Skip to content
Piękno październikowego lasu cz. 2 i ostatnia wycieczka na grzyby.
24 października 2015 roku. Ostatnia w tym sezonie, regularna wycieczka do gminy Międzybórz na grzyby. Wycieczkę, rozpocząłem równo ze świtem. Nakręcony ostatnimi (a właściwie pierwszymi) tej jesieni, większymi opadami deszczu, wystartowałem z Międzyborza, aby podziwiać fenomenalny spektakl jesiennego lasu i zajrzeć do mikologicznego świata, mającego swoją siedzibę, głównie w leśnym runie. Po raz pierwszy od maja, wilgotność ściółki jest na zadowalającym poziomie. Jednak do wyrównania deficytu wód gruntowych, jest jeszcze bardzo daleka droga. Wiele oczek wodnych, strumyków, bagien, można przejść suchą stopą.
Zacząłem sprawdzać miejscówki na wszelkie gatunki grzybów, które zbieram. Najpierw na prawdziwki, zielonki, koźlarze i kanie. Efekt – 1 dorodna kania i nic. Następnie obejrzałem kolejne tereny, idealne na wyżej wymienione gatunki oraz na podgrzybki, rydze, boczniaki, gniewusy (tj. borowiki ceglastopore) i maślaki. Zero. ;(( Minęła godzina i 20 minut, zanim obejrzałem sporo terenów wokół Międzyborza. W koszyku, nadal tylko poranna kania. Chwila zastanowienia. Pomyślałem – na skrajach lasu nie ma grzybów, pewnie “poszły” w las. Obrałem kierunek na stare bory sosnowe. Zanim się dobrze rozpędziłem, patrzę – są! Podgrzybki – w ilości 18 sztuk. Nadających się do wzięcia – 10. Reszta to starzy, grzybowi weterani, wymęczeni przez suszę, dający się ponieść żywiołowi pleśni i towarzystwa larwalnego. Młodzieży brak. Kilka przejść wokół tego zacnego zgromadzenia i efekt zerowy.
Kolejne, 2 km ciągłego marszu po borach i ponownie nic. Po drodze, krótkie przystanki w celach fotograficznych, gdy coś wyjątkowego, wpadło mi w oko. A było tego sporo. 😉 Bór kończy się, ale zaczynają się moje ulubione, ukryte i mieniące się złotem, kolejne miejscówki. Daleko od szosy, rzadko odwiedzane przez kogokolwiek, trochę zdziczałe i miejscami ciężkie do przejścia. Takie miejsca, lubię najbardziej. Poza muchomorami czerwonymi i nielicznymi olszówkami, ciąg dalszy „nicości” grzybowej. Jest kiepsko. Ale nie poddaję się. Przede mną jeszcze wiele godzin. Wkraczam na tereny „pastwiskowe”, objawiające się pod postacią pól i łąk oraz sporadycznych zadrzewień. To idealne miejsca na kanie. Pojawia się nadzieja. Niestety tylko w głowie. W realu – nadzieja pryska jak czar, po raz kolejny nic.
Chwila zadumy nad całą sytuacją. Wnioski nasuwają się dwa. Po pierwsze, zaczęło padać dopiero od 14 października, zatem minęło tylko 10 dni od opadów. Jest za wcześnie na wysyp. Okres od zakończenia suszy do wzrostu grzybów, wynosi minimum 2-3 tygodnie. Po drugie, jest już jednak za późno, deszcze przyszły po terminie i tak, jak w 2009 roku, pomimo późnojesiennej wilgoci, grzybnia się „wkurzyła” i powiedziała stop. ;)) W głowie, wykluwa się konkluzja (wniosek) numer 3. Deszcze nie pobudziły nawet wielu gatunków grzybów niejadalnych i trujących, których w tym sezonie nie było i już nie będzie. Tylko muchomory czerwone, lisówki pomarańczowe, tudzież tęgoskóry i olszówki, chcą nadrobić stracony sezon i jeszcze wykluwają się ze ściółki.
Wątpliwości wszelakie, mniejsze i większe, zostały rozwiane. Na wysyp grzybów na Wzgórzach Twardogórskich, w tym roku już nie ma co liczyć. To, co jeszcze można znaleźć, to skrajnie detaliczna, posezonowa wyprzedaż runa leśnego, która z uwagi na kiepską jakość, powinna pozostać w lesie.
Brak grzybów, rekompensuje mi wspaniała pogoda, wyjątkowy spektakl jesiennych barw liści i leśnych zapachów. Po drodze, spotykam kilka saren, zajęcy, stadko dzików i dwa lisy. Na polach tańczą bażanty, nad głową latają jastrzębie, co jakiś czas pikując po zdobycz. Do tego przeloty dzikich gęsi, pukanie dzięciołów w drzewa i mnóstwo innych atrakcji. Czas leci bardzo szybko i przyjemnie. Mój “wytrzaskany” we wszystkie strony i w różnych pogodowo warunkach, aparat fotograficzny, wykonuje tytaniczną pracę. Posłusznie pstryka zdjęcia za cenę “jedzenia” pod postacią naładowanego akumulatora. ;))
Po godz. 16, przychodzę na stację, spotykam 4 narwańców, podobnych do mnie, w szampańskim nastroju i z pustymi koszykami. Szukają pozytywów a nie negatywów. Po pierwsze, nie ma grzybów, nie będzie roboty w domu. Po drugie, chodziło się lekko bo pusto w koszu i nie boli kręgosłup od schylania. Po trzecie pogoda dopisała. Po czwarte wreszcie, nie zgubili się i na czas wrócili na pociąg. Do tego wszystkiego piękny, jesienny las i mnóstwo atrakcji przyrodniczych.
W pędzie dnia codziennego, z mnóstwem obowiązków na głowie, tych służbowych i tych prywatnych, bardzo często zapominamy, że żyjemy na pograniczu dwóch światów. Tego “miastowego” i tego leśnego. Ten sam czas, płynie inaczej tu i tam. W mieście gnamy przed siebie, ciągle śpieszymy się, narzekamy i wiecznie czegoś nam brakuje. A las koi i goi, wzmacnia ducha, wyostrza zmysły. Relaksuje i odpręża. Przed milionami lat, zeszliśmy z drzewa. Tam są nasze korzenie, o których zapominamy. Weekendy, coraz częściej, spędzamy w “molochach dobrobytu”, typu Mc Donald’s, w galeriach handlowych i supermarketach. Bardziej “wrażliwi”, wybierają golonkę, piwo, ognisko i grilla na działce. Po takim “wspaniałym” weekendzie, wracamy do kociołka obowiązków…
Każdy ma wybór…
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Niektóre zdjęcia piękne! Najbardziej podoba mi się to z ujęciem wierzchołków z liśćmi w trzech kolorach: zielonym, żółtym, czerwonym.
Mówi się, że coś rośnie, jak grzyby po deszczu. Deszcz był, ale też są chłodne noce. Może to one są powodem tego zastoju? Trafne refleksje w ostatnim akapicie.
Dziękuję Tomku za miłe słowa. Sesja zdjęciowa udana. Pomogła mi prawie bezchmurna aura, reszta była w moich rękach i w aparacie fotograficznym. 😉 Uważam, że deszcze przyszły za późno. Noce są już zimne, do tego dochodzi naturalny, postępujący proces jesieni, który jakby “zatrzymuje” wzrost owocników. Myślę, że w tym roku, w świecie grzybów na Wzgórzach Twardogórskich już nic spektakularnego się nie wydarzy. Tymczasem na wschodzie Polski i punktowo w innych regionach, sezon jeszcze trwa w najlepsze.