Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Lipcowy czas i las w Bukowinie.

Lipcowy czas i las w Bukowinie.

Sobota, 8. lipca 2023 roku. Tym razem później niż zwykle melduję się na stacji w Bukowinie. Dzień trwa już od kilku godzin. Na stacji pusto, nikt nie przyjechał na jagody, poza mną – ostatnim wariatem. Niech będzie, że nawet skończonym wariatem ;))

Księżyc w jakiejś fazie, ja też mam fazę, bo jestem w Bukowinie i tradycyjnie odlatuję od wysiadki na stacji do ponownego wejścia na pokład jednostki EN-57 sunącej głośno po szynach i bujającej pasażerów na boki.

Obiecałem sobie, że jak będę pisał tę relację, to postaram się aż tak nie odlecieć, bo zniknę z radarów i nikt mnie nie przeczyta. ;)) Czyli owszem, trochę mogę odlecieć, ale tak troszkę, czyli nawet mniej niż trochę. ;))

W Bukowinie lato rozłożyło skrzydła dumnie jak paw. Proszę, już odlatuję. ;)) Lipiec to ostatni miesiąc po końcówce kwietnia, maju i czerwcu, kiedy możemy cieszyć oczy jaskrawością zieleni, chociaż z tygodnia na tydzień, coraz bardziej dominują głębokie i ciemne odcienie zieleni.

Stan wody w leśnych oczkach, stawach, zbiornikach przeciwpożarowych i innych skupiskach H2O jest mały. Przepusty są pozamykane, ponieważ naturalne dopływy tych zbiorników, którymi są mniejsze i większe strumienie, praktycznie wyschły i już straciły potencjał zasilania w świeżą płynącą wodę.

Chociaż w lesie panuje spokój, a przyroda żyje swoim rytmem, wyraźnie czuję napięcie. Ciche napięcie, takie pozornie niewinne, ale niebezpieczne. Podobnie było w tygodniach poprzedzających najcięższą fazę suszy, która miała miejsce np. w sierpniu 2015 roku.

Wtedy w lipcu również narastało – jak ja to nazywam, czy określam – “ciche napięcie”. Czy w tym roku lasy doświadczą tego koszmaru? Na razie przebieg pogody wyraźnie temu sprzyja. Dla przypomnienia podaję link, w którym pokazałem cierpienie przyrody, jakie przynosi ciężka susza: http://server962300.nazwa.pl/trzy-lata-temu-bukowina-i-okolice-pograzyly-sie-w-wielkiej-suszy.html

GRZYBY

Zanim doszedłem do docelowych miejsc jagodowych, przejrzałem kilka miejscówek grzybowych i myślałem, że poza grzybami nadrzewnymi, nie znajdę żadnych innych gatunków.

I tu mnie las bardzo zaskoczył, ponieważ w jednej miejscówce w trawie znalazłem kilka krasnoborowików ceglastoporych. Miękkie, podsuszone, a właściwie to podduszone od upału, pozostały w lesie. Jednego wziąłem do ręki, aby go obejrzeć, powąchać i pomarzyć o grzybowej jesieni.

To wszystko jest pokłosiem opadów z drugiej połowy czerwca. Opadów, po których już praktycznie nie ma śladu. Z ziemi wykluwają się jeszcze bardzo nieliczne gołąbki, które natychmiast są pożerane przez owady.

Wszystkie inne obejrzane miejscówki świeciły, czy wręcz ziały grzybową pustką. Liczyłem wprawdzie na garść kurek do jajecznicy, ale na liczeniu się skończyło. Ułożyłem nawet wzór matematyczny – sinus cosinus, daj Boże 10 kurek plus minus. Wzór nie zadziałał. ;))

JAGODY

Po przedpołudniowym obchodzie grzybowym, nadszedł czas na zbieranie jagód, które w tym roku słabo obrodziły, przynajmniej na Wzgórzach Twardogórskich. Nadal największych i najbardziej jędrnych owoców należy szukać w lesie z bogatszym runem, a właściwie wszędzie tam, gdzie jest po prostu więcej cienia i wilgoci.

Wieloletnie doświadczenie i znajomość dobrych jagodowych miejsc bardzo pomagają w zbieraniu skarbów runa leśnego. Ale musi to iść w parze z determinacją i radością ze zbierania, która przez większość moich znajomych, niecierpiących zbierania jagód, określana jest jako psychopatia jagodowa. ;))

Nawet wśród grzybiarzy, zdecydowanie więcej spotykam takich, którzy nie zbierają jagód i uważają to za tortury. ;)) Owszem, zbiory borówki czarnej nie należą do łatwych. Poza przyjęciem niewygodnych pozycji z uwagi na stosunkowo niewielką wysokość krzewinek, dochodzi upał, upierdliwe owady i przede wszystkim wielogodzinne skubanie owoców.

Mnie zaszczepiono rytuał zbierania jagód od bardzo młodego wieku i tak to już poszło, że co roku zbiory jagód należą do jednej z najważniejszych części Tour De Las & Grzyb, chociaż wiadomo, że największą dawkę adrenaliny serwują grzybobrania. 

A po zakończeniu zbiorów przychodzi ogromna satysfakcja, że udało się tyle zebrać. Często naginam czas, ponieważ siedzę w lesie na tyle długo, że później muszę się bardzo śpieszyć na pociąg. Pstrykam kilka fotek gdzieś po drodze i ponownie włączam w nogach piąty bieg, aby zdążyć na pociąg.

W CZASIE PRZERWY

Ważnym rytuałem w zbieraniu jagód jest godzinna przerwa, którą wykorzystuję na obchód lasów dookoła, sprawdzenie wybranych miejscówek na grzyby i zrobienie zdjęć, które później barwią relację z wyprawy.

Poza tym to właśnie wtedy skupiam się na maksymalnym ukazaniu na fotografiach piękna lasów Bukowiny i okolic. Podczas tej wyprawy postawiłem przede wszystkim na klasykę borów sosnowych.

Jedni twierdzą, że lasy zbudowane w przeważającej ilości z sosen są mało zróżnicowane, a czasami nawet wręcz monotonne. Drudzy uważają je za skarbnicę specyficznego mikroklimatu, który tworzy się tylko w tego typu siedliskach. Jeszcze inne podejście mają grzybiarze, a zwłaszcza doświadczeni grzybiarze, którzy mają świadomość ogromnej grzybowej siły, jaka drzemie w sosnowych borach, wyściełanych mchami, porostami i wrzosami.

Gdy do tej sosnowej krainy las dorzuci spontanicznie wykiełkowane dęby, buki i brzozy to grzybowa siła sosnowych borów jest jeszcze większa. Ale pomijając te grzybowe dywagacje, niezaprzeczalnym jest, że pozorna monotonia sosnowych borów i ich skąpe runo, a często jeszcze bardziej skąpy podszyt to właśnie jest ich największy atut, co warto sobie uświadomić.

Obecnie, podczas upalnych lipcowych dni, bory sosnowe uwalniają hektolitry żywicznego aromatu, który również jest marką tego typu zbiorowiska leśnego. Zbierając jagody, bardzo cenię sobie zapach sosen, który różni się od wielu innych zapachów tym, że nigdy nie mam go dość.

Zawsze podziwiam sosny za ich niezwykłą determinację i wolę życia. Zwłaszcza młode sosny, które muszą się wykazać ogromnym potencjałem żywotności, ponieważ rosną na kompletnie wysuszonym z braku opadów miejscu, i do tego są przez kilkanaście godzin dziennie ogrzewane przez Słońce. Ja po kilku minutach stania przy nich już mam serdecznie dosyć.

Bory sosnowe otaczające Bukowinę mają bardzo zróżnicowany wygląd i o monotonii nie ma tu mowy. Są miejsca ze skąpym runem, gdzie spotkamy dywany krzewinek borówki czarnej, ale jest też wiele hektarów z niewielkimi kępami trawy i przewagą leżącego igliwia.

Dla koneserów borowych włóczęg, las przygotował morze paproci, czasami wymieszanej z trawami, jeżynami, malinami i innymi roślinami. Pomimo, że przebywałem cały czas w sosnowych borach, ich “twarze” miały niekończenie wiele wymiarów. Oj, bo odlecę. ;))

Czasami pomiędzy gęstwinami, można trafić na porośniętą trawami ścieżkę. To jest dopiero frajda, podglądanie borowej gęstwiny z pozycji swobodnie idącego człowieka. Warto też mieć na uwadze, że przy tego tupu ścieżkach, czasami można spotkać dorodne borowiki. Mam co najmniej kilka miejsc, w których tak właśnie jest, oczywiście nie teraz, przy obecnych wysuszonych i szklarniowych klimatach.

Kończy się bogaty świeży bór, okraszony przydrożnymi brzozami. Jego miejsce zajmują piaszczyste górki, jesienią idealne na podgrzybki, lecz nie na kurki. ;))

W oddali widać ciekawie ukształtowaną sosnę o dwóch przewodnikach. Nim się nie obejrzałem, ponownie zrobiło się bardziej tłoczno i bogato w sosnowym borze. Czyli leśny kalejdoskop, a raczej borowy lasodoskop. ;))

Obchód dobiegał do końca, zahaczyłem jeszcze o gęsty młodnik brzozowy, który nieraz darzy koźlarzami. Tym razem nic w nim nie znalazłem. Do kompletu wrażeń, spojrzałem na soczysto-złocisto zielone skupiskach wrzosów.

Jestem grzybowo lekko spaczony, ponieważ spoglądając na wrzosy, zawsze szukam w nich grzybów, nawet jak wiem, że nie ma żadnych szans na znalezienie czegokolwiek. ;))

Runda po lasach zrobiona, napstrykałem leśnego piękna kilkadziesiąt zdjęć, pozostało wrócić do zbierania jagód.

POZA LASEM

Ostatnia część relacji to przede wszystkim kompilacja zdjęć zrobionych w drodze na jagody i powrót z jagód. Często, a czasami nawet gęsto chodzę na skróty, przez pola i łąki, skrajami lasów. Są to idealnie miejsca, aby złapać coś urzekającego do obiektywu.

Przed jagodami odwiedziłem “Potargany” dąb szypułkowy, który po zrębie zupełnym, jaki miał miejsce w zeszłym roku w jego otoczeniu, może być obecnie nazywany Eremitą, Pustelnikiem lub Ostańcem.

Od niego mam niedaleko po drodze do następnego dębu, wokół którego również w ostatnich latach wycięto wiele hektarów lasu i zrobiono ogólny bałagan. Tego miejsca szczególnie mi szkoda, bowiem zniszczono tu bardzo urokliwy, zacieniony mroczny klimat, w którym często gromadziła się woda.

To dąb szypułkowy “Król Bagien”, uhonorowany kilka lat temu statusem pomnika przyrody. Niestety kondycja dębu wydaje się pogarszać, chociaż jeszcze nie tak dawno była bardzo dobra. Nie wiem, czy to wskutek dokonanych wycinek, czy przyczyną mogą być m. in. coraz głębsze i dłuższe susze, nawiedzające te tereny praktycznie każdego roku z różnym natężeniem.

To ostatnie kadry sprzed zbioru jagód, a później długo długo nic, tylko to co w przerwie. Po zakończeniu zbiorów, przyszedł czas na szybki marsz, żeby zdążyć na pociąg. Ponowne napstrykałem klimatycznych zdjęć.

Lato w pełni, po południu zrobiło się bardzo gorąco, ale jeszcze do wytrzymania, ponieważ napłynęły suche masy powietrza, które są znacznie bardziej znośne w przeciwieństwie do tych wilgotnych.

Najpierw rozległe łąki, w oddali zadrzewienia. Na niebie nieliczne drobne chmury, pełniące wyłącznie funkcje ozdobne. Nawet Słońcu nie chciało się za nie schować. Ziemia bardzo twarda, wręcz błaga o solidne deszcze.

Piękne, gorące lato. Czas wakacji i pewnego uspokojenia od codziennego pędu. Żeby tylko porządnie padało raz na kilka dni to byłoby idealnie. Niestety, opady “zacięły się” na dobre.

Minąłem zieloną łąkę (wyjątkowo zieloną jak na postępującą suszę) i wszedłem na zbożowe ścieżki, wijące się między polami uprawnymi. Zboża dojrzewają szybciej niż zwykle i pewnie ich jakość jest słabsza przez trwającą od wiosny suszę. Do tego dochodzą niekorzystne, późno-kwietniowe i majowe przymrozki.

Ale ogólnie wygląda to nawet nieźle, chociaż pozory mogą mylić. Tu musieliby wypowiedzieć się rolnicy – gospodarze złocistych łanów. Mimo to, lato jak w bajce. Warto zauważać i doceniać piękno w pozornie oczywistych i powszechnych pejzażach.

Druga lipcowa (a trzecia tegoroczna) leśno-jagodowa wyprawa zbliżała się do mety. Jeszcze kilka kadrów z miejsc, w których serce zawsze bije szybciej. Mam nadzieję, że dotrzymałem słowa o zbytnim nie odlatywaniu podczas pisania relacji. ;))

Jednak co wydarzy się następnym razem, kiedy zasiądę na krześle i zacznę opisywać kolejną wyprawę jagodową? Wolę nic nie obiecywać. ;)) Po lżejszym emocjonalnie wpisie, może przyjść kolejna “nawiedzona” relacja, więc tym bardziej lepiej niczego nie obiecywać. ;))

I znowu czas powrotu. Żegnam Bukowinę tak, jakbym miał do niej nie przyjechać co najmniej przez kilka lat, a przecież lada moment ponownie przyjadę. W które części lasów się zanurzę? Nie mam pojęcia, decyzję podejmę pewnie tuż przed postawieniem stóp na bukowińskiej ziemi.

Czy to już maksymalna faza sezonu jagodowego, czyli jego kulminacja? Jeżeli szybko nie przyjdą naprawdę solidne deszcze, to może tak być. Widmo dłuższej fali upałów i suszy jest coraz większe. Trzeba robić (zbierać) swoje, póki jest co.

DARZ GRZYB!

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

4 KOMENTARZE

  1. Cześć Paweł
    Broń Boże nie unikaj “odlotów” w relacjach z lasu bo są ludzie którzy mają tak samo jak Ty, ale rzadziej mogą być w lesie i przynajmniej w czasie czytania i oglądania zdjęć tęż mogą “odlecieć” 😉
    Pozdrawiam 🙂

  2. Witam Towarzysza Pawła:)
    Pozwól na troszkę powiedzmy nostalgii. Tak to już jest w naszym klimacie. Najpierw obserwujemy wczesną wiosnę, jak wszystko budzi się do życia po zimie, rośnie, kwitnie a na końcu wydaje owoce i udaje się na spoczynek zimowy. Obecnie mamy pełnię lata, porę żniw i zbiorów. A sierpień za pasem, niby jeszcze pełnia lata ale już dzień będzie znacznie krótszy a i poranki i wieczory chłodniejsze (przynajmniej w teorii). Cóż taki mamy klimat:)
    Osobną sprawą jest bór sosnowy. Monotonny??? Może dla laika. Ileż to razy robiłem sobie przerwę w spacerze po lesie obserwując… sosny na tle błękitnego nieba:):):) I co mnie obchodziło, że znajomi pukali się w czoło. A ten niepowtarzalny aromat żywicy. Bezcenne. Paweł trzeba jeszcze wspomnieć o samej sośnie. Nie wiem konkretnie ile tam gatunków sosny występuje w Polsce ale popatrzmy sosny od wysokogórskiej kosodrzewiny aż po krępą sosnę rosnąca nad Bałtykiem? Naprawdę monotonne? Cóż…
    Serdecznie pozdrawiam!
    Darz Grzyb

    • – Na leśne niuanse większość ludzi mniej zwraca uwagę, np. na wspomniane przez Ciebie korony sosen tle błękitnego nieba. Im częściej człowiek przebywa w lesie, tym więcej zauważa, chyba, że jest gnomem, to nic nie widzi i nie słyszy, bo i tacy się trafiają, czyli odporni na wszelkie leśne przesłania. 😉
      – Dla mnie zmiana pór roku to jedna z najwspanialszych cech naszego klimatu. Można też odetchnąć od zimna/ciepła, itp.
      – Podstawowych, rodzimych gatunków sosen mamy mało, zaledwie 3: sosna zwyczajna, sosna górska czyli kosodrzewina i sosna limba. Są jednak bardzo zróżnicowane w zależności od regionu, w którym rosną. Poza tym nawet sosna zwyczajna, często przybiera wyjątkowo oryginalne formy i wygląda niezwyczajnie, co nie raz już pokazywałem na blogu w artykułach o drzewach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.