Quo vadis sezonie grzybowy 2016? To pytanie, które zadają sobie dolnośląscy grzybiarze codziennie. Patrząc na najnowszą mapę Klimatycznego Bilansu Wodnego i szeroki pas suszy, ciągnący się na południowym-zachodzie kraju, mapę zagrożenia pożarowego i wielotygodniowy deficyt opadów, można zadać sobie pytanie: czy to już kulminacja najgorszych warunków dla grzybów i czy może być jeszcze gorzej, czy już tylko lepiej? Oficjalnie, w rolnictwie na podstawie mapy KBW suszy nie stwierdzono. Jednak rolnictwo to jedno, a grzyby i lasy to odrębna sprawa.
Wracam do pytania – czy to już szczyt tej “wścieklizny” wyżowej, czy może być jeszcze gorzej? Ten rok łamie żelazną zasadę, którą obserwuję już 29 rok z rzędu. Zawsze było tak, że po słabym roku grzybowym, następny był wyrównaniem poprzedniego z nawiązką. Dla przykładu, przytoczę tu kilka sezonów, oczywiście na terenach Wzgórz Twardogórskich. Rok 1992 i wielka susza w lipcu, sierpniu i we wrześniu. Grzybów było bardzo mało. Znacznie lepiej wyglądało to np. za Zieloną Górą lub w Borach Dolnośląskich. Tam wysyp jesienny był przyzwoity.
Rok 1993 był fenomenalny. W lipcu grzyby wysypały w olbrzymiej ilości i praktycznie do końca sierpnia można było coś uzbierać. Na przełomie sierpnia/września nastąpiła krótka przerwa. I ponownie nastąpił wielki, grzybowy boom. Sezon był tak intensywny, że zbierałam z ojcem kosz o pojemności 20 kg w ciągu 3-4 godzin na luzie, przy tym wybierając tylko owocniki klasy zerowej. Lata 1994-1998 to bardzo dobre sezony jesienne i – sporadycznie wysypy letnie. Wartym odnotowania jest rok 1998. Dużo opadów w lipcu i sierpniu pozwalały grzybom rosnąć i cały czas w lasach coś się działo. Kolejne zachwianie w regularnym wysypie grzybów nastąpił w roku 1999. Susza tym razem zahaczyła o wrzesień. Dopiero po połowie miesiąca zaczęło więcej padać. Październik przyniósł wysyp o średnim natężeniu. Jednak nie było tak źle, zważywszy na fakt, że pierwszy, letni wysyp miał miejsce jeszcze w czerwcu. Był krótki – około 1,5 tygodnia, ale dobry. Szczególnie koźlarze czerwone wysypały w dużych ilościach.
Po tym, może nie do końca spełniającym oczekiwania grzybiarzy sezonie, przyszedł lipiec 2000 roku. Trzy tygodnie wysypu totalnego i właściwie można było się już nie martwić, czy jesienią grzyby będą, czy nie. Te, owszem – były – w największej ilości około połowy września. Później rozpoczęła się wielotygodniowa posucha i grzyby rosły na “okaziciela” w wilgotniejszych częściach lasów. Następne poważniejsze zaburzenie w regularnym, jesiennym wysypie grzybów był w roku 2003. Susza od czerwca do połowy września. Po połowie 9 miesiąca w roku nastąpiło zwolnienie “komory maszyny blokującej deszcze” i zaczęło porządnie padać. Grzybiarze zacierali już ręce przed szykującym się październikowym wysypem. I tu nagle klops… Po obfitych deszczach, z początkiem października wepchał się wyż z arktycznym powietrzem. Przy bezchmurnym niebie, temperatury zaczęły spadać kilka stopni poniżej zera, również na tzw. klatce meteorologicznej, czyli na wysokości 2 metrów nad gruntem.
W tym czasie zaczęły się już pojawiać młode grzyby zwiastujące wysyp. Kilka mroźnych nocy niestety wykończyło zapowiadający się dobrze jesienny rzut. Klasyczny przykład “tak dobrze żarło a zdechło”. ;)) Za to 2004 rok zaczął nadrabiać niewypał swojego poprzednika już w maju. Najpierw po 20 maja nastąpił świetny wysyp koźlarzy pomarańczowożółtych, kurek i borowików ceglastoporych. Po czerwcowej przerwie, grzyby ponownie wysypały przez pierwsze dwa tygodnie lipca. Szczególnie obficie zbierałem koźlarze pomarańczowożółte. Jesienią wysyp był średnio intensywny, ale biorąc pod uwagę cały sezon, można rzec, że nadrobił zeszły rok.
Lata 2005-2008 były udane grzybowo. W niektórych też występowały wysypy letnie. Zaburzenie w regularności jesiennego wysypu przyszło ponownie w 2009 roku. Bardzo sucha jesień nie pobudziła masowego wysypu. Deszcze przyszły w październiku, ale zrobiło się zbyt zimno i późno-jesiennie. Sezon legł w gruzach. Trzeba było czekać na odreagowanie w następnym roku. I było. Kto pamięta rok 2010 we wrześniu? Wysyp wspaniały, fenomenalny i skomasowany. 4 tygodnie grzybowego szaleństwa. Wszyscy mieli banany na gębach. ;))
Nieco dziwny przebieg miał sezon roku 2011. Letni wysyp nastąpił pod koniec lipca i trwał około 1,5 do 2 tygodni. Na początku września przeszły bardzo intensywne burze (nie wszędzie), które dały podwaliny pod jesienny wysyp. Niestety to były jedyne dobre deszcze w sezonie. Na Wzgórzach Twardogórskich 3 razy solidnie nazbierałem grzybów. Sezon popadł w tzw. pełzanie, czyli grzyby były, ale w małych ilościach i nie wszędzie. Jednak przy odrobinie szczęścia, nabiciu kilometrów i znajomości terenów, można było wrócić do domu ze sporą ilością kapeluszników.
Lata 2012-2014 to przyzwoite sezony grzybowe. Zeszły rok, 2015 to już najnowsza historia grzybowa pisana niekończącą się suszą. Sezon jeden z najsłabszych od wielu lat. Zgodnie z obserwowaną regułą, w tym powinniśmy oczekiwać odreagowania. Nadzieję zrobiły miesiące letnie, tj. czerwiec, lipiec i sierpień. Grzyby zaczęły się pojawiać, chociaż bardzo nierównomiernie i nieregularnie. Jednak i tak było znacznie lepiej niż podczas lata 2015. Szczególnie tereny podgórskie dawały grzybiarzom wiele powodów do radości. Lwia część grzybiarzy to jednak grzybiarze jesienni, szukający grzybów od września. Wielu z nich mówiło, że po tak fatalnym, 2015 roku, w tym sypnie grzybami, że ho, ho.
I co? Sypnęło… Gorącym, skrajnie suchym i niedającym jakiejkolwiek nadziei stacjonarnym wyżem. Reguła została złamana. Co więcej, może okazać się, że ten wrzesień będzie jeszcze gorszy od zeszłorocznego. Wracam po raz trzeci do postawionego przeze mnie pytania. Czy może być gorzej? Pierwsze, niezobowiązujące odpowiedzi widać w prognozach pogody na następne dwa tygodnie. Upały wrześniowe zaczną odpuszczać. Najpierw w Polsce północno-wschodniej i wschodniej. W okolicach weekendu, przejdzie front z opadami deszczu – kompletnie nieproporcjonalnymi do potrzeb lasu i grzybów. Zmiana kierunku wiatru i spływ zimniejszych mas powietrza oraz szybko rozbudowujące się nowe wyże mogą zwiastować nawet pierwsze przymrozki.
W zasadzie przymrozki nie są straszne wysypowi, którego nie ma. Po chłodniejszym okresie, ponownie ma się ocieplić, ale już nie do takich wartości jak obecnie. Największym problemem pozostanie dalszy, przewlekły brak opadów, no chyba, że wreszcie Matka Natura utrze nosa wszelkim modelom numerycznym i prognozom… I jeszcze kilka zdań na koniec. Zauważyłem to już podczas ubiegłorocznej suszy w sierpniu i podczas ostatniej wycieczki. Podczas panowania dłuższego okresu bez deszczu, w lesie panuje taki dziwny rodzaj ciszy. Nie da się tego dokładnie opisać. Po prostu człowiek intuicyjnie wyczuwa, że coś jest nie tak, że przyroda jakby wysyłała jakiś sobie tylko znany sygnał.
Kiedyś stary i nieżyjący już grzybiarz (Józef “Klawisz”), którego sylwetkę opisałem w Historii Grzybobrań Pociągowych, powiedział mi, że las “mówi” w zależności od tego, jak się czuje. Jeżeli czuje się dobrze, tzn. ma odpowiednią ilość wilgoci, wysyła głos radości, kiedy cierpi, np. z powodu suszy, wysyła głos płaczu. Nigdy głębiej się nad tym nie zastanawiałem, aż do poprzedniego roku. Ta cisza podczas suszy jest zupełnie inna niż cisza lasu nasiąkniętego wodą i pachnącego świeżością. Czy to ten głos, czy to ta jedna z tysięcy wciąż nieodkrytych tajemnic lasu? Odpowiedzi nie znam…
Mapa KBW: https://www.susza.iung.pulawy.pl/KBW/
Mapa zagrożenia pożarowego: https://bazapozarow.ibles.pl/zagrozenie/
Mapa sum opadów: https://pogodynka.pl/hydro/suma/