facebooktwitteryoutube
O Blogu Aktualności Las Grzyby Pogoda Perły dendroflory Drzewa Wrocławia Wywiady Z życia wzięte Linki Współpraca Kontakt
Aktualności - 21 gru, 2023
- brak komentarzy
Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz. Część 1: MAJ-LIPIEC 2023.

Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz.

Część 1: MAJ-LIPIEC 2023.

Koniec roku za pasem, zatem przyszedł czas na podsumowanie sezonu grzybowego Tour De Las & Grzyb 2023 w gminie Międzybórz. Był to mój 36. sezon grzybowy na tych terenach. Jednocześnie jest to dziewiąte podsumowanie na blogu, a więc w przyszłym roku wybije 10 lat sporządzania podsumowań sezonów w tej formie. Szybko to wszystko leci i jakoś się kręci. Tegoroczne podsumowanie podzieliłem na dwie części. Pierwsza część obejmuje miesiące maj-lipiec, a druga sierpień-listopad. 

Zanim nadszedł wyczekiwany i celebrowany, oficjalny początek sezonu, zima była przeważnie łagodna, bezśnieżna z przewagą pochmurnych i ponurych dni. Wiosna miała trudności z porządnym startem. Kiedy wydawało się, że już za chwilę, już za moment “eksploduje”, arktyczne masy powietrza ciągle atakowały z północy i chłostały ochłodzeniami oraz przymrozkami, które były wyjątkowo uporczywe, ponieważ pojawiały się nawet pod koniec maja i na początku czerwca. Jednak kiedy na dobre wiosna przejęła stery w pogodzie i przyrodzie, pojawił się coroczny wróg grzybów i grzybiarzy czyli susza. O ile do końca kwietnia z wilgotnością było jeszcze w miarę jako tako, o tyle od maja rozpoczęła się posucha, która trwała 3 miesiące i została przerwana w sierpniu, aby powrócić od września do połowy października. 

 MAJ 

Oficjalne rozpoczęcie sezonu nastąpiło 1. maja. Pojechałem wówczas do Bukowiny Sycowskiej i… byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Przyroda lasów Bukowiny weszła w najbardziej uduchowiony i natchniony stan wiosny, a ja razem z nią. Prawie trzydziesto-kilometrowy marsz po kniejach, zagajnikach, łąkach, polach, wszelkich zakamarkach i zaułkach przyniósł efekt w postaci bardzo bogatej dokumentacji fotograficznej z rozhulanej zielonym brzmieniem i kwitnącym patosem wiosny.

Jeżeli chodzi o miesięczną normę opadów w gminie Międzybórz dla miesiąca maja względem normy 1990-2020 to był to miesiąc bardzo suchy. W gminie spadło zaledwie około 50-60% normy opadów, a więc wiosenne grzyby nie miały korzystnych warunków do rozwoju. Zimne noce, przymrozki i zwiększający się deficyt wody nie napawały optymizmem co do przebiegu dalszych wydarzeń grzybowych w lesie. 

To był kolejny maj z rzędu, kiedy w gminie Międzybórz zanotowano niedobór opadów. Na początku miesiąca “ścieżka” opadowa pojawiła się w wąskim pasie w Polsce południowo-wschodniej.

W następnych dniach opady pojawiały się głównie w pasie zachód-wschód i centrum, ale były one rozłożone bardzo nierównomiernie.

Bardzo silne, jednak punktowe opady zanotowano w połowie miesiąca na południu Polski. Nieco więcej popadało też na północy i wschodzie, ale nie wszędzie. Niestety, solidne opady omijały gminę Międzybórz z daleka.

Zaczęło się “podlewanie” południa i wschodu oraz coraz większe osuszanie zachodu. Tego typu sytuacja ma miejsce bardzo często, a właściwie w każdym roku z różnym natężeniem.

W drugiej połowie maja deficyt opadów nasilił się. Punktowo pojawiały się burze, które obejmowały przede wszystkim tereny podgórskie i górskie. W gminie Międzybórz padało bardzo mało.

Do końca miesiąca nie zanotowano już żadnych znaczących opadów deszczu, także burze nie miały zamiaru podlać spragnionych wody lasów.

1 maja – Tour De Las & Grzyb 2023 start! 

1 maja w Bukowinie był kompletnie czarujący. Wysiadłem z pociągu na stacji i zaczęło się! Zieleń, kwiaty, pyłki, śpiew ptaków, radosne fruwanie owadów/motyli i nieziemskie przyciąganie ziemskich lasów!  

Z jednej strony chcę jak najszybciej znaleźć się w lesie, ale z drugiej strony już przy samej stacji tyle się dzieje, że grzechem byłoby przeoczyć wiosenne cuda Bukowiny. 

Wiosenny, pierwszomajowy las oznacza wolność, przestrzeń i czystość. Początek nowego, zawsze tajemniczego, nieskończonego i niepowtarzalnego.

Z jednej strony definiuje niewinność i pokorę, z drugiej strategię i mądrość. A ja, skromny włóczęga tych lasów i ziemi, co roku bardzo głęboko przeżywam wyprawę inaugurującą nowy sezon.

Zaczynam chodzić ścieżkami po terenach, które poznawałem pod koniec lat 80-tych. Jest to niezwykłe to uczucie, kiedy wracasz do lat dzieciństwa i te same widoki masz zarówno w podświadomości, jak i w rzeczywistości. 

Tak jest ze wszystkimi terenami w Bukowinie i dookoła niej. Niektóre poznałem wcześniej, inne później, ale trzon tej przygody tkwi właśnie pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku.

Świeża, soczysto-zielona trawa jest jak delikatny jedwab. Wycisza, otula, daje poczucie bezpieczeństwa oraz wiosennej radości.

Wchodzę do Borowikowego Boru – miejsca, w którym zawsze serce wali mi mocniej. Ile setek prawdziwków w nim znalazłem? Bóg jeden wie. W zeszłym sezonie panoszyło się w nim borowikowe eldorado.

Teraz zazieleniły się tu krzewinki jagód, wiosenną moc pokazały buki, wystawiając swoje delikatne listki na ciepłe promienie Słońca.  

Tam gdzie jest woda, tam życie tętni jeszcze mocniej i głębiej. Siadam na kilka minut przy leśnym oczku wodnym i wsłuchuję się w przyrodniczy rytuał wiosennych dźwięków.

Następne oczka wodne, stawy, dywany zieleniny i piękna, które wybrzmiewa z każdego źdźbła.

Wiosna delikatnością zieleni czule objęła przyrodę i wtłoczyła w nią nieskończone ilości nowego życia.

Widoki, które mam przed sobą zmieniają się jak w kalejdoskopie. Teraz idę w świat jagód, które w czerwcu i lipcu będę skubać ze starannością i radością.

Praca zapylaczy wre w najlepsze. Las wybrzmiewa brzękiem owadzich skrzydeł i dodaje od siebie szelest kołyszących się koron sosen.

Leśne ścieżki i magiczne rewiry, przy poboczu rośnie dorodna brzoza, którą znam od kilkudziesięciu lat.

Zanurzam się w świat aromatycznych sosnowych lasów gospodarczych. Udzieliła mi się wiosenna, odświętna atmosfera, czuję się o 20 lat młodszy.

Jest przepięknie, jest cudownie! Znajduję piestrzenicę kasztanowatą. Zdradza ona poślizg w wegetacji przez wiosenne chłody. Normalnie powinna tu rosnąc miesiąc wcześniej.

Poza nią, spotykam wyłącznie grzyby nadrzewne, czyli potocznie mówiąc – huby. Najważniejsze, że podczas inauguracji sezonu ma miejsce akcent grzybowy.

Grzybów nie ma, ale na dnie lasu przyroda oczarowuje finezją niezwykłości. Spektakle, balety w kategoriach delikatności i rozmaitości. 

Co tu dużo pisać. Nie da się opowiedzieć, nie da nawet na tysiącach zdjęć pokazać, nie da się przelać emocji, które towarzyszą człowiekowi podczas tej uroczystości.

Świat baśni staje się rzeczywistością. Można go dotknąć, powąchać, obejrzeć i przekonać się, że istnieje naprawdę.  

Na dnie lasu jest chłodniej, bardziej tajemniczo z pływającą atmosferą odwiecznej tajemnicy wiosennego nowego życia.

Tak wygląda w jednym kadrze podświadomość i rzeczywistość. Wydaje nam się, że widzimy więcej w rzeczywistości, natomiast podświadomość buduje dalsze otoczenie. Jest dokładnie na odwrót.

Las odkrywa swoje tajemnice. Trzeba iść wolno i rozglądać się, bo czają się ich setki, tysiące i jeszcze więcej.

Z każdym krokiem leśny kalejdoskop przekręca się i układa wciąż nowe wzory. A każdy z nich jest tak samo doskonały co ten poprzedni.

Niezliczone bogactwo, które mnie otacza sprawia, że przez te kilka godzin czuję się właścicielem największego majątku, jaki człowiek może mieć dookoła siebie. 

Pomału zaczynam spoglądać nieco wyżej, aż skieruję wzrok ku niebu i wierzchołkom drzew.

Złocisto-zielony taniec wiosennych barw trwa w najlepsze! Wszystko na tle turkusowego błękitu nieba.

Wsłuchuję się w melodię wiosennego wiatru i nagrywam ten film:

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/14aGqmVNsSUswpJDA1sAEbLbYszaqC5C7

Na kilkadziesiąt minut opuszczam las, aby powłóczyć się przez pola i łąki. Ale powrócę do lasu z jeszcze większą mocą natchnienia, bo w Bukowinie i na jej terenach, moc przyrody jest wszędzie, ładując człowieka do granic pojemności. ;))

Przechodzę obok miejsc, do których prawie nigdy nikt nie zagląda. To schronienie dla zwierząt, głównie saren, dzików, lisów i ptaków.

I ponownie powracam do lasu, aby nagrać uroczysty film z rozpoczęcia sezonu grzybowego 2023.

Wybieram jedno z najpiękniejszych, najbardziej ukrytych miejsc, aby niczym nierozproszony ukazać radość i emocje!

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1ICL_8PMTsWHi_z7-bz0KtfHW7nhMOSFM

Wiosna w Bukowinie to nie tylko zmiana pory roku i naturalne procesy przyrodnicze, które mają miejsce pod wpływem temperatury, długości dnia, opadów itp. To cały pakiet duchowych wibracji, filozoficznej wędrówki i zastanawiania się nad wszystkim, co człowiekowi przyjdzie do głowy. 

To wreszcie niekończąca się podróż i zdobywanie kolejnego poziomu ezoterycznej tajemnicy, która do tej pory wydawała się nieosiągalna. 

Kończy się fantastyczna i barwna wyprawa po najbardziej uduchowionych lasach na Dolnym Śląsku. Po lasach Bukowiny Sycowskiej. 

Z wypiekami na gębie ląduję przy majestacie dębu – “Polnego Wodza” i opowiadam mu, że upiłem się do granic podświadomości Bukowiną Sycowską. Stare mądre drzewo odpowiada: “Oj Lenart, Lenart. Gdyby była jesień to pacnął bym cię żołędziami w łeb, abyś wrócił na ziemię. ;)) Ale masz rację – Bukowina jest jedyna, niepowtarzalna i wyjątkowa. ;)) 

Zanim ostatecznie zakończę wyprawę i wsiądę do pociągu, w głowie układam plan na następną włóczęgę do Bukowiny, która będzie mieć miejsce pod koniec maja…

30 maja – Dziewięć godzin w złotej Bukowinie

Wiosna nabrała wigoru, sprężystości, przepychu, bogactwa, ale wciąż jest delikatna i czuła. W oszałamiającej scenerii rozpoczynam wędrówkę, którą nazwałem dziewięcioma godzinami w złotej Bukowinie.

Zapowiada się jedna z najbardziej sentymentalnych podróży po lasach Bukowiny, ponieważ przeważająca część wyprawy odbędzie się po terenach, które poznałem już w 1988 roku. Zatem cofnę się do lat dzieciństwa.  

Przemieszczam się tzw. “starym szlakiem jagodowym”. Tak po latach nazwaliśmy go wraz z innymi grzybiarzami, którzy również zaczynali poznawać lasy Bukowiny od tych miejsc i chodzili tu na jagody/grzyby.

Gospodarka leśna mocno zmieniła oblicza tych lasów, jednak część z nich rośnie do dzisiaj. Niektóre fragmenty wycięto i posadzono młode lasy, inne – które ponad 30 lat temu były młodnikami, dzisiaj są już wysokie i łatwe do przejścia.

To nie stanowiło dla mnie przeszkody, aby dokładnie przypomnieć sobie szlak, którym wtedy chodziłem kilkanaście razy w ciągu roku, a czasami nawet kilkadziesiąt.

W tych lasach zaczynała się moja przygoda. Tu wykiełkowało ziarno, którego owocem jest teraz blog, hobby grzybowo-leśno-dendrologiczne i wszystko co jest z nim związane.

Jestem jednym z tych sosnowych pędów, który w pewnym momencie zmutował i postanowił nie podporządkować się nikomu i niczemu, tylko podążać swoją indywidualną ścieżką. ;))

Wiosna świeci jasnością zieleni na tle tej ciemniejszej, zeszłorocznej. Młodsze i starsze pokolenie pędu żyje obok siebie w harmonii. 

Nie bardzo wiem, czy patrzeć pod nogi, czy przed siebie, czy go góry? Na tych wszystkich poziomach las oferuje swoje cuda, a każdy z nich jest wspaniały.

Leśną sielankę zakłóca tylko mocno już przesuszona ściółka i narastający brak opadów. Z grzybów znajduję zaledwie jeden gatunek, w dodatku bardzo podsuszony i zmizerniały. O pierwszych borowikach, koźlarzach lub kurkach można wyłącznie pomarzyć.

Podążam w kierunku tunelu, aby przejść na drugą stronę leśnego świata. Tak naprawdę to człowiek podzielił te lasy szlakiem kolejowym, bowiem Bukowina to jeden świat zbudowany z miliona mikro-światów.

Tunel jak zawsze spowalnia tempo wyprawy. Tu należy wykonać stały zestaw rytuałów czyli gadanie, tupanie itp. ;))

Za tunelem udaję się do świata Prądnii Goszczańskiej i będą wędrować wzdłuż niej przez dłuższy czas. Dookoła panuje przyjemny, orzeźwiający i krystaliczny chłód.

Odwiedzam leśne bajorka i bagienka. Niewielkie, ale bezcenne. A za nimi ponownie zanurzam się w piaszczyste ostępy sosnowo-brzozowo-bukowych hektarów szczęścia. 

W brzozowo-sosnowych alejkach zerkam na ściółkę, ponieważ często w nich znajdowałem pierwsze majowe koźlarze pomarańczowo-żółte.

Na piachu leży padalec, a niedaleko niego znajduję jedynego koźlarza, zresztą już mocno wyczerpanego z braku opadów i trochę chyba ze starości. I na tym kończy się majowe “grzybobranie”. ;))

Podsumowując grzybowo miesiąc maj 2023 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że niewielkie zapasy wody z miesięcy zimowych nie wystarczyły, aby w jakimkolwiek stopniu doszło do pobudzenia się grzybni wybranych gatunków grzybów rurkowych, np. koźlarzy pomarańczowożółtych, czerwonych lub krasnoborowików ceglastoporych, ewentualnie borowików usiatkowanych. W miesiącu maju czynnikami wstrzymującymi ruchy grzybotwórcze były przede wszystkim: brak wystarczających opadów i zimne noce, niektóre z przymrozkami.

Do kompletu anty-grzybowych warunków dochodzi też spóźniona wiosna, która na dobre rozkręciła się dopiero w maju. O jej opóźnieniu świadczy chociażby fakt znalezienia 1 maja piestrzenicy kasztanowatej – gatunku, który najczęściej pojawia się w marcu i kwietniu. Pomimo niesprzyjającej grzybom aurze, wegetacja przebiegała prawidłowo, natomiast wiosna po raz kolejny ukazała swoje finezyjne i mistrzowskie oblicza. 

 CZERWIEC 

Czerwiec w moim Tour De Las & Grzyb to przede wszystkim rozpoczęcie sezonu jagodowego, który w tym roku wystartował wyjątkowo późno. To również nadzieja, że wiosenna posucha zostanie mocno złagodzona przez deszcze świętojańskie. Około połowy miesiąca pojawiały się w prognozach nadzieje, że wkrótce przyjdą, jednak ostatecznie opady te zostały odwołane i w gminie Międzybórz susza była kontynuowana.

Chociaż według oficjalnych map IMGW, czerwiec w gminie Międzybórz wyrobił normę opadów względem przyjętego okresu referencyjnego 1991-2020, to jednak deficyt opadów z poprzednich tygodni, coraz cieplejsza pogoda, długie dni i związane z tym większe parowanie, nie były rekompensowane odpowiednią ilością deszczówki. W odpowiedzi na te warunki grzyby kontynuowały swoją strategię nie wychylania kapelusza ze ściółki. 

Ponownie rozpoczęło się śledzenie radarów i wypatrywanie jakiejś burzy lub frontu, które jak zaklęte, omijały krainę Wzgórz Twardogórskich i gminę Międzybórz.

Do połowy miesiąca było bardzo sucho. Następnie pojawiły się burze o ograniczonym zasięgu i oczywiście dziesiątki kilometrów dalej od gminy Międzybórz.

Ciekawie pod względem deszczu zrobiło się na wschodzie i południowym-wschodzie, gdzie opady były częste i systematyczne. Dla odmiany zachód był coraz bardziej suchy, tylko punktowo pojawiały się opady pochodzenia burzowego.

Po 20. czerwca gmina Międzybórz wreszcie otrzymała więcej deszczówki, ale to wciąż było tylko chwilowe przerwanie dłuższego, niekorzystnego trendu braku wystarczających opadów.

To właśnie w drugiej połowie miesiąca padało nad gminą Międzybórz najwięcej i najczęściej, przez co na mapie wyszła norma opadowa. Kto jednak jeździł w teren ten wiedział, że do stanu dobrego nawodnienia lasów było jeszcze bardzo daleko.

Koniec miesiąca przyniósł rozczarowanie, ponieważ wszystkie deszcze świętojańskie zostały przez modele odwołane. Nadzieja na większe opady pozostawała tylko w komórkach burzowych.

17 czerwca – Bukowina przed nadejściem lata

17 czerwca postanowiłem po raz kolejny zedrzeć buty i przemierzyć tereny Bukowiny, sprawdzając przy okazji, czy już można planować jagodowe wojaże.

Zanim poszedłem zaszyć się w sosnowych kniejach, powłóczyłem się po łąkach i polach Królowej dolnośląskich wsi. Dzień był dość pochmurny i duszny, momentami kotłowało się na niebie, przez moment nawet siąpił deszcz, ale później wszystko rozeszło się po kościach.

Podpatrzyłem szybujące drapieżniki, aby za moment samemu poszybować w lesie na nożnych “skrzydłach”. Zieleń nabrała już letniego przepychu, jednak barwami wciąż bliżej jej było do wiosny. 

Przeszedłem przez Bukową Górkę i odwiedziłem fragmenty lasów, które ostatni raz deptałem w marcu 2022 roku. Znalazłem również kępę grzybów rosnących na martwym drewnie.

To czernidłaki, – jedyne odważne, które postanowiły obejrzeć świat wiosennego dostojeństwa lasów Bukowiny. Dla reszty było stanowczo za sucho.

Następnie ponownie wynurzyłem się z leśnych zakamarków na bukowińskie pola i łąki, który znajdują się na “plecach” Bukowiny. Lato rozpakowywało walizki. Zboża podrosły, trawa również.

Podpatrzyłem codzienność życia rolników z Bukowiny, wskoczyłem na kilka minut w brzezinę i młodą świerczynę.

A następnie wyszedłem do samej wsi i uroczyście powłóczyłem się przez nią, zanim po raz kolejny obrałem kierunek do wnętrza leśnej Świątyni.

Tym razem na dobre postanawiał sprawdzić jagodowy stan faktyczny. Pierwsze oględziny stanowisk jagodowych dają podstawę do sformułowania wniosków, że jest kiepsko. A nawet bardzo kiepsko.

Jagód jest bardzo mało, w znacznej przewadze jeszcze nie dojrzały i na razie wyglądają mizernie. Podczas normalnej pogody wiosną i na początku lata, połowa czerwca zawsze była jagodowa, w tym sezonie będzie inaczej. 

Na jagody trzeba jeszcze poczekać i to nie tydzień, ale może nawet ze dwa tygodnie. Bardzo późne przymrozki i brak opadów odbiły się czkawką na owocach.

W Bukowinie bywały już takie sezony, że wiaderko lub kosz jagód zbierałem na początku czerwca, ale zdarzały się też takie, w których przyzwoite ilości owoców zbierało się dopiero pod koniec czerwca lub na początku lipca.

Jednym z takich spóźnialskich sezonów był rok 1997 (powodziowy), w którym bardzo zimna wiosna opóźniła sezon jagodowy aż do początku lipca. Pamiętam jak z ojcem przyjechaliśmy do Bukowiny 24 czerwca z nadzieją na dobre zbiory, a tymczasem na krzewinkach było zielono jak w maju. Dopiero na początku lipca jagody wystartowały z fioletowym wigorem.

Na niebie leniwie przetaczały się chmury kłębiaste, które nie miały ochoty rozwinąć się do rozmiarów porządnie uwodnionej burzy.

Zaczęły kwitnąć jeżyny. Trzmiele uwijały się w pracy, bez nadzoru, bez głupiego szefa i jeszcze głupszego dyrektora. Wykonywały swoją pracę rzetelnie i fachowo. ;))

Zboża podrosły, wrzosy pokryły się zielonym garniturem. Bukowina i jej lasy były w pełni przygotowane do przesilenia letniego.

W drodze powrotnej podjąłem decyzję, że za tydzień pojadę z kolegą na wyprawę dendrologiczną do woj. lubuskiego, a pierwsza jagodowa próba, będzie mieć miejsce na samym końcu miesiąca.

30 czerwca – Pierwsze jagody 

Dwa tygodnie minęły jak z bata strzelił i z samego rana wysiadłem na ziemiach Bukowiny. Od początku było dość duszno i pochmurnie, jednak nie zanosiło się na deszcz lub burzę.

W leśnych stawach, na groblach i w bajorkach wody ubywało, jej przepływ przez rowy były minimalny, a w wielu miejscach woda przestała płynąć. To kiepska perspektywa na następne tygodnie, podczas których mogą przyjść długotrwałe upały. Usiadłem przy jednym z nich na dłuższą chwilę i posłuchałem wczesnego lata.

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1nV-LT3tbEMohfwlnwDPi927VMExHP4Yh

Po ostatnich opadach pojawiło się trochę kałuż, ale dosłownie w oczach wysychały. Za to w leśnych głębinach nadal było bardzo sucho.

Czas zmierzyć się z pierwszym zbiorem jagód w nowym sezonie. Wybrałem stanowiska bardziej gęste, w których wilgoć utrzymuje się nieco dłużej w porównaniu do starych prześwietlonych, o skąpym runie borach sosnowych.

Jak na początek, był to dobry wybór. Znalazłem przyzwoite ilości owoców, chociaż tego typu las miał swoje minusy. Duże ilości trawy, wysoka temperatura i wilgoć pobudziły kleszcze. Musiałem się często oglądać, ponieważ na spodniach pojawiali się nieproszeni goście.  

Nareszcie mogłem rzucić się w wir jagodowej skubaniny, czyli “łagodnej odmiany leśnej psychopatii” jak to powiada jeden z moich znajomych. ;))

Owoce dojrzały i powiększyły się w porównaniu z mizerotą sprzed dwóch tygodni, jednak tylko na stanowiskach, w których wystąpiły lepsze warunki dla jagód. Tu jest ich znacznie więcej. Objętościowo również są masywniejsze od jagód rosnących w innych, mniej sprzyjających im miejscach.  

Późnym popołudniem zapełniam pierwszy jagodowy koszyk 2023. Zmęczony, ale zadowolony jak zawsze. Taka już jest natura jagodowego psychopaty. Im bardziej zmęczony, tym szczęśliwszy. ;))

Świat grzybów, poza pojedynczymi wypryskami gatunków blaszkowych, nadal jest pogrążony w ciszy i nic nie wskazuje na to, żeby ten stan miał się szybko zmienić.

30-sto czerwcowy las to już lato w pełnym wymiarze. Za kilka godzin zacznie się lipiec – miesiąc kwintesencji letniego natchnienia i czaru. 

Przechodzę przez kilka wybranych miejsc, spoglądam w ściółkę, ale grzybów nie ma. Pod tym względem lasy są sprawiedliwie puste. Martwi mnie narastający brak opadów.

Jeżeli lipiec uderzy upałami i nadal nie będzie padać to sytuacja może być trudna. A może jednak (i na szczęście) nie będzie tak źle?

Kończy się czerwiec, paprocie okryły wiele fragmentów lasów, ptaki drą się radośnie i jak zawsze w lasach Bukowiny – JEST WSPANIALE!

Podsumowując grzybowo miesiąc czerwiec 2023 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że był on kontynuacją bezgrzybia, które zapoczątkował maj. Wprawdzie z opadami było trochę lepiej, to jednak nie rekompensowały one deficytu wody z poprzednich tygodni i miały charakter bardziej przelotny/nawalny a nie równomierny i rozciągnięty w czasie. Wszystko to spowodowało, że grzyby nie znalazły chęci aby pokazać się chociaż w minimalnych ilościach.

W czerwcu, zwłaszcza w jego pierwszej połowie wystąpiło kilka bardzo zimnych nocy jako dodatkowy “anty-bonus” dla grzybni. Kiepskie warunki pogodowe odbiły się również na jagodach, które opóźniły się z sezonem o ponad 2 tygodnie. Dopiero na samym końcu miesiąca można było nazbierać leśnych smakołyków w przyzwoitych ilościach, ale nie wszędzie, a jedynie na bardziej wilgotnych i sprzyjających owocom stanowiskach.

 LIPIEC 

I nadszedł lipiec. Miesiąc często nieprzewidywalny w historii grzybobrań w gminie Międzybórz. Czasami bywał uporczywo gorący i suchy, a czasami chłostał lasy hektolitrami deszczów świętojańskimi i masowo “produkował” grzyby. Wydaje się, że ta druga opcja na dobre przeszła do wspomnianej historii, natomiast na przestrzeni wielu ostatnich lat, lipce są zbyt gorące i suche lub zazwyczaj za suche, aby grzyby masowo wystrzeliły ze ściółki. W gminie Międzybórz lipiec to przede wszystkim czas jagód.

Według oficjalnych danych IMGW, lipiec w gminie Międzybórz zapisał się jako miesiąc bardzo suchy. Spadło zaledwie od 30 do 50% normy z lat 1990-2020. Burze, które czasami dochodziły do gminy, generowały bardzo małe sumy opadów lub przechodziły bokiem. Dopiero w drugiej połowie miesiąca popadało nieco więcej, ale i tak do wyrobienia normy było daleko. Dlatego grzyby nie miały ochoty wychylić nawet skrawka kapelusza.

Początek lipca to stosunkowo przyjemne letnie temperatury i niestety skąpe opady, a najczęściej ich brak. Więcej deszczu skupiło się punktowo na południu i północy kraju.

Mniej więcej w połowie miesiąca wykluwały się rasowe burze, które jednak omijały gminę Międzybórz. Najwięcej kotłowało się ich na południu i południowym-wschodzie. U nas padało przede wszystkim w dzielnicach południowych Dolnego Śląska. Nad gminę Międzybórz dochodziły jedynie ochłapy z tych burz. 

Podobna sytuacja miała miejsce po połowie lipca. Na południu i częściowo południowym-wschodzie lało, na zachodzie bez zmian. Sucho z przewlekłą tendencją omijania tych regionów przez wszystkie bardziej uwodnione komórki burzowe.

