Skip to content
BOROWIKOWE ELDORADO
20 października 2016 roku. Ponownie wyjechałem na Wzgórza Twardogórskie w poszukiwaniu najcenniejszych gatunków grzybów. Właściwie to zależało mi na jednym gatunku. Oczywiście chodzi o borowika szlachetnego, zwanego pospolicie prawdziwkiem. Wprawdzie rozpoczął się bardzo dobry wysyp podgrzybków, ale dopóki rosną prawdziwki, dopóty uganiam się za nimi. Jako grzybiarz pociągowy, stawiłem się z rana na stacji Wrocław – Nadodrze i pociągiem TLK w wersji de lux wyruszyłem o siódmej rano.
Dojazd do Wzgórz zajmuje godzinę czasu, czyli na stacji docelowej, stawiłem się o godz. 8:00. Jesień w późniejszej odmianie rozkręca się coraz mocniej. Liście nabierają bardzo intensywnych barw żółto-pomarańczowo-czerwonych, wiele z nich już opadła. Gdyby tak trafił się jakiś ciepły i bezchmurny dzień to mielibyśmy przepiękne widoki, związane z babim latem.
Może do końca miesiąca takowy się trafi. Aparat fotograficzny miałby wtedy mnóstwo roboty. ;)) W tym miesiącu jeszcze nie upolowałem takiego dnia, kiedy mógłbym wyruszyć w teren w celach fotograficznych. Ciut pogodniejsze dni, jak na razie mają miejsce tylko w środku tygodnia, ale nie w te dni, kiedy jeżdżę do lasu. Jest ich jednak jak na lekarstwo w przeciwieństwie do bardzo słonecznego września.
Moje wczorajsze grzybobranie w zasadzie można sprowadzić do trzech miejscówek, które zaoferowały mi tyle prawdziwków, że musiałem skrócić zaplanowany pobyt w lesie o 3 godziny i wrócić wcześniejszym pociągiem. Już ostatnie zbiory były rewelacyjne, ale ten wczorajszy – biorąc pod uwagę obfitość grzybów i krótki czas zbioru, był najbardziej intensywny w tym sezonie.
Z zaplanowanej długości trasy, przebyłem około 1/3. Aż strach pomyśleć, ile prawdziwków jeszcze zostało w pozostałych miejscówkach… Zgodnie z zasadą etyki grzybiarza pociągowego, należy z lasu – w przypadku obfitości grzybów – wynieść tyle, ile jest się w stanie udźwignąć. Zatem odwrót z lasu, po napełnieniu kosza i wiadra był rozsądnym i jedynym słusznym wyjściem. Przecież do plecaka nie będę zbierać. ;))
Odwiedzając miejscówki na borowiki, doszedłem do wniosku, że od tygodnia czasu, nikogo tam nie było ponieważ rosnące egzemplarze były we wszystkich rozmiarach – od mini do 5 x XXL. ;)) Około 30 ogromnych prawdziwków zostało w lesie z uwagi na zarobaczywienie i bardzo dużą ilość wody, którą wchłonęły, co spowodowało tzw. efekt “grzybowej ciapy”.
W lesie nic się nie zmarnuje i te ogromne okazy, wysypały i być może jeszcze wysypią sporo zarodników, które będą rozsiewać grzybnię naszego króla grzybów. ;)) Poza tym stanowią źródło pokarmu dla wielu organizmów.
Mając zawsze w plecaku “awaryjny system zwiększający pojemność kosza”, wczoraj postanowiłem z niego skorzystać. ;)) To rajstopy, które – poza podkreśleniem piękna kształtów kobiecego ciała – są idealne na grzyby. ;)) Po pierwsze – można znacznie więcej nazbierać, po drugie – zatrzymują igły, liście, owady i wszelki materiał leśny, lecący do kosza (dzięki czemu w koszu jest czysto), a po trzecie – są bardzo lekkie.
Tylko trzeba uważać, żeby kosz miał solidny i mocny pałąk, bo przeciążony może pęknąć, a wtedy przyjemność targania załadowanego maksymalnie kosza grzybów, może stać się koszmarem.
Do asortymentu wczorajszych zbiorów, wpadły również mleczaje rydze w ilości 30 sztuk, mniej więcej tyle samo podgrzybków, 18 młodych borowików ceglastoporych (tych to się w ogóle nie spodziewałem), trochę kani, 3 koźlarze czerwone i nieco koźlarzy szarych. Tych ostatnich jest dużo, ale musiałem wybrać – zbierać wszystko, jak leci, czy jednak postawić na prawdziwki. Wiadomo, co wybrałem. ;)) W domu policzyłem prawdziwki – wyszło 236 sztuk.
Gdybym nastawił się wyłącznie na zbiór czubajek kani to musiałbym się wybrać samochodem i co najmniej cały bagażnik byłby załadowany. Tylko kto to by przerobił/zjadł? Jest ich setki, chociaż zaczynają przeważać egzemplarze w średnim i starszym stadium rozwoju, co może świadczyć o powolnym rozpoczęciu się trendu schyłkowego ich wysypu. Postanowiłem zrobić chociaż kilkadziesiąt zdjęć z prawdziwkowego eldorado, z których część zamieściłem w tym wpisie.
W lesie czuć już klimat zbliżającego się listopada. W szczególności jeśli chodzi o temperatury. Tegoroczny październik to 180-stopniowy “odwrotowiec” w porównaniu do miesiąca września. Gdyby był podobny, to o grzybach można by zapomnieć do przyszłego roku. Na szczęście Matka Natura nakreśliła inny scenariusz. Czym jeszcze mnie las wczoraj zaskoczył? Odpowiedź brzmi: owadami, a szczególnie dwoma gatunkami.
Pierwszy to strzyżak sarni. Upierdliwy i natrętny. Mocno przyczepia się do skóry (lubi kark, okolice uszu, włosy) i łazi wte i wewte. Niektórzy nagminnie mylą go z kleszczami, chociaż istotnie różnią się od siebie. Strzyżak ma mentalność bąka. Przegonisz go, zrzucisz na ziemię, a on nadal natarczywie lata i siada ponownie. Często w tym samym miejscu. Syzyfowa wytrwałość. ;))
Drugi gatunek to – potocznie mówiąc – tzw. pluskwa leśna, która liczy kilkaset gatunków. Nie identyfikuję dokładnie z jakim mam do czynienia natomiast po zapachu, wiadomo, o kogo chodzi. ;)) Lekko przyciśnięta, ba – nawet delikatnie muśnięta – od razu śmierdzi jak diabli. Dosyć krótko wprawdzie, ale za to bardzo intensywnie. Pomimo niskich temperatur, w lesie, zarówno strzyżaków, jak i pluskiew lata mnóstwo.
W trawach polują jeszcze liczne gatunki pająków, które czyhają na zawieruszone muchy i inne owady. Pozostaje jeszcze wspomnieć o dzikach. Miejscami lasy są przeryte, jakby kombajnem je ktoś potraktował. Dziki pałaszują obficie, aby utuczyć się na zimę i ryją gdzie popadnie. Tylu buchtowisk co wczoraj dawno nie spotkałem.
Podsumowując i nakreślając sytuację grzybową na następne dni, mogę wysunąć następujące myśli/wnioski. Po pierwsze – mamy szczyt jesiennego wysypu grzybów, przy czym, podgrzybki dopiero rozpoczęły najbardziej intensywną część wysypu (z innych stacji, np. z Pawłowa, Grabowna Wielkiego, grzybiarze wsiadali z całymi koszami i wiadrami czarnych łebków), natomiast prawdziwki “sypią” już dwa tygodnie i tu należy oczekiwać tendencji schyłkowej. Maślaki i kanie również zaczną się wyczerpywać, ale przez kilka następnych dni na pewno ktoś, kto nastawi się na ich zbiór powinien być zadowolony.
Maślaki mogą jednak kończyć się szybciej ponieważ także szybciej rozpoczęły wysyp (razem z prawdziwkami) niż podgrzybki. Koźlarze o szarych odmianach kapeluszy rosną jeszcze w dużych ilościach natomiast te o odmianach czerwonych właściwie są już kompletnie w zaniku. One miały swój czas w czerwcu, lipcu i sierpniu (w zależności od regionu). Trzeba jeszcze wspomnieć o nieprawdopodobnej ilości muchomorów czerwonych. Ich wysyp jest ogromny.
Pozostają jeszcze grzyby późnojesienne (m. in. gąski zielonki, niekształtne, ziemistoblaszkowe, boczniaki, wodnichy i inne). Stopniowo, te gatunki, już od kilku dni też się pojawiają. Bez względu na powyższe, coraz zimniejsze noce, przypominają nam, że późna odmiana jesieni już nie puka do leśnych drzwi, a ma zamiar wywalić je z futryną. ;))
Co by więcej nie napisać to jedno jest pewne. Październik grzybowo jest fenomenalny po równie fenomenalnym (w odwrotną stronę) wrześniu. Na stacji kolejowej jedna Pani, która wracała do Oleśnicy, stwierdziła, że mój zbiór jest “szalony”. A jaki ma być, skoro został dokonany przez “szaleńca”? ;)) Darz Grzyb!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies