Skip to content
Szmaragdy, perły, złoto, turkusy, mgła, Studzianka!
Sobota, 21 października 2023 roku w centrum zmysłowo-duchowego świata Borów Dolnośląskich. Czyli w Studziance. Z pociągu wysiada kilkudziesięciu grzybiarzy, którzy pomału rozchodzą się we wszystkie strony świata. W pociągu klimat jak z lat 90-tych. Prawie sami wrocławscy i legniccy grzybiarze w gumowcach na nogach, z koszami oraz plecakami, żarliwie dyskutują o lesie i grzybach.
W tej przepysznej atmosferze dawnych lat staję oko w oko z magicznym porankiem lasów Studzianki. Wszystko spowija mgła, która unosi się po obfitej nocnej ulewie. Przeciąga się i przemieszcza mleczną poświatą nieskończonej tajemnicy lasów.
Rozpoczyna się prawie półtora-godzinny spektakl, który z każdą minutą rozpędzi kalejdoskop leśnych wrażeń, delikatności, zmysłowości, piękna i spokoju.
Dzień coraz śmielej upomina się o swoje panowanie przez kilka godzin w lesie. Teraz mgła przekomarza się z nim, opóźniając dotarcie Słońca w głębiny Borów.
W końcu słoneczna tarcza obwieszcza czcigodnej leśnej Świątyni, że szybko osuszy powietrze, aby ogrzać zmoknięty nocnym deszczem majestat cudowności Borów Dolnośląskich.
Mgła postanawia jeszcze trochę popływać po leśnym poranku i żongluje Słońcem. Raz go odsłania, aby za kilka chwil zakryć gwiazdę swoją gęstszą strukturą.
Świeżość poranka otula lasy. Krople pereł lśnią w mlecznej otchłani. Panuje niezwykle głęboka cisza. Cisza piękna i magii październikowego cudu narodzin nowego dnia.
Teraz Słońce zaczyna żonglować mgłą. Wzniosło się już wyżej i świeci mocniej. Rozświetla drogi, ścieżki i wierzchołki drzew. Natomiast w zwartym dnie lasu, wciąż panuje mrok.
Stoję, wpatruję się, odpływam w inny wymiar. Łapię rezonans lasu, nadajemy na tych samych falach. Słyszę ciszę. Czuję zapach światła, widzę miliony drobinek wody budujących mgłę.
Hipnoza Borów Dolnośląskich uderzyła z całą mocą lasu. Chociaż twardo stąpam po ziemi to czuję, że lewituję razem z mgłą i przemieszczam się w najgłębsze zakamarki leśnej tajemnicy.
Teraz mglista powłoka pozostała wewnątrz kniei, a ja spoglądam na ciemne z drugiej strony pnie pachnących sosen.
Nagle mgła wycofuje się z zachodnich komnat leśnego Królestwa. Krystaliczna zieleń unosi aromaty przemoczonej od deszczu ściółki, mchów i krzewinek borówki.
Nad drzewami, nieśmiało pojawia się bezkresny błękit nieba. To zwiastun słonecznej i bezchmurnej pogody, jaka wkrótce owładnie Borami Dolnośląskimi.
Mgła i złoto poranka zaczynają dzielić lasy na mgliste salony i słoneczne gniazda. Wędruję po nich na przemian, fotografuję i wciąż trzymam rezonans z duszą lasu, której niewidzialna energia prowadzi mnie po krainie niekończącego się piękna.
Słoneczne przestrzenie dróg zaczynają się nagrzewać. Przekazują leśnym stworzeniom dobrą nowinę. Narodził się nowy dzień, a wraz z nim nowe nadzieje i możliwości.
Wytworność jesieni rozpoczyna swój złoty taniec przeobrażenia kolorów zieleni minionego lata na żółty, pomarańczowy i wszelkie możliwe ich odcienie.
Tymczasem w leśnych komnatach, bezszelestny taniec mgły i promieni naszej Najjaśniejszej Gwiazdy, piszą scenariusz o baśniowej Studziance, nad którą unoszą się dusze dawnych jej mieszkańców.
