Około 100 lat temu, może trochę wcześniej, albo też mniej niż sto, Bukowina Sycowska wyglądała tak, jak na powyższych fotografiach. To przecież nie tak dawno, natomiast widoki, jakby z innej epoki, oddalonej nie sto, a o wiele lat więcej.
Jak to wszystko, niesamowicie się pozmieniało. Na jednym ze zdjęć, widać młodziutkiego i wysokością dorastającego do wysokości stacji kolejowej klona srebrzystego – Bukowianina.
Chciałbym kiedyś przenieść się w tamte czasy. Chociaż na kilka minut. Zobaczyć i poczuć ten błogi, magiczny i jedyny w swoim rodzaju klimat starych dziejów bukowińskiej ziemi. Zmysłami objąć dawne pola, łąki i lasy, w których spędziłem wiek później około tysiąca dni. Rowy i miedze wolne od śmieci. Lasy mniej poprzecinane, bardziej dzikie, z mniejszą ilością dróg, a większą przestrzenią dla duszy lasu. Ech, pomarzyć można.
Z takim marzeniami i myślami włóczyłem się któregoś razu po bukowińskich lasach. Byłem niewyspany, ponieważ późno poszedłem spać, a wstałem bardzo wcześnie z rana, aby pierwszym pociągiem z Wrocławia przyjechać do Bukowiny i przywitać ją wraz ze wschodzącym Słońcem. Zapowiadał się upalny, słoneczny, letni dzień. Szybko zaczęło się robić gorąco i duszno, chociaż nie zwiastowało to burzy.
Nie mogłem się zdecydować, czy obrać kierunek na Twardogórę, czy na Międzybórz, ewentualnie na Drołtowice? Ponieważ upał nasilał się szybko, postanowiłem, że nie będę kombinować z trasą wycieczki, tylko wybiorę tzw. starą, oczywiście kultową trasę bukowińską, którą dreptałem dziesiątki razy, m.in. z grzybiarzami w latach 90-tych. Nie był to wybór przypadkowy, ponieważ trasa ta, w 85% przebiega przez lasy, dzięki czemu, upał mi tak mocno nie doskwierał.
Po wielu, przedreptanych kilometrach, zbliżało się południe. Upał tak się nasilił, że postanowiłem usiąść, napić się i odpocząć. Wybrałem głęboki cień jednego ze starych buków, przy którym często siadam. Przy nim zawsze jest rześko, a w takim skwarze, cień drzew jest dobrem mocno poszukiwanym. Oparłem głowę o pień i zamknąłem oczy… Nie miałem pojęcia, że zapadnę w sen. W podróż do bukowińskiej przeszłości…
Obudził mnie głos jakiegoś dzikiego zwierza, przypominający ryk jelenia na rykowisku. Wstałem i obróciłem głowę. Raz na lewo. Raz na prawo. Rozejrzałem się wokół. O mało nie rąbnąłem się w wielki konar drzewa, zwisający nisko nad ziemią. Ujrzałem las. Potężny las. Fenomenalnie zdziczały. Przetarłem oczy ze zdumienia. Sam siebie zapytałem – gdzie ja jestem?
Rosły w nim drzewa, dochodzące do 40 metrów wysokości, a może i wyższe. Masywne i potężne dęby z pniami jak pięć zrośniętych ze sobą beczek. Olchy i jesiony strzeliste jak maszty najwyższych żagli. Nieco dalej buki z niebywale pofałdowanymi napływami korzeniowymi, jakby dziesiątki ośmiornic je zbudowało. Pnie tych drzew, były w większości zzieleniałe od mchów i porostów. Wszędzie czuć wilgoć, słychać tysiące owadów i ptaków. To las, czy już dżungla? Gdzie ja jestem? W jaki sposób tu się znalazłem?
Wszędzie skacze mnóstwo żab, ropuch i innych przedstawicieli świata płazów. Pełzają węże. Gdzieś, między drzewami, co rusz czmycha jakaś zwierzyna. Ta drobniejsza i ta dostojniejsza. Płochliwa lub zaciekawiona moją obecnością. Stąpam powoli. Choć to miejsce urzekło mnie niezmiernie, muszę się stąd jakoś wydostać. Odnaleźć drogę, żeby po prostu zorientować się, gdzie jestem. Grunt grząski, co chwilę muszę omijać miejsca ze stojącą wodą. Zachwyca mnie jej klarowność.
Idę już jakichś czas, ale drogi, jak nie było, tak nie ma. Postanowiłem skorzystać z telefonu, aby określić swoje położenie. Ze zdumieniem odkrywam, że nie mam go przy sobie. Nie mam plecaka, portfela, kluczy od domu, jedzenia, picia, noża, preparatu na kleszcze, aparatu fotograficznego, taśmy do mierzenia obwodów pni drzew i wszystkiego, co ze sobą wziąłem na wycieczkę. Dobrze, że chociaż mam ubranie i wygodne buty…
W takiej sytuacji, kiedy nie wiem skąd przyszedłem, ani dokąd pójść, kiedy nie mam też elektronicznych wspomagaczy w orientacji w terenie, pozostaje mi obrać jeden kierunek i iść tak długo, aż gdzieś wyjdę.
Cały czas, z wielkim zdziwieniem, ale też zachwytem, oglądam las, który w naszym kraju, widziałem tylko na zdjęciach z Białowieskiego Parku Narodowego.
A może ja jestem właśnie w Puszczy Białowieskiej? Ale niby skąd? Przecież nie pojechałem do niej na wycieczkę lub na urlop. Wprawdzie planuję tam pojechać, niemniej jeszcze nie dzisiaj, ani w najbliższych tygodniach. To plany do realizacji za kilka miesięcy. Więc o co chodzi z tym baśniowym i niesamowitym lasem?
Po raz kolejny, omijam wielkie rozlewiska krystalicznej, leśnej wody. Odpędzam się od komarów i innych, drobnych krwiopijców. Las, cały czas urzeka i hipnotyzuje mnie swoim wyglądem oraz ogromem potężnych drzewostanów. Już chyba wiem, gdzie jestem. To jakichś wspaniały rezerwat. Tylko jaki? Nie za wiele pamiętam… Gdzie ja się wybrałem i gdzie jestem?
Wciąż idę przed siebie i wciąż nic się nie zmienia. Żadnej drogi i żadnej cywilizacji. Pomyślałem, że może jakiegoś leśnika lub miejscowego spotkam. Nic z tego. Poza jednym przedstawicielem dwunożnych, czyli mnie, w bajecznym i ogromnym lesie chyba nikogo nie ma. Patrzę na zegarek, żeby zorientować się chociaż, która jest godzina. Optymista. Zegarka również brak. Co się stało? Czułem, że idę chyba z dobrą godzinę. Poza WSZECHBOREM nie ma nic. Poczułem lekkie poddenerwowanie, wysłane przez mój instynkt.
Postanowiłem odpocząć. Podszedłem do jednego z setek rosnących wokół buków. Nie były to zwykłe buki, tylko majestatyczni władcy tego lasu, których nigdy nie widziałem w tak fikuśnych kształtach, szlachetnych pokrojach i potężnych sylwetkach. Ten, przy którym usiadłem, wyglądał jak anioł lasu o dłoniach zbudowanych z setek zwisających, zielonych gałęzi. Miał chyba z 8 metrów obwodu i wznosił się tak wysoko, gdzie wzrok prawie już nie sięga.
Jego pień wyglądał jak wnętrze jaskini, kształtowanej i rzeźbionej tysiące lat kropelkami spadającej z góry wody. Wyglądał tak niesamowicie, że kilka razy przecierałem oczy ze zdumienia. Skąd w tym lesie, takie cuda się znalazły? Jak to możliwe, że przetrwały i zachowały się przed ludzką inwazją? Miałem w głowie setki pytań i każde bez odpowiedzi. Zrobiło się gorąco. Usiadłem przy tym boskim drzewie i oparłem o niego głowę…
W tym momencie, targnęła mną jakaś niewyobrażalna siła, a jednocześnie coś, czego jeszcze w życiu nie doświadczyłem. Coś działo się wokół mnie, ale siła ta, nie pozwalała mi otworzyć oczu. Nagle zrobiło się bardzo cicho, a w myślach poczułem, że ktoś do mnie zaczyna mówić… Zapadłem w stan dziwnej hipnozy… Głos, który do mnie przemówił, wypowiedział te słowa:
“Nie szukaj drogi i ludzi. Nie znajdziesz tu map, zegara, telefonu i orientacji. Nie zadawaj tylu pytań, ponieważ i tak pozostaną bez odpowiedzi. Nie martw się i nie przejmuj, bo to wszystko wkrótce minie. Jesteś tu, gdzie zawsze. Idziesz tędy, którędy szedłeś wiele razy.
Przyszedłeś ze wschodu i podążasz na zachód, po czym – ponownie pójdziesz na wschód, ale też trochę na północ. Przejdziesz wszystko, co znasz, gdzie chodziłeś i skąd wracałeś. Widoki cudownego lasu, którymi zachwycasz się łzami szczęścia, wkrótce znikną.
Człowiek wszystko zmienił. Zmienił tak, że pozostał już tylko sen, aby ukazać potęgę minionej chwały nieskończoności pierwotnego lasu. Nie opisze go największy poeta, nie namaluje najzdolniejszy malarz, nie zagra najwykwintniejsza orkiestra, nie opowie najwybitniejszy mistrz słowa.
Zapewne będziesz chciał podzielić się z innymi tym, co widziałeś i czego doświadczyłeś. Wtenczas, nie wyszukuj natchnionego słownictwa, ani wiersza rymowanego. Nie opowiadaj zbyt doniośle lecz prosto, aby trafić do serc. Choć przez moment. Ulotną chwilę.
Tu, gdzie siedzisz, pozostaniesz po naszym spotkaniu. Tylko wszystko wokół będzie inne. Odnajdziesz drogę i ludzi. Plecak i ekwipunek. Spojrzysz na zegarek i napijesz się wody, którą ze sobą wziąłeś. Poczujesz ogromną pustkę oraz niemoc, chociaż nadal będziemy wokół ciebie.
Jestem pra-drzewem osiemdziesiątego pokolenia przed wiekiem człowieka. Nie próbuj rozwikłać zagadki tego sformułowania, bo i tak ci się nie uda. Wiedz jednak przyjacielu, że tu, gdzie zasnąłeś, rosłem sobie w czasach twojego snu. Przeszedłeś około sześciu kilometrów, zataczając okrąg, chociaż wydawało ci się, że idziesz cały czas w jednym kierunku…
Nie poznałeś dróg, którymi szedłeś tyle razy. Nie poznałeś lasów, którymi zachłysnąłeś się jako małe dziecko. Miałeś do tego pełne prawo, bo nikt by ich nie poznał. Nawet najstarszy mieszkaniec… Bukowiny… Tak, drogi przyjacielu. To Pra-Bukowina i Pra-Drzewa w niej rosnące. Tak wyglądały kiedyś te lasy i życie w nich tętniące. Wszechbór był naszym ojcem, matką, sędzią i wyrocznią. To on dawał drzewom życie i je zabierał. Jednak Jego łaskawość, pozwalała wielu naszym braciom sięgać nieba i żyć setki lat.
Ten, który do ciebie przemówił, myślami twojej duszy, to nie anioł lasu, choć tak mnie nazwałeś, a wielki pra-pra-pra dziad “Oka lasu” pod którym ze zmęczenia i upału zasnąłeś. I choć twoje serce, nadal będzie bić szybciej i mocniej w Bukowinie, czasami, wrócisz myślami do Pra-Bukowiny…”
Moja narastająca niepohamowanie chęć porozmawiania z “drzewnym aniołem lasu” była na tyle silna, że w końcu skoczyłem na równe nogi, zlany potem i przyśpieszonym tętnem. Teraz dopiero uzmysłowiłem sobie, że sen o Pra-Bukowinie był tylko snem…
Rzeczywiście zasnąłem pod bukiem “Oko lasu”. Spojrzałem na zegarek. Minęła nieco ponad godzina od czasu, kiedy zasnąłem. W tym czasie, człowiek przechodzi średnio około 6 kilometrów…
Po tym leśnym śnie, na zawsze coś się we mnie zmieniło. Coś pękło. Otworzyły się kolejne wrota do tajemnic niepoznania i niepojmowania złożoności świata, jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Niezgłębionych dróg ludzkich myśli i duszy. Tylko człowiek z kamienia, bez uczuć lub o lodowatym sercu, byłby na to obojętny…
Podziel się na:
5 KOMENTARZY
Paweł – piękny sen !
A może to wcale nie był sen…?
Może dane Ci było dostąpić leśnego wtajemniczenia…???
Pozdrawiam 😉
“Chyba nie pozłocimy się o prawa autorskie:)” – nie śmiałbym. Wszystko co towarzysze tworzą, należy do Partii w myśl hasła: “Wszystkie indywidualne dzieła towarzyszy są wspólnym dobrem Partii”. ;-))))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.AkceptujęOdrzucićWięcej
Polityka prywatności & Cookies
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Paweł – piękny sen !
A może to wcale nie był sen…?
Może dane Ci było dostąpić leśnego wtajemniczenia…???
Pozdrawiam 😉
To było coś jakby sen na jawie. Trudno mi to wyjaśnić, ale sen był wspaniały. 😉
Pozdrawiam.
Witaj Paweł:)
Materiał super, ale powiem Ci że sam chcę napisać coś podobnego. Chyba nie pozłocimy się o prawa autorskie:)
Pozdrawiam serdecznie.
“Chyba nie pozłocimy się o prawa autorskie:)” – nie śmiałbym. Wszystko co towarzysze tworzą, należy do Partii w myśl hasła: “Wszystkie indywidualne dzieła towarzyszy są wspólnym dobrem Partii”. ;-))))
I dziękuję za dobrą ocenę. 😉