Aktualności Grzyby Las

Borowikowo-sosnowy trans Borów Dolnośląskich.

Borowikowo-sosnowy trans Borów Dolnośląskich.

Piątek, 7 października 2022 roku w sercu Borów Dolnośląskich. Razem z kolegą Łukaszem, z którym kilka lat temu miałem przyjemność rozmawiać o 1650 km kwadratowych grzybowej Mekki dla grzybiarzy ( http://server962300.nazwa.pl/1650-kilometrow-kwadratowych-grzybowo-lesnego-kultu-o-mekce-grzybowej-tj-borach-dolnoslaskich-rozmawiam-z-lukaszem-chruszczem.html ), postanowiliśmy zorganizować niezwykłą wyprawę.

Pomimo, że trwa wspaniały wysyp podgrzybków, naszym celem jest coś innego. Chcemy zaliczyć włóczęgę od świtu do nocy, żeby poczuć Bory Dolnośląskie w każdej komórce, wymęczyć się i wywłóczyć jak zagubieni wędrowcy, którzy nie mogą wyjść z czeluści sosnowej krainy.

Wyjątkowy wysyp grzybów na Dolnym Śląsku spowodował lawinę internetowych wpisów grzybiarzy typu: “2 godziny z ciotką, szwagrem, bratem, siostrą lub wujkiem i cztery lub pięć koszy”. Albo “półtorej godzinki w trzy osoby i sześć koszy”. Widziałem też wpis: “Trzy godziny, trzy osoby i bagażnik pełny”. Z jednej strony ludzie cieszą się z obfitości i hojności tegorocznej jesieni. Z drugiej – daje się zauważyć pewne grzybowe wyścigi na zasadzie kto więcej nazbiera grzybów w jak najkrótszym czasie”. 

Oczywiście nie można mieć ludziom tego za złe. Tak chcą zbierać grzyby, tak lubią i tyle. Pozostaje tylko pytanie – ilu miłośników lasu odwiedzi las po sezonie grzybowym? Ile ludzi jest w lesie a ile lasu jest w ludziach? My mamy na to swoją filozofię. Nikomu nic nie udowadniając robimy swoje. Oboje jesteśmy mocno zżyci z leśnym światem, chcemy ujrzeć go w blasku wschodzącego Słońca i zobaczyć, jak wieczorem pogrąża się w ciemnościach, która zawsze wędruje od jego gęstwin po skraje. 

Wyruszamy kilkanaście minut po siódmej z rana. Po niecałej godzinie rozpoczyna się złota godzina, która oszałamia nas złocistym blaskiem ciepłego światła naszej gwiazdy, chociaż w cieniach drzew, nadal czujemy zimny oddech bezchmurnej nocy.

Jesienne mgły lewitują nad koronami młodych drzew i pod koronami tych dojrzałych. Są jakby spoiwem łączącym oba światy różnych pokoleń drzewostanu. Promienie Słońca przenikają ich jedwabiste powłoki, otaczają tajemnicą i kąpią magią porannego oświecenia.

Kilkanaście minut wpatrujemy się w baśniowe widoki mglistej sosnowej głębi. Po drodze zostawiamy mnóstwo podgrzybków, chociaż wzięliśmy ze sobą kosze. Dziwni z nas grzybiarze. Inni miłośnicy grzybobrań, już by kosili czarne łepki na całego, my jednak mamy bardziej wyrafinowane cele. Poza maksymalną włóczęgą marzą się nam borowiki sosnowe – jedne z najbardziej tajemniczych grzybów, które można znaleźć w Borach Dolnośląskich.

Zanim wytypujemy potencjalne miejscówki na te przepiękne skarby o różowawym zabarwieniu kapelusza, zapuszczamy się coraz głębiej w bezkres pachnącego żywicą królestwa sosny. To co, że większość tego królestwa to lasy gospodarcze. Wiele starych pokoleń lasu wycięto i zastąpiono młodnikami.

Jednak przed nami jest cały dzień, a nawet noc. Przejdziemy przez dojrzałe sośniny, kilkuletnie młodniki i kilkudziesięcioletnie zagajniki. Moc Borów Dolnośląskich otacza nas ze wszystkich stron. Idziemy ku nowej przygodzie. Co znajdziemy i co sfotografujemy? Bóg i las jeden wie. Przeczuwamy, że będzie to nadzwyczajna wyprawa.

Zostaliśmy wciągnięci przez sidła perfekcyjnego piękna, leśne krajobrazy, nieprzeciętne pejzaże. Wszędzie tysiące zakamarków, naokoło rozpościerają się iglaste skrzydła jedynej takiej przestrzeni w kraju. Bory Dolnośląskie.

Ta nazwa nas elektryzuje, budzi całą paletę wspomnień z grzybowych wojaży i nie tylko. Tu wiele razy się włóczyłem, czasami zgubiłem i 15 kilometrów dodatkowo zrobiłem. Tu kosze prawdziwków, koźlarzy, podgrzybków i zielonek zbierałem. Stąd zawsze tysiące wrażeń i wspomnień przywoziłem.

Teraz znajdujemy się w roztańczonej jesiennym porankiem duszy Borów. Zbliżamy się do jednego z najwspanialszych jej fragmentów, który urzeka esencją wrażeń przyrodniczo-krajobrazowych. Tam zatracimy się na dobre w krainie miliona wrzosów.

Sosny + brzozy + wrzosowiska + piach = Arkadia Borów Dolnośląskich. To wzór na odmienne stany duszy i górnolotne wrażenia duchowe. Wrzosy przekwitły, ale piękno tych miejsc nigdy nie przekwita. Tu Bory Dolnośląskie skrywają kwintesencję swojego geniuszu, fenomenu i czaru.

Zawsze, kiedy dochodzę do ogromnych połaci wrzosowisk Borów Dolnośląskich mam ochotę przejść przez nie wzdłuż i wszerz, centymetr po centymetrze. I nie chodzi mi już tylko o poszukiwanie grzybów. Po prostu te miejsca wywołują wielką chęć wędrówki w nieznane i szukanie czegoś nieuchwytnego, które tu wydaje się istnieć na wyciągnięcie dłoni.

Co tak przyciąga człowieka w te miejsca? Wszystko. Jedna brzoza na horyzoncie, gęsta kępa sosen, skraj sosnowego lasu, skupiska traw, połacie wrzosów, błękit nieba, sosnowe samosiejki, piach.

Wreszcie droga w dolnośląsko-borową dal. Podążamy nią jeszcze dalej od cywilizacji, jeszcze głębiej – tam, gdzie nie ma zasięgu telefonu, ale za to łączność duchowa z przyrodą jest bardzo dobra. Panuje niezwykła cisza, czasami tylko jakiś owad przeleci lub nieliczne ptactwo zaśpiewa.

Gdzieś w oddali odezwie się kruk – niezwykle inteligentne i mądre stworzenie Boże. Przechodzimy przez jakieś tajemnicze miejsce, w którym wśród sosen i brzóz wybarwiają się jesiennymi kolorami stare czeremchy.

Zostawiamy za sobą setki podgrzybków i maślaków. Zbliżamy się do miejsc, gdzie mogą skrywać się borowiki sosnowe. Czy je znajdziemy? Czy będzie nam dane ujrzeć te niezwykle urzekające owocniki, pochowane i zamaskowane w leśnych ostępach?

Bory przytłaczają nas swoją ogromną przestrzenią. Znajdujemy się w tak pięknych miejscach, że nie wiemy które z nich wybrać do przejścia, ponieważ chcielibyśmy obejść wszystko. Jednak trzeba zejść na ziemię i dokonać wyboru. Idziemy jedną z tysiąca dróg, żeby nie zostać tu na tydzień. ;))

Chyba coś się szykuje, chyba wkrótce ujrzymy grzybowy cel naszej wyprawy. A może nasza intuicja zwodzi nas za nosy? Wkrótce wszystko się okaże. Jesteśmy bardzo spokojni, idziemy w spacerowym tempie, ale w środku pali się płomień przygody i płyną ciarki na samą myśl o sosnowych skarbach runa leśnego.

Wchodzimy w las wytypowany przez nasze grzybowe doświadczenie. Przez moment spoglądamy do góry na przelatujący samolot. My też zaraz odlecimy… ;))

BOROWIKI SOSNOWE

Intuicja nie wpuściła nas w maliny. Zaprowadziła wprost na pierwsze owocniki borowików sosnowych. Ten gatunek grzyba jest marzeniem wielu grzybiarzy. Większość lasów Dolnego Śląska nie oferuje go w swoim runie.

Bory Dolnośląskie to jedno z najobfitszych miejsc jego występowania, ale teza ta wymaga głębszego wyjaśnienia. Borowiki sosnowe mają tu swoje stanowiska na stosunkowo małych powierzchniach w porównaniu do ogromu kompleksów leśnych.

Można je szukać godzinami i nie znaleźć ani jednego owocnika. W końcu można znaleźć miejsce, w którym rośnie kilkadziesiąt grzybów rosnących w niewielkiej odległości od siebie. Jednak najczęściej preferują one niewielkie, kilku-owocnikowe skupiska.

Bardzo często “maskują” się w piachu pod wrzosami. Potrafią wyrosnąć obok leśnych duktów lub centralnie na ich środku, w drzewostanach kilkunastoletnich lub kilkudziesięcioletnim dojrzałym borze sosnowym.

Nie ma jednej reguły, aby jakoś móc zdefiniować idealne warunki na borowiki sosnowe. Miejsca w których rosną są bardzo podobne do tych, w których nie można ich znaleźć. Właściwie to są identyczne z jedną istotną różnicą. W danym fragmencie lasu borowiki sosnowe rosną, a w innym nie rosną.

Dlaczego tak jest? To pierwsza tajemnica borowików sosnowych i grzybni, która “produkuje” owocniki marzeń większości grzybiarzy. Pod tym względem są niezwykle fascynujące. Człowiek przechodzi przez dziesiątki potencjalnych miejscówek na borowiki sosnowe i tylko niektóre sprzyjają pojawieniu się ich owocników.

Z podgrzybkami lub borowikami szlachetnymi sprawa jest łatwiejsza. Te gatunki, jeżeli mają swój porządny wysyp to rosną prawie wszędzie. Są znacznie łatwiejsze do znalezienia, poza tym rośnie ich o wiele więcej niż borowików sosnowych.

Druga tajemnica borowików sosnowych to okres, w którym można je znaleźć. Jest to jeden z najbardziej nieprzewidywalnych gatunków grzybów rurkowych, bowiem często można go znaleźć w czasie, kiedy inne rurkowce ani myślą wychylić kapelusze ze ściółki.

W najbardziej sprzyjających im sezonach, pierwsze owocniki można znaleźć pod koniec kwietnia, a ostatnie pod koniec listopada. Czasami pojawiają się w lecie, kiedy po dłuższym okresie suszy przejdą obfite opady, które jednak nie zdołają pobudzić innych rurkowców.

Trzecia tajemnica borowików sosnowych to ich duże grzybowe rozkapryszenie. Bo jak nazwać to, że czasami warunki wydają się być idealne (przez dłuższy czas jest wilgotno oraz ciepło), a ich owocników na próżno szukać, a czasami panuje posucha, w lesie jest gorąco i nagle podczas wycieczki znajdujesz kilkanaście lub kilkadziesiąt owocników?

Wreszcie czwarta, ale nie ostatnia tajemnica borowików sosnowych to ich urok i wdzięk. Jest to jeden z najpiękniejszych grzybów rurkowych, gra we własnej lidze, oczarowuje wyjątkowym ubarwieniem owocników.

