Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Twardogóra – Bukowina. Wycieczka podczas “dziwnego” marca.

Twardogóra – Bukowina.

Wycieczka podczas “dziwnego” marca.

Piątek, 7 marca 2025 roku. Bezchmurne niebo, tylko miejscami przysłaniają go niewielkie obłoki chmur pierzastych. Zrobiło się nietypowo ciepło, w południe temperatura dojdzie do 20-21 stopni C w głębokim cieniu co oznacza, że w pełnym stopniu będzie o kilka stopni cieplej. Z rana jest bardzo przyjemnie i rześko. Wysiadam z pociągu w Twardogórze i wyruszam na długą wyprawę do Bukowiny. Nie pamiętam, kiedy w pierwszym tygodniu marca, prawie przez całą wycieczkę szedłem w koszulce z krótkim rękawem.

Mijam starsze kamienice twardogórskiego miasteczka, piękną stylową bramę przy rondzie i obieram kierunek na Moszyce. Po drodze chcę pozdrowić “ocalałego” klona jawora, ale z przykrością stwierdzam, że po drzewie nie ma już śladu. Pozostało na moich fotografiach i w tym wpisie: Perły dendroflory Wzgórz Twardogórskich 2019. (16) “Ocalały” klon jawor z Twardogóry Sycowskiej. 

Słońce przygrzewa tak, jakby to była co najmniej połowa kwietnia a nie początek marca. Niemniej warunki do leśnej włóczęgi są wyśmienite. Przyroda pomału budzi się z zimowego snu, pierwsze tradycyjnie startują leszczyny, krokusy, przebiśniegi i kilka innych przedstawicieli flory.

Jednym z celów wyprawy jest przegląd starych dębów rosnących w magicznym lesie moszycko-goszczańskim, które pieczołowicie opisywałem podczas cykli pereł dendroflory Wzgórz Twardogórskich. Odwiedziłem wszystkie opisane drzewa, a w samym lesie spędziłem 1,5 godziny. W odrębnym wpisie pokażę te dęby i jeszcze raz wymienię argumenty, które wskazują na wyjątkowość tej niewielkiej przestrzeni leśnej.

Za lasem moszycko-goszczańskim warto podziwiać cudowne panoramy twardogórskiej ziemi. Jeszcze szare i rude, wkrótce wybuchną wiosenną zielenią. Do Goszcza wędruję niezwykle urokliwą i przytulną drogą, która jest osłonięta gęstymi zespołami wszelakich krzewów. 

W wielu miejscach utworzyły one spektakularny tunel z plątaniny/pajęczyny swoich niezliczonych pędów i gałęzi. Jest to naprawdę fantastyczne miejsce, taki dodatkowy bonus po przejściu lasu moszycko-goszczańskiego, aby ukazać nieskończoną różnorodność przyrody.

Zdarza się, że z tej plątaniny, spontanicznie wyskoczy sarna lub inny zwierz. Droga ta prowadzi do otwartej przestrzeni. Według mnie, największe wrażenie krzewiasty tunel reprezentuje właśnie teraz, kiedy jeszcze nie ma liści. W sezonie wegetacyjnym wszystko zlewa się w gęstą zieleń.

Tunel ten ciągnie się przez około 300 metrów. Jego gęstość jest zróżnicowana. Miejscami występują szczeliny i przerwy, dodatkowo można spotkać kilka drzew. Ostatnie zadrzewione i zakrzewione fragmenty tunelu akcentuje grupa młodych dębów.

Spod dębowych gałązek można zerknąć na świat pól i łąk, gdzie szusuje wszelka zwierzyna i latają ptaki. Młode dęby trzymają zeszłoroczne liście tak, jakby się wstydziły swojej bezlistnej golizny. Wyszedłem na otwartą przestrzeń.

Teraz przez 15-20 minut będę szedł ścieżkami do widocznego na horyzoncie lasu. To jest już brama do Goszcza – kolejnego niezwykłego miejsca na mapie Twardogóry i okolic. W oddali widać grupę starych dębów, ale nie są to drzewa rosnące w lesie moszycko-goszczańskiem. Te pozostały za mną w tyle, jeszcze przed krzewiastym tunelem.

Zauważyłem fruwające motyle i muchy. To przebudzenie w przyrodzie przyszło za wcześnie, tak nagle, ale cóż czynić? Obserwować i chwytać piękno kwietniowej aury w marcu. Jeszcze kilka minut i wchodzę do lasu, który najmocniej wybrzmiewa jednym sformułowaniem: Reichenbach!

Dochodzę do Wielkiego Strażnika Mauzoleumdębu szypułkowego o obwodzie pnia 443 cm. To on stoi od kilkuset lat w tym miejscu i rzuca cień swojej sylwetki na budynek mauzoleum.

Rośnie obok muru otaczającego stary, zapomniany cmentarz, na którym wiele razy odczuwałem coś, czego nie jestem w stanie opisać słowami. Tak było również teraz. W oddali słyszałem piejącego koguta i przejeżdżające przez ulicę samochody. Gdzieś szczekał kundelek, ktoś na pobliskiej posesji ciął drewno.

Tymczasem dookoła mauzoleum roztaczała się martwa cisza, przerywana szelestem liści po których deptałem i delikatnym wiatrem wśród koron starych dębów.

Stary zapomniany cmentarz i mauzoleum noszą w sobie pierwiastek jakiegoś dawnego rytuału, ceremonii i magii, nad którymi można się tylko pochylić i zastanowić, bo nie sposób je poznać i zrozumieć.

Można też użalać się nad niszczejącym losem mogił i cmentarza, ale dlaczego mam wrażenie, że tylko w tym stanie emanuje z niego wielka moc i energia niepoznania oraz tajemnicy? Dużo pytań z kategorii “dlaczego”. I wiele odpowiedzi, które budzą kolejne pytania i wątpliwości…

Odpowiedzi nie udzielił mi kolejny wielki dąb – Strażnik cieni i dusz, który jest najgrubszym drzewem (501,50 cm w obwodzie pnia) rosnącym na terenie cmentarza. Zrobiło się bezwietrznie, drzewo ani drgnęło. A może w tym tkwi klucz do zrozumienia tego miejsca i nieustannego przemijania. Kiedyś, na samym końcu pozostanie tylko martwa cisza…

Miło było zobaczyć, pozdrowić i obejrzeć te wszystkie perełki dendrologiczne, które rosną na kościach przodków Goszcza.

W bardzo bliskim sąsiedztwie rośnie Strażnik drogi – kolejny zacny dąb o obwodzie pnia 425,50 cm. Jego korona budzi niepokój, gdyż widać w niej sporo posuszu i mało aktywnych pędów.

Dochodzę do końca cmentarza. Tutaj na pierwszym planie widać Strażnika tajemnicy goszczańskich duchów od ludzi pochowanych na cmentarzu. Dąb ten wraz z drugim mniejszym okazem tworzą piękny i mroczny duet na wejściu do nekropolii.

Idąc na cmentarz od strony ulicy Twardogórskiej, widać ich wielkie monumentalne sylwetki. Opuszczam cmentarne klimaty, następnie wąską uliczką Asnyka maszeruję w kierunku pałacu.

Jeszcze raz odwracam się za siebie. Żegnajcie umarłe dusze do następnego razu. Pamiętam o was i życzę pomyślnej wędrówki do krainy wiecznego życia…

Jednym z najważniejszych punktów wyprawy był zrewitalizowany pałac von Reichenbachów. Jestem na tyle zachwycony wykonanymi pracami, że pokażę je na fotografiach w odrębnym wpisie. W pałacu spędziłem około godziny, później coś przekąsiłem przy turystycznym schronie i pogawędziłem z miejscowym wędkarzem.

Na krańcu parkowej polany przywitałem się z pomnikowym dębem, którego mieszkańcy nazwali “Silnym Duchem”. Kiedyś opisałem go po prostu jako dąb na polanie.

Za dorodnym drzewem rozpoczynają się esy floresy czyli zakamarki, przesmyki, ścieżki, zakręty, stawy i dukty, które wprowadzają włóczęgę w coraz bardziej leśny klimat wyprawy.

Przechodzę obok stawów, błękit nieba i wciąż zimowa szata drzew, tworzą lustrzane odbicie w tafli wody. Cicho, urokliwie i sielsko.

Przy drodze pozdrawiam kolejny zacny dąb, którego kiedyś dokładnie opisałem i skręcam w lewo, gdzie znajduje się kolejne klimatyczne oczko wodne.

Mijam ostatnie domostwa i rozpoczynają się lasy, którymi dotrę do Bukowiny. Teraz wyprawa zaczyna nabierać leśnych rumieńców. Lenart jak motyl rozwija skrzydła i gnany leśnym natchnieniem, dosłownie zjada zmysłami las!

Głowa i oczy tradycyjnie wykonują ruchy dół-góra i góra-dół. Podziwiam dywany mchów i lśniącą biel brzóz pod błękitem marcowego nieba.

Dochodzę do leśnego stawu. W nieruchomej wodzie przygląda się las. Gdzieś na martwym drzewie przyczepiła się okazała huba. Ciągnie grzyba do wody!

Za stawem dochodzę do miejsca, w którym rósł dorodny sosnowy las. Około 3. lat temu został wycięty. Teraz widać tu pierwsze zabiegi polegające na odnowieniu lasu. Na dalszym planie zwarte skupisko buczyny. Za tą otwartą przestrzenią, wchodzę w głębię leśnego świata.

Czuję się w nim wyśmienicie, choć nieco dziwnie, bo temperatury są takie, jakie powinny być za kilka tygodni. W oddali widać niewielkie obłoki zamglenia.

Idę piaszczystą ścieżką a dookoła rosną same sosny. Teren jest tu falisty, non stop wzniesienia i zagłębienia terenu. To falujące morze sosen, które podczas jesieni potrafi nieźle zafalować podgrzybkami.

Nagłe i znaczne ocieplenie pobudziło owady. W powietrzu latają muchy, co trochę spotykam również motyle. Jednak sam las jest mocno przesuszony, zwłaszcza na lichych, piaszczystych glebach.

Przechodzę przez kolejne hektary sosnowych przestrzeni, urozmaiceniem są alejki brzozowe ciągnące się po jednej i drugiej stronie drogi.

Pomału kończą się iglaste komnaty. Zmienia się skład gatunkowy drzewostanów, pojawiają się dęby i buki. Pamiętam jak były niższe ode mnie. Szybko podrosły i już kilka razy pokazały swoje grzybowe oblicze pod postacią kurek, ceglasi lub podgrzybków.

Ominąłem Przysiółek “Czwórka” i obrałem kierunek na brzozowe enklawy, bajecznie rozpościerające się wśród licznych dróg.

Kiedy wyrosłyście na wielometrowe drzewa? Pamiętam, jak sięgałyście mi do kolan. Odkryłem te miejsca w lata 90-tych. Tamtego pokolenia drzew w większości już nie ma. Przeszły trzebieże, wycinki, zręby i posadzono nowe pokolenie drzewostanów.

Ale układ pozostał ten sam. Sosny wymieszane z brzozami, tudzież modrzewiami i świerkami, miejscami dębami i bukami.

Walnąłem się ściółce pośród igliwia, liści i mchów. Spojrzałem do góry, trzymając aparat fotograficzny. Ujrzałem błękit bieli. Albo biel błękitu.

Dostrzegłem Księżyc, który już przekroczył pierwszą kwadrę. No i klimat zrobił się jeszcze bardziej natchniony, lasem okraszony, niebem pomalowany, brzozami przyozdobiony.

Uchwyciłem go, jak chciał się dyskretnie przyczaić wśród gałązek modrzewia. Kilka minut bujania w obłokach i trzeba iść dalej.

Brązowo-rude barwy zostały wzbogacone bielą brzóz i zielenią sosen. Natchnione kadry z wczesnomarcowego lasu, na dobre wlały się do mojej duszy.

Spoglądałem na Księżyc “płynący” nad koronami drzew. Sielski widok, który niepokoi… Coraz więcej stanowisk jemioły na sosnach. Kiedyś to była wielka rzadkość. Obecnie, coraz częściej spotykana (nie)normalność… Tymczasem czekał mnie kolejny postój.

Przeszedłem obok buka “Szerszenia” i oddaliłem się kilka metrów od drogi, aby dostąpić zaszczytu posiedzenia na dendrologicznym tronie czyli pod majestatem buka “Oko lasu”.

W napływach korzeniowych drzewa jest takie miejsce, które idealnie nadaje się do odpoczynku. Korzystam z niego podczas każdej wyprawy, której trasa przebiega obok “Oka lasu”.

Drzewo spojrzało na mnie. Chociaż ma tylko jedno oko, spoglądało tak, jakby przeszywało duszę na wylot, czytało ją i chciało coś jej przekazać.

Ciepłe promienie Słońca, lekkie zmęczenie wyprawą i wyjątkowa aura roztaczana przez monumentalnego buka, spowodowały chęć ucięcia sobie drzemki. Tak też zrobiłem. Oparłem głowę o pień, umościłem się na tronie pokrytym mchami i nawet nie wiem jak szybko zasnąłem.

Po 30 minutach obudziłem się jakby w innym wymiarze. Słońce ogrzewa twarz, ptaki wiosenne śpiewają, drzewo otula mnie swoją wdzięcznością i dobra energią. Te dwa kwadranse drzemki pod “Okiem lasu” są dla mnie cenniejsze niż 8 godzin snu w domowym łóżku.

Jeszcze raz spojrzałem na przenikliwe, nieruchome, głębokie i tajemnicze oblicze drzewa. Do następnego razu drzewny przyjacielu!

Po kilkunastu minutach znalazłem się w pobliżu przejścia przez szlak kolejowy. Pod górkę ciągnie się piękny sosnowy lat. Na jej szczycie znajduje się bonus.

Jest nim mieszanka sosnowo-bukowa, w której lubią rosnąć borowiki. Oczywiście jeszcze nie pora na owocniki króla grzybów, ale sama obecność grzybiarza w tym miejscu powoduje szybsze bicie serca.

Pozostało przejść przez sosnowe knieje, zagajniki i bory. Wciąż było nietypowo ciepło, mimo wszystko dziwnie, choć bardzo przyjemnie, wręcz wyśmienicie i komfortowo.

Poza tym, jak nie czuć się komfortowo, kiedy depczę duktami po rasowych lasach Bukowiny. Nieważne, że część z nich to do bólu klasyczne lasy gospodarcze złożone głównie z sosny.

Ponownie ujrzałem tajemnicze zamglenie w sinej dali leśnej ścieżki. Przystanąłem na kilka minut i wchłonąłem te widoki nie tylko do aparatu fotograficznego.

Następnie wyszedłem z lasu i rozpocząłem ostatni etap wędrówki pośród pól, łąk i pagórków Bukowiny. Widoki bezcenne, nieskażone pato-deweloperką lub farmami fotowoltaicznymi, które coraz częściej psują polski krajobraz.

W zagłębieniu terenu szeregowo rosnące brzozy, z tyłu na górze ciemno-zielona, zwarta kompozycja sosnowa. Z przodu szara ziemia z której wyrasta świeża wiosenna trawa.

Uciec od zatłoczonego miasta na pola Bukowiny

Wspaniałe dzieło, dawne tęsknoty

Szukając odległych ogrodów szczęścia

Lasów hektary, ciszy przenikliwej

Między tysiącem źdźbeł traw

Pośród brzóz, sosen, dębów i buków

Jak puch niesiony wiatrem

Natchnieniem Bukowiny płynąca dusza

Zbliżałem się do torów kolejowych. Owoce ligustru pospolitego, wciąż w obfitości wiszą na krzewach. To normalne dla tego gatunku. Niestety są trujące i nie wolno ich spożywać.

Pozostał ostatni etap wycieczki. Późne popołudnie, +20 stopni C w cieniu, błękit nieba i przedsmak Tour De Las & Grzyb 2025. Bukowina przygotowuje cały pakiet wrażeń na uroczyste rozpoczęcie sezonu w maju.

W oddali widzę budynek stacji. Zanim do niego dojdę, tradycyjnie obejrzę wiosenne bazie na przydrożnych wierzbach.

Poczuły nienaturalne (ba za szybkie) wiosenne ciepło i rozpoczęły uroczysty proces przyozdabiania pędów. To już wiosna, choć bardzo przyśpieszona, podobnie jak to miało miejsce w zeszłym roku.

Leszczyna również zareagowała i obficie się “okociła”. Flora skuszona ciepłem, może zostać niemile zaskoczona przez przymrozki, które czają się na północy. Oby w tym roku nie dokonały spustoszeń.

Niebo klarownie błękitne, klimatyczna stacyjka i 1/2 klona “Bukowianina”, który jakoś przetrwał zimę. W tym miejscu nie ma już takiej wiosny, jaką można było oglądać jeszcze kilka lat temu. Rozśpiewanej, zielonej i szumiącej.

Mijają 4 lata po celowym zniszczeniu drzew przez wykonanie odwiertów w szyi korzeniowej i zaaplikowaniu trucizny. Zapytałem kilka tygodni temu Gminę Międzybórz, co zrobiono w tej sprawie? Wcześniej też pytałem. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi… Szanowni Państwo, dlaczego milczycie na ten temat?

Marcowa wyprawa od Twardogóry do Bukowiny podczas “dziwnego” marca dobiegła do końca. Dziwnego, bo nienaturalnie ciepłego i niestety – jak na razie – bardzo suchego. Wrażeń przyrodniczych i duchowych miałem bez liku co nie oznacza, że nasyciłem się Bukowiną na jakiś czas. Wręcz przeciwnie, już planuję następną wyprawę, bo – jak w piosence Pawła Czekalskiego – “Lasu trzeba mi”! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

5 KOMENTARZY

  1. Cześć Paweł!
    Cudownie było jeszcze raz przejść, tym razem wirtualnie tą trasę którą kilka lat temu przebyłem z Tobą,
    dokładnie pamiętam wszystko z zamieszczonych zdjęć 😉
    Na tronie Oka Lasu też zawsze zasiadam gdy tam jestem 😉 Nigdy jednak nie udało mi się na nim zasnąć choć posiedzieć zdarzało mi się często ponad godzinę,
    za to zawsze energia czy też aura tego drzewa wywoływała u mnie głębokie filozoficzne przemyślenia, sięgające od leśnej ściółki po kosmos! ;-)))
    Ech…, lasu trzeba mi!
    Pozdrawiam 😉

    • Witaj Krzysiek!
      Cała przyjemność po mojej stronie. 😉 Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powtórzyć wspólną włóczęgę. Najlepiej w żelaznym składzie, czyli my i Leszek. 😉
      Pozdrawiam. 😉

  2. Żelazny skład coraz trudniej skompletować bo Leszek odkąd przeszedł na emeryturę to coraz bardziej zarobiony jest,
    jak nie narty to motor a do tego wnuki, już dwóch 😉
    Ale może w końcu się jakoś zsynchronizujemy 😉
    Pozdrawiam 🙂

    • Według mnie to nawet 2/3 żelaznego składu trudno jest skompletować. Ale może wkrótce się nam uda coś dograć i w końcu wyruszymy na wspólną włóczęgę. 😉
      A jak nie to pojedzie 1/3 żelaznego składu. ;-))

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.