Skip to content
Na północ od Studzianki.
Niedziela, 15 maja 2022 roku, godzina 06:50 stacja kolejowa w Studziance. Pociąg zatrzymuje się tu na żądanie. Żądanie Lenarta, bo kto o tej porze roku wysiada w Studziance, jak jest bardzo sucho i nie ma grzybów? Tylko jeden taki wariat, dla którego maszynista musi zatrzymać pociąg. ;)) Mówię do widzenia pani konduktor i wychodzę na ziemie Borów Dolnośląskich. Cywilizacja pojechała dalej – do Leszna Górnego.
Pociąg znika na horyzoncie, pozostaje tylko stacyjka i tysiące hektarów Borów, które są rozśpiewane wiosennymi koncertami ptaków. Moment, w którym wysiada się w Studziance jest zaczarowany! Przede mną 10 godzin oderwania od rzeczywistości, leśnego oszołomienia i niekończącego się odkrywania mocy Borów!
Najpierw rytuały około-stacyjne, polegające na obejrzeniu rosnących tu starych klonów i lip. Ze wszystkich stron świata słychać ptaki, co chwilę przelatują owady. To jest to! Orkiestra leśna gra poranne hymny, zaraz wyruszę na porywającą wyprawę!
Jej plan zakłada dotarcie do kilku ważnych punktów:
1) Kultowa ławeczka z termometrem,
2) Pomnikowy głaz narzutowy,
3) Cietrzewiowe Wrzosowiska,
4) Kozi Wodopój,
5) Biernatowska Góra,
6) Ukryte oczko wodne,
7) Biernatów,
8) Leszno Górne.
Ależ klimat panuje w porannych Borach! Poranek jest bardzo rześki, fantastyczny i malowniczy. Las budzi się po coraz krótszej nocy do życia, a we mnie wstępuje niepohamowana chęć przejścia po Borach dziesiątki kilometrów!
Odwiedzam pierwsze prawdziwkowe miejscówki. Z góry wiem, że są puste, że jest sucho jak diabli i złamanego kapelusza nie znajdę. Mimo to rozglądam się wokoło i gapię w ściółkę, bo przecież bywały maje, w których za “uszy” wytargałem pierwsze borowiki sosnowe z tych lasów.
Piach, wrzosy, sosny i urokliwa ścieżka do prawdziwkowego raju, jeżeli jest odpowiednia pora i warunki. Teraz wprawdzie borowików nie ma, za to za moment usiądę na leśnym tronie. ;))
(1) KULTOWA ŁAWECZKA Z TERMOMETREM
Tak, dobrze napisałem. To leśny tron! Nie ma tu straży, ociekających złotem komnat, marmurów, barokowego przepychu i klejnotów. Tu jest coś znacznie cenniejszego, poza cywilizacją, znane nielicznym. Tu zasiadają królowie włóczęgostwa, których życiową drogą jest las! ;))
Termometr wskazał 8 stopni C. Orzeźwiająco, kultowo, magicznie! Tak jak zawsze! Ile razy siadałem na tej ławeczce i czyściłem prawdziwki, podgrzybki, koźlarze lub zielonki! Już rozmarzyłem się o sezonie grzybowym. Włączyłem kamerę w aparacie i nagrałem ławeczkę z termometrem. Kultowe, to oczywiste. ;))
Od kultowej ławeczki obieram kierunek na północ. Większość mojej trasy wycieczki przebiegało właśnie w tym kierunku. I kiedy tak szedłem kolejnymi duktami, wrzosami z tysiącami sosnami, wpadłem na pomysł, aby wyprawę nazwać “Na północ od Studzianki”.
Punktem z numerem dwa włóczęgi był głaz narzutowy – jedyny, który został uhonorowany statusem pomnika przyrody na tym terenie. Błękit nieba, zieleń sosen, wszędzie młode pędy. Życie lasu tętni!
Trasa do głazu były długa, wrzosowa, chociaż jeszcze pusta, to i tak natchniona grzybowo. Wyobraźnia pracuje, zamykam na moment oczy, próbuję sobie wyobrazić wysyp grzybów w tych miejscach. Aż ciarki przechodzą. Wsłuchuję się w las.
Właśnie wzdłuż takich ścieżek i obok nich, często kotłują się prawdziwki. Niektóre zakopane mocno w piachu, inne chcą ujrzeć kawałek lasu i przebijają się przez wrzosy.
Jednak nie tym razem. Pęknięcia w ziemi zdradzają ból, którego wielu nie dostrzega, bo wszystko wokół jest piękne i wiosennie zielone. Cierpienie ziemi zaczyna się od braku wody. Później cierpią rośliny i zwierzęta…
Gdzieś na trasie myśliwi postawili ambonę. Wysoką, chociaż młode drzewa rosnące przy niej, próbują ją przerosnąć i zatopić w lesie.
W tej suszy znajduję jakiegoś grzyba. Kompletnie wysuszony, prawie tak twardy jak głaz do którego idę. Czy to mumia rydza? Może. Idę dalej ku głębi Borów.
Przechodzę przez klasykę podgrzybkową, czyli lasy, które są idealne na jesienne czarne łebki. Często z podgrzybkami rosną również prawdziwki. Ponownie rozmyślam, czy jesienią będzie tu bór grzybami darzył?
Las klasycznie podgrzybkowy został przecięty zrębem zupełnym, na którym rośnie nowe pokolenie sosen. Zaraz obok dochodzę do głazu. Przedtem jednak, nagrywam przez moment to, co widzę i słyszę.
(2) POMNIKOWY GŁAZ NARZUTOWY
Głaz jest dobrze widoczny i oznaczony dużą tablicą. Z uwagi na swoje położenie, prawdopodobnie jest jednym z najrzadziej odwiedzanym przez ludzi pomnikiem przyrody nieożywionej, którzy interesują się tego typu obiektami.
W powiecie bolesławieckim bardzo podoba mi się dobre oznakowanie pomników przyrody ożywionej i nieożywionej. Najczęściej widnieją przy nich duże tablice, na których podana jest podstawa prawna powołania danego pomnika przyrody oraz jego nazwa.
Do pełni szczęścia brakuje kilku zdań o konkretnym okazie. W przypadku głazu, słowem nie wspomniano o jego budowie i parametrach oraz o procesach geologicznych, które go tu przytaszczyły.
Szkoda, ponieważ osoba niemająca styczności z pomnikami przyrody, nie będzie wiedziała, co wyróżnia dany obiekt jako szczególny/wyjątkowy. Na samym głazie namalowano jedynie jego współrzędne. Również z CRFOP za wiele się o nim nie dowiemy ( Głaz_narzutowy_w_Przem._Parku_Krajobr. ).
To zdjęcie porównawcze głazu z moim plecakiem. W powiecie bolesławieckim, kilka eratyków zostało powołanych na pomniki przyrody nieożywionej. Na swoim blogu opisał je Marek Łuszczyński, w związku z czym zachęcam do lektury artykułu: http://www.pomniki-przyrody.pl/?p=1575
Po wizycie przy głazie, wciąż podążam na północ i stosunkowo szybko dochodzę do wrzosowej krainy.
(3) CIETRZEWIOWE WRZOSOWISKO
Jest to użytek ekologiczny o powierzchni 457,26 ha, który stanowi siedlisko przyrodnicze i stanowisko rzadkich lub chronionych gatunków. W opisie wartości przyrodniczej użytku wskazano, że mamy tu do czynienia z naturalnymi siedliskami przyrodniczymi oraz stanowiskami chronionych roślin i zwierząt, ich ostojami oraz miejscami rozmnażania lub miejscami sezonowego przebywania.
Podstawowe informacje o Cietrzewiowym Wrzosowisku odnajdziemy w CRFOP: Cietrzewiowe_wrzosowisko. Na jego terenie znajduje się również tajemnicze zagłębienie w ziemi, zwane… Kozim Wodopojem.
(4) KOZI WODOPÓJ
Niestety, wiosenna susza spowodowała, że obecnie jest to wyschnięty Kozi Wodopój. Widać ślady po dzikach i innej zwierzynie, która zapewne przychodziła tu ugasić pragnienie.
W Borach krąży legenda, że kiedyś ganiano tu cała stada kóz, które łapczywie chłeptały wodę z wodopoju. Czasami ponoć można jeszcze usłyszeć ich beczenie. Ja nic nie słyszałem, ale nagrałem filmik z Kozim Wodopojem i może któremuś Czytelnikowi uda się coś zarejestrować podczas jego oglądania. ;))))
W pobliżu Koziego Wodopoju można też odnaleźć ciekawą konstrukcję przypominającą ambonę, ale w takie szerszej wersji, bardziej rozbudowanej w środku.
Po skrajach Cietrzewiowego Wrzosowiska rządzą brzozy z domieszką sosen. Wciąż nie mogę się nasycić błękitem nieba i wiosenną zielenią pod jego sklepieniem. Jestem zauroczony tymi widokami!
Wracam na horyzonty wspaniałego wrzosowiska. Tego klimatu nie jestem w stanie przelać na słowa! To trzeba zobaczyć, przyjechać tu i pobyć sam na sam z przyrodą oraz potęgą Borów Dolnośląskich!
Przechodzę ścieżkami i bardziej zwartymi zadrzewieniami, aby za kilka minut, ponownie wtopić się we wrzosowiska. W sierpniu i na początku września musi tu być jeszcze wspanialej, kiedy wrzosy rozkwitają milionami kwiatów.
Wciąż idę na północ od Studzianki, całkowicie zaślepiony Borami Dolnośląskimi. Marzyłem o takiej wyprawie i sam sobie ją wykombinowałem.
W końcu przeszedłem przez Cietrzewiowe Wrzosowisko, teraz przyszedł czas na bardziej zwarty las. Krzewinki borówek olśniewają wiosenną świeżością. Runo, które niedawno było szare, teraz płynie na zielonym morzu.
Zbliżam się do rezerwatu przyrody “Buczyna Piotrowicka”, ale jest on wyłączony z turystyki, dlatego nie planuję do niego wchodzić.
Za to przypatruję się hydrantom przeciwpożarowym zakotwiczonym na niewielkiej górce. Zagrożenie pożarowe jest znaczne i dlatego podczas wyprawy do lasu, należy zachować szczególną ostrożność.
Obok hydrantów znajduje się tablica informacyjna dotycząca systemu przeciwpożarowego Nadleśnictwa Przemków. Niestety, ziemia w wielu miejscach wygląda tak jak na powyższym zdjęciu. ;((
Bardzo długa droga, którą idę dochodzi do słynnego Szlaku Borowika. Wszędzie otaczają mnie wspaniałe lasy.
Wokół rezerwatu “Buczyna Piotrowicka” zamontowano ogrodzenie. Skręcam w lewo, ponieważ mam już blisko do punktu wyprawy, który oznaczyłem cyfrą numer 5.
(5) BIERNATOWSKA GÓRA
O Biernatowskiej Górze mogę napisać tyle, że znajduje się w lesie i stanowi łagodne wzniesienie terenu na wysokość 155 m n.p.m. Nie znalazłem szerszych informacji na jej temat.
Kto by pomyślał, że na tak równinnym terenie, jakim są Bory Dolnośląskie w Przemkowskim Parku Krajobrazowym, możemy zdobywać szczyty. ;)) Okazuje się, że podobnych wzniesień jest więcej.
Wokół szczytu przeważa suchy bór sosnowy, czyli – z punktu widzenia grzybiarzy – podgrzybkowy.
U jego podnóża rozpościerają się gęste stanowiska borówki czarnej, które są przecięte Szlakiem Borowika. Po prawej stronie Szlaku, cały czas ciągnie się ogrodzenie, gdyż niedaleko zaczyna się zamknięty rezerwat “Buczyna Piotrowicka”.
Przeszedłem ponad kilometr tym Szlakiem i skręciłem w lewo, aby dotrzeć do następnego celu wyprawy. Minąłem kompletnie wysuszony ciek wodny, wokół mocno zarośnięty i dziki. Takie miejsca uwielbiam.
Odkryłem przepiękną polanę, którą nazwałem “Szmaragdową Polaną”. Poza jej wybitną dla mnie wartością duchowo-przyrodniczo-krajobrazową, zachwyciłem się też jej czystością, bez żadnych ludzkich śmieci typu butelki, puszki, reklamówki, itp.
Za polaną uwieczniłem na fotografiach wyrazy artystycznego braku ograniczeń za strony przyrody przy tworzeniu dzieł, na których motywem przewodnim na poszczególnych kadrach jest wyschnięty konar drzewa i grzyb nadrzewny.
(6) UKRYTE OCZKO WODNE
Teraz znajduję się w miejscu, gdzie przepływa strumień o nazwie Nitrzyca, który zasila oczko wodne, przy którym siądę, odpocznę i wysłucham wyjątkowego koncertu. Wody w strumieniu jest mało, sprawia wrażenie stojącej a nie płynącej.
W oczku wodnym widać wiele wodnych roślin (hydrofitów), tworzących całkiem okazały kożuch na tafli okrągłego jeziorka.
Siadłem w wygodnym miejscu, zrobiłem kilka zdjęć i włączyłem kamerę. Przez trzy minuty, żabia orkiestra przygotowywała się i ćwiczyła, aby od czwartej dać wspaniały koncert “orkiestry dętej na rechoty”. Miód na serce i zmysły!
Sześć punktów wyprawy zaliczyłem, teraz zmierzam ponownie do Szlaku Borowika, aby przejść przez jedną z wiosek leżących pośród Borów Dolnośląskich. Zanim tam dotrę, podziwiam kolejne hektary leśnej krainy.
Wiosna tańczy ciepłem, zielenią i radością. Tylko wody za mało, wszędzie jest sucho jak pieprz.
Przed wioską zanurzam się w soczysto-zielonych lasach jagodowych. Przechodząc przez te tereny, krajobrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie.
Jeszcze bliżej Biernatowa, moją uwagę zwraca duża domieszka świerków w drzewostanach, których wcześniej prawie w ogóle nie spotykałem. Natomiast Szlakiem Borowika idzie kot.
(7) BIERNATÓW
Przy Szlaku Borowika postawiono tablicę z napisem Przemkowski Park Krajobrazowy. Wchodzę na teren wsi i podziwiam pięknego rumaka z grzywą heavy-metalowca. ;))
Zapytałem go, czego słucha? Klasyka – odparsknął. Iron Maiden, Deep Purple, Destruction, Nocturnus, Overkill, Slayer, Death, Bathory i wiele innych. ;))
Biernatów leży na terenie woj. lubuskiego. Przywędrowałem do wioski z woj. dolnośląskiego, ponieważ przez tę część Borów Dolnośląskich przebiega granica między województwami. Studzianka należy jeszcze do Dolnego Śląska.
Jakie klimaty panują w Biernatowie? Na przykład takie. Stara wiata na przystanku, przy którym nie zatrzymują się już autobusy. Na posesji numer 10 znajduje się tablica Wojskowego Koła Łowieckiego nr 408 “WILK” w Głogowie. Darz Bór Mości Panowie!
Zwróciłem uwagę na kilka większych drzew, głównie dębów szypułkowych, chociaż jaskrawym wiosennym rodzynkiem okazał się dąb czerwony.
Skrzynki pocztowe, tablica informacyjna, rozległe pastwisko i łąki. Biernatów to moja nowa perełka turystyczna, którą odkryłem. Dobrze, że są takie miejsca, w których nie ma tłumów ludzi i można się swobodnie powłóczyć wte i wewte.
Przy drodze oglądam jakieś ruiny, trzeba dodać, że mocno zarośnięte. Dla mnie to atrakcja. Tu kiedyś mieszkali ludzie, coś się działo, toczyły się ludzkie sprawy. Kalendarz historii zapisał temu miejscu opuszczenie i pustkę. Ich czas właśnie nadszedł.
Dochodzę do końca wsi. Biernatów to miejsce dla ludzi szukających ciszy, spokoju i przede wszystkim kontaktu z przyrodą. STOP! Już więcej nie reklamuję, żeby nie ściągnąć tu tłumów.
Za wsią płynie “Amazonka”, czyli ciek wodny o nazwie Leśny Rów, w którym kolor wody przypomina kolor H2O królowej puszczańskich rzek świata. Tyle, że tam jest on naturalny. A tutaj? Nie wiem.
Minęło 8 godzin wyprawy. Od Szlaku Borowika, zacząłem kierować się na zachód. Przeszedłem przez Biernatów i pozostał mi do zaliczenia ostatni punkt leśnej włóczęgi.
To lasy przed Lesznem Górnym i oczywiście sama stacja PKP, którą postanowiłem sobie obejrzeć dokładniej. Lasy są tu dość mocno przetrzebione przez gospodarkę leśną, tak naprawdę to chyba najmocniej, odkąd przyjeżdżam na te tereny od 2000 roku.
(8) LESZNO GÓRNE
Do przyjazdu pociągu miałem 40 minut. Budynek stacyjny został wyludniony i opuszczony. Popada w ruinę. Wybite okna zabito dechami i kartonami.
Zawsze zastanawia mnie ten “fenomen” bez szyb w opuszczonych obiektach. Muszą zostać wybite lub rozkradzione, jakby od tego zależał status ruiny. Ludzie to jednak dziwne stworzenia.
Przy stacji znajduje się też budynek WC, również zaniedbany i opuszczony, tak, jakby współcześni ludzie nie musieli korzystać z toalety. Może niedługo ktoś wymyśli @-klozety? ;))
Historia ludzi żyjących przy torach idzie w zapomnienie. Skrywa się we wnętrzu budynku. Póki obiekt jeszcze stoi, póki można wejść do środka i coś zobaczyć.
Nie ogrzejemy się już przy piecu, nie usiądziemy przy stole, słuchając opowieści gospodarzy o tłumach grzybiarzy wysiadających na stacji w Lesznie Górnym i klimatach płynących z Borów Dolnośląskich.
Zawiadowca nie wyjdzie pozdrowić maszynisty, kasjer nie sprzeda nam biletów. Teraz z konduktorów zrobili kolejowych “mak gajwerów”, którzy sprzedają bilety, przestrzegają godziny odjazdu pociągu na stacjach, pilnują wszystkiego i wszystkich, chociaż często nie wiedzą, w co ręce włożyć.
Na łożu przemijania, zapomnienie i upływ czasu leniwie przeciągają się, aby w przyszłości zasypać gruzem raz na zawsze historię budynku i jej mieszkańców. Smutno się zrobiło i dwie flaszki się wypiło. Oczywiście to nie ja. Ktoś tu był przede mną i wypił. ;))
Największe wrażenie zrobił na mnie malunek drzewa “wisielców” na tapecie. Człowiek, który go wykonał, ujął istotę tego miejsca, przekazał perfekcyjnie jego atmosferę. Kimkolwiek jest, pozdrawiam go za to dzieło!
10 godzin długiej wyprawy przeszedł do historii. Mam nadzieję, że udało mi się chociaż w niewielkim stopniu pokazać i opisać szczyptę czaru Borów Dolnośląskich, jaki rozciąga się na północ od Studzianki. Wkrótce przyjdzie czas, aby powtórzyć wyprawę, tyle, że na południe od Studzianki.
DARZ GRZYB! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies