Skip to content
Borowikowy grzybostan zarodnikowy.
Jakie przygody mogą spotkać grzybiarza w lesie z wieloletnim stażem grzybowym? Myślę, że odpowiedzi na to pytanie można udzielić bez liku. Grzybiarz może zostać złapany przez ulewę lub burzę, może zostać wystraszony przez jelenie, dziki, sarny i inną zwierzynę. W końcu może przeżyć klęskę urodzaju grzybów, co objawia się brakiem możliwości zebrania wszystkich owocników, które znajdzie.
Grzybiarz może zabłądzić, może nie zdążyć na pociąg, jeżeli wybrał ten sposób dotarcia do lasu, może zastać go noc, w końcu może zostać pokąsany przez komary, bąki i innych krwiopijców. Z rozmów ze znajomymi grzybiarzami wynika, że każdy z nich przeżył w lesie najróżniejsze przygody, które można by zebrać w całość i zamieścić w grubej, kilkuset-stronicowej księdze.
Wczoraj, 17 sierpnia z najbliższą rodziną przeżyłem kolejną leśną przygodę grzybiarza, którą przybliżę, a raczej dokładnie pokażę w tym wpisie. Wybraliśmy się w magiczne Bory Dolnośląskie, podobnie jak ostatnio do Grabowna Wielkiego, głównie w celach spacerowo-wycieczkowych, niż z nastawieniem na jakieś konkretne grzybobranie.
W nocy ze środy na czwartek nad Dolnym Śląskiem przetaczały się dość silne burze, aktywne elektrycznie i dające solidne opady, często przekraczające 20 mm. W samym Wrocławiu stacja na Strachowicach zanotowała prawie 25 mm deszczu. Od soboty panują bardzo wysokie temperatury. Grzyby zostały pobudzone przez bardzo obfite opady z pierwszego sierpniowego weekendu i miejscami obrodziły letnim wysypem. Jednak wysoka temperatura w połączeniu z wysoką wilgotnością powietrza i obfitymi opadami pochodzenia burzowego, to mieszanka wybuchowa w lasach dla grzybów i owadów.
Ta mieszanka powoduje bardzo szybki wzrost grzybów, ale jeszcze szybsze opanowanie ich przez larwy czerwi, potocznie zwane robakami lub robalami. Do tego dochodzą bardzo szybko postępujące procesy gnilne, czyli rozkład owocników grzybów. W tegorocznym sierpniu zaistniały idealne warunki na wysyp grzybowych trupów i wczoraj spotkaliśmy ich ogromną ilość.
Ponieważ przeszliśmy głównie przez miejsca występowania borowików sosnowych i szlachetnych, dlatego tytuł do relacji jaki wymyśliłem brzmi właśnie “borowikowy grzybostan zarodnikowy”, w którym to stanie, prawie 100% znalezionych grzybów nie nadawało się do wzięcia, a z uwagi na dorośnięcie ich do dojrzałej fazy, wysypują zarodniki, spełniając ważną rolę dla przyszłych pokoleń borowików.
Przyznaję, że nie pamiętam takiej wyprawy, podczas której znalazłem grubo ponad 200 borowików sosnowych i ponad 60 borowików szlachetnych, z których do wzięcia nadawały się wyłącznie: półtora sztuki borowika sosnowego i dwa okazy borowika szlachetnego. Stopień zarobaczywienia, bardzo często w parze ze stopniem skapcanienia grzybów był wręcz nieprawdopodobny.
Nawet kilkanaście pięknie wyglądających grzybów, miało w sobie tyle robali, że po przekrojeniu, całkowicie wykluczyliśmy zabranie ich ze sobą. I tak zaczęła się nam rozkręcać wyprawa borowikowym grzybostanem zarodnikowym, podczas której skupiliśmy się na podziwianiu przeróżnych faz rozkładu grzybów, w przeważającej ilości nie ruszając ich w ogóle.
Nocna burza i ulewa spowodowała namoknięcie grzybów, które jeszcze przed opadami, zostały hurtowo zaatakowane przez robaki. Szybki rozkład nasiąkniętych deszczówką owocników spowodował, że część grzybów zaczęła wydzielać cuchnącą woń.
Kto kiedyś znalazł stare borowiki w zaawansowanej fazie rozkładu, ten zapewne pamięta, jak grzyby potrafią capić na odległość. ;)) Można jedynie polemizować, który gatunek cuchnie intensywniej – borowik sosnowy czy borowik szlachetny? ;))
Moim subiektywnym zdaniem (a raczej nosem), rozkładające się borowiki szlachetne śmierdzą bardziej od rozkładających się borowików sosnowych. Do podgnitego borowika sosnowego, przeważnie można podejść na bliską odległość.
Skapcaniały prawdziwek (borowik szlachetny) odstrasza upiornym smrodem już z odległości kilku metrów. Żeby nie kroić i sprawdzać stopnia zarobaczywienia każdego owocnika, najczęściej wystarczą oględziny zewnętrzne grzyba.
Jeżeli na kapeluszu widać dziurki, to wiadomo, że w jego wnętrzu impreza trwa w najlepsze. A jeżeli nie widać dziurek, często bardzo miękki kapelusz i trzon to wskazówka, że w grzybie prowadzone jest intensywne życie wewnętrzne. ;))
Najbardziej w konia robią te grzyby, które wyglądają ładnie, mają twardy bez dziurek kapelusz i twardy trzon. Wtedy grzybiarz podniecony wykręca go ze ściółki, zaczyna delikatnie czyścić i kroi dolną część trzonu, a tam sito… Wówczas kroi po kawałku trzon z nadzieją, że robale nie zdążyły pójść dalej, a tam dalej sito.
Trzon się kończy, a w środku nadal sito. Pozostaje ostatni akt desperacji, czyli przekrojenie kapelusza na pół. I niestety przychodzi rozczarowanie, bo okazuje się, że grzyb w całości jest już opanowany przez tłuściutkie larwy, które wyginają śmiało białe ciało. ;))
Bywają takie owocniki, które rzeczywiście mają jeszcze zdrową najcenniejszą część, czyli kapelusz, ale ta reguła wczoraj nie obowiązywała. Po prostu każdy owocnik borowika sosnowego, który wyglądał przyzwoicie, w całości był opanowany przez robale. Wyjątkiem był jeden jedyny zdrowy grzyb i połowa (właśnie kapelusz) drugiego, które na koniec wycieczki, również pozostawiliśmy w lesie.
Może zacne Bory Dolnośląskie wynagrodzą mi to podczas jesieni, kiedy zdrowotność i turgor borowików będą zdecydowanie lepsze? O to między innymi poprosiliśmy wczoraj majestat krainy wrzosów, borowików i sosen.
Miejscami spotykaliśmy takie klujące się przedszkolaki i to w nich upatrywałem nadzieję, że jednak uda się przywieść kilkanaście sztuk. Nic z tego. Nawet takie piękność były zasiedlone. Przy obecnie panujących warunkach pogodowych, robale wpadły w stan obłąkania i nie przepuszczają żadnemu borowikowi.
Pomimo tego skapcaniałego-robaczywego stanu faktycznego, radości z oglądania i podziwiania borowików sosnowych w swoim naturalnym środowisku mieliśmy co nie miara. Mnie często przychodzą do głowy różne pomysły i myśli, toteż szybko rzuciłem hasło, jakie nazewnictwo pasuje do rozkładających się borowików?
Zanim zrobiliśmy “burzę mózgów”, trafiliśmy na kilka ładnie wyglądających owocników, z których oczywiście żaden nie nadawał się do wzięcia, ponieważ robak robaka robakiem poganiał.
Ludowa mądrość starej paczki grzybiarzy brzmi, że “nie każdego borowika trzeba zebrać, ale każdego warto podziwiać”. W takim miejscu i przy takich sośniakach, mądrość ta pasuje jak ulał.
