Skip to content
Być i czuć las.
Kto jedzie do lasu tylko na grzyby, czy po grzyby, przeważnie dostaje tylko grzyby lub prawie nic. Kto jedzie do lasu, żeby w nim po prostu być i go poczuć ten dostanie skarbiec wypełniony powietrzem z otchłani drzew, tysiące dźwięków ukrytych między tymi drzewami od ich korzeni po korony oraz miliony widoków, zmieniających się za każdym spojrzeniem.
Piątek, 24 lipca 2020 roku. Pożegnanie sezonu jagodowego 2020 i lipca, ponieważ obowiązki nie pozwolą mi jeszcze raz powitać bukowińskie strony w tym miesiącu. Dlatego trzeba było starannie zaplanować wyprawę, aby wyrwać dla duszy i do obiektywu kwintesencję późno-lipcowego lasu.
Początkowo planowałem ponowny rzut monetą, jak to miało miejsce tydzień wcześniej. Wtedy to buszowałem w okolicach Wzgórza Zbójnik. Teraz wiedziałem od początku, gdzie chcę wystartować skoro bukowiński świt. To droga, którą chyba już nikt nie chodzi, poza moim kolegą grzybiarzem Krzyśkiem, jak mu się coś w lesie z orientacją pokręci i musi torami rwać, żeby zdążyć do pociągu. ;))
Jej początek to ponad kilometrowy odcinek, który najłatwiej i najszybciej można pokonać idąc torami kolejowymi. Jest to dość ryzykowne, pomimo dobrej widoczności do przodu i z tyłu. Tory to jednak tory i trzeba być zawsze ostrożnym, kiedy się po nich drepcze lub obok. Po ich przejściu, zaczyna się sedno lipcowego piękna na bukowińskich polach i łąkach, chociaż z pozycji torów, przepięknych widoków też nie brakuje.
Lipcowe zboża dojrzewają do żniw. Niektóre pokłoniły się od mocarnych deszczy w czerwcu i dość silnych burz. Owadów w nich pełno. Wydają najrozmaitsze dźwięki, przeważnie te w wysokich tonach, ale np. trzmiele operują skrzydlatym barytonem. Czasami słychać też ciężki, bombowy przelot szerszenia. Zawsze budzi respekt.
Zanim dojdzie się do lasu, widać, że droga ciągnie się ku górze. Po prawej stronie roztaczają się widoki na wzniesienia Wzgórz Twardogórskich. Wyjątkowo soczyście prezentuje się w tym roku kukurydza, która w poprzednich latach o tej porze sygnalizowała znaczne niedobory wody pod postacią brązowo-rdzewiejących barw.
Co ja tu dużo będę się rozpisywał. Jestem łasy na te bukowińskie i okoliczne widoczki. To przecież znane mi tereny od 33 lat! Zatem worek ze wspomnieniami i sentymentem wysypuje się tu za każdym razem kiedy jestem! Ten worek jest ogromny. Weszłoby do niego 100 ton radości spowodowanej możliwością włóczenia się po tych lasach latami, aż do zdarcia butów.
Bukowina zaczyna czarować. Stopniuje napięcie i daje mi możliwość wyboru. Idź na lewo lub na prawo od torów. A co ja mam zrobić, kiedy chcę pójść tu i tu? Kiedy w każdej cząstce bukowińskich lasów mam coś do odwiedzenia, zobaczenia, pozdrowienia leśnych istot, drzew i sfotografowania?
BUKOWIŃSKIE BRZOZY
Na początek wybieram miejsca spokoju i wyjątkowego natchnienia. Są one absolutnie magiczne, chociaż nietrwałe. Fantastyczne alejki brzozowe, które znam jeszcze z czasów, kiedy sięgały mi do kolan. Dzisiaj, po trzebieżach i czyszczeniach dokonanych przez leśników, pozostały te, którym dano możliwość poszybowania wyżej.
Chociaż zanikła ich młodzieńcza gęstość i niedostępność, obecnie stanowią teren o ponadprzeciętnych możliwościach relaksacyjno-wypoczynkowych. Można chodzić po nich godzinami i nie ma mowy o zmęczeniu czy znużeniu. Co roku je odwiedzam i co roku odkrywam je na nowo.
Falują delikatnie giętkimi gałązkami podczas podmuchów letniego, ciepłego wiatru i szeleszczą swoimi delikatnymi listkami. Brzozy żyją krótko i rosną szybko. Ponad 100-letnie brzozy to już pra, pra dziady tego gatunku. A jednak, pomimo krótkiego żywota na tle wielu innych naszych drzew, dostarczają nam wielkiej radości i piękna.
Dąb, który żyje nawet 800-1000 lat może rozłożyć ukazywanie swojego czaru i majestatu na bardzo długi okres. Brzoza pragnie to zrobić 8-10 razy szybciej. Dlatego bardzo często nie zwracamy większej uwagi na 30-50 letnie dęby, ponieważ dla wielu ludzi nie wyróżniają się one jeszcze niczym wyjątkowym.
Natomiast kilkudziesięcio-letnie brzozy potrafią skupić na sobie uwagę nawet mniej rozgarniętych miłośników lasów i drzew. Moc ich sylwetki zwielokrotnia się, kiedy brzozy tworzą aleję. Wtedy to – chcąc, nie chcąc, ulegamy czarowi ich olśniewająco, biało-czarnej barwie kory.
Czujemy się wśród brzóz wyśmienicie. Jakaś tajemnicza i niewidzialna energia wypełnia przestrzeń wśród brzóz. Często tak mam, że trudno mi się rozstać z alejami brzozowymi. Coś mnie tam trzyma za uszy, serce i nogi. To coś działa również podczas zimy, kiedy brzozy nie mają liści.
Brzozy kochane są też przez grzybiarzy. Wiadomo – powodem są krawce, czyli koźlarze pomarańczowo-żółte, ale nie tylko. Brzozy potrafią obdarować też koźlarzami o brązowych barwach kapeluszy, pieprznikami jadalnymi, czyli kurkami, a nawet borowikami szlachetnymi.
Brzozy są towarzyskie. W ich sąsiedztwie lubią owocnikować różne gatunki grzybów, w tym nasze przepiękne muchomory czerwone. Brzozy są też gościnne dla innych gatunków drzew, np. dla sosen, świerków, jodeł, dębów lub buków.
Leśnicy często obsadzają brzozami pobocza leśnych, piaszczystych dróg. Jak wiadomo, piach to gleba uboga, kwaśna, ale to właśnie w niej tkwi pewien fenomen, ponieważ upodobało sobie ją wiele gatunków grzybów i roślin. Jedną z nich jest magiczny wrzos.
Przyroda nie obdarzyła go wielkimi rozmiarami. Nakazała okupować dno lasu, pozwalając nieco rozpanoszyć się na boki. Pokornemu wrzosowi odpowiada taka rola. Ważne, żeby miał piach i ciach! Korzenie mocno wrastają się w podłoże i nie straszne są dla niego długie, bezopadowe okresy, co udowodnił już wielokrotnie.
Chociaż wrzos ma niewielkie rozmiary, las wyznaczył mu wielką rolę. Jak żadna inna roślina zamieszkująca kwaśne bory i siedliska, wrzos najbardziej akcentuje nadchodzący schyłek baroku w leśnej szacie. Jego kwitnięcie oznacza zbliżającą się jesień i przejście lasu z przepychu barokowej zieleni do kolorowych, wyniosłych barw gotyku.
Pozostały ostatnie tygodnie, a może nawet dni, kiedy las będzie dumnie kąpał się na szczycie barokowego szaleństwa. Wkrótce przyjdą żniwa na polach i zakwitnie wrzos. To wyraźny sygnał, że nadchodzą wielkie zmiany. Dokona się coroczny cud przejścia z lata do jesieni.
GRZYBY
Towarzyszyć temu przecudnemu zjawisku będą tysiące różnokolorowych i różnokształtnych grzybów, o ile oczywiście nie dojdzie do “zacięcia” się opadów. I chociaż w tym roku nie doszło do pierwszego, letniego wysypu grzybów na Wzgórzach Twardogórskich, cały czas można znaleźć co najmniej kilkanaście różnych gatunków grzybów kapeluszowych.
Z tych najbardziej pospolitych i jadalnych znalazłem kilka koźlarzy pomarańczowo-żółtych, z których do wzięcia nadawały się dwie sztuki. Podobnie było z piaskowcami modrzakami, które nie tyle przez robaki, ile przez żuki zostały spałaszowane na wylot.
Od biedy trafiłem na koźlarze babki, które były kompletnie zaczerwione, jednego maślaka pstrego, także zjedzonego przez robaki i przerośniętego, robaczywego maślaka modrzewiowego (żółtego).
Jeśli chodzi o grzyby to runo leśne zdobi obecnie kilka gatunków gołąbków, ponurniki aksamitne, gdzieniegdzie tęgoskóry cytrynowe, maślanki i kilka innych przedstawicieli mykologicznej drobnicy.