Czy kilkadziesiąt lat temu, również wędrowali skoro świt po kniejach Studzianki i otwierali szeroko oczy oraz usta z powodu cudów, których byli świadkami? Myślę, że część z nich doświadczyło tego, co ja miałem zaszczyt ujrzeć i poczuć.
Sekrety magicznego poranka zbliżały się do punktu kulminacyjnego. Z premedytacją, postanowiłem je obejrzeć w miejscu najbardziej przytulnym w całych lasach Studzianki.
Idę w Szmaragdową Głębię, w której perłowy blask błyszczy złotym świtem, a turkusowa aura miesza się z mglistą poświatą.
Trwa poranek cudów w Borach Dolnośląskich. Staram się maksymalnie wchłonąć aurę tego leśnego Misterium.
Rozbłysnęły promienie życia nad krainą tysięcy hektarów grzybowego szczęścia!
W turkusowym Zwierciadle popłynęły Szmaragdy i Złoto. A wokół lśniły Perły. Przeźroczyste jak dusza i delikatne jak jedwab.
A ja ciągle szedłem w głębię tego Zwierciadła i chciałem je złapać dla siebie. Na wyłączność i na wieki. Aby na zawsze w nim pozostać!
Nawet nie wiem w jaki sposób znalazłem się przy kultowej ławeczce? Zaraz… Wiem! To las mnie tu przyprowadził, abym usiadł, odpoczął, “wrócił” na ziemię i wreszcie zaczął szukać grzybów. ;))
Kultowa ławeczka również lśniła błyskiem złotego poranka. Pszczelarze zabrali z jej sąsiedztwa ule, teraz zamiast wesołego brzęczenia pszczelich skrzydeł, słychać z oddali głosy mieszkańców lasu.
Po kilkunastu minutach wyruszam dalej. Wciąż w otoczeniu Pereł Lasu, Szmaragdów i Turkusów.
Spoglądam na drogę magicznego Zwierciadła. Tu cud goni cud i nim go dogoni, rodzi się kolejny cud.
Czym zatem jest Studzianka? Jeżeli te wszystkie wymienione przeze mnie nazwy szlachetnych dóbr Ziemi oraz perły można określić jednym słowem to brzmi ono STUDZIANKA!
Studzianka to talizman dla wędrowca-grzybiarza. Jego najszlachetniejszy połysk, niewyczerpalne źródło piękna i winda dla duszy do krainy boskiego natchnienia.
Zanim poranne mgły ostatecznie opadły, a dzień całkowicie przykrył noc, znalazłem i obejrzałem jeszcze jeden fragment baśni o Studziance.
To tu. Na przełomie mroku i światłości. Trwało to kilka minut. Zatrzymałem się i zdębiałem, chociaż naokoło rosły tylko sosny i brzozy. ;))
Półtorej godziny minęło jak w mgnieniu światła przez mgłę. Dzień szeroko rozlał się po lesie, zapewniając idealną widoczność. Przypomniałem sobie, że poza leśnym marzycielem bujającym w obłokach kniei, jestem również grzybiarzem. ;))
Jak to jest w tym sezonie z grzybami to wiadomo. Punktowo, czasami obficie, czasami skąpo, ogólnie średnio na jeża, a w przewadze kiepsko. Ale… Lasy są już porządnie zmoczone, natomiast temperatury wciąż przyzwoite.
Znalazłem kilka kurek i mleczajów rydzów. Pierwsze miejsca na borowiki i podgrzybki świeciły pustkami. Zaczęły się pojawiać młode maślaki zwyczajne.
Podgrzybki w przewadze średnie i większe, jakościowo dość dobre. Niektóre jednak były robaczywe i pozostały w lesie.
Prawdziwki nieliczne, ale przeważnie piękne i zdrowe, chociaż niektóre również robaczywe. Takie sprawiedliwe rozdawnictwo lasu. Część dla grzybiarza, część dla czerwi.
Trafił się też piękny borowik sosnowy, ale tylko kapelusz miał zdrowy. Jednak sobotnim numerem jeden w Borach okazały się gąski zielonki.
Gdybym wziął ze sobą 4 kosze, to wszystkie bym nimi zapełnił! Na szczęście wziąłem tylko jeden, który prawie w całości nimi załadowałem. Świeżymi, zdrowymi, przepięknie pachnącymi zmieloną mąką.
To królowe najuboższych w Borach gleb. Potrafią rosnąć w otchłaniach i hektarach piachu. Do szczęścia potrzebują kilku sosen i porządnej porcji wody.
Chociaż są najbardziej niewdzięcznymi grzybami w płukaniu, to ich smak, zapach i wygląd nie mają sobie równych. Są to po prostu złocisto-zielone skarby późnojesiennego lasu! Smakują wybornie usmażone na maśle, posypane solą i pieprzem.
Znalazłem też typowe dla tej pory roku, ciężkie grzybowe rycerstwo w osobliwościach sarniaków, których nie zbieram, tylko podziwiam.
Pojawiają się muchomory czerwone, jak zawsze przepięknie wybarwione. Ich funkcja ozdobna jesiennego lasu jest bardzo ważna i radująca oczy grzybiarza.
Świat grzybów nie powiedział jeszcze ostatniego zdania w tym sezonie. Przyzwoite warunki pogodowe pobudzają grzybnię, a ta kluje owocniki grzybów.
Po zbiorze zielonek planowałem wracać w kierunku do Studzianki, ale zadzwonił do mnie kolega Marek (pomniki-przyrody.pl), który przyjechał samochodem na grzyby i zaparkował na parkingu, jakieś 3-4 km ode mnie. Podjęliśmy decyzję, że powłóczymy się razem.
Zanim doszedłem do umówionego miejsca z Markiem, przeszedłem przez piachy, wydmy, wrzosowiska i inne cuda Borów Dolnośląskich.
Podziwiałem świat porostów, w których między innymi topiły się wyłamane konary brzozy.
Wydmy, niczym te nadmorskie, na których leżały setki szyszek. Drobiny piachu przemieszczające się z podmuchami ciepłego, październikowego wiatru.
Otwarte przestrzenie z brzozowo-wrzosowymi enklawami i rozległymi piachami, za którymi szumiało kiedyś morze szerokie i głębokie.
Widoki te urzekały mnie nie mniej, niż te poranne, chociaż stopień leśnej magii był teraz zupełnie inny.
Za tymi rozległymi oazami piachów, wrzosów oraz rachitycznych sosen i brzóz, znajdują się następne soczyście zielone, zwarte otchłanie Borów.
Tam czekał na mnie Marek ze swoją ekipą. W Borach można godzinami włóczyć się po tego typu szerokich piaszczystych drogach. Sama przyjemność.
Niektóre się zwężają, stają się przytulne i bardzo mocno pobudzają wyobraźnię grzybiarza. Nie bez powodu, bowiem często w nich zakamuflowane są grube, wypasione borowiki.
W końcu dołączyłem do Marka i pochodziliśmy razem za grzybami po dywanach zbudowanych z mchów oraz ściółki.
Znajdowaliśmy głównie podgrzybki, jednak przeważnie sporadycznie, co najwyższej po kilka, kilkanaście sztuk. Na większych połaciach lasów nie rosło nic z rurkowego świata grzybów.
Niemniej widoki i przyjemność w chodzeniu były perfekcyjne. Jak zawsze w Borach!
Sędziwy staruszek, rażony kiedyś piorunem i wzmocniony licznymi wiązaniami linowymi ma się całkiem dobrze.
To była wisienka na torcie duchowej, zmysłowej, grzybowej, studziankowej oraz dolnośląsko-borowej uczty, którą skonsumowałem z łapczywością i radością.
Na koniec przesyłam gorące pozdrowienia dla Pani Marii i Jej koleżanki, z którymi gawędziłem całą drogę podczas podróży pociągiem do Studzianki, a później spotkaliśmy się jeszcze w lesie. Nie było mnie na stacji w Studziance z powrotem, ponieważ wróciłem szybciej “na okaziciela”. Do kolejnego zobaczenia. ;))
DARZ GRZYB!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witam, dziękuję za pozdrowienia i za umilenie podróży “leśnymi opowieściami”, serdecznie pozdrawiam,
do zobaczenia
Maria Godlewska
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam. 😉