Późno-wrześniowe rozważania o grzybach i grzybowych perspektywach październikowych.
Kończy się miesiąc wrzesień 2017 roku. Pierwszy, zasadniczy i najważniejszy dla grzybiarzy miesiąc w roku, okazał się w tym sezonie fantastyczny, a w kilku województwach wręcz absolutnie fenomenalny. Ilości grzybów, które zostały pozbierane przez grzybiarzy, można liczyć w setkach ton. Tak grzybowego września nie było od wielu lat. W województwie świętokrzyskim, w okolicach Zagnańska, znanego m.in. z najpopularniejszego pomnika przyrody – dęba “Bartek”, ukształtowało się nawet powiedzenie “zagnańska rzeź”, aby słownie oddać ogrom ilości grzybów, które tam rosły.
Niekoniecznie budzi ono pozytywne skojarzenia. Grzybiarze w Internecie informowali o masowych i niemających nic wspólnego z kodeksem honorowym grzybiarza, pseudo-zbiorach, polegających na rozgrzebywaniu ściółki w celu wydobycia jak największej ilości prawdziwków. Takie zachowania należy bezwzględnie potępiać i piętnować. I odwieczny problem pseudo-grzybiarzy, polskich chłopków-roztropków, czyli wjazd samochodem w środek lasu i pozostawianie śmieci. Chciałoby się powiedzieć – tylko śmieci, zostawiają w lesie śmieci…
Na Wzgórzach Twardogórskich, czyli tam, gdzie ukształtowała się moja grzybowo-leśna pasja, wrzesień na pewno zaliczę do dobrych grzybowo miesięcy, z tym, że do połowy miesiąca z grzybami było słabo. Wszystko zaczęło się w połowie miesiąca od wysypu kań i maślaków, a rewelacyjnie stało się po 17 września. Porównując dynamikę wysypu prawdziwków z października 2016 roku do września 2017 roku, stwierdzam, że ten pojaw nie przebił ilością borowików, który miał miejsce w zeszłym roku.
Przyczyną tego były mniejsze opady, generujące wrześniowy wysyp 2017 roku od opadów, które miały miejsce w październiku 2016 roku. W tym sezonie, w porównaniu do najbardziej zagrzybionych regionów w kraju, różnica w ilościach sum opadów jest spora. Będzie to dokładnie pokazane w październiku, kiedy IMGW ostatecznie zbierze dane i podsumuje miesiąc wrzesień. Tak naprawdę, wrześniowy wysyp grzybów na Wzgórzach Twardogórskich został ukształtowany przede wszystkim przez opady, które miały miejsce na przełomie 1/2 września.
Późniejsze opady, dosyć częste, ale przelotne i niezbyt długotrwałe, wspomogły proces kształtowania się grzybów, ale nie dotarły w głębsze, bardziej zwarte i zarośnięte części lasów. Efektem jest to, że sprawdzając miejscówki na prawdziwki, w bardziej “zadaszonych” stanowiskach, rzadko spotykałem owocniki naszego najszlachetniejszego gatunku grzyba. W zeszłym roku, nawet w kompletnie ciemnych i przeważnie też kompletnie suchych miejscówkach, prawdziwki rosły w dużych ilościach. Za to nie zawiodły miejscówki bardziej odsłonięte i szybciej absorbujące wilgoć.
Wczorajsza wycieczka była próbą odpowiedzi na pytanie – jak ma się trwający od dwóch tygodni, jesienny wysyp grzybów na Wzgórzach Twardogórskich i jakie są rokowania na nadchodzący październik. Pomimo, że planowałem przejść – po raz kolejny zresztą – kawał drogi, nie mogłem się powstrzymać, aby nie porobić co nieco fotek. Przyczyną tego była wyśmienita pogoda – prawdziwy powiew babiego lata i systematyczne nabieranie jesiennych kolorów przez leśną przyrodę.
Różnorodność gatunkowa grzybów, ich piękno i intrygująca finezyjność różno-kształtno-ubarwieniowa, także dołożyły swoje trzy grosze i aparat fotograficzny poszedł ostro w ruch. ;)) Najpierw o prawdziwkach. Najwięcej ich było tydzień temu. Był to najwspanialszy czas na ich zbiór. Zachwycały ilością, zdrowotnością i najwyższej jakości turgorem. W sobotę, 23 września przeszły nad Wzgórzami Twardogórskimi najobfitsze deszcze od przełomu dni 1/2 września.
Z jednej strony – porządny deszcz był jak najbardziej potrzeby i konieczny. Z drugiej strony, wpłynęło to jakość grzybów i jakby “przystopowanie” wysypu króla grzybów. Może brzmi to paradoksalnie, ale takie można mieć wrażenie, że przed deszczem z 23 września było więcej grzybów i były znacznie lepsze jakościowo. Co jest zatem grane? Według mnie – wrześniowy wysyp prawdziwków już się kończy, a deszcz spowodował efekt rozczłapania tych owocników, które już rosły, nie zostały zerwane i zdołały osiągnąć większe rozmiary.
Często też bywa tak, że po dłuższym okresie bez większych opadów, w momencie – gdy te się nagle pojawiają, do grzybowej gry wchodzą upierdliwe ślimaki i malutkie żyjątka żyjące w ściółce, czyli tzw. skoczogonki. Potocznie są nazwane przez grzybiarzy meszką, leśną pchełką, itp. Objadają najczęściej kapelusze grzybów w miejscu, gdzie zaczyna się trzon. Często jest tak, że po dotknięciu takiego obżartego grzyba, kapelusz odpada. Skoczogonki potrafią też na dobre wejść do środka całego owocnika, psując jego wartość wizualną i kulinarną.
Na całe szczęście, skoczogonki i ślimaki najmniej atakowały wczoraj prawdziwki, których zdołałem całkiem sporo nazbierać. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda z podgrzybkami. Ten gatunek sypie dobrze, ale żeby nazbierać dobrych jakościowo grzybów, trzeba się trochę natrudzić. Reguła jest taka, że najpiękniejsze okazy znajdowałem na czystym igliwiu, ewentualnie z niewielką domieszką mchu lub delikatnej trawy. Czyli trzeba szukać lasów ze skąpym runem. Inaczej jest w paprociach, jagodnikach lub miejscach z większą ilością trawy. Tam ślimaki i skoczogonki imprezują na maksa, obżerając podgrzybki bez względu na ich rozmiary.
Nadal jest sporo maślaków zwyczajnych i sitarzy. Wiele okazów już przerosło, zrobaczywiało i przesiąkło wodą, powodując efekt ciapy. Ale są też miejsca, gdzie można ich nazbierać w większych ilościach, w słoikowych rozmiarach przy dużej zdrowotności. Tu polecam przede wszystkim stanowiska mocno piaszczyste. Rośnie sporo koźlarzy o szarych odmianach kapeluszy. Chociaż te duże nie nadają się już do niczego, to wychodzące ze ściółki młode kozaczki, rekompensują niemożność zbioru ich dziadów. ;))
Tradycyjnie trwa spektakularny festiwal muchomorów czerwonych. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie pofotografować jednego z najpiękniejszych symboli jesiennego lasu. Rosną całymi koloniami, stadami i rodzinami. Najlepsze na muchomorki czerwone są niezbyt wysokie młodniki sosnowo-brzozowe. Jest ich tam bez liku. Wykluwa się sporo młodych owocników, co gwarantuje na następne dni ozdobę leśnej ściółki. Piękno, którego nie trzeba opisywać. ;))
Z jadalnych grzybów, spore wrażenie zrobiły na mnie mleczaje rydze. Dawno nie spotykałem tak dużo owocników tego gatunku. Tylko co z tego, jak średnio jeden na pięć, sześć był zdrowy. I jak ma się tu powiedzenie “zdrowy jak rydz”? Nijak. Rydze często są atakowane przez robale, a powiedzenie nie odzwierciedla rydzowo-zdrowotnego stanu faktycznego. Warto też wspomnieć o podgrzybkach oprószonych (dla wielu grzybiarzy to “jakaś” tam odmiana podgrzybka zajączka), które znajdowałem w dosyć dużych ilościach i bardzo dobrej kondycji zdrowotnej i jakościowej. To dobry grzyb i polecam jego zbieranie. Doskonale nadaje się na zupy i sosy.
W moim grzybowym asortymencie było jeszcze kilka koźlarzy czerwonych i pomarańczowo-żółtych, ale coś mizernie z tymi gatunkami. Generalnie trafiają się bardzo incydentalnie. Opieńki miodowe zaczęły się pojawiać tydzień temu, a obecnie już przerosły i przeważnie spleśniały. Mam nadzieję, że te październikowe, wkrótce się pojawią i będzie można ich sporo nazbierać. Z podstawowych gatunków, które wczoraj zbierałem, pozostały jeszcze do omówienia kanie.
Jednym sformułowaniem – po wysypie, ale cały czas rośnie ich na tyle, że jak ktoś chce na weekend mieć kaniowe schaboszczaki na talerzu, ten bez większego wysiłku ich nazbiera. Swój zew do wzrostu i owocowania poczuły ich krewne – czubajki czerwieniejące i – miejscami – czubajki gwiaździste. Kanie najlepiej szukać po skrajach lasu i na łąkach, gdzie tradycyjnie najbardziej “wożą” się wśród wszystkich gatunków grzybów. ;))
W lesie mamy obecnie sporą różnorodność gatunkową grzybów. Wspomnę chociażby o maślankach, mleczajach, rycerzykach, zasłonakach, purchawkach czy czernidłakach. Zaczęły się pokazywać gatunki późnojesienne, np. gąsówki nagie lub gąski ziemistoblaszkowe. Nie odnotowałem natomiast gąski liściowatej (wyglądającej i pachnącej tak samo jak gąska zielonka), ale rosnącej w topolach osikach. Gąski zielonki także nie spotkałem, jednak z nią na Wzgórzach zawsze jest krucho. Za to można je już zbierać m.in. w Borach Dolnośląskich.
Podczas wycieczki spotkałem Panią Ewę – mieszkankę Międzyborza z uroczym psiakiem na smyczy. Obiecałem Pani Ewie wspomnieć o naszym spotkaniu i rozmowie na blogu. ;)) Serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia na leśnych szlakach. ;)) Pani Ewa prowadzi blog o pieskach, ale z tego wszystkiego, zapomniałem zapytać o jego adres. Poproszę o informację na mail: admin@server962300.nazwa.pl. ;)) Przy okazji pozdrawiam też moich pociągowych towarzyszy – Monikę i Janusza, którzy tym razem spokojnie zdążyli na pociąg. ;))
Poza częścią grzybową, miałem też część widokową w związku w pięknem jesiennego lasu. Fotografie z cyklu “NAJ” załączyłem do wpisu. I jeszcze sprawa październikowych perspektyw grzybowych na Wzgórzach Twardogórskich. Grzybów przez najbliższe dni na pewno jeszcze nie będzie brakować. Krecią robotę robią chłodne poranki, które mogą przynieść pierwsze w tym sezonie przymrozki. Potężny wyż, który przyniósł nam powiewy babiego lata słabnie. Na większe opady na razie się nie zanosi, chociaż o nich będzie wiadomo więcej w niedzielę po najnowszych odsłonach modeli numerycznych i prognozach pogody na pierwszy, październikowy tydzień.
Moim skromnym zdaniem, warto obserwować świat grzybów w związku z opadami, które wystąpiły 23 września. One mogą być generatorem październikowego wysypu, który może rozpocząć się mniej więcej po dwóch tygodniach od ich wystąpienia, czyli 6-7 października lub nieco później. Gdyby do tego czasu ociepliło się w nocy i jeszcze dopadało deszczu to październik może nam solidnie grzybnąć, czego zagrzybionym, zgrzybiałym i grzybiejącym grzybiarzom życzę! Darz Grzyb! ;))