Jeszcze ciekawiej zrobiło się po 20-stym lipca. Burz przybywało, niektóre okazały się groźne z nawalnymi ulewami, gradem i silnym wiatrem. Gmina Międzybórz dostała z tego wszystkiego zaledwie odrobinę wilgoci, ale dobre i to.

Tymczasem na wschodzie lało i sypało grzybami. Część regionów już w czerwcu miała wielki letni wysyp prawdziwków. U nas można było tylko o nich pomarzyć i pozazdrościć grzybiarzom ze wschodu.

Pod koniec lipca więcej opadów otrzymała wysuszona północ, gmina Międzybórz nadal była mocno przesuszona, opady wciąż były zdecydowanie za małe na jakiekolwiek poważniejsze ruchy w ściółce.

5 lipca – Gdy lipcowe Słońce wschodzi nad Bukowiną

Moja pierwsza lipcowo-jagodowa wyprawa przypadła na 5. lipca. Gdy lipcowe Słońce wzeszło nad Bukowiną, wyruszyłem w leśną, jagodową dal, przemierzając jak pociąg szlak kolejowy. 

Poranek w Bukowinie był kompletnie hipnotyzujący. Podczas złotej godziny działo się tak wiele, że miałem problem z dotarciem do lasu. Po prostu co chwilę zatrzymywałem się i z otwartą gębą podziwiałem ceremonię lipcowej światłości.

Po morzu zboża płynęła rzeka światła, a w oddali falował leśny ocean. Rozpoczął się wyśmienity dzień, który przyniesie mnóstwo leśnych atrakcji i emocji.

Światło zaczęło wchodzić do lasu i już wiedziałem, że również po lesie będę szedł żółwim tempem, ponieważ trwa w nim lipcowy festiwal porannych promieni.

Kiedy doszedłem do jagodowego lasu, ten jakby olśnił moje zmysły z jasnym przekazem: “Tak Paweł . Ciesz się tą chwilą. Rozpoczął się LIPIEC – miesiąc w którym przepadasz w lesie od rana do wieczora”. ;))

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1r0wVbutmS-dJyHEQcf_ENlEFh2jYbnjc

Bór jagodowo-sosnowy błyszczał jak delikatna harfa, której strunami są źdźbła trawy i wygrywają dźwięki prosto z głębi duszy. Po tak uroczystej ceremonii, z pełną werwą wziąłem się do jagodowej pracy.

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1HScUFUNfvzQlwls5_MJaJ2bP0r9FSROk

Na skraju boru owoce były niezbyt grube, ale im głębiej w bór, tym więcej grubszych jagód. Prognozy pogody “grzmiały”, że w godzinach popołudniowych nad Bukowinę nadciągną potężne burze. Cóż, zobaczę jak to wyjdzie w rzeczywistości.

Słońce wzniosło się wysoko, zrobiło się gorąco. Raz na godzinę spoglądałem na radar pogodowy. Coś tam szło, coś się kluło, ale trzeba robić swoje, póki jest spokojnie. W pobliżu śpiewała wilga – egzotyczna ptasia wokalistka.

W godzinach późno-popołudniowych zakończyłem zbiory. Pierwszy lipcowy, wyśmienity zbiór jagód zaliczony. W między czasie doszło do zawirowania w pogodzie, co przybliżę kilka zdań i zdjęć niżej.

Sezon jagodowy nareszcie zaczął się porządnie rozkręcać, ale wciąż trzeba było szukać bardziej wilgotnych stanowisk z obfitszym runem/podszytem, aby znaleźć dorodne jagody. W suchym prześwietlonym borze owoce były małe.

W przerwie powłóczyłem się trochę tu i tam, aby również ‘nazbierać’ lipcowego lasu do aparatu fotograficznego. W lesie nie spotkałem nikogo. Na stanowiskach jagodowych nie odnotowano innych homo sapiens poza mną. ;))

Masowo zaczęły dojrzewać maliny, których zjadłem na miejscu ze trzy garście. Smaki lata połaskotały podniebienie. Pychota!

Znalazłem też grzyby, które zresztą znajduję co roku w tym samym miejscu. Nie mam pojęcia, czy to któryś z gatunków pieczarki, czy zupełnie coś innego. Poza nimi, w lesie panowały kompletne grzybowe pustki.

Po południu poderwał się wiatr, niebo pociemniało, w oddali było słychać grzmoty. Spojrzałem na radary i zobaczyłem, jak z minuty na minutę burza wytraca swój potencjał energetyczny. Niemniej warto było przez kilka minut popatrzeć na horyzont.

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1ucB6A3O_C67Edk1L-EZXODpIZBM8D0Dt

Ostatecznie popadało może ze 20 minut, ale do leśnych gęstwin praktycznie nic nie dotarło. Za to tuż przed opadami wiatr potargał drzewami, co uwieczniłem na krótkim filmie.

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1-LXzfistGWkffKTu2hEBay_VGlFaD5wp

Pierwsze lipcowe (a drugie w sezonie) jagodowe skubanie zaliczone. Nie wytrzymam długo we Wrocławiu i już planuję kolejną wyprawę. ;))

8 lipca – Lipcowy czas i las w Bukowinie

Wybór padł na 8. lipca. Tym razem przyjechałem do Bukowiny dość późno, wysiadłem na stacji i wyruszyłem w nieco inne rejony niż ostatnio. Dla przygody, urozmaicenia i sprawdzenia, jak to jest z jagodami w pozostałych regionach gminy Międzybórz.

Lato rozlało się po krainie grzybami i jagodami pachnącej. Po duchowej obfitości i zmysłowej uczcie. Tym wszystkim jest Bukowina.

Zanim dotrę do jagodowych lasów, po drodze sprawdzę dla sezonowej statystyki kilka grzybowych miejscówek, chociaż wiem, że poza hubami raczej nic nie znajdę.

I rzeczywiście huby są. Tutaj w roli saprofitów rozkładających drewno martwego pnia po powaleniu drzewa. Jednak las sprawił mi inną grzybową niespodziankę.

To kilka krasnoborowików ceglastoporych, które jakimś cudem wyrosły w pobliżu leśnego bajorka w trawie. Gdzieś tam coś więcej pokapało i grzybnia zaskoczyła. Wszystkie owocniki były jednak miękkie i wymęczone gorącą pogodą, dlatego pozostawiłem je w lesie.

Odwiedziłem kilkanaście moich szlagierowych miejsc na “łapanie” leśnych i rolniczych krajobrazów Bukowiny oraz jej okolic. No i nałapałem. ;))

Spokój, cisza, lato, błękit nieba, dojrzewające zboża, wolność! Przede mną wiele godzin skubania jagód, a tymczasem leń podpowiada mi: “Walnij się na glebę, odpocznij, popatrz w niebo i pobujaj w obłokach”. ;))

To wyjątkowo miła propozycja, ale nie dałem się omamić leniowi, chociaż muszę mu przyznać, że jego argumentacja była bardzo dobra i kusząca.

Postawiłem jednak na to, co zaplanowałem, czyli przejście przez szerokie pola, łąki, zakamarki, drogi, aby znaleźć się w zacienionym, pachnącym lesie.

Jeszcze szosa i kolejna łąka. Do celu mam już blisko. Zrobiło się bardzo ciepło, ale na szczęście nie upalnie. Sosny pachną wybornie, zbaczam z szosy i wchodzę na piaszczystą ścieżkę.

Za kilka minut skończy się poranna włóczęga i trzeba ostro brać się do roboty. Jestem ciekawy, jak w tej części lasów wygląda sytuacja z jagodami.

Po pierwszych oględzinach i zebraniu 2-3 litrów spostrzeżenia są takie, że jest bardzo podobna. Żeby nazbierać grubszych owoców, trzeba zanurzyć się w większe gęstwiny i bardziej zacienione zakątki.

Jagód jest sporo, ale nie jest to “super-wysyp” z jakim czasami miałem do czynienia w tych lasach. Niemniej do wczesnych godzin wieczornych powinienem uzbierać przyzwoitą ilość fioletowych skarbów.

Tak też się dzieje i po godz. 18 mówię sam do siebie – na dzisiaj wystarczy, tym bardziej, że mam dosyć spory kawałek drogi powrotnej do przejścia, a przecież w między czasie trzeba się zatrzymać i zajrzeć w kilka miejsc oraz pstryknąć trochę zdjęć.

A więc trzecie jagodowe podejście kończy się pełnym sukcesem. Następnym razem ponownie pójdę w inne rewiry Bukowiny, aby mieć jeszcze dokładniejszy ogląd sytuacji jagodowej.

Ok. Ale najpierw trzeba wrócić na stację i zakończyć obecną wyprawę. Przechodzę przez przepiękne, urokliwe lasy jagodowe i podgrzybkowe.

Wychodzę na szeroką piaszczystą drogę, która ciągnie się ku górze. Od razu jest tu o kilka stopni cieplej w porównaniu do miejsc, w których zbierałem jagody.

Idę na skróty po gospodarczych sośninach hipnotyzujących żywicznymi aromatami. Postanawiam nagrać film z lipcowego boru.

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/10xx-kNcvy07jtW_ufYxYHQSplrWqW-Ic

W ciągu niecałej godziny leśny kalejdoskop co trochę serwuje mi różne poziomy emocji, zmieniając swoją szatę, wystrój, ubarwienie, gęstość i skład gatunkowy drzew. Uwielbiam tę różnorodność na stosunkowo niewielkim obszarze.

Lipiec rozpanoszył się na dobre. Lato mu wtóruje. Dyryguje zielenią w rytmie wiatru, Słońca i błękitu nieba.

Nieliczne chmury zanikają, nad gminą Międzybórz usadowił się letni pogodny wyż. Wiatr cichnie, tylko słoneczna gorąc bije po twarzy wędrowca. 

Pomału opuszczam leśne knieje i wydeptanymi ścieżkami obieram kurs w kierunku do stacji kolejowej w Międzyborzu, ponieważ mam do niej bliżej niż do Bukowiny.

Pod błękitnym oceanem nieba przelatuje samolot, natomiast zboże faluje kłosami. To wszystko jest takie pięknie i tak szybko przeminie…

Ostatnie fotografie z terenu i kolejna wyprawa dobiega do końca. W planie jest już następna, jednak dopiero za tydzień, czyli w połowie miesiąca. Lipcu jagodowy, latem ubarwiony, dlaczego tak szybko uciekasz?

15 lipca – Czarująca szata lata w Bukowinie

Połowa lipca w Bukowinie. Szykuje się solidny upał, od rana jest pogodnie i bardzo ciepło. A ja wyruszam na polowanie…

Wybieram solidną ambonę i uzbrojony w aparat fotograficzny chcę nastrzelać co najmniej kilkanaście zdjęć. Pomału wchodzę po szczeblach i… pobijam życiowy rekord w szybkości zejścia z ambony, kiedy w środku dostrzegam masywne gniazdo szerszeni. ;))

Za to czarująca szata lata panoszy się po Bukowinie, a ja jestem świadkiem tego panoszenia. W przyrodzie rozpoczął się roślinny przepych i bogactwo. Wszystko bujnie zarosło, przez wiele ścieżek obecnie nie dam rady się przedrzeć. 

Nastał czas letniego barokowego piękna, w którym jest duszno, gorąco i jednocześnie wspaniale. Jeszcze kilkanaście minut oglądania, podziwiania, fotografowania i trzeba zwiać do lasu, ponieważ Słońce zaczyna solidnie przypiekać.

Zbliżają się żniwa, kłosy zbóż pęcznieją i dojrzewają. Trochę martwi mnie ten upał, ponieważ lasy są przesuszone i zagrożenie pożarowe gwałtownie wzrasta.

Z jagodami też może być różnie. Po tygodniu takich upałów mogą zacząć szybko wysychać, a liście więdnąć. Bywały już takie sezony, kiedy upał i susza wykończyły delikatne krzewinki jagód.

Szybko przemieszczam się do lasu i udaję do jagodowych lasów. Blisko Bukowiny, jednak na stanowiskach, w których jeszcze nie zbierałem jagód w sezonie 2023.

Wreszcie więcej cienia, Słońce z każdą minutą operuje mocniej i goręcej. Rozpoczyna się długi upalny dzień w pełni lata.

Zaszywam się na wiele godzin w gęstym lesie sosnowym z dodatkiem świerków, buków, dębów i brzóz. Znalazłem się w centrum barokowego lasu. Pełnego przepychu, gęstej atmosfery, zarośniętego, w którym znajduję całkiem dorodne jagody. Nagrywam go na filmie.

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1je_z6NDzuObw61Kin_wcq1iG90oqr1mY

Chciałeś Lenart lato to masz! Temperatura w cieniu dobija mniej więcej do 33-34 kreski. Dobrze, że mam ze sobą dużo wody, do końca wyprawy powinno wystarczyć.

Przed 18 postanawiam zakończyć upalne, ośmio-lipcowe skubanie krzewinek borówki czarnej.

W tych warunkach i przy jednak niezbyt dużej ilości dorodnych owoców, zbiór uważam za bardzo dobry. Zaczynam się zastanawiać, czy wracać już na stację, czy powłóczyć się jeszcze po lasach dla rozprostowania kości?

Oczywiście wybieram drugi wariant osobistych dywagacji, ale najpierw odpoczywam, posilam się i uzupełniam to, co ze mnie wyparowało.

Na pociąg po 18 nie zdążę, będę wracać ostatnim przed 20. W sumie na skróty to mam blisko do Międzyborza, a po drodze znajduje się wiele malowniczych zakątków, które warto by “strzelić” do obiektywu na pamiątkę z barokowego lipcowego przepychu.

Koszyk i wiaderko w dłoń, do torby, zabezpieczone i pomału wyruszam w leśne przeznaczenie włóczęgi. Słańce pali, a ja na pełnym luzie idę do przodu, co kilka minut przystaję, czasami wezmę łyka wody i fotografuję leśny barok.

Ponownie w lasach nie ma nikogo. Zaglądam do młodego lasu bukowo-grabowo-dębowego i naiwnie zerkam, czy może jednego symbolicznego borowika w nim znajdę. Nie rośnie kompletnie nic.

Wiele dróg optyczne zawęziło się, kiedy bujna roślinność opanowała ich pobocza. Teraz sprawiają wrażenie bardziej dzikich, nieprzystępnych, jednocześnie są bardziej klimatyczne i przytulne.

W sosnowych ostępach panoszy się paproć, krzewinki jagód i delikatne trawy. To wszystko podziwiam z jednego miejsca. Powraca mój zachwyt nad bogactwem i różnorodnością pozornie biednych piaszczystych sośnin.

Barokowy przepych zdominował przyrodniczy leśny świat. Niech trwa jak najdłużej, zanim przyjdą jesienne słoty i obumieranie liści.

Barokową sielankę kończą trzebieże w świetnym podgrzybkowo miejscu. Co któreś tam drzewo leży, a przed lasem widnieje złowrogi zakaz. Drwali nie było. Może skończyli już pracę, może zakończyli ją wcześniej przez upał.

Spoglądam na zegarek i dochodzę do wniosku, że zbyt długo zachłysnąłem się barokiem. Czas do pociągu skurczył się na tyle, że muszę przyśpieszyć tempo wycieczki.

Ale jak przyśpieszyć, kiedy las czaruje, a ja wariuję? ;)) Co trzeba mieć w głowie, żeby po wielu godzinach skubania jagód w trzydziesto-kilkustopniowym upale, mieć jeszcze chęć łażenia po terenie.

Albo czego trzeba nie mieć? ;)) Owszem, zmęczenie trochę doskwiera, ale… Wystarczy, że spojrzę w dal i już mi przechodzi. Bukowina i jej otoczenie działają na mnie jak mikstura energetyczna.

Późnym popołudniem albo wczesnym wieczorem upalny dzień pomału wyczerpuje swój palący potencjał. Za to zboża wyglądają wyśmienicie!

Teraz to one są numerem jeden w kadrach fotograficznych. Czasu mam coraz mniej, więc szybko zasuwam na stację, wybierając najkrótszą możliwą trasę do przejścia.

W końcu dochodzę do torów kolejowych i żwawo zasuwam na stację. Do pociągu mam jeszcze 20 minut, czyli jest dobrze. Dałem radę. Leśny fanatyzm trwa w najlepsze. ;))

W Międzyborzu stoi pociąg powrotny do Wrocławia, nagrzany jak cholera (albo i dwie cholery), ale jak rozpocznie podróż to przez otwarte okna włączy się naturalna klimatyzacja. ;)) Piętnasto-lipcowa wyprawa jagodowa była najgorętsza w całym sezonie. I co z tego? Ano to, że była KULTOWA! To przecież jasne jak Słońce i proste jak drut!

20 lipca – Jagodowy świat Bukowiny

Po upałach przyszło orzeźwienie. Wreszcie więcej popadało, ochłodziło się o ponad 10 stopni C, na stacji w Bukowinie pojawiły się długo nie widziane kałuże. Przyjeżdżam bardzo wcześnie i wyruszam starym szlakiem jagodowym, którym ostatnio szedłem pod koniec maja.

Jest bardzo przyjemnie, upalne zwrotnikowe masy powietrza zostały zastąpione przez znacznie przyjemniejsze, polarno-morskie. Nad Bukowiną wstaje nowy dzień.

Chmury przetaczają się po niebie, Słońce swoim blaskiem przebija się przez ich cienką warstwę, roztaczając nad wioską magiczną aurę.

Wrzosy napiły się, miejscami nawet kałuże stoją w lesie, chociaż większość z nich wyschnie jeszcze w tym samym dniu.

Idę przez lasy mojego dzieciństwa i to w nich upatruję szansy na porządne zbiory, bowiem większość z nich spełnia kryteria tego dosyć wymagającego sezonu. 

Nie muszę pisać, co czuję i nawet nie chcę, ponieważ nie potrafię. Przed oczami migają kadry z końcówki lat 80-tych i lata 90-te. Pamiętam wiele szczegółów, czasami zastanawiam się dlaczego aż tak wiele?

Podążam do jagodowego świata Bukowiny tak, jakby coś lub ktoś mnie prowadził. Zatrzymuję się, gdyż widzę coraz grubsze owoce. Jest ich też coraz więcej. To coś lub ten ktoś podpowiada mi, że jeszcze nie tutaj, jeszcze kilkaset metrów.

I zaszywam się w tym świecie na wiele godzin. Warunki do zbierania są znacznie lepsze niż kilka dni temu. Robota idzie wyśmienicie.

Regułą jest to, że najwięcej jagód znajduje się w najbardziej zarośniętych stanowiskach. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja po skrajach jagodowego boru.

Tutaj Słońce zbyt mocno przypiekło i jagody są mniejsze, a do tego liście wyglądają na częściowo wysuszone oraz zwiędnięte. Do tego dochodzi wiosenna susza i przymrozki. 

Ale są wyjątki od tych reguł. Jedna z nich jest na zdjęciach. Las niezbyt zarośnięty, natomiast jagód rośnie mnóstwo i to w grubszych rozmiarach, zarówno XL jak i XXL.

Najlepszy zbiór w sezonie stał się faktem. Wprawdzie podobny miałem 5. lipca, ale teraz jagód znalazłem więcej i nazbierałem je jeszcze szybciej.

Tym razem nie zrobiłem końcowych zdjęć zbioru w pobliżu stacji, jak to najczęściej mam w zwyczaju. Od razu rozpocząłem sesję fotograficzną w lesie, za to w oddali, chyba usłyszałem grzmoty.

Rzeczywiście, w moim kierunku podążała niewielka komórka burzowa, ale ostatecznie zakończyło się to tak, jak na początku lipca, czyli krótką ulewą i szybkim przejściem burzy.

Jagodowy świat Bukowiny obdarował mnie tysiącami granatowych pereł prosto z krzewinek. Teraz pozostało zabezpieczyć zbiory i spokojnie wyruszyć w drogę powrotną. 

Tym razem pstryknąłem już niewiele zdjęć, ale do podsumowania wybrałem te najlepsze, jakie zrobiłem głównie w przerwie w zbieraniu i z rana po drodze, kiedy zmierzałem do jagodowego świata Bukowiny.

Nie tylko zresztą jagodowego. Te lasy obfitują w podgrzybki, a dla bardziej wtajemniczonych grzybiarzy oferują koźlarze, borowiki i kurki oraz kilka innych cennych gatunków grzybów.

Tylko należy je “wyszperać” czyli wyszukać. Jednak w lipcu nic w nich nie wyszperałem. Świeciły całkowitymi pustkami.  

Za sosnowymi borami o skąpym runie znajdują się znacznie gęstsze oazy leśnej zieleni, w których można obejrzeć np. topole, olchy, dęby lub graby.

Są to hektary lasów otaczające Dziesławski Potok, który przez większą część roku jest wyschnięty, jednak panuje tu specyficzny mikroklimat, a także cenne przyrodniczo siedliska. 

Za Potokiem znajduje się wygodna droga, którą można kontynuować leśne wojaże w kierunku Drołtowic. To jest już dość daleka wyprawa od Bukowiny, ale warta przejścia. Przy okazji nagrywam zająca zapętlonego w jeżynach i pokrzywach. Kiedy mnie ujrzał wydarł równo. ;))

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1q9K1pVvrJXrV4w8PifS6p6TBR-9sMcOF

Znalazłem jednego grzyba, który wyrósł w trawie i na nim rozpocząłem oraz zakończyłem grzybobranie. ;))

Malowniczo prezentowały się wypiętrzające komórki opadowe, z których jedna zorganizowała się w niewielką burzę. Postraszyła, parę grzmotów z niej wyleciało i poczęstowała lasy krótkotrwałą ulewą.  

Dwudziesto-lipcowa wycieczka do Bukowiny zbliżała się do końca. Potwierdziło się moje przekonanie, że co najmniej raz w sezonie warto wrócić do korzeni. Do lasów dzieciństwa, w których znalazłem jagodowe eldorado.

Późnym popołudniem podziwiam oddalającą się burzę nad lasami i przychodzę na stacyjkę w Bukowinie. Czas wracać z leśnego transu do rzeczywistości, ale i tak przyjadę tu ponownie. Szybciej niż komukolwiek się wydaje. ;))

Zaliczyłem już 5 jagodowych wypraw w sezonie. Postanawiam, że przyjadę za dwa dni jeszcze raz i zakończę zbiory jagód podczas Tour De Las & Grzyb 2023. W prognozach widać kontynuację chłodniejszej, orzeźwiającej pogody, a więc wywinę się upałom, które dopadły mnie w połowie miesiąca. Ciekawe, czym las mnie oczaruje? Wiem, że zrobi to na pewno.

22 lipca – Przed żniwami za jagodami

Dwa dni minęły i jestem już przy dojrzałym zbożu otoczonym lasami. Kłosy przygotowane do żniw, tylko jeszcze trochę podeschną i rolnicy wyruszą do pracy.

Pogoda wyśmienita, trochę chmur, trochę Słońca, przyjemne podmuchy zachodniego wiatru, a więc naprzód w las!

Coś mnie korci, aby przejść się przez podgrzybkowe bory. Do dzisiaj nie wiem co to było, bo ani jednego grzyba w nich nie znalazłem. ;))

No ale jak to coś podpowiada to idę, bo a nuż widelec gdzieś coś wyrosło. Okazało się, że sztućce nie pomogły, nawet łyżka, łyżeczka i scyzoryk. ;))

Mimo to przeszedłem przez brzozowo-kozakowe alejki, bo w nich często gęsto rosną koźlarze i w ogóle bardzo przyjemnie się chodzi w ich otoczeniu.

Sprawdzam też skupiska topoli osiki, gdzie skrywają się koźlarze czerwone i topolowe. Wszędzie jest sprawiedliwie pusto.

Ok. Trzeba dać sobie spokój z szukaniem grzybów których obecnie nie ma. Tylko, że do lasów jagodowych mam jeszcze kawałek, no to po drodze wejdę tu i tam. ;))

Po prostu pogoda sprzyja leśnym spacerom i korzystam z niej, bo jak już wejdę w jagody to będę w nich siedział i siedział. A później już będzie trzeba wracać z powrotem i ciężarem.

Jestem blisko lasów, które obrałem za cel jagodowej wyprawy. Pagórki, dołki, paprocie i krzewinki borówek. Pięknie tu, przytulnie, swojsko i urokliwie.

W tych paprociach znajduję bardzo ładne jagody. Zaszywam się w nich na wiele godzin, chociaż najpierw mocno pryskam ubrania przeciwko kleszczom, których niestety jest w nich dość dużo.

Ostatni zbiór jagód 2023 zakończony. Można się wyprostować, przeciągnąć i powiedzieć – baranie i po co ci to było? ;))))

Zakwasy wszędzie, a rozumu i tak nie przybędzie. ;)) Pozostało mi jeszcze policzyć ilość zebranych jagód.

Mam nadzieję, że nikt nie dał się nabrać. Aż tak kopnięty to nie jestem. ;)) Czas wyruszyć z powrotem, krótszym szlakiem. Jak dobrze, że znam te lasy jak własną kieszeń i wiem gdzie się wśliznąć, aby dojść jak najszybciej do celu.

Las ponownie zaprasza do odkrywania jego wdzięków. Teraz wtopiłem wzrok w dywan porostów, a kilkanaście metrów dalej, przy polnej drodze pochylam się nad kwiatami.

Jagodowa część Tour De Las & Grzyb 2023 dobija do mety. Mamy bardzo późne popołudnie w lasach podczas pełni lipca – miesiąca, który dla mnie był bardzo udany, chociaż grzybowo pusty jak rachunek bankowy po upadku piramidy finansowej. 

Przechodzę jeszcze przez przytulną część sosnowych borów i przy ezoterycznych dźwiękach Nebula Orionis oraz podmuchach zachodnich wiatrów nagrywam ostatni lipcowy film:

LINK: https://drive.google.com/drive/folders/1myqbnS19BoDGapEGNyswHmVNaGjZUpza

Podsumowując grzybowo miesiąc lipiec 2023 roku w gminie Międzybórz należy stwierdzić, że dużo mniejsze od normy opady przy wysokich temperaturach i pojawiających się w niektórych dniach upałach, stanowiły solidną mieszankę do gwałtownego przesuszenia ściółki leśnej. Przebieg pogody nie dał najmniejszej szansy, aby chociaż punktowo mogły się uformować pojedyncze owocniki letnich grzybów rurkowych.

Deficyt solidnych opadów ciągnący się od maja był dodatkowym i niekorzystnym czynnikiem wspomagającym grzybową pustkę. Pojedyncze i wymęczone owocniki krasnoborowików ceglastoporych, które bardzo sporadycznie pojawiły się w pierwszej połowie lipca należy potraktować jako wybryk grzybni i egzotyczną ciekawostkę na masowym bezgrzybiu.

Sezon jagodowy otrzymuje ocenę dostateczną z plusem. Jego początek był mizerny, w połowie czerwca na próżno było planować jagodowe wyprawy, które w normalnych pogodowo latach o tej porze dojrzewały i rosły na pewniaka. Dopiero lipiec rozkręcił fioletowe skarby, jednak w wielu miejscach owoce były małe, co powodowało konieczność szukania ich w głębszych, bardziej zacienionych oraz wilgotniejszych fragmentach lasów.

Pierwszej części sezonu grzybowego, który w tym roku obejmuje miesiące maj-lipiec, wystawiam najsłabszą ocenę, czyli szkolną jedynkę (lufę), co nie zmienia faktu, że oglądanie leśnego przeobrażenia w tych trzech miesiącach dostarczyło mi hektolitrów frajdy i radości. To był kolejny sezon, kiedy w gminie Międzybórz wystąpił problem z małą ilością opadów w czasie, kiedy rośliny mają na nie największe zapotrzebowanie.

Drugą część podsumowania sezonu grzybowego 2023 postaram się opublikować przed Nowym Rokiem.

– Mapy z miesięcznymi sumami opadów, anomaliami sum opadów i rozkładem dobowych sum opadów:

IMGW

https://klimat.imgw.pl/

https://www.imgw.pl/

DARZ GRZYB! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.