Wracając do określeń na umierające borowiki sosnowe, padły następujące propozycje:
-
zakapior
-
kaszalot
-
truposzczak
-
truposz
-
trupek
-
zwłoki
-
denat
Inne propozycje to:
-
nieboszczyk
-
truchło
-
kapeć
-
ciapek
-
zdechlak
-
wymoczek
-
zgniłek
-
żywy trup
-
dziad/dziadyga
Chociaż większość z tych określeń nie dotyczy grzybów (według Słownika Języka Polskiego), to intuicyjnie można stwierdzić, że pasują one do rozkładających się borowików i dobrze oddają ich wygląd. ;))
Osobiście najbardziej spodobały mi się określenia: zakapior, kaszalot, kapeć, zdechlak i wymoczek. ;)) Tak też nazywali rozkładające się owocniki grzybów, ludzie ze starej wrocławskiej paczki grzybiarzy.
Gdybyśmy trafili na taką ilość zdrowych borowików sosnowych jak wczoraj, moglibyśmy pobić życiowy rekord w ich zbiorze. Póki co, pobito anty-rekord. ;)) I to jest las, to są Bory! Nieprzewidywalne jak zawsze! Każda wycieczka w te tereny to zupełnie inny rozdział na ścieżce leśnego przeznaczenia!
Borowiki sosnowe mają tę unikatową cechę, że bez względu na to w jakim są stanie, zawsze mam ochotę je sfotografować. Różowawe odcienie i barwy kapeluszy na tle ściółki, kwitnących wrzosów i zielonych mchów dają doskonały kontrast i emocje.
Poza tym zachwycają różnorodnością kształtów kapeluszy, od mocno płaskich i rozłożystych po półkoliste i kopulaste. Niektóre owocniki mają cienkie i krótkie trzony.
A niektóre masywne, grube, maczugowato zakończone przy podstawie. Dla robali to jednak nie miało większego znaczenia, gdyż plądrowały ich wnętrza równo, obficie i sprawiedliwie. ;))
Na niektórych owocnikach widać również ślady uczty po ślimakach lub innych leśnych stworzeniach, ale to wszystko było kulinarną kroplą w oceanie larw buszujących w grzybach.
Gdyby tak chłodne warunki po obfitych opadach z pierwszego tygodnia sierpnia utrzymały się znacznie dłużej, kto wie, czy większość znalezionych borowików sosnowych nie wylądowałaby w koszu. Przyroda i pogoda napisały jednak inny scenariusz.
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Może dzięki pozostawieniu w lesie wielkiej liczby borowikowych zakapiorów, gatunek tego wyjątkowego gatunku grzyba, będzie się rozprzestrzeniał na inne miejsca?
Bo wbrew pozorom, nie jest on zbyt często spotykany, a na wielu terenach Borów w ogóle nie występuje. Na pewno jest on znacznie rzadszy od borowików szlachetnych.
Jak już kiedyś pisałem, borowik sosnowy jest równie piękny co nieprzewidywalny, niepokorny i często rośnie po swojemu, czyli wbrew powszechnym regułom, właściwym dla grzybów rurkowych.
Podczas trwania wczorajszej wyprawy myślałem, że po sfotografowaniu setki owocników, trochę mi się znudzi i przestanę pochylać się nad każdym kolejnym znalezionym grzybem. Jednak pomyliłem się. Wszystkie następne grzyby, wciąż miałem ochotę łapać do obiektywu, przez co opóźniałem tempo leśnego spaceru.
Borowik sosnowy to dla mnie grzyb “hipnotyzujący”, czasami zastanawiam się czy nawet nie bardziej od borowika szlachetnego, który – według opinii przeważającej rzeszy grzybiarzy, jest królem grzybów rurkowych.
Tele, że prawdziwków jest dużo więcej, a ich barwy są bliższe kolorystyce ściółki i otoczenia. Różowy temperament kapeluszy borowików sosnowych, znacznie wyróżnia je na tle zielono-złocisto-szarego umaszczenia ściółki.
Wraz z przerastaniem owocnika i przy postępujących procesach rozkładu, różowe barwy kapeluszy bledną i wtedy czasami trudno jednoznacznie ocenić, czy znaleźliśmy kapcia prawdziwka czy kapcia borowika sosnowego.
Gdy zawodzi oznaczenie po kapeluszach, do dyspozycji pozostają rurki i trzon, dzięki którym najczęściej można dokładnie stwierdzić, z jakim gatunkiem mamy do czynienia. Ale czasami owocniki są tak zdeformowane, odkształcone i odbarwione, że stu procentowej pewności nie ma.
Wtedy to i tak nie ma większego znaczenia, gdyż kapcie pozostają w lesie, chociaż ostatnio czytałem teorię pseudo-grzybiarzy na Fecebooku, że robaczywego grzyba też można zebrać i konsumować… Nie polecam ich naśladować, ale życzę smacznego. ;))
To kolejne znalezione, dopiero co klujące się borowiki sosnowe, z których tylko ten mniejszy był zdrowy i kapelusz tego większego. To były jedyne zdrowe sośniaki ze znalezionych ponad dwustu owocników podczas wycieczki.
Wszystkie następne owocniki były przeważnie zbyt przerośnięte, robaczywe, a najczęściej jedno i drugie, chociaż spotkaliśmy jeszcze kilka przepięknych, atlasowych okazów.
Niektóre skrywały się we wrzosach, zarówno te urodziwe, jak i kapcie, kaszaloty, zakapiory oraz zdechlaki.
Jeden z nich był prześliczny. Wrzosy delikatnie muskały mu pięknie wybarwiony kapelusz, a w środku dyskoteka trwała w najlepsze. ;))
Kilka metrów dalej rosły już same zakapiory. Tych nawet nie tknąłem, dziury na wylot i jakość grzybów dawały jednoznaczne przesłanie – pozostaw nas w spokoju.
Za kilka dni nie będzie po nich śladu. Co najmniej do środy/czwartku nadal ma przeważać pogodowa sauna, czyli warunki będą doskonałe do skapcanienia i pożarcia przez larwy.
Ale nie tylko larwy i ślimaki hurtowo pałaszują borowiki. Do kulinarnej uczty dołączyły również żuki gnojarze. One lubują się przede wszystkim w zakapiorach znajdujących się w fazie daleko posuniętego rozkładu.
Ktoś musi posprzątać w lesie, przerobić materię organiczną, przygotować grunt pod nowe grzyby. Laboratorium leśne działa teraz szybko i sprawnie.
Przy okazji warto zaznaczyć, że liczne grzyby, które rozkładają się siłami natury nie powodują zniszczenia lub zgnicia grzybni, co często podnoszą mniej doświadczeni grzybiarze, tzw. “wykręcacze”, którzy uważają (niesłusznie), że grzyby należy wyłącznie wykręcać.
Jednym z ostatnich znalezionych przez nas borowików sosnowych był ten elegant rosnący w miękkim dywanie mchów. Należał do najpiękniejszych okazów i najefektowniej prezentujących swoje walory.
Myślałem, że będzie zdrowy, ponieważ zarówno kapelusz, jak i trzon były bardzo twarde. Niestety, lekkie przekrojenie miąższu rozwiało wszelkie wątpliwości. Miał pozostać w lesie i pozostał.
Pozostało napisać jeszcze kilka zdań o borowikach szlachetnych, których znaleźliśmy około 60. sztuk. Tylko 2 egzemplarze rosnące w samym piachu były zdrowe, reszta miała te same dolegliwości co borowiki sosnowe, czyli zarobaczywienie i/lub syndrom zakapiora. ;))
Także prawdziwki znajdowały się w różnych fazach wzrostu i stanach rozkładu, chociaż nie spotkaliśmy (i na szczęście) ich w ostatniej fazie, czyli maziowato-cuchnącej.
Większość szlachciców można było rozpoznać bez większych problemów, ale zdarzały się też nieliczne okazy na tyle wykoślawione i zdeformowane, że trudno było im przypisać wszystkie cechy boletus edulis.
Cóż nam pozostało. Podziwiać alejki grzybowych “żywych trupów”, zastanowić się nad przemijalnością wszystkiego i dopingować dogorywające grzyby, aby wyrzuciły spod kapeluszy jak najwięcej zarodników.
Przypadła im elitarna misja zakończenia żywota w lesie a nie w koszyku grzybiarza. ;)) W górach to co innego, tam zdrowe prawdziwki od półtora tygodnia koszą w dużych ilościach.
Grzybiarze nizinni muszą jeszcze poczekać. Przede wszystkim najważniejsze jest, aby przeszła letnia “wścieklizna termiczna”. Po ustabilizowaniu się temperatur, należy poczekać na porządne opady.
Jeżeli przyjdą na przełomie sierpnia/września, to przed przesileniem jesiennym powinien rozpocząć się jesienny wysyp. Jeżeli nie przyjdą lub będą skąpe, to zrobi się nerwowo i nadal będzie trzeba czekać.
Z innych grzybów, które znaleźliśmy w Borach, wspomnę m. in. o goryczakach żółciowych, garstce kurek, bardzo licznych muchomorach czerwieniejących, tęgoskórach cytrynowych, rozmaitych gatunkach gołąbków, kilku maślakach modrzewiowych i zwyczajnych oraz podgrzybkach brunatnych. Te ostatnie były kompletnie przemoczone, stare, robaczywe, a często zasiedlone również przez skoczogonki.
♦ ŚWIĘTO WRZOSÓW ♦
Kończąc grzybowy wątek – obecnie w Borach Dolnośląskich mamy najlepszy czas na podziwianie zakapiorów, kaszalotów, kapci, zdechlaków i wymoczków. Nawet nie warto brać kosza, chyba, że ktoś postawi na koźlarze sosnowe lub pomarańczowo-żółte i kurki, bo to są jedyne gatunki, które nie dają się atakowi larw. Jednak z każdym dniem może się to zmienić, zwłaszcza w przypadku koźlarzy.
Poza tym w Borach trwa wielkie fioletowe święto wrzosów, przy których można spotkać licznie porozstawiane ule z pszczołami. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć!
Nawet gdy nie znajdzie się żadnego grzyba, warto usiąść na skraju wrzosowiska i po prostu zacząć podziwiać ten bajkowy świat, w którym tysiące pszczół uwija się w ukropie, aby spełnić swoje obowiązki. Kwitnące wrzosy w Borach Dolnośląskich to ekstra liga duchowego uniesienia!
Wrzosy w czasie fioletowego święta to most łączący lato z jesienią. Gorąc lata z chłodniejszymi porankami, podczas których pająki budują tysiące sieci. To również początek nadchodzących wielkich przemian w lesie, których będziemy świadkami we wrześniu i październiku.
Czy w czasie tych przemian, wystąpią korzystne warunki do rozwoju tysięcy grzybów, na które czekają grzybiarze? Może tak będzie. Ten rok to ciągłe zmiany w pogodzie, które dają nadzieję, że magiczne ziemie Borów Dolnośląskich zostaną odpowiednio nawodnione w odpowiednim czasie.
Póki co, warto obejrzeć fioletowy spektakl święta wrzosów i zatracić się w Borach, ponieważ las to najlepsze miejsce na oczyszczenie duszy i umysłu od toksyn serwowanych człowiekowi przez drugiego człowieka.
Do swoich niezliczonych leśnych przygód, dokładam kolejną pod nazwą borowikowego grzybostanu zarodnikowego, jakże cieszącego oczy i uczącego pokory. Las to nie tylko 10 pełnych koszy grzybów i pół bagażnika, którymi chwalą się grzybiarze na portalach społecznościowych, nie widząc w lesie nic innego poza grzybami…
Nieśmiertelne prawo człowieka oświeconego brzmi: Rzuć wszystko i jedź do lasu!
Darz Grzyb i Bory Dolnośląskie!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Cześć Paweł!
No to trafił Ci się słodko – gorzki wyjazd w Bory ;-))
p.s. – nie zauważyłem na zdjęciach kultowej ławeczki 🙁
Pozdrawiam
Witaj Krzysiek! 😉
Kultowa ławeczka będzie opisana w odrębnym artykule. 😉
Wyślę Ci parę fotek na mail.
Pozdrawiam. 😉