Skip to content
W krainie bukowińskich komarów.
Sobota, 18 lipca 2020 roku. Kolejna wyprawa do lasu i moc wrażeń leśnych, nie tylko spowodowanych samym zaszczytem przebywania w nim, szukaniem grzybów i skubaniem jagód. Tak naprawdę to zastanawiam się, kto powinien zostać ochrzczony mianem bohatera lub antybohatera tej wycieczki, ale o tym będzie dalej.
Po kolei. Najpierw wykonałem rzut monetą, ponieważ nie byłem zdecydowany gdzie się udać. Czy pójść starą, bukowińską trasą za chlewnię, czy wyruszyć w kierunku Królewskiej Woli i Domasławic, czy w końcu wejść jak najszybciej do lasu i udać się na Wydzierno i Wzgórze Zbójnik? Orzeł miał wskazać pierwsze dwie opcje, a reszka trzecią. Gdyby wypadł orzeł to musiałbym ponownie dokonać wyboru i rzucić monetą, aby wybrać jedną z nich.
Wypadła reszka, czyli problem ponownego rzutu monetą został zlikwidowany. W sumie to ucieszyłem się, że tak wypadło, ponieważ chciałem jak najszybciej znaleźć się w lesie, gdyż przede mną był cały dzień, który w 85% postanowiłem przeznaczyć na skubanie jagód. Ale zanim na dobre rozpocząłem okupację stanowisk jagodowych, szybko sprawdziłem kilka miejscówek grzybowych i udałem się w kierunku Wzgórza Zbójnik.
W lesie zrobiło się parno i duszno. Dzień wcześniej nad bukowińskim lasami przetoczyły się obfite opady deszczu (kocham ten rok za te opady!!!). Za to w sobotę napłynęło gorące i wilgotne powietrze z południa. Efektem połączenia parowana opadów z poprzedniej doby i tego powietrza był “kisiel”, czyli duchota i uczucie kleistości ubrań do ciała. Nie jest to komfortowa aura do dłuższej włóczęgi, pić się chce i ogólnie człowiek ma ochotę wskoczyć do zimnej wody i posiedzieć w niej przez cały dzień.
Ale nie takie warunki w lesie się znosiło i nie z takimi trudnościami pogodowymi sobie poradziłem. Zatem uzbrojony w termos z zimną herbatą i 1,5 litrową butelką wody mineralnej, wyruszyłem dumnie do przodu, jakbym niósł flagę biało-czerwoną na patriotycznej paradzie . ;)) Dojście od stacji do Wzgórza Zbójnik zajmuje około godziny lub mniej w zależności od tempa wycieczki.
O Wzgórzu Zbójnik pisałem już kiedyś przy okazji relacji z wypraw w tamte rejony, ale przypomnę, że jest to najwyższe wzniesienie na Wzgórzach Twardogórskich (272 m n.p.m.), które w całości porośnięte jest lasem, stąd efektownych widoków krajobrazowych na nim nie zobaczymy. W 2019 roku Międzyborskie Stowarzyszenie Turystyczno-Krajoznawcze zamieściło tablicę na głazie informujące o tym uroczym i najwyższym miejscu w całym regionie.
Wykonano też skrzynkę, w której znajduje się księga gości i pieczęć. W związku z tym możemy dokonać w niej uroczystego i dumnego wpisu z powodu zdobycia międzyborsko-bukowińskiego “Kilimandżaro”. ;)) Na jego szczycie pokrywy śnieżnej nie odnotowałem, chociaż pewnie było o dziesiąte części stopnia chłodniej, niż u jego podnóża. ;))
Naczelny włóczęga i piewca o wspaniałości tych terenów Paweł Lenart także postanowił dokonać uroczystego wpisu. Kiedyś w Wikipedii napiszą o mnie, że był tu taki jeden, co miał dwie żony. Tę jedyną, prawdziwą, ukochaną o imieniu Honorata i drugą, która zawładnęła jego duchową sferą ezoteryczną i której na imię Bukowina Sycowska. ;))
Mogłoby się wydawać, że wpis do księgi gości to bułka z masłem osełkowym. Niemniej jak już chwyciłem byka za rogi, tzn. długopis to… przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, co mam właściwie napisać. Podpatrzyłem wpisy poprzednich gości, ale za wiele mi one nie pomogły. Niemniej trzeba było coś napisać i w końcu napisałem tak, jak na powyższej fotografii. ;))
Samo Wzgórze Zbójnik jest zagospodarowane, zamontowano tu kilka drewnianych ław i stołów oraz – poza głazem, przyczepiono tablicę na drzewie z napisem “Zbójnik 272 m n.p.m.” Wyznaczono też stanowisko do rozpalenia ogniska. Jest to idealne miejsce do odpoczynku, posilenia się i podziwiania otaczających Zbójnika lasów.
Wszystko pięknie i ładnie, ale co z widokami i krajobrazami, których nieświadomy turysta spodziewa się na zbójnickim “Kilimandżaro”? Jak wspomniałem, Wzgórze jest porośnięte lasami i nie zobaczymy tu pejzaży i rolniczo-leśnych krajobrazów Ziemi Międzyborskiej i Bukowiny. Żeby takowe ujrzeć, należy zejść ze Zbójnika i kierować się na skraje lasu. To niedaleko, zaledwie około 500 metrów.
Z tych skrajów roztacza się nam piękna panorama południowych regionów Wzgórz Twardogórskich. Stąd mamy blisko do “demonicznej” wioski Ose i samego Międzyborza. W pobliżu znajdują się też dwie dosyć wysokie ambony myśliwskie, z których jeszcze lepiej można podziwiać okoliczne tereny i pstrykać fotki.
Dla takich widoków warto podejść te 500 metrów. W dole widać główną, o dość dużym natężeniu ruchu drogę Międzybórz – Oleśnica, kilka domków, pola, łąki i lasy. Te krajobrazy zawsze chwytają mnie za serce. Lubię w bezruchu popatrzeć przez dłuższą chwilę i zrelaksować się oraz pomyśleć, gdzie by tu następnym razem zaplanować włóczęgę. ;))
JAGODY
Sezon jagodowy trwa w najlepsze. Jest on bardzo dobry, jagody w tym roku dopisują, chociaż ich smak – według mnie – jest nieco bardziej kwaskowaty niż w poprzednich, gorących i suchych latach. Za to krzaki jagodowe są soczyście zielone, bez śladów niedoboru opadów i wywołanego nim stresu.
W zeszłym roku było inaczej. Po piekielnie gorącym i skrajnie suchym czerwcu, wiele jagodowych krzewów uległa przesuszeniu, a ich liście wyglądały jak na przełomie października i listopada. Owoce były pomarszczone i suche. Powyżej dwa, porównawcze zdjęcia – jedno z tego roku, drugie z lipca 2019 roku. Różnica jest ogromna.
Na ten rok kończę zbiory jagód, planuję jeszcze jedną wycieczkę jagodową i tym samym zamknę najbardziej wymagającą i ciężką część Tour de Las & Grzyb 2020. Sierpień będzie czasem odpoczynku, urlopu i… przygotowaniem do najważniejszej jego części, którą jest jesienny wysyp grzybów. Pękam z ciekawości, jak ułoży się on w tym roku.
JEŻYNY
O ile w poprzednich sezonach, dojrzałe jeżyny pojawiały się obficie już po połowie lipca, o tyle w tym roku, sezon na te przepyszne owoce rozpocznie się nie wcześniej, niż na początku sierpnia. Planuję tylko jedną wycieczkę na ich zbiór, gdzieś około połowy sierpnia. Sok lub wino z jeżyn to po prostu leśna, aromatyczna pychota.
GRZYBY
Wprawdzie pierwotnie planowałem odwiedzić najlepsze miejscówki na koźlarze pomarańczowo-żółte, ale znajdują się one w zupełnie innych częściach lasów, a że podczas rzutu monetą wypadła reszka to plan ich sprawdzenia został pogrzebany. Dlatego też podczas sobotniej wyprawy nie znalazłem ani jednego koźlarza pomarańczowo-żółtego, chociaż wiem, że można ich trochę nazbierać.
Miejscówki i stanowiska które odwiedziłem zdominowane są obecnie przez ponurniki aksamitne, różne gatunki gołąbków i niektórych muchomorów oraz goryczaki żółciowe i tęgoskóry cytrynowe. Nie znalazłem ani jednego podgrzybka, prawdziwka, kurki czy koźlarza.
One wciąż śpią i czekają w ukryciu na to magiczne coś, przyrodniczy “enter”, który zainicjuje ich wysyp. Czy przedsmak grzybowej jesieni poczujemy już w sierpniu w postaci pierwszego, letniego wysypu? Tradycyjnie najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest – to zależy.
Jak pokazał nam czerwiec i początek lipca, opady i odpowiednie temperatury to jeszcze nie wszystko, aby wykurzyć grzyby ze ściółki w większej masie. Czegoś zabrakło, że nie doszło do chociaż krótkiego, jednotygodniowego wysypu grzybów rurkowych w dolnośląskich lasach nizinnych. Swoje wypryski zanotowały jedynie niektóre gatunki koźlarzy, borowiki usiatkowane i podgrzybki, ale bez tych najbardziej poszukiwanych, czyli brunatnych oraz oczywiście kurki.
Gdyby była jesień to warunki pogodowe z czerwca na pewno spowodowałby masowy wysyp grzybów, ale w lecie, nie zawsze są one gwarancją i pewnikiem jego wystąpienia. Ja tu cały czas piszę o grzybach, jagodach, Wzgórzu Zbójnik, itp., tymczasem wciąż nie nawiązałem do tytułu tego wpisu i czas to zmienić.
Przez całą wycieczkę towarzyszyły mi hordy nienażartych komarzyc, które podczas zbierania jagód, momentami były tak upierdliwe, że kilka razy miałem ochotę zaprzestać ich zbioru i wyjść z lasu. Zużyłem ponad połowę nowego opakowania ultrathonu, który stosuję przede wszystkim przeciwko kleszczom, ale na komary ponoć też działa.
Już w zeszłym tygodniu mocno mi dokuczały, ale obecnie to nie są ataki, a ich zmasowane, wielokrotne i atomowe naloty. Siedzą nawet w suchych sosnowych borach w krzakach z jagodami, w paprociach i innych roślinach runa leśnego. W tym roku zaliczyłem już kilka stanów przetrwania w lesie – od kompletnego zlania mnie przez deszcze świętojańskie, po całodniowy zbiór jagód w dusznych, parnych warunkach, a teraz przyszedł czas na honorowe krwiodawstwo dla milionów, rozjuszonych komarów. Uff… ;))
Przed następną wyprawę dam ogłoszenie: “Strój kosmity kupię zdecydowanie”. ;)) Do nich dołączają hordy strzyżaków i wszelkich much i muszek, które potęgują odczucie upierdliwości świata latających krwiopijców. Pokazałem im moją legitymację honorowego dawcy krwi i to trzeciego – najwyższego stopnia. Niestety moje chwalipięctwo jeszcze bardziej je rozjuszyło. Pomyślały: “A taki z ciebie kozak, to musisz mieć dobrą krew!” ;))
Niemniej ich rządy w lesie za kilka tygodni się skończą. Wtedy to las na przywódcę wybierze jesień, która swoją termiką i marszem ku chłodniejszej aurze ostudzi zapędy bzyczących karteli i gangów. Obecnie panoszą się one po całych połaciach lasu i z dziką żądzą atakują wszelkie, przemieszczające się stworzenia stałocieplne.
Miłym wyjątkiem od tej żądnej krwi społeczności komarowej jest mała ilość bąków. Gdyby jeszcze one atakowały w zwiększonej masie i sile, to widmo mojej kapitulacji stałoby się bardzo realne. Bywały takie sezony, że to właśnie bąki bardziej dokuczały w lesie od komarów. Na szczęście w tym roku nie doszło do zawarcia sojuszu polnych bandytów z leśnymi łobuzami. ;))
W lasach wokół Wzgórza Zbójnik znajdują się dobre stanowiska jagodowe i to w nich zaszyłem się na wiele godzin, skubiąc jagody ze zdwojoną mocą, aby jak najszybciej pójść dalej – do Międzyborza i uwolnić się od ataków komarów.
Pomimo zużycia połowy opakowania ultrathonu, otrzymałem co najmniej kilkadziesiąt solidnych zastrzyków, a niektóre miejsca swędzą mnie do dzisiaj. Generalnie, wycieczki do lasu w obecnych warunkach najlepiej zaplanować wyłącznie w celach spacerowych. Kiedy cały czas się idzie, ataki są znacznie mniej dokuczliwe. Gorzej, jak chce się gdzieś przycupnąć i posiedzieć…
Późnym popołudniem wyszedłem z lasu i ujrzałem pola dojrzewającego zboża na ziemiach Międzyborza i okolic. Komary wreszcie mi odpuściły, a ja mogłem przez moment posiedzieć i pomyśleć… Chłopie – i po co ci to było? ;)) Wymęczony, objuczony ciężarem zbiorów i pokąsany przez dziesiątki komarów, w dodatku zziajany i spocony przez duszną i wilgotną pogodę. Cóż, z wiekiem nie zawsze rozumu przybywa, zatem czas… zaplanować kolejną wycieczkę. ;))
Darz Grzyb!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witajcie Towarzyszu:)
Tutaj umieszczę drugą część mojego wpisu (tą oficjalną masz u Towarzysza Marka). Moja Lepsza Połowa coś tam wspominała o wyjeździe do Bukowiny ale wytłumaczyłem jej, tam grasuje Paweł L. i grzyba nie uświadczysz:) Co więc? A pojedziemy do Rudy Milickiej powspominam dawne czasy kiedy to Stary Wojciech nie był jeszcze Starym Wojciechem a i chyba w XII czy tam XIII wieku zakładaliśmy Stawy Milickie z Towarzyszami Cystersami:) Stawy i owszem niczego sobie ale grzyba to i tam nie uświadczysz. Jagód pod dostatkiem a komary. Nie myślcie sobie Towarzyszu, że jakaś taka drobnica jak w Bukowinie. Latają tłuściutkie jak szerszenie. Co z tego, że jednego utłuczesz jak 500 przylatuje na pogrzeb i wszystkie żrą. W Miliczu i okolicach są porobione ścieżki rowerowe, część z nich na nasypie dawnej kolejki wąskotorowej, zachowane są znaki kolejowe i stacyjki. Są zrobione wiaty, gdzie można odpocząć czy coś zjeść. Za rozsądną cenę można zjeść w smażalni rybkę a i jeszcze (lepiej zamówić wcześniej) można zaliczyć spływ kajakowy np z Milicza do Sułowa z leniwym prądem rzeki Barycz. Grzybów wprawdzie bark ale Paweł wiesz dobrze, że nie one są najważniejsze:)
Serdecznie pozdrawiam:)
Darz Grzyb Przyjacielu:)
Cześć Wojtek.
“Co z tego, że jednego utłuczesz jak 500 przylatuje na pogrzeb i wszystkie żrą.” – bardzo dobre i trafne spostrzeżenie. 😉
Na grzybki przyjdzie czas, a ja nie wyzbieram wszystkich bo jest to po prostu niemożliwe. Muszę się też w końcu wybrać w okolice Milicza i do gminy Trzebnica, bo tam mam bardzo dużo drzew do obejrzenia, zinwentaryzowania i pomierzenia. Jednak zabiorę się do tego chyba dopiero późną jesienią i na wiosnę, bo w najbliższym czasie mam inne tereny do przejścia. No i oczywiście zasadniczy sezon grzybowy. 😉
Pozdrawiam ciepło, trzymaj się. 😉