Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz. Część 1: MAJ-SIERPIEŃ 2019.

Podsumowanie sezonu grzybowego w gminie Międzybórz.

Część 1: MAJ-SIERPIEŃ 2019. 

Nadszedł czas podsumowania sezonu grzybowego w mojej najbardziej ulubionej i najchętniej odwiedzanej gminie Międzybórz, której sercem jest Bukowina Sycowska. Sezon niezwykły, fenomenalny, wachlujący emocjami grzybiarzy od skrajnego pesymizmu do hura optymizmu. Od wielkich, majowych nadziei, po skrajny pesymizm w tropikalnym i suchym czerwcu. Od lipcowego oczekiwania na spóźnione deszcze świętojańskie, po “klątwę” suchej i gorącej połowy sierpnia. I wreszcie – od budowania niesamowitego napięcia leśno-grzybowego na początku września po zmasowane grzybnięcie o natężeniu milionów grzybo-amperów.

 MAJ

Podobnie, jak w ubiegłym roku, podsumowanie podzieliłem na dwie części. Pierwsza, obejmuje miesiące maj-sierpień, druga – miesiące wrzesień-listopad. Sezon poszukiwania leśnych grzybów rozpocząłem tradycyjnie na początku maja. I tradycyjnie, nic zjadliwego nie znalazłem, chociaż – po bardzo suchym kwietniu, w maju zaczęło padać i ochłodziło się.

To był nareszcie lepszy pod kątem opadów miesiąc zakochanych. W ostatnich latach, w miesiącu maju, kiedy przyroda bardzo potrzebuje wody, zapisywał się on w gminie Międzybórz stale pod kreską, z niedoborem opadów. W tym roku, norma deszczówki dla maja została wyrobiona z nawiązką.

Trafiały się takie dni, kiedy przy całkowitym zachmurzeniu, padało przez kilkanaście godzin. Opady miały z reguły umiarkowane lub dość intensywne natężenie. To dawało nadzieję, że po połowie miesiąca, jakieś grzyby wychylą kapelusze.

Zrobiło się też zimno, jak na maj. Na tyle zimno, że termicznie, zapisał się on z anomalią ujemną, także pierwszą od wielu lat. Zaraz zaczął mi się przypominać fenomenalny 2004 rok, do którego dość często nawiązuję, ponieważ właśnie w 2004 roku, zebrałem największą ilość grzybów w miesiącu maju, w gminie Międzybórz, w dotychczasowej historii lenartowych grzybobrań.

Niektóre regiony Polski południowej i południowo-wschodniej, mogły mówić wręcz o nawalnych opadach w maju, które spowodowały sporo kłopotów, podtopień i strat materialnych. W gminie Międzybórz, oberwań chmury nie było, ale także solidnie popadało.

Ostatnie dni maja to także przewaga dużego zachmurzenia i ciągłych opadów deszczu, ale trafiały się też słoneczne i ciepłe momenty. Zapachy kwitnących drzew i kwiatów były wyśmienite.

Oficjalnie, mój 32 Tour De Las & Grzyb wystartował w dniu 2 maja. Trafiłem na ciepłą, ale dość wietrzną pogodę. Bukowińskie bzy na stacji zakwitły na czas i można było wszystkim ogłosić (chociaż nikogo nie było), że oto wyruszam w las. ;))

Maj jest w pewnym sensie “trudnym” dla mnie miesiącem, ponieważ niby mam rozglądać się za grzybami, co oczywiście czynię, jednak po szarych miesiącach zimowych, jestem tak “głodny” delikatnej, majowej zieleni, że wpadam do Bukowiny jak szalony i zaczynam pstrykać wszystko, co już setki razy pstrykałem…

Zawiadowca na bukowińskiej stacji patrzy się na mnie, jak na wariata i pewnie myśli sobie, “co ja wyprawiam i co mnie tu tak urzekło, że aparat fotograficzny o mało się nie zagotuje?” A ja sobie myślę, “oj chłopie, gdybyś Ty wiedział, czym jest Bukowina to byś do mnie dołączył”. ;))

Odwiedzam też kilku moich wyjątkowych, drzewnych przyjaciół, m.in. dęby szypułkowe“Potarganego” i “Króla Bagien”. Jeszcze bezlistne, ale widać i czuć, że gdyby miały nogi to by biegały i skakały z radości, że nadeszła bajeczna wiosna.

Idąc szerokimi, wygodnymi, leśnym drogami i ścieżkami, “pożeram” leśne widoki. Co chwilę coś mnie urzeka i robię zdjęcia. Wiosenny optymizm lasu i mi się udziela.

Po obfitym deszczu, można spotkać kałuże i np. zeszłoroczne liście dębu czerwonego. Słońce “kąpie” się w trwającym kilka godzin “oczku” wodnym, które wyparuje i wsiąknie do jego zachodu.

Spływająca wartko deszczówka po piachu, pozostawia po sobie efekt “dna morskiego”, po którym, w ciągu kilku dni nie będzie śladu.

Płazy cieszą się, że wreszcie solidnie popadało, że mogą sobie wyjść swobodnie na większe obszary lasu, nie narażając się na przesuszenie. Wszystko to jest dobre, przepiękne i wyjątkowe.

Odwiedzam także moje ulubione i niewielkie bagienka, w których od wielu miesięcy nie było tyle wody, a w zeszłym roku, podczas jesieni, przechodziłem je suchą stopą.

Kolejny przyjaciel rosnący bardzo blisko bukowińskiej stacyjki – dąb szypułkowy “Polny Wódz”. Dobrze widoczny, rozłożysty, ogromny i wspaniały.

Tylko na terenach wokół stacji mam mnóstwo miejsc do odwiedzenia, a co dopiero jeszcze dalej. Chciałbym odwiedzić je wszystkie, ale w jednym dniu jest to niewykonalne, dlatego obieram kierunek na najbardziej malownicze tereny.

Krzewinki borówki czernicy kwitną, trawy nie trzeba malować na zielono, gdyż bardziej zielona już nie będzie, zapachy sosny, wymieszane z aromatami leśnej Świątyni otaczają mnie ze wszystkich stron. Chwilo trwaj jak najdłużej!

Tak wygląda wielkie Święto wiosny bukowińskich i okolicznych lasów! Działam w trybie natchnienia i zastanawiam się, jak to wszystko będzie przebiegać w sprawach leśnych, w rozpoczętym sezonie? Czy grzyby odbiją sobie suszę 2018 i wyklują się w wielkich ilościach i czy – a może przede wszystkim, warunki pogodowe im na to pozwolą?

Po 2,5 tygodniach mokrej, choć raczej zimnej pogody majowej, przychodzi czas na sprawdzenie, co na to wszystko ukryta w ściółce grzybnia i jej magiczne, kapeluszowe twory?

Sprawdzenie pierwszych miejscówek na koźlarze i dzień dobry! Oto jesteśmy! Majowe, co wcale nie oznacza, że liche, pierwsze kapeluszniki w tym roku! Pierwsze grzyby w nowym sezonie! Hura, top, tip! ;))

Zamieniam się w rentgen, noktowizor, lunetę, teleskop i mikroskop. Prześwietlam każdy centymetr leśnej ściółki. Wariat! Szaleniec! Grzyboświrek! Potwór z Grzybness! ;))

Pierwsze koźlarze wlewają w mój otoczony zarodnikami umysł, ogromną nadzieję, że szykuje się nam pierwszy, majowy, punktowy mini-wysypek grzybów. Fachowo to by trzeba go nazwać “pojawiątko”. ;))

Także pierwsze koźlarze pomarańczowo-żółte w brzozowych alejach, wychylają swoje przeurocze kapelusze z brzozowatymi trzonami na tle soczystej, wiosennej zieleni.

