński, którego nazwano “Boris”. Rozpoczął on wędrówkę z południa na północ, z każdą dobą przybierając na sile opadowej.
W Polsce południowej i południowo-zachodniej “Boris” przyniósł nawalne, monotonne, wielodniowe opady deszczu, których sumy w niektórych miejscach pobiły dotychczasowe rekordy. Tylko za okres 12-15 września w okolicach masywu Śnieżnika zanotowano gigantyczną sumę opadów, która wyniosła 409,8 mm.
Pierwsze opady od frontów niżu genueńskiego rozpoczęły się w czwartek. Z każdą godziną intensyfikowała się ich wydajność, dodatkowo wspomagana w górach ukształtowaniem terenu. Dobę później sumy opadów były już niepokojąco duże. Na wielu rzekach notowano pierwsze przekroczenia stanów ostrzegawczych i alarmowych.
W piątek było już jasne, że weekend przyniesie powódź w południowo-zachodniej i częściowo południowej Polsce. Tymczasem na północy kraju padało bardzo mało lub wcale, ponieważ wyż na wschodzie blokował swobodną wędrówkę frontów.
Gmina Międzybórz i okoliczne tereny otrzymały znacznie mniejsze sumy opadów w porównaniu z południowymi regionami Dolnego Śląska. Za okres od 10 do 16 września, Drołtowice zanotowały 76 mm deszczu.
Również na stacji w Grabownicy napadało w tym okresie 76 mm deszczu.
W Miliczu stacja meteo zanotowała 85,7 mm deszczu.
Stacja w Trzebnicy zanotowała 93,5 mm.
Stolica Dolnego Śląska (Wrocław) zapisała na stacji meteo na lotnisku w Strachowicach 89,4 mm.
Po przejściu i wypadaniu się frontów niżu genueńskiego, powróciła bardzo ciepła aura i rozpoczęło się wielkie oczekiwanie na leśne ruchy grzybotwórcze.
Do końca miesiąca nad gminą Międzybórz nie zanotowano już większych opadów, nieco większe deszcze wystąpiły daleko poza granicami gminy, głównie w południowych regionach kraju. Czyli konkluzja była taka, że początek jesiennego wysypu grzybów na terenie gminy Międzybórz uformuje się na bazie opadów z połowy miesiąca, których sumy wyniosły średnio 70-75 mm.
♦ 8 września – Ścieżkami, lasami, polami, łąkami ♦
Pierwsza moja wycieczka do wrześniowych lasów Bukowiny miała miejsce na samym końcu blokady wyżowej, która na szczęście zaczęła ustępować. Było to też ostateczne sprawdzenie, czy grzyby mocniej zareagowały po potężnej ulewie, która przetoczyła się w drugiej połowie sierpnia. Dominacja gorącej i słonecznej pogody po tych opadach, nie pozwoliła grzybom na masowe klucie owocników. Podczas wyprawy znalazłem prawie same grzybowe niedobitki, wymęczone wysokimi temperaturami.
Jednym z niedobitków był prawdziwek, który po prostu przewrócił się. Jego wnętrze było zasiedlone przez larwy.
Gdzieś tam po drodze znalazłem drugiego borowikowatego niedobitka, który jeszcze stał, ale również był robaczywy.
Ciekawie wyglądała rodzinka krasnoborowików ceglastoporych rosnąca w ścisłym zwarciu. Niestety, większość owocników była bardzo miękka i mocno wymęczona przez upały.
Bardzo punktowo spotykałem jakieś grzyby, ale były to tylko wymęczone owocniki, które dały się nabrać sierpniowej ulewie i nie mając świadomości słonecznej patelni jaka ich czeka, wygrzebały się z mroków ziemi. ;))
Znalazłem podgrzybka brunatnego, bardzo lekkiego, cierpiącego na niedostatek wody.
Czasami trafił się podjedzony mocno maślak lub lekko rozczłapany koźlarz.
Nawet tęgoskóry zmizerniały i zmiękły. Na upały nie ma rady. Trzeba siedzieć pod ściółką i czekać na wilgotniejsze/chłodniejsze czasy.
Bardzo nieliczne gołąbki i muchomory nie zmieniły bezgrzybnego obrazu całej sytuacji. Pozostaje czekać na opady i przede wszystkim powłóczyć się po lesie.
Lato meteorologiczne już minęło, w lesie dominuje bardzo dojrzała, głęboka zieleń. Słońce, chociaż nadal mocno grzeje, wędruje już niżej w porównaniu do czerwca/lipca/ sierpnia.
Odwiedzam wiele dobrych na grzyby miejscówek. Na razie grzyby przegrały z pogodą, która okazała się zbyt niekorzystna dla delikatnych owocników.
Mimo tego, czuję się wyśmienicie. To normalne, kiedy mogę kilometrami włóczyć się po tych lasach.
Mając świadomość, że to ostatnie podrygi tegorocznych upałów, znoszę gorącą aurę dużo lepiej. Za kilka tygodni będzie dużo zimniej i warto wykorzystać ostatnie ciepło na nacieszenie się odchodzącym latem.
Zapuszczam się w znane zakamarki, fotografuję leśne klimaty i przy okazy zaglądam w ściółkę.
W najbliższej perspektywie widać opady. Jeszcze wszystko jest przed grzybiarzami. Druga połowa września i październik, mogą okazać się najbardziej emocjonujące.
W młodych dębinach i starych sośninach cisza. Grzybów brak. To kulminacja grzybowej bessy. I tak panuje w nich czarujący klimat.
Jeszcze nie teraz, jeszcze nie dzisiaj. Trzeba poczekać na opady i ich efekty.
Początkowo zaplanowałem przyjechać za tydzień. Jednak w tym czasie przechodziły ulewy od frontów niżu genueńskiego, a więc następną wyprawę ustaliłem na 22. września czyli tydzień po zakończeniu obfitych opadów. Szkoda tylko, że po opadach nadal było bardzo ciepło, przez co woda szybko wyparowywała ze ściółki.
♦ 22 września – Na pograniczu lata i jesieni w lasach Bukowiny ♦
Minęły dwa tygodnie, przeszły ulewy, wyszło Słońce. Niestety, wiele miejscowości na południu kraju zostało zdewastowanych przez powódź. Duże nadodrzańskie miasta obroniły się przez żywiołem, znaczna w tym zasługa zbiornika Racibórz, który przyjął potężne masy wody i mocno spłaszczył falę powodziową.
W lesie co do zasady to panowała jeszcze grzybowa cisza, ale po obfitych deszczach, pierwsze gatunki zaczęły reagować.
Największe poruszenie zapanowało wśród czubajek kani. Liczne młode owocniki leśnych kotletów schabowych, zdradzały nadchodzący wysyp gatunku.
Niektóre kanie dorosły już do idealnych rozmiarów na patelnię. Piękne, sprężyste, zdrowe. No wreszcie coś drgnęło!
Trzeba przyznać, że grzyby bardzo szybko zareagowały po opadach. Z reguły na jesienny wysyp trzeba czekać około 2,5 tygodnia po opadach.
Teraz wystarczył tydzień, aby owocniki rozpoczęły klucie. Pytanie, czy inne gatunki również zareagują w trybie pośpiesznym?
Po nazbieraniu całkiem przyzwoitej ilości kani, poszedłem sprawdzić miejscówki koźlarzowo-borowikowo-podgrzybkowe.
Koźlarze bardzo nieliczne i pojedyncze, znalazłem jednego podgrzybka i prawdziwka. Wszystkie miejscówki były puste. Także gatunków niejadalnych i trujących, nie było prawie w ogóle.
Trudno było jednoznacznie zinterpretować tę sytuację. Wysyp kani jest już gwarantowany na dniach, ale co z pozostałymi gatunkami grzybów?
Jeden prawdziwek, jeden podgrzybek, kilka koźlarzy i jeden siedzuń wysypu nie czynią i nie dają jeszcze podstawy do stwierdzenia, że grzyby zaraz wysypią się masowo.
Innych gatunków też było jak na lekarstwo. Te wszystkie ruchy grzybotwórcze są jeszcze niezdecydowane i kapryśne.
Na pewno widać lekkie poruszenie, ale chyba minął jeszcze zbyt krótki okres od opadów, aby można było oczekiwać solidnego grzbynięcia.
W perspektywie następnych dni nie widać żadnych sensowniejszych opadów deszczu, a więc to oczekiwanie w połączeniu z suchą wierzchnią warstwą ściółki, wprowadza niepotrzebny niepokój.
Z innych gatunków grzybów, znalazłem między innymi młode kępy wykluwających się czernidłaków oraz urokliwie wyglądające maślanki na pniaku.
Efekt końcowy w koszyku jest bardzo zadowalający, jak to się powiada – rokujący na przyszłość.
Astronomiczne lato ustępuje miejsce astronomicznej jesieni. Las rozpoczyna coroczną ceremonię przeobrażenia zielonej szaty w jesienne złoto.
W pierwszych tygodniach, proces ten jest prawie niezauważalny, bardzo subtelny i punktowy.
W lasach nadal, bezapelacyjnie dominuje głęboka zieleń i letnie klimaty.
W błękicie nieba i przy wciąż dość wysokich temperaturach, lato przedłuża swoje panowanie. Tymczasem w ściółce rozpoczął się intensywny proces produkcji owocników grzybów.
Wciąż próbuję wyczuć, kiedy należy spodziewać się pojawienia większej ilości grzybów rurkowych. Czy stanie się to za tydzień, czy może za półtora tygodnia albo na dniach?
Wśród grzybiarzy widać znaczne poruszenie, nerwowość, jak w pomieszczeniu dla lwów przed porą obiadową. ;)) Chyba każdy wie, że coś się szykuje, pytanie tylko kiedy i gdzie wystartuje jako pierwsze?
Wracam na stację ze świadomością, że nie wytrzymam tygodnia przerwy. Planuję ponownie przyjechać w drugiej połowie nadchodzącego tygodnia, najprawdopodobniej w czwartek.
Na pewno można szykować się na czubajki kanie. Inne gatunki, zwłaszcza rurkowe, powinny przygotowywać się na wyklucie, tylko cały czas wydaje mi się, że brakuje im wilgoci na pełny i bezproblemowy wysyp. Na terenach górskich, gdzie spadły gigantyczne ilości deszczu, super wysyp to kwestia kilku dni. Ciekawie może być również w Borach Dolnośląskich, gdzie niż wylał więcej opadów w porównaniu do gminy Międzybórz, miejscami ponad 100 mm deszczu.
♦ 26 września – Czwartkowe grzybobranie w Bukowinie ♦
Pięć dni przed końcem września z samego rana przyjeżdżam do Bukowiny. W Internecie zawrzało od pierwszych większych znalezisk prawdziwków w Borach Dolnośląskich, zwłaszcza w regionach zachodnich. Jesienny wysyp grzybów rozpoczyna się również w górach.
W Bukowinie widać poruszenie w borowikowym świecie Edulis. Ale z wyraźnym zastrzeżeniem. Moje obawy przed niewystarczającą ilością opadów okazują się słuszne. Grzyby rosną bardzo punktowo i dość specyficznie.
Na jednej miejscówce borowikowej znajduję około 20 prawdziwków, a później przez dłuższy czas ani jednego. Ale już wiem, że w tym dniu na dobre pobiegam za boletusami.
Największym zaskoczeniem okazują się rozmiary borowików w miejscach, które zaledwie cztery doby wcześniej były puste. Niektóre grzyby są na tyle duże, jakby rosły już tu co najmniej przez tydzień.
Na kolejnej miejscówce znajduję trzy dorodne borowiki. Wśród nich jest jeden gigant, którego w czwartek nie widziałem, a przecież szedłem dokładnie w tym samym miejscu.
Szybkość pojawienia się wysypu prawdziwków od opadów i równie szybkie tempo ich wzrostu, wskazują na letni temperament wysypu, które przecież bezapelacyjnie jest już wysypem jesiennym.
Marek Snowarski z kultowego portalu www.grzyby.pl określił to zjawisko jako “Od zera do milionera”. To trafne ujęcie leśnych wydarzeń grzybowych z końca września tego roku. ;))
Moje grzybobranie rozkręca się. Kolejne miejsca i kolejne borowiki. Zdrowotność na bardzo dobrym poziomie. Borowikowe buszowanie pochłania mnie bez reszty.
Mam jeszcze tę przewagę, że lasy przez które przechodzę są puste. Ludzie nie zwietrzyli grzyba i nie ruszyli masowo z koszami. Zrobią to podczas nadchodzącego weekendu.
Mimo wszystko nie będzie to wyjątkowo zmasowany najazd grzybiarzy, ponieważ większość z nich skierowała oczy na góry i Bory Dolnośląskie. Tam może być naprawdę grubo. Pierwsze relacje grzybiarzy wskazują, że grzybowa sytuacja dolnośląsko-borowa i prawdziwkowo-górska dojrzewa do wielkiej kumulacji.
Ja zbieram kolejne prawdziwki i powoli rozszerzam asortyment o koźlarze czerwone, koźlarze szare, babki, pierwsze młode podgrzybki, maślaki oraz czubajki kanie.
Z innymi grzybami jest podobnie jak z borowikami. Coś się pokazuje, ale tylko w niektórych miejscach. Wciąż, na wielu sprawdzonych stanowiskach jest słabo lub nie ma nic.
Niemniej jak się dobrze zna lasy i poświęci więcej czasu na włóczenie, to na pewno można nazbierać. Może to dopiero początek wielkiego wysypu? To się wkrótce okaże.
W miejscu gdzie najczęściej rosną krasnoborowiki ceglastopore, znajduję młode podgrzybki. Nieliczne, ale są. Ceglasie też się pojawiły.
Grzybobranie jest wspaniałe, bowiem można nazbierać grzybów, ale trzeba się za nimi więcej nachodzić, co sprawia mi wielką satysfakcję.
Klują się młode maślaki żółte, tymczasem czubajki kanie znacznie zintensyfikowały wysyp w porównaniu do stanu sprzed czterech dni. Wiele z nich zostawiam w lesie, bo nie miałbym do czego zbierać prawdziwków, gdybym brał każdą napotkaną kanię.
Świat grzybów rozkręca się, ale to wciąż nie jest jesienna obfitość runa leśnego, która objawia się niekończoną różnorodnością i ilością przedstawicieli kapeluszników.
Mimo wszystko, jak się porówna obecny stan do stanu sprzed czterech dni to jest ogromny progres w ilości grzybów.
Już teraz wiadomo, że najlepszy dla grzybów i grzybiarzy okres nadchodzi wielkimi krokami. Główna odsłona grzybowego szaleństwa jesiennego 2024 będzie mieć miejsce w październiku.
Nieśmiało wykluwają się muchomory czerwone, coraz liczniej pokazują się czernidłaki kołpakowate.
Po wielu godzinach grzybowego buszowania, pomału kończę najlepsze jak do tej pory, tegoroczne grzybobranie w lasach Bukowiny Sycowskiej.
W sobotę szykuje się spory nalot grzybiarzy, więc najbliższy grzybowy wyjazd planuję na początku października, już po weekendzie.
Mój czwartkowy zbiór w całej okazałości. Zdecydowana przewaga borowików szlachetnych. I pomyśleć, że cztery dni wcześniej na tych samych stanowiskach, znalazłem zaledwie jednego prawdziwka.
Kompletnie zaskakuje mnie wielkość niektórych owocników. Jak w ciągu zaledwie czterech dni, od niewidocznych niemowlaków przeobraziły się w dojrzałe duże grzyby? Tajemnice lasu są zachwycające i niesamowite.
Podsumowując grzybowo miesiąc wrzesień 2024 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że był on bardzo podzielony pogodowo i grzybowo. Pierwsza dekada miesiąca upłynęła pod znakiem gorącej, suchej i bezchmurnej aury, gdzie o grzybach można było jedynie pomarzyć. Druga dekada września to proces gruntowania i nawadniania ściółki, przede wszystkim dzięki opadom pochodzącym od frontów niżu genueńskiego “Boris”, a trzecia dekada miesiąca przyniosła rozpoczęcie jesiennego wysypu grzybów. Najszybciej swoje owocniki uformowały czubajki kanie i prawdziwki, zaraz po nich dołączyły koźlarze, maślaki oraz krasnoborowiki ceglastpore. Inne gatunki, w tym podgrzybki jeszcze się wahały.
Na pewno znacznym zaskoczeniem była szybkość pojawienia się wysypu, zaledwie półtora tygodnia od opadów (tak jakby to był wysyp letni) oraz szybki wzrost owocników. Grzyby w większej ilości pojawiły się dopiero na kilka dni przed końcem miesiąca. To jednak pozwoliło wrześniowi 2024 zmazać plamę na grzybowym honorze, który dzięki temu nie powtórzył dziadowskiego wymiaru, jaki charakteryzuje jego o rok starszego poprzednika (września 2023). Dał też podstawę do znacznego optymizmu grzybowego na październik.
♦ PAŹDZIERNIK ♦
I nastał październik 2024, a wraz z nim kompletne grzybowe szaleństwo w Borach Dolnośląskich. Na pierwsze trzy październikowe grzybobrania “zdradziłem” gminę Międzybórz i udałem się na grzybowe łowy do wschodnich rejonów Borów Dolnośląskich. Ponieważ podsumowanie dotyczy gminy Międzybórz, więc tylko krótko wspomnę o tych grzybobraniach i podam linki na opisy całych relacji.
Październik 2024 roku na terenie gminy Międzybórz był suchy. Spadło zaledwie około 50% opadów w stosunku do normy 1991-2020. Podobnie było praktycznie na terenie całego kraju.
Na początku miesiąca przeszły opady, ale ich sumy dochodziły do maksymalnie 10 mm. Większe deszcze nawiedziły regiony północno-wschodnie.
W następnych dniach trochę siąpiło, ale były to opady symboliczne. Obfitsze deszcze notowano daleko na północy i południu kraju.
Pod koniec pierwszej dekady października, padało głównie we wschodnich dzielnicach, ale wyłącznie punktowo.
Takie punktowe, bardzo lokalne i większe opady charakteryzowały również następne dni dziesiątego miesiąca w roku.
Gminę Międzybórz omijały wszystkie większe porcje deszczu, przeważnie przechodziły one nad regionami północnymi lub południowymi.
Najwilgotniejszy incydent październikowy miał miejsce w połowie miesiąca. Gmina Międzybórz niewiele z niego otrzymała, ale coś tam popadało, czego doświadczyłem podczas wycieczki 13. października.
Druga połowa miesiąca przyniosła wyraźną dominację wyżów oraz zanik opadów.
♦ 1 października – Borowiki sosnowe jak marzenie ♦
Jak wspomniałem wyżej, pierwsze trzy październikowe grzybobrania zaliczyłem w Borach Dolnośląskich. Najpierw oszalałem na punkcie borowików sosnowych.
W ostatni weekend września Bory Dolnośląskie przeżyły ogromny najazd grzybiarzy. Prawdziwkowe szaleństwo rozpętało się w zachodnich Borach, natomiast we wschodnich Borach, masowo zaczęły się wykluwać borowiki sosnowe. Pierwszego października miałem fenomenalny zbiór tego legendarnego i hiper-malowniczego gatunku grzyba.
Znalazłem również pierwszego w życiu złotoborowika wysmukłego, nazywanego do niedawna borowikiem amerykańskim.
♦ 5 października – Borowikowa kulminacja w Borach Dolnośląskich ♦
W sobotę 5. października jadę ponownie w Bory. Od rana dosyć mocno pada deszcz. We wschodnich Borach dochodzi do fenomenalnej, prawdziwkowo-sosnowej kumulacji.
Robię bardzo mało zdjęć z uwagi na ciągłe opady deszczu. Po godz. 10-tej mam już pełne kosze. Licznie zaczynają się podgrzybki, jednak skupiam się główne na borowikach. Szlachetne rosną za pan brat z sosnowymi. Grzybów mamy zatrzęsienie. Jest to spełnienie najpiękniejszych snów grzybiarza.
Wracam do Wrocławia pierwszym pociągiem i do północy “walczę” z grzybami. Frajdy mam co niemiara. W końcu zagrzybiłem się po uszy. ;))
♦ 10 października – Przyciąganie borowików sosnowych ♦
Borowiki sosnowe tak mnie nakręciły, że 10. października ponownie “ląduję” w Borach i przemierzam przez piaszczystą krainę miliona sosen za borowikami.
Grzybów nadal jest mnóstwo, do godz. 11-tej mam pełne kosze. Niektóre borowiki sosnowe są bardzo masywne i po prostu fenomenalnie przepiękne.
Po tym trzecim wyśmienitym zbiorze borowików szlachetnych i sosnowych, postanawiam pojechać do Bukowiny. W końcu nie byłem tam ponad dwa tygodnie.
♦ 13 października – Tak ubarwia życie tylko Bukowina! ♦
13. października wyruszam po kniejach Bukowiny, aby sprawdzić jak rozwinął się jesienny wysyp grzybów. Od zachodu zbliża się dość dynamiczny front atmosferyczny z silniejszymi podmuchami wiatru i ulewnym deszczem.
Nie mam szansy zwiać przed nim. Podziwiam złowieszcze chmury tuż przed uderzeniem wiatru i deszczu, po czym zaszywam się w gęste młode sosny, żeby przeczekać pogodowe zawirowanie.
Ulewa i wiatr są gwałtowne, ale krótkie. Po 10-15 minutach jest już po wszystkim, wiatr uspokaja się, opady ustają, niebo pomału zaczyna się przecierać.
W świecie grzybów i w samym lesie widać postępującą jesień. Temperatury spadły, zrobiło się wilgotno, liście zaczynają się wybarwiać na coraz większych fragmentach drzew.
W ściółce królują muchomory czerwone. Wykluwa się wiele młodych owocników tego gatunku. Pojawiają się liczne grzyby blaszkowe.
To już zdecydowanie jesienne klimaty. Gorące lato ustąpiło na dobre. Jestem bardzo ciekawy, jak wygląda sytuacja z grzybami rurkowymi.
Miejsca na koźlarze nie napawają hura optymizmem. Koźlarzy topolowych praktycznie nie ma, koźlarze szare rosną w niewielkich ilościach, pomarańczowo-żółtych brak.
Za to maślanki sypią po pniakach gdzie popadnie. Zarówno wiązkowe jak i ceglaste.
Na pniaku topoli znajduję kępkę boczniaków ostrygowatych. Czas na borowiki szlachetne.
Prawdziwki rosną, owszem. Jednak jest ich bardzo mało, znacznie mniej niż pod koniec września. Czyżby się już kończyły? A może to efekt wyzbierania przez innych grzybiarzy? To drugie wykluczam, ponieważ sprawdzam bardzo wiele miejscówek i konkluzja wszędzie jest taka sama – borowików jest mało.
Za to czarnym, a właściwie ceglastoporym koniem grzybobrania okazują się ceglasie, których znajduję bardzo dużo.
Gatunek ten przechodzi przez swój jesienny wysyp, klując piękne, zdrowe i jędrne owocniki.
Połowa mojego zbioru to właśnie ceglasie. Mimo wszystko do końca szukam prawdziwków. Dozbierałem jeszcze kilkanaście sztuk, ale to nie są ilości, których się spodziewałem.
Rozczarowaniem okazuje się brak opieniek. Warunki są dobre, pora roku optymalna, ale coś je jeszcze przyhamowuje do masowego wysypu.
Koszyk pachnącej grzybowej różnorodności staje się faktem. Wciąż rosną kanie, ale już w dużo mniejszych ilościach niż miało to miejsce dwa tygodnie temu.
Zdjęcia zbiorów pstrykam w towarzystwie muchomora czerwonego, który rośnie obok koszyka.
Po południu wypogadza się, przez pozostałą część wyprawy dominuje błękit nieba.
To świetna okazja, aby poza szukaniem grzybów, popstrykać co nieco leśnych klimatów do aparatu fotograficznego.
Pogodnemu niebu towarzyszą silniejsze podmuchy wiatru. W powietrzu czuć rozkręcającą się jesień.
Na drzewach widać coraz większe skupiska złotych odcieni jesieni. Nadszedł najlepszy czas na jesienne wycieczki, bez upałów i jednocześnie bez przeszywającego zimna.
Błękit niebios miesza się ze złotem, kapiącym z przebarwiających się buków.
Przechodzę przez urokliwe zakątki lasów Bukowiny. Słońce wibruje w leśnym koktajlu duchowości i jesiennego piękna.
Miejscami jeszcze rozwijają się ciemniejsze chmury, ale szybko przepędza je jesienny wiatr, który w koronach drzew wygrywa melodię jesiennego przemijania.
Jestem już bardzo blisko stacji, tradycyjnie fotografuję buty leśnego włóczęgi, które prawie w całości zatopiły się w mchu.
Do pociągu mam jeszcze sporo czasu. Posiedzę trochę na kultowej stacyjce i obejrzę ceremonię zachodu Słońca.
Mija kilkanaście minut i robi się widowiskowo za sprawą chmury kłębiastej wędrującej nad lasami oraz ezoterycznej poświaty przed zachodem naszej najjaśniejszej gwiazdy.
Podziwiam ten magiczny spektakl jasno-mrocznych barw. Nad skromną stacyjką niebo otworzyło część swojego nieskończonego bogactwa.
Posiedziałem w zadumie. Pomyślałem o Bukowinie – krainie bezkresnej różnorodności przyrodniczo-duchowej.
Słońce zbliżało się do linii horyzontu. Wkrótce zapadnie jesienna noc i mrok utuli leśny świat do snu.
♦ 21 października – W październikowej błogości Borów Dolnośląskich ♦
21. października postanowiłem jeszcze raz zanurzyć się w Borach Dolnośląskich. Wschód Słońca następował już bardzo późno. Jeszcze pod osłoną nocy wyruszam w leśne głębiny. Na ranem ma miejsce wyjątkowo malownicza poranna zorza, która przenosi Bory Dolnośląskie w inny wymiar baśni.
Ilość grzybów borowikowatych znacznie zmalała. Za to rośnie dużo gąsek zielonek, których naciąłem całkiem sporo, ale większość pozostawiam w lesie, gdyż biegam jeszcze za borowikami sosnowymi. Małych owocników prawie już nie ma. Dominują dojrzałe egzemplarze i rozkładające się, przeoczone we wcześniejszych fazach wzrostu kapcie.
To koniec wielkiego wysypu grzybów w Borach Dolnośląskich w 2024 roku. Za tydzień planuję zakończenie tegorocznego Tour De Las & Grzyb.
♦ 27 października – Zakończenie Tour De Las & Grzyb 2024 ♦
I nadszedł ten dzień, w którym po raz ostatni wyruszyłem z koszykiem w dłoni na poszukiwanie grzybowych skarbów. Wycieczkę rozpocząłem w Dziesławicach – przepięknej malowniczej wsi, południowej sąsiadki Bukowiny Sycowskiej. Spektakl jaki przygotowały mi w tym dniu lasy sprawił, że po raz kolejny “odleciałem” w relacji z wyprawy.
W tym dniu panowała ciepła wyżowa pogoda, podkreślająca wszelkie szczegóły kwintesencji złotej jesieni.
W grzybowym świecie nadal coś się działo, ale dalekie to było od masowego wysypu, jakie nieraz miał miejsce w październiku. Tylko opieńki mogły pochwalić się swoim najbardziej obfitym pojawieniem w sezonie.
Muchomorów też było dużo miej, ale napotkane duże owocniki wyglądały przepięknie i jeszcze bardziej barwiły złotą jesień bukowińskich lasów.
Kluły się też gołąbki i gatunki grzybów rosnące w wiązkach oraz pęczkach.
Znalazłem kilkanaście bardzo ładnych podgrzybków brunatnych, jednak o wysypie jesiennych czarnych łepków nie było mowy. Ten gatunek w tym sezonie, nie miał swojego jesiennego, obfitego wysypu.
Według mnie zabrakło wystarczającej ilości wilgoci na przełomie września/października i w samym październiku. Ale czy rzeczywiście to jest przyczyną, las jeden wie.
Tak jak dwa tygodnie wcześniej, tak i teraz dużą niespodzianką okazały się dorodne zdrowe ceglasie.
Znalazłem też trochę zdrowych i urokliwych koźlarzy, w tym rzadkie koźlarze różnobarwne oraz kilka prawdziwków.
Najładniejsze okazy zostały uwiecznione na zdjęciach. Takie grzyby późnojesienne cieszą grzybiarza nie mniej niż te pierwsze przed wysypem.
Ostatnie koźlarze i borowiki w sezonie. Do pełni grzybowego szczęścia brakowało mi tylko opieniek.
Są i one. Młode, pachnące, jędrne, zdrowie i w dużych ilościach. Fantastyczny prezent od lasów na koniec sezonu.
Ponad połowę koszyka zapełniłem opieńkami, do smaku wpadły też czubajki gwiaździste i czubajki kanie.
Sezon zakończyłem stosunkowo wcześnie. Planowałem pojechać jeszcze w pierwszej połowie listopada, ale nie dałem rady.
Pozostała część wycieczki to było widowisko, jakie potrafi przygotować i zaprezentować tylko Bukowina i jej lasy. Bukowina zawsze tak rozpoczyna i kończy sezon dla leśnego włóczęgi. Kunsztem mistycyzmu i leśnym duchem ezoterycznej duchowości.
Głębią rozproszonego światła w sosnowym borze i falującym bukietem wybarwionych liści buczyny.
Turkusową poświatą w oddali i wyschniętymi paprociami misternie wplecionymi w las.
Mgłami i zamgleniami z odwiecznymi tajemnicami schowanymi zawsze gdzieś na pograniczu światła i cienia.
Drogami wśród brzozowych alejek i paletą barw bukowego ulistnienia.
Przejrzystością leśnych przestrzeni, otulonych ciepłem, dobrem i fenomenem jesieni.
Czarującymi klimatami, niepowtarzalnymi kadrami, wspaniałymi widokami.
Klasycznymi borami sosnowymi, ze spontanicznymi świerkami, brzozami i bukami.
Jesienny, leśny światy Bukowiny obraca się w kalejdoskopie różnorodności. W zieleni, rudości i brązowej otchłani.
I ponownie mgliste poświaty, gdzie leśne dusze płyną w głębię nieskończoności, ponad doczesnością.
W liściach zakopuje się miniony czas, teraźniejszość biegnie bez przerwy, przyszłość wykiełkuje na wiosnę.
Zanim las wypuści mnie na zamieszkałe tereny Bukowiny, obdarowuje bogactwem mieniących się buków. Buk jak Bukowina. Co to jest za wspaniała leśna kraina!
Przy pogodnym niebie i przyjemnym cieple, bukowe natchnienie działa z nieprawdopodobną głębią. Wlewa strumień duchowej strawy wprost do serca, bez pośrednictwa żył i tętnic. Tak przenika Duch Bukowińskiego Lasu.
Ostatnie minuty leśnej wędrówki kończącej sezon. Biało-czarne komnaty brzozowego artyzmu i Świątynia Oczyszczenia.
Następnie jodłowe przytulisko w skromnym runie i w końcu droga, która jest początkiem i końcem.
Tradycyjnie dziękuję lasom za sezon i wszystko to, czym mnie obdarowały. Na koniec Bukowina po raz kolejny przeniosła mnie na wyższy wymiar i poziom duchowej wędrówki.
