Od kilku dni, wiele czołowych portali pogodowych, zwraca uwagę na wyjątkowo niekorzystną sytuację hydrologiczną, która jest prawdopodobna na przełomie kwietnia/maja i w samym maju dla Polski południowej. Te wzmianki nie biorą się przypadkowo. Modele numeryczne, w tym jeden z czołowych GFS, prognozują bardzo duże opady pod koniec kwietnia w Polsce południowo-wschodniej i południowej. Jednak na mówienie, że grozi nam powódź jest zdecydowanie za wcześnie.
Niże genueńskie, niosące olbrzymie ilości wody z południa Europy, które są odpowiedzialne za powodzie m.in. w Polsce są niezwykle trudne do prognozowania pod kątem dokładności trasy, jaką pokonają oraz miejsc największej koncentracji opadów. Czasami, wystarczy przesunięcie frontu o 30km, aby teren, nad którym wisiała powódź, uszedł cało. Tym bardziej, mówienie o groźbie powodzi w sytuacji, kiedy nawet jeszcze nie powstał tego typu niż jest zbytnim wybieganiem w przyszłość.
Patrząc obecnie na pogodę w Europie Środkowej, widać silną blokadę cyrkulacji zachodniej i zatrzymaniem napływu ciepłego powietrza. Spowodował to potężny wyż nad Północnym Atlantyku, który ściąga nad Skandynawię, Europę Zachodnią i Środkową zimne powietrze znad Arktyki. Dzięki temu wyżowi zamiast cieszyć się pełnią wiosny, przez kilka dni będziemy mieć pogodą typową dla wczesnego marca, a nie dla późnego kwietnia. Zdarzą się również opady śniegu, krupy śnieżnej i przymrozki.
Według niektórych prognoz pogody, tzw. BLOKADA CYRKULACJI STREFOWEJ, która rozpoczyna się teraz, będzie kontynuowana, z niewielkimi przerwami, aż do lata. Co to dla nas oznacza? Przede wszystkim zdecydowany brak dłuższej stabilizacji pogody podczas wiosny. Możemy spodziewać dużych zawirowań w pogodzie. Prognozy wskazują, że nad Polską często będzie dochodzić do zderzenia skrajnych termicznie mas powietrza. Takie warunki będą sprzyjać silnym burzom i ulewom. Podczas blokady cyrkulacji strefowej, niże z południa mogą faktycznie stworzyć zagrożenie powodziowe.
Pocieszeniem (może nieco egoistycznym względem innych krajów) jest fakt, że zawsze istnieje nadzieja, iż niże wyleją swoją największą zawartość na Bałkanach, Słowacji lub w Czechach zanim dotrą do nas. Warto jeszcze spojrzeć na to, co dzieje się na świecie pod kątem hydrologicznym. Ostatnio wyjątkowo duże opady odnotowano m.in. w stolicy Chile – Santiago, głównie w środkowej część kraju. Doszło do powodzi oraz osunięć ziemi. Podobne perturbacje pogodowe spotkały mieszkańców Afganistanu. Również w Houston, które przeżyło jedną z największych ulew w historii, miasto na wiele godzin zostało sparaliżowane.
Czy Polska po rekordowej suszy z 2015 roku ma zostać tym razem “obdarowana” powodzią? Oby nie. Nikt nie chciałby spędzać wakacyjnych tygodni na wałach z workami i piachem za pan brat. Wystarczająco pogoda nam namieszała w ostatnich latach i na pewno przydałby się nam rok, w którym mielibyśmy to, co jest w nazwie naszego klimatu, czyli UMIARKOWANIE. Trochę deszczu, trochę słońca, ciepła i nieco chłodu. Wszystko wyważone i w detalicznych, a nie hurtowych ilościach. ;))