Grzybowe wejście w październik. Kolejna, wspaniała wycieczka do Kotliny Kłodzkiej.
Niedziela, 1. października 2017 roku. Nowy miesiąc i nowa wycieczka do Kotlina Kłodzkiej. Już nie na grzyby lub po grzyby. Po prostu do lasu. Z rana chłodno, tylko kilka stopni na plusie, bezchmurne niebo i zapach panoszącej się coraz śmielej jesieni. Jeszcze w sobotnie popołudnie, nie byłem pewien, czy pojadę z niezawodnym duetem Sylwia & Andrzej na niedzielną wyprawę. Trzeba było się spiąć, pozałatwiać sprawy rodzinne, zawodowe, blogowe i wiele innych. Andrzej – grzybowo-leśny kusiciel numer jeden, stoicko powiedział: “Spokojnie Paweł. Rodzina najważniejsza. Ale, gdybyś dał radę to wiedz, że miejsce w aucie czeka…” ;))
I jak tu być spokojnym i nie skorzystać z propozycji nie do odrzucenia? Już w głowie układałem sobie plan zdjęć i postanowiłem, że skorzystam przede wszystkim z wyśmienitej pogody, aby nawciągać las do zmysłów i aparatu fotograficznego ile się da. Nie zdawałem sobie tylko sprawy, że lasy nam nieprzeciętnie grzybną. Skoro świt, ruszyliśmy spokojnie w leśne czeluści Kotliny Kłodzkiej – ściślej – w Górach Bystrzyckich. Nawet dokładnie nie pamiętam, gdzie Andrzej zaparkował.
Ale jak miałem zapamiętać, skoro zamiast patrzeć na drogę, bujałem przez okno w obłokach, czytaj – koronach drzew. ;)) Jakie kolory! Jakie efekty świetlne! Jesień rozpoczęła najpiękniejszą fazę w corocznym, przyrodniczym pokazie mody. Głowa obracała mi się jak na zawodach żużlowych. Najchętniej wlazłbym szybko na jakiś szczyt i wypstrykałbym całą pojemność karty pamięci. Jestem przeraźliwie łasy na takie widoki. Zachłanny jak Skąpiec z dzieła Moliera. ;))
Kiedy na dobre weszliśmy w las, zachłanność ta rosła wprost proporcjonalnie do piękności górskich lasów. Przez moment pomyślałem sobie, że Sylwia i Andrzej muszą nieco dziwnie na mnie patrzeć, jak pstrykam co chwilę zdjęcie, łapiąc do obiektywu krajobrazy, grzyby, drzewa, liście, drogi i wszystko, dosłownie wszystko, co mam na widoku. Ale chyba już przyzwyczaili się do faktu, że jestem leśny inaczej. ;)) Uwielbiam robić leśne zdjęcia i czasami jestem tym tak pochłonięty, że o mało nie wywrócę się o jakiś konar lub gałąź. ;))
Po raz kolejny biję pokłony dla duetu Sylwia & Andrzej za nieprawdopodobne wyczucie grzybowych miejsc i samych grzybów. Znać miejscówkę to jedno. Wyczaić, jak w tej miejscówce grzyby rosną i je odnaleźć to drugie. A wierz mi – grzyby, a w szczególności prawdziwki to arcy-mistrzowie maskowania się. Potrafią ze ściółki wychylić zaledwie 1/20 części kapelusza i tylko wieloletnia praktyka grzybowego rzemiosła, pozwala wyczulić wzrok na wystające z grubachnej warstwy igliwia, brązowe lub białe kawałeczki tego kapelusza.
Nagrodą za sokoli wzrok i fenomenalne wyczucie jest masywny o beczkowatym trzonie, zdrowiutki i perfekcyjnie ukształtowany prawdziweczek. Sama radość! Jesienne borowiki to produkt klasy zerowej. Absolutnie piękne i czarujące grzybiarza jak najwybitniejszy iluzjonista. Z tym, że tu iluzji nie ma, a jest najprawdziwsza, borowikowa odsłona. A emocje? O tych można by napisać wielki tom. Fenomen leśno-grzybowo-socjologiczny. Swoją drogą, może ktoś, kiedyś napisze książkę “Emocje w grzybobraniu”. Odpowiednio zgłębiając temat, wyszłoby z tego coś naprawdę dobrego. ;))
Za to ten prawdziwek nieco odbiegł od borowikowatego towarzystwa, rosnącego w pobliżu. Postanowił swoją klasę i piękno mocno wyeksponować i wychylił ze ściółki cały kapelusz z częścią trzonu. Gdy go Andrzej zauważył, krzyknął spontanicznie: “Ale prawdziwek!” Zawołałem. Poczekaj! Pogotowie fotograficzne już jedzie! ;)) Klasyk gatunku. Perfekt podręcznikowy i atlasowy. Kwintesencja grzybowej jesieni i perła wśród grzybów. Łał! ;))
Dosłownie za kilka chwil, swojego perfekcyjnego modela znalazła Sylwia. Ten był “zakopany” po pachy w ściółce. Miałem przyjemność osobiście go wyjąć. Ależ noga! Jak bulwa ziemniaka. Umościł sobie wygodnie posłanie wśród świerkowego igliwia i systematycznie powiększał grzybowe gabaryty. Okaz wyjątkowy. Jak takie prawdziwki łapią za serce! Przecież ciśnienie skacze przy takim egzemplarzu w niekontrolowany sposób. Ktoś kiedyś powiedział, że las to wyciszenie się, spokój, opanowanie, obcowanie z naturą, itp.
Ten ktoś chyba nie był grzybiarzem. Ja – do jego słów – dodałbym, że będąc grzybiarzem, las potrafi też kompletnie rozregulować układ emocjonalny człowieka, wpływając również na układ krwionośny, nerwowy, narządy zmysłów i układ oddechowy. ;)) Okazowi, którego znalazła Sylwia, zrobiłem małą sesję fotograficzną wśród świerkowych szyszek. Dzięki temu, można zobaczyć i porównać jego masywną mość do wysmukłych i szczupłych “przechowalni” nasion. ;))
Sylwia miała swój grzybowy dzień. Co trochę napotykała coraz to piękniejsze okazy prawdziwków i podgrzybków. Ja – biegając za zdjęciami – także co trochę coś wkładałem do koszyka i zanim się dobrze spostrzegłem, dno w nim miałem już na dobre zakryte. Nie chciałem go szybko zapełnić ponieważ ciężki koszyk oznacza trudności w robieniu zdjęć, a na te byłem wyjątkowo “głodny”. Jednak lasy postanowiły nam grzybnąć i oczarować swoją grzybową ofertą.
Wchodząc coraz głębiej w bystrzyckie lasy, natrafiliśmy na ogromne ilości podgrzybków aksamitnych, nazywanych obecnie borowikami oprószonymi oraz gatunki pokrewne. Gdybyśmy chcieli je wszystkie wyzbierać, przyczepa do samochodu byłaby niezbędna, aby je wynieść z lasu. Tylko po co nam taka ilość grzybów? Ja, zapełniłem do połowy swój wielgachny kosz i powiedziałem sobie dosyć. Wystarczy. Chcę jeszcze trochę pobiegać po lasach, a nie zmachać się jak wół roboczy. ;)) Podgrzybki aksamitne to wspaniałe i wyborne grzyby jadalne.
Nadają się do sosów, zup, marynat, suszenia. Czyli praktycznie do wszystkiego, co wiąże się z grzybowymi potrawami i przetworami. Były w doskonałej formie/stadium. Młode, zdrowe, jędrne i twarde. Nie mogłem się oprzeć ich urokowi i kilkanaście z nich sfotografowałem. Mają taki świeży, nieco kwaskowaty aromat. Kumulują leśny zapach ściółki, grzybów, dodając jeszcze coś od siebie. Wspaniały i pyszny grzyb! ;)) Obok nich, znajdowaliśmy też sporo podgrzybków brunatnych.
Kilka zdań napiszę o przebiegu wycieczki z mojego punktu widzenia. Często na grzybowych forach, stronach, portalach, widnieją wpisy “ścigaczy”, czyli grzybiarzy, którzy wpadają do lasu na dwie, czasami trzy godziny, wyłącznie w celu wyczyszczenia miejscówek grzybowych i wracają do domu. Nie mi oceniać takie grzybobrania. Każdy ma inną sytuację rodzinną, materialną, zdrowotną i możliwość dysponowania czasem. Niemniej zauważyłem, że coraz częściej grzybobrania wiążą się z myśleniem typu: “wpaść, nachapać i wracać”. ;((
Jakże ubogie jest tak minimalne podejście do grzybobrania! Jak wiele leśnych wspaniałości, będących w przyrodniczej ofercie jest bezpowrotnie straconych przez takie “grzybobrania” . Czasy nam się powywracały kompletnie. Wieczny pęd za pieniądzem, przysłania nam oczy i inne, będące wyżej w hierarchii wartości. Ludzie często nie potrafią już pojechać do lasu o tak, na wycieczkę, dla relaksu i pospacerowania w lesie. Dla poznawania i podziwiania złożonych zależności roślinno-zwierzęcych i docenienia ich uroku w każdej warstwie lasu.
Najważniejsze, żeby za paliwo się zwróciło, a najlepiej, żeby bagażnik nie mógł się domknąć od ilości grzybów. Czy rzeczywiście na tym polega współczesne grzybobranie? Czy poniesione koszty muszą się zwrócić dziesięciokrotnie? Czy wszystko trzeba przeliczać na forsę, zyski i biznes? Czy wycieczkę do lasu należy traktować tylko ekonomicznie i jak zimną kalkulacją księgową w postaci bilansu zysków i strat? Czy rzeczywiście wszyscy grzybiarze, wpadający na godzinkę, dwie do lasu, nie mają w całym roku czasu na to, aby powłóczyć się po lesie przez 8-10 godzin i spojrzeć na niego z innej strony, a nie tylko jako “dostawcę” jak największej ilości grzybów?
Może ktoś na chwilę zatrzyma się w pędzie. Zastanowi i pomyśli… Pojadę następnym razem nie na grzyby i nie po grzyby, ale do lasu… Las to nie tylko grzyby. Las oferuje więcej niż wszystkie skostniałe galerie handlowe i markety razem wzięte. Czy to tak trudno zrozumieć? Czy konsumpcjonizm i forsa to najważniejsze cele w życiu? A gdzie miejsce na inne wartości? Na rozwój duchowy? Na pracę nad własnym ja i emocjami? W “martwym” ciele, martwy duch. Pustka i beznadzieja. ;((
Na całe szczęście, Sylwia i Andrzej doceniają wszelkie wartości i przyrodniczą ofertę lasów. Wielogodzinna włóczęga z nimi to czysta przyjemność. Będąc już kilka razy wspólnie na grzybach, doszliśmy do wniosku, że nadajemy na tych samych falach. Nie jedziemy do lasu na 2 godziny. Często chodzimy od świtu do zmierzchu. Grzyby zbiera się przy okazji. Najważniejsze to być w lesie. Zobaczyć pompatyczny wschód Słońca i ceremonialny jego zachód wieczorem.
Usłyszeć szelest liści, śpiew ptaków, ryk jelenia i szum strumyków. Przejść przez wzniesienia, rowy, zagłębienia, torfowiska, zagajniki, liczne drogi i ścieżki. Las to widzi. Las to jeden wielki i najbardziej złożony na świecie organizm. To, co wydarzyło się w godzinach popołudniowych naszej wyprawy, dobitnie potwierdza moje słowa. Grzybów mieliśmy już naprawdę sporo i spokojnie szliśmy szeroką, szutrową drogą, spotykając licznie innych grzybiarzy oraz turystów, którzy zaskoczeni wysypem grzybów, nie mieli do czego ich zbierać. Andrzej poratował reklamówką jednego z nich, który nie miał żadnego pojemnika na grzyby.
Powiedziałem, że nie chcę już żadnego grzyba. Mam ponad połowę kosza, który waży już całkiem, całkiem. Ewentualnie w drodze powrotnej, dorzucę kilka podgrzybków. Andrzej ze stoickim spokojem i uśmiechem na twarzy oświadczył: “Jeszcze nakosimy prawdziwków”. Pomyślałem sobie, że będzie ciężko ponieważ ludzi w lesie jak na pchlim targu, ale słów Andrzeja nie wolno lekceważyć. ;)) Skręciliśmy od drogi głównej w wąską, trochę kamienistą dróżkę, przypominającą górski szlak turystyczny.
Po kilku minutach dreptania wzdłuż tej ścieżki, coraz liczniej trafialiśmy na podgrzybki, koźlarze babki i sporadycznie na prawdziwki. Las zrobił się trochę niewygodny dla przeciętnego piechura, bo z kałużami, podmokłymi częściami, strumykiem i rowami. Trzeba było uważać, aby nie depnąć prosto do rowu lub do wody. Lubię takie nieco zdziczałe miejsca. Wymagające większego skupienia i ostrożności, ale też dające wielki powód do radości, że się weszło tam, gdzie inni wymiękają. ;))
Nieco pod górę, rozciągał się gęsty, świerkowy zagajnik, łatwiejszy do chodzenia, ale teraz trzeba było uważać na oczy, aby nie oberwać jakąś naprężającą się przy przechodzeniu gałęzią. Ludzie i turyści zostali nieco niżej. Tam już nie dochodzili. I zaczęło się grzybowe szaleństwo, radosnym okrzykiem Sylwii: “Chodźcie tu! Ale prawdziwki!” Okazy nieprzeciętne! Gdy przyszliśmy z Andrzejem, przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Sylwia znalazła prawdziwki – giganty, niektóre ważące spokojnie 70-80 dkg.
Kilka chwil napięcia i kolejne prawdziwkowe gniazdo! Później następne i następne! Obok mnóstwo młodych podgrzybków brunatnych. Nakręciliśmy dwa filmiki. Emocje wyższe niż te wspaniałe góry! Po zebraniu i wyczyszczeniu wszystkich okazałych prawdziwków, było ich chyba ze 6 kilogramów. 95% zdrowotności. Kosze dobiliśmy na maksa, w ruch poszła jeszcze torba. To był perfekcyjny strzał i wyjątkowe chwile. Po wyjściu z tego zagajnika jeszcze przez jakiś czas nie mogliśmy ochłonąć. ;))
W długiej drodze powrotnej, co rusz znajdowaliśmy podgrzybki, prawdziwki, rydze i dziesiątki innych gatunków grzybów, z których co fotogeniczniejsze, łapałem do obiektywu. Napotkani turyści zrobili nam wspólne zdjęcie. Zmęczeni, ale kompletnie pozytywnie naładowani lasem i załadowani grzybami, wróciliśmy do samochodu. I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że trzeba było się już pożegnać z lasem… ;))
Dzień pierwszego października 2017 roku w Kotlinie Kłodzkiej będziemy z pewnością długo wspominać. Bajkowe widoki, wspaniałe grzybobranie, niezwykle emocjonująca i stopniująca grzybowe emocje wycieczka oraz żywy duch górskich lasów, którego uwieczniłem i pokazuję na 125 fotografiach w tym wpisie, objawiający się w ich czeluściach i każdym leśnym szczególe. Sylwio, Andrzeju – dziękuję Wam za FENOMENALNĄ wyprawę i życząc samych dobroci, pozdrawiam radośnie DARZ GRZYB! ;))
