Skip to content
Miesiąc sezonu jagodowego.
W połowie czerwca wystartował w tym roku sezon jagodowy na Wzgórzach Twardogórskich. Zapowiadał się całkiem dobrze, ale skrajnie suchy i bardzo gorący czerwiec, skutecznie uniemożliwił owocom osiągnąć solidne rozmiary, chociaż ich ilość, miejscami jest całkiem spora. W piątkowy poranek, skoro świt udałem się do lasu, żeby sprawdzić, jak wygląda sytuacja borówkowa i grzybowa, chociaż co do tej drugiej to było wiadomo, że jest fatalnie.
Zboże w pełni dojrzało do żniw, susza ma się dobrze, ale w lesie jest całkiem przyjemnie i zielono, poza mocno wyeksponowanymi na Słońcu stanowiskami, gdzie suchota i “zwiędlizna” roślinna aż nadto rzucają się w oczy. W lesie jest już bardzo cicho, śpiewają nieliczne ptaki, za to strzyżaki, komary i bąki z przyjemnością chcą pobrać od leśnego włóczęgi, leśną annatę w postaci kilku kropel krwi. ;))
Za to temperatury podczas całodniowej wyprawy od świtu do zmierzchu były rewelacyjne. Często się chmurzyło, nie było duchoty, parnoty i spiekoty, która towarzyszyła mi podczas czerwcowego włóczęgostwa. Około godz. 18 przeszła nawet miła ulewa, którą wychłeptałem oczami i z radością, że las chociaż trochę się napił.
Obecnie, grzybowe pataractwo szwęda się po wszystkich typach lasu i na każdych glebach. Złamanej kurki, sflaczałego maślaka, obżartego krowiaka czy stęchłego muchomora nie uświadczysz. Nawet huby dogorywają na zaatakowanych drzewach. Las jest uzależniony od wody i kiedy jej brakuje, cierpi, a wraz z nim, wszystko to co pełza, skacze, fruwa, biega, czmycha, skrada się i tak dalej i bliżej.
Nieliczne potoki, strumyki i rowy jeszcze transportują wodę, chociaż nad jej ilością w porównaniu do przeciętnych stanów wieloletnich, niejeden kto by napłakał i oprychał wredną pogodę, która gotuje lasom taki sezon. Majster w niebiosach chyba na dłuższy urlop wyjechał i z obawy, że aniołki będą pławić się w balangach, pozakręcał wszystkie zawory, żeby mu chałupy nie zalali. Aniołki imprezują, a u człeka na Ziemi w lesie sucho. Gdyby tak Posejdon zechciał na trochę zaprowadzić rządy wód nad wysuszonymi lasami, z chęcią pomógł bym mu zbudować wypasioną łajbę. ;))
Po majowych opadach i chłodach, nad którymi tak żale pogodynki telewizyjne wylewały, nie ma śladu. Wody wysychają. Te większe i te mniejsze. Dziki tłoczą się i kotłują w miejscach, gdzie jeszcze chociaż trochę można wytarzać się w przyjemnym, chłodnym błocku. Tuż przede mną zwiała całkiem pokaźna wataszka, a ja z zaskoczenia i w chwilowej gamoniowatości nie zdążyłem pstryknąć zdjęcia.
Niektóre gleby chyba już zapędziły się bardziej do przodu i zaczęły pękać, chociaż nad nimi stoi jeszcze woda. Śpieszno im do suszy, czy co? Dziwne rzeczy dzieją się w lesie i ogólnie uczucie dziwności świata miałem w żołądku, oglądając po raz kolejny wysuszone lasy. Noż kurza stopa i koguci dziób! Ileż to w ciągu roku można pisać, że w lasach jest sucho i nie ma grzybów? Chyba zacznę dołączać dopiski do relacji – “Czytelniku – jak chcesz przeczytać, a nie chcesz zasnąć, wypij mocarną kawę albo chluśnij w gardło coś mocniejszego”. ;))
Na jedyny wysypek/pojawek, jaki trafiłem to ten na martwym buku z owocnikami hubiaków. Nie pytajcie gdzie, w jakim lesie, itp. Takie miejscówki należy pieczołowicie trzymać w ryzach tajemnicy przed konkurencją. ;)) Część hubiaków wysuszona, chociaż tu bym akurat suszy nie oskarżał, a raczej kompletny brak życia bukowego trupa i jakichkolwiek soków, którymi huby mogłyby się nażłopać. Widać, że te, co wyrosły najbliżej ściółki, najbardziej napęczniały, czyli tam jeszcze mogły co nieco pochlać. ;))
W przerwie dłubaniny jagodowej, trza było skoczyć w kilka miejsc, nie tyle, żeby znaleźć jakiegoś grzyba, bo wiemy, że nic nie ma, a żeby knagi rozprostować, wyciągnąć nogi (byle nie do przodu), pokręcić łbem, machnąć kończynami górnymi, ziewnąć kilka razy i generalnie dać odpocząć poszczególnym układom ludzkiego organizmu. Przy okazji wrzucić coś na ząb, chociaż nigdy ta sztuka mi się nie udała, bo zawsze trafiam na ząb w liczbie mnogiej. ;))
Mój ciekawski, chociaż nie za długi i raczej zgrabny nos, pozaglądał tu i tam, nawet do wnętrza wypróchniałego drzewa. Ciemne i mroczne, przypominające jaskinię lub czort wie co. Ten leśny “horror” to nic innego jak mała ilość światła i procesy fizyczno-chemiczne zachodzące w butwiejącym pniu. Zawieruszone owady, głównie pająki, czają się pod drzewną “nocą” dnia, wyczekując odurzonej stęchlizną muchy.
Niektóre jagodniki wyschły, głównie te, co im do światła było śpieszno i powychylały się z zagajników i borów na ich skraje. Miejscami pomogli w tym leśnicy, wykonując trzebieże i inne czynności związane z gospodarką leśnymi plantacjami. Ale największa w tym zasługa “wymarzonej” suchej, gorącej i słonecznej pogody, którą – psia kość – kopnął bym w zad tak, żeby zatrzymała się nad Morzem Śródziemnym. Powrót odbył się w przyjemnej i przemiłej atmosferze zbliżającego się lipcowego wieczoru, dość pochmurnego i przyjemnie chłodnego.
Szczyt sezonu jagodowego 2019 za nami. Jeszcze przez kilkadziesiąt godzin (lub kilka tysięcy minut – to brzmi dłużej), będzie znośna pogoda, żeby wykonać parę tysięcy skłonów nad jagodowymi krzewinkami. Na weekend ma powrócić “wspaniała”, gorąca, sucha i słoneczna pogoda. Wtedy to grill, piwko, kiełbaski i disco polo zaczną rządzić, a grzybiarze będą mogli się udać do centrum krwiodawstwa, bo krew ich zaleje. ;)) To żem pożartował sobie. Kto leśnemu dziadowi zabroni? ;))
DARZ GRZYB!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witajcie Towarzyszu Lenart:)
Przyznajcie się te jagody to Wam chyba zbierały miejscowe elfy i krasnoludki. No chyba, że koczowaliście z tydzień pod buczkami:) Ponadto informuję , że nasłana przez Was armia kleszczy została odparta a i również nic nie pomogło nasyłanie nad Bukowinę burz. My się ich nie boimy:) A przecież wiecie, że burza burzą a normę trzeba zawsze wyrobić:)
Darz Grzyb Przyjacielu:)
Serdecznie pozdrawiam.
Darz Grzyb Wojtek! 😉
Zawarłeś w komentarzu kwintesencję partyjnego rozkazu: “bez względu na okoliczności, normę trzeba wyrobić”. ;)) Tylko w ten sposób okazuje się lojalność wobec partii. ;)) Elfy i krasnoludki niestety nie były skłonne do pomocy i ponad 14 godzin okupowałem jagodniki. Na ten rok chyba już wystarczy, chociaż może jeszcze raz skoczę na jagody. Pozdrawiam. 😉
Witajcie Towarzyszu:)
Cóż czytam?! Elfy i krasnoludki odmówiły współpracy? Natychmiast wstrzymać tym leniom patentowanym dzienną rację piwa:)
Wtedy zobaczymy:)
Pozdrawiam
Darz Grzyb
Wstrzymano i ukarano. A one nadal sobie nic z tego nie robią. Poczekamy, aż do ich “zmiękczenia”. Partia jest cierpliwa. 😉