Skip to content
Tak ubarwia życie tylko Bukowina!

Niedziela, 13 października 2024 roku. Po dolnośląsko-borowo-prawdziwkowo-sosnowych wojażach, należy wrócić do domu. Czyli do Bukowiny Sycowskiej. Tutaj, jak nigdzie indziej, czuję się właśnie jak w domu. Przyjeżdżam późno, dopiero około 10. wysiadam z pociągu. Oprócz mnie wysiada tylko jeden grzybiarz na rowerze. Krótkie spojrzenie na otoczenie stacyjki oraz “wypielęgnowane” (a wcześniej otrute) drzewa i w las!

Z rana przeszła silna ulewa, w lesie jest mokro, na drzewach widać ślady z której strony padało. Deszcz siekał od zachodu. Pomału zanurzam się w leśnych szuwarach i kniejach. Nie było mnie w Bukowinie 2,5 tygodnia. To zdecydowanie za długo, zwłaszcza w sezonie grzybowym. Wieje dość silny wiatr, znajduję pierwszy grzyby, jednak nie rośnie ich zbyt dużo. Na radarze meteo widać, że coś się zbliża… Krótkie, ale ulewne i wietrzne. Charakterystyczne wybrzuszenie na chłodnym froncie atmosferycznym.

Chyba przejdzie nade mną. Przechodzę przez gęste zakamarki wśród topoli osiki i spontanicznie oraz lawinowo zarastających je nawłoci. Chcę zdążyć przed ulewą. Moim celem jest rzadki sosnowy las, w którym nie będę musiał przedzierać się przez gęstwiny. Za kilkanaście minut zostaną mocno podlane deszczem. Dobrze, że założyłem gumowce. Wyszedłem na skraj sosnowego lasu i spojrzałem na niebo.

Nadciąga! Ciemne, bardzo szybko przesuwające się kłębowisko deszczowych chmur, które prowadzą na czele silne podmuchy wiatru. Zabezpieczyłem wszystkie rzeczy, kucnąłem pod parasolem i czekam na rozwój wydarzeń. Z daleka słychać charakterystyczny, zbliżający się szum połączonych sił wiatru i deszczu. W momencie zrobiło się siwo od intensywności opadu, sosny targało na lewo i prawo, w oddali kilka razy zagrzmiało. Trwało to zaledwie 8-10 minut. Następnie wiatr znacznie się uspokoił, a ulewa przeszła w spokojnie padający deszcz. I padało tak około godziny.

W tym czasie znajduję grzyby, głównie prawdziwki, podgrzybki i koźlarze. Aparat fotograficzny pozostał w plecaku, ale wkrótce przyjdzie jego czas do roboty. Deszcz ustaje, chmury na niebie rozrywają się, ukazując błękit nieskończoności. Zza chmur wychyla się Słońce.

Teraz mogę rozpocząć fotografowanie wybranych owocników, zmokniętych jak kury. Najobfitsze klucie się borowików szlachetnych w lasach Bukowiny już przeszło. Za to pozostało do zebrania jeszcze dość dużo okazów średnich i większych. Co najważniejsze, prawie wszystkie są zdrowe.

Sporadycznie, nadal można znaleźć klującą się prawdziwkową młodzież. Po tych opadach i przy prognozach ocieplenia, mogą jeszcze przez następne dni, uszczęśliwiać grzybiarzy swoją szlachetną obecnością.

Owocniki króla grzybów trzymają turgor i jędrność, chociaż solidnie zmokły. Najczęściej spotykałem pojedyncze okazy, a nie – jak to ma miejsce w czasie wysypu, – po kilka lub kilkanaście sztuk obok siebie.

Podczas wypraw na grzyby można spotkać takie sytuacje, w których dany gatunek zostaje “czarnym koniem”. Nie znajduje się on na liście grzybiarza jako główny wypełniacz przestrzeni koszykowej, jednak w lesie zaskakuje swoją częstą obecnością i grzybiarz spontanicznie pod jego wpływem, modyfikuje swój plan zagrzybienia.

Dla mnie niedzielnym czarnym, a właściwie ceglastym koniem został krasnoborowik ceglastopory. Nie zakładałem, że znajdę tyle jego owocników i to w bardzo dobrej kondycji!

Nastawiłem się głównie na prawdziwki, koźlarze, podgrzybki i opieńki, natomiast w koszu zrobiło się w dużym stopniu ceglastoporowo. Trzeba to powtórzyć po raz setny. Las lubi zaskoczyć, a właściwie to za każdym razem zaskakuje! I ubarwia włóczęgę!

Przejście trzech miejscówek na krasnoborowiki ceglastopore spowodowały zapełnienie (niemałego kosza) w 50%. Jak cudnie wyglądały na jesiennym dywanie dębowych liści, przy przebijających się słonecznych promieniach.

Największy owocnik został podniesiony w grzybowym geście triumfalnym. Zdrowotność ceglasi wyniosła 100%. Tylko 2 grzyby były za bardzo objedzone przez ślimaki i żuki, dlatego pozostały w lesie.

Na pniaku topoli osiki znalazłem stanowiska boczniaka ostrygowatego. To przepyszny grzyb, idealny na grzybowe, bezmięsne flaczki, do sosów i zup.

W lasach kluje się dużo koźlarzy babek, większość znalezionych przeze mnie owocników było zdrowych, co przy babkach należy uznać za sukces, ponieważ gatunek ten jest bardzo często zasiedlony przez larwy.

Rośnie też sporo podgrzybków, jednak część jest robaczywa lub zaatakowana przez skoczogonki. Jak ktoś postanowi chodzić kilka godzin wyłącznie po podgrzybkowych lasach, ten jest w stanie nazbierać przyzwoitą ilość dobrych jakościowo grzybów. Niemniej o wielkim, podgrzybkowym wysypie na razie nie ma mowy.

Wciąż można nazbierać wegetariańskich kotletów schabowych (czubajek kani i gwiaździstych), miejscami rośnie ich całkiem sporo. Swój jesienny bum przechodzą maślaki pstre. Niestety, większość z nich już przerosła i mocno nasiąknęła wodą, co czyni je niezdatnymi do zbierania.

Za to możemy obejrzeć najintensywniejszy w sezonie festiwal muchomorów czerwonych. Obecnie rosną owocniki we wszystkich fazach rozwoju nad powierzchnią ściółki. Od ledwie widocznych, klujących się niemowlaków, po rozłożyste okazałe dziadki.

Jak co roku, są przepiękne! Zwracają uwagę krwistymi barwami zachodu Słońca i płatków śniegu. Można rzec, że łączą na kapeluszu ogień i lód.

Rosną pojedynczo, w duetach, kwartetach i wieloowocnikowych zespołach. Najczęściej w miejscach, gdzie giętkie brzozy powiewają leśną subtelnością.

Lubią towarzystwo wrzosów i piachu, a także trawy, paproci i liści. Muchomory czerwone są jednym z najpiękniejszych i najbardziej charakterystycznych symboli jesieni w leśnym runie.

Grzybowa różnorodność rozkręciła się na dobre. Właściwie to w każdym zakamarku leśnych przestrzeni, można nad czymś oko i aparat fotograficzny zawiesić.

Pojawiły się jedne z grzybowych przedstawicieli wagi ciężkiej. To masywne mleczaje o białych barwach, które w panujących chłodnych i wilgotnych warunkach, nabrały znacznej grzybowej tężyzny.

Tradycyjnie rośnie też trochę gatunków, których nie potrafię dokładnie zidentyfikować i nazwać. W niedzielę miałem w planie nazbierać większą ilość opieniek. Jednak znalazłem zaledwie jedno stanowisko z kilkoma owocnikami.

W miejscach szlagierowych, gdzie zawsze rośnie ich mnóstwo, nie spotkałem ani jednej. Nie widziałem też śladów po innych grzybiarzach. Bukowińskie opieńki chyba jeszcze śpią i pojawią się nieco później.

Za to inne gatunki grzybów ozdabiają rozkładające się pniaki. Wśród grzybów rosnących w kępach, prym wiodą maślanki. Im więcej grzybów, tym jakoś tak milej w duszy grzybiarza. Nawet, jak przeważają gatunki nie koszykowe.

Skupiska owocników zawsze prezentują się okazale i efektownie. Dotyczy to również gatunków grzybów nadrzewnych, twardych, o skórzastej niejadalnej konsystencji.

Październikowa różnorodność świata grzybów jest warta oglądania, podziwiania i fotografowania. W związku z tym naprawdę warto wybrać się na leśny spacer, aby zobaczyć leśne laboratorium pracujące z pełną mocą.

Moja wycieczka miała powolne tempo. Czasu miałem dużo, nigdzie się nie śpieszyłem, chodziłem na pełnym luzie, bez jakiegoś nastawienia, że muszę nazbierać dużo grzybów.

Koszyk i tak został zapełniony pięknymi, pachnącymi skarbami, w którym nie brakowało borowików, podgrzybków, koźlarzy, kani i maślaków. Grzybowa część wycieczki to jedno. Druga sprawa to barwny klimat jesiennej włóczęgi w tysiącu odsłonach, z których zaprezentuję wybrany pakiet.

Po jesiennej zawierusze, ulewie i burzy, następne godziny upłynęły w błękicie nieba i przy świecącym Słońcu, chociaż przy silnych podmuchach wiatru. Lasy nabierają intensywnych, jesiennych rumieńców.

W sosnowym borze, jesień akcentuje swoją obecność na uschniętych, brązowych paprociach i trawach.

W brzezinach liście zmieniają barwy na żółte i pomarańczowe, część z nich już opadła, pozostałe uczynią to w najbliższych tygodniach.

Dochodzi do efektownych kontrastów w krajobrazie. Przebarwiające się młode brzozy lśnią z przodu. Na tyłach starego sosnowego boru wachluje zwarta, iglasta ciemna zieleń.

Posmutniały brzozy, wyschły paprocie. Czas lata minął, warkocz jesieni wieje. A ja idę przed siebie w knieje!

Barwy złociste, pomarańczowe i czerwone błyszczą w Słońcu. W oddali wichry jesieni, grają melodię przemijania.

W tunelu leśnej gęstwiny i na otwartej przestrzeni po wyrębie.

Pod górę do krystalicznego błękitu nieba i pod okapem złota jesiennego buka.

Niektóre leśne ścieżki są jak zakamarki ludzkiej duszy. Lewitują ponad i poza świadomością, chociaż dzięki świadomości wiemy o ich istnieniu…

Przebarwiające się młode skupiska buczyny w lasach Bukowiny.

Ostatnia deszczowa chmura przez zachodem Słońca. Ostatnie krople deszczu, ostatnie spojrzenie na zasypiający leśny świat.

Około godziny przed przyjazdem mojego pociągu wyszedłem na stację. Widok od wielu lat znany, od trzech zatrważający…

Ostatnie tygodnie, może miesiące życia szczątków klona srebrzystego “Bukowianina”. Lipa już w formie obciętego kikuta…

Dopóki “Bukowianin” nie runie od wiatru lub piły mechanicznej, będzie lśnił srebrzystym połyskiem liści, przypominając o swojej dawnej świetności.

Czy w tak ponurej rzeczywistości jest jakaś odrobina optymizmu? Jest. W końcu to Bukowina – kraina, która dostarcza tak wielu emocji, natchnienia oraz kalejdoskopu przyrodniczej różnorodności w leśnych barwach, jak żadne inne deptane przeze mnie lasy.

Na stacji wiał silny, zimny wiatr. Niebo rozpoczęło uroczyste widowisko przed zachodem Słońca. Na szczęście ludzie tego nie zniszczyli i nie zniszczą.

Dwie wieże (nadajniki) i namiastka wieczornej zorzy. Październikowe Słońce tuż przed zanurzeniem się za horyzont.

I w końcu budynek stacyjki. Kiedyś zamieszkały na górze, z otwartą poczekalnią i włączonym grzejnikiem, a także całodobową obecnością dyżurnego ruchu.

Teraz opustoszały, zakratowany, sterowany przez elektronikę. Przyszły dziwne czasy dla stacyjki. Czasy pustki i zapomnienia.

Ja nie zapomniałem i nie zapomnę, bo tu znajduje się miejsce startowe mojego życiowego maratonu o nazwie Tour De Las & Grzyb. ;))

W czasie niedzielnej wyprawy były wspaniałe grzyby, burza z ulewą i wichurą, błękit nieba, tysiące barwnych krajobrazów, ciągłe stopniowanie leśnej euforii i żonglerka emocjami przyrodniczo-ezoteryczno-zmysłowymi. Tego nie ma nigdzie, ponieważ tak ubarwia życie tylko Bukowina!

A niech będzie, że znowu “odleciałem” pisząc o Bukowinie. Bukowiny nie da się opisać i opowiedzieć. Bukowinę nosi się w sercu i duszy – czyli w miejscach, które wibrują w innym wymiarze, poza słowem pisanym i mówionym!
Darz Grzyb!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies