Skip to content
Sobotnie grzybobranie w Bukowinie Sycowskiej.
W sobotę, 23 lipca 2016 roku wybrałem się do lasu w poszukiwaniu grzybów. Zależało mi na sprawdzeniu, w jakim stopniu grzybnia została pobudzona przez obfite opady deszczu, które przeszły nad regionem w połowie miesiąca. Z jednej strony, wiedziałem, że grzybnia może jeszcze nie wydać owocników z uwagi na zbyt krótki czas, jaki minął od opadów deszczu. Takie pewne minimum to 2 tygodnie, a jeszcze pewniej 3 tygodnie, o czym pisałem w ostatnim artykule z 20-ego lipca. Z drugiej strony nos, intuicja i moje osobiste wariactwo oraz “leśne nieokiełznanie” nie pozwalały mi spokojnie spać. Przecież mamy lato. Jest ciepło, tydzień był pochmurny to dlaczego grzyby nie miałyby pokazać się nieco wcześniej niż po wspomnianym okresie.
Na początku dosyć szybko sprawdziłem miejsca podgrzybkowe w niedaleko położonym starym lesie w pobliżu bukowińskiej stacji. Jest to nieco pagórkowaty teren z kilkoma zagłębieniami, rowami i generalnie takimi przyjemnymi do łażenia klimatami. Ten lasek to taki mój “wskaźnik podgrzybkowy”. Jeżeli tam nie znajdę żadnego przedstawiciela Xerocomus badius, to raczej pewne jest, że w innych tego typu lasach, podgrzybków nie ma lub występują sporadycznie, rzadko. We wskaźnikowym lesie, wynik pomiaru grzybności na około kilometr kwadratowy lasu wyniósł zero.
Trzeba było zmienić taktykę detektywistyczno-tropiącą grzyby. ;)) Jednoosobowa spółka bez ograniczeń w leśnym włóczęgostwie Lenart&Grzyb, kwalifikowaną większością głosów “walnego zgromadzenia”, podjęła decyzję o sprawdzeniu terenów po skrajach lasów, związanych mikologicznie z koźlarzami, prawdziwkami, tudzież kotletami Macrolepiota procera. Zmiana strategii przyniosła efekt w postaci pierwszej kani. Ładna, dorodna, zdrowa. Idealna na patelnię. Myślami już była “upieczona”. ;))
Następnie rozpoczęło się poszukiwanie prawdziwków. Po kilku minutach, trafił się dorodny Boletus edulis, co najważniejsze – zdrowy. Przednia część głowy, zwana ogólnie twarzą, a potocznie gębą lub miską, ucieszyła się bardzo. Kilka fotek i cap go do koszyka. Poziom adrenaliny wyraźnie poszybował w górę. Niedaleko miejsca prawdziwkowego znajduje się miejscówka na koźlarze topolowe. To, co tam na mnie czekało (a raczej rosło), nawet mi się nie marzyło i nie śniło. 90 koźlarzy topolowych w zdecydowanej większości młode, twarde i zdrowe. Jest to też miejsce bardzo zarośnięte dlatego kiepsko robi się tam zdjęcia rosnących grzybów. Najlepiej wziąć je w rękę i cyknąć fotki na tle drzew. Tak naprawdę, koźlarzy było nieco więcej, ale gdzieś około 15-stu sztuk – raczej dużych, zostawiłem z uwagi na zaczerwienie. Dokładnie policzyłem tylko te, które drapnąłem do kosza.
Generalnie pomyślałem sobie, że nawet, gdybym już nic nie znalazł to i tak jest super. Acha – wśród koźlarzy topolowych, znalazłem też kilka koźlarzy czerwonych. Ja i tak byłem chyba bardziej czerwony z emocji od nich. ;)) Po opuszczeniu topolowo-koźlarzowego eldorado i otrzepaniu portek z kleszczy, ruszyłem dalej. Kleszczy jest bardzo dużo, szczególnie w takich trawiasto-zarośniętych miejscach. Na spodniach miałem ich około 20-stu. I pomyśleć, że takie to małe, a takie wredne…
W prawdziwkowych miejscach, uroczo prezentowały się też m.in. muchomory czerwieniejące, których nie zbieram. Zauważyłem też pojawiające się młode kanie, które nawet w młodym stadium, imponują już długimi trzonami. Szczególnie w trawach, gdzie grzybowe modelki próbują się wybić w górę, mają długachne “kopyta”. Jest to wyjątkowo fotogeniczny i przyjemny do fotografowania gatunek grzyba.
W dalszej części wycieczki, co jakiś czas znajdowałem prawdziwki, koźlarze czerwone, młode kanie, chociaż kilka większych też się trafiło oraz borowiki ceglastopore i usiatkowane. Takim “podgrzybkowym” bonusem było kilka zajączków. Większość niestety robaczywa. Po pokonaniu około 12 kilometrów i kilku godzinach, spędzonych w lasach, koszyk już solidnie napełnił się, a ja byłem – jak to się mówi – bardzo “happy”. ;)) Pozostało mi dokładne oczyszczenie zbiorów i poukładanie grzybów w celach fotograficznych. Jeżeli czas mi na to pozwala to zawsze tak postępuję. Pod koniec grzybobrania delikatnie wykładam grzyby z kosza, otrzepuję je i kosz z igliwia, owadów, piachu i wszelkiej leśnej drobnicy, która po drodze wlatuje do jego wnętrza. Dzięki temu wiozę do chałupy grzyby wstępnie oczyszczone i ładnie prezentujące się zarówno w realu, jak i na fotkach. ;))
Kilka subiektywnych spostrzeżeń na koniec. Po pierwsze – w lesie ponownie jest już bardzo sucho. Praktycznie nie ma śladu po opadach. Po drugie – nie ma mowy o wysypie grzybów. Ja nazbierałem je tylko dzięki dobrej znajomości terenu w sprawdzonych miejscówkach. Stare, sosnowo-świerkowe bory są praktycznie puste. Podgrzybków nie znalazłem. Za to mój dobry znajomy Krzysiek (pozdrowienia!!! ;)), który chodził głównie właśnie po starych, podgrzybkowych lasach, kilka sztuk znalazł, co może być zapowiedzią ich większego pojawienia się w następnych dniach. Czy tak będzie? Leśne licho wie. Z jednej strony wydaje się, że jest już za sucho, a i temperatury kopnęły w górę. Z drugiej strony, już tak nieraz bywało, że po szybkim, miejscówkowym “wysypaniu” się koźlarzy i prawdziwków i równie szybkim ich zaniku, w borach pojawiały się podgrzybki.
Poza relacjami innych grzybiarzy, pozostaje własna weryfikacja w terenie, która – jakby nie było – jest najlepszą formą sprawdzenia grzybności własnych miejsc. Jeszcze dodam, że z najczęściej spotykanych, innych gatunków grzybów, widziałem różnokolorowe gołąbki, tęgoskóry pospolite, muchomory czerwieniejące, muchomory mglejarki i jeszcze kilka innych gatunków grzybów. Zaskoczył mnie natomiast kompletny brak kurek, których w zeszłym tygodniu nazbierałem 50 dkg. Pochowały się? “Uciekły” do fermy? Dziwna sprawa. Za to zamiast jajecznicy z kurek były kotlety schabowe w wersji wegetariańskiej.
Darz Grzyb! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Gratuluję, piękny kosz!
Jak co dzień dzisiaj poszedłem do lasu, w nowe miejsce. Idąc już drogą przez łąkę spotkałem 2 kozaki. Jako że nie byłem przygotowany na zbiór – nie miałem worka ani koszyka, oznakowałem miejsce patykiem na drodze, aby zabrać je wracając. Potem w lesie idąc drogą zauważyłem w głębi lasu kapelusz. Okazał się być prawdziwkiem. W pobliżu zauważyłem też kilka podgrzybków złocistych. Potem więcej i jeszcze więcej 🙂 Wtedy już zbierałem do podkoszulki – podwinąłem ją, bo w ręce przestały się mieścić. Następnie do kolekcji dołączył drugi prawdziwek. Widziałem też gromadkę borowików ceglastoporych, w tym 2 o średnicy talerzyka, ale ich nie zbieram. W drodze powrotnej zabrałem kozaczki i znalazłem jeszcze ich w pobliżu kilka. Pojadłem też jeżyn. Rosły zwartym szeregiem wzdłuż obydwu stron drogi – pycha :). Rwałem tylko te rosnące wysoko. Nisko rosnących owoców nie zrywam ze względu na ryzyko zarażenia pasożytami. No chyba, że porządnie się je umyje, a najlepiej sparzyć je jeszcze wrzątkiem. To samo dotyczy grzybów.
Dzisiejszy zbiór to mój rekord pod względem zebrania konkretnej ilości grzybów. Pierwsze grzyby dotąd zbierałem w sierpniu, a takie ilości od września. Pod względem zbiórki pojedynczych to też rekordowy rok u mnie. Pierwsze znalazłem 19 maja – 2 podgrzybki. W następnych dniach też zbierałem po 1 po 2, w tym 2 prawdziwki. To dobry zadatek przed pełnią sezonu 🙂
Znajoma wróciła ze Szklarskiej Poręby i mówiła, że w tamtejszych lasach jest dużo grzybów. Przy drodze spotykała prawdziwki.
Pozdrawiam brać grzybową!
Dzięki Tomek! 😉 Pamiętaj – każde wejście do lasu, nawet jak się nic nie znajdzie to kolejny krok w doświadczeniu. Tobie również gratuluję, a gdybym miał do Ciebie nieco bliżej to chętnie podskoczyłbym po te ceglaki, których nie zbierasz. To bardzo dobry grzyb jadalny. Jeżyny “na wysokościach” także wcinam. Ostatnio natomiast to zjadłem chyba setkę malin. Pozdrawiam. 😉
Witaj Paweł
A cóż tutaj komentować. Bardziej właściwym słowem będzie pogratulować. Ze wstydem przyznaję się, że jeszcze w tym roku nie odwiedziłem podwrocławskich lasów, do których nota bene często jeżdżę. (okolice Międzyborza Sycowskiego). Do pewnego stopnia rekompensuje mi to obfity zbiór ale aż z Pomorza Zachodniego, czyli zza granicy. Ale obiecuję się poprawić o efektach napiszę na naszym forum.
Serdecznie pozdrawiam
Witaj Wojtku! 😉 Zmieniać miejsca i lasy to nie wstyd. Wszak grzybiarz to taki specyficzny typ wędrowca. 😉 W zeszłym roku na jesieni, zamiast jechać na kilka dni na Pomorze i załatwić temat grzybowych zapasów zimowych to łudziłem się i czekałem na wysyp, którego nie było. Ja także jeżdżę w okolice Międzyborza Sycowskiego. 😉 Pozdrawiam, Darz Grzyb! ;))