Skip to content
Pozostałe wybrane drzewa w Luboszowie i włóczęga wzdłuż Kwisy.
(1) ALEJA DĘBOWA
Drugą część relacji z wyprawy do Luboszowa, która miała miejsce 3 kwietnia 2022 roku, wspólnie z Łukaszem – leśnym włóczęgą i specjalistą od wyszukiwania borowików sosnowych, rozpoczynam od pokazania kilku innych wybranych osobliwości dendrologicznych, które nie są pomnikami przyrody dawnej wsi, ale wyróżniają się w terenie i warto je pokazać. W pobliżu unikatowego modrzewia eurojapońskiego “Mściwój” odnajdziemy starą aleję dębową.
Chociaż głównym gatunkiem alejowym są tu dęby czerwone, znajdziemy też domieszkę dębów szypułkowych oraz lip drobnolistnych. Jeżeli przejdziemy przez aleję w kierunku zachodnim to dotrzemy do skrzyżowania dróg, gdzie zaczyna się druga aleja.
(2) ALEJA KASZTANOWCOWA
To bardzo klimatyczna aleja kasztanowcowa, w której gatunkiem dominującym jest kasztanowiec pospolity, czyli ‘Aesculus hippocastanum’. Alejka prawie w całości złożona jest z tego gatunku drzewa.
Nie są to osobniki wyróżniające się na grubość pni, jednak drzewa tworzące urokliwą alejkę dają nam wybitne walory krajobrazowe. Na poboczu drogi leżało kilka ściętych lip, ale przypuszczalnie nie pochodzą z tej alejki (nie znaleźliśmy pozostałych po ścięciu pniaków), tylko zostały zawleczone z innego miejsca.
(3) DĘBY W ZAGŁĘBIENIU
W miejscu, gdzie alejka “wchodzi” do lasu należy skręcić w lewo, jeżeli chcemy dotrzeć do przepięknego dębu “Marii Teresy”. Po drodze warto zatrzymać się w zagłębieniu terenu, w którym rośnie kilka sędziwych dębów szypułkowych.
Jedno z drzew zakończyło żywot i wywróciło się, pozostałe wciąż rosną i znacznie wyróżniają się w tutejszym krajobrazie. Jeden osobnik w duży stopniu przypomina dąb “Marii Teresy”, dzięki szerokiej, nisko osadzonej koronie z licznymi pokręconymi konarami, częściowo oblepionymi mchami i porostami.
Dąb ten w pełni zasługuje do dołączenia elitarnego grona pomników przyrody Luboszowa. Właśnie obecność takich drzew sprawia, że tereny te mają swój niepowtarzalny klimat i wciągają do wyszukiwania dendrologicznych perełek.
(4) DĄB Z “OKIENKIEM”
Nie wspomniałem jeszcze, że pogoda podzieliła naszą wyprawę na część słoneczną (w pierwszych godzinach bezchmurną) w drodze do Ławszowej i część z przewagą całkowitego zachmurzenia w drodze powrotnej.
W pobliżu dębu “Marii Teresy” przy leśnej drodze rośnie dąb, którego nazwaliśmy dębem z “okienkiem”, gdyż w jego pniu leśne licho wycięło prostokąt przypominający okienną ramę.
Kto wpadł na taki pomysł w środku lasu? Nie mam pojęcia, ale nie spotkałem się jeszcze z takim oryginalnym otworem w drzewie. W sumie to odpowiedzi udzieliłem wyżej. Winowajcą jest leśne licho. :))
Po dębie z “okienkiem” był pomnikowy dąb “Marii Teresy” oraz pomnikowy (ale nieujęty w rejestrach) dąb “Bazyliszek” przechrzczony na “Ziemowita”.
(5) DĘBOWA NIECKA
W jego pobliżu, wokół wyschniętego starorzecza Kwisy rośnie co najmniej kilkanaście starych dębów oraz lip. Drzewa znajdują się w bardzo różnej kondycji i stanie technicznym.
Najgrubsze okazy mają około 450-480 cm w obwodzie pierśnicowym pnia. Wydaje mi się, że pień żadnego osobnika nie zdołał przekroczyć 500 cm.
Wśród dębowo-lipowego zgromadzenia wyróżnia się dąb szypułkowy “Wiking”, którego kilka masywnych konarów wyłamało się i leży pod drzewem.
Warto podkreślić, że na terenie Luboszowa – poza licznymi starymi, pięknymi i ciekawymi drzewami, znajdziemy też dużo martwego drewna, które dla różnorodności biologicznej jest bezcenne.
Pomimo prowadzonej gospodarki leśnej, wydaje mi się, że część terenów ze starodrzewiem jest z niej wyłączona i uważam to za bardzo dobry pomysł.
Martwe fragmenty drzew są nie mniej fascynujące niż żywe drzewa, tylko inaczej wyglądają. Dzięki nim, możemy odnieść wrażenie, że znajdujemy się w jakimś rezerwacie.
Tematu ciekawych i wartych uwiecznienia na fotografiach drzew Luboszowa nie wyczerpałem, ale myślę, że miłośnikom takich klimatów, zasiałem pragnienie wyprawy na te tereny.
WZDŁUŻ KWISY DO ŁAWSZOWEJ
Czas na danie główne drugiej części, czyli włóczęgę wzdłuż Kwisy do Ławszowej. Poza pomnikowym drzewami, był to jeden z głównych celów naszej wycieczki. Chcieliśmy zobaczyć, jak wyglądają tereny przy rzece.
Krajobraz meandrującej i tworzącej zakola Kwisy w otoczeniu lasów to wspaniały widok. Woda czysta wartko płynie, las szumi, ptaki śpiewają, włóczędzy wszystko podziwiają.
Na przeważającym odcinku do Ławszowej nie znaleźliśmy śmieci, co bardzo pozytywnie nas zaskoczyło. Kwisa jest tajemniczą rzeką. Od Świętoszowa na 5,5 km odcinku stanowi granicę między województwami dolnośląskim i lubuskim.
Źródła Kwisy nie można wskazać tak jak np. źródło Wisły czy Odry. Powstaje ona z połączenia kilku potoków spływających z północnych zboczy Wielkiego Grzbietu Izerskiego opodal najwyższego ich wzniesienie Wielkiej Kopy (1126 m n.p.m.). Najczęściej jako potoki źródłowe Kwisy wymienia się cieki Widły I, Widły II i Widły III.
Wycieczkę wzdłuż rzeki najlepiej zaplanować po sezonie wegetacyjnym lub przed. W porze letniej teren jest bardzo zarośnięty i w związku z tym trudny do przejścia.
Koniec kwietnia i początek maja to “ostatni dzwonek”, aby przejść przez ten teren bez większych trudności. Po połowie maja, wokół Kwisy rozrośnie się “dżungla”.
Kwisa płynie przez 12 gmin województwa dolnośląskiego i lubuskiego. Nad jej brzegami ulokowało się 6 miast, 33 wsie i osiedla.
Kwisa po przebyciu 127 kilometrów uchodzi do Bobru na wysokości około 105 m n.p.m. koło miejscowości Żelisław w gminie Małomice (woj. lubuskie). Przy ujściu szerokość Kwisy wynosi ok. 12-15 m, natomiast głębokość przeciętnie 70-80 cm.
W drodze do Ławszowej możemy przemieszczać się blisko rzeki i podziwiać nadrzeczne tereny lub wejść nieco wyżej, gdzie wygodne ścieżki prowadzą przez poszczególne fragmenty tej części Borów Dolnośląskich.
Trudno się zdecydować, którędy iść, ponieważ wszędzie jest coś wartego do obejrzenia. Dlatego postanowiliśmy wynegocjować z lasem pewien kompromis. Większy odcinek trasy pokonaliśmy wzdłuż rzeki, ale zdarzało się nam odskoczyć od Kwisy, aby kilkaset metrów podreptać po lesie.
Gdzieś w połowie drogi spotkaliśmy dwóch wędkarzy – spinningowców, którzy powiedzieli nam, że “ryba nie bierze”. Podobnie bywa z napotkanymi grzybiarzami w lesie, którzy oświadczają: “Panie, tu nic nie rośnie”. ;))
Nad Kwisą licznie urzędują bobry, a efektem ich działalności są powalone drzewa (nawet twarde dęby) oraz widoki innych drzew obgryzionych w dolnej części pnia, które grożą wywróceniem.
Jeden z młodych buków nie wywrócił się, tylko drzewnym zbiegiem okoliczności oparł o sosnę.
Gdy oglądaliśmy liczne ślady bytowania bobrów, szczególnie nadgryzione drzewa, dotarliśmy do stanowiska piknikowego z drewnianymi ławami i stołami.
Zauważyliśmy, że w miarę przemieszczania się w górę rzeki, teren zaczyna się wznosić i dolina Kwisy staje się szersza, dzięki czemu widoki są jeszcze bardziej malownicze.
Między innymi takie. Na niebie przybywało chmur, Słońce co chwilę wychodziło i chowało się za chmury. A my wędrujemy w siną dal po wąskiej ścieżce w Borach Dolnośląskich.
Kwisa na tym odcinku wielokrotnie meandruje, łukowato wygina się, to w prawo, to w lewo, tworzy zakola, a nawet odnogi. Widać, że w nieokiełznaniu czuje się jak ryby, które zamieszkują w jej wodach.
Dochodzimy do miejsca, gdzie rośnie kilka skupisk żarnowca, a za nim ciągnie się nadrzeczna brzezinka, w której również widać ślady działalności bobrów.
Znajdujemy stary dziurawy garnuszek z uchem. Może pra-grzybiarze pili z niego herbatę? :)) Teren staje się coraz bardzie stromy i niewygodny do przejścia z uwagi na dużą ilość powalonych drzew.
Decydujemy się na wejście po stoku do góry. Do Ławszowej mamy już niedaleko. Jesteśmy ciekawi, co zobaczymy na górze?
Na górze czeka na nas klasyka Borów Dolnośląskich! Czyli piach, wrzosy i brzozowo-sosnowe ścieżki. Tylko prawdziwków lub koźlarzy brak. Jest zdecydowanie za wcześnie na grzyby, mimo to spoglądamy na lewo i prawo, bo nigdy nic nie wiadomo, co wykombinuje las. ;))
Aż żal opuścić takie tereny, niemniej trzeba iść dalej. Z daleka widać koniec lasu i początek Ławszowej.
ŁAWSZOWA
Lubimy takie urokliwe miejscowości. Dochodziło południe, na niebie przeważały już chmury, ale nie zniechęciło to nas do odkrywania po swojemu wioski otoczonej Borami Dolnośląskimi. Ławszowa została założona w XIII wieku na prawie niemieckim jako Lorenzdorf, co oznaczało dosłownie “wieś Wawrzyńca”. Pierwsze wzmianki o osadzie pochodzą z 1233 roku, kiedy to została ona wymieniona w dokumencie lokacyjnym miasta Nowogrodziec.
W XVII w. po drugiej, łużyckiej stronie rzeki, gdzie nie sięgała władza katolickich Habsburgów, powstała nowa osada protestantów. Otrzymała ona nazwę Schöndorf (“piękna wieś”) i do 1945 r. stanowiła odrębną jednostkę osadniczą z własnym kościołem. W 1945 roku wieś włączono do Polski. Jej dotychczasowi mieszkańcy zostali wysiedleni do Niemiec. Polską nazwę wsi ustalono jako Ławszowa, a odrębny dotychczas Schöndorf stał się jej częścią pod nazwą Wesoła.
Zabytkowy kościół w Ławszowej (prawobrzeżnej) stał tu już od dawnych czasów. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1376 roku. Później był kilkakrotnie palony i niszczony, m.in. podczas wojen husyckich. W roku 1768 kościół doszczętnie się spalił. W drugiej połowie XVII w. na łużyckim, lewym brzegu Kwisy za pozwoleniem elektorów saskich – ewangelików – wybudowany został kościół w Schöndorf. Jego budowę rozpoczęto w maju 1657 r. Pracowano z tak wielką gorliwością, że cały kościół był gotowy już w 20. tygodniu. Uroczyste poświęcenie miało miejsce dopiero w niedzielę po świętach wielkanocnych 1658 r.
Z początkiem XIX stulecia kościół, który z panującej wówczas biedy był zbudowany z drewna, na tyle groził zawaleniem, że zmusiło to ewangelickich mieszkańców do postawienia w jego miejsce nowego masywnego kościoła w stylu klasycystycznym. W 1823 roku nastąpiło uroczyste otwarcie murowanej świątyni, która wkrótce została wzbogacona o nowe organy z klasycystycznym prospektem oraz w tym samym stylu empory. W roku 1922 na wieży zawisły dwa dzwony. Po 1945 r. kościół w Wesołej zaadaptowany został na potrzeby polskich, katolickich mieszkańców wsi, obecnie jest kościołem rzym.-kat. fil. pw. Niepokalanego Poczęcia NMP.
W pobliżu kościoła możemy zapoznać się z historią Ławszowej i samego kościoła. Wokół jest czysto, panuje porządek, zamontowano tablice informacyjne oraz wytyczono kilka ścieżek przyrodniczych.
Nie wskazano jedynie, w których lasach rośnie najwięcej prawdziwków. ;)) Tę tajemnicę Ławszowej turysta musi zgłębić sam w sezonie grzybowym.
Ławszowa jest bardzo dobrze przygotowana do przyjęcia turystów i to należy uznać jako duży plus miejscowości. Nie jest to komercyjne miejsce, pewnie więcej ludzi przyjeżdża tu w sezonie grzybowym, co nie oznacza, że nie ma tu atrakcji. Tyle, że termin “atrakcje” pozostaje w gestii indywidualnych interpretacji oraz gustach ludzi, bowiem ile ludzi, tyle gustów i definicji atrakcji.
Ławszowa ma swojego strażnika na czterech łapach, który stał przy przystanku autobusowym i wzrokiem nakazał nam skręcić w lewo do przejścia nad Kwisą. ;))
Klimatyczna architektura starych budynków, w oddali przestrzeń Borów Dolnośląskich. W Ławszowej czuć swojski, wiejski klimat okraszony zapachem lasów i głębią ich tajemnicy.
Podczas spaceru po wiosce, odnajdziemy wiele ozdobnych elementów małej architektury, między innymi parę drewnianych sów, przy których można spocząć na ławce.
Z nieco dalszej perspektywy widać, że Ławszowa jest położona w obniżeniu terenu, co wiąże się z bliskością rzeki Kwisy.
W jej pobliżu ustawiono kolejne ciekawe ozdoby oraz tablice informacyjne.
Na jednej z nich możemy przeczytać o rybach żyjących w Kwisie.
A na drugiej zapoznać się z informacjami dotyczącymi samej rzeki, z których częściowo skorzystałem w tym wpisie.
Następnie przeszliśmy przez most. W planie mieliśmy jeszcze przejść się kilkaset metrów po wsi i skręcić w lewo, aby rozpocząć drogą powrotną wzdłuż rzeki.
Jednak po prawej stronie dostrzegliśmy ruiny, których w ogóle nie braliśmy pod uwagę jako jeden z punktów naszej wyprawy.
A może by tak rozejrzeć się po nich? Nie zastanawialiśmy się długo, tylko z marszu skorygowaliśmy harmonogram wycieczki, dodając w niej punkt “ruiny”.
Internet szybko odpowiedział nam na pytanie, co to za hale, ruiny, budynki i wieża ciśnień znajdują się w Ławszowej. To Odlewnia Żeliwa “Gromadka” Zakład nr 4 w Ławszowej, która obecnie znajduje się w idealnym stanie na nakręcenie dobrego horroru lub dreszczowca.
Na pierwsze oględziny poszła wieża ciśnień, która zaskoczyła nas całkiem dobrym stanem, w porównaniu do wielu innych tego typu obiektów.
Otwarte wejście zachęcało, aby zaglądnąć do jej środka. Warto zwrócić uwagę na jej piękny solidny fundament (podstawę) zbudowany ze sporych głazów.
W środku wieża jest mroczna, pokręcona i wydziela specyficzny zapach stęchlizny z domieszką zgnilizny.
W pobliżu wieży leżą śmieci, które w ruinach są najczęściej spotykane w niewielkich skupiskach. Oczywiście winnych nie ma, śmieci same się wysypały.
Stara parasolka, opony i tablica ostrzegająca o afrykańskim pomorze świń. Zestaw egzotyczny i rzadko spotykany. ;))
Część hal i magazynów nosi ślady pożarów. Klimat zwątpienia i przygnębienia.
Na ruinami wnosi się komin. Dawno dymka nie puścił, dobrze, że jego nie puścili z dymkiem. ;))
Ktoś dał stąd nogę tak szybko, że zgubił buta. Co go tak przestraszyło? ;))
Na ścianie jednego z budynków odrapana myśl: “Niech żyje przyjaźń i pokój między narodami”. Zawsze aktualna, zwłaszcza na tle ostatnich wydarzeń na wschodzie.
Kręcimy się wokół jednego z budynków. Obok znajduje się oryginalny… pisuar. I wierzcie mi lub nie. To chyba jedyny obiekt, który cieszy się z upadłości odlewni. Dlaczego?
Ponieważ wreszcie przestano go “olewać”. ;)) W jego przypadku słowo “odlewnia” było interpretowane wprost. ;))
Jednak ze wszystkich obiektów po dawnym zakładzie, ten budynek zrobił na nas największe wrażenie.
Tu prawdopodobnie urzędował dyrektor, księgowa i najwyższe władze zakładu. Tu też przechowywano papiery pracowników, których spore ilości, w dobrym, czytelnym stanie odnajdziemy w kilku pomieszczeniach.
Najwięcej na pierwszym piętrze. Znajdziemy też opróżnione flaszki po trunkach mocniejszych i słabszych.
Budynek znajduje się w kiepskim stanie, podłogi są powyginane, wszystko trzeszczy i skrzypi. Ale klimat jest tu obłędny!
Warto było zajrzeć w to miejsce, bez dwóch zdań. Po wyjściu czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka.
To okazała lipa, która rośnie w jego pobliżu. Oj, zawsze to powtarzam – żeby drzewa mogły mówić, ile kart w księgach historii można by dopisać!
Już chciałem chwycić za taśmę mierniczą i zmierzyć obwód pnia zakładowej lipki, ale gdy ją obejrzałem z drugiej strony, zaniechałem pomiaru.
Zbyt dziuplasta, połamana, przyblokowana. Darowałem sobie, niemniej wydaje mi się, że ponad 500 cm w obwodzie pnia mierzy na pewno.
Poza tym, kondycja zdrowotna drzewa jest całkiem przyzwoita, chociaż stan pnia nie napawa dużym optymizmem.
Wyszliśmy z ruin obok jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej w Ławszowej.
W pobliżu możemy zapoznać się z historią i zasłużonymi strażakami w rozwoju OSP. Cześć Im i Chwała!
Nasz ławszowy odcinek wycieczki zakończyliśmy, spoglądając jeszcze na poczciwy “old-skulowy” kiosk.
WZDŁUŻ KWISY DO A18
W drodze powrotnej zrobiło się chłodniej, poderwał się silniejszy wiatr, niebo zaciągnęło się szarymi chmurami, chwilami padał przelotny, niewielki śnieg.
Ponieważ wiedzieliśmy już jak wygląda teren przy rzece, postanowiliśmy odbić nieco głębiej w las i przybliżyć się do rzeki w okolicach, gdzie rośnie pomnikowy dąb szypułkowy “Wiarus”.
Bory po prawej stronie rzeki są rozległe, przecięte autostradą A18. Na upartego można dojść nimi nawet do Leszna Górnego albo jeszcze dalej, tyle, że to kawał drogi.
Las jeszcze spał, chociaż przeciągał się leniwie po wrzosach, tysiącach sosen i tonach piachu. Jakże wspaniałe są te widoki, choćby ich monotonia trwała cały dzień.
W sztucznym odnowieniu lasu na piaszczystej glebie naszą uwagę przykuły rachitycznie wyglądające dęby. Powykręcało je solidnie, nie są to okazy, które osiągną potężne rozmiary. Liche siedlisko robi swoje.
Pomału zmienialiśmy kierunek wycieczki, człapiąc się w stronę Kwisy, od której odbiliśmy jakieś 2-3 kilometry. Wszędzie podgrzybkowo-prawdziwkowe lasy pobudzały wyobraźnię – co też musi się w nich kluć podczas sezonu grzybowego?
Mogliśmy wędrować jeszcze jakiś czas po klasyce Dolnośląskich Borów, jednak skręciliśmy w lewo, gdzie zaczynał się spory grzbiet – wypukłość terenu porośnięta lasem. Myśleliśmy, że jest to krótkie wzniesienie, tymczasem ciągnęło się przez kilometr lub jeszcze dłużej.
W dole prześwitywały gęste młodniki, a po obu stronach leśnego grzbietu rosło wiele ciekawych drzew, głównie dębów, które co rusz zachęcały na przyjrzenie się im, z uwagi na osobliwy wygląd.
Wybornie się szło po takich zakamarkach, przyozdobionych finezją drzew i mchami.
Jeden dąb wyglądał niezwykle zjawiskowo. Mchy otuliły go gęstą kołderką, uwypuklając jeszcze mocniej jego mocno pokręconą, zdziczałą sylwetkę.
Przypominał “kroczące drzewce” z baśni o odległej krainie leśnych stworzeń, które ukryły się za wschodem Słońca na wzgórzu Entów.
W okolicach wzgórza (grzbietu), takich Entów odnajdziemy całkiem sporo. Żeby je wszystkie poznać i obejrzeć, należałoby zorganizować odrębną wyprawę.
Kiedy już zeszliśmy ze wzgórza Entów i zapoznaliśmy się z Jegomościem “Wiarusem”, jeszcze jedno okazałe drzewo zwróciło na siebie uwagę, ale nie ostatnie podczas kończącej się wyprawy.
To stara robinia akacjowa, która wyróżnia się w leśnej gęstwinie. W jej pobliżu znajdziemy też kilka innych drzew przewróconych przez żywioły.
Słońce zaczęło przebijać się przez chmury, zrobiło się trochę cieplej, nasza włóczęga zmierzała ku końcowi.
Znaleźliśmy się w pobliżu autostrady, która obecnie jest remontowana i to na długim odcinku. Pozostało nam przejść na drugą stronę rzeki i wrócić do samochodu.
DĄB W POBLIŻU A18
Wtedy ujrzeliśmy na horyzoncie stary dąb, który rośnie na końcu łąki lub dawnego pola. Staruszek wyróżnia się w terenie, poszliśmy obejrzeć go z bliska.
Chciałem go zmierzyć, ale gdy ujrzałem płaty odpadającej kory i ogólny bardzo kiepski stan dębu, schowałem miarkę i postanowiliśmy wyłącznie podziwiać weterana, który pomału kończy swój żywot. Na zdjęciach tego dokładnie nie widać, ale drzewo wygląda tak, jakby zaraz miało się rozpaść.
Stąd zdjęcia okrasiłem “dramatyczną tonacją”, aby pokazać jego naturalne starzenie się i postępującą słabość, która zakończy się runięciem na ziemię.
To był finisz 9-godzinnej wycieczki, którą śmiało można nazwać “dziką wyprawą”. Od pomnikowych drzew, włóczęgi wzdłuż Kwisy, przedreptaniem Ławszowej i zachłyśnięciem się upiorami ruin, po wędrówkę przez rozległe Bory, długie wzgórze Entów, kończąc przy dębie “strach dotknąć, bo się rozsypie”.
Najlepszym podsumowaniem takich wypraw jest myśl wyrażona w następującym zdaniu: Czas planować kolejną włóczęgę po zapomnianych terenach Borów Dolnośląskich. ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies