Skip to content
25 TYSIĘCY KROKÓW OD TWARDOGÓRY DO BUKOWINY
W zeszłym roku, dokładnie w dniu 18 kwietnia, przeszedłem od Bukowiny do Twardogóry po wyjątkowo malowniczej trasie, zahaczając po drodze o Przysiółek “Czwórka”, Goszcz i Moszyce. Jest to bardzo atrakcyjna trasa, gdzie można podziwiać zarówno piękne lasy i wyjątkowe drzewa, jak i m.in. ruiny pałacu von Reichenbachów i ich mauzoleum.
Częściowo, można też zwiedzić Twardogórę. Na rocznicę tej pamiętnej wycieczki, podczas której nakręciłem świetne (w moim mniemaniu) filmiki z wyjątkowymi drzewami, które rosną pomiędzy Goszczem a Moszycami, pokonałem tą trasę po raz kolejny, z tym, że tym razem, wycieczkę zacząłem od Twardogóry.
Pogoda była niemal identyczna, jak w połowie kwietnia 2018 roku. Bezchmurnie, przyjemnie ciepło (rok wcześniej było o kilka stopni cieplej) i rozbuchana wszędzie wiosna, śpiewem ptaków, zapachami i kolorami najrozmaitszych palet.
Pszczoły zapracowane, nawet nie zwracały na mnie uwagi, kiedy kręciłem się w ich pobliżu, wciskając obiektyw aparatu i umiejscawiając go nad ich czułkami. Przez Twardogórę i jedną którąś tam Moszyc, przeszedłem wartko ponieważ śpieszyłem się do wyjątkowego lasu.
Okoliczne pola i łąki radośnie się zielenią, tylko ta radość, jest tłumiona przez coraz większy brak opadów. Niestety, mamy kiepski start sezonu wegetacyjnego, czyli tak, jak rok temu, z tym, że w zeszłym roku, rezerwy wody były większe po bardziej mokrym 2017 roku. W tym roku, rezerwy są już na wyczerpaniu, chociaż mamy dopiero połowę kwietnia…
TWARDOGÓRSKA ALEJA DĘBOWA – enklawa dębowej starszyzny, która była szczegółowo opisana przeze mnie w zeszłym roku w cyklu pereł dendroflory. Wejście do niej od całkowicie naświetlonej drogi asfaltowej dla rowerów, ciągnącej się wzdłuż drogi samochodowej, powoduje jakby przeskok w inny świat.
Świat dostojeństwa, ciszy, piękna, harmonii i spokoju. No i temperatura spada do znacznie przyjemniejszego poziomu, chociaż Słońce jeszcze mocno harcuje po dębowym runie, zanim drzewa, zakryją się parasolem liśćmi, co stanie się za 3-4 tygodnie.
Lasek moszczańsko-goszczowy, pomimo swoich niewielkich terytorialnie gabarytów jest kompletnie niezwykły, tajemniczy i przede wszystkim arcy-ciekawy z przyrodniczego punktu widzenia. Odwiedziłem tam wszystkich dębowych braci i zebrałem sporo materiału do cyklu pereł dendroflory WT 2019.
Wiosna tam tańczy, śpiewa, gwiżdże i nuci melodię niesioną przez wiatry, delikatnie skrzypiące na instrumentach, zbudowane z konarów i gałęzi drzew. Czasem jakichś zwierz kopytami stuknie, a czasem, mysz leśna wyskoczy spod gałęzi i zygzakiem popędzi do swojej kryjówki.
Gdzieniegdzie jeszcze stoi woda. Nawet w strumykach, ale widać gołym okiem (ubranym też), że jej ilość systematycznie spada. Na razie zakłóceń w przyrodzie nie widać, ale jak nie przyjdą solidne opady, kiepsko rokuję pomyślność rozwoju roślin w tym sezonie.
Przy końcu magicznego lasku jest droga. Na lewo, prowadzi na okoliczne pola i łąki, na prawo, można nią dojść do oczka wodnego, przy którym są plastikowe i drewniane krzesła oraz stolik. Miejsce przygotowane na piknik, ale czy ludzie są odpowiednio przygotowani na obcowanie z przyrodą w tym miejscu?
Nie wszyscy. Śmieci zawsze zdradzają nikczemników i niegodziwców, którzy pałętają się po świecie i zatruwają otoczenie. Kilkanaście butelek i puszek wziąłem do worka i włożyłem do plecaka. Później wyrzuciłem je do śmietnika w Goszczu. Nie doznałem przy tym żadnych kontuzji i uszkodzeń ciała, czyli potwierdza się teza, że zabranie śmieci po sobie jest nieszkodliwe. Warto o tym pamiętać ludziska.
Po okrążeniu stawu, kierowałem się na Goszcz. Śródpolna droga, ciągnąca się przez aleję kasztanowców to także jedna z przyrodniczych perełek tych terenów. Teraz, kiedy pąki strzelają na drzewach, “wyrzucając” młode, soczyste i jeszcze nie spałaszowane przez szrotówkę liście, podziwianie ich, jest wyjątkowo przyjemnym doznaniem.
Piękność w delikatności i delikatność w pięknie. Godzinami można się wpatrywać w te cudowności świata drzew, które co roku budzą we mnie nie mniejszy zachwyt niż w roku poprzednim. Wspaniale komponują się z błękitem nieba, chociaż – tak jak ja – wypatrują one chmur i deszczu.
Obecnie rozpoczęła się najpiękniejsza faza wiosny, której kulminacja przypadnie na maj. Wtedy to kwiaty, drzewa i inne rośliny, wraz z ptactwem wszelakim, zagrają najwybitniejszy utwór, złożony z leśnych melodii, zapachów i kolorów. Leśna orkiestra symfoniczna zagra na wszystkim, na czym zbudowany jest las.
Teraz stroi instrumenty, właściwie nie dzień po dniu, a godzinę po godzinie. I tak jest co roku, w niekończącym się cyklu, powtarzalności niezwykłości. Bo jak nazwać zjawiska, które mają miejsce w przyrodzie co roku i które są stymulowane przez szereg, powiązanych ze sobą czynników, jak nie cudem niezwykłości?
Praca w polu wre, chociaż kurzu coraz więcej bo słabo z tymi opadami. Rolnik nie szuka żony, rolnik chce deszczu. A deszcz, “zaciął” się, niczym zardzewiały, wredny zamek ze stodoły, który nie ma zamiaru się podporządkować i wysłuchać grzecznej prośby o otwarcie drzwi.
Rolnicze krajobrazy północnych terenów od Twardogóry. Gdzieś, tam w oddali, widać lasy milickie, które są nie mniej ciekawe niż te twardogórskie i w których już dawno nie byłem. W tym roku, obiecałem sobie chociaż raz tam pojechać.
W terenie, zawsze można coś ciekawego zaobserwować i tak było i tym razem. Bohaterem tej obserwacji była staruszka, zapewne mieszkanka Goszcza, która… No właśnie. Ręcznie orała pole, mając już z 80 albo i więcej lat. Ludzie wsi, szczególnie ci starsi, to ludzie pracy. Zawsze ich podziwiam.
Dla takiego człowieka, nie ma problemu wstać o 4-tej rano, nakarmić zwierzęta, oporządzić gospodarstwo i wyruszyć skoro świt na pole. Staruszka miała jeszcze towarzystwo 4 psów. Tymczasem, jak słyszę niektórych moich znajomych, 30-to lub 40-latków, którzy jęczą, że muszą wstać o 6 albo o 7 z rana…
Miejscowość Goszcz kojarzy mi się z jednym. Z ruinami pałacu von Reichenbachów. Chociaż wiele razy je oglądałem, zawsze, gdy tylko jestem w Goszczu, nie omieszkam nie wpaść do pałacu i obejrzeć go ponownie. Uwielbiam to miejsce, chociaż budzi ono skrajne odczucia.
Jedno skrzydło pałacu jest po remoncie i z tego, co się dowiedziałem od jednego z mieszkańców, pomału, istnieje szansa, że kiedyś odzyska on swój blask i chwałę w całości. Chciałbym dożyć tych czasów. Na razie więcej tu ruiny, ale to jedno skrzydło to dobry początek ku lepszemu.
Wyremontowaną część, przeznaczono do użytkowania, m.in. jako świetlicę wiejską. Mnie interesuje najbardziej główna ściana pałacu, na której widnieją herby i rzeźby. Czy zostanie ona odbudowana w takim stylu i z takim pietyzmem, jak było to za czasów Reichenbachów?
Jedno z okienek, szczególnie mnie urzekło. Zresztą, nie muszę opisywać dlaczego. ;)) Tuż obok wyremontowanego skrzydła, zaczyna się najpiękniejsza i najbardziej zniszczona zarazem część pałacu.
Co będzie lepsze dla pałacu? Jego odbudowa, czy pozostawienie go jak symbol upadku nawet najznamienitszych budowli i zapomnienia o ludziach z wybitnym pochodzeniem i mających wielkie zasługi?
Oczywiście, wszystko będzie się kręcić wokół dukatów i talarów, ale ja osobiście, nie mogę sobie, w sprawie pałacu, odpowiedzieć ani tak, ani nie. Idealnie pasuje tu powiedzenie: “nie mam zielonego pojęcia”. Dlaczego?
Z jednej strony, chciałbym zobaczyć go w przepychu i majestacie, tylko, żeby rekonstrukcja ta, była jak najbardziej zbliżona do oryginału. Z drugiej strony, te ruiny mają w sobie coś niezwykłego i nostalgicznego. Można tu uruchomić duże pokłady podświadomości i myśli, związanych z przemijaniem i marnością żywota ludzkiego.
Jeżeli pałac będzie odbudowany, uczucia te będzie trudno wykrzesać, bo wtedy “rządzić” będzie kunszt jego odnowy a nie duch przemijania, który obecnie tu króluje? Zatem co będzie lepsze???
Posiedziałem dłuższą chwilę w ruinach i wyszedłem z nich tak samo głupi w tej kwestii, jak byłem przed wejściem. Nie zaprzeczę jednak, że upadły, ruinowy, wręcz ponury klimat, ma tu w sobie wielce magnetyczną moc i w dużym stopniu porusza myśli z kategorii tych rzadziej używanych w życiu codziennym.
Kiedyś były tu wytworne bale, tańce do białego rana, intrygi, spiski, plotki, walka o władzę, romanse, niektóre burzliwe. Działo się tu często i dużo. A dzisiaj? Tylko wiatr czasami melodię zagra, która jest jedynym urozmaiceniem, smutnego życia ducha przemijania…
Ostatnie fotki i spojrzenie na minioną chwałę i przepych pałacu von Reichenbachów. Karoce, które już nigdy nie przyjadą… Ludzie, których już nie ma… Rycerze, którzy już nie poderwą się do walki… Damy, które już nie zatańczą…
Za pałacem, na dobre rozpoczynają się lasy. Najpierw te bogatsze i żyźniejsze, gdzie olchy, dęby i graby są głównym składnikiem drzewostanu. Runo przybrało wspaniałe, zielone barwy, kusząc wzrok wiosennymi kwiatami.
Wytyczone ścieżki łatwo pokonać, gdzie po bokach, można podziwiać podmokłe tereny. W zeszłym roku o tej samej porze, wody było o jakieś 20-25% więcej. Dużo wspominam o problemie niedoboru opadów, bo rzeczywiście, sytuacja jest w dużym stopniu niepokojąca.
Niemniej, na razie zachwyt nad wiosną jest tak duży, że człowiek, często zapomina o narastającym problemie braku opadów. Z drugiej strony, co może zrobić? Nic. Nie ma wpływu na to, czy będzie padać, czy nie, chociaż człowiek w masie, w znacznym stopniu, przyczynił się do rozregulowania klimatu…
W lesie, można spotkać miejsce na zrobienie ogniska, starannie przygotowane i mieszczące się tuż przy leśnym oczku wodnym. Jednak z uwagi na bardzo duże zagrożenie pożarowe, lepiej całkowicie zaniechać palenia jakichkolwiek ognisk. Poza tym, nie na tym polega wycieczka do lasu, żeby kiełbasisko uwędzić na ognisku i popić tanim piwskiem…
Chociaż piwsko może być, ale to lepsze i bez kiełbasiska. ;)) W lesie piwo smakuje dobrze. ;)) Kiedy z Goszcza, obierzemy kierunek na Bukowinę, który wyznacza niebieski szlak, mamy do pokonania kilka kilometrów po jednych z najpiękniejszych borów tych lasów.
Czy rzeczywiście są to bory? Czy jednak plantacje drewna gospodarczego? Czy może jeszcze coś innego? W internetowych dyskusjach, dość często, pojawiają się polemiki, jak nazwać las typu gospodarczego.
Chociaż z pierwotnym lasem, czy dziewiczym, nie ma on nic wspólnego, to łatwo, przyjaźnie i z wdzięcznością się po nim chodzi. Może to bór świeży? A kiedy jest nieświeży? ;)) Lubię czasami bawić się językiem. Tym mówionym oczywiście, a nie tym, który siedzi w jamie ustnej. ;))
No więc jak nazwać taki las? Ja mam na niego swoje, niefachowe, nieprofesjonalne i nieksiążkowe określenie. To po prostu las podgrzybkowy. ;)) W czasie masowego wysypu (pojawu) podgrzybków, właśnie po takim lesie, najlepiej się wypatruje czarne łby. Przy drodze kozaczek, kurka lub nawet prawy, też się trafiają.
W czasie niepojawu, człowiek więcej zwraca uwagę na las w skali makro, albo brutto. Przy okazji jakaś ćma lub ciem, tudzież motyl się trafi na młodym pędzie brzozy. ;))
To już bukowińskie aleje brzozowe, ale nie te za chlewnią, a te, ukryte w środku lasów. Moja całodniowa wycieczka, pomału zbliżała się do końca, a niżej już świecące Słońce, podświetlało złociście, iskrzące się, giętkie gałęzie brzóz.
Klimaty i widoki tak ciepłe, przyjazne i przyjemne dla oczu, że można się wpatrywać w nieskończoność, chociaż to, co widzimy oczami, ma gdzieś na końcu swoją skończoność. Nie jesteśmy lunetami i teleskopami. ;))
Wpatrywanie się w “nieskończoność” pozwoliło mi wypatrzeć samotnego, uschłego kilka lat temu buka na tle młodego lasu. Nieskończoność kończy się też nawet na najdłuższej, leśnej drodze, gdy ta, nagle się kończy lub skręca, czego oczy już nie zobaczą ze znacznej odległości… ;))
Wpatrywanie się w “nieskończoność” pozwoliło mi także ujrzeć czmychającego w podskokach zająca, którego na zdjęciu zdradza głównie zad, ogon i uszy. ;))
Młode modrzewie wypuściły młode igły. To logiczne. Przecież nie wypuszczą starych. ;)) Kolejna, leśna droga, którą szedłem 1456 raz… Bukowina coraz bliżej to i tory trzeba przejść. Pociągi nie jeżdżą, bo trwa remont torów.
Wpatrywanie się w nieskończoność torów kolejowych, skończyło się na zakręcie. Ten sam kadr, zrobiłem też z efektem “pędzącego” pociągu. Ktoś może pomyśleć, że fotka ta była zrobiona przez kogoś, siedzącego z tyłu pociągu. Gdybym tak napisał, pewnie większość by uwierzyła.
Nieskończoność mojej wycieczki zbliżała się do skończoności, a jak ujrzałem bukowińską chlewnię, to nieskończoność ta, stopniała do kilkudziesięciu minut i iluś tam metrów. Musiałem tylko pamiętać, żeby nie iść na stację, bo autobus zastępczy tam nie dojeżdża, tylko do przystanku szkolnego.
Wycieczka byłaby nieważna, gdyby nie ceremonialne obszczekanie przez kundelka. Drugi też był, ale w kadrze go nie ująłem, bo szczekał, schowany w pobliskich krzaczorach.
Za to jagnięcina i baranina, bezproblemowo pozowały do zdjęć, chociaż wydaje się, że trudną sztukę ustawiania się do kadru, bardziej opanowała baranina. ;))
Nieskończoność mojej wycieczki, okazała się jednak skończonością. Na liczniku w telefonie wybiło 25 tysięcy kroków. Nie wiem, ile to kilometrów, ale myślę, że około 20-stu spokojnie mogę przyjąć. I chociaż nieskończoność okazała się skończonością, wielka prawdą jest, że mogę do Bukowiny jeździć w nieskończoność! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witajcie Towarzyszu Lenart:)
Na początek jak zwykle lista Waszych wykroczeń: przeszkadzacie w pracy pszczółkom grzywna 1000 ml piwa a biada Wam jeśli z powodu Waszej działalności spadnie podaż miodku na rynku.
Rozpijacie biedne myszki polne “…. mysz zygzakiem popędzi do swojej kryjówki….” grzywna 1000 ml piwa
Dokuczacie biednemu Serpentynkowi grzywna , chociaż my tutaj z Towarzyszami sami już nie wiemy co o tym myśleć. Z jednej strony smaruje to to zkargi do Komitetu Centralnego typu wykąpcie mnie w wodzie święconej tylko nie wydawajcie więcej w ręce tego Lenartusa, z drugiej co zajdzie do nas to łypie tymi wężowatymi ślipiami pożądliwie w stronę Barku Partyjnego i coś się dopytuje o Was niby to nieśmiało ale…
Oj coś sie nam zdaje, że weszliście w dobrą komitywę z Serpentynkiem a te jego skargi to chyba tylko zasłona dymna:)
Idźmy dalej “… do lasu nieidzie się po to żeby wędzić kiełbachę i popijać ją tanim piwskiem…” brawo Towarzyszu uwaga jak najbardziej zgodnaz linią orzecznictwa partyjnego
…. Chociaż piwo może być ale to lepsze. W lesie piwo smakuje dobrze…” Brawo Towarzyszu, za tą uwagę kazał Wam udzielić pochwały sam I Sekretarz:)
Idźmy dalej jagnięcina i baraninka hmmm parafrazując nieco zdanie Towarzysza Janusza Christy “…resztą też nie pogardzimy jagnięcinkę wszak lubimy…” tutaj też przyznajemy Wam plus.
Oczywiście doceniamy bardzo fajny opis wycieczki i profesjonalne zdjęcia. Tym razem anulujemy Wam nałożoną grzywnę ale za to następnym razem…..
Serdecznie pozdrawiam
Darz Grzyb Przyjacielu:)
Cieszę się, że Partia potrafi też pochwalić, a nie tylko karać. I chociaż grzywna została anulowana, to chętnie z Pierwszym Sekretarzem napiję się… kawy lub herbaty oczywiście. 😉
Darz Grzyb Wojtek! 😉