Skip to content
Gdzieś na Bukowinie…
Gdzieś na Bukowinie, gdzie minęły czasy wielkiego księcia Reichenbacha i króla Sasa, wciąż można założyć wygodne buty i udać się do lasa. Plecak na grzbiet, w środku prowiant, czapkę na głowę i wyruszam po kolejną przygodę. Torami sunę do tego lasa jak żółw, bo bukowińskie widoki mnie zatrzymują, i chęć zrobienia im fotek wywołują.
Gdzieś na Bukowinie wśród dojrzewającej kukurydzy, na polach i łąkach lato umyka jak zając, bo goni je jesień, która z początku ciepła i pogodna, w listopadzie stanie się mroczna i chłodna. Żmije do siana powłaziły. To nie żadne dziwy, a zwyczaje zygzakowatej gadziny.
A ja drepczę torami do lasa, już czuję dreszczyk emocji ze spotkania zwierzyny, wejścia w żywiczny zapach sośniny, poszperania za kozakiem w brzezinie albo królem prawdziwym w pobliżu dębiny.
I choć do lasa coraz bliżej, ja wciąż na torach wywijam piruety, bo takie to obrazy moje myśli leczą. Błękit nieba, jakaś chmura, na horyzoncie za kukurydzą z lasem niewielka górka. Oj dałbym tam po prawdziwka nurka!
Chociaż lato wciąż króluje, jesieni pomału ustępuje. Owoce dojrzewają, często z drzew spadają, zwierzęta i ludzie je zjadają. Czasami magazynują lub – w przypadku ludzi – sprzedają i przetwarzają. Na kompoty, dżemy, powidła i soki albo procentowe napoje wyskokowe.
No nareszcie w lesie. Nareszcie w Bukowinie. Tu czas inaczej płynie. Starzy, dobrzy znajomi w tej krainie. Ukochane buki i strzeliste modrzewie. Zawsze je pozdrawiam i kłaniam się im nisko. A one niewzruszone, nucą melodię swoich koron.
Gdzieś w sosnowej gęstwinie, panna sosna się wydzieliła, bo pod korą rodzinę kornika karmiła. Tak się jej “odwdzięczyła”, że zwołała całe stado, które naiwnej sośnie dało radę. A kot miał to w nosie i poszedł na wprost przed siebie, choć jakby trochę po skosie.
Gdzieś na Bukowinie w leśnej otchłani, Słońce na trawie wiruje, las uczuciem wibruje, a stary buk, mądrze z góry na to wszystko zapatruje. Trochę poprzeciąga swe konary, trochę porozpycha korzeniami i już ujmuje swą gracją leśną nację.
Tu zza zagajnika, czarny kruk nagle wyleci, zrobi kółko i i wartko z powrotem w las wleci. Gdzie indziej na leśną dróżką koziołek w liczbie trzy wyskoczy, popatrzy, powęszy i żwawo czmychnie do zielonego lasu wrót. Przecież to żaden dla niego trud.
Wodne lustereczko powiedz przecie, kto najurodziwszym dębem jest na świecie? Oj, dąbku niepokorny i niecierpliwy. A przeżyj kilkaset wiosen, oprzyj się stu burzom i wichurom, wytrzymaj ze trzydzieści susz i późnego mrozu, wtedy ci odpowiem, jak twą urodę widzę w tej wodzie.
Gdzieś na Bukowinie sierpniowe Słońce przebija się przez chmurę, choć pokaźną ma ona strukturę. W oddali nawet groźnie pogrzmiewa, oj, żeby nie zrobiła się z tego leśna afera. Wtedy to leśne licho i echo się pokłócą i wówczas powiada się, że grzmoty las młócą.
Cóż to za otwarta paszcza? Nos jak u Pinokia, a gęba jak u słonia. Taka to sobie płynie po niebie chmurka, a ja już witam przysiółek “Czwórka”, który przy bukowińskich lasach się znajduje, a ja często te lasy okupuję.
Trza dalej dać nura w las, bo wciąż chcę być z lasem za pan brat. Młodniki, zagajniki, szkółki i leśne uprawy to leśników dzieło, chociaż samo nic z niczego się nie wzięło. Pośrodku dorodny, uschły stoi buk – pomnik suchoty i żywota drzewnego marnoty.
Są i grzyby. Tu czubajka kania lub młode pieczarki. Wykluwają się ze ściółki i przyjmują wszystko na swe grzybowe barki. Obecność zwierza, robaków i człowieka. Nielicznym uda się uniknąć tych potworności i dożyć do grzybowej, choć krótkiej starości.
Nieco lepiej mają tęgoskóry lub wrośniaki, bo z nich zupa żadna i do gara człek ich nie zbiera, a i kopytne lub owady, nie często zbierają się przy nich na żerne biesiady.
Za to maślaczka młodego, zdrowego, chętnie się dusi i zjada z ziemniakami, makaronem lub kluskami albo topi w occie, dodając przyprawy, cukru, cebuli i marchewki, aby marynat był w smaku wysublimowany i krewki.
Gdzieś na Bukowinie, wiatr szumi, las płynie, jednak wilk tu raczej nie wyje. To nie jego strony, przepędzono go w bardziej bezludne regiony. Zanurzam się w leśne gęstwiny, choć tak one gęste, jak moje pierwsze oznaki łysiny.
Zwalniam i ponownie jak żółw idę po leśnej drodze, z przyjemnością naciskając na miękką ściółkę raz jedną, raz drugą stopę. Zapach żywicy otula mnie, czyści drogi oddechowe, oszałamia zmysły, a ja wciąż lasem odurzony, jestem nim nienasycony.
Tu się kształtowały moje leśne korzenie, tu przeżywałem pierwsze grzybobrania – obfite po pałąki koszyków zawartości i tu pierwsze goryczy porażki poznawałem, kiedy na pusto z lasu wracałem, chociaż na grzyby się nastawiałem.
Gdzieś na Bukowinie las nauczył mnie wielkiej pokory, tłumienia emocji i grzybowej choroby, kiedy to za każdym razem biegania po lesie, chciałem zebrać grzybów pełny koszyk, choć ciężko było go później nosić.
Te same rejony, kiedy jako dziecko tarzałem się w paprociach i mchach, opowiadając kolegom jak wielki jest las. Jak to daleko i głęboko od Wrocławia, że aż dech im zapierało. Mówili – “Ale to wyprawa”.
Dzisiaj, choć lat mi przybyło, a z dziecka dużo się ulotniło, nadal mam ten stan, że kiedy wchodzę do lasu sam, otwiera się przede mną Boska Świątynia, chociaż kościoła, wielebnego ani zakonnicy tutaj nima.
Kiedy widzę te leśne cuda, zanika szarość, zobojętnienie i nuda. Wystarczy, że spojrzę na sosnowe bory albo alejkę brzóz i raduję się jak dziecko znów. Choć inne mamy czasy – wciąż olśniewają mnie bukowińskie lasy!
Te lasy dały mi tyle, że choćbym nie wiem ile pieniędzy wysypał, będą one nic nie warte w porównaniu do przyrody wartości i jej boskich właściwości. Lecz współczesny człek zapomniał te wartości i gromadzi sztuczne, papierowe/banknotowe oszczędności, które i tak pochodzą z darów lasu i jego obfitości…
Gdzieś na Bukowinie serce lasu bije, czuję je i wiem, że żyję. Dla innych to naiwne lub nawet głupie stwierdzenie, bo życie w mieście, wśród pustych wartości, obróciło ich serca w kamienie. Bijące w rytm bezdusznej cywilizacji, choć to droga donikąd. Do człowieczej anihilacji…
Gdzieś na Bukowinie kiedyś mój czas też minie. Stanę się stary, niedołężny i przygarbiony, ale duszy mi nikt nie zabierze, bo z lasu ona pochodzi i do lasu wróci, nim moje ciało w pył się obróci.
Wtedy to beztrosko, już jako wolny duch leśny, pooglądam las z góry, zarówno z poziomu koron drzew, jak i ciężkiej, burzowej chmury. Może kiedyś, narodzi się też ktoś taki jak ja szalony, że umiłuje ponad wszystko bukowińskie strony. Będę go prowadzić po tych lasach bezpiecznie, po zielonym drzew murze, żeby i on kiedyś dołączył do mnie – tam na duchowej górze. Będziemy razem prowadzić ludzi, zakochanych w bukowińskiej naturze. ;))
Ps. Dedykuję ten wpis wszystkim miłośnikom lasów i przyjaciołom przyrody.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Cześć Paweł
No to spowodowałeś podniesienie mojej leśno – Bukowińskiej gorączki do takiego stopnia, że termometr zaraz pęknie ;-))
Lasu, Bukowiny trzeba mi !!!
A tam gdzieś na Bukowinie słowa piosenki Pawła Czekalskiego słyszę:
” Pomiędzy krzewami toczę się, pachnie grzybami.
Kłębne chmury nad drzewami gną wrzesieni surrealizm.
Liść pleśniowy zawija mi, co było kiedyś czerwcami.
Czas lipcowy i sierpniami, dziś wrześniami …” itd.
Lasu trzeba mi !!!
Pozdrawiam 😉
Las czeka Krzysiek! Mam nadzieję, że na jutro jesteś już zwarty i gotowy! Pozdrawiam. 😉
Melduję najwyższy poziom gotowości do leśnej włóczęgi! ;-))
Witajcie Towarzyszu Lenart:)
Aleście wywołali u mnie burzę wspomnień swoim artykułem chociaż niekoniecznie dotycząca Bukowiny tylko innych lasów gdzieś hen daleko na wschodzie… A my jak to łatwo zapominamy kto (jeśli wolno mi użyć tej personifikacji) nam przez całe stulecia udzielał schronienia, dostarczał żywności, budulca czy opału a jak się odwdzięczamy? Przeliczając kolejne kubiki drewna na mamonę? Wypalając las bo trzeba zdobyć teren pod zabudowę dla nowobogackich? I jeszcze się nam wmawia, że to dla naszego dobra?! Leśny Bracie nie wiem jak Ty ale ja dziękuję za takie dobro…
Pozdrawiam serdecznie
Darz Grzyb:)
Witaj Wojtek! 😉
Bardzo mi miło, że takie wspomnienia wzbudził ten wpis. Co do obecnego spojrzenia na lasy, długo by można dyskutować. Sami wiemy jak jest… Pozdrawiam serdecznie. 😉