Grzyby budzą się z zimowego snu. Kilka gatunków zaczyna owocnikować. Tylko – co jest dość rzadko spotykane nawet w suchych majach, nie znajduję żółciaków siarkowych, chociaż olej, bułka tarta i jajka czekają w domu, w pogotowiu na mój przyjazd. ;))

Za to trafiam na gniewusy. Dużo gniewusów, czyli borowików ceglastoporych. Tylko co z tego. Lenart gapa i ciapa! Spóźniłem się o jakichś tydzień czasu. Większość owocników przerosła, skapcaniała i zrobaczywiała.

Jeden na dziesięć nadaje się do wzięcia. Pozostaje popstrykać trochę fotek i przełknąć gorycz gapiostwa. Ale dopóki jesteś w lesie, nie możesz tracić nadziei. Ok. W tym miejscu przerosły, ale może w innych miejscówkach trafię na lepsze jakościowo gniewuski.

Dalsza wycieczka, tylko częściowo potwierdza moje gniewusowe gdybania. Coś tam udaje się zebrać, ale nadal przeważają ceglastopore kapcie z tłustymi larwami w środku.

Niemniej, cały kosz gniewusów udaje mi się nazbierać! ;)) Miesiąc maj dobija do mety. Niestety. Tak piękny miesiąc powinien trwać minimum 60 dni. Dobra jest. Jakoś to przeżyję. Gorzej z prognozami pogody, ponieważ każda, nowa odsłona modeli numerycznych, ukazuje mapy w żarze i czerwieni. A to oznacza nadciągającą falę upałów i koniec marzeń o czerwcowym wysypie, którego zalążki pojawiły się pod koniec maja.

Podsumowując grzybowo miesiąc maj 2019 roku w gminie Międzybórz, należy wyraźnie podnieść, że deszczowa i chłodna pogoda, dała zalążki pod majowo-czerwcowy wysyp grzybów, oczywiście punktowy (a nie masowy). Na dobre warunki pogodowe, zareagowały przede wszystkim koźlarze czerwone, pomarańczowożółte i borowiki ceglastopore, chociaż w innych regionach gminy, pojawiły się też borowiki usiatkowane. Jakby nie spojrzeć – pierwsza zupa grzybowa smakowała wybornie i o to chodziło. ;))

CZERWIEC

Pani Wiosna dojrzewa do przeobrażenia się w króla ciepłej pory roku, któremu na imię Lato. Wszelkie drzewa, krzewy, kwiaty i trawy nabierają bujności, doniosłości i gęstości. Na przyrodniczym tronie zasiadł czerwiec – najcieplejszy w historii instrumentalnych pomiarów meteorologicznych. 

Upały wlewają się do lasów, przy wielkim skąpstwie opadowym. Prognozy pogody są coraz bardziej bezwzględne – będzie bardzo upalnie i bardzo sucho. O grzybach można tylko napisać, że “tak dobrze żarło, a zdechło”. W gminie Międzybórz, jak zresztą prawie w całym kraju, nie spada nawet połowa normy opadów, przy najdłuższych dniach w roku, a w związku z tym – przy intensywnym parowaniu i wysychaniu ściółki.

Tylko punktowo więcej padało, głównie w dzielnicach północnych. Były to przeważnie opady pochodzenia burzowego. Reszta kraju wysychała.

Właściwie tylko dwa dni czerwca, w gminie Międzybórz, były w miarę dobre opadowo. Pozostałe, upłynęły pod znakiem panujących wyżów, upałów i suchości.

Można było podziwiać dojrzewające zboża na tle błękitu nieba. Grzało niemiłosiernie. Po zrobieniu kilku, zbożowych fotek, zwiewałem do lasu, bo ukrop był nie do zniesienia.

Najlepiej było jeszcze z rana, kiedy powietrze przypominało powietrze, a nie gotującą się zupę. I kilka takich momentów wykorzystałem, aby pobiegać tu i ówdzie po polach i łąkach.

Podziwiałem m.in. zachwycający taniec żurawi, o którym rozpisałem się więcej w jednej z czerwcowych relacji.

Żurawie tańczyły nie tylko na łące, ale też w locie. Po kilku spektakularnych piruetach, odleciały sobie w zieloną dal. Momentami tak grzało, że chciałem wskoczyć do pierwszego, napotkanego oczka wodnego lub stawu.

Niemniej, “głód” letnich fotek jest mniej więcej tak silny, jak tych majowych, stąd nie mogłem się powstrzymać, żeby nie wyjść z lasu i sfotografować trochę terenów otwartych.

Często po takich skrajach lasów można spotkać grzyby. Niestety, po majowym rozbudzeniu grzybowych apetytów, czerwiec kompletnie storpedował nawet najmniejsze nadzieje na jakiekolwiek zbiory.

Tym się akurat za bardzo nie przejmuję. Miesiąc czerwiec to w gminie Międzybórz z reguły bardzo ciepły miesiąc i nawet, jak opady są wystarczające, grzyby bardzo szybko robaczywieją. Wydaje się, że chłodne czerwce, jakie kiedyś miały tu miejsce, chyba odeszły do historii.

Jednak czerwiec to przede wszystkim początek sezonu jagodowego, który – jakby nie było – stanowi integralną i bardzo ważną część mojego Tour De Las & Grzyb.

Z uwagi na chłodny i mokry maj, a teraz – na “tropikalny” czerwiec, jagody zaczęły dojrzewać w bardzo szybkim tempie. W połowie czerwca można było ogłosić, że sezon jagodowy 2019 rozpoczął się pełną parą.

Wszelkie, grzybowe poszukiwania, porzuciłem na rzecz skubania krzewinek jagodowych, chociaż – czasami – na 40-50 minut wyskoczyłem trochę w las, aby rozprostować kości, popstrykać nieco fotek i przy okazji sprawdzić, czy jakichś grzybowy śmiałek miał odwagę wychylić się w takim żarze.

Jagody obrodziły obficie, ale owoce nie były jakieś wyjątkowo duże, przez co trzeba było ich naskubać naprawdę sporo, aby zapełnić koszyk i wiaderko. To były wyprawy od świtu, prawie do zmierzchu.

Najlepiej było w nieco mocniej zacienionych stanowiskach. Na pełnym Słońcu, jagody zaczęły szybko wysychać, a poza tym, były też bardzo ciepłe, przez co szybciej puszczały sok. Dlatego do zbioru, wybierałem głównie miejscówki z mocnym zacienieniem.

Z grzybów podziwiałem wyłącznie huby i porosty. Majowe kozaki czy gniewusy, w pierwszych dniach czerwca, natychmiast przestały owocnikować, a w lesie zawiało grzybową pustka.

Za to dopisał inny grzyb. Paskudny, wredny, szpecący, wkurzający. To mączniak prawdziwy dębu – grzybowa choroba roślin z grupy mączniaków prawdziwych wywołana przez Erysiphe alphitoides. W tym roku, zaatakował z mocą, jakiej chyba jeszcze w życiu nie widziałem. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział tak oblepione mączniakiem dęby.

Spotykałem nawet stare, silne dęby, które były utaplane w mączniaku od pierwszych gałęzi do szczytu koron. Liście buków wyglądały przy nich, jak z innego świata.

W przerwie zbioru jagód, po raz kolejny łapałem w obiektyw leśne lato, mając na uwadze, że to ulotne i niepowtarzalne chwile.

Gdzieś po drodze spotkałem dorodną brzozę, innym razem, kogut ustawił się do sesji fotograficznej, nie przejmując się trochę zdziwioną kurą. ;))

Czasami też w ostatniej chwili, udało mi się uchwycić w obiektyw przebiegającego koziołka. Podziwiałem leśne ścieżki i chodziłem po nich z radością.

Natomiast czerwcowy skwar napierał i napawał niepokojem, że jeżeli w ślad za nim pójdzie lipiec i sierpień, to będziemy mieć gorszą suszę niż w 2018 i 2015 roku.

Każdy mój czerwcowy wyjazd na jagody odbywał się w iście tropikalnych warunkach. Tylko Słońce, błękit nieba i skwar. Chociaż zieleń trzymała się jeszcze bujnie, w lesie zrobiło się tak sucho, że leśnicy zaczęli rozważać wprowadzenie zakazu wstępu do lasów.

Jednak takie widoki, zapadają mi na długo w duszy. Chociaż to las gospodarczy, w którym leśnicy decydują o długości życia drzew, nie można mu odmówić uroku. Sosny w tym upale, nęciły zapachem żywicy, który wciągałem całą pojemnością płuc.

Czerwiec zmierzał ku końcowi, pogrzebawszy w całości nawet cień nadziei na jakiekolwiek grzyby. Naiwnie pomyślałem sobie, że skoro maj był zimny i mokry, a czerwiec upalny i suchy, to może lipiec upodobni się w tym roku do maja i zaskoczy opadami oraz grzybami…

Podsumowując grzybowo miesiąc czerwiec 2019 roku w gminie Międzybórz, można napisać właściwie dwa zdania i po temacie. Skrajnie sucho i skrajnie gorąco. Grzybowo – podobnie, jak w czerwcu 2018 roku – beznadziejnie. Za to na dobre rozpoczął się sezon jagodowy.

LIPIEC

Lipiec to zawsze jakaś nadzieja dla grzybiarzy, ponieważ – obok czerwca – jest to najbardziej deszczowy miesiąc w roku. Statystycznie. Jednak nie ma reguły, że zawsze będzie on wilgotny. Niemniej łudziłem się, że skoro czerwiec tak “zatkało” z opadami, to jak lipiec odkręci kurek z wodą, to grzyby same przypłyną do Wrocławia. ;))

Lipcowa pogoda zrobiła się dziwna. Przez pierwsze dwa tygodnie, przyjemnie ochłodziło się, można było odetchnąć po czerwcowym piekiełku i często też panowało większe zachmurzenie. Tylko co z tego. Lipiec okazał się nie mniej “zatkany” opadowo od czerwca. W gminie Międzybórz napadało zaledwie około 40-50% normy dla przyjętego okresu referencyjnego 1981-2010.

Większe, punktowe opady pochodzenie burzowego, przeważnie wypadały się w górach i na terenach podgórskich. Na niziny docierały ochłapy w postaci 10 litrów wody na kilometr kwadratowy…

Zdarzały się też takie dni, gdzie w większości kraju padało, ale tak mizernie, że deszczówka nie miała szansy przebić się przez liście, aby dotrzeć do ściółki. W efekcie było coraz bardziej sucho na dnie lasu.

Były wielkie oczekiwania na “europejski monsun letni”, czyli spóźnione deszcze świętojańskie, które – w normalnym opadowo roku, powinny były wystąpić na przełomie czerwca i lipca.

Niestety, nadal przeważały tylko punktowe opady, które i tak niewiele poprawiały sytuację hydrologiczną, nawet w miejscach, w których wystąpiły.

Pod koniec miesiąca było już jasne, że “monsun” w tym roku nawalił zarówno w czerwcu, jak i w lipcu. Punktowo, mocniej popadało w dzielnicach centralnych.

Chyba największy opad lipcowy w gminie Międzybórz, wystąpił pod sam koniec miesiąca, ale to była i tak kropla w morzu potrzeb, a deszcze bardzo szybko oddaliły się.

Jagody wreszcie można było zbierać w bardziej ludzkich warunkach. Przy dwudziestu-kilku stopniach i dużym zachmurzeniu to komfort zbierania, a nie w pełnym Słońcu, przy trzydziesto-kilkustopniowym gorącu. Nieliczne burze tylko straszyły i grzmiały z daleka. Wszystko rozchodziło się po kościach suszy.

Bywały nawet takie momenty, że niebo przybierało złowieszczego wyglądu. Liczyłem, że podczas jakiejś wycieczki, zleje mnie do suchej nitki. Nawet nie brałem nic przeciwdeszczowego, żeby zmoknąć. Jednak prognozy pogody wskazywały, że nie będzie padać. I niestety sprawdziły się.

W efekcie, ziemia pękała jak na pustyni od twardości i suchości, a ja na grzybowym koncie, zaksięgowałem podstarzałego ponurnika aksamitnego…

Buczyny przesuszyło po całości. Wszystko chrupało, szeleściło i chrzęściło. Sucho było przeokropnie. Zboża dojrzały do żniw. Lato wkroczyło w dojrzałą fazę.

Soczysta, majowo-czerwcowa zieleń przeobraziła się w ciemno-zieloną. Tradycyjnie powłóczyłem się po polach i łąkach, aby “napaść” oczy widokami bukowińskich krajobrazów.

Na efekty piekielnego czerwca i chłodniejszego, ale też bardzo suchego lipca nie trzeba było długo czekać. Jagodniki na bardziej naświetlonych stanowiskach, w głębokim stresie, zaczęły ulegać panującej suszy.

Trzeba było się sprężać ze zbiorami jagód, ponieważ kolejna fala upałów, definitywnie mogła zakończyć sezon jagodowy, które by wyschły na wiór, jak to miało miejsce w 2015 roku.

20. lipca uroczyście odtrąbiłem koniec zbioru jagód na ten rok. Zapasy zrobione, 500 pierogów pożartych, czas odpocząć. ;))

Jedyny “wysyp” grzybów, na jaki trafiłem w lipcu to ten ze zdjęcia. Chociaż niejadalny, to baśniowo wyglądający.

Zacząłem też trochę rozglądać się za wyróżniającymi się drzewami. Kilka z nich odnalazłem między Twardogórą a Bukowiną.

Jedno z nich bardzo mnie urzekło. Wypróchniałe w taki sposób, że wydawać się może, iż drzewo – z jednej strony – stoi na szczudłach. W jego wnętrzu przyjemnie chłodno.

Pod koniec lipca, ponownie zaczęło się robić gorąco i nadal z opadami było kiepsko. Wizja piekielnego sierpnia stanęła grzybiarzom przed oczami. Sierpnie w ostatnich latach dały nieźle popalić.

Masowo zaczęły dojrzewać jeżyny. Ich aromat i smak nie mają sobie równych. Ich zbiór także nie ma sobie równych. W przyszłym sezonie, postaram się pokazać na zdjęciu wygląd rąk po ich zbiorze. ;)) 

Zauważyłem pewną prawidłowość. W latach gorących i suchych, jeżyn jest więcej, niż w tych chłodniejszych i bardziej wilgotnych, których mamy coraz mniej. 

Zacząłem się zastanawiać, jak ułoży się pogoda w sierpniu? Bywały świetne grzybowo sierpnie, czasami nawet lepsze od wrześni. Może w tym roku tak będzie?

Ostatnie, lipcowe podrygi fotograficzne. Odwiedzam kilka miejsc, w których, w tym sezonie jeszcze nie byłem i przy okazji, odkrywam kolejne stanowisko daglezji zielonych.

Szrotówek kasztanawcowiaczek zjada liście kasztanowcom, przez co wyglądają jak w miesiącu październiku. To kolejny rok, kiedy te przepiękne, ozdobne drzewa zostają osłabione przez suszę i inwazyjnego motyla.

Odnajduję też niezbyt grubego, ale bardzo wysokiego modrzewia, który ma ponad 30 metrów wysokości. Odwiedzę go w zimie i zrobię dokładne pomiary. Lipiec kończy się, a wraz z nim ³⁄7 tegorocznego sezonu.

Podsumowując grzybowo miesiąc lipiec 2019 roku w gminie Międzybórz, można napisać o panującej, grzybowej biedzie z nędzą, podobnej do tej czerwcowej. Wprawdzie temperatury stały się bardziej ludzkie, do zniesienia, to wciąż panuje silna susza, w której grzybnia nie ma szansy na jakiekolwiek ruchy grzybotwórcze. Sezon jagodowy udany, chociaż jagodniki, na bardziej nasłonecznionych stanowiskach, zaczynają wysychać. Z kopyta i kolców, startuje sezon na jeżyny.

SIERPIEŃ

Wrzosami zakwitnął i rozpoczął się sierpień. Ostatnia nadzieja na letni wysyp grzybów. Żeby ta nadzieja, urealniła się w leśnej ściółce, potrzebny jest deszcz. Dużo deszczu i umiarkowane temperatury. Jednak sierpień sezonu 2019, nie zamierzał dostosować się do koncertu życzeń grzybiarzy, co nie oznacza, że nie pobudził trochę zaspane już tym czekaniem towarzystwo kapeluszników.

Sierpień “popisał” się, podobnie jak czerwiec i lipiec, miernotą opadową. Bywały takie lata, że deszcze świętojańskie, z dużym opóźnieniem, przychodziły właśnie w sierpniu (np. 2006 rok). Niestety, w tym roku “monsun” w ogóle nie przyszedł, tym samym, meteorologiczne lato (obejmujące miesiące czerwiec-sierpień) zapisało się jako wybitnie suche. Ponownie w gminie Międzybórz, napadało zaledwie połowę tego, co powinno napadać.

Opadowe fronty, czasami wkraczały nad Polskę, ale tradycyjnie, największe porcje opadów otrzymywało, uprzywilejowane w tym względzie południe, wschód oraz “kawałki” północy kraju.

Miejscami popadało na tyle obficie, że grzybiarze-fuksiarze, którzy mieszkają na terenach obdarowanych w deszczówkę, mogli przygotowywać się do sierpniowego grzybnięcia w lasach.

I w końcu gmina Międzybórz otrzymała większe opady, które dały nadzieję na wyklucie się grzybów pod koniec miesiąca. Niestety, po opadach zostaliśmy “uszczęśliwieni” gorącą, letnią aurą.

Wrzosy w pełnym rozkwicie, a ja już myślami jestem we wrześniu i w oczekiwaniu na najważniejszy grzybowo okres w roku…

Po deszczach, wraca większa sprężystość i turgor do wysuszonej przez czerwiec i lipiec roślinności. Słońce jednak szybko rozprawia się z tym, co napadało.

Po raz kolejny wędruję po najbardziej urokliwych zakamarkach bukowińskiej krainy. Podziwiam piękne aleje brzozowe i marzy mi się, aby za kilka tygodni, grzyby rozpychały się tu obficie.

Sierpniowy, nizinny las podgrzybkowy jeszcze kompletnie pusty. Zupełne przeciwieństwo do górskich terenów Dolnego Śląska, w których rozpoczyna się letni, obfity wysyp grzybów.

To czas na wyciszenie i medytację. Na docenienie piękna, które mamy na wyciągnięcie dłoni, ale często nie korzystamy z niego na rzecz płytkich i niewartościowych “przyjemności”.

Trzeba docenić każdą wycieczkę do lasu i chłonąć to, co się widzi. Zawsze należy mieć na względzie, że dane miejsce, może się zmienić na zawsze za naszego życia. Czasami drwale wytną wszystko w pień, czasami wiatr powali drzewa…

Zdjęcia zatrzymują przemijalne chwile. Dlatego warto je robić. Tak myślę. Las to hobby, które nigdy się nie nudzi i w którym, podczas każdej wyprawy, odkrywam coś nowego i inspirującego.

Mączniak nadal pożera liście dębów. Osłabione, mogą częściowo ten sezon wegetacyjny spisać na straty. Kocham przyrodę, ale niektóre jej wytwory, najchętniej wysłałbym w kosmos. Jednym z nich jest właśnie mączniak.

Odwiedzam też buka, którego nazwałem “umarłym wśród żywych”. Wygląda zatrważająco, ale i niezwykle, wśród pokrytych bujną zielenią brzóz, sosen i innych drzew.

Późne lato wkracza do bukowińskiego Sanktuarium. Pierwsze i jednak przedwcześnie żółknące liście brzóz, świadczą o starzeniu się lata i pomału nadchodzącej jesieni…

Pod koniec sierpnia sprawdzam, czy jednak jakieś grzyby dały radę wypełznąć po nieco obfitszych opadach deszczu.

Ku mojemu zaskoczeniu, znajduję czubajki kanie, które – miejscami pojawiają się nawet w przyzwoitych ilościach. Niestety, część z nich jest mocna zaczerwiona, ale owocniki całkowicie zdrowe też można znaleźć.

Pierwsze kotlety schabowe z kani w tym sezonie smakują wykwintnie. Zaczynają się pojawiać – bardzo sporadycznie i incydentalnie – maślaki żółte i koźlarze czerwone.

Reagują też niektóre gatunki grzybów niejadalnych i trujących, jak chociażby tęgoskóry cytrynowe, zwane do niedawna pospolitymi.

To wszystko to są jednak tylko i wyłącznie wypryski punktowe i o czymś grzybowo poważniejszym nie ma mowy. Jednak pokrzepiają one serca grzybiarzy, że “jeszcze grzybnia nie zginęła”… ;))

Na przełomie sierpnia i września, burzowe chmury kłębią i kotłują się nad gminą Międzybórz. Miejscami dają wytchnienie od uporczywego gorąca i suchoty, miejscami przechodzą bokiem. Czy to zapowiedź wrześniowych zmian?

Z pieczołowitością przeglądam najnowsze odsłony modeli numerycznych, wypatrując pomyślnych prognoz pogody. Co do opadów to są one – jak na razie “średnio na jeża”, ale praktycznie każdy z nich, daje ostrożne podstawy do optymizmu.

W prognozach tych, na szczęście nie widać wzorca pogodowego z zeszłego roku, czyli wielotygodniowej okupacji wyżowej. Coś się zmienia. Prognozy wskazują na napływ wilgotniejszych mas powietrza. Grzybiarze, powoli wchodzą na tryb wzmożonej czujności grzybowej.

Burzowo-deszczowe chmury, wciąż się kotłują. Miejscami, swoją wielkością, ciężkością i ciemnością powodują, że w lesie zapada półmrok w środku dnia. Chwilami leje, a już po kilku minutach świeci Słońce. “Coś” wisi w powietrzu u progu września…

Podsumowując grzybowo miesiąc sierpień 2019 roku w gminie Międzybórz, można stwierdzić, że stanowił on niechlubną, suchą oraz bezgrzybną kontynuację czerwca i lipca. Jednak po połowie miesiąca, wreszcie nieco więcej popadało, co spowodowało lokalne wypryski grzybów u progu września, przede wszystkim czubajek kani, maślaków żółtych i koźlarzy czerwonych. Gdzieniegdzie pokazały się nawet podgrzybki.

W całej perspektywie, to był to jednak bardzo kiepski grzybowo miesiąc, jak i całe, meteorologiczne lato 2019. Ogólna ocena czterech miesięcy sezonu jest taka sama, jak sezonu 2018. Sezon jagodowy otrzymuje ocenę dobrą w sześciostopniowej skali, a sezon grzybowy, mierną, czyli 2.

Pod koniec przyszłego tygodnia, opublikuję drugą część podsumowania sezonu 2019.

 Mapy z sumami opadów i anomaliami sum opadów oraz dobowymi rozkładami sum opadów ⌈mm⌉: IMGW

Darz GRZYB! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.