Nic specjalnego już się nie wydarzy pod względem grzybów w lipcowym lesie, o czym pisałem w relacji z poprzedniej wycieczki. Także z innych rejonów nizinnej części Dolnego Śląska nie napływają informacje świadczące o zwiększonej podaży grzybów leśnych.
Wyjątkiem cały czas pozostają rejony górskie i podgórskie, gdzie najlepsi grzybiarze wciąż potrafią nazbierać cały kosz borowików i to po selekcji i odrzuceniu robaczywych grzybów. Niziny postarają się odkuć grzybiarzom górskim jesienią… ;))
W lasach zrobiło się dosyć sucho, chociaż można jeszcze spotkać kałuże po większych opadach sprzed tygodnia. Jednak temperatury poszły dość ostro w górę i szybko osuszają wierzchnią warstwę ściółki. Gorący poniedziałek i wtorek jeszcze mocniej powstrzymają grzyby przed wykluciem się.
BYĆ I CZUĆ LAS
Na koniec relacji pozostawiłem to, co dla mnie jest najważniejsze, kiedy przebywam w lesie. Zanim zaszyłem się na dobre w jagodnikach, zrobiłem jeszcze dość szybki przemarsz po urokliwych zakątkach “puszczy” bukowińskiej, aby oddać w obiektywie moje czucie i obecność w lesie.
Las to nie tylko grzyby i płody runa leśnego, o czym kiedyś już wspominałem. Las to wszystko to, co w nim widać, słychać i czuć. Od pracy mrówek w dolnych partiach runa leśnego po egzotyczny śpiew wilgi w koronach drzew.
Od lustrzanego odbicia w błotnistej kałuży, podeptanej przez stado dzików po drzewnego trupa w postaci pnia zarastającego mchem z towarzystwem innych roślin, owadów i grzybów.
Las to też przestrzeń nad nami, kiedy swobodnie położymy się na ściółce i wpatrujemy w prześwitujące Słońce w gęstych czuprynach sosen na tle podniebnego morza po suchą, piaszczystą drogę z otaczającym drzewostanem w różnym wieku.
Las to krzyżówki różnych dróg, symbolizujących nasze wybory i myśli. Las to też zacieniona, dosyć gęsta grabina, w której obecnie czają się hordy komarów. Czekają jak piranie, żeby tylko rzucić się na ofiarę… ;))
Las to świetlista buczyna z dojrzewającymi trawami, w której młode sarny hasają żwawo pod czujnym okiem matki, a także droga, która prowadzi do leśnej głębi, wciąż płynącej tajemnicą życia i śmierci.
Las to nasze najczęściej spotykane kwaśne bory w królestwie sosny, skąpym runem i podszytem, w których szukamy podgrzybka w stogu igieł. ;)) To tam rozgrywane są główne partie grzybowych szachów podczas jesieni.
Te nieliczne, wymienione przeze mnie kanały i setki tych niewymienionych łączą się w doskonałą całość, ukrytą w leśnych pejzażach. Ich wielowymiarowość, jak również możliwość odbioru przez nas lasu na wielu płaszczyznach, sprowadza go do naturalnego, jedynego i najlepszego antidotum na “syndrom codzienności”.
Skoro od 33 lat te lasy nadal są dla mnie magicznym oraz doskonałym miejscem do odkrywania tej leśnej wielowymiarowości i co roku odkrywam tu coś wspaniałego, to nie może to być przypadek, a niepodważalne świadectwo doskonałości przyrodniczego tworu, jakim jest las.
Nigdzie indziej nie czuję tej magicznej więzi z przyrodą, jak właśnie w lesie, nawet w tym setki razy przekształconym przez człowieka, który podporządkował go sobie na własne potrzeby. Jednak ludzie z całą swoją inteligencją i możliwościami nie okiełznaliby lasu, gdyby nie jego szczodrobliwość i częściowe poddanie się nam.
Cóż to znaczy być w lesie i czuć las? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, usiądź kiedyś w jednym w swoich ulubionych miejsc w lesie i wpatruj się w niego oraz słuchaj tak mocno, jak tylko potrafisz. Bądź wyczulony na wszystko, co widzisz, czujesz i słyszysz.
Wówczas otworzy Ci się świat, który był do tej pory w zasięgu Twoich zmysłów, ale nie dostrzegałeś go, bo głowę miałeś zaprzątniętą innymi sprawami. Musisz poczuć się jak jego część, nierozerwalna całość. Wtedy dostrzeżesz i usłyszysz pracujące mrówki, pajęczą nić, lot żuka, śpiew ptaków, szelest liści, skrzypienie trących o siebie pni, dalekie odgłosy żab i kumaków z okolicznych bajorek i zdasz sobie sprawę, jak wiele dzieje się w lesie.
A gdy ktoś Cię zapyta, co cenisz sobie w lesie najbardziej? Pewnie odpowiesz, że spokój i ciszę. I w tym momencie zdasz sobie sprawę, że w lesie dzieje się tyle, że nie ma mowy w nim o spokoju i ciszy. Jednak dźwięki lasu kołyszą zmysły i uspokajają duszę i w tym tkwi jeden z jego fenomenów. Nawet stado drących się kruków wywołuje przyjemne doznania i chęć podziwiania tych wspaniałych, inteligentnych ptaków.
Miałem po raz kolejny wielki zaszczyt usłyszeć, poczuć i obejrzeć ten spektakl, w którym przyroda gra na scenie zbudowanej z drzew, gdzie aktorami jest leśny zwierzyniec i cały, leśny świat. I chociaż podlega on niezmiennym i często bezwzględnym prawom życia i śmierci, wciąż jest najwspanialszym dziełem, jakie człowiek może podziwiać na Ziemi.
Ten dzień był jak z baśni, natchniony i wyjątkowy. Przez cały pobyt w lesie nie spotkałem nikogo. Z lasu także przemknąłem ścieżkami, gdzie raczej nikt nie chodzi. Takie pobycie sam na sam z lasem uczy więcej, niż dziesiątki wycieczek w tłumie, gdzie nasza uwaga jest ciągle rozpraszana. Więcej na razie nie napiszę, ponieważ ludzie lasu doskonale już wiedzą, o co mi chodzi. Tymczasem z tysiąckrotnie natchnionym, bukowińskim lasem!!! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witajcie Towarzyszu:)
Należy się Wam grzywna… ale taka nie do uiszczenia tylko do odebrania w kasie partyjnej. My tutaj z Towarzyszami mamy jedną drobną uwagę. Nie las Towarzyszu tylko Las. Właśnie ten pisany z wielkiej litery. Ci co udają się do lasu, jak słusznie zauważyliście, po grzyby na przykład choćby i zachowywali się zgodnie z normami Las się wycofa. Pozostanie ten las z małej litery postrzegany jedynie jako źrodło pozyskania np. grzybów. Co innego jeśli idzie się do Lasu. Postrzeganego jako Świątynia Przyrody, bardzo złożony ekosystem gdzie nic nie dzieje się bez przyczyny. Towarzyszu kto jak kto ale Wy na pewno wiecie co mam na myśli dlatego nie napiszę już nic więcej:)
Darz Grzyb Przyjacielu:)
No tak, racja, powinienem napisać Las a nie las. Tym razem przyznaje Wam rację, chociaż grzywnę tradycyjnie zignoruję. ;-))))
Witajcie Towarzyszu:)
Czytajcie nasze opinie ze zrozumieniem:) Przecież napisałem iz macie grzywnę do odebrania nie do uiszczenia. Z tym, że grzywnę musicie odebrać osobiście. Wszelkie pełnomocnictwa, upoważnienia i takie tam nie są u nas honorowane:)
Pozdrawiam serdecznie
Czytam ze zrozumieniem, ale znając Wasze partyjne krętactwo to obiecujecie gruszki na wierzbie, a i tak później służby partyjne będą mi kazały za wszystko zapłacić. 😉 😉 😉
Cześć Paweł!
Oczywiście że ludzie z lasu wiedzą o co Ci chodzi ! Oczywiście jeśli z lasu są nie tylko z ciała, ale też z duszy… 😉
Wygląda na to, że patrzymy na las przez takie same okulary.
Okulary magiczne, które jak już raz się założy (albo las nam je założy) to już nie da się ich ściągnąć ;-)) Wszystko przez nie widać lepiej, bardziej i wyraźniej… I w puszczy i w lesie gospodarczym, i w miejskim parku i na łące, a mają tyle dioptrii ile drzew w życiu dostrzegliśmy, czyli są progresywne… ;-))
Oby jak najwięcej takich okularników !
P..S.
Leśne dylematy – pójść tu, czy tam… ?
Chciało by się i tu i tam. No i na koniec trzeba biec torami żeby zdążyć na pociąg, jakimś cudem zawsze zdążyłem ;-))))
Pozdrawiam 😉
Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że wkrótce, po połowie sierpnia wyruszymy w miejsca, o których ostatnio Ci wspomniałem. Lasu trzeba nam! 😉
Witaj Krzysiek!
Dokładnie tak to jest:) Tu czy tam? Ktoś nawet postawił w środku lasu stosowny drogowskaz:) Jesli masz ochotę to daj mi swój e-mail to Ci to zdjęcie prześlę:)
Pozdrawiam serdecznie.