Skip to content
Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz.
Część 1: MAJ-LIPIEC 2021.
Przyszedł czas na podsumowanie tegorocznego sezonu grzybowego w gminie Międzybórz. Jak to najczęściej bywało przy okazji sporządzania podsumowań w poprzednich sezonach, podzieliłem je na dwie części. Pierwsza część obejmuje miesiące maj-lipiec, druga – miesiące sierpień-październik. Na podsumowanie 2021 nie załapał się listopad, ponieważ wraz z końcem października można było oficjalnie stwierdzić, że nic spektakularnego z grzybowego punktu widzenia już się nie wydarzy i – jak las oraz czas pokazały – rzeczywiście nic się nie wydarzyło. Zanim jednak oficjalnie rozpocząłem Tour De Las & Grzyb 2021, warto wrócić na moment do zimy, która kilka razy w miesiącach styczeń-luty przekształciła Wzgórza Twardogórskie i jej zielone serce – Bukowinę Sycowską w krainę śniegu i lodu.
∗ ZANIM ROZPOCZĄŁ SIĘ SEZON ∗
Dość długo musiałem poczekać, aby złapać do obiektywu zimę w Bukowinie. Ostatni raz udało mi się w marcu 2018 roku. Tym razem zima przyszła o czasie. Wprawdzie grudzień zapisał się ciepło i bezśnieżnie, ale jak rozpędził się styczeń to wreszcie zima przypomniała sobie, że na tej szerokości geograficznej ma zarezerwowanych dla siebie kilkanaście tygodni. Bukowina przeobraziła się w bajkę, a ja – nie patrząc na kilkanaście stopni mrozu – wysiadłem na bukowińskiej stacyjce i od razy wpadłem w trans.
Trans podziwiania i fotografowania. Miałem tylko obawę, czy akumulatory Olympusa dadzą radę pracować przez prawie 8 godzin w ujemnych temperaturach oraz czy sam aparat nie zbuntuje się. Na szczęście sprzęt sprawdził się świetnie, a ja mogłem nachapać się zimy do woli. Wyruszyłem więc klasyczną drogą od stacji ku chlewni, przecinając drogę na Wydzierno, a następnie cofając się i skręcają w aleję lipową.
Ścieżki, którymi podążają mieszkańcy Bukowiny i przyjezdni ludzie pokryły się białym puchem. Śnieg wyciszył i wytłumił wiejskie dźwięki dochodzące z domków. Nawet samochody było słychać o wiele ciszej. Byłem przekonany, że ten czar to dopiero początek rytuału śnieżno-białej magii, która z całą swoją mocą wypłynie na moje zmysły po wejściu do lasu.
Tak też się stało. Kiedy przeszedłem przez błyszczące wrota śnieżnej bieli, Bukowińska Baśń o Królowej Zimie otworzyła przede mną magiczne kadry, szepcząc mi chłodnym głosem do ucha – patrz, fotografuj, a później opisz cud, który właśnie będziesz oglądał przez kilka godzin. Chwyciłem też za drugi aparat ze stabilizacją obrazu, aby nagrać na filmie i pokazać arcydzieło Królowej Zimy: https://drive.google.com/drive/folders/1VpocKUx_SChZJjHanrdGArjIh77vwU2M
Z uwagi na wolny marsz wycieczki (w śniegu nie da się iść równie szybko, jak po drogach wolnych od grubej warstwy białej kołderki) oraz przez ciągłe zatrzymywanie się w celu uchwycenia do aparatu czegoś piękniejszego od pięknego, musiałem tak wycieczkę zaplanować, żeby zdążyć na pociąg powrotny o godz. 17:30. Jak się później okazało – nie było to łatwe zadanie.
Postanowiłem pójść na Golę Wielką i tam za potężną lipą “Baśniową Staruszką” wyruszyć w kierunku do tunelu pod torami, a następnie drogami przejść do Królewskiej Woli i wyjść na stację od strony południowej. Jednak czas w tej odświętnej atmosferze zimowego lasu uciekł mi tak szybko, że z Królewskiej Woli nic nie wyszło i musiałem ratować się przed spóźnieniem na pociąg marszem na stację wzdłuż torów kolejowych. ;))
Siarczysty mróz przy bezchmurnym niebie w zaśnieżonych lasach był kwintesencją styczniowej, surowej aury. Dało się wyczuć dużą różnicę temperatur na stanowiskach słonecznych i zacienionych, w których mróz mocno szczypał w uszy i nos. Takiej zimy mi trzeba było i mam nadzieję, że podczas zimy 2021/2022 ujrzę podobne, czarujące widoki w bukowińskich lasach: https://drive.google.com/drive/folders/1OqAxc3JU5GABySxeyNIOzZFDhXWleRq5
Na Goli Wielkiej podziwiam, m.in. obsypane śniegiem drzewka owocowe, a także piękny rozłożysty dąb szypułkowy “Golanin” oraz sąsiadującego z nim dębowego brata, którzy stoją na straży wejścia do rezerwatu Gola. Ludzie siedzieli w domkach i pewnie przyglądali się “temu wariatowi, któremu zima niestraszna i wciąż łazi po naszych lasach”. ;))
Zimowa sceneria zatraca mnie całkowicie. Jestem wyłączony ze wszystkiego, liczy się tylko to, co widzę. Wędruję do drugiej części Goli Wielkiej przez bardzo urokliwą drogę, z jednej strony obsadzoną brzozową alejką, z drugiej strony sosnami i świerkami. Młode buczyny “wydają” na świat zimowe kwiaty.
Za Golą ponownie wchodzę w głębię tych pięknych lasów. Słońce wędruje nisko nad horyzontem, w lesie zaczynają się dwie złote godziny, podczas której barwy promieni słonecznych rozpraszają swoją urzekającą głębię na drzewa pokryte białym złotem. Jeszcze raz nagrywam spontaniczny film z lodowatego podmuchu arktycznego piękna: https://drive.google.com/drive/folders/1TI_YI5503INBlILiko2a-A_9Dn3gC0U3
Cały czas towarzyszy mi Królowa Zima, dzięki której powstaje spontaniczna baśń i którą publikuję kilka dni po magicznej wyprawie: http://server962300.nazwa.pl/bukowinska-basn-o-krolowej-zimie.html. Dochodzę do torów kolejowych i już wiem, że bez przejścia na stację na skróty po torach, nie mam szansy zdążyć na pociąg. Z zachowaniem wszelkiej ostrożności rozpoczynam ostatni etap wycieczki.
Podziwiam “rogalik” Księżyca i zasypiającą w zimowym natchnieniu Bukowinę. Ogromne wrażenie sprawiają przeloty tysięcy dzikich gęsi, których klucze wydają się nie mieć końca. Szybko zapada zmrok i zanim dojdę do stacji, noc stanowczo rozpościera skrzydła ciemności. Temperatura jeszcze bardziej się obniża.
Na stację przychodzę już w całkowitych ciemnościach. Śnieżna i mroźna zima przychodziła w tym roku do Bukowiny kilka razy na przemian z okresami odwilży. Jednak ta styczniowa była dla mnie najcenniejsza, gdyż wtedy dni były najkrótsze, dzięki czemu można było delektować się jej jeszcze bardziej surowym/mrocznym obliczem.
♦ MAJ ♦
Właściwy, czy też zasadniczy sezon rozpocząłem 8 maja. Po raz pierwszy od 1988 roku nie zakwitł bez przy płocie na bukowińskiej stacji, ponieważ został wycięty. Na koniec wycieczki inaugurującej sezon, ze zgrozą odkryłem odwierty zrobione w szyi korzeniowej klona Bukowianina, który został otruty przez wyjątkowo perfidnych oprawców. To samo zrobili stację dalej w Międzyborzu Sycowskim z czterema klonami jaworami. Poza tym okropnym incydentem, sama wyprawa zapisała się wiosennym szaleństwem i natchnieniem bukowińskich lasów.
Maj był miesiącem, w którym pojawiła się szansa na pierwsze grzyby, zwłaszcza tak lubiące majowe wypryski w tych lasach koźlarze pomarańczowożółte. Opady były na bardzo przyzwoitym poziomie, przekraczając normę dla okresu referencyjnego 1991-2020. Tyle, że był jeden czynnik, który mógł spowodować bunt pierwszych grzybów. Tym czynnikiem była opóźniona wiosna. Kwiecień był zimny, a i początek maja nie należał do zbyt ciepłych.
Zresztą nawet w najlepszych grzybowo majach na Wzgórzach Twardogórskich, pierwsze grzyby rurkowe zawsze pojawiały się mniej więcej dopiero w okolicach połowy miesiąca lub nieco później. Wyjątkiem były maślaki zwyczajne znalezione przeze mnie 1 maja 2014 roku. Podczas pierwszej grzybowej wycieczki w tym roku nie łudziłem się, że znajdę jakiegoś rurkowca, ale nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził wielu stanowisk grzybowych i nie odpowiedział sobie na dręczące głowę grzybowe dylematy. ;))
Największe opady w maju skumulowały się w gminie Międzybórz w pierwszej połowie miesiąca, przechodząc w kilku porcjach, chociaż niektóre z nich stanowiły już tylko resztki z frontów, które główną zawartość upuściły na południowo-zachodnich krańcach województwa dolnośląskiego. Mimo to na początek sezonu z wilgotnością ściółki było bardzo przyzwoicie.
Większe opady przeszły też m.in. w dniach 17/18 maja, ale głównie w wąskim pasie od południa kraju ku północy. Gmina Międzybórz niewiele otrzymała z tego wydajnego i jednocześnie wąskiego pasa opadowego. Kiedy z rana wysiadłem z pociągu w Bukowinie, w powietrzu unosił się wiosenny wiatr delikatności i świeżości, który rozproszył się czule nad lasami.
Można napisać, że chłodny kwiecień ostudził zapędy szybkiej wegetacji i początek maja wyglądał tak, jak powinien wyglądać początek maja. ;)) Na początku maja 2018 roku, po rekordowo ciepłym kwietniu i kontynuacji tego ciepła w maju, stan wegetacji był bardziej zbliżony do czerwca niż do początku maja.
W tym roku duża wilgotność, ale jednocześnie trzymające w ryzach wegetację umiarkowane temperatury sprawiły, że można było delektować się wiosną przez kilka tygodni, a nie jej przejściem do lata w 1-2 tygodnie. Wycieczka inaugurująca Tour De Las & Grzyb ma dla mnie bardzo ważne znaczenie.
Stanowi ona całodniową wyprawę, podczas której staram się odwiedzić maksymalną ilość miejsc i lasów, aby zrobić ogólne oględziny terenu. Nie chodzi tylko o sprawdzenie, czy pierwszy grzyb wychylił się ze ściółki. Zależy mi również na obejrzeniu lasów po zimie, sprawdzeniu, gdzie dokonano trzebieży i zrębu całkowitego, a gdzie odnowiono las i wykonano inne prace związane z gospodarką lasów.
Jednak najważniejsza jest wiosenna uczta, na której las oferuje fenomenalne barwy soczystej zieleni, tysiące kwitnących kwiatów i setki ptasich koncertów. Las za pan brat z wiatrem dyrygują leśną orkiestrą, cały czas zmieniają natężenia dźwięków i barw, ich skalę, intensywność i ekspresję.
W maju zaczynają kwitnąć jagody. Bardzo delikatne kwiaty odwiedzane są przez owady zapylające, aby po połowie czerwca mogły się przeobrazić się w ciepłych promieniach Słońca w najcenniejsze i najsmaczniejsze leśne skarby letnich klimatów.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, podczas wyprawy inaugurującej sezon znajduję typowo wiosenne grzyby – piestrzenice kasztanowate, które najczęściej spotyka się w marcu i kwietniu. Ja tu o koźlarzach myślałem, a tymczasem las dopiero co wydał na świat “babie uszy” – to jedna z potocznych nazw piestrzenicy.
Z majowych grzybów znajduję właściwie tylko czernidłaki błyszczące, inne gatunki śpią w najlepsze. Piestrzenice dają mi wyraźny sygnał – Paweł, wegetacja jest o kilka tygodni w plecy i o pierwszych rurkowcach należy zapomnieć co najmniej do czerwca.
Oczywiście i tak muszę przejść przez “swoje” rewiry i tereny, głową zarzucić tu i tam, wejść w miejsca, do których raczej nikt nie zagląda, zwłaszcza o tej porze roku, podeptać ścieżki, dróżki, dukty, wśliznąć się w młodniki, zahaczyć o sosnowe bory i magnetyczne buczyny.
Las wciąga mnie w swoje zielone przestrzenie, wiosna śpiewa tysiącami ptasich gardeł, a ja postanawiam nagrać filmy ku chwale Bukowiny i jej lasów. Otacza mnie zielona magia lasu po wiosennym przebudzeniu. W takich chwilach zawsze sobie myślę, że bez względu na trudności życia, jakoś to będzie, dopóki jest las i można podziwiać w nim takie cuda: https://drive.google.com/drive/folders/16SZWTZCrBqfhDxRCge0g4nfHIn-q6lgX
Niewinność, delikatność i czułość. Te trzy siostry charakteryzują wiosenną odsłonę lasu. Krwiopijcy spod znaku komarów, bąków i strzyżaków nie zdołały się jeszcze rozmnożyć i wyfrunąć na polowanie, a więc można po lesie chodzić ze stoickim spokojem i smakować go w każdym calu.
Gdy Słońce wychyla się zza chmur pojawia się czwarta siostra, której na imię jaskrawość. Ten coroczny wiosenny taniec jest magiczny i jednocześnie bardzo ulotny, szybko przemijający, podobnie jak letnia gęstwina i kolorowa kołysanka październikowej szaty lasu.
Człowiek nałapie do obiektywu setki kadrów wiosennej delikatności lasu, a później, kiedy nadchodzą ponure listopadowe, grudniowe i styczniowe dni, tęskni za tymi widokami i z niecierpliwością czeka na nową wiosnę i nowe życie, które w niej wybuchnie w kwietniu i maju: https://drive.google.com/drive/folders/1bz4vpkJFT7n_LM_Ep6ea7-Gyp0E4ZPom
Podczas wyprawy rozpoczynającej sezon dochodzi południe. Słońce grzeje mocniej, chociaż w cieniu jest rześko, chwilami mocniej wieje zimniejszy wiatr. W powietrzu czuć wilgoć i lekkie napięcie, którego źródło znajduje się kilka kilometrów stąd. Zanim przybliży się do mnie, wiosenna zieleń błyszczy w brzozowym lesie.
Z ziemi wychodzi mnóstwo młodych, zwiniętych na kształt konika morskiego paproci. Siadam na dłuższą chwilę przy nich, fotografuję i podziwiam tak, jak w każdym roku. W końcu rok ich nie widziałem to miałem prawo się stęsknić za tymi zielonymi wirtuozami leśnej giętkości. ;))
Mieszają się i zlewają z zieloną trawą na tle biało czarnej korowiny brzóz. Uwielbiam takie lekko zagmatwane kadry. Oddają istotę tego miejsca. Leśny mieszalnik barw uniwersalnych, gdyż każdej istocie leśnej i każdemu ludkowi lasu na pewno podoba się taki uroczy zestaw.
W końcu napięcie zbliża się do mnie. W środku lasu zaskakuje mnie krótkotrwała wiosenna burza. Kilka razy wydaje grzmoty i sieka deszczem dosłownie przez kwadrans. Jej zasięg jest bardzo ograniczony. Parę kilometrów dalej nawet nie wiedzą o jej istnieniu.
Po burzy przychodzi cisza, krople deszczu spadają z drzew na zeszłoroczne liście, które nie zdążyły się jeszcze rozłożyć, a ja spotykam leśnego ludka, który z plecakiem na plecach i rurą na ramieniu podąża gdzieś żwawym krokiem. On mnie nie widzi, ponieważ wychodzę w miejscu, które przed momentem minął nie wiedząc, że w lesie czaił się Lenart. ;))
Kończy się fenomenalne rozpoczęcie sezonu, przez 10 godzin wchłaniam wiosnę w bukowińskich lasach jak przesuszona gąbka wodę. Warunki grzybotwórcze na pierwsze rurkowce wydają się znakomite, może wykluje się coś ze ściółki za 2-3 tygodnie? Zobaczymy. Już planuję następną wyprawę, oczywiście jeszcze w maju.
Zatem Tour De Las & Grzyb 2021 zostaje uroczyście otwarty rundą honorową po bukowińskich zakamarkach. Chociaż nie znajduję żadnego grzyba, przywożę w głowie i aparacie fotograficznym mnóstwo leśnych wrażeń, marzeń, wiosennych atrakcji i optymizmu, który udziela się człowiekowi, kiedy widzi, słyszy i czuje wiosenną radość płynącą zielonym okrętem po leśnych przestrzeniach.
♦ 29 MAJA ♦
Końcówka maja przygotowuje las do nadejścia w czerwcu meteorologicznego lata. W ciągu kilku tygodni delikatna, prześwitująca zieleń rozrasta się, gęstnieje i zaczyna panować w lasach, na polach i łąkach. Wciąż mieni się jaskrawymi barwami, tylko znacznie więcej jej w porównaniu do początku maja.
Warunki hydrologiczne i termiczne wciąż były i są korzystne, dlatego mam dużą nadzieję na znalezienie pierwszego koźlarza pomarańczowo-żółtego, czerwonego lub krasnoborowika ceglastoporego, ewentualnie borowika usiatkowanego. Zapuszczam się głęboko w lasy i podążam do stanowisk, w których szansa na znalezienie pierwszych grzybów jest duża.
Sosny roztańczyły się z młodymi pędami, które w większych skupiskach wyglądają bajkowo. Nowe pokolenie lasu tętni życiem, pędy kuszą niebiańskimi żywicznymi aromatami, stanowiska jagodowe pokrywają się gęstymi i soczystymi liśćmi. Już za kilka tygodni nadejdzie czas na zbiory jagód.
Podczas wyprawy postanawiam odwiedzić m.in. Golę Wielką i lasy położone wokół wioski. Jednak najpierw obchodzę tereny wokół słynnego w bukowińskich buczynach tunelu pod torami. Grzyby jak zaczarowane, albo nie wyszły jeszcze ze ściółki albo skrzętnie kryją się przede mną.
Po oględzinach wielu miejsc dochodzę do wniosku, że jednak jeszcze nie wyszły. Piestrzenice z początku maja zwiastowały opóźnienie w pojawieniu się pierwszych gatunków grzybów rurkowych i prawdopodobnie trzeba poczekać co najmniej do połowy czerwca, żeby coś się wykluło.
Pytanie tylko, czy korzystne dla grzybów warunki utrzymają się. Druga połowa maja jest bardziej sucha od pierwszej, jednak nie jest jeszcze źle. Z czerwcem może być bardzo różnie. W 2020 roku był wyjątkowo deszczowy, w związku z czym istnieje duże prawdopodobieństwo, że tegoroczny będzie bardziej suchy.
To nie jest żadna reguła, ale na podstawie wieloletnich obserwacji można zauważyć, że jeżeli jakiś miesiąc w danym roku jest bardzo wilgotny, to ten sam miesiąc w następnym roku, zazwyczaj jest mniej wilgotny. Póki co, wychodzę na wiosenną Golę Wielką i od razu wpadam do starej znajomej – lipy “Baśniowej Staruszki”.
A później obieram kierunek na Bukowinę, przechodząc przez części wioski. Gola Wielka jest równie przepięknym i uroczym miejscem. Otoczona lasami sprawia wrażenie ukrytej, nieco zapomnianej i tajemniczej. Jest jedną z najpiękniejszych sióstr Bukowiny Sycowskiej.
Mijam wiele znajomych drzew, w tym “witającą” lipę, patriarchalną gruszę i dęby “Golanin” oraz jego brata rosnące przed wejściem do rezerwatu. Przypominam sobie zimową wyprawę do Goli, gdzie wszystko było zasypane śniegiem, skute lodem i mrozem. Teraz zima pozostała już tylko wspomnieniem.
Spotykam małego pieska, który okazuje się “mocny w gębie”, wybiega z jednego z gospodarstw i szczeka na mnie bardzo mocno. Jednak moje dwa zdecydowane i szybkie kroki w jego kierunku powodują, że kundelek podwija ogon i ucieka, chociaż wciąż głośno szczeka. W końcu zostaje zawołany przez dziewczynkę, która wyszła na drogę. Moment ten zostaje uwieczniony na fotografii.
Przy polnych drogach pojawiają się “spadochroniarze”, czyli “dmuchawce latawce”, które czekają na wiatr, aby sobie polatać. Wiosna zaczyna przeobrażać się w lato. Ten coroczny i genialny proces z każdym dniem przyśpiesza. Wchodzę na leśne tereny żywo zielonych dywanów i wiosennego blasku.
Przeglądam stanowiska jagodowe. Już po połowie czerwca zacznę je odwiedzać w poszukiwaniu większych i grubszych jagód, a na dobre będę w nich siedział w lipcu. Sprawdzam też ostatnie miejscówki na grzyby, które świecą pustkami i jestem na 100% przekonany, że maj nie zaskoczy w tym sezonie pod kątem grzybów, nawet pojedynczymi owocnikami jakiegokolwiek gatunku rurkowego.
Podsumowując grzybowo miesiąc maj 2021 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że zarówno korzystne warunki hydrologiczne, jak i termiczne nie pobudziły żadnych grzybów rurkowych, w związku z czym miesiąc ten zapisał się jako bezgrzybny. Dostateczna ilość wilgoci i zniewalające widoki wiosennej przyrody budzącej się do życia rekompensowały stagnację w grzybowym świecie.
Jako główną przyczynę bezgrzybnego stanu lasów wymieniłbym zimny kwiecień, który spowodował opóźnienie w wegetacji, a w związku z tym również opóźnienie grzybowych ruchów ściółki leśnej, która jeszcze w pierwszej połowie maja kluła gatunki typowo wczesno-wiosenne jak np. piestrzenice kasztanowate, które normalnie powinny owocnikować w marcu i kwietniu. Także maj zapisał się poniżej normy termicznej, co mogło mieć wpływ na przedłużające się bezgrzybie.
♦ CZERWIEC ♦
W 2020 roku czerwiec znacznie wyostrzył apetyty grzybiarzy na pierwsze większe wypryski grzybów dzięki bardzo obfitym opadom, które w kilku falach przetoczyły się nad lasami Wzgórz Twardogórskich i nad gminą Międzybórz. Do pierwszego wysypu nie doszło, ale sypnęło wówczas kurkami oraz pojedynczymi koźlarzami pomarańczowo-żółtymi. Tymczasem prognozy pogody na czerwiec 2021 pod kątem opadów nie były już optymistyczne jak rok wcześniej. Mimo tego, nadzieją była wilgoć z maja, która – według rozważań grzybiarzy, mogła spowodować punktowe pojawienie się grzybów.
Te niekorzystne prognozy sprawdziły się i czerwiec okazał się miesiącem suchym, a opady względem przyjętego okresu referencyjnego 1991-2020 kształtowały się w gminie Międzybórz na poziomie około 60%. Do tego było przeważnie ciepło, ale na szczęście bez szaleństwa upałów z temperaturami powyżej 35 stopni C. Niemniej z każdym ciepłym dniem i wielogodzinną operacją słoneczną, nadzieje na pierwsze grzyby suszyły się i kruszyły.
Pierwsze większe opady w czerwcu nad gminą Międzybórz wystąpiły przed połową miesiąca. Nie były one bardzo obfite, ale pozwoliły złagodzić pojawiającą się posuchę, zwłaszcza w wierzchniej warstwie ściółki. Lokalnie padało nieco mocniej, zwłaszcza podczas przechodzenia pojedynczych komórek burzowych.
Następnie wystąpił okres kilkunastu bardzo skąpych w opady dni. Obfite opady wystąpiły daleko na północ od gminy Międzybórz, ale z uwagi na ich burzowe pochodzenie, charakteryzowały się niewielkim zasięgiem. Z kolei na początku astronomicznego lata, najbardziej obfite w wodę komórki burzowe przeszły na południe od gminy Międzybórz.
Obfite opady, głównie pochodzenia burzowego pojawiły się również podczas następnej doby, ale gmina Międzybórz ponownie dostała zaledwie kapkę z burzowych frontów, które tym razem postanowiły podlać regiony Polski południowej, częściowo środkowej, wschodniej i północnej.
I taka niekorzystna sytuacja opadowa kształtowała się już do końca czerwca. Wszystkie najobfitsze opady kręciły się wiele kilometrów od gminy Międzybórz, która pod koniec czerwca była znacznie bardziej wysuszona w porównaniu do końca maja. Z grzybowego punktu widzenia, w ściółce nie wydarzyło się nic wartego odnotowania.
Na szczęście suchy czerwiec nie przyszedł w towarzystwie długiej fali upałów, ponieważ takie połączenie mogło źle wpłynąć na przebieg wegetacji i dojrzewanie jagód. Do połowy czerwca jagody był jeszcze w przeważającym stopniu niedojrzałe, większe skupiska dojrzałych owoców zaczęły pojawiać się po 20-stym czerwca.
Czyli w tym roku sezon jagodowy rozpoczął się mniej więcej zgodnie z powiedzeniem “Św. Jan jagód dzban”. Pierwsze podejście do zbioru jagód zaplanowałem na 29 czerwca. Przyjeżdżam bardzo wcześnie z rana do Bukowiny i od razu wyruszam na stanowiska jagodowe. Dzień zapowiada się ciepły i słoneczny.
Na niebie towarzyszy mi “rogalik” Księżyca. Ile razy tak wędrowałem na jagody z grzybiarzami z naszej wrocławskiej paczki. Czasami do lasu szło nawet 150-200 osób. Teraz idę tylko ja. Dawne i minione dzieje. Może nie powinienem tak często wracać wspomnieniami do tego, co odeszło bezpowrotnie.
Tyle, że jakoś ciężko mi o tym wszystkim zapomnieć i czasami nie wspomnieć. Pamiętam tych ludzi bardzo dobrze, w myślach widzę ich i słyszę, idą obok mnie, rozmawiają, śmieją się, śmiało podążają do lasu. Gdy tylko “wracam” do rzeczywistości, zdaję sobie sprawę, że nikogo już tu nie ma i idę w samotności.
Zanim dojdę do jagodowych lasów, postanawiam przejść się polami i łąkami, aby po ponad rocznej przerwie odwiedzić samotną gruszę, która rośnie w przepięknym miejscu, blisko skraju lasów, wokół których rozciągają się rozległe pola i łąki.
Bardzo lubię podążać do gruszy leśną ścieżką. Po pewnym czasie na horyzoncie widać bezkres pól i łąk. Zanim ujrzę drzewo, otacza mnie coraz większa polna przestrzeń. W końcu wychodzę na pole i… poleciał kruk. Wszystko udaje mi się nagrać na filmie: https://drive.google.com/drive/folders/1ILfsMznq32BHkB3EPKs1mCW4-jZ4HLVM
Przed wejściem do lasów za polami i łąkami, serdecznie witam i pozdrawiam samotną gruszę. Ile radości niesie takie drzewo! Ile owadów kręci się przy niej. Tu zawsze tętni życie. Muchy, szerszenie, motyle, trzmiele i inne gatunki skrzydlatych duszków latają przy gruszy od świtu do nocy.
Oddalam się od drzewa, łapczywie łapię czerwcowe widoki w obiektyw, do serca i do głowy, która zawsze znajdzie miejsce na pamięć o pięknych przyrodniczo miejscach. Za niecałe dwa kwadranse na dobre zaszyję się w jagodach. Jestem bardzo ciekawy, jak wyjdzie mi pierwszy ich zbiór w nowym sezonie.
Wspaniale prezentują się zboża na tle bezkresu Wzgórz Twardogórskich. Kłosy falują na wietrze, w oddali widać zieloną toń lasów, do których ciągną mnie nadludzkie siły i którym wcale nie zamierzam się opierać. ;)) Wchodzę do lasu i zaczynam wielogodzinne “dojenie” jagodowych krzewinek. ;))
Dojrzałe jagody przeważają ilościowo nad tymi jeszcze niedojrzałymi, a więc czas rozpocząć sezon jagodowy na dobre. Owoce są dość grube, ich ilość można określić na zadowalającą. W smaku są jeszcze dość kwaśne, ale w pierogach i dżemie będą wyśmienite. ;))
Przez wiele godzin siedzę w jagodnikach i poza leśnymi stworzeniami, nikt nie wie o mojej obecności. Czuję się jak ryba w wodzie, czy ptak szybujący w powietrzu. Tego potrzebowałem. Wyrwać się z codzienności i zaszyć po całości w bukowińskiej lesistości. ;))
Podsumowując grzybowo miesiąc czerwiec 2021 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że zapisał się on identycznie jak maj, czyli ogólnym bezgrzybiem panującym w lasach. Grzyby nie pokazały się w pierwszej połowie czerwca, chociaż niektórzy grzybiarze liczyli, że pojawią się po majowej wilgoci, natomiast czerwiec był ciepły i suchy. Takie warunki nie pobudziły żadnych gatunków grzybów rurkowych do wydania owocników. Sezon jagodowy zaczął się po połowie miesiąca. Ilość i jakość jagód pozwoliły wstępnie stwierdzić, że lipcowe zbiory będą kształtować się na dobrym poziomie.
♦ LIPIEC ♦
Po suchym w gminie Międzybórz czerwcu, lipiec nie rokował korzystnie na grzyby, ale w lipcu najważniejsze są jagody i to na nich postanowiłem się skupić, niemniej sprawdzanie miejscówek grzybowych należy do punktów obowiązkowych i w przerwach w zbiorach jagód, na początku wycieczek lub pod ich koniec, zawsze wykonywałem rundę po wybranych miejscówkach grzybowych, aby sprawdzić, czy gdzieś coś jednak nie wykluło się wbrew warunkom pogodowym. Wydaje się, że lipcowe wysypy grzybów, które kiedyś miały miejsce, odeszły na dobre do historii, chociaż może kiedyś trafi się jeszcze taki, który przypomni, że lipce na Wzgórzach Twardogórskich potrafią być świetne pod kątem grzybów.
Lipiec 2021 pod kątem opadów zapisał się w gminie Międzybórz w normie względem okresu porównawczego 1991-2020. Niemniej był to miesiąc mocno zróżnicowany pod kątem charakteru opadów i czasu ich wystąpienia. Można napisać, że największą ilość normy dla lipca wyrobiły burze, które przetoczyły się w nocy 8. lipca i w godzinach porannych 9. lipca.
Były to dwa rozległe układy mezoskalowe, które łącznie dały opady w wysokości nawet 60-70 mm. Zanim nadeszły, w pierwszych dniach lipca w gminie Międzybórz było sucho, padało niewiele, ale np. w Polsce północno-wschodniej, częściowo południowo-wschodniej i północno-zachodniej burze przynosiły solidne porcje opadów, które miały ograniczony zasięg.
W lipcu nad Polską przechodziły najczęściej opady pochodzenia burzowego. Czasami nad danym regionem kotłowało się kilka komórek burzowych w ciągu tygodnia, natomiast nad innymi obszarami padało mało, a największe ilości opadów pochodzących z rdzeni opadowych omijały je non stop.
Na Wzgórzach Twardogórskich i w gminie Międzybórz najbardziej mokra była pierwsza połowa lipca. W związku z tym dawało to pewną nadzieję, że pod koniec miesiąca lub na początku sierpnia coś w ściółce drgnie, chociaż temperatury były przeważnie wysokie, letnie.
Tradycyjnie na łudzeniu się skończyło, a iluzję o pierwszych grzybach podsycały następne, chociaż już znacznie bardziej skąpe opady. Niemniej pod koniec lipca bardzo punktowo pojawiły się pierwsze grzyby, przeważnie krasnoborowiki ceglastopore lub borowiki usiatkowane.
Z borowikami usiatkowanymi była ciekawa sprawa, ponieważ niektórzy grzybiarze buszujący za grzybami po lasach gminy Międzybórz twierdzili, że punktowo było ich całkiem sporo. Niemniej, uporczywością związaną z tym gatunkiem jest ich przewlekła robaczywość, która powoduje, że nigdy specjalnie za nimi nie chodzę, tylko przy okazji, jak szukam innych gatunków grzybów lub gdy idę na jagody.
Mój plan na lipcowe zbiory jagód był taki, aby sprawdzić co najmniej kilka różnych miejsc, żeby mieć lepszą możliwość obiektywnej oceny sytuacji jagodowej w gminie Międzybórz. Dlatego też odwiedziłem zarówno lasy w Bukowinie Sycowskiej, jak i tereny wokół niej. Podczas jednej wyprawy wysiadłem nawet w Twardogórze (czyli na terenie gminy Twardogóra) i doszedłem lasami do Bukowiny, zbierając po drodze jagody i przychodząc na stację niewiele minut przed odjazdem pociągu.
♦ 3 LIPCA – WYDZIERNO (NAJSZYBCIEJ) ♦
Lipcowy zbiory jagód rozpocząłem w lasach Wydzierna. Zrobiłem też rundę po kilku miejscówkach grzybowych, w których – poza objedzonymi przez ślimaki gołąbkami – nie znalazłem kompletnie nic. W lesie było sucho, ale jeszcze nie bardzo sucho, chociaż już w dużym stopniu niewystarczająco wilgotno dla grzybów.
Lasy te wybrałem z dwóch powodów. Od stacji jest do nich bardzo blisko (wersja dla leniwych jagodziarzy), więc nie musiałem długo do nich dreptać. Po drugie, dość dawno w nich nie byłem i chciałem zobaczyć, jak wyglądają, ile miejsc zostało wyciętych i czy w ogóle warto wybierać się tam na jagody.
Chociaż gospodarka leśna w ostatnich latach mocno je przetrzebiła, część starodrzewia istnieje nadal i jagód w nich jest całkiem sporo. Częściowo odnowiono już miejsca po wycinkach, w których rosną teraz gęste młodniki rokujące grzybowo i jagodowo za kilka/kilkanaście lat. Podczas wycieczki wpadłem też na pomysł, że w końcu muszę jedną wyprawę całkowicie poświęcić na obfotografowanie Bukowiny ze wszystkich stron, co najprawdopodobniej uczynię wczesną wiosną 2022.
To zadanie może się wydawać łatwe, ale wcale tak nie jest, o czym będzie w artykule po wykonaniu bukowińskiej misji fotograficznej ze wszystkich stron świata. Pierwsze lipcowe zbiory jagód są bardzo owocne. Pogoda sprzyja, jest ciepło, ale bez męczącego upału, od czasu do czasu Słońce chowa się za chmury.
Owoce może nie są jakieś bardzo grube, ale trafiam na stanowiska z bardzo dużą ilością jagód, przez co zbiór jest przyjemny, ponieważ nie trzeba się trudzić w szukaniu lepszych miejscówek. Z powodu braku opadów w kilku poprzednich dniach, jagody są suche i dzięki temu bardziej odporne na transport.
Zatem pierwsze lipcowo-jagodowe koty za płoty. ;)) Mija kilka dni, podczas których zastanawiam się, dokąd pojechać następnym razem? Korciło mnie ponownie pójść na Wydzierno, ale zgodnie z planem, powinienem sprawdzić inne tereny gminy Międzybórz pod kątem jagód. Ostateczny wybór pada na lasy Międzyborza.
♦ 10 LIPCA – MIĘDZYBÓRZ (ESENCJA LIPCOWEGO LASU) ♦
Przyjeżdżam w pochmurny i nawet dość chłodny jak na lipiec poranek. Było to już po największych lipcowych ulewach w tym roku nad gminą Międzybórz. Zanim dojdę do lasu, przemieszczam się po polnej piaszczystej drodze. Zboża i inne rośliny wychłeptały wodę, napęczniały oraz uwolniły piękne zapachy.
Pochmurna pogoda utrzymuje się prawie do południa. Później Słońce coraz śmielej i dłużej gości na lipcowym niebie. Po kilku godzinach skubania jagód postanawiam trochę pokręcić się za grzybami, chociaż wiem, że poza zdjęciami nic nie nazbieram. Jednak instynkt grzybiarza jest silniejszy i wygrywa nad rzeczywistym, czyli bezgrzybnym stanem faktycznym.
W czeluściach przepięknych lasów znajduję parkę ponurników aksamitnych. Chociaż jest to gatunek grzyba niejadalnego, miałem sporą frajdę z powodu znalezienia jego owocników. Już miałem wracać z powrotem na jagody, ale las wciąga mnie swoim zielonym magnetyzmem i tak mija ponad godzina, zanim ponownie zabieram się za jagody.
Zaszywam się w gospodarczych borach sosnowych. Po obfitych opadach las pachnie wyśmienicie. Trochę zaczynają dokuczać komary i strzyżaki, ale jeszcze w normie, można to jakoś znieść. Zapada cisza, z której wydobywa się tylko śpiew ptaków. Jest późne lipcowe, cudne popołudnie. Esencja lipcowego lasu otworzyła przede mną swoją bramę letniej sielanki i spokoju. Nagrywam ją na filmie: https://drive.google.com/drive/folders/1GN8EiCv-ilao2KwPQU7OS_oZ6SfLLbn-
Po jakimś czasie ponownie postanawiam zrobić przerwę w zbieraniu jagód na rzecz drugiego obchodu po lasach. Wiem, że w tym dniu zbiór nie będzie tak okazały jak 3. lipca, ale nie przejmuję się tym. Cały koszyk jest, czyli norma wykonana. To nie wyścig lub maraton. Jagody rosną tu w podobnych ilościach jak w lasach wokół Wydzierna.
Owoce są znacznie bardziej mokre po opadach. Po przyjściu na stację pstrykam kilka pamiątkowych i statystycznych fotek. Minął kolejny dzień spędzony w kultowych lasach mojego dzieciństwa, młodości, a w przyszłości zapewne i starości. ;)) W drodze powrotnej już kombinuję w głowie, gdzie tu pojechać za tydzień.
♦ 16 LIPCA – TWARDOGÓRSKO-BUKOWIŃSKI MARSZ JAGODOWY ♦
W następnym tygodniu udaje mi się wykombinować wolny piątek, zatem z samego rana wyruszam z Wrocławia na najbardziej szaloną wyprawę lipca, ponieważ postanawiam wysiąść w Twardogórze i lasami dojść do Bukowiny, zbierając po drodze jagody. Mam też w planie odwiedzić kilka drzew, aby pstryknąć im zdjęcia w stanie ulistnienia do trwającego cyklu pereł dendroflory.
Pomysł nie wydawałby się szalony, gdyby nie jagody. Sama trasa nie należy do bardzo długich (chociaż do krótkich też się nie zalicza), ale można ją na luzie pokonać w 6-7 godzin, a w szybkim tempie nawet w 4-5 godzin. Liczy się każda minuta, dlatego wysiadam w Twardogórze i włączam piąty bieg, aby jak najszybciej załatwić sprawę z drzewami i zaszyć się w lasach.
W nieco ponad godzinę drzewa są obfotografowane, a ja dochodzę już na miejsca jagodowe, przy okazji sprawdzając kilka stanowisk grzybowych, głównie na podgrzybki. Znajduję w nich wyłącznie pojedyncze gołąbki. Następnie przez wiele godzin uwijam się z jagodami, aby późnym popołudniem wyruszyć dalej.
Największą obfitość owoców znajduję w lasach niedaleko Przysiółka “Czwórka”. Po pochmurnym poranku wyszło Słońce i zrobiło się duszno oraz gorąco. Na mapie radarowej widać kotłującą się w pewnej odległości burzę, ale nie dociera ona do lasów Twardogóry i Bukowiny.
Za to spotykam pierwsze w sezonie pieprzniki jadalne, czyli popularne, smaczne kurki. Niestety, poza pojedynczymi owocnikami znalezionymi w jednym stanowisku, następne pieprznikowe miejscówki są puste. W końcu dochodzę do alejek brzozowo-kozakowych, w których także nie znajduję ani jednego grzyba. Fragment spaceru nagrywam na filmie: https://drive.google.com/drive/folders/13IqRpwoj14pKiqCrLxfheuFp0cJ17yG5
Gdzieś na leśnej piaszczystej drodze rośnie zapomniany i zawieruszony gołąbek. Mija ponad tydzień od obfitych opadów, w lesie ponownie jest bardziej sucho, ale ściółka ma jeszcze zapas wilgoci, która daje nadzieję, że może za tydzień znajdę pierwszego w sezonie krawca lub innego grzyba rurkowego. Czas pokaże i zweryfikuje te nadzieje.
Wczesnym wieczorem kończę zbieranie jagód. Już blisko Bukowiny znajduję bardzo obficie oblepione owocami krzewinki, dzięki czemu udaje mi się zapełnić jeszcze 5-litrowe wiaderko. Dałem sobie nieźle w kość, ale… ponownie myślę o następnej wyprawie. ;)) Lipiec szybko ucieka, dni zaczęły się skracać. Trzeba nasycić zmysły latem i jego kwintesencją.
Pod koniec wycieczki jestem zmęczony, ale zadowolony i szczęśliwy. Zbiór jest obfitszy niż zaplanowałem (myślałem, że zbiorę wyłącznie koszyk). Fotografuję jeszcze żywo-zielone wrzosy, które za kilka tygodni zakwitną i pokryją się fioletowymi kwiatami zwiastującymi nadchodzącą jesień.
Jagody są dość grube, bardzo dobre jakościowo i przede wszystkim na odległość pachną lasem. Część z nich przerobię na przetwory, część polegnie na świeżo w koktajlach i pierogach oraz oczywiście obdaruję nimi część rodziny i najbliższych, którzy bardzo lubią leśne skarby, ale za milion złotych nie dadzą się namówić na ich zbiór. ;))
A więc połowa lipca minęła. Grzybów wciąż nie ma, poza kurkowym wypryskiem na okaziciela. Koźlarze, borowiki, piaskowce lub krasnoborowiki ceglastopore wciąż okupują wyłącznie podziemie leśnego świata i nie wychylają się na zewnątrz. Sezon jagodowy trwa w najlepsze, w związku z czym planuję jeszcze dwa razy pojechać na chłostę dla kręgosłupa i stawów. ;))
♦ 24 LIPCA – W PEŁNI BUKOWINY ♦
24 lipca postanawiam zaszyć się w bukowińskich lasach za chlewnią. Plan mam taki, że jak mi wystarczy czasu to podejdę też pod lasy Drołtowic, a wracając, powłóczę się jeszcze wokół Goli Wielkiej. Czyli podczas tej wyprawy stawiam na najbardziej klasyczne lasy, sedno i źródło mojego leśnego hobby.
Po sprawdzeniu pierwszych stanowisk z jagodami wiem, że i tu lasy obdarzą mnie obficie leśnymi skarbami, ale jeszcze nie chce mi się rozpoczynać ich zbioru. Jest zbyt pięknie, swojsko, czarująco i dlatego nieco ponad godzinkę poświęcam na uroczystą włóczęgę po lasach. Ależ tu jest cudnie! Najchętniej walnąłbym się na ściółkę i leżał tak kilka godzin bujając w obłokach i koronach drzew! ;))
Tu rozciągają się największe kompleksy bukowińskich lasów. Jedynych, absolutnie kultowych, magicznych i takich, o których mógłbym rozprawiać godzinami przy zachodzie Słońce, podczas bezchmurnych nocy i w trakcie zimowych, długich wieczorów przy filiżance herbaty lub kawy z dodatkiem rumu.
I właśnie te lasy obdarowały mnie pierwszymi krasnoborowikami ceglastoporymi w tym roku. Minęły dwa tygodnie po obfitych opadach i punktowo, bardzo nielicznie, ale jednak coś tam drgnęło w ściółce. Nie wróży to wysypu, ponieważ zrobiło się za sucho, niemniej las przypomniał sobie maksymę, że “jeszcze grzybnia nie zginęła”. ;))
Gdzieniegdzie pojawiają się też leśne pieczarki, których nie zbieram, ale odnotowuję ten fakt dla celów statystyczno-raportowych i fotograficznych. Podziwiam zapracowane owady, które spijają nektar z kwiatów i zażywają kąpieli w pyłku. Jestem bardzo łasy na takie piękności i czułości leśnego świata.
W obiektyw łapię też zaskoczonego moją obecnością koziołka, który żerował na zrębie zupełnym. Jagód wciąż jest dużo, niemniej zauważam niepokojące objawy przedwczesnego wysychania krzewinek jagodowych na niektórych stanowiskach. W ciągu tygodnia takich miejsc przybędzie. To prawdopodobnie jakiś patogen, którego efektem jest “listopadowy” wygląd krzewinek w lipcu.
Cały dzień przemieszczam się po starych bukowińskich lasach. Może źle napisałem – nie starych, tylko dojrzałych. Odwiedzam kilka urokliwych miejsc, podchodzę pod Drołtowice i wracam, ale Golę Wielką sobie odpuszczam na rzecz dozbierania jagód pod Bukowiną. Las kąpie się w lipcowym Słońcu, natomiast ja znajduję się w pełni Bukowiny. Oj, chyba wrócę tu za tydzień, bo jest wspaniale!
Przedostatni zbiór jagód za mną. Chociaż pojawiły się bardzo nielicznie krasnoborowiki ceglastopore, to wątpię, czy w ciągu tygodnia pokaże się więcej grzybów i czy w ogóle znajdę jakiekolwiek inne gatunki rurkowe. Zatem wydaje się, że ocena pierwszej części sezonu grzybowego będzie bardzo kiepska. Jednak poczekam jeszcze tydzień, aby przekonać się o tym podczas ostatniej lipcowej wycieczki do lasu.
♦ 30 LIPCA – PRZEMINĘŁO Z LIPCEM W BUKOWINIE ♦
Tak, jak pod koniec czerwca, tak i teraz – tuż na finiszu lipca niebo zdobi księżycowy rogalik. Od razu dodaje wycieczce klimatu, romantyzmu i kolorytu. Ponownie wybieram się za chlewnię, gdzie znajdują się lasy będące wejściówką do krainy marzeń i snów.
Podążam w kierunku lasów wokół Drołtowic, ale nieco z innej strony. Mijam dawne miejscówki grzybowe, w których raczkowałem jako grzybiarz. Trochę pozmieniało się wszystko przez kilkadziesiąt las, ale lasy pozostały, chociaż – jak to w gospodarce leśnej bywa, ciągle coś przecinają, wycinają, sadzą, wydzielają, grodzą i tak dalej.
Przybyło kilka leśnych dróg, mimo to doskonale poznaję miejsca i mam w pamięci ich wygląd z lat 90-tych. Mogę tu chodzić w nocy i tak będę wiedział, gdzie jestem. Filtruję ściółkę za grzybami i stwierdzam, że jest gorzej niż tydzień temu, chociaż i wtedy było kiepściutko.
Mniejsza z tym. Lipiec zachwyca, czaruje, las mu wtóruje. Jestem w Bukowinie i tylko to się liczy. Dzień, chociaż jeszcze bardzo długi, zaczyna się szybko skracać z każdą dobą. Już Słońce wstaje później i zachodzi wcześniej. Lipiec spakowany, a za cieniami drzew stoi sierpień.
Na kilka godzin zaszywam się w jagodnikach, ale coś się wiercę i nie mogę wysiedzieć w miejscu, instynkt gna mnie do przodu, rozum nakazuje ruszyć w teren. Wziąłem ze sobą tylko koszyk, nie chcę na koniec jagodo-skubania 2021 wymęczyć się jak koń na wyścigach. ;))
Nie namyślam się długo, wędruję aż do samych Drołtowic. Wychodzę z lasu i idę polną drogą, mając wyborne krajobrazy przed sobą. Po lewej stronie zboże, po prawej kukurydza, w oddali gęste zadrzewienie. I jak tu nie kochać wiejskich klimatów, kiedy tak cudnie się prezentują.
Później, jeszcze inną drogą wracam do lasu i znajduję jakieś grzybki nadrzewne oraz pieczarki, które zostawiłem tydzień temu. Wyrosły, nabrały tężyzny i… robaków. Jedną z nich z ciekawości kroję na pół. W środku, larw jest chyba ze sto albo i więcej. Wiją się w sprężystym tańcu wiecznych głodomorów. ;))
Gdzieś tam po drodze do obiektywu wpadają mi porosty i inne kadry z ostatnich godzin lipcowego lasu. Wracam z powrotem, ale również inną drogą, niż z rana i tydzień temu. Sprawdzam kilka brzozowych alejek w pobliżu Goli Wielkiej, niestety nie znajduję w nich ani jednego koźlarza, kurki, piaskowca lub innego gatunku grzyba z mojej “czek-listy”.
Za to wyraźnie przybyło porażonych stanowisk z jagodami. Liście skurczyły się i przedwcześnie wyschły, owoce zwiędły i opadły. Jakie licho je dopadło? W tym roku nie ma ekstremalnych upałów i suszy, mimo tego część jagodników wygląda tak, jak to miało miejsce np. w ‘piekielnym’ sierpniu 2015 roku.
Ostatni koszyk jagodowych skarbów nazbierany. Wprawdzie przez cały sierpień można jeszcze z powodzeniem uganiać się za nimi i zbierać, mi na ten rok wystarczy. W naszej grzybowej paczce lipiec zawsze oznaczał przede wszystkim zbiory jagód, chociaż bywały sezony, że odpuszczaliśmy je na rzecz wczesnych wysypów grzybów.
Jestem blisko skraju bukowińskich lasów. Do pociągu mam sporo czasu, więc zatracam się w leśnej medytacji. Chcę słyszeć i widzieć wszystko to, co dzieje się od ściółki po korony drzew. Połowa mnie siedzi w cieniu, połowa w Słońcu, a las otacza ze wszystkich stron i karmi tym czymś trudnym do sformułowania i opisania. Puchar leśnego nektaru zapełnia się, wypijam go jednym tchem. Nagrywam też filmik – ‘Na koniec lipca w lasach Bukowiny Sycowskiej’, aby jeszcze podnioślej oddać jedną wielką leśną magię, która stała się rzeczywistością: https://drive.google.com/drive/folders/1oT61sLf4n45apfqYmGz3O9mVer9vLlaS
Podsumowując grzybowo miesiąc lipiec 2021 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że utrzymał on widoczny od wielu lat niekorzystny trend bezgrzybia w tym okresie. Wprawdzie warunki hydrologiczne nie były najgorsze, a w pierwszej połowie miesiąca nawet dobre, to i tak nie wystarczyły one do uformowania się chociaż kilkudniowego punktowego wysypu niektórych gatunków grzybów. Po połowie lipca pojawiły się pojedyncze krasnoborowiki ceglastopore oraz kurki i właściwie to wszystko co można napisać o lipcowych grzybach. Sezon jagodowy oceniam na 4+, czyli ciut niżej w porównaniu do 2020 roku z powodu mniejszej ilości grubszych jagód i przedwczesnego wysychania niektórych stanowisk po połowie lipca. Niemniej, ogólnie sezon jagodowy był jak najbardziej udany.
Pozostaje jeszcze ocena pierwszej części sezonu grzybowego. Mając na uwadze ciągnące się od maja do końca lipca bezgrzybie, nie można wystawić innej oceny niż najsłabszą, czyli jedynkę, ale z plusem. Na ten plusik zapracowały pojedyncze krasnoborowiki ceglastopore z końca lipca i kurki. Punktowych wyprysków borowików usiatkowanych, o których informowali niektórzy grzybiarze nie biorę pod uwagę z powodu kompletnego ich zarobaczywienia.
Przed połową grudnia opublikuję drugą część podsumowania sezonu grzybowego 2021.
♦ Mapy z sumami opadów i anomaliami sum opadów oraz dobowymi rozkładami sum opadów ⌈mm⌉: IMGW
DARZ GRZYB! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witam Towarzysza Pawła:)
Jak widać na załączonym obrazku, no niech będzie obrazkach chyba to podsumowanie sezonu jagodowego a nie grzybowego:) (biedne te bukowińskie elfy i krasnoludki) rok w rok to samo:) mobing groźba wstrzymania dziennej racji piwa w przypadku nie wykonania normy i takie tam:) A sezon grzybowy jaki był… cóż każdy widzi. Zresztą swoje podsumowanie umieszczę na portalu u Tow. Marka. Nie bardzo co tam będzie podsumowywać ale zawsze:)
Serdecznie pozdrawiam:)
Sezon grzybowy był lichy, a w części letniej bardzo lichy. Tak to już bywa, przecież nieraz w naszym życiu trafiły się lepsze/gorsze sezony. Mam nadzieję, że ten w 2022 roku będzie co najmniej przyzwoity, bez względu na elfy i krasnoludki. 😉 Jagody dopisały, na szczęście są (jeszcze) co roku. Czekam na Twoje podsumowanie. 😉
Pozdrawiam.