Różowawo-brązowe kapelusze pośród zieleni wrzosów czy szarości igliwia prezentują się fenomenalnie. Człowiek przy każdym owocniku ma ochotę przycupnąć i pstryknąć zdjęcie. Zresztą to był jeden z celów naszej wyprawy. Założyliśmy sobie, że jeżeli las odkryje przed nami skarby sosnowego runa to uwiecznimy wiele z nich na fotografiach.

Im dalej wędrowaliśmy przed siebie w głębię Borów Dolnośląskich, tym częściej mieliśmy powody do borowikowo-sosnowej radości oraz euforii. I co najważniejsze – zdrowotność owocników wynosiła 98-99%. Tylko bardzo nieliczne grzyby nie nadawały się do zbioru, głównie z powodu przerośnięcia i skapcanienia.

Owocniki o intensywnym wybarwieniu kapelusza prezentowały się prześlicznie. Jeden z nich miał charakterystyczny dołek na wierzchu kapelusza wygryziony przez leśne stworzenie. Niczym mały krater borowikowo-sosnowego wulkanu. ;))

Niektóre trofea dumnie trzymałem w dłoni, prezentując je do zdjęć. Łukasz wykazał się najwyższym kunsztem tropiciela borowików sosnowych. Ten gatunek to Jego żywioł i doskonale to w lesie widziałem. ;)) O mnie można podobnie napisać odnośnie lasów Bukowiny Sycowskiej, kiedy godzinami szperam po kniejach za prawdziwkami. ;))

Do naszych koszy trafiły młode i średniej wielkości owocniki. Były po prostu doskonałe. Zdrowe, piękne, twarde i schłodzone przez październikową aurę, a więc idealnie przygotowane na dłuższy transport po lesie i z powrotem do domu.

Każdy znaleziony borowik sosnowy niezmiernie nas cieszył i dawał jeszcze większego kopa do poszukiwania następnych owocników. Znajdowaliśmy zarówno niewielkie, kilku-owocnikowe skupiska, jak i samotnych ostańców.

Wpadliśmy w borowikowo-sosnowy trans, czyli stan, w którym nie liczy się nic, nie czujemy zmęczenia i nie zawracamy sobie niczym innym głowy, jak tylko powolnym filtrowaniem ściółki i wypatrywaniem w niej, poukrywanych pieczołowicie sosnowych mistrzów w budowaniu napięcia u grzybiarzy.

W kilku miejscach stawialiśmy kosze i chodziliśmy w ich pobliżu tam i z powrotem. Czasami, tuż przed końcem wyszukiwania grzybów w danej miejscówce, w odległości zaledwie 2-3 metrów od koszy, znajdowaliśmy zamaskowane borowiki, których nie było widać od miejsca z którego przybyliśmy.

Nawet średniej wielkości owocniki potrafią bardzo dobrze się schować i wtopić w otoczenie. W przenośni można nazwać je grzybami “kameleonami” bowiem czasami mamy wrażenie, jakby na zawołanie zmieniały barwę kapeluszy i upodabniały się do ściółki, aby tylko pozostać niezauważonymi przez grzybiarzy. ;))

Tak można napisać o wielu gatunkach grzybów, zwłaszcza o podgrzybkach i prawdziwkach. Jednak te gatunki mają bardziej “ściółko-podobne” barwy kapeluszy, natomiast kapelusze borowików sosnowych znacznie wyróżniają różowawe barwy i mimo tego również potrafią się dokładnie kamuflować.

Chyba największą radość sprawia nam możliwość oglądania tego gatunku w naturalnym środowisku. Samo spożywanie borowików sosnowych, ich przerabianie na marynaty, susz lub w innej postaci, również należy do przyjemności, jednak najwięcej emocji budzi ich znajdowanie.

Na dodatek, jeżeli poszukiwanie legendarnego i kultowego gatunku ma miejsce w królewskich lasach Borów Dolnośląskich to jest to najwspanialsza uczta dla grzybiarza. Warto też podkreślić, że nie mieliśmy żadnych innych grzybiarzy w pobliżu.

Po prostu poszliśmy na tereny, gdzie dochodzą nieliczni włóczędzy, których grzybowym celem było znalezienie borowików sosnowych a nie zbiór dziesięciu koszy podgrzybków. Po kilku godzinach wędrówki i borowikowo-sosnowego transu zrobiliśmy przerwę na posiłek.

Spojrzeliśmy na zegarek. Kurczę, południe już dawno minęło, a my wciąż jeszcze nie przeszliśmy połowy zaplanowanej trasy. Zatem istnieje duże prawdopodobieństwo, że powrót rzeczywiście odbędzie się w leśnych w ciemnościach. Zresztą na taką ewentualność byliśmy przygotowani. Latarki w plecaku czekały na swoją wieczorną misję. ;))

Po przerwie poszliśmy na następne stanowiska borowików sosnowych, w których również znaleźliśmy przepiękne fotogeniczne owocniki. Kosze ważyły już całkiem sporo, 90% ich zawartości stanowiły boletusy sosnowe.

Ostatnie znalezione owocniki były młode, dopiero wykluwające się. To daje nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas w Borach Dolnośląskich, wciąż będzie można znaleźć owocniki legendarnego gatunku.

Nasze marzenie tego sezonu grzybowego spełniło się. Zapełnić kosze borowikami sosnowymi. W drodze powrotnej postanowiliśmy jeszcze zebrać trochę podgrzybków, zielonek, rydzów, maślaków i prawdziwków.

Zanim to nastąpiło, nie mogliśmy się napatrzeć na zawartość koszy. Prawie 20 km mamy już na liczniku, ale naprawdę warto było zaszaleć z włóczęgą. Jakie emocje czekają nas w drodze powrotnej? Czy Bory Dolnośląskie przygotowały dla nas coś ekstra na zwieńczenie tej wspaniałej wyprawy?

W ciągu następnych kilku godzin wszystko się wyjaśni. Nasza intuicja jak na razie działa perfekcyjnie i nie myli się. Co tym razem podpowiada? Że wrócimy w ciemnościach, wymęczeni, ale radośni jak szczypiorek na wiosnę. ;))

POZOSTAŁE GATUNKI GRZYBÓW

W pierwszy piątek października Bory Dolnośląskie obfitowały w przeróżne gatunki grzybów. Wciąż rosły borowiki szlachetne, pojedynczo lub w skupiskach po kilka owocników. Niektóre były zbyt przerośnięte i pozostały w lesie, jednak kilka bardzo dobrych jakościowo prawdziwków też udało się znaleźć.

Niektóre uwieczniłem na fotografiach. Jeden dojrzały owocnik rósł w sąsiedztwie muchomora czerwonego. Grzybiarze często mówią, że tam gdzie rosną muchomory, tam też znajdziemy prawdziwki. Z wieloletniej praktyki dodam – to zależy od miejsca.

W jednych stanowiskach ta reguła się sprawdza, w innych kompletnie bierze w łeb. Według mnie – miejscówki z samymi muchomorami znacznie przeważają nad miejscówkami, w których rosną muchomory z prawdziwkami i tyle w tym temacie.

Z borowików – poza sosnowymi i szlachetnymi znaleźliśmy też rodzinę sporych krasnoborowików ceglastoporych. Wzięliśmy kilka najładniejszych sztuk, resztę pozostawiliśmy w lesie. Tak więc trzy gatunki borowików zapisano na koncie włóczęgów.

Do grzybowego miksu wpadło trochę młodych podgrzybków brunatnych, których w lasach pozostały niezliczone ilości. Może las nam to wynagrodzi w przyszłości ponownym zagrzybieniem się w borowikach sosnowych.

W tym sezonie mamy również obfitość mleczajów rydzów. To jeden z najsmaczniejszych gatunków grzybów. Bywały lata, kiedy w ogóle nie można było go znaleźć.

W Borach rosło też mnóstwo maślaków zwyczajnych, sitarzy i pstrych. Ten ostatni gatunek, nie dość, że w tym sezonie odznacza się dużą zdrowotnością to jeszcze pięknie wygląda. Uzupełnił naszą mieszankę grzybową w koszach.

Na dokładkę wpadło kilka garści zielonek. Trafialiśmy na tak liczne skupiska tego gatunku, że gdybyśmy nastawili się wyłącznie na ich zbiór to kosze byłyby wypełnione zielonkami po pałąki. Za to ich zdrowotność była znacznie mniejsza w porównaniu do innych gatunków grzybów. Najdorodniejsze i najzdrowsze zielonki rosły w samym piachu. Te rosnące w igliwiu często były zasiedlone.

Po godzinie 15 (dopiero) zaczęliśmy wracać z powrotem do samochodu, ale wybraliśmy znacznie krótszą (chociaż i tak długą) drogę powrotu, ponieważ gdybyśmy chcieli iść po tej samej trasie, to pobyt w lesie do północy byłby gwarantowany.

POWRÓT

Mieliśmy dziwne poczucie, że każda godzina w lesie szybciej ucieka od poprzedniej. Słońce obniżyło się, wciąż podświetlając na rubinowo-złote kolory jesienną poezję Borów Dolnośląskich.

Nagle z wnętrza sosnowej otchłani do galopu poderwał się jeleń. Zdążyłem mu zrobić tylko jedno, mocno poruszone zdjęcie na którym bardziej przypomina biegnącego kurczaka lub strusia… ;))

Popołudniowe Bory kąpały się w październikowym Słońcu. Zanurzyliśmy się w bezkres świata sosen, borowików i wrzosów. Przemaszerowaliśmy przez wiele piaszczystych dróg.

Wiele razy wędrowaliśmy też na szagę, wśród brzozowo-sosnowych enklaw, w których pochowały się prawdziwki, koźlarze i maślaki. Po raz pierwszy odczuliśmy, że zrobiło się chłodniej. Popołudniowe ciepło zaczęło ustępować chłodniejszemu wieczorowi.

Hipnoza i trans sosnowego świata trwały w najlepsze. Teraz, kiedy byliśmy już nieco zmęczeni wyprawą i niesieniem koszy wypełnionych grzybami, było nam wszystko jedno kiedy dotrzemy do samochodu. Minęła 17, las trochę pociemniał, chociaż na jego skrajach rozpoczęła się wieczorna złota godzina, którą szybko zgasiło wzrastające zachmurzenie.

W końcu Słońce całkowicie schowało się za chmury, dzięki czemu noc nadciągała o kilkadziesiąt minut szybciej. Z głębi Borów zaczęła nadchodzić najmroczniejsza z niewiast czyli noc. Przed nami były jeszcze co najmniej dwie godziny marszu.

W zapadających ciemnościach nie robiłem już zdjęć, ale klimat, jaki wówczas zapanował był mroczny i oszałamiający. Po 18:30 zrobiło się już tak ciemno, że musieliśmy posiłkować się latarką, żeby widzieć grunt pod nogami i nie wdepnąć w jakąś dziurę lub nierówność terenu.

Przed 19 rozpoczęła się najmroczniejsza część wyprawy, ponieważ zapadły już całkowite ciemności. W pewnym momencie, zauważyliśmy zbliżające się za nami dwa samochody. To byli myśliwi, którzy dojechali do nas i zapytali, czy nie zgubiliśmy się i czy nie potrzebujemy pomocy? Po kilku minutach sympatycznej rozmowy pojechali dalej, ponieważ powiedzieliśmy im, że wszystko jest w porządku, wiemy gdzie jesteśmy i dokąd idziemy. Byli nieźle zaskoczeni długością i czasem trwania naszej włóczęgi.

O 19:45 doszliśmy do samochodu. Aplikacja zmierzyła długość wyprawy. Wyszło prawie 35 kilometrów. Wymęczeni jak trzytygodniowy prawdziwek nasiąknięty wodą i przymrożony z rana oraz roztopiony w słoneczne południe, ale najszczęśliwsi wśród szczęśliwych. To było szalone, wyjątkowe, nieprzeciętne, zahipnotyzowane i absolutnie kultowe grzybobranie! Borowikowo-sosnowy trans na najwyższym, dolnośląsko-borowym poziomie!

Gdybym miał opublikować w wielkim skrócie relację internetową z tego grzybobrania na Facebooku to napisałbym tak. Dwa duże kosze borowików sosnowych z niewielką domieszką podgrzybków, prawdziwków, rydzów, zielonek, maślaków, ceglasi od 7:15 do 19:45 z kolegą Łukaszem – jednym z najwspanialszych leśnych włóczęgów jakich w życiu poznałem. Może to niewiele w porównaniu do ilości rosnących grzybów i spędzonego w lasach czasu. Jednak wrażeń i duchowej uczty przywieźliśmy znacznie więcej niż mogły to pomieścić wszystkie kosze grzybiarzy, którzy buszowali po Borach 7. października. Już wiem, którą leśną wyprawę zaliczę w tym roku do kategorii tych najbardziej pozytywnie szalonych. ;))

DARZ GRZYB!

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

6 KOMENTARZY

  1. Cześć Paweł!
    ” Ile ludzi jest w lesie a ile lasu jest w ludziach? ”
    Na tym cytacie z początku Twojego wpisu mógłbym zakończyć komentarz, ale nie zatrzymałem się na początku, tylko z najwyższą drobiaskowością czytałem do końca. 😉
    Paweł – powiedzieć ostatni Mohikanie Borów Dolnośląskich to nic nie powiedzieć , Wy neprawdę nimi jesteście !!!
    Bory Dolnośląskie to obszar nie do okiełznania, wszyscy tych lasów się boją, a jak już do nich wchodzą to jak najbliżej auta lub pociągu, oprócz paru maniaków, jestem jednym z nich… 😉
    Pozdrawiam!

  2. Piękna wyprawa,gratulacje, opis zdjęcia jelenia robiącego za strusia rozwalił mnie totalnie.Borowiki sosnowe poznałem w górach nawet nie wiedząc że to one, jednak te z borów to elita. Zauważyłem ostatnio chodząc za nimi w deszczu, że łatwiej je trafić bo kapelusze im się świecą zdradzając położenie . Paweł tak trzymaj jeszcze wiele kilometrów w borach zostało do przejścia i pewnie wiele miejscówek tego pięknego grzyba zostanie przez Ciebie odkryte .

    • Witaj serdecznie. 😉
      W przyszłym roku będziemy chcieli powtórzyć borowikowo-sosnową przygodę, a już pierwsze podejście zrobimy tradycyjnie w maju. Kilka wiosen z rzędu było niekorzystnych dla borowików sosnowych, może wiosna 2023 pozwoli zrobić coś szalonego. 😉

      Serdecznie pozdrawiam. 😉

  3. Witajcie Towarzyszu Pawle!
    Cóż ja Ci mam napisać, “ile ludzi jest w lesie a ile lasu w ludziach”. Tutaj wyprzedził mnie Towarzysz Krzysiek z Lasu. Może nieco sparafrazuję ten cytata i zastanówmy się ile człowieka jest w nas – ludziach:) A co Twojego reportażu. Wybacz nie podejmę się go komentować ponieważ jakikolwiek komentarz tylko go zepsuje. Niech wystarczy zwyczajne dziękuję za ten piękny opis:). Ze swojej strony włóczę się wraz z Lepszą Połową po kompletnie nieznanych nam lasach w okolicach Bornego Sulinowa. Ten kompleks jest porównywalny z naszymi Borami Dolnośląskimi. Bardziej szczegółowy wpis znajdziesz u Towarzysza Marka.
    Serdecznie pozdrawiam!
    Darz Grzyb Towarzyszu!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.