Skip to content
MAGIA LASU W CZTERECH ODSŁONACH
ODSŁONA PIERWSZA – GRZYBOWA
30 września 2018 roku. Pożegnanie bardzo mizernego grzybowo miesiąca na Wzgórzach Twardogórskich. Wielomiesięczna susza nie pozwoliła grzybkom rozwinąć kapeluszy. Dziesiątki hektarów lasów bez czegokolwiek. Nawet złamanej olszówki lub prostego muchomora.
Rowy bez wody, trawa jak siano i poczucie bezsilności grzybiarza. Co za pech! Dlaczego ta pogoda jest w tym roku taka wredna? Żeby chociaż raz nie chciało solidnie podlać lasów na potrzeby jesiennego wysypu grzybów. Ech… Nic nie poradzę. Trzeba się “wyryczeć” pod sosenką i iść dalej. ;))
Koszyk ze sobą wziąłem. Nie za duży, ale i tak budzący politowanie wśród pasażerów w pociągu. Pewnie myśleli – “desperacie – po diabła go wziąłeś? Chyba po to, żeby łacha z ciebie można było drzeć”. Je jednak opinie i spojrzenia ludzi mam gdzieś. Jest wrzesień to jadę do lasu na grzyby, czy się to komuś podoba, czy nie. Kropka. ;))
Jeszcze na dobre nie zaszyłem się w lasach, a jakże miło przywitało mnie kilka czubajek kani. Pomyślałem sobie, że skoro je znalazłem, to w innych miejscówkach na bank musi się coś czaić. Czyli dobrze, że “se tego koszyka wziąłem”. ;))
Żeby nie wzbudzić hurra optymizmu – 99,9% lasów jest bez czegokolwiek. Żadnych jadalnych kapeluszników, “trujoków”, surojadek, psiaków, hubanów, grzybów lewych i prawych, północnych i południowych. Człek cieszy się nawet z pojedynczego muchomora i łazi wokół niego, jakby 10 prawych znalazł. Do czego to doszło?
Ano do tego, że znalezienie w ogóle grzyba (a nie grzybów) jest w tych warunkach sporym sukcesem. Nosiłem dumnie koszyk z kilkoma kaniami, myśląc, że to chyba wszystko, co dzisiaj znalazłem i zebrałem. Wszak od znalezienia kilku “kotletów” z kani w stanie surowym, przez następne 3,5 godziny nie znalazłem niczego, co mógłbym do koszyka włożyć.
Zatem cykałem foty wszystkim muchomorom, których w sumie widziałem może 15-20 sztuk. Chciałem pofocić nawet olszówki, ale nie znalazłem ANI JEDNEJ. Czy rozumiesz ten paradoks? 30. września w kalendarzu i ani jednej olszówki. Gdzie te grzyby? Asteroida pierdyknęła i wyginęły jak dinozaury? ;))
Las w tej suszy, w tak fatalnych dla grzybów warunkach, nie poprzestał jednak kontynuowania swojej misji, której tytuł brzmi: “Zaskocz tego włóczęgę z taką mocą, żeby gumowce mu spadły”. ;)) Las wziął sobie cel misji niezwykle mocno do zielonego serca i tak też zaczął postępować.
Grzybowo zaskoczył mnie nieprzeciętnie. Poza tym, że znalazłem kilka niejadalnych lub trujących gatunków, las wyłożył na grzybowy stół następne czubajki “schaboszczaki” kanie i kilka koźlarzy czerwonych oraz – dla pikanterii na bezgrzybiu – po jednym koźlarzu babka i topolowym.
Nie muszę opisywać, jak cenne były dla mnie te grzyby. I jaki mamy kolejny paradoks tego mega-kulawego, garbatego i dziadowskiego sezonu. W zeszłym roku o tej porze odwracałem głowę na widok kani lub maślaków. W tym roku są brylantem/diamentem/platyną i wygraną w konkursie leśnego szlajalnictwa na bezgrzybiu.
Młode czubajki to dobry prognostyk na następne dni. Chodzi o to, że tam, gdzie jest odrobina wilgoci, kanie postanowiły przebić się przez ściółkowe suchoty i zobaczyć, co piszczy nie tylko w trawie, ale i ponad nią. Nawet powiedziałem sobie w myślach, że kania na bezgrzybiu jest jak trufla w składzie wykwintnego dania w super-ekskluzywnej restauracji.
Chociaż wycieczka trwała 10. godzin i przez lwią część czasu nie widziałem żadnych grzybów, to efekt końcowy – w tych warunkach – był co najmniej przyzwoity. Połowa koszyka zapełniła się głównie młodymi “kotletami”, kilkoma koźlarzami i rodzinką około 30. maślaków zwyczajnych.
Sfotografowałem też kilka ciekawie wyglądających hubiaków. Jednak to, co się wydarzyło w tym dniu, na sam koniec miesiąca września, dalekie jest tylko od samego poszukiwania grzybów, ich minimalnym zbiorze i całej otoczce, która się z tym wiąże.
Znalazłem też miniaturki “imitację” grzybów, którymi są żołędzie m.in. dębów czerwonych. “Ubrałem” im czapeczki aby przypominały grzyby i odprawiłem nad nimi modły. Nie było to zachodnioafrykańskie Voodoo, tylko bukowińskie “Grzyboodoo”, pisząc po naszemu – “Grzybudu”. Zobaczę za tydzień, jaki będzie tego efekt. ;))
Liczę na punktowe skupiska maślaków i kani. Podgrzybki i prawdziwki nie dały nawet 1% do optymizmu, a i zimne, suche noce, coraz bardziej przekazują im informację o niewychylaniu kapeluszy ze ściółki w tym sezonie. ;((
ODSŁONA DRUGA – DENDROLOGICZNA
To, co wydarzyło się grzybowego punktu widzenia, zasługuje na stwierdzenie, że magia lasu zaczęła mocno działać. To był zaledwie malutki cukiereczek na ogromnym torcie leśnego piękna, które czaiło się na mnie. Las “wyłożył” kolejne karty w postaci pereł dendroflory, które tyle odwiedzałem, fotografowałem i opisywałem.
Magia drzew przyciąga. Dąb szypułkowy “Straszydło” i “Guzowata” brzoza brodawkowata w całkiem niezłej kondycji jak na tak suchy rok. Przecież to dendrologiczni weterani trudnych warunków, którzy nie takie przeciwności/opresje pogodowe przeżyli i wyszli z nich cało.
Podobnie z “Płomienną” sosną zwyczajną, która jakby nic nie robiła sobie z faktu, że sucho w “gardle” okrutnie. Drzewa czekają na lepsze czasy, minimalizując procesy życiowe. Niebiosa, dajcie im wreszcie porządnie popić! Te drzewa wystarczająco się w tym roku “opaliły”. Całe Wzgórza czekają na solidne opady!
Szachownica dębów czerwonych nie potrafi zrobić roszady i poprzestawiać dębowe wieże z szypułkowym hetmanem. Jest bardzo sucho. Widać to po nich, chociaż cały czas chcą zachować fason i nie “kapciec” przedwcześnie. Drzewa chcą pić!
Podobnie jak czerpiący z pobliskiego rowu wodę, klon srebrzysty “Kuzyn”. W rowie tym, od wielu miesięcy, nie płynęła strużka wody. Drzewa chcą pić! Co się tam na górze dzieje? “Zatkał” się kanał z deszczówką? Minister do spraw pogody nawalił? Ile mamy jeszcze się prosić o deszcz? Aniołowie i duchy jaja sobie robią?
Nawet sam “Król Bagien” – potężny dąb szypułkowy pyta się dziesiątki razy, kiedy wreszcie bagna, ponownie zanurzą się w wodzie, bo jak na razie – jest królem WYSCHNIĘTYCH bagien. Czy w niebie tak poimprezowali, że zapomnieli o swoich obowiązkach? Dość tej suszy!!!
Kolejny apel o opady. Tym razem od dęba szypułkowego “Klasyk”. Znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji niż “Król Bagien” bo rośnie w miejscu, gdzie nie ma bagien i zwartego drzewostanu. Sucho pod nim jak tysiąc jasnych gwintów! Drzewa chcą pić!
Nigdy nie mogę się napatrzeć na to drzewo. Jest fenomenalnie malownicze i podziwiam je zarówno z bliska, jak i z daleka. Kunszt i dendrologiczne arcydzieło. Halo! Niebiosa! Jemu też odmówicie opadów? Chcecie, żeby usechł? Co tam się u Was wyprawia, że tak skąpicie wody?
Popatrzcie tylko na Jego majestat we wczesno-jesiennej odsłonie! Jeżeli takie widoki Was – wszyscy święci w niebie – nie przekonują, to najwyższy czas zatrudnić tam dobrego okulistę. Ja wiem, że ludzie niszczą, dewastują i swoimi działaniami zmieniają klimat. Ale po to siedzicie tam na górze i tylu was wyświęcono, że powinniście coś z tym zrobić!
Dęby szypułkowe – “Potargany” i “Pękający” także mocno spragnieni. Apelują o deszcze. Chcą żyć. Ale żeby żyć, muszą pić. Czy tam u was na górze też robicie sobie takie wodne “posty”?
Ok. Wylałem swoje żale do niebios bo specjalistów od opadów mają tam kiepskich. Zdymisjonować ich i powołać Wodnika Szuwarka. Albo Jozina z Bazin. Oni pokażą, co to znaczy racjonalna gospodarka wodna. Mój apel to wołanie o deszcz tysięcy wysuszonych roślin w zachodniej Polsce.
ODSŁONA TRZECIA – EZOTERYCZNA
Las to miejsce dostępne dla wszystkich – według naszego prawa, z pewnymi wyjątkami. Sfera duchowa lasu i ezoteryczny odbiór jego tajemnic – zarezerwowana tylko dla nielicznych. Nie chodzi o to, że to wiedza dla “elit” czy “wybrańców”.
Chodzi o to, że tylko nieliczni chcą ją poznać i zgłębiać. Nie zgłębić ponieważ to niemożliwe. Trzeba by żyć 1000 lat to może by się udało. Ale nawet na te 70-90 lat krótkiego życia danego osobnika ludzkiego, to wystarczająca ilość aby wejść w ezoteryczną otchłań lasu nieco głębiej.
Ważne jest, aby przy ceremoniach poznawania ezoterycznej strony lasu, być samemu lub wyłącznie z kimś, kto ma bardzo podobne spojrzenie na las. Niemniej odbiór indywidualny jest zawsze intensywniejszy bo skupiasz się wyłącznie na lesie, a nie – częściowo – na współtowarzyszu.
Ezoteryczny odbiór lasu to pojęcie bardzo szerokie. Karmisz swoje zmysły wszystkim tym, co widzisz, czujesz i słyszysz w lesie. To uświadomienie sobie, jak wyjątkowe jest to miejsce, chwila w której jesteś oraz procesy, które tu zachodzą i nigdy się nie powtórzą.
Możesz w to samo miejsce wrócić za rok, dokładnie w ten sam dzień i godzinę. Czy będzie tak samo? Na pewno nie. Będzie inne zachmurzenie, temperatura, siła wiatru. Inaczej będą wyglądać liście na drzewach. Ptaki przelecą po innej linii. Wszystko będzie podobne, ale nie takie same.
Drzewa inaczej rzucą cień na wodę. Niektórych gałęzi nie będzie. Pojawią się też nowe. Ty będziesz starszy o rok i twoje nastawienie, doświadczenie i samopoczucie też będzie inne. Warto to wszystko sobie uzmysłowić. Nie ma dwóch takich samych chwil w lesie. Mogą i często są podobne, ale zawsze inne, nie takie same.
Zwrócisz uwagę na coś, co w zeszłym roku było w zasięgu twojego wzroku, ale pominąłeś to. Być może – odkryjesz coś nowego. Ja mam tak zawsze. W tych samych miejscach, ciągle coś mnie zaskakuje. Ciągle drążę leśne tajemnice ezoteryczne i próbuję je wykorzystać we własnych rozważaniach o moim miejscu na Ziemi.
Las przekazuje mnóstwo informacji. Często są one ukryte, ale warto pochylić się i potrudzić aby je wywęszyć, poznać i zrozumieć. Większość ludzi nie lubi samotności w lesie. Boją się. Albo czują niekomfortowo. Wiadomo, że największym zagrożeniem dla człowieka w lesie jest drugi człowiek.
Tylko szczere i silne otwarcie zmysłów, własnej duchowości i duszy, może uchylić wrota do ezoterycznych tajemnic lasu. Specjalnie oznaczyłem na czerwono słowo “uchylić”. Wrota otwierają się stopniowo, rok po roku, kiedy oglądasz i odkrywasz las we wszelkich warunkach pogodowych, różnych porach roku od świtu do nocy włącznie.
Ważne jest, aby nie przebywać godzinami w tym samym typie lasu. Każdy las ma swoją odrębną ścieżkę ezoteryczną. Poznanie, czy też dotknięcie każdej z nich, powoduje, że ezoteryka lasu jawi się przed nami jako całość, złożona z odrębnych “czakr”.
“Czakra” to wedle wierzeń religii dharmicznych oraz ezoteryków ośrodek energetyczny w ciele, czyli miejsce, gdzie krzyżuje się wiele kanałów energetycznych (nadi) i gromadzi się energia prana. Ośrodek ten odbiera, magazynuje i promieniuje energię o wibracji właściwej dla swojej funkcji, która konieczna jest do życia istot (w szczególności ludzi). Rozwijanie ćakr prowadzi do rozwoju wewnętrznego i duchowego wyzwolenia.
Źródło: Wikipedia
Każdy typ lasu posiada swoistą “czakrę” – ośrodek energetyczny, właściwy tylko dla tego miejsca i tego lasu. Dlatego tak ważne jest, aby chodzić po zróżnicowanych lasach i czerpać z nich energię, wykorzystując nasze zmysły. Im więcej leśnych “czakr” obejrzymy/wchłoniemy, tym większa krzepa naszej duszy.
Oczywiście nie wszędzie mamy możliwość szybkiego przejścia z np. lasu sosnowego do lasu łęgowego, grądowego lub czystej dąbrowy. Będąc w sercu Borów Dolnośląskich, wszędzie – w zasięgu wzroku – mamy przewagę sosny i brzozy. Dlatego ktoś, kto uwielbia ten rodzaj lasu, powinien też czasami udać się w lasy liściaste, poświęcając im odrębną wyprawę.
Ezoteryczna tajemnica lasu i jej elementy mają niezwykłą moc uzdrawiającą. Im więcej człowiek przebywa w lesie, tym więcej od lasu otrzymuje. Bardzo ważne jest pozytywne nastawienie do lasu, bo dla kogoś, kto lasu nie lubi (są tacy ludzie) ten nie otrzyma od niego za wiele. Tylko, czy w dziesiejszym świecie konsumpcjonizmu, obojętności i chorobie zwanej brakiem czasu, ktoś ma jeszcze czas i ochotę na kilkugodzinną terapię leśną?
Temat ten jest bardzo szeroki. Poruszyłem tylko czubek sosny w puszczy. Może kiedyś napiszę o tym znacznie szerzej – czyli jak praktykować odbiór lasu zmysłami – od wejścia do wyjścia. Ezoteryka i duchowość lasu istnieje. Nawet po wycięciu lasu lub zniszczeniu przez wiatr lub inny żywioł, duch lasu przygasa, ale nie umiera, czekając cierpliwie na ponowne odrodzenie.
ODSŁONA CZWARTA – MAGICZNA
Na koniec zostawiłem część magiczną 30-sto wrześniowej wyprawy na Wzgórza Twardogórskie. Czasami brakuje mi określeń na opisanie spektaklu lasu i piękna, które wylewa się z niego hektolitrami pomimo suszy.
Magią jest leśny wschód Słońca i jego zachód. Doświadczyłem jednego i drugiego. Od zimnego z przymrozkiem wschodu podczas poranka – poprzez gorące momentami południe – do stopniowego ochładzania się przed zachodem. Zmieniał się kierunek i siła wiatru.
Największa cisza była wieczorem. Las dosłownie się zatrzymał. Magiczne są cienie drzew. Każdy gatunek ma inny. Na zdjęciu wyżej, cień rzucają brzozy. Jest niezbyt długi, nieco rozbudowany w poziomie z charakterystyczną “kopułką”, będącą odbiciem korony.
Las to droga i prawda. O życiu, śmierci, przemijaniu, upływie czasu i trwaniu. Ciepło, które paliło w lipcu i sierpniu, teraz zelżało. Jest przyjemne. Świadomość jesieni i końca lata wprowadza w nastrój melancholii. Las rozpoczął przygotowania do zimowego snu.
Nie zapomina jednak o swojej misji. O szerzeniu piękna pod każdą postacią. Te same tereny, które przemierzam od lat, wprawiły mnie w pozytywny trans i zachwyciły nie mniej niż kiedyś.
Słońce było nisko nad horyzontem, oświetlając skraje zwartego drzewostanu. W środku już półmrok, cisza i chłód. Jakże wspaniale to wszystko widzieć i w tym uczestniczyć. Gra cieni i barw. Mozaika różnorodności.
Las przegląda się w wodzie. Nie wszystkie bajorka i stawy powysychały. W niektórych, wciąż można zobaczyć zwierciadło duszy i marzenia lasu tańczące w błękicie nieba…
I chociaż wrzesień zakończył się, a dolnośląscy grzybiarze nie zaliczą go do udanych, ja nie przejmuję się tym. Trudno. W tym roku splot dziadowskich warunków nie pozwolił nam na szaleństwo grzybobrań. Może w ten sposób lasy chciały od nas odpocząć?
Za każdym razem, kiedy niestrudzenie przemierzam lasy Wzgórz Twardogórskich, kiedy po całym dniu widzę na horyzoncie stacyjkę w Bukowinie Sycowskiej, wiem, że otrzymałem od lasów coś znacznie cenniejszego niż kosz załadowany prawdziwkami. Nawet teraz, kiedy panoszy się bezgrzybie, las obdarował mnie taką ilością dobra, że nikt nie byłby w stanie tego udźwignąć.
Cztery odsłony lasu. Grzyby, perły dendroflory, ezoteryczne tajemnice i magia. Tego nie kupisz w sklepie. Tego nie wyślą ci na maila, sms, mms lub przez bluetooth. Trzeba się ruszyć z miejsca, zapomnieć na kilka godzin o wszystkich trudnościach/wyzwaniach i zatopić bezgranicznie w leśnej Świątyni. Darz Grzyb! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Cześć Paweł!
Chce mi się tylko powiedzieć: Amen!
Jutro jadę do lasu „wyryczeć” pod sosenką swoje ezoteryczne łzy… 😉
Pozdrawiam 😉
Serdeczności, Darz Grzyb! 😉
Witaj Przyjacielu:)
Co części grzybowej ogólnie jest źle ale widzę, że nie jest beznadziejnie. Przy odrobinie szczęścia i zaliczeniu odpowiedniej ilości kilometrów coś tam można jeszcze uskubać:) Pomijam humorystyczne doniesienia niektórych “grzybiarzy” na forum Marka. Dla przykładu wpis pod relacją Krzyśka z Lasu niejkeigo KaWu – dwa kosze grzybów albo kolejna rewelka niejakiego Przemasa a zresztą chcesz to przeczytaj moje dopiski:) Paweł tylko nie rozumiem po co to wszystko? Dowartościowac się w durny sposób. Kogo oni chcą oszukać nas? No to powodzenia:)
Bracie Leśny pozwól, że pozostałą część Twojego felietonu pozostawię bez komentarza. Ci, którzy wiedzą i czują o czym piszesz nie potrzebują żadnych komentarzy, natomiast tym wobec których Las się wycofuje pozostawiając jedynie drzewa żaden komentarz nie pomoże.
Darz Grzyb Leśny Bracie.
Słuszne spostrzeżenia. Pozdrawiam, Darz Grzyb! 😉