Aktualności Las Perły dendroflory

Bukowińskie przedwiośnie.

Bukowińskie przedwiośnie.

Sobota, 14 marca 2020 roku. Brakowało mi tak sformułowanego wstępu do wpisu o Bukowinie. Brakowało mi wszystkiego, co bukowińskie. W sobotę, wraz z kolegą Krzyśkiem, około godziny 9:30 wysiedliśmy tam, gdzie dusza, rozum i nogi nas niosą. Pociąg pojechał sobie w kierunku “sinej dali” Ostrowa Wielkopolskiego, przez Międzybórz, Pawłów, Sośnie i tak dalej. Zapadła cisza. Bukowińska cisza.

W przeciwieństwie od tej miejskiej, napędzanej hałasem samochodów, tramwajów, krzykiem, gwarem i ogólnym szumem wydobywającym się z miasta, bukowińska cisza to śpiew ptaków, pianie kogutów, szczekanie wiejskich kundli i wreszcie szum okolicznych lasów. Czas tu biegnie inaczej, a człowiek – mimo chodem, dostosowuje się do tej ciszy i zaczyna być sobą.

Brzezinka w pobliżu stacji coraz wyższa, a pamiętam ją, jak sięgała mi do pasa, natomiast dwóch sosenek na pierwszym palnie jeszcze w ogóle nie było. Wysiały się naturalnie, “uzieleniając” swoim igliwiem brzozową, uroczą monotonię.

Bukowińska klasyka. Albo też klasyka Bukowiny. Stacyjka z jałowcem “Kolejarzem” i klonem srebrzystym “Bukowianinem”, któremu czuprynę coraz bardziej atakuje jemioła. W głębi samochód dróżnika, a na przodzie dogorywający murek i walcowaty kubeł. Piękne to czy nie? Tu nie czas na dyskusję. To klasyka, a klasyki się nie krytykuje, tylko podziwia. ;))

Widok, którego zawsze pragniemy, kiedy tu przyjeżdżamy, a zwłaszcza w sezonie grzybowym. Kałuże wokół stacji. To oznacza, że ostatnio solidnie padało, a w lesie jest mokro. Ten widok, który w sezonie grzybowym nakazuje wejście w tryb wzmożonej czujności grzybowej. ;))

Pan i władca okolicznych pól i łąk wygrzewa się w marcowych promieniach Słońca. Leniwie spojrzał na dwóch ludków, którzy – dosyć szybkim krokiem zmierzają w stronę wioski. 

Połowa marca to już nie zima, chociaż jeszcze nie pełnia wiosny. Stan przejściowy pomiędzy nimi, czyli przedwiośnie. Chociaż szare krajobrazy jeszcze dominują, subtelności wiosenne zaczynają nam barwić przyrodę naturalnymi odcieniami delikatnej zieleni.

Nasze popularne i zwiastujące nadejście ciepłej pory roku bazie to dzieło jednej z gatunków wierzb – iwy. Zmienna to roślina, raz przypominająca bardziej krzew, innym razem – drzewo. “Futerko” z włosów pochodzi od długobrodych przysadek i chroni młode kwiaty przed mrozem.

I jedna z “najbukowińszych” części Bukowiny. ;)) Także klasyka nad klasyką. Jeszcze szara, jeszcze szorstka i zimowa, ale za kilka tygodni eksploduje zielenią. Wyruszamy na wielogodzinną, długą wycieczkę.

Aleja jesionowa na początku wyprawy, natomiast twardogórska aleja dębowa pod jej koniec. Ale do niej to jeszcze kawał drogi i czasu. Czas na przywitanie psiej elity bukowińskiej krainy.

CZARNY, RUDY I MISIEK

Zostaliśmy obszczekani przez elitę aktualnej, psiej monarchii w Bukowinie, skupionej wokół bukowińskiej chlewni. Czarny jako pierwszy zaczął ujadać, po czym dał się pogłaskać. Odskoczył od nas na kilka metrów i ponownie zaczął ujadać. Zrozumieć wiejskiego kundla. Oto jest zagwozdka. ;))

Im dalej od nas tym mocniejszy w pysku. Ale zrób choć jeden lub dwa szybkie kroki w jego kierunku to zwiewa, jakby go stado wilków goniło. ;))

Rudy jest mniej ufny, nie dał się pogłaskać, chociaż jego taktyką jest podchodzenie do “intruza” z tyłu. A nuż uda się chapsnąć kogoś za nogawkę. Jednak, gdy tylko się obrócisz, szurnie łapami po betonie i daje dyla aż się kurzy. ;))

I w końcu Misiek. Król bukowińskich kundelków, najmilszy ciapek w okolicy i najgroźniejszy na odległość. Zachowuje bezpieczny dystans kilkunastu metrów, ale jak zaczniesz biec w jego stronę to ucieka do samej chałupy. ;))

CMENTARZ

Zanim na dobre wejdziemy w las, odwiedzamy bukowiński cmentarz. To miejsce jest dla mnie wyjątkowe. Poświęciłem mu kilka wpisów i pewnie od czasu do czasu, ponownie coś o nim napiszę.

Za każdym razem coś nowego mnie tu ujmuje i urzeka. Tym razem zwróciłem uwagę na cień konarów i gałęzi dębu widoczny na zachodniej ścianie kaplicy (grobowca) rodziny von Weger. Cień ten nie rzucał “cmentarny” dąb szypułkowy, a drugie, rosnące nieco dalej drzewo.

Natomiast “cmentarny” dąb szypułkowy to najpotężniejsze drzewo pamięci tego miejsca i pamięci o ludziach, których tu pochowano. Przemija wraz z nimi i jako jedyny jest żywym świadkiem tutejszych wydarzeń sprzed ponad stu laty.

Bluszcz i mech, niczym w pętli sieci pajęczego uścisku i kłębowisku nici, wchłaniają bezbronną pamięć o przemijaniu kolejnego pokolenia ludzi.

Dwójka dzieci. Wilii i Werner Bloch. Urodziły się by umrzeć. Powiększyli grono aniołków. Willi po siedemnastu miesiącach życia, Werner zaledwie po ośmiu. Dlaczego?…

Budząca się przyroda, która radośnie eksploduje nowym życiem, zaciera choć na moment pamięć o śmierci i przemijaniu. Za to podczas głębokiej jesieni przypomni o niej z nawiązką.

Śnieżyczki wyrastają wokół przewróconego znicza. Symboliczny zestaw. Spontaniczna alegoria życia i śmierci. A może z premedytacją przemyślana przez przyrodę? Mnogość i dowolność interpretacji.

LAS

Czas na las. Czas na trans. Wycieczkę, która jest długa, obfitująca w liczne atrakcje. Dendrologiczne, dalej – architektoniczne i “magiczno-duchowe”. Na początku lasy sosnowe, gospodarcze bory z domieszką świerka i buka. Czasem modrzewia i dębu.

Nagle tup, tup! Tup, tup! Ziemia zadrżała dudnieniem jelenich kopyt. Piękne stadko, liczące ze 20 osobników śmignęło wzdłuż kniei. Krzyśka “zahipnotyzowało”, a ja, odruchowo włączyłem aparat, żeby “złapać” coś do obiektywu. Tylko jedna fotka wyszła w miarę sensowna, ukazująca dwa osobniki tuż przed skokiem na drugą stronę drogi.

Bukowińskie lasy podgrzybkowe. Jak mocno jesteśmy “skażeni” grzybami, niech świadczy fakt, że pomimo świadomości, że obecnie nie ma szansy na nawet jednego podgrzybka, my i tak monitorujemy ściółkę, tak, jakbyśmy byli tu we wrześniu, a nie w marcu. ;))

Po zrębach zupełnych, posadzono nowe pokolenie gospodarczych sosenek. W ostatnich latach sporo drewna pozyskano. Ciekawostką jest definicja zrębu zupełnego w Wikipedii. Brzmi bowiem ona, że zrąb zupełny “to wyrąb lasu prowadzący do zniszczenia ekosystemu leśnego. Polega na wycięciu wszystkich drzew na określonej powierzchni, mechanicznym usunięciu pniaków, a następnie ewentualnym zaoraniu i ponownym zagospodarowaniu danego terenu”.

 Natomiast według encyklopedii leśnej, zrąb zupełny “odznacza się jednorazowym usunięciem całego drzewostanu z określonej powierzchni z ewentualnym pozostawieniem nasienników, przestojów lub biogrup drzewostanu rębnego. Na otwartej powierzchni zrębowej w wyniku przeważnie sztucznego odnowienia gatunków światłożądnych powstają przestrzennie rozgraniczone uprawy równowiekowe”.

TUNEL

I ponownie bukowińsko-twardogórska klasyka, czyli tunel pod torami kolejowymi. Rzadko spotykany widok w ostatnich latach to kałuża pod nim. Jak tu stoi woda to znaczy, że w lesie z wilgotnością jest ok. Przynajmniej na jakichś czas.

I widok spod tunelu na kikut wiele lat temu obumarłego buka, którego pozostawiono do całkowitego rozpadu, malując na jego pniu farbą literkę “E” (ekologiczny).

Jego brat wciąż jest żywy, ale z roku na rok wiedzie mu się ciężej. “Tunelowi bracia” jak zwykłem określać te buki były świadkami rozrostu i potęgi lasu w tym miejscu i jego przetrzebienia wzdłuż torów przez PKP. Kiedyś było to miejsce chroniące przed upałem. Obecnie, grzeje tu niemiłosiernie.

To wszytko to stare, znajome klimaty i widoki bukowińskich lasów. Ileż to razy tu byłem i włóczyłem się we wszystkie możliwe kierunki świata? Trudno policzyć. Kiedyś było to bardzo grzybne miejsce. Obecnie, po licznych trzebieżach i zrębach pozostały już tylko wspomnienia grzybowej chwały tego terenu.

Hubiaki wysysają ostatnie resztki życia z umierających drzew i w końcu umrą wraz z ostatnim tchnieniem ich pędów. Czy kiedyś to miejsce odzyska blask lat 90-tych? Często zadaję sobie to pytanie.

Marcowe słońce świeci coraz pewniej, mocniej i dłużej. Parodia zimy przyśpieszyła wegetację, a w lesie słychać już coraz bardziej rozwijające się skrzydła wiosny. Pewnie jeszcze nie raz będą przymrozki i ochłodzi się, ale nie zmienia to faktu, że zima 2019/2020 przeszła do historii.

Nasza wycieczka przebiegała częściowo przez lasy Bukowiny, częściowo Twardogóry, Moszyc i Goszcza. Trasa długa, mocno urozmaicona i obejmująca wiele ciekawostek oraz urokliwych miejsc.

Jej przejście zajmuje ok. 25-26 tysięcy kroków. Tyle wskazuje telefon. Szedłem nią wiele razy i wciąż coś nowego w niej odkrywam. Las zaskakuje i lubi zaskakiwać. A my lubimy być zaskakiwani przez las. ;))

WOLNOŚĆ

Człowiek chciał być wolny jak ptak. Unosić się w przestworzach i swobodnie latać gdzie chce. Udało mu się to zrealizować. Skonstruował potężne, ciężkie maszyny i przemieszcza się po całym świecie.

Jednak gracji, zwinności i majestatu największych ptasich szybowców nie zdołał skopiować. To ptaki rządzą pod niebem, choćby nie wiem jakie wynalazki człowiek wyprodukował.

Symbolem wolności są też stare, leśne drzewa. Wystarczy im to, co mają wokół i to, co im skapnie z chmur. Nawet, gdy powala je burza lub piła drwala, pozostają wolne i niezależne.

Przeszliśmy spory kawałek trasy, miej więcej połowę. Zbliżamy się do goszczańskich terenów, gdzie – poza lasami i pięknymi terenami wokół, pierwsze skrzypce grają klimaty dawnej świetności pałacu von Reichenbach i zapomniany cmentarz z mauzoleum.

Lustro naturalne w tafli wody. Chwila zadumy nad pięknem przyrody. Przedwiośnie spogląda w nie nieśmiało i nim się obejrzy, przeobrazi się z brzydkiego, szarego kaczątka w łabędzia pokrytego bujną zielenią.

Pierwsze ślady pozostałe po świetności założenia pałacowo-parkowego. Tętniące kiedyś przepychem i życiem mury, dziś odrapane, zapomniane w rozsypce, częściowo okradzione i mocno zniszczone.

Ostatnie tygodnie w szarości i pozornej martwocie. Niebieski szlak prowadzi wprost do królestwa Reichenbach. Zanim do niego dojedziemy, zatrzymujemy się przy okazałym dębie na polanie.

Stary znajomy, opisany w odrębnym artykule i oglądany oraz fotografowany przeze mnie w każdej porze roku. Uhonorowany “na dziko” statusem pomnika przyrody w postaci przybitej tabliczki, ponieważ nigdzie oficjalnie nie figuruje w rejestrach pomników przyrody lub rejestrach form ochrony przyrody.

PAŁAC VON REICHENBACH

Czy ktoś się pomylił? Czy ktoś zrobił to specjalnie? Nie mam pojęcia i nie znam odpowiedzi na to pytanie, tak, jak na wiele pytań, które przychodzą człowiekowi do głowy, oglądając ruiny dawnej świetności tego miejsca.

Często w tym miejscu trafiam na bezchmurne niebo. Jego błękit staje się mocno głęboki, wyrazisty i magnetyczno-hipnotyzujący, tak, jak cały ten teren w sercu Goszcza.

Dla mieszkańców Goszcza to chleb powszedni. Czasami tędy przechodzą, ale raczej dlatego, że po drodze im tu, na skróty. Natomiast specjalnie – celem obejrzenia pałacu, raczej rzadko tu przychodzą. Bo cóż może być urzekającego w częstym oglądaniu tych ruin?

My, okazjonalni turyści, grzybiarze i leśni włóczędzy wykorzystujemy każdą minutę, aby coś tu podpatrzeć, zobaczyć, sfotografować, chociaż wiele razy oglądaliśmy ruiny. A jednak, za każdym razem odkrywamy je na nowo i wciąż się nimi fascynujemy.

Krzysiek z jednej strony, ja z drugiej. Litera “R” jak Reichenbach. Widać ją na misternie wykonanych oknach. Jest też motyw drzewa, a dokładnie jego pędów i liści. Czy ktoś wie, co to za gatunek?

Są też żywe drzewa. Wysiały się wśród ruin. Pionierskie brzozy i sosny. Może jesienią wyrośnie tam jakichś grzyb? ;)) Żarty mnie się imają, a miejsce to jest szczególne. Napawa dystansem, pokorą i przemijaniem.

Z drugiej strony, może nie warto wszystkiego brać tak na poważnie? I tak biegu pewnych spraw nie zatrzymamy, a będąc w stanie “śmiertelnej” powagi, tylko duszę i rozum dołujemy, przez co i ciału się dostaje.

Wędkarze mają swoje święto rybne, gdzie głównym bohaterem jest poczciwy karp. Mnie wędkarstwo nie kręci z jednego powodu. Nie lubię siedzieć długo w jednym miejscu. Mój żywioł to lasy.

Opuszczamy pałac i udajemy się na drugą stronę, gdzie następnie wchodzimy w ulicę Adama Asnyka. To szczególne miejsce. Przejście ze świata cywilizacji i żywych do zapomnienia wśród umarłych dusz.

MAUZOLEUM

Ostatni raz byłem tu pod koniec grudnia zeszłego roku. Zapadał już zmierzch, a nad cmentarzem unosił się mrok pustki i otchłani. Przypomniałem sobie kilka dni z lat 2018-2019, kiedy spędziłem tu wiele godzin, robiąc zdjęcia, mierząc drzewa i wchłaniając tutejszy klimat, aby opisać najmroczniejsze zakamarki Goszcza w trzech częściach.

Krzysiek jest także bardzo wyczulony na zapomniane nekropolie, szczególnie te ze starymi drzewami. Niestety nie mieliśmy czasu, żeby zostać tu na dłużej, ponieważ czas wycieczki szybko się kurczył, a przed nami było jeszcze sporo terenu do przejścia i trzeba było zdążyć na pociąg.

Pomimo dalszej dewastacji terenu mauzoleum i postępującego zniszczenia, zostawiłem tu kawałek swojej historii i poświęciłem temu miejscu należne miejsce na blogu. Moja wiara w lepszych ludzi, którzy zadbają o ten teren umiera coraz bardziej.

Wraz z ostatnimi płytami i szczątkami nagrobków, los i czas na zawsze grzebią pamięć o tych, którzy tu zasnęli. Smutne to wszystko i przeraźliwie piękne zarazem…

Tylko dębowi Strażnicy będą trwać do ostatniego dnia zapomnienia. Kiedy walc śmierci ostatecznie przykryje wszystko i wszystkich, także i one wyruszą do krainy wiecznych, zimnych i ciemnych mocy.

Pozdrowiłem ich Wszystkich. Począwszy od “Strażnika Tajemnicy”, najpotężniej wyglądającego, który rośnie tuż obok ogrodzenia, oddzielającego teren mauzoleum od tzw. małego cmentarza w Goszczu.

Następny w kolejności był “Strażnik Drogi”. Każde z tych drzew opowiada inną historię, ale to właśnie te odrębne historie tworzą całą sagę tego miejsca. Są jej nierozerwalnym elementem, jednym z najważniejszych.

Najgrubszy z nich to “Strażnik Cieni i Dusz”, który jest zaledwie o 1,5 cm grubszy od “Strażnika Tajemnicy” szczycącego się wyglądem największego mocarza zapomnianego miejsca pochówku poprzednich pokoleń goszczańskiej krainy.

Ostatni, czwarty dąb to “Strażnik Mauzoleum”. Niestety, Jego dębowe moce nie działają na głupotę ludzką przez którą to miejsce jest coraz bardziej zdewastowane.

Nieco inne ujęcie – na prawą stronę muru otaczającego mauzoleum z widocznym “Strażnikiem Mauzoleum” na pierwszym planie i “Strażnikiem Cieni i Dusz” na dalszym.

Następnie udaliśmy się w kierunku pól i łąk, za lasem skrywającym tajemnice rodu von Reichenbach. Gdzieś po drodze pstryknąłem zgniłe owoce “zmumifikowane” na pędach.

Innym razem przyglądaliśmy się pomału nabrzmiewającym pąkom kasztanowców zwyczajnych, których stara aleja rozpościera się miedzy Goszczem a magicznym lasem moszycko-goszczańskiem.

Pierwsze, wiosenne ciepło wykorzystuje trzmiel, który krzątał się w trawie. Był sporych rozmiarów. W świecie zdominowanym przez niszczące moce człowieka, mamy coraz mniej miejsca nawet dla owadów.

Znajome i kojące widoki pól i lasów otaczających Goszcz. Zanim poznałem te lasy na dobre, wydawały mi się nieprzystępne i nie do przejścia. Dzisiaj, przechodzę je w kilka godzin.

Stara aleja kasztanowców, w której chyba już więcej drzew zamarło niż pozostało przy życiu. Miejsce cenne z tętniącym życiem przyrody i niestety, częściowo mocno zaśmiecone przez dumnego z siebie człowieka…

Są w niej takie urocze miejsca, gdzie osobliwy klimat tworzą cierniste krzewy tarniny, dzikiej róży i pewnie jeszcze kilku innych gatunków krzewów. Zbliżamy się do ostatniego i jednego z najważniejszych punktów wycieczki.

Ale zanim tam się znajdziemy, jeszcze raz chwytamy w obiektyw tę niezwykłą, krzaczastą plątaninę. Może dla większości ludzi to nic specjalnego, dla mnie to artystyczny obraz bijącego serca przyrody, którego różnorodność i wielowymiarowość nie ma granic.

LAS MOSZYCKO-GOSZCZAŃSKI

Miejsce absolutnie unikatowe ze względu na bogactwo przyrody, któremu prym nadają stare, wiekowe dęby. Poświęciłem temu niewielkiemu kompleksowi leśnemu wiele artykułów.

To w tym lesie – na jego początku od strony Moszyc trafimy na twardogórską aleję dębową i dąb szypułkowy “Staruszek” (najgrubszy z całego lasu o obwodzie pnia 601,50 cm) oraz dęby “Pięciu Wspaniałych”.

W nim także rosną dęby, które opisałem dokładnie w zeszłym roku, tj. “Ranny”, “Stożek”, “Ukryty” i “Dwu-przewodnikowy”. Nie wspomniałem wcześniej, że w pobliżu alei kasztanowców odnajdziemy też dąb “Magazynier”.

W kilku starych dębach spotkamy tu chronioną pachnicę dębową. Te drzewa zostały oznaczone białą farbą napisem “EKO Pachnica”. Z taką koncentracją na niewielkim terenie tylu znamienitych, starych dębów, spotkałem się na Wzgórzach Twarodogórskich jeszcze tylko w Dąbrowie Goszczańskiej i ewentualnie w lasach wokół wioski Kamień.

W cyklu pereł dendroflory Wzgórz Twardogórskich 2020 wrócę tu jeszcze raz i zaprezentuję ostatnie, najpotężniejsze dęby z tego lasu, chociaż największych mocarzy już opisałem w cyklach 2018 i 2019.

Żegnamy magiczny, moszycko-goszczański (i niestety coraz bardziej zaśmiecony) lasek przechodząc przez jego Sacrum, którą tworzy twardogórska aleja dębowa. Potężne sylwetki drzew zostają podświetlone przez promienie chylącego się ku zachodowi Słońca. Trwa magia chwili.

Miejsce to jest cudowne i wręcz boskie, tylko bliskość szosy i hałas samochodów zakłóca jego harmonię i pełną możliwość czerpania z jego energii. Mamy tu swoiste zderzenie bezdusznej cywilizacji z harmonią dostojeństwa natury. 

“Łapiemy” te widoki ile się da, ponieważ po przejściu przez aleję, czeka nas jeszcze szybki, 30-minutowy marsz na stację kolejową, podczas którego o takim lesie i drzewach można już tylko pomarzyć.

Chciałoby się tu zostać na dłużej. Zawsze nam za mało lasu, choćby doba trwała rok. To, co piękne i niezwykłe jakoś tak szybko ucieka. Ale tych widoków z naszej pamięci nikt i nic nie wymaże.

Ostatnie spojrzenie na początek magicznego lasu. Już po drugiej stronie drogi. W kwietniu tu powrócę, nagrywać filmiki i zebrać materiał do artykułów o drzewach szumiących w koronach “Wzgórzami Twardogórskimi”. ;))

Idąc na stację do Twardogóry, “łapiemy” jeszcze w obiektyw Sanktuarium Matki Bożej Wspomożenia Wiernych. Piękna świątynia, ale nie może się równać z cudami, które tworzy natura!

Zachód Słońca podziwiamy z pędzącego pociągu, który wyruszył punktualnie o godz. 17:30. Mamy te swoje bukowińsko-okoliczne klimaty i czujemy się w nich, jak ryby w oceanie. Przedwiośnie na Wzgórzach Twardogórskich ma się dobrze. Już tylko kilka tygodni dzieli nas od wiosennego wybuchu zieleni i zaledwie półtora miesiąca od rozpoczęcia Tour De Las & Grzyb 2020. ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

2 KOMENTARZE

  1. Cześć Paweł
    Ta nasza leśna kwarantanna trwała zaledwie jeden dzień, i ponoć 26 tyś. kroków. Nie liczyłem ;))
    Ale jedno wiem na pewno – taka leśna kwarantanna daje więcej odporności na wszelkie wirusy (również te umysłowe) niż kiszenie się w mieście!
    Ludzie, jak już kwarantanna to w lesie!
    Drzewa nie roznoszą koronawirusa 😉
    Paweł dzięki!
    Pozdrawiam 😉

    • Cześć Krzysiek! 😉
      Las od zarania dziejów był sprzymierzeńcem człowieka, nie inaczej jest w tej “koronawirusowej” sytuacji. To była wspaniała wyprawa! Szykuj się w kwietniu na następną, tym razem dłużej posiedzimy w królestwie von Reichenbach i odwiedzimy starych, dobrych, dendro-przyjaciół, czyli “Bliźniaka” i “Henryka”.
      Pozdrawiam i… “Lasu trzeba nam”!!! 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.