Aktualności Grzyby Las

Listopadowe “grzybo-stołowanie”.

Listopadowe “grzybo-stołowanie”.

Jak to jest z tym listopadem? Liść opadł powiadają, zrobiło się smutno, szaro, buro, ponuro, a cmentarne klimaty witają nas już na samym początku miesiąca. I jeszcze “ucieczka” dnia na rzecz długich nocy. Nie lubimy listopada, większość nas nie lubi i mówi o nim, że to najgorszy i najmroczniejszy miesiąc w roku. Tymczasem nie do końca się z tym zgadzam. Mistrzem dołowania jest grudzień. O ile w listopadzie, liście jeszcze opadają, o tyle w grudniu, naprawdę mamy kompletną pustkę. Dni także są najkrótsze w roku. I przeważnie jest znacznie zimniej.

Tylko grudzień kojarzymy z Mikołajem, Świętami, Sylwestrem i już cieplej, milej oraz jaśniej robi się ludziom w sercu, żołądku oraz śledzionie. ;)) Trochę to niesprawiedliwe, bo wszystko co złe, zrzucamy na listopad. Jednak kto zajrzy z rana do listopadowego lasu, ten powinien zmienić zdanie. Na plus dla “liściopada”. Jest to miesiąc magiczny, w którym najlepiej obserwuje się przeobrażenie złotej jesieni na przedzimową szarugę. Towarzyszy temu cały arsenał kolorów liści i gra światła słonecznego na kroplach jesiennej rosy, mgły i porannego szronu. Wszystkim dyryguje, właśnie rzekomo Ponury Lord Listopad.    

Konia z łąki temu, kto czuje listopadową moc przyrody. Ba! Nawet dwa konie, czystej krwi górskiej. W takich to oto końsko-górskich klimatach, z niezawodnym duetem Sylwia & Andrzej rzuciliśmy hasło wiśta-wio! w Góry Stołowe na pożegnanie górskiego sezonu grzybowego. Dzień wcześniej, długo debatowaliśmy, gdzie pojechać. Bory? Przecież pożegnane. Wzgórza Twardogórskie? To blisko i jeszcze tam pojedziemy, chociaż korci nas tam niemiłosiernie. Góry? Korci nie mniej. Co zatem wybrać? Rzut monetą, gdzie reszka to góry, orzeł to Bukowina Sycowska. Rewers wybity przez NBP podjął decyzję – jedźcie w góry! 

Poranek bardzo rześki, około zera stopni C na termometrze, ale bez przymrozku. Przygotowani na wyprawę i przygodę, bo czy będą grzybki, czy nie, włóczęga będzie przednia. Czujemy to w kościach. Tłumy grzybiarzy, które jeszcze nie tak dawno szwędały się po lasach, wymiotło na dobre. Ki diabeł? Pomarlisko czy co? Na szczęście nic z tych rzeczy. Po prostu jedni są zagrzybieni, inni co innego (jak to jest z innymi) mają do roboty, jeszcze inni by pobiegali, ale zady na zimę przybrały i nie chce im się łazić. ;))

Zatem kwiat wrocławskiego, późnojesiennego rycerstwa grzybowego wyruszył na misję specjalną w klasycznym składzie trio – dwóch grzybo-armistów i Pani Rycerzowej. Gębusie uradowane na widok lasów, jakże innych od tych borowych, które to zdeptaliśmy czule, zeszłego dnia siódmego poprzedniego tygodnia.

Liści dywan i dywany liści. Szelest dość cierpki, szorstki i lekko gęsio-skórkowy, chociaż miły i przyjemny. Takie niby nie, a jednak na tak. Przyroda lubi żonglować odczuciami. Pomimo wszechobecnej pustki od człowieczych istot, okazało się, że na jednym odcinku szlaku, spotkaliśmy przezabawną “konkurencję”.

GORZAŁKOŚ I NADBABA

Krewki dziadziuś z głosem tak zachrypniętym i przepitym, że śmiem przypuszczać, iż cysterna okowitki przepłynęła przez jego przełyk. Z takim głosem dać go do kabaretu, a zgony ze śmiechu licznie by odnotowano. ;)) Sędziwa nadbaba praktycznie nic nie mówiła, tylko słuchała gorzałkosia, który – posługując się czarnym patosem, prawił jej, że we wrześniu i październiku było tu od ….. prawdziwków i w ….. innych grzybów. I nawet ta łacina jakoś dała się słuchać, bo ten charcząco-świszcząco-przepity głos miał w sobie coś nad wyraz wesołego. ;))

GRZYBY

Świat kapeluszników ma się dobrze, chociaż ilość owocników i różnorodność gatunkowa spadają. Niemniej, daleko im jeszcze do definitywnego pogrzebu owocnikowania w tym roku. I zapewne nie stanie się to w listopadzie, ponieważ prognozy cały czas wieszczą temperatury listopadowe, a nie zimowe, a i na wielkie śniegi, na razie się nie zanosi.

W oglądanym przez nas “grzybocadle”, zaczęliśmy kombinować, że gdyby tak jakieś prawuski jeszcze ustrzelić, to byłoby superancko, elegancko. Tym bardziej, że jeden miejscowy z okolicznej “tajgi” nazbierał dwa dni temu sporo boletusów, dumnie prezentując je na “twarzowej książce”, czyli na Facebooku. 

Myśli przerodziły się w czyny, chociaż pierwsze prawdziwki były w stanie agonalnym i pozostawiliśmy je na miejscu. Postanowiliśmy też zawinąć curyk do auta i podjechać kilka kawałków dalej. Podczas tego kilku-kawałkowego podjeżdżania, Andrzej wrzasnął za kierownicą, wypatrzywszy obok szosy na skarpie, największego w tym dniu i zdrowiutkiego prawdziwka w towarzystwie mecenasa mniejszego, którym jednak rządziły już glizdeczki-sprężyneczki.

Poszliśmy także za “wielką wodę”, aby zrobić przejrzysko runa leśnego. Okazało się, że można jeszcze spotkać prawdziwki, które nie wyzionęły rurek, jednak przeważająca ich ilość nie nadawała się do zbioru z dwóch powodów: smrodliwość i robaczywość. Jednak nam wcale nie zależało, aby nazbierać nie wiadomo ile grzybów. To raczej nasza ciekawość, rozkazała nam zbadać, jak grzyby sobie radzą w coraz trudniejszych warunkach bytowania.

Na pozór radzą sobie całkiem dobrze, ale ich wnętrze ujawnia wielki trud znoszenia warunków późnojesiennego lasu i po-przymrozkowych klimatów, które nadszarpnęły ich kondycję w znaczny sposób. Nawet wiatry południowe niewiele im pomogą. Kończą swój żywot grzyba borowego, liściem dębowym podszytego.

Niemniej, były to miłe chwile, kiedy tak oglądaliśmy całkiem liczne “stadko” kilkunastu, odchodzących śmiercią naturalną prawdziwków do krainy wiecznej jesieni – tej ciepłej i wilgotnej, w której beztrosko sobie rosną od świtu do późnej nocy.

Odchodzą honorowo, nie kończywszy w zupie lub w innym stanie ludzkiego przetworzenia. Wybrańcy, którym się udało. Fuksiarze i szczęśliwcy. Nikt wcześniej ich nie dojrzał, kiedy były jeszcze pachnące i apetyczne. Ziemia was wydała i ziemia zabiera z powrotem.

Jak nie zwierz, owad lub człowiek zje grzyba, to drugi grzyb upomni się o swój kęs. W tym przypadku pleśń, która już otuliła trzon umierającego prawuska. Na wiosnę śladu po nim nie będzie, a i z dębowego liścia strzępy tylko się ostaną.  

W tym grzybowo-trupim klimacie, zdarzały się wystrzały żywotności w postaci młodego prawdziwka i podgrzybka. Bardzo nieliczne, wręcz skrajnie-symboliczne, ale cały czas dające świadectwo słowom “jeszcze grzybnia nie zginęła”. ;))

“TROMBOCYTY I CEGLASIE”

Jest taki gatunek grzybów – bardzo smaczny, wręcz wyborny, wybitnie niedoceniany i zapomniany przez większość grzybiarzy. To pieprznik trąbkowy – kuzyn naszych kurek (pieprzników jadalnych). Może wygląda mniej apetycznie i jest drobniejszy, to nie boi się zimna i surowości późnojesiennych klimatów. W smaku całkiem podobny do kurek i tak samo zdrowy, bez towarzystwa robaków w środku. Niektórzy mówią na niego “trombocyt”. Znaleźliśmy kilka stanowisk tego gatunku. Jajecznica, krokiety czy pierogi z “trąbkami” to dania z najwyższej półki.  

Trafiła się też młoda rodzinka ceglasi (borowików ceglastoporych) – zdrowa i jędrna. Oglądając je dokładnie i ich stan, stwierdziliśmy, że to młode owocniki, które wyrosły już po przymrozkach. Czyli wciąż “jeszcze grzybnia nie zginęła”. ;))

Kilka podgrzybków w dobrym stanie również zagrzybiło nas swoją obecnością. To także grzybowe ostatki i “śledzik-grzybik”, chociaż nikt z nas kanapki z rybą nie miał. ;)) Posezonowa wyprzedaż grzybów odnotowuje coraz mniej zapasów na grzybowo-leśnym magazynie.

Mimo to, w koszykach była całkiem ciasno, głównie z uwagi na obecność pachnących pieprzników trąbkowych. Napiszę raz jeszcze, że ten gatunek jest wyborny i przepyszny. Nawet jak dla mnie – konserwatywnego grzybiarza, stanowi rarytas.

Końcowe zbiory i tradycyjna sesja fotograficzna, ale to jeszcze nie koniec relacji, ponieważ pozostało kilka spraw leśno-grzybowych do omówienia. Grzyby były zbierane do koszyków, ale rurkowce, przełożyliśmy do wiaderka, aby oddzielić masę trąbką od masy borowej i podgrzybkowej.

Oczywiście nie promujemy zbierania grzybów do wiaderek, ale w tych warunkach termicznych, można sobie grzyby do niego przełożyć na czas powrotu do chałupy. Nic im się nie stanie, bo jest za zimno. W porze letniej, bardzo szybko by się zaparzyły.

RANY GAJOWY, ALE BAJZEL

Sprawa wycinek, trzebieży i szeroko rozumianej gospodarki leśnej. Las gospodarczy rządzi się swoim prawem, ale leśnicy dyktują tu swoje. To powszechnie wiadome i znane. Las – po osiągnięciu wieku rębnego zostaje wycięty, ale trzeba to drewno zebrać, pociąć, wtaszczyć na skład i w końcu wywieźć. W wilgotnych warunkach listopadowych, po zrywce zostaje wielki bajzel, który burzy estetykę odbioru lasu.

Okropnie się po tym idzie, nawet w solidnych gumowcach. Wiadomo – samolotem drewna nie wywiozą. Nie chcę tu się czepiać, bo bez drewna nie dalibyśmy rady, niemniej zastanawiam się, dlaczego nawet wzdłuż głównych szlaków turystycznych, wycinane są dorodne drzewa. Przecież w lecie, okropny upał tu panuje i to zniechęca do wycieczki. No nic, nie będę złym Spirytuskiem dla leśników i przestaję poruszać niewdzięczne temacisko. ;))

PRAGRZYBIARZE

Była pra-grzybiara i był pra-grzybiarz. Przed wielu laty. Strzępili cholewy, grzyby zbierali, potomków wychowali i poumierali. Zdziamdziałe buty po nich zostały. Futrowizna całkiem krzepka jeszcze u grzybiareczki, która odeszła później od pra-grzybiarza.

Nawet nocownik (nocny złodziej) tych butów nie ukradł. Przetrwały do dziś, jako świadectwo grzybiarskiej tradycji. Pieluchy (plotkarze) wiejskie gadały, że ci co za grzybami tak mocno biegali, gdzieś w lesie zamieszkali i jako odludki żyją do dziś, choć nikt nie wie gdzie.

TAJEMNICZA POSTAĆ

Robin w kapturze? Pojedynak (kawaler) zdesperowany? Jakichś wytrzęsikufel z pobliskiej wsi? Na środku chłopskiego pola stał i wpatrywał się. Chyba w las, bo na pewno nie w nas. Myśmy, ciszką, myszką z tył go podeszli, a ja pstryknąłem zdjęcie. Co było później? Nie wiem. Pojechaliśmy dalej. ;))

PŁASKO, GÓRSKO, STOŁOWO

Czy kupując do domu stół, macie na myśli góry? Co ma płaski stół do stromych gór? Ano ma, skoro mamy Góry Stołowe. Fachowcy wyjaśniają to tak: “Góra stołowa to rodzaj ostańca denudacyjnego, góra o wyraźnie spłaszczonym, rozległym wierzchołku i stromych stokach (co jest skutkiem poziomego ułożenia budujących ją warstw skalnych). Góry Stołowe zbudowane są ze skał osadowych, które w ciągu historii geologicznej nie podlegały fałdowaniu.

