Skip to content
Początek sezonu jagodowego.
Zbiory jagód czas zacząć. Z pędzącego pociągu relacji Wrocław Główny – Ostrów Wielkopolski zacząłem spoglądać na Księżyc zmierzający do lipcowego nowiu i zastanawiałem się, co zobaczę w Bukowinie? Pociąg przyjechał punktualnie, zatem z samego rana wysiadłem na małej stacyjce na której zatruto i perfidnie zniszczono najpiękniejsze jej ozdoby, czyli klona Bukowianina i towarzyszącą mu lipę. Drzewa umierają i nie ma szansy na ich odratowanie. Bukowina już na zawsze będzie inna, straciła coś bezpowrotnie.
Koniec czerwca, błękit nieba, coraz wyższe zboża, cisza przerywana na moment przez pędzący pociąg lub dźwięki wydobywające się z wnętrza wioski. Czasami przyjemny zapach docierający z pobliskiej chlewni. ;)) Swojskie, bukowińskie klimaty. Gdy to wszystko ujrzałem, nabrałem wielkiej ochoty na spacer po bukowińskiej ziemi i jakoś nieśpiesznie było mi na jagody.
Plan wycieczki został szybko skorygowany. Postanowiłem, że około 1,5 godziny poświęcę na szwendanie się tu i ówdzie, a później pójdę w siną dal, która jawi się w barwach fioletowo-jagodowych. I tradycyjnie nie za bardzo wiedziałem, w którym podążyć kierunku, ponieważ zawsze mam do wyboru cztery strony świata, a mogę wybrać tylko jedną z nich. Decyzja zapadła szybko i po kilku minutach znalazłem się w lesie.
Spotkałem tego jegomościa idącego lekkim, dość wolnym i chwiejnym krokiem. Zagadał do mnie – “Panie są grzyby”? Odpowiedziałem, że nie wiem, bo dopiero wszedłem do lasu, ale sprawdzę, a później idę na jagody. Po chwili zastanowienia odpowiedział, że “grzyby będą w sierpniu a jagody już są”. A gdzie to tak zabalowałeś Panie – zapytałem? Jegomość odpowiedział, że idzie się wyspać to może sobie przypomni bo teraz mało co pamięta. ;)) Czyli impreza udała się i była mocno procentowa. Zdarza się. ;))
To była pierwsza i ostatnia osoba, którą spotkałem w tym dniu w lesie. Zacząłem chodzić skrajami lasów, sprawdzać kilka miejscówek grzybowych, chociaż wiedziałem, że z grzybowego punktu widzenia to jest raczej kiepsko i nie zapowiada się, że coś znajdę. Ostatnio było za gorąco, zrobiło się też dość sucho, pomimo, że coś tam popadało w między czasie.
Oddaliłem się w miejsca, które napełniają człowieka wykwintnym spokojem, ciepłem i pięknem. Pola, łąki, lasy, niewielkie wzniesienia i punkty widokowe. To wszystko można zobaczyć w bukowińskich i okolicznych lasach. Chwyciłem za aparat fotograficzny i zacząłem łapać magiczne chwile z końcówki czerwca do obiektywu.
W tej, wydawałoby się że leniwej, prawie nieruchomej enklawie toczy się liczne życie. Wystarczy zwolnić tempo wycieczki, wsłuchać się i przypatrzeć, a otworzy się nam nieskończone bogactwo dźwięków i przyrodniczego ruchu, począwszy od mrówek, a kończąc na krukach i szybujących ptakach drapieżnych.
SAMOTNA GRUSZA
Odwiedzam starą, dobrą znajomą. Znamy się kilkadziesiąt lat. Niekwestionowana ascetka tego terenu. Podczas, gdy inne drzewa żyją wśród swoich, wspierają się wzajemnie, chronią przed wiatrem i łagodzą męczący upał, ona dumnie rośnie przy polnej drodze, wśród trawy i zbóż. Samotna w tłumie, ale szczęśliwa i urocza.
Czy rzeczywiście jest taka samotna? Kiedy podejdzie się do niej blisko, okazuje się, że z tą samotnością nie jest tak do końca. Ile ptaków siedzi w gęstwinie jej pędów? Ile pająków krząta się i buduje sieci w gałęziach? Ile wszelkich drobnych żyjątek znajduje ukojenie i spokój pod jej koroną? Nawet zapracowane mrówki wędrują przy jej pniu, ciągle coś taszcząc ze sobą lub czegoś szukając. Bywaj zdrów polna gruszko i do kolejnego zobaczenia!
ZBOŻE
Po (nie)samotnej gruszce przyszedł czas na zboże. Nasze urzekające, dobre, wiejskie, rolnicze klimaty. Ci, co siedzą w miastach non stop, nie czują tej radości, wolności, piękna i wspaniałości, którą można odnaleźć niby w tak prostym pejzażu, jakim są łany zbóż. Dlatego od czasu do czasu warto wybrać się na wieś, zwłaszcza taką, gdzie jeszcze tli się duch szacunku i przywiązania do świętości ziemi, która karmi człowieka.
Zachwycam się harmonią tego miejsca. Co roku rośnie tu zboże, w oddali widać wzgórza i lasy. W każdym sezonie przychodzę tutaj pod koniec czerwca lub na początku lipca. To miejsce ma dla mnie magiczny, wręcz święty wymiar. Nie trzeba nic dopowiadać. Wystarczy przyjść i usiąść.
Za zbożami podążam obok łąki, obecnie mocno porośniętej. Słońce wciąż nie rozjaśniło terenów pełnią blasku, za to zaczęło przybywać chmur pierzastych, które uczyniły polno-leśną krainę jeszcze bardziej malowniczą.
Pośród zbóż wyrastają kwiaty, co natychmiast wykorzystują owady zapylające, żerujące, odpoczywające i inne. Tyle mają do dyspozycji zboża naokoło, a jednak wybierają polne kwiecie wysiane spontanicznie, dla niech pewnie jest najlepsze w świecie.
Pomału żegnam się z polami i łąkami. Podążam skrajami lasów, rozglądam się przy okazji za grzybami, ale to jeszcze nie ich pora. Ani psiaka, ani bedłki, ani hubana, choćbym chodził do samego rana.
Trafił kos na kamień, ale na szczęście się nie przewrócił. ;)) Miejsce na prawdziwki świeci jeszcze bezgrzybiem i pustką. Nawet, jak nic nie ma, zawsze czuję tu przypływ grzybowych endorfin, bo wiem, jakie wspaniałe grzyby można tu znaleźć. Trzeba tylko na nie trafić w odpowiednim czasie.
Chciałoby się znaleźć choć jednego jedynego, aby nacieszyć się nim przez całą wycieczkę. Jednak prawdziwki, tak, jak i większość grzybów to niezależne oraz niepodporządkowane życzeniom czy prośbie grzybiarzy organizmy, które same decydują, kiedy wyjść ze ściółki.
Im dalej w las tym więcej piachu i sosen. Zbliżał się czas rozpoczęcia zbioru jagód. Wiosna 2021 była zimna, pochmurna i całkiem wilgotna. Jak te warunki przełożyły się na jagody? Za kilka minut miałem uzyskać wstępną odpowiedź na te pytania.
JAGODY
Na pewno sezon się nieco spóźnił, ponieważ w połowie miesiąca jagód jeszcze nie było. Regułą na bukowińskiej ziemi jest to, że dojrzewające jagody powinny pojawić się w połowie czerwca. W tym roku było trochę za zimno i owoce nie dojrzały w tym czasie. Ale to nic nie szkodzi. Zaczęły się teraz, pod koniec czerwca.
Na razie nie ma ich jeszcze dużo i przeważają owoce w małych rozmiarach, ale miejscami można już spotkać te w najbardziej pożądanej wielkości, które znacznie szybciej się zbiera. Póki co, trzeba trochę połazić po lesie i poszukać odpowiedniego stanowiska z większymi jagodami. Niemniej z każdym dniem powinno być lepiej.
Za to można zachwycać się głębią zieleni krzaczków jagodowych, na szczęście nie wypalonych przez suszę i upały, jak to miało miejsce np. w 2018 i 2019 roku, nie wspominając już roku 2015, w którym jagodniki dosłownie wyschły na wiór i w sierpniu wyglądały tak, jak normalnie wyglądają w listopadzie.
Przydałby się porządny opad deszczu i ciepła, ale nie upalna pogoda, aby jagody nabrały tężyzny i turgoru. Sezon dopiero startuje, a zatem największej obfitości jagód spodziewam się około połowy lipca. Zaczynają też dojrzewać maliny, kwitną jeżyny i lipy. Lato na dobre zagościło w bukowińskiej krainie.
Pierwsze zbiory cieszą niezmiernie, chociaż zakwasy na stawach i kręgosłupie czuję jeszcze do dzisiaj. Przy drugim i następnym podejściu do skubaniny jagodowej powinno być łagodniej i mniej boleśnie. Po zakończeniu ceremonii jagodo-zbierania pozostało mi jeszcze przejść przez pozostałe części lasu.
Łudziłem się, że znajdę pierwszego kapelusznika w tym roku albo garstkę kurek, jednak las rozwiał wszelkie wątpliwości. Na pierwsze grzyby muszę jeszcze trochę poczekać. Może nawet do sierpnia albo do września. Mniejsza z tym. Dla mnie ważne jest tylko to, żeby sezon jesienny był obfity i o czasie.
Za to na leśnym parkingu znalazłem… telefon. Kto go tam zostawił i po co? Nie mam pojęcia. Nie działał (w środku nie miał baterii), niemniej mógł być sprawny. Nie wziąłem go, za to uwieczniłem na zdjęciu jako jedno z najbardziej oryginalnych znalezisk w lesie w ostatnich latach.
Przy leśnych drogach można spotkać dojrzewające wiśnie – zdziczałe, będące pozostałością po po dawnych sadach lub ogrodach. W smaku trochę cierpkie, kwaskowate, ale owadów to nie odstrasza. Siadają, próbują, smakują i delektują się chwilami owocowej uczty, która trwa zaledwie kilka tygodni w roku.
Opóźnienie w wegetacji, które było widoczne w kwietniu i maju praktycznie zatarło się. Przyroda nadrobiła zaległości, czemu sprzyja w przewadze ciepła lub gorąca czerwcowa pogoda.
W bukowińskich lasach rozpoczęło się zielone święto. Lato w pełni. Radosna atmosfera przenika przyrodę w zwierciadle bijącego z niej piękna i przepychu, które jeszcze 2 miesiące temu było szare, bezlistne i ubogie. Przeznaczenie i czas kierują tym wszystkim, ciągłą przemianą, nieskończonością i odwieczną tajemnicą różnorodności życia.
Rozpoczął się lipiec i czas planować następne wycieczki na jagody. Na grzyby – przynajmniej na Wzgórzach Twardogórskich trzeba spokojnie czekać. Prognozy pogody wskazują na kolejne, silne ocieplenie, które nie będzie sprzyjać kapeluszowym braciom.
Za to obecnie – przy najdłuższych dniach w roku, można podziwiać las w świetle dnia od bardzo wczesnych godzin porannych do późnego wieczora. Wkrótce ponownie pojadę do Bukowiny – zaczarowanej letnią, zieloną szatą krainy. Darz Grzyb!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Jagodowe eldorado ,a potem prawdziwkowy raj
Zobaczymy, jak ukształtuje się pogoda i czy będzie sprzyjać prawdziwkom. Ale bądźmy dobrej myśli. Pozdrawiam. 😉
Cześć Paweł
Jakże wszystko byłoby piękne, gdyby nie ten “dysonans” o którym wspomniałeś na początku.
Piękno natury kontra jakaś bezmózgowa ludzka istota… :-(((
Ale mimo wszystko gratuluję jagodowych zbiorów!
Pozdrawiam
Za kilka dni w końcu opiszę szerzej tę bulwersującą sytuację.
Witam Towarzysza Pawła:)
Pozostaje sprawdzić Wasze doniesienia w terenie:) A w szczególności czy znowu nie gnębiliście elfów i krasnoludków, groźbami wstrzymania dziennej racji piwa w przypadku nie wykonania normy zbioru jagód:):):)
Serdecznie pozdrawiam
Darz Grzyb!
no jakoś trzeba było ich zmobilizować, a brak racji piwa byłby dla nich bardzo dotkliwy, zatem pracowały ciężko i szybko. 😉