Aktualności Grzyby Las

UWAGA! Grzyby trujące!

Uwaga! Grzyby trujące!

Przed zbliżającym się sezonem grzybowym, mam przyjemność opublikować artykuł Wojciecha Dziewierskiego, znanego m.in. z jedynych w swoim rodzaju Leśnych Opowiadań Wojciecha. Chociaż poradników, czy też broszur informacyjnych o trujących grzybach znajdziemy w Internecie i nie tylko dosyć dużo, to w świetle corocznych zatruć grzybami, można wnioskować, że takiej wiedzy nigdy dość. Tym bardziej, że Wojtek jest praktykiem grzybowego rzemiosła z wielkim doświadczeniem, wyniesionym z Puszczy Knyszyńskiej, a następnie m.in. z lasów dolnośląskich i Pomorza Zachodniego. Do artykułu załączyłem wiele zdjęć czubajki kani i muchomorów zielonawych vel. sromotnikowych, ukazujących te gatunki w różnych warunkach i miesiącach. Lektura cenna i zdecydowanie warta przeczytania!

Wielu z Was powie „… to już nie macie o czym pisać…” Wiem, że w zasadzie wszyscy czytelnicy blogu Pawła mają doktorat z mykologii, a niektórzy z habilitacją a jednak. Rzeczywiście na ten temat napisano już bardzo wiele, ale zatrucia – w tym te tragiczne – zdarzają się co roku. W tym roku, również już kilka osób zatruło się muchomorem sromotnikowym. Myślę, że taka krótka publikacja nie zaszkodzi.

Czasami pomimo doskonałej znajomości grzybów warto przypomnieć sobie podstawowe zasady, powiedzmy grzybowego BHP. Ponadto postaram się nie powielać licznych publikacji, ale odwołać się do swoich, może zbyt skromnych doświadczeń. Czy to mi się uda, ocenicie sami. Zacznę może od dwóch najsłynniejszych grzybów powodujących najwięcej zatruć, w tym wiele śmiertelnych. Chodzi oczywiście o muchomora sromotnikowego (Amanita phalloides), według Władysława Wojewody od roku 1992 nazywany również muchomorem zielonawym oraz muchomora jadowitego (Amanita virosa).

Tutaj rodzi się pytanie, dlaczego pomimo tak licznych ostrzeżeń, rok w rok, ludzie zbierają te grzyby, powodując u siebie a i często u najbliższych ciężkie, nierzadko śmiertelne zatrucia. Rutyna? Jakiś pośpiech? Może zadowolenie ze zdobycia świeżych grzybów przy ich niedostatku. Bez względu na motywy, spożycie tych gatunków grzybów ma zawsze fatalne skutki. Oba te gatunki zawierają falloidynę i amanitynę.

Alkaloidy te uszkadzają nieodwracalnie nerki i wątrobę. Często jedynym ratunkiem dla zatrutego jest przeszczep wątroby. Po szczegółowy opis działania tych trucizn odsyłam do opracowań toksykologów, nie to zresztą jest celem tego artykułu. Ważniejsze jest dla mnie napisanie, jak uniknąć omyłkowego zebrania tych grzybów. Przede wszystkim należy sobie uświadomić, z jakimi gatunkami możemy pomylić oba muchomory.

Podczas grzybobrania kolega nazbierał sporo „gąsek zielonych” zwanych popularnie zielonkami. Na szczęście poprosił o weryfikację. Skończyło się tylko na wyrzuceniu „zielonek”. Zielonka ma inny kolor jest zawsze zielono-żółta od spodu a nie biała jak muchomory. Nie posiada również bulwy i charakterystycznego pierścienia.  W okresach suchych, szczególnie w miejscach nasłonecznionych, muchomory potrafią upodobnić się do czubajki kani. Na kapeluszu pojawiają się charakterystyczne dla kani zadry.

Oczywiście gatunki te pomimo wszystko mocno się różnią. Kania jest raczej lekko szara niż biała, trzon jest biało – brązowy a nie biały. Kania ponadto posiada zadry na kapeluszu koloru biało-brązowego a nie białe, jak w przypadku muchomorów. Ciężko jest opisać te różnice. Po prostu trzeba mieć doświadczenie. Pamiętajmy – w razie jakichkolwiek wątpliwości – rezygnujmy. Lepiej nie zjeść smacznego „schabowego” z kani niż narazić się na śmiertelne zatrucie. Możemy oczywiście poprosić kogoś o pomoc a w ostateczności zawieźć nasz zbiór do najbliższej stacji Sanepidu,  gdzie klasyfikator sprawdzi nam nasze zbiory. Tylko czy warto ponosić aż taki trud?

Kolejnym grzybem, który bywa mylony z muchomorem sromotnikowym jest gołąbek zielony. Gołąbek zielony jest wprawdzie biały od spodu, ale nie posiada ani bulwy ani pierścienia na trzonie. Trzeba jeszcze wspomnieć o podobieństwie, szczególnie muchomora jadowitego do pieczarki. Pieczarka jest zawsze od spodu różowa. Wraz z wiekiem grzyba, blaszki stają się coraz ciemniejsze aż do barwy fioletowo-czarnej po wysypie zarodników. Uwaga! U owocników pieczarek bardzo młodych, blaszki mogą być jeszcze białe.

Na koniec pewna historyjka z moich osobistych doświadczeń. Rzecz działa się w okolicach Wałcza, na Pomorzu Zachodnim. Zbieraliśmy rosnące w dużej obfitości płachetki kołpakowate. Dosłownie pomiędzy płachetkami rosły również muchomory sromotnikowe i jadowite. Trzeba było bardzo uważać co się zbiera. Owszem płachetka jest żółtawa. Blaszki ma kremowe do brązowych u starszych owocników. Pomimo, że te grzyby się mocno różnią, żonie udało się włożyć do kosza jednego, dorodnego muchomora jadowitego. Efekt? Musieliśmy przeglądać cały zbiór, sztuka po sztuce, raz jeszcze i dobrze, że strata czasu była jedyną stratą przez nas poniesioną.

Wypada wspomnieć o naszym chyba najsłynniejszym muchomorze. Oczywiście chodzi mi o będącego piękną ozdobą naszych lasów muchomora czerwonego (Amanita muscaria). Pomylić go chyba nie sposób z żadnym jadalnym grzybem. Może jakby ktoś się bardzo upierał można znaleźć troszkę podobieństwa do jadalnego muchomora czerwonawego (czerwieniejącego), (Amanita rubescens), wspominam o nim może tylko dlatego, że jest on czasami zażywany głównie przez młodzież w celach powiedzmy narkotycznych. Zawarta w muchomorze muskaryna i kwas ibotenowy mają działanie narkotyczne.

Czasami zwróćmy uwagę czy nasze pociechy, aby nie wpadły na wspaniały pomysł trucia się muchomorem. Na szczęście zatrucie tym gatunkiem muchomora nie jest tak niebezpieczne jak sromotnikiem czy muchomorem jadowitym, ale zawsze jest konieczna pomoc lekarska. Tutaj jeszcze ciekawostka. Kresy wschodnie, obrzeża Puszczy Knyszyńskiej. Spaceruję sobie duktem leśnym wzdłuż młodnika brzozowego. Rośnie wielka ilość muchomorów czerwonych. Pięknie wyglądają pod białokorowymi brzozami pośród schnącej już trawy.

W pewnym momencie coś mnie tknęło. Jakoś u niektórych muchomorów, coś ta czerwień miała nie ten odcień i jakby kropek brakowało. Przyjrzałem się uważniej. Ni mniej ni więcej, tylko pomiędzy tymi muchomorami rosły sobie, nieźle się maskując, kozaki czerwone. Wyciągnąłem ich całkiem sporo. Czyli zwracajmy uwagę, czy coś się nie maskuje. ;)) Wspominałem powyżej o muchomorze czerwonawym, który jest jadalny. Znacznie łatwiej jest go pomylić z muchomorem plamistym (Amanita pantherina), nie tak może niebezpiecznym jak sromotnik, ale niewątpliwie jest to grzyb silnie trujący. Jego spożycie może doprowadzić nawet do śmierci.

Zresztą czy musimy koniecznie zbierać muchomory? Jeśli ktoś chce to proszę bardzo. Powiem szczerze, że sam kilka razy próbowałem podnieść owocniki muchomora czerwonawego. Nic z tego ponieważ były tak nafaszerowane robaczkami, że nie nadawały się do zabrania. Jedyne muchomory, które sam zbierałem (ze dwa może trzy razy w karierze grzybiarza) to muchomory mglejarki, zwane również szarymi. Z jajecznicą smakowały całkiem nieźle. Tylko grzyby te są bardzo kruche. Trzeba je kłaść na wierzch koszyka, względnie przenosić w osobnym koszyku.

Zostawimy już chyba liczną rodzinę Amanita. Niektórzy jej przedstawiciele są dla nas śmiertelnie niebezpieczni, inni są niejadalni, ale są i wręcz poszukiwani, jak w Polsce chyba już nie występujący muchomor cesarski (Amanita caesarea). Trochę miejsca należy się naszemu ulubionemu dodatkowi do tostów czy zapiekanek, czyli pieczarkom. Występują one dość licznie na łąkach, czy polanach. Nierzadko zbierałem je w przerwach w wędkowaniu nad rzekami.

Pieczarki można pomylić ze wspomnianymi już muchomorami, podobna jest również wieruszka zatokowata, może strzępiak ceglasty. Nie będę się wdawał w szczegóły. Skupię się tutaj na czymś innym. Kiedyś przechodziłem z kolegą obok starego wysypiska śmieci. Teoretycznie, jadalne pieczarki rosły na nim dość obficie. Ostrzegałem kolegę żeby nie jadł tych grzybów skąd inąd jak najbardziej jadalnych. Oczywiście nie posłuchał. Skoczyło się na dwu, czy trzydniowym pobycie w szpitalu.

O „przyjemnościach” takich jak płukanie żołądka i paru innych nie wspomnę. Innym dość ciekawym przypadkiem związanym z pieczarkami był ich zbiór przy ruchliwej szosie. Niestety nie dało się ich nawet spróbować. Grzyby o smaku spalin samochodowych czy tam etyliny. Nie, nie polecam. ;)) Niestety zatrucie może spowodować nawet jadalny grzyb rosnący w zatrutym środowisku.

Nie sposób nie wspomnieć o licznie występującym w naszych lasach „drobiu” czyli pieprzniku jadalnym. Nie wiem dlaczego ten grzyb został tak nazwany. W końcu, cóż mam on wspólnego z egzotycznym pieprzem? Nie ma sensu wdawać się w opisy grzyba wszystkim doskonale znanego. Trzeba może tylko powiedzieć o dwóch siostrach naszej kurki czyli pieprzniku ametystowym (Cantharellus amethysteus) i pieprzniku pomarańczowym (Cantharellus friesii). Pomyłka nie miałaby tutaj większego znaczenia, gdyż obie te kurki są jadalne.

Inaczej rzecz się ma z podobną do kurki lisówką pomarańczową (Hygrophoropsis aurantiaca), (nie mylić z pieprznikiem pomarańczowym). Lisówka jest grzybem trującym, chociaż w literaturze również można znaleźć opisy, w których jest podawana jako niejadalna. Może nie jest tak niebezpieczna jak inne trujące gatunki grzybów, ale chyba nikt nie chce ryzykować sensacji trawiennych dla sprawdzenia toksyczności (lub nie) lisówki ;)). Wspominam tutaj o lisówce, właśnie na wspomniane powyżej podobieństwo do kurki. Różni się ona od kurki intensywną, pomarańczową barwą blaszek. Kurka jest zawsze żółta. Ponadto lisówka ma raczej okrągły, regularny kształt, natomiast kurka nie.

I o ile pierwsze kurki zdarzało mi się zbierać pod koniec maja, o tyle lisówki pomarańczowe owocują dużo później. Nawet dopiero od września. Chociaż nie jest to jakąś ścisłą regułą. Przy sprzyjających warunkach lisówki trafiają się w lecie.

Kolejnym gatunkiem grzybów, o których należy wspomnieć jest popularna olszówka czyli krowiak podwinięty. Grzyb bardzo pospolity w naszych lasach, trafiający się nawet w okresach suszy. Każdy kto spacerował po lasach, spotkał na pewno niejednokrotnie kolonie liczące nawet kilkadziesiąt egzemplarzy olszówek. Dawniej była ona uznawana za grzyb jadalny. Jeszcze w 1984 roku Encyklopedia PWN określała olszówkę jako grzyb jadalny.

Podobno zalecano jego dwukrotne obgotowanie. Niestety nowsze badania jednoznacznie wykazały, że krowiak podwinięty jest grzybem trującym i to bardzo podstępnym. „Zawarta w olszówkach inwolutyna może spowodować tzw. zespół hemolityczny. Do zapoczątkowania tej swoistej alergii dochodzi już po pierwszym spożyciu tego grzyba. Inwolutyna powoduje wytwarzanie przeciwciał przeciwko własnym krwinkom. Następnie, przy którymś z kolei spożyciu tego grzyba, dochodzi do gwałtownej reakcji układu odpornościowego (ponieważ organizm jest już na niego uczulony).

Przeciwciała zaczynają atakować krwinki czerwone, doprowadzając do ich rozpadu. W związku z tym objawy zatrucia olszówką mogą się pojawić po kilku, kilkunastu (nawet 10-15!) latach, gdyż trucizna kumuluje się w organizmie i zatruwa organizm powoli. To, kiedy dojdzie do wystąpienia objawów zatrucia, zależy od progu wrażliwości organizmu na inwolutynę. U niektórych osób do zatrucia może dojść po drugim, trzecim spożyciu grzyba, u innych dopiero przy dziesiątym z kolei.”

Źródło: https://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/urazy-wypadki/olszowka-krowiak-podwiniety-to-grzyb-trujacy-objawy-zatrucia-olszowka_37659.html

Olszówki w zasadzie nie sposób pomylić z żadnym jadalnym grzybem. Widziałem w literaturze ostrzeżenie o możliwości pomyłki z mleczajem rydzem ale to chyba mało prawdopodobne. Wspomniałem o olszówce tylko ze względu na jej rzekomą jadalność.

Wydaje mi się, ze trzeba wspomnieć o parze grzybów bardzo do siebie podobnych. Jadalnym łuszczaku (łuskwiaku) zmiennym i śmiertelnie trującej hełmówce obrzeżonej. Ponieważ nigdy nie zbierałem łuskwiaków nie będę się wdawał w próby opisów różnic.

W literaturze doczytałem się, iż łuskwiak podobno rośnie kępkami a hełmówka również gromadnie, ale raczej pojedynczo. Tylko taka cecha rozróżniająca nie wydaje się na wiele przydatna. Fachowcy zwracają uwagę na różnice w budowie i fakturze trzonu tych grzybów. Jeśli ktoś potrafi te gatunki bez trudu rozróżniać to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie w ich zbiorze jednak wydaje się, że trzeba tutaj zachować bardzo daleko idącą ostrożność.

Na koniec pozostawiłem sobie grzyba może pozostającego w cieniu muchomorów, ale za sprawcę, chyba najbardziej słynnego, zbiorowego zatrucia w powojennej Polsce. Spowodował on zbiorowe zatrucie u ponad 130 osób z czego 19 zmarło. Chodzi o niepozornego grzyba posiadającego miąższ o zapachu rzodkiewki – zasłonaka rudego (Cortinarius orellanus). Grzyb ten zawiera orellaninę, alkaloid powodujący nieodwracalne uszkodzenie nerek.

Jest on tym bardziej niebezpieczny, że objawy zatrucia pojawiają się bardzo późno. Nawet po upływie dwóch tygodni i często nie są kojarzone ze spożyciem tego grzyba. Niestety nie ma specyficznej odtrutki na orellaninę. Leczenie sprowadza się do dializ i przeszczepu nerki. W zasadzie nie jest on podobny do żadnego z grzybów jadalnych, ale dość głośny był wypadek zatrucia dwóch kobiet właśnie zasłonakiem, bodajże w zeszłym roku. Okazało się, że został on zebrany przez te panie wraz z popularnymi kurkami.

Roztargnienie? Nieuwaga? Trudno dociekać przyczyny. Na szczęście skończyło się na w miarę lekkim zatruciu. Spożyta ilość grzyba nie była duża. Zgodnie z danymi Wikipedii, grzyb ten jest zagrożony wyginięciem i wpisany na „Czerwoną listę roślin i grzybów w Polsce” jednak spotykam go w lasach dość często.

Nie można jeszcze nie napisać ani słowa o grzybie, którego sama nazwa jest przerażająca. Słynny borowik szatański.

W Polsce prawie już nie występujący. Zgodnie z danymi z Wikipedii znajduje się na Czerwonej liście roślin i grzybów Polski. Ma status E – wymierający, krytycznie zagrożony. Choćby z tego powodu zatrucia nie musimy się raczej obawiać, ponadto nie jest on tak niebezpieczny jak inne grzyby trujące. Wspomniałem o nim tylko dlatego, że nie wiadomo dlaczego nazwą tą został ochrzczony bardzo pospolity w naszych lasach goryczak żółciowy.

Grzyb ten jest niejadalny no chyba, że ktoś jest fanem goryczy. Tutaj niedoświadczony grzybiarz może paść ofiarą pomyłki z podgrzybkiem lub borowikiem. Cóż, zupa może być za……… gorzka.

Zamiast zakończenia chciałbym jeszcze napisać kilka słów podsumowania naszego grzybowego BHP.

Nie zbierajmy owocników zbyt młodych ani zbyt dojrzałych. I nie chodzi tutaj tylko o oczywistą etykietę grzybiarza ale również o bezpieczeństwo. Owocniki młode mogą nie mieć jeszcze wykształconych do końca cech rozpoznawczych dla swojego gatunku, stąd większa możliwość pomyłki. Egzemplarze zbyt dojrzałe, mogą natomiast – pomimo tego, że są jak najbardziej jadalne – również spowodować zatrucie.

⇒ Nigdy nie wpadajmy w rutynę. Grzyby tego samego gatunku mogą się bardzo różnić w zależności od warunków w jakich rosną.

 W razie jakichkolwiek wątpliwości pozostawmy grzyby w lesie. Ewentualnie poprośmy kogoś o radę, nie próbujmy eksperymentować. To może mieć fatalne następstwa.

 Wybaczcie, że wspominam o rzeczy oczywistej. Pod żadnym pozorem nie niszczmy grzybów, nawet tych najbardziej trujących. One są potrzebne w leśnym ekosystemie.

⇒ Na koniec chyba najważniejsze. Pamiętajmy, że jedyną obroną przed zatruciem grzybami jest nauczenie się bezbłędnego rozpoznawania gatunków. Jeszcze nie dawno zdarzało mi się słyszeć teorie głoszące ni mniej ni więcej, że dodana do trujących grzybów cebula sczernieje, analogicznie srebro. Cóż, zostawmy to bez komentarza.

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.