Ich obecne formy są wynikiem tektonicznych ruchów pionowych oraz erozji klimatycznej (wietrznej, termicznej i wodnej). W Polsce ten typ gór występuje w Sudetach Środkowych, zamykając Kotlinę Kłodzką od zachodu i dając nazwę pasmu górskiemu Góry Stołowe. Natomiast na świecie znanym wzniesieniem tego typu jest monumentalna Góra Stołowa dominująca nad Przylądkiem Dobrej Nadziei”.

Warto tu jeszcze napisać, że denudacja (etym. łac. denudare, ogołacać, odkrywać; inaczej: degradacja, etym. łac. degradatio, obniżenie) to degradacja, procesy denudacyjne – procesy niszczące powodujące wyrównywanie i stopniowe obniżenie powierzchni Ziemi. Obejmuje procesy takie jak wietrzenie, erozja i ruchy masowe (przemieszczanie okruchów skalnych, efektów dezintegracji blokowej i ziarnowej) z terenów górskich i wyżynnych na nizinne, powodujące wyrównanie terenu (peneplenizacja).

Zatem my – wrocławscy ostańcy grzybowi, postanowiliśmy pochodzić po terenie geologicznych ostańców denudacyjnych, czerpiąc radość z płaskiego chodzenia po górskim terenie w częściach wierzchołkowych Gór Stołowych. ;))

Wprawdzie nie można nam zarzucić, że spowodowaliśmy swoją obecnością procesy wietrzenia, erozji i masowych ruchów, niemniej w mikro-skali przyczyniliśmy się do odgrzybienia wybranych kawałków terenu. Na szczęście leśniczy, nie wydał z tego powodu, listu gończego za nami. ;))

NAJLEŚNIESZE NA KONIEC

Góry Stołowe cechuje spora różnorodność typów lasu. Generalnie im wyżej, tym bardziej iglasto, ale i to “iglasto” jest zróżnicowane dość mocno. Zaprosiny lasu są zdecydowanie wyższe od gór, na których rosną. My te zaprosiny przyjęliśmy z wypiekami na twarzy.

W lasach Gór Stołowych dominują wprowadzone przez człowieka monokultury świerkowe, które zastąpiły wycięte wcześniej lasy liściaste i mieszane regla dolnego. Najsłabiej reprezentowane są lasy łęgowe. Dolnoreglowe lasy liściaste zachowały się tylko na niewielkich obszarach w trudno dostępnym terenie.

Wyróżniamy tu głównie:

  • zespół żyznej buczyny sudeckiej ‘Dentario enneaphylli-Fagetum’, m.in. w górnym biegu Pośny, na zachodnich zboczach Błędnych Skał oraz w rejonie Rogowej Kopy

  • zespół jaworzyny z miesięcznicą trwałą ‘Lunario-Aceretum pseudoplatani’ pod Rogową Kopą

  • zespół świerczyny dolnoreglowej Abieti-Piceetum’

  • zespół torfowiska wysokiego leśnego z udziałem sosny drzewokosej ‘Pinus x rhaetica’ na Wielkim Torfowisku Batorowskim.

Przy takiej ofercie leśnych zespołów, które w najrozmaitszy sposób grają na strunach instrumentów zielonych, biada temu kto jeszcze chce przebierać, grymasić, wybredzać, brzęczeć, buczeć, jęczeć i szukać nie wiadomo czego. Te lasy to perełka Kotlinki i okolic.

Takie widoki mieliśmy pod koniec wycieczki. Uroczyście przebarwione modrzewie, które dopiero teraz “zapłonęły” złotymi kolorami, kiedy “wyszalały” się buki i pozrzucały liście. Natomiast głębiej w lesie – świerki z wieloma “dzieciakami” przy pniach.

Raj dla podgrzybków i grzybiarzy zarazem. Grzybowe pustki tu zapanowały, ale i tak ciężko się rozstać na wiele miesięcy. I tu jeszcze raz widać fenomen wypłaszczenia Gór Stołowych, gdzie chodziło nam się praktycznie tak płasko, jak w Borach Dolnośląskich, czyli jak po stole.

Czas wracać, pożegnanie z górami spełniło się. Jeszcze kilka chwili, fotek i widoków, gdzie, m.in. zachwyciliśmy się modrzewiami – przepięknie przyozdobionymi porostami. Dlaczego każda wycieczka do lasu tak szybko przemija?

Bory Dolnośląskie pożegnane, tereny górskie też. Pozostało mi jeszcze oficjalnie zakończyć Tour De Las & Grzyb 2019. To może nastąpić tylko w jednym miejscu i w jednym lesie. W Bukowinie Sycowskiej… ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.