Wyjście z zaczarowanej krainy leśnego świata i przejście po alejce jesionowej. Prawie tak samo jak w październiku 1988 roku. Tylko bez znajomych grzybiarzy, którzy przeszli już na zawsze na duchową stronę lasów…
I tak to przeleciało do początku maja do końca października. Najczęściej w Bukowinie, trochę w Borach Dolnośląskich. Z jagodami, grzybami i leśnymi przygodami. ;))
Podsumowując grzybowo miesiąc październik 2024 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że jego pierwsza połowa była kontynuacją wysypu rozpoczętego w ostatnim tygodniu września i jednocześnie był to najlepszy okres na jesienne zbiory grzybów w tym sezonie. Dobrze sypnęło prawdziwkami, zwłaszcza na początku miesiąca, bardzo obfity wysyp miały czubajki kanie, mile zaskoczyły krasnoborowiki ceglastopore, koźlarze w szarych odmianach kapeluszy, opieńki, miejscami maślaki i koźlarze czerwone.
Natomiast ani we wrześniu ani w październiku nie doszło do porządnego wysypu podgrzybków brunatnych, notowano też dużo mniej mleczajów rydzów, koźlarzy pomarańczowo-żółtych, wyjątkowo słabo było z pieprznikami jadalnymi (kurkami), które nie dały masowego wysypu w żadnym miesiącu. Ten sezon był też słabszy w siedzunie sosnowe.
Na tle całego województwa dolnośląskiego, sezon grzybowy 2024 w gminie Międzybórz był dobry, czyli wystawiam mu szkolną czwórkę. Do piątki zabrakło niewiele, natomiast dużo więcej zabrakło do najwyższej oceny czyli szóstki, którą można wystawić dla wysypu grzybów górskich i oczywiście dla Borów Dolnośląskich. Według mojej subiektywnej oceny sytuacji hydrologicznej, gdyby sumy opadów z wrześniowego niżu genueńskiego “Boris” przekroczyły w gminie Międzybórz 100 mm, mielibyśmy dużą szansę na super sezon. Jednak fronty tak się kręciły, że zdołały wylać maksymalnie około 70-75 mm.
Za to w górach doszło do przegięcia z opadami, które poza przyczynieniem się do wielkiego wysypu grzybów, rozpętały również niszczycielską powódź na wielu rzekach i ich dopływach. Szkoda, że część tych opadów nie popłynęła na północ, której w tym czasie doskwierała susza. Ale tak to już bywa z opadami jak w piosence zespołu Big Cyc: “Jeden ma za dużo, a drugi ma za mało, nie wszystkim od natury to samo się dostało.”
Grzybowe emocje 2024 opadły, pozostały liczne zdjęcia, filmiki oraz wspomnienia. To był bardzo dziwny sezon. Najpierw za ciepły i mokry luty z ciepłym marcem, które rozjuszyły wegetację. Kwiecień jeszcze bardziej przyśpieszył z wiosną, chyba tylko po to, żeby zniszczyć jej kwiaty absurdalnym mrozem w drugiej połowie miesiąca. Później wiosenna susza i próbujący skierować sezon na tor normalności pogodowej lipiec. Sierpień obdarował kilkoma tropikalnymi ulewami i… brakiem opadów w dużej części kraju. Wreszcie początek września z lipcowymi temperaturami, aż w końcu niż genueński “Boris” który zesikał się milionami hektolitrów wody na południu kraju…
Październik przyniósł więcej normalności i generalnie był to bardzo przyjemny miesiąc, chociaż w statystykach meteo zapisał się na minusie pod względem opadów. Co przyniesie przyszły sezon? W maju grzybowa ruletka rozpocznie się na nowo. Na kogo deszcze na tego grzybowe bęc. Gdzie za sucho, tam lipa. Gdzieś podleje, gdzie indziej rozejdzie się po kościach lub przejdzie bezobjawowo. Chyba coraz trudniej trafić na normalny sezon, ale wierzę, że i taki kiedyś nadejdzie. ;))
♦ Mapy z miesięcznymi sumami opadów, anomaliami sum opadów i rozkładem dobowych sum opadów: IMGW
DARZ GRZYB! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Cześć Paweł!
Cudowna metafizyczna podróż w czasie wstecz.
Gdyby tak można było w drugą stronę… 😉
Pozdrawiam 🙂
Witaj Krzysiek!
Już za kilka miesięcy przeniesiemy się w czasie do krainy borowika i podgrzybka. Sam zresztą zobaczysz jak zima szybko przeminie.
Na razie pozostają wędrówki w myślach i wspomnienia po minionym sezonie. 😉 No i oczywiście zimowe wyprawy do lasu.
Pozdrawiam. 😉
Wędrówki w myślach i wspomnienia po minionym sezonie jakoś nie mogą mi wyjść z głowy 😉
Obyśmy nie musieli na podobny sezon czekać następnych 7 lat.
Pozdrawiam 🙂