Skip to content
Miało być tak pięknie. Krwisto-czerwono-księżycowo i zaćmieniowo. Wyszła wielka klapa. Kiedy o północy z niedzieli na poniedziałek postanowiłem zamknąć powieki i pogrążyć się w mocnym, ale krótkim śnie (budzik nastawiłem na godz. 4 rano), spojrzałem na niebo, które było rozgwieżdżone i bezchmurne. Na wschodniej połowie nieba widniał mocno rozjaśniony Księżyc w pełni. Pomyślałem, że lepszych warunków do porannej obserwacji zaćmienia nie można sobie załatwić na górze. ;))
Obudziłem się tuż przed nieznośnym dzwonkiem budzika. Sprzęt fotograficzny przygotowany, stanowisko też. Kilka minut na ogarnięcie się po spaniu, parę łyków gorącej herbaty i duże podekscytowanie na myśl, że już za moment zacznie się widowisko, którego kulminacja nastąpi przed godziną szóstą.
Pierwsze spojrzenie na niebo i chwilowe zwątpienie w zdolności mojego narządu wzroku. Nie widzę gwiazd. To pewnie jeszcze po śnie moje oczy nie wyostrzyły obrazu – pomyślałem, ale za kilka chwil wszystko będzie w porządku. Paradoksalnie, w radio leciała akurat piosenka “Czy te oczy mogą kłamać?” w wykonaniu zespołu Raz Dwa Trzy. Pomyślałem. Oj mogą, mogą…
Niestety, moje oczy dobrze przekazywały to, co było widać na niebie. Ukazywały złośliwą prawdę. Jej imię, a raczej jego imię to nie “44”, jak pisał Adam Mickiewicz, ale “stratus“. Jedna z najbardziej “wrednych” chmur w arsenale pogody. Przychodzi bezszelestnie, często oszukując modele prognostyczne i zamieniając bezchmurny i słoneczny dzień lub gwieździstą noc w szarość i ponurość.
Całe przygotowania do widowiska związane z zaćmieniem spaliły na panewce. Stratusy tak szczelnie zasnuły niebo, że nie dały nawet krzty nadziei, źdźbła otuchy czy ziarnka optymizmu, że cokolwiek się zobaczy. Ostatnia nadzieja była 30 kilometrów od Oławy, czyli we Wrocławiu. Przyjechałem do stolicy Dolnego Śląska około godziny 6. Stratus miał się tu jeszcze lepiej…
Przez cały, w sumie kilkugodzinny cykl zjawiska i jego poszczególne fazy, stratus wisiał niczym zasłona w teatrze przed spektaklem. Łaskawie odpuścił późnym popołudniem. Wieczorem, pomimo że było już kilka godzin po zaćmieniu, Księżyc nadal miał barwy bardziej czerwone niż żółte, tak, jakby “sztucznie” chciał “zrekompensować” obserwatorom poranną złośliwość stratusów. Zrobiłem kilka zdjęć, chociaż moja entuzjastyczna para poranna zamieniła się w zblazowane od niechcenie. ;)) Ale jest co najmniej jeden duży plus tej sytuacji. Podczas, gdy każdy “łapał” w obiektyw (tam gdzie warunki pozwalały) zaćmienie, wieczorem, popyt na sesję foto Pana Moona drastycznie spadł. Jak kiedyś ktoś ogłosi konkurs w kategorii “zdjęcia Księżyca kilka godzin po zaćmieniu” to mam gotowy materiał. ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies