Skip to content
Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz.
♦ Część 1: MAJ-SIERPIEŃ 2018. ♦
Kiedy na bukowińskiej stacji kwitnie bez, a klon srebrzysty “Bukowianin” pokrywa się soczysto-zieloną szatą swoich ostro i finezyjnie zakończonych liści, wiem, że nadchodzi wyjątkowy okres. Wtedy to wyruszam na leśne przygody bez względu na wszystko. Witam uroczyście las i wykonuję sekretną ceremonię, aby sezon był pomyślny, a każda wycieczka przyniosła mnóstwo wrażeń i emocji. Las – bez względu na przeciwności pogodowe, zawsze dostarcza mi duchowej uczty najwyższej próby. Czas na subiektywne podsumowanie mojego 31. Tour De Las & Grzyb, który wypadł w 2018 roku.
♦ MAJ ♦
Tegoroczne podsumowanie podzieliłem na dwie części (w poprzednim roku były trzy). Wynika to ze specyfiku tego sezonu, który – jakby nie patrzeć – należy do jednych z najbardziej dziwnych w gminie Międzybórz, odkąd przyjeżdżam w te tereny, czyli od 1988 roku. Tradycyjne i oficjalnie rozpocząłem poszukiwania śladów życia grzybowego w królestwie majowej, bukowińskiej przyrody. Pomimo suchych warunków, nie sposób nie zarazić się optymizmem przyrody, który tryska z każdego kwitnącego kwiatu, krzewu i drzewa. Maj to raj. Dla oczu, duszy i serca.
Majowy optymizm, stopniowo był przygaszany przez brak opadów, który w gminie Międzybórz wyraźnie dał się zauważyć po bardzo suchej ściółce, wysychających rowach i strumieniach oraz twardej jak beton ziemi na polach. W maju na gminę Międzybórz spadło zaledwie 60-70% normy opadów, przyjmując okres referencyjny 1971-2000.
Właściwie tylko trzy doby w maju były z większymi i bardziej znaczącymi opadami deszczu. Warto podkreślić, że na sam koniec maja (30 maja w nocy), przeszła – trwająca kilka godzin burza, która niekoniecznie zahaczyła o stacje pomiarowe i stąd – pomimo solidnych opadów, na mapie nie widać tych opadów.
Pamiętam to dokładnie ponieważ właśnie 30 maja przyjechałem na wycieczkę, gdzie przeszedłem lasami z Bukowiny do Twardogóry i byłem nieźle i miło zaskoczony ilością wilgoci i kałużami w lesie. Pod koniec wycieczki wstąpiłem do sklepiku w Twardogórze i tam porozmawiałem z Panią ekspedientką, która mówiła mi, że burza zaczęła się po godzinie drugiej i zakończyła około godziny szóstej.
Ale to było pod koniec maja. Na początku miesiąca było już mocno sucho i nie było co liczyć na jakiekolwiek grzyby, chociaż natura grzybiarza jest taka, że jak już chodzi po lesie, to nawet przy niesprzyjających warunkach, rozgląda się za grzybami.
Wynika to stąd, że – po pierwsze – las często lubi zaskoczyć wbrew – wydawałoby się – fatalnym warunkom, po drugie – zawsze jest nadzieja, że lokalnie mogło padać, chociaż nie widać tego na mapach i las może wykluć małe, kapeluszowe co nieco.
W miesiącu maju, praktycznie zawsze można liczyć na żółciaki siarkowe i to nawet wtedy, kiedy mamy do czynienia z niedoborem opadów. Żółciaki to jedne z najbardziej intensywnie ubarwionych grzybów nadrzewnych, które przykuwają uwagę nie tylko swoim wyglądem, ale też faktem, że można je spałaszować. Warunek – owocniki muszą być młode i soczyste. Można je panierować i sporządzić jak sznycle.
W tym roku majowe żółciaki (kotlety) nie zawiodły i na początku miesiąca zdobiły co to bardziej słabe drzewa, które zostały zaatakowane przez ich grzybnię. W gminie Międzybórz, często znajduję żółciaki na dębach czerwonych. Jest to gatunek dość licznie występujący w tutejszych drzewostanach.
Poza żółciakiami, tradycyjnie można było znaleźć inne gatunki hubiaków, które jednak bledną w porównaniu do żywo-słoneczno-żarówiastych żółciaków.
Majowe grzyby to także wiele, mniej lub bardziej znanych grzybów blaszkowych, rosnących w kępkach, w tym czernidłaki. Przez niesprzyjające warunki, było ich w tym roku bardzo mało i szybko wysychały.
Za to jagody kwitły na potęgę, a właściwe to już przekwitały, bo tegoroczna wiosna należała do jednych z najbardziej spektakularnych, jakie miałem okazję przeżyć i zobaczyć. Wielkie ciepło, które zapanowało w pierwszych dniach kwietnia, dało niesamowitego kopa przyrodzie i przyśpieszyło wegetację nawet o 3-4 tygodnie. Stąd jagodniki w maju, wyglądały jak w czerwcu.
W połowie maja znalazłem swojego pierwszego borowika usiatkowanego i – jak się później okazało – ostatniego w tym miesiącu. Żeby tradycji stało się dość, był kompletnie robaczywy i pozostał w lesie oraz na moich zdjęciach. ;))
W majowym lesie gminy Międzybórz tradycyjnie “łapałem” też w obiektyw wszelkie piękno wiosennego lasu, które – także tradycyjnie – zawsze spowalnia tempo moich wycieczek. Majowy padalec na leśnej drodze także miał w tym udział. ;))
Nowe życie w leśnych bajorkach i groblach. Setki młodych kijanek, które zafascynowały mnie nie mniej niż “nadwodna” strona lasu. Część z nich została pewnie pożarta przez inne organizmy, ale te, co przeżyły, obecnie smacznie śpią, czekając na wiosnę 2019 roku.
Końcówka maja i pierwsze, dojrzewające jagody. To zwiastowało rychłe rozpoczęcie się “żmudnej” części sezonu, czyli zbioru jagód. Zastanawiałem się, jaki będzie sezon jagodowy 2018 i czy przyjdą wystarczające opady, aby owoce mogły solidnie napuchnąć?
Motyw często pokazywany na moim blogu. Bukowiński mostek/tunel (jak zwał tak zwał, ważne, że mostek nie zwiał). ;)) Są to szczególne dla mnie zdjęcia, chociaż podobnych lub wręcz identycznych mam w swojej kolekcji sporo. Szczególne dlatego, ponieważ pokazują mostek jeszcze przed wielką wycinką drzew, która miała miejsce w lipcu i którą częściowo też pokazałem w podsumowaniu miesiąca lipca.
Rozbuchana wiosna w maju, dawała przyrodniczego kopa wegetacyjnego i pod koniec miesiąca, oglądając las, miałem takie oto wrażenie: “czerwcowy las w miesiącu maju”. Wszystko pędziło do przodu, bo ciepła pogoda nie odpuszczała. I wszystko byłoby wspaniałe, gdyby nie coraz bardziej pogłębiająca się susza.
Podsumowując grzybowo miesiąc maj 2018 roku w gminie Międzybórz, mogę właściwie napisać jedno zdanie, ujmujące sedno sprawy. Koń z Goli Wielkiej by się uśmiał. ;)) O grzybach jadalnych, poza żółciakami siarkowymi, można było pomarzyć. To już kolejny, bardzo słaby grzybowo miesiąc maj w gminie Międzybórz i niestety suchy. Coraz bardziej wątpię, czy powtórzy się tu tak niesamowity grzybowo maj, który miał miejsce w 2004 roku (to aż 14 lat temu).
♦ CZERWIEC ♦
Miesiąc czerwiec to przede wszystkim rozpoczęcie sezonu jagodowego. To też miesiąc, w którym grzyby powinny pokazać się w co najmniej “na obiad” ilości. Niestety nie w 2018 roku. Miesiąc ten zaskoczył jagodami, chociaż właściwie było jasne, że przez szybszą wegetację, sezon na zbiór małych, granatowych owoców ruszy z kopyta.
Na mapy sum opadów patrzyłem z coraz większym niepokojem. Od początku roku, żaden miesiąc w gminie Międzybórz nie wyrobił normy opadów. Czerwiec – jako, że jest jednym z najbardziej deszczowych miesięcy w roku, dawał nadzieję, że ta przykra tendencja się odwróci. Niestety nic z tego. Kolejny miesiąc zakończył się pod kreską wobec normy 1971-2000. ;((
Bardziej liczące się opady w czerwcu dla gminy Międzybórz, miały miejsce dopiero po 20-stym. Tzw. “deszcze świętojańskie” nazywane też “europejskim monsunem letnim” kompletnie w tym roku nawaliły. Mieliśmy za to “przewlekłą upierdliwość wyżową”, która nie dopuszczała żadnych, głębszych i wydajnych opadowo układów niżowych.
Jeżeli już zdarzyły się większe opady, to były one nierównomiernie rozłożone (punktowe) i najczęściej krótkotrwałe. O większym namoczeniu – coraz bardziej wysuszonej ściółki – nie było mowy.
Niektóre opady wręcz “krążyły” w pobliżu gminy Międzybórz, ale nie zdołały się do niej wedrzeć i podlać spragnioną, bukowińsko-międzyborską ziemię. Za to słoneczka było w ilościach hurtowych.
Pomimo tego, sezon jagodowy wystartował w pełni. Jeszcze nie było tragicznie (trochę wilgoci trzymały mchy, ściółka i same krzewinki jagodowe), ale pierwsze symptomy niedoboru opadów można było już zauważyć.
Przede wszystkim przejawiały się one w wielkości jagód. Znaleźć dobrą miejscówkę z dużymi jagodami było trudno. Przeważały owoce w średnich i małych rozmiarach, co bardziej zniechęcało do ich zbioru ponieważ wydłużało czas, który trzeba było na to przeznaczyć.
Ale bywały też gorsze, zauważalne symptomy braku opadów. Na stanowiskach bardziej nasłonecznionych czy prześwietlonych, liście przybierały barwy szarości i suchości, a owoce były bardzo małe.
Pomimo tej niekorzystnej tendencji, cały dzień spędzony na jagodach, dawał bardzo dobre efekty. W czerwcu trafiło się też kilka stosunkowo chłodnych, jak na ten miesiąc dni, w których jagody zbierało się bardzo dobrze.
Skoro już mówię o warunkach pogodowych na zbiory jagód. Najlepszy jest chłodny i pochmurny dzień. Chłodny, czyli temperatury maksymalne do 20-22 stopni C i znaczna przewaga zachmurzenia. Taka pogoda ma dużo plusów.
Owoce wtedy się nie przegrzewają (nie zaparzają), Słońce nie przeszkadza i nie świeci po oczach oraz mamy mniejszą aktywność owadów, które w czasie upalnego dnia, mocno utrudniają życie przy zbiorze jagód. Szczególnie muchy są upierdliwe.
W czerwcu dojrzewały też przepyszne, leśne maliny. Są one mniej trwałe od jagód, a ilościowo jest ich dużo mniej. Maliny dobrze się zbiera do kobiałek po truskawkach. W gminie Międzybórz, znam kilka dobrych miejscówek na maliny, które mają tylko jedną “wadę”. Często są konsumowane na miejscu. ;))
Grzybowo było natomiast kiepsko. Pojedyncze owocniki, np. gołąbków, nie dość, że szybko wysychały to jeszcze były przewlekle robaczywe.
Nawet niektóre hubiaki kapcaniały z powodu coraz większego deficytu wody. Mimo tego, po cichu mówiłem sam do siebie, że jak nie czerwiec to lipiec w końcu na poważnie zmierzy się z suszą.
Leśne owoce dojrzewały w pełni, ale po ich miąższości i turgorze widać było, że to nie jest to, o co chodzi. Że brakuje im wigoru, jędrności i twardości.
Maliny kusiły aromatem, kwiaty czarowały zapachami i wyglądem. Czerwiec przechodził w dojrzałą fazę. Ptasie śpiewy nie były już tak intensywne, jak w maju, a wszystkie drzewa liściaste miały już w pełni rozwinięte liście.
Zapracowane motyle. Dojrzewające zboże. Błękit nieba, lekkość i powabność, giętkich gałązek brzóz, delikatnie i z wielką gracją tańczące na wietrze.
Miękkie mchy oplatające kołderką masywny dąb i tajemnicze porosty. To wszystko oglądałem i wchłaniałem jak gąbka. W lesie tak wiele się dzieje, że pojęcie monotonii w nim nie istnieje.
Piękno pól zbożowych w pobliżu wioski Kamień. Szorstkie i szeleszczące kłosy, które kilka tygodni wcześniej były zaledwie małym ziarenkiem, posianym przez rolnika.
Bukowińskie klimaty. Pola, łąki, lasy, wzgórza i domki. Jakże cudowny to świat i jakże inny niż ten betonowo-murowany, mieszczański, wrocławski.
Lato przyszło w mgnieniu oka. Dzień osiągnął apogeum. Tam, gdzie było w zimie łyso, teraz widniała złoto-zielona szata, jakże wspaniale zdobiąca lasy. Szata ta – zielona i kojąca, pełna jest dobra i piękna.
Tylko brak opadów dawał się coraz bardziej we znaki. Drobne rośliny nie dawały już rady utrzymywać swoich liści w pozycji poziomej. Zaczęły więdnąć. Pod koniec czerwca, sytuacja wyglądała już bardzo poważnie.
Te zdjęcia pochodzą z lasów w pobliżu Klonowa. Wszystko chrupało i trzeszczało, a większych opadów na horyzoncie nadal nie było widać.
Podsumowując grzybowo miesiąc czerwiec 2018 roku w gminie Międzybórz, należy stwierdzić, że był on skrajnie niekorzystny dla rozwoju grzybów kapeluszowych z uwagi na znaczne niedobory opadów, zarówno w samym czerwcu, jak i tych, które wynikały z niedoborów poprzednich miesięcy. Życie grzybowe, właściwie zostało kompletnie stłumione.
♦ LIPIEC ♦
Lipiec. Kontynuacja zbiorów jagód i wielkie oczekiwanie na opady, których brak będzie oznaczać powtórkę z fatalnej suszy 2015 roku. Pierwsze prognozy pogody wskazują, że za kilka dni mamy szansę na większe opady. Ja jednak podchodzę do prognoz ostrożnie z uwagi na bardzo częste “odwoływania” opadów w ostatniej chwili, których w tym roku było sporo.
Pierwszy w tym roku miesiąc, który wreszcie przyniósł nieco więcej opadów. Bywały regiony w kraju, które otrzymały opadów dużo ponad normę. W gminie Międzybórz – pomimo, że kilka razy mocniej padało, zabrakło do wyrobienia normy z lat 1971-2000. Ale i tak było znacznie lepiej, niż chociażby w maju lub w czerwcu.
Warto spojrzeć na dużą nierównomierność opadów, których największa fala przetoczyła się nad Polską, między 10. a 19. lipca. Punktowe opady wynosiły nawet ponad 50 litrów wody na metr kwadratowy.
Największa koncentracja opadów miała miejsce w Polsce wschodniej i północnej oraz południowej. Ale wybrane dzielnice na zachodzie też otrzymały (nareszcie) solidne porcje deszczu.
Bardzo deszczowa doba miała miejsce zaraz po połowie lipca, między 17. a 18. dniem miesiąca. Na mapie sum opadów, widać kilka, fioletowych punktów, gdzie mieliśmy do czynienia z punktowymi i nawalnymi opadami. Co ciekawe – Przedgórze Sudeckie i Kotlina Kłodzka były regionami, gdzie padało bardzo mało.
Ostatnia, bardzo wydajna opadowo doba to 18 i 19 lipiec, gdzie na południu kraju doszło do lokalnych “oberwań” chmury, skutkujących ogromnymi opadami, nawet powyżej 150 litrów na metr kwadratowy w krótkim czasie. Są to już ilości powodziowe i wiele miejscowości na południu kraju zostało podtopionych.
Zanim nadeszły opady, początek lipca był bardzo ciepły i słoneczny. Błękit lipcowego nieba nie mniej zachwyca niż czerwcowy i majowy. Tylko co za dużo to niezdrowo, a dla lasu sucho.
Imieniny miesiąca lipca spędziłem w lesie od świtu do nocy. Ponad 12 godzin. Praktycznie przez cały dzień nie było nawet przysłowiowego “baranka” na niebie.
Tak wybitnie bezchmurnych dni w ciągu całego roku jest mało. Chociaż duch suszy niebezpiecznie krążył nad gminą, nie mogłem przejść obojętnie obok tak wspaniale komponujących się pejzaży liści na tle tego błękitu.
Lipcowe zbiory jagód były udane, ale trzeba było się śpieszyć z ich zbiorem ponieważ prognozy pogody nie były optymistyczne pod względem opadów na następne tygodnie.
W połowie lipca mogłem uroczyście odtrąbić zakończenie zbioru jagód na ten rok. Sezon należy ocenić jako dobry, ale wymagający ponieważ trzeba było skupić się na odnajdywaniu najbardziej wilgotnych miejscówek, aby trafić na większe owoce.
Tak oczekiwane na pierwszą jajecznicę kurki (pieprzniki jadalne) zawiodły. Od maja nie znalazłem ani jednej, leśnej kurki i tak już pozostało do końca sezonu. Jedyne kurki, które nie zawiodły to te wiejskie, które jednak nie chciały wrócić ze mną do Wrocławia. ;))
Pierwszym, sporym zaskoczeniem w świecie grzybów był tzw. incydent kaniowy, który trafiłem idąc z rana na jagody. Na kompletnie przesuszonej ściółce, znalazłem kilkanaście, średniej wielkości owocników.
Nie wiem, czy miejscowi nosili tam wodę ze studni, czy może strażacy testowali nowy sprzęt, ale faktem jest, że nastąpił kaniowy “cud” pod Królewską Wolą. Rozochocony tym znaleziskiem, popędziłem czym prędzej, obejrzeć inne, kaniowe miejscówki.
Niestety, w żadnym, innym miejscu nawet psiaka nie było, co świadczyło o tym, jak wyjątkowe znalezisko miałem z rana. Jakichś wyjątkowy fart i pierwsze kotlety schabowe z grzybów w tym sezonie.
Niektóre kanie rosły w gęstym młodniku sosnowych, gdzie wszystko było kompletnie wysuszone na pieprz. Czubajki były za to w dobrym stanie i całkiem jędrne, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Naprawdę, chyba ktoś tam nosił wodę…
To był pierwszy, grzybowy incydent w tym sezonie, ale nadzieję wlały większe, lipcowe opady deszczu. Podczas wycieczki w dniu 20. lipca, sprawdzałem, gdzie i ile napadało i okazało się, że jest na tyle mokro, że może coś się z tego wykluć. Trzeba było jeszcze poczekać kilka dni i trzymać kciuki za sprzyjające warunki.
Wycieczka pod koniec lipca dała odpowiedź na grzybowe pytania i dylematy. W gminie Międzybórz ukształtował się pierwszy, mini-wysyp grzybów w tym roku.
Wcześniejsze opady i ciepła, ale nie upalna pogoda, pozwoliły grzybom wychylić kapelusze ze ściółki. Niestety, wraz z pojawieniem się grzybów, pogoda zmieniła się na “tropikalną”, czyli gorącą, parną i duszną.
To spowodowało, że rozpoczął się wyścig z czasem aby zebrać trochę grzybów, jeszcze młodych i nie zaatakowanych przez robale, które hurtowo ruszyły do boju. To niestety częsty “urok” wczesnych wysypów grzybów w gminie Międzybórz.
Pojawiły się prawdziwki, koźlarze czerwone, topolowe, muchomory czerwieniejące, borowiki ceglastopore i usiatkowane.
Najpewniejsze pod względem zdrowotnym były koźlarze i ceglasie. Zdrowotność prawdziwków wynosiła około 40-50%, natomiast borowiki usiatkowane były od małego kompletnie zaczerwione.
W lipcu miał też miejsce drugi rzut żółciaków siarkowych, których tym razem więcej widywałem na dębach szypułkowych.
Borowiki usiatkowane mistrzami robaczywości. Ani jeden owocnik nie nadawał się do wzięcia. Żeby bardziej zniechęcić grzybiarza do ich zbioru, niektóre owocniki, bardzo szybko pokrywały się dodatkowo pleśnią.
Miałem obawy, co do borowików ceglastoporych, ale te – wyjątkowo były zdrowe. One także podczas letnich wysypów, często zaskakują znacznym zaczerwieniem.
Hurtowo sypnęło za to koźlarzami grabowymi, które jednak są dosyć nietrwałe i także szybko robaczywieją. Generalnie, bardzo ciepła, wilgotna i duszna pogoda, wygoniła grzyby ze ściółki, które niestety szybko kapcaniały i przeżywały nalot robactwa.
Końcówka lipca to mój najlepszy zbiór grzybów w gminie Międzybórz od oficjalnego rozpoczęcia Tour De Las & Grzyb 2018 w maju. Po dużej segregacji w lesie, do domu przywiozłem same zdrowe grzyby. Nie była to powalająca ilość, ale ważne, że coś grzybowego zapisałem na liczniku w pierwszej części tego sezonu. ;))
Grzybowy świat pod koniec lipca wreszcie trochę ożył. Pojawiły się m.in. purchawki i czasznice, a w lesie można było spotkać dawno nie widziane kałuże.
Ten mini-wysypek trwał około tygodnia czasu. Został on bardzo szybko zakończony przez upalną i ponownie wybitnie suchą pogodę. Ostatnie znaleziska grzybów były notowane pod koniec pierwszego tygodnia sierpnia. To wiem jednak od znajomych grzybiarzy ponieważ wraz z początkiem sierpnia, wyjechałem nad morze i nie było mnie w bukowińskich lasach .
Powrót do okolic bukowińskiego tunelu w środku lasów i wielkiej wycinki drzew wzdłuż torów kolejowych. W pełni lata, w lipcu, wycięto setki drzew.
Krajobraz przy tunelu już zawsze będzie inny. Bardziej ubogi, otwarty, brzydszy i łysy. Wciąż się zastanawiam, dlaczego nie wycięto tych drzew w zimie, a podczas pełni sezonu wegetacyjnego?
Klimat bukowińskiego tunelu, jaki oglądałem przez 31 lat mojej włóczęgi po tych lasach prysnął wraz z warkotem pił mechanicznych. Nie chcę wylewać łez, bo ze względów bezpieczeństwa ruchu kolejowego jest to w pełni uzasadnione. Żal mi tego, co było, a czego już nie ma…
Lasy się zmieniają i ludzie się zmieniają. Powyższe zdjęcia to miejsca, w których pamiętam jeszcze stare, bukowińskie lasy z lat 90-tych. Obecnie, nie ma po nich śladu. Rośnie za to młode pokolenie drzewek gospodarczych, które za kilkadziesiąt lat zostaną wycięte.
Po lewej stronie – gdzieś na Wzgórzach Twardogórskich, po prawej łąka, która samoistnie zarasta sosnami i brzozami. Kiedyś było na niej zupełnie pusto, tylko w oddali widniała ściana starszego lasu.
Lasy pomiędzy Królewską Wolą a Bukowiną Sycowską. Dwa, zupełnie odrębne oblicza i dwa fascynujące światy. 30 lat temu to były gęste młodniki, przez które ledwie dało się przecisnąć. ;))
Jarzębina na Goli Wielkiej. Mam tam jedno z ulubionych miejsc, gdzie na skraju lasu rośnie kilka młodych jarzębów. Lubię pod nimi capnąć i posiedzieć. Widoki same do tego zachęcają. ;))
Ponownie lipcowe, w pełni zielone lasy Bukowiny Sycowskiej. I drogi, którymi przemierzamy świat przez całe życie. Od narodzin do śmierci…
Źródło życia i lustrzane odbicie. Las w wodzie. Woda w lesie. Las bez wody umiera. Woda bez lasu szybciej paruje i spływa. Takie to tajemnicze prawa rządzą w przyrodzie.
Podsumowując grzybowo miesiąc lipiec 2018 roku w gminie Międzybórz, należy stwierdzić, że był to pierwszy od początku sezonu miesiąc, w którym można było znaleźć trochę grzybów, przede wszystkim w jego ostatniej dekadzie. Wszystko to dzięki obfitym opadom deszczu, które przetoczyły się nad gminą w połowie lipca. Jednak bardzo szybki wzrost temperatury i zwiększone parowanie, spowodowały, że wysyp był krótki, a grzyby szybko były atakowane przez robaki. Niemniej, wreszcie można było coś znaleźć z grzybowego asortymentu.
♦ SIERPIEŃ ♦
Miesiąc sierpień w ostatnich latach w gminie Międzybórz charakteryzuje się wybitnie suchą i niesprzyjającą pogodą. Niestety, sierpień 2018 roku kontynuował tą przykrą dla grzybiarzy tendencję. Jest to też miesiąc, który coraz częściej przynosi uciążliwe fale upałów.
Tegoroczny sierpień był prawie tak samo suchy, jak ten z 2015 roku. W gminie Międzybórz spadło zaledwie 30% normy opadów, bazując na okresie referencyjnym 1971-2000. Do tego duszna, gorąca pogoda spotęgowały suszę, która – po chwilowym osłabieniu przez opady lipcowe – ponownie mocno się nasiliła.
Ze zgrozą oglądałem dobowe sumy (braku) opadów. Praktycznie przez cały miesiąc nie odnotowano w gminie znaczących opadów, a te, które chociaż barwiły mapę na odcienie koloru niebieskiego, wystąpiły głównie między 10 i 11 sierpnia. Biel, oznaczająca brak opadów, dominowała na mapach IMGW. Przykry widok. ;((
Wiele owoców zaczęło więdnąć. Kwiaty w ogrodach trzymały się tylko wówczas, kiedy były systematycznie podlewane.
Susza mocno zaatakowała gminę, a jej skutki były coraz bardziej widoczne. Po lesie chodziło się dziwnie ponieważ ściółka bardzo trzeszczała i chrupała. Na szczęście nie wybuchł żaden większy, niekontrolowany pożar. Leśnicy mieli naprawdę spory problem z wyjątkowo wredną pogodą.
Jeżeli gdzieś trafił się pojedynczy grzyb, to sprawiał on wrażenie “kosmity”, który wyrósł na pustyni. Oczywiście o jadalnych kapelusznikach można było tylko ponucić piosenki lub pomarzyć…
Jedynymi plusami bardzo minusowej dla grzybiarzy pogody było to, że trafiło się kilka bardziej pochmurnych dni, podczas których mniej wszystko wysychało i nie padły rekordy temperatur, jak to miało miejsce w sierpniu 2015 roku.
Król sierpniowego runa leśnego – Pan Wrzos jako nieliczny trzymał fason i wbrew suszy, pięknie zakwitł, zwiastując zbliżanie się najważniejszej części i miesięcy sezonu grzybowego.
Dzień wyraźnie się skracał, a grzybiarze coraz bardziej nerwowo spoglądali na prognozy pogody i wyczekiwali zmiany aury na lepszą. Jednak aura wystawiła ich cierpliwość na wielką próbę. Nie po raz pierwszy zresztą.
Podsumowując grzybowo miesiąc sierpień 2018 roku w gminie Międzybórz, należy stwierdzić, że był to wybitnie niesprzyjający okres dla grzybiarzy. Dominacja suchej i bardzo ciepłej lub gorącej pogody, kompletnie zahamowała rozwój grzybów, zapoczątkowany pod koniec lipca. To także kolejny z rzędu (dokładnie czwarty), beznadziejny grzybowo sierpień w gminie Międzybórz. Sezon jagodowy otrzymuje ocenę dobrą w sześciostopniowej skali, a sezon grzybowy za miesiące maj-sierpień 2018 roku, otrzymuje ocenę numer 2. dzięki małemu, krótkiemu wysypowi pod koniec lipca. Ogólnie natomiast to była wielka grzybowa bieda z nędzą. Za około 10 dni, podsumuję miesiące wrzesień-listopad.
♦ Mapy z sumami opadów i anomaliami sum opadów oraz dobowymi rozkładami sum opadów ⌈mm⌉: IMGW
DARZ GRZYB! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Paweł – jakże pięknie trudny jest żywot grzybiarza…
Pozdrawiam 😉
Dobrze to określiłeś – “pięknie trudny”. Trzeba rano pojechać, włóczyć się kilometrami i godzinami, ale las wynagradza wszelkie wyzwania i trudy. 😉 Mam nadzieję, że po lekturze podsumowania, w sobotę podepczemy bukowińską krainę. Serdecznie pozdrawiam. 😉