No to rzeście mnie nakręcili…;)))
Jutro będę w Borach, oczywiście nie na przysłowiową “godzinkę” , ale na normalne 8 – 10 “godzinek” ;)) i mam nadzieję, graniczącą z pewnością, że wrażenia będę miał podobne do waszych… Bez względu na tzw. grzybo-godzino-osobę ;))
Pozdrawiam 🙂
Mój komentarz trochę po czasie, ale WIELKIE DZIĘKI Krzysiek za niezwykle sentymentalne fotki z Borów! 😉
Z powodów nieprawieobiektywnych wyszło tylko 7 “godzinek” ;(( Ale obiecuję poprawę! ;))
Poprawa może mieć miejsce już jutro. Darz Grzyb! 😉
Witaj Paweł:)
A Ty znowu swoje, koniecznie chcesz podpaść?! Znowu włóczysz się po bardzo podejrzanych miejscach i podbierasz boletusy sąsiadom:) Ostatnio udało mi się przekonać Komitet,że to nie była żadna samowola tylko daleki zwiad przeprowadzony z własnej cennej inicjatywy:) A teraz nie pozostaje nic innego jak sprawdzić te Twoje sensacyjne doniesienia w terenie jak tylko wrócę z Pomorza:)
Serdeczne pozdrowienia
Darz Grzyb Wojtku! 😉
Ja już nic nie chcę wspomnieć o Tobie. Przewlekła zdrada dolnośląskich lasów na rzecz grzybowego szabru w województwie zachodnio-pomorskim! Oj, towarzyszu Wojciechu! Nie tego partia Cię uczyła! 😉
Ale partia jest dobra dla swoich członków i daje Ci szansę rehabilitacji na terenach naszego województwa. ;-))))
Serdeczności! 😉
Darz Grzyb Paweł:)
Powiem Wam tow. Lenart krótko. Moje działania nie są żadną zdradą tylko działaniem zgodnie z linią orzecznictwa Partii i na jej polecenie. Jakbys leniu jeden nie spał na egzekutywach to byś wiedział, że na zlecenie Partii mam opracować dokumentację dotyczącą wpływu Potopu Szwedzkiego z XVII wieku na aktualny stan nawodnienia lasów Pomorza Zachodniego z uwzględnieniem ostatniego zlodowacenia w czwartorzędzie oraz jego wpływu na populację boletusów w tychże lasach, także moja obecność w tych lasach ma charakter służbowy. A Wy co? Może złożycie nareszcie sprawozdanie z wykonania zleconego Wam przez Partię zadania czyli opracowania Strategicznego Planu Pozyskiwania Boletusów na Lata 2017-2021, czyli inaczej mówiąc Planu Pięcioletniego, zamiast włóczyć się po bardzo podejrzanych miejscach u sąsiadów i podbierać im boletusy:)
Serdecznie pozdrawiam:)
Ps.
Paweł kolejną porcję fotek podeślę Ci może jutro na priva. Oj są te biedne lasy nawodnione, są.
Cóż towarzyszu Wojciechu. Ja swoje, a Ty swoje. Nie będziemy publicznie się przekomarzać. 😉 Pozostawimy to do rozwiązania Pierwszemu Sekretarzowi Partii Grzybiarzy. ;)))))
Pozdrawiam i Darz Grzyb! 😉
Towarzyszu Pawle:)
A Wy znowu swoje! Konskruktywną krytykę ze strony Partii nazywacie przekomarzaniem? Ale jak słusznie zauważyliście droga do poprawy każdemu jest otwarta. Musicie postawić z 1000 ml złocistego napoju no i musimy skontrolować w terenie te Wasze doniesienia:)
Serdecznie pozdrawiam
Trzeba było tak od razu Towarzyszu Wojciechu! 😉
Zatem NA ZDROWIE! 😉