Skip to content
Teoretyczno-praktyczne rozważania o jesiennych wysypach grzybów w latach 2000-2017.
Dawno nie pisałem nic o grzybkach na blogu. Zapadłem wraz z nimi w sen zimowy. Albo już zapomniałem o mykologicznym bractwie leśnym w pogoni za coraz to okazalszymi lub fikuśnymi drzewami w bukowińskich lasach? Nic z tych rzeczy. Brak grzybowych wpisów nie oznacza u mnie zapomnienia o naszych uroczych kapelusznikach. Zdradzę wszystkim, że myślę o nich codziennie. Ostatnio, podczas rozmowy telefonicznej z Andrzejem – Mistrzem Kotliny Kłodzkiej, nakręciłem się na grzyby co najmniej jak akumulator pozostawiony w ładowarce na całą noc. ;))
Tak myślałem, co by tu napisać, żeby było ciekawie, nieszablonowo i nakręcająco. Pomimo kiepskiej pogody, kończącej pomału bezpłciowość meteorologiczną miesiąca lutego, warto pomyśleć, podebatować i pomarzyć o wysypie 2018 roku. Jak się ukształtuje? Jaki będzie? Czy o właściwym czasie? Czy pogoda okaże się łaskawa dla ściółki, grzybni i w konsekwencji dla grzybiarzy? Jedną z inspiracji do podjęcia się próby omówienia tego tematu są żywiołowe dyskusje grzybiarzy na Facebooku, rozpatrujących następujące pytanie: Czy w 2018 roku jest szansa na powtórzenie się mega-super wysypu grzybów z 2017 roku?
Grzybiarze niesamowicie się nakręcili po fenomenalnym, 2017 roku, gdzie ilości prawdziwków nie podawało się w sztukach, a kartonach, koszach, wiadrach, bagażnikach, kurtkach, reklamówkach, plecakach i wszelkich innych pojemnikach, niekoniecznie przeznaczonych i nadających się do zbioru grzybów. Na moim skromnym, twardogórsko-wzgórzowym podwórku, sezon był dobry, co szczegółowo zaznaczyłem i opisałem w grudniowych podsumowaniach. I na tym wspomnianym podwórku, chcę oprzeć swoje teoretyczno-praktyczne rozważania o grzybowych wysypach.
Prowadzenie notatek w poszczególnych sezonach, okazuje się bardzo pomocne, chociażby dla rzetelnego przekazania informacji o grzybach w danych latach. Wszak z głowy lubi coś uciec. Czasami coś się pokręci, pomiesza, a wierne papierzysko trzyma twardo to, co na nim pisałem długopisem, przeważnie koloru niebieskiego. Czarny też się trafiał dla różnorodności słowa pisanego. ;)) Moim celem jest skrótowe omówienie zasadniczych sezonów grzybowych, obejmujących miesiące meteorologicznej jesieni, czyli wrzesień, październik i listopad na przestrzeni lat 2000-2017. Osiemnasto-letni okres to po prostu osiemnaście sezonów grzybowych. Chociaż jest to bardzo krótki okres czasu, wnioski są co najmniej bardzo ciekawe.
Na przestrzeni tych osiemnastu sezonów, widać niesamowite zróżnicowanie w wysypach grzybów. Bywały wspaniałe wysypy, kiedy z lasu wychodziło się obładowanym jak wielbłąd dwugarbny ze skrzyżowaniem woła roboczego, ale trafiały się też takie lata, kiedy 20 sztuk grzybów w koszu rodziło podejrzenie o kontakty z diabłem, czarną magię lub zbiór grzybów przez co najmniej kilka osób. Jakbym mógł w skrócie określić poszczególne sezony grzybowe to myślę, że nie będzie dużym błędem stwierdzenie, że poszczególne sezony, często popadają w skrajności. Bywa dobrze (jak w zeszłym roku), ale bywa też wybitnie (np. październik 2016 roku) lub beznadziejnie, np. cały sezon 2003 roku. Oczywiście główne karty w grzybowej karuzeli rozdaje pogoda i jej kluczowe parametry, czyli temperatura i opady.
Zatem czas na sezon roku 2000 – milenijny. Cała jesień była bardzo ciepła. Jeszcze w październiku biegałem po lesie w krótkim rękawie. Niestety było też bardzo sucho. Wysyp wrześniowy ograniczał się tylko do wilgotniejszych miejsc, gdzie i tak większość grzybów nie była w stanie rosnąć z powodu braku opadów. Pomimo tego, na dobry obiad, a nawet dwa obiady, grzybów można było nazbierać i to nawet jeszcze na początku grudnia. Cały sezon w skali od 1 do 6 (gdzie 1 oznacza bardzo słaby, 2 oznacza słaby, 3 oznacza średni, 4 oznacza dobry, 5 oznacza bardzo dobry, 6 oznacza rewelacyjny, wybitny i fenomenalny) otrzymuje ocenę 2. Był to po prostu słaby sezon grzybowy, gdzie głównym winowajcą był brak wystarczających opadów deszczu.
Sezon roku 2001. Wrzesień był daniem głównym jesiennego wysypu grzybów, który – z uwagi na zbieg optymalnych warunków (świetne temperatury i rewelacyjne opady) zasługuję na najwyższą ocenę, czyli 6. Był to absolutnie fenomenalny wysyp. W drugim, trzecim i czwartym tygodniu września nastąpił tak skomasowany wysyp większości grzybów, że można było oszaleć ze szczęścia! ;)) Z Bukowiny wynosiłem po 450-500 prawdziwków. Podgrzybków, kozaków przez dwa tygodnie praktycznie w ogóle nie zbierałem bo byłem w prawdziwkowym amoku. ;)) W październiku wysyp dogorywał i po połowie miesiąca zdechł śmiercią grzybowo-naturalną. Ale takiego września nigdy się nie zapomina! ;))
Sezon roku 2002. Wrzesień kiepski. Za długo było sucho. Konkretniej zaczęło padać dopiero w połowie miesiąca. Grzybnęło na początku października i grzybiło prawie do połowy listopada. Niemniej nastąpił bunt prawdziwków i koźlarzy. Było ich bardzo mało. Za to podgrzybki królowały, a widoki grubych, chrupiących i licznych czarnych łbów w sosnowych borach sprawiały wielką radość. Sezon bezapelacyjnie należący do podgrzybków otrzymał ode mnie ocenę dobrą, chociaż oceniając wyłącznie podgrzybki, śmiało można mu dać 5.
Sezon roku 2003. Dziadowszczyzna po całości. Sucho! Deszcze przychodzą w połowie września i to przeważnie pochodzenia burzowego. Podczas jednego z rekonesansów grzybowych, burza dopada mnie w środku lasów i przez prawie 30 minut naparza wokół mnie piorunami. A ja zamiast ukryć w młodniku, zmoknięty jak stado kur, cieszę gębę, że za 2-3 tygodnie będzie wysyp grzybów. Ten pojawia się na początku października. Zaczynają się pokazywać młode grzyby i wówczas z północy przychodzi wybitnie wredny wyż z arktycznym powietrzem, które przez około 3. doby daje nocne spadki temperatur do prawie dwu-cyfrowych wartości na minusie. Rozpoczynający się wysyp zostaje storpedowany. Po przejściu wrednego wyżu, ociepla się, ale grzyby buntują się i nie chcą już rosnąć. I tak kończy się wysyp, który tak naprawdę nie rozwinął skrzydeł (kapeluszy). Ocena sezonu: 1.
Sezon roku 2004. Początek września zapowiada się całkiem całkiem, ale… znowu następuje “zacięcie” opadowe. Grzybów mało, trzeba się naprawdę nałazić kilometrów, znać dobre miejsca i mieć szczęście. No i generalnie jest zimno/chłodno już na przełomie września i października. Sezon kulawy, maksymalnie można ocenić na 3. Jedyne co pozytywne to fakt, że prawie wszystkie grzyby są zdrowe, co dodaje powera do łażenia za nimi 25 kilometrów. ;))
Sezon roku 2005. Znowu dupowato z tendencją do grzybowej “lipy” podczas zasadniczego sezonu grzybowego. Bardzo dobrze napisał o nim Marek Snowarski: “Od połowy sierpnia nastąpił rzadko spotykany niemal dwumiesięczny okres równej, słonecznej i bezdeszczowej a przy tym ciepłej pogody. Susza przyczyniła się do wygaśnięcia pod koniec sierpnia wysypu i braku normalnego wrześniowego sezonu grzybowego. O dziwo nieliczne opady jakie pojawiły się w październiku, pozwoliły wtedy na zbiór grzybów w całej Polsce, ale raczej tylko przez doświadczonych grzybiarzy, znających dobrze teren i nie bojących się zrobienia kilku kilometrów marszu”. Moja ocena sezonu to 2.
Sezon roku 2006. Właściwie wszystko zaczęło się rozpętywać przed wrześniem, gdzie po skrajnie suchym lipcu, przyszedł wybitnie wilgotny sierpień. Wrzesień przyłożył grzybami fenomenalnie i to w pełnym asortymencie. Znowu wpadłem w prawdziwkowy amok i omijałem podgrzybki. ;)) Sezon co najmniej na ocenę 5., a miejscami na 6. W październiku grzyby dostały zadyszki i zaczęły się kończyć. Ale co się gawiedź nachapała we wrześniu to konsumowała ze trzy lata. ;))
Sezon roku 2007. Do połowy września biednie. Od połowy września do połowy października trwał dobry, jesienny wysyp grzybów. Ocena 5. Dominatorem były podgrzybki, których zbierało się ogromne ilości. Koźlarzy i innych gatunków było również sporo. Nieco słabiej było z prawdziwkami. Ale i tak sezon należy zaliczyć do udanych.
Sezon roku 2008. Wrzesień rozpoczął się na sucho i tak było prawie przez 4. jego tygodnie. Przez to grzybów było jak na lekarstwo. Nieco większe opady przyszły pod koniec września i na początku października. I wtedy, w połowie października “wywaliło” się wszystko. Podgrzybki, koźlarze, kurki, zielonki, maślaki, prawdziwki (tych było jednak mało), rydze i inne gatunki grzybów. Wszystko działo się przez 2-3 tygodnie, po czym bardzo szybko zdechło. Taki sezonik w pigułce. Ale ocena dobra w pełni uzasadniona. ;))
Sezon roku 2009. Znowu sucho! Co za pech! Wrzesień to porażka, padaka, lipa, bryndza i doopa. ;)) Deszcze przypomniały sobie o Wzgórzach Twardogórskich w październiku. I była nadzieja, że dojdzie do październikowej kumulacji. Niestety, w ślad za opadami, przyszły wielkie chłody i grzybki – delikatnie mówiąc – strzeliły focha i wypięły się na takie warunki. Tylko maślaki oraz tu i ówdzie zielonki nie dawały mi zapomnieć jak wygląda grzyb. Sezon fenomenalnie beznadziejny! Ocena? Pała, czyli 1 za całość!
Sezon roku 2010. Niespotykana co roku (niestety) kumulacja optymalnych warunków temperaturowo-opadowych. Wrzesień absolutnie wybitny, fenomenalny, skumulowany wielką, zdrową, różnorodną i zachwycającą masą grzybową. ;)) Prawdziwkowy amok pochłania mnie bez reszty. Wyposzczony po bryndzy roku 2009, zachowuję się tak, jakby od grzybów zależało moje przeżycie. A może tak właśnie było? ;)) Najwyższa ocena sezonu, czyli 6. Szaleństwo grzybowe trwa do mniej więcej 10 października, po czym grzyby kończą się bardzo szybko. Ale dla TAKICH WRZEŚNI WARTO ŻYĆ!!! ;))
Sezon roku 2011. Dziwny sezon, chociaż dla mnie udany. Potężne opady pochodzenia burzowego, które przeszły w dniu 5. września, okazują się jedynymi, porządnymi podczas grzybowej jesieni. Wysyp zaczyna się po 20. września. Trzy razy nazbierałem full grzybów i to wszelkich gatunków. W październiku, dochodzi do “pełzania” grzybów. Rosną tu i ówdzie, po trochu, ale coś idzie nazbierać. Szybko pojawiają się liczne przymrozki, które po połowie października definitywnie kończą sezon. Moja ocena sezonu – 4.
Sezon roku 2012. Najpierw wspaniały początek września. To pochodna opadów z połowy sierpnia, czyli jeszcze nie wysyp jesienny, a tzw. “ostatnie tchnienie lata”. Apetyt rośnie w miarę grzybienia, ale po połowie września, letnie grzyby się kończą, a jesiennych ani widu ani słychu. Piewcy bezgrzybnej apokalipsy już wieszczą koniec sezonu. Ale… Na początku października pojawia się jesienny wysyp i trwa do pierwszych opadów śniegu i mrozu, który na Wzgórzach przychodzi w nocy z 26 na 27 października. Niemniej do tego czasu, grzybki sypią aż miło, a sezon, chociaż “pofalowany” otrzymuje ode mnie ocenę 5.
Sezon roku 2013. Początek września suchy i zbieranie niedobitków po krótkim, ale dosyć obfitym wysypie sierpniowym. Przed połową września przechodzą wspaniałe, wieloskalowe opady deszczu. Już wiadomo, że ukształtują one jesienny wysyp, który tuż tuż. I po 20 września rozpoczyna się grzybowe szaleństwo, które na moment (kilka dni) jest przyhamowane przez arktyczne powietrze. Grzybki na szczęście przetrzymują pogodowy wybryk i w październiku, wraz z nadejściem ocieplenia, sypią na potęgę co najmniej przez trzy tygodnie. Sezon z oceną 5.
Sezon roku 2014. Pierwsze symptomy większych niedoborów opadów. Niemniej wrzesień okazuje się bardzo grzybowy, a i październikowi nic nie brakuje. Nieprzeciętnie sypią podgrzybki, których rosną ogromne ilości. Ale jest jeden mankament. Wysypy są w 30-50 procentach zaczerwione i stąd trzeba dużo grzybów pozostawiać w lesie. Niemniej każdy wychodzi z lasu zadowolony, a ogólna ocena sezonu wynosi 5, chociaż przez robale, zasadnym byłoby obniżyć ją o jeden stopień.
Sezon roku 2015. Ocena 2. Susza ciągnąca się miesiącami w wielu miejscach kompletnie zahamowała wzrost grzybów. Zamiast zbierać grzyby, można się opalać… Do połowy października przeważa sucha, słoneczna i ciepła pogoda. Śladowe opady dają śladową ilość grzybów, chociaż i tak jestem zaskoczony mile przez kanie, pojedyncze prawdziwki i – pod koniec września – podgrzybki. Niemniej sezon do bani, chociaż i w listopadzie można coś nazbierać na patelnię. ;))
Sezon roku 2016. To już najnowsza historia grzybobrań i dwa, skrajne miesiące. Wrzesień beznadziejny, bardzo ciepły, suchy i bezgrzybny. Październik chłodny, pochmurny i bardzo mokry. Już po 4-5 października zaczyna się fenomenalny wysyp, który kumuluje się w następnych dniach. Do prawie połowy listopada trwa wybitne, grzybowe, rewelacyjne, superanckie szaleństwo, a sezon zasługuje wyłącznie na najlepszą ocenę, czyli 6. ;))
I sezon roku 2017. Opady w normie dały sezon w normie. Oceniłem go na 4. Sezon dobry, trwający 3-4 tygodnie. Zaczął się po połowie września i skończył przed połową października. Był on zaledwie namiastką tego, co działo się w innych, fenomenalnie grzybowych regionach w kraju. Według mnie – zabrakło przed połową września jeszcze jednej, porządnej fali opadów (50-60 mm) aby doszło do mega wysypu. Może tak będzie w tym roku?
Wnioski końcowe. Podczas skróconej analizy 18. zasadniczych sezonów grzybowych, obejmujących miesiące wrzesień-listopad na Wzgórzach Twardogórskich, sezonów wybitnych, z najwyższą oceną 6. były cztery (2001, 2006, 2010, 2016). Ani razu nie wystąpiła sytuacja, w której trafiły się dwa, wybitne sezony rok po roku. Czy to oznacza, że jest to niemożliwe? Moim zdaniem nie. Wpływ na taki, a nie inny przebieg wybitnych sezonów grzybowych, ma oczywiście pogoda. W analizowanym okresie nie trafiły się dwa razy pod rząd wybitnie korzystne warunki podczas meteorologicznej jesieni, które byłyby przyczyną pod ponadprzeciętny, jesienny sezon grzybowy.
Pozostaje jeszcze pytanie do ekspertów, mykologów i naukowców, czy grzyby są organizmami, które (jak np. drzewa liściaste – dęby, buki) raz na kilka lat obficie wydają owocniki pomiędzy średnimi/przeciętnymi/dobrymi sezonami? Aby rozwiać te wątpliwości, przynajmniej z praktycznego punktu widzenia, najlepszym rozwiązaniem byłoby zaistnienie w tym roku podobnych warunków do takich, które wygenerowały fenomenalny sezon grzybowy w wielu częściach kraju w 2017 roku. Tylko czy Matka Natura nakreśli taki scenariusz?
Z dotychczasowego przebiegu pogody podczas poszczególnych sezonów grzybowych wynika, że co roku mamy zupełnie inne warunki dla grzybów podczas zasadniczego sezonu grzybowego, co powoduje, że tak naprawdę każdy sezon jest inny, ma swoją specyfikę, dynamikę i czas. Z jednej strony to ogromny dreszczyk emocji i smak oczekiwania na grzybowe BUM. Z drugiej strony, bardzo chciałbym, aby Matka Natura dała nam dwa lata z rzędu świetne warunki dla wzrostu i rozwoju grzybów, aby wreszcie znaleźć odpowiedź na pytanie, czy w tych samych regionach kraju możemy mieć dwa lata pod rząd wybitny i skomasowany, jesienny wysyp grzybów?
Bez względu na to, jak ukształtuje się masa grzybowa w tym roku, życzę grzybowej obfitości i oczywiście DARZ GRZYB! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witajcie Towarzyszu Lenart:)
Chyba trzeba będzie trzeba dołożyć Wam ksywkę Pawłus Kadłubkus Kronikus Boletusus, albo Długoszusz Grzybus Pawłus czy jakoś tak to w końcu rzecz do ustalenia. Co do mnie jakos nie mam przekonania do prowadzenia takich statystyk a może szkoda. Najbardziej chyba zapadł mi w pamięci rok chyba 2004 albo 2005 kiedy to sezon kończyłem 9 grudnia a wokól Międzyborza było w lesie full podgrzybków (innych grzybów nie było), natomiast było dużo jagód i borówek. Chciałem jeszcze jechać 16 grudnia ale veto postawiła moja druga połowa ze względu na zbliżające się Święta. Rok 2015 był dla mnie o tyle szczęśliwy, że trafiłem w “10” z wysypem grzybów na Pomorzu, ależ było boletusów i podgrzybków, nosiliśmy je po wiaderku i koszu słusznym codziennie przez dwa tygodnie, ale susza i późniejsze przymrozki załatwiły wysyp – negatywnie:) Co do roku 2016 to trafiłem z wysypem kulą w płot:) Susza i to taka, że strach było chodzić po lesie, mech to chyba mógłby robić za hubkę albo siano w stodole, dopiero początek października przyniósł znaczące opady i coś w lesie zaczęło rosnąć ale….. trzeba było wracać. No nic zdążyliśmy się odkuć na Dolnym Śląsku:) no i wokół Kobylej Góry.
Serdecznie pozdrawiam:)
Polecam towarzyszowi Wojciechowi prowadzenie takich statystyk. A nuż sekretarz partii zapyta o któryś z sezonów i co mu odpowiecie? Będziecie kłamać? Partia nie toleruje kłamstewek. 😉
Sezon 2015 roku znajduje się u mnie w niechlubnej trójcy największej dziadowszczyzny grzybowej obok sezonów 2003 i 2009.
Ten przedłużający się – ku uciesze grzybiarzy – sezon był w 2004 roku. W moich notatkach mam napisane, m.in., że 30 listopada wróciłem z lasu z 10 kg świeżych podgrzybków. Wtedy oficjalnie pożegnałem sezon, ale wiem, że niektórzy jeszcze kosili grzyby w grudniu. W 2005 roku grzybki skończyły się wcześniej.
Darz Grzyb! 😉
Witaj:)
Cóż Paweł na takie dictum responsu brak!Wiadomo z tow. I sekretarzem żartów nie ma, czyli chyba zacznę prowadzić pamietnik leśno-grzybowy:)
Pozdrawiam serdecznie.
Polecam, naprawdę warto. Za kilka lat będzie można wrócić do danego sezonu aby porównać i powspominać co, jak i kiedy rosło, jakie były warunki, itp. 😉