Skip to content
W sosnowo-wiosennych przestworzach Borów Dolnośląskich.
Czy można lecieć w przestworzach, nie odrywając się od ziemi? Czy można czuć się jak ptak fruwający nad zieloną, bezgraniczną leśną knieją, prężącą się milionami sosen i wrzosów? Czy można rozkładać dłonie i szybować wśród drzew, jak przy pomocy silnych, rozłożystych skrzydeł orła?
Na te wszystkie pytania można odpowiedzieć TAK. Jest tylko jeden warunek – trzeba pojechać w Bory Dolnośląskie! Sobota, 13. maja 2023 roku, wiosenny i zimny poranek w dolnośląsko-borowej krainie sosen i wrzosów. Postanowiłem razem z serdecznym kolegą Łukaszem uczcić naszą 7-letnią znajomość, której rdzeń kręci się wokół lasów i grzybów.
Przybyliśmy tu wywłóczyć się przez cały dzień, zedrzeć buty, podrzeć skarpety, nawdychać do płuc i zmysłów lasu tyle, ile się da, odwiedzić dziesiątki miejsc, poszukać grzybów, podziwiać leśne stworzenia, drzewa i generalnie wszystko, co można w Borach dostrzec.
Już pierwsze minuty wycieczki olśniły nas wyjątkową ceremonią porannego światła, dryfującego zgodnie z ruchem obrotowym Ziemi po sosnowych zagajnikach oraz borach. Leśny okręt rozłożył żagiel z niepoliczalnej ilości sosen i rozpoczęliśmy przyziemne szybowanie w zielonych przestworzach Borów Dolnośląskich!
Zaświeciły życiodajne promienie, zapachniało żywicą! Ptaki koncertowały w dziobo-głosy! Miejscami nad ściółką unosiła się delikatna mgiełka, a my już rozglądaliśmy się, czy nie wskazuje ona nam stanowisk, gdzie wykluwają się pierwsze grzyby. ;))
Idziemy radośnie przez sosnowe bory, ktoś pomyśli, że o grzybach nie ma mowy. A nich myśli, a my wiemy swoje, że gdy maj do lasu wchodzi, czasami w ściółce grzyb (choć bardzo nieliczny) pręży się i rozpycha.
Zbliżamy się do przestworzy na wrzosowej krainie. Tu czas leśnym zegarem bije. Od zimy do wiosny, podczas lata i jesieni, sosnowy świat bezkresem żyje, gdzie wrzosowe podłoże jak woda w oceanie płynie.
Wrzosy nie otrząsnęły się jeszcze po zimowym śnie, tymczasem wiosna w brzezinach wre! Liście tańcują, szeleszczą, błyszczą i kołyszą się delikatnie, a może jakiegoś koźlarza do koszyka się drapnie!
Otwarte przestrzenie wrzosowo-sosnowej części Borów. Za każdym razem podziwiamy w nich kalejdoskop piękna, którym ocieka genialne połączenie sosen, piachu, wrzosów i brzóz.
Wszędzie pachnie sosnami, mamy wrażenie, że znajdujemy się na jakimś aromatycznym transie. I te widoki, które są warte każdego trudu, aby tu dojść, zatrzymać się i rozejrzeć dookoła. Tutaj człowiek rzeczywiście czuje się jak szybujący ptak!
Nasza wyprawa pomału rozkręca się. Idziemy piaszczystymi ścieżkami, za którym skrywają się następne wrzosy, sosny i wszechobecne bory. Bo Dolnośląskie Bory to przede wszystkim sosnowe bory, w których nie mieszkają jakieś stwory, tylko borowikowe grzybni wytwory. ;))
Przechodzimy przez skryte w przestworzach zagajniki, sprawdzamy, czy może jakikolwiek grzyb w nich wyrósł, jednak nic nie znajdujemy. To nas nie zniechęca. Przed nami jest do przejścia bardzo długa trasa i hektary różnorodności Borów.
A te są nieprzewidywalne. Nawet pod kątem majowych grzybów, które można znaleźć w najmniej spodziewanych miejscach. Kosz wzorcowo imituje nasz pieszy rejs po zielonych przestworzach Borów.
Przechodzimy obok składu drewna po wykonanej trzebieży i zatrzymujmy się na dłuższą chwilę. Sosnowy aromat działa jak narkotyk. Im bardziej go wdychamy, tym więcej i więcej chcemy go wdychać… Sosna to nie tylko królowa naszych lasów. To również królowa leśnych aromatów!
Tegoroczne pędy prą do góry i powiększają gabaryty każdego drzewa. Wszystkie młode sosny tak wyglądają. Stary Bór pyta: “Kto z Pań Sosenek i Panów Sosen jest za ogłoszeniem maja jako najpiękniejszego miesiąca w roku, zechce podnieść pędy”. ;)) Co za jednomyślność w leśnym głosowaniu!
Kwitną poziomki, leśna ściółka nabiera zielonych rumieńców od mchów i porostów. Jeden z nich wygląda szczególnie.
Bardzo przypomina siedzunia sosnowego. A może to rzeczywiście przysłowiowa “kozia broda”, która spleśniała i przetrwała w tym stanie zimę? Jednak nie, chociaż przez moment taka dziwna myśl przyszła mi do głowy.
Wygląda fantastycznie i finezyjnie. Umościł się na ziemi. To chrobotek, ale nie wiem dokładnie który, być może reniferowy.
Następne metry wędrówki to przepastne bory emanujące sosnową energią, napędzającą nas do dalszego szybowania po lasach. ;))
Mijamy kwintesencję i klasykę podgrzybkowego eldorado. Teraz jeszcze bez grzybów, ale we wrześniu, może być tu tłoczno od czarnych łepków. Już na samą myśl o tym mamy nieźle w czubie. ;))
Przechodzimy przez następne hektary piaszczystego świata sosen, wychodzimy na drogę i nagle pojawia się piękna, soczyście zielona leśna polana…
♦ ARMADEBRUNN, CZYLI DAWNA STUDZIANKA ♦
Zaraz za nią las gęstnieje, ale czy rzeczywiście jest to jeszcze las? Teraz tak. Tylko taki dziwny, z drzewkami owocowymi, tj. jabłoniami, wiśniami i głogami przy drodze. To przecież dawna Studzianka (Armadebrunn), do której wędrowaliśmy w listopadzie 2021 roku Szlakiem Borowika od Wierzbowej: http://server962300.nazwa.pl/szlakiem-borowika-do-armadebrunn-studzianki.html
Wtedy Studzianka zasypiała, teraz obudziła się wraz z wiosennym podmuchem ciepła, zieleni i przewagą dnia nad nocą. Stare lipy pokryły się już liśćmi, w tym ta najbardziej charakterystyczna, z dziuplą w kształcie stopy.
Przechodzimy przez tereny, na których kilkadziesiąt lat temu, tętniło wiejskie życie w sercu Borów. Teraz przyroda dyskretnie i systematycznie zaciera historię człowieka w tym miejscu.
Przy drodze fascynują nas stare głogi i kilka okazałych dębów, które iskrzą się złotą zielenią, bo właśnie z tego typu odmianą zieleni mamy do czynienia w maju.
Wiekowe drzewa to bezcenne dziedzictwo przyrodnicze po mieszkańcach Studzianki. Ich domostwa zburzono, a gruzy wywieziono. Pozostały tylko stare drzewa, pod którymi bawili się jako małe dzieci i odpoczywali jako dorośli…
Wyobraźnie pracuje, rozmawiam z Łukaszem o dawnych mieszkańcach Armadebrunn i ich życiu, które toczyło się we wrzosowo-sosnowej krainie.
Tak, jak podczas listopadowej wyprawy, tak i teraz podziwiam rosnące przy drodze dęby błotne. Jeszcze nie zazieleniły się, ale widać już wiosenne poruszenie na ich pędach.
Spoglądamy również na dwa światy, które leżą obok siebie. Świat zeszłorocznych liści dębów błotnych i zarastający mchami świat umarłych na starym cmentarzu w Armadebrunn.
Opuszczamy to niezwykłe pod każdym względem miejsce. Nagle na naszej drodze pojawia się gniewosz plamisty, niejadowity wąż. Zatrzymujemy się, żeby na niego nie nadepnąć. Gniewosz nie porusza się. To często stosowana przez niego strategia. Jest zestresowany, dlatego po pstryknięciu kilku zdjęć, żegnamy go i pozostawiamy w spokoju.
♦ GRZYBY ♦
Jeżeli ktoś mi mówi, że do lasu nie ma po co jechać, bo nie ma grzybów, to na wstępie wiem, że z taką osobą nie znajdę wspólnego języka i wycieczka z nią może stać się udręką połączoną z narzekaniem i marudzeniem.
Jeżeli natomiast ktoś mówi mi, że celem wyprawy jest maksymalna włóczęga i radość z pobytu w lesie przez kilkanaście godzin, bez względu na grzybowy rezultat, to moje drzwi do wspólnej wyprawy są szeroko otwarte. Pod tym względem rozumiemy się z Łukaszem jak bracia.
W okolicach dawnego Armadebrunn znaleźliśmy gęśnicę wiosenną, gatunek jadalny, ale nie wzięliśmy jej ze sobą, jedynie obejrzeli i popstrykali zdjęcia. Nam nie chodzi o znalezienie pierwszych grzybów w celach konsumpcyjnych, tylko o ich spotkanie w okresie, w którym właściwie ich nie ma… Brzmi trochę dziwnie, ale tak jest z pierwszymi grzybami. Mogą pojawić się tylko w kilku miejscach w lesie i jednym z naszych celów jest sprawdzenie, czy się w nich pojawiły.
Podczas pierwszej wspólnej wyprawy w maju 2016 roku (opisałem ją tutaj: http://server962300.nazwa.pl/majowy-rekonesans-po-borach-dolnoslaskich.html ), znaleźliśmy jednego jedynego borowika sosnowego, do którego szliśmy ponad 10 km. Poza tym napotkaliśmy kilka podsuszonych koźlarzy i maślaków. Zastanawialiśmy się, czym zaskoczy nas las na uczczenie naszych corocznych kwietniowych lub majowych wypraw w Bory Dolnośląskie?
Poprzedni tydzień był wietrzny, suchy, w pierwszej części tygodnia poranki były lodowate z licznymi przymrozkami. Takie warunki nie są dobre dla grzybów, ale jest jeden gatunek, który wymyka się wszelkim klasyfikacjom, dywagacjom i regułom…
♦ BOROWIKI SOSNOWE ♦
To jego Kapeluszowo-Różowawo-Brązowa Mość borowik sosnowy. Gatunek ten jest nieprzewidywalny tak jak pogoda. Czasami pojawi się już pod koniec kwietnia, czasami każe na siebie czekać do sierpnia lub września, a czasami najobficiej owocnikuje pod koniec sezonu na przełomie października/listopada.
Nie jestem w stanie opisać radości, kiedy Łukasz znalazł pierwszego sośniaka po ponad 12 km marszu przez Bory. Podsuszony i sponiewierany, przypominający “mumię”, ale jest! W jego pobliżu rósł drugi, chociaż były to już raczej borowikowe zwłoki w stanie rozkładu.
A następnie trafił się ON! Absolutny grzybowy król naszego sobotniego włóczęgostwa! Prawie w całości wtulił się w miękką ściółkę i mech. Jak on przepięknie się prezentował! Nam już kompletnie odbiło. Obchodziliśmy go z każdej strony i fotografowaliśmy jak jakąś znaną i cenioną gwiazdę filmową. ;))
Na czubku jego kapelusza widać ślady ślimaczej degustacji. Teraz pozostało uroczyste wykręcenie króla i obejrzenie jego wspaniałości w całości.
Tak wygląda! To on! Najpiękniejszy borowik sosnowy Borów Dolnośląskich na dzień 13 maja 2023 roku. ;))
Jakiekolwiek zmęczenie natychmiast nam przeszło. Taki mały, a jaką ma moc! Moc borowików sosnowych jest liczona w tysiącach jednostek grzybo-watów. ;))
Następnie spotkaliśmy kilka, mocno podsuszonych borowików sosnowych. Gdybyśmy przyjechali o tydzień wcześniej, być może znaleźlibyśmy je w znacznie lepszej formie.
Ale nie ma sensu gdybać, co by było gdyby w lesie rosły ryby. ;)) Wśród borowikowych sucharków, znaleźliśmy drugiego sośniaka w bardzo dobrej formie.
Szliśmy przez aleję borowikowo-sosnowych sucharków, a każdy fascynował nas tylko z tego powodu, że po prostu był i mogliśmy go zobaczyć.
Nawet przy mocno podsuszonym wyglądzie, prezentują się urokliwie. Jeden z nich wyrósł po lewej stronie ścieżki, drugi po prawej stronie.
Obfotografowałem sosnowe “mumie” z każdej strony. Gdyby tak jeszcze przez kilka dni wiał wiatr i panowała słoneczna, sucha pogoda, można by przyjechać od razu po borowikowy susz. ;))
Wszystkie borowiki które znaleźliśmy, uwieczniliśmy w obiektywie aparatu. Warto też spojrzeć na nie pod kątem zmienności wyglądu w zależności od warunków pogodowych.
Tak silnie przesuszone grzyby wyglądają zupełnie inaczej niż nawodnione, zdrowe i prawidłowo wybarwione owocniki. Kapelusze tracą piękne, brązowo-różowe barwy, pękają, blakną i upodabniają się do podsuszonych koźlarzy lub goryczaków.
Dlatego znalezienie ich to nie tylko wielka frajda, ale również borowikowo-sosnowa lekcja zmienności w wyglądzie gatunku, w zależności od warunków.
Byliśmy ciekawi, czy uda nam się jeszcze znaleźć jakiegoś borowika w tak dobrej formie, jak Król Grzybobrania zakopany w mchu i ściółce.
Jeden z kolejnych grzybów był już bliżej turgoru i sprężystości Króla, ale jeszcze (a może już) trochę mu brakowało.
I wreszcie znalazł się, ale grzybiarz go jeszcze nie widzi. Borowik czai się, wtula w ściółkę i zakrywa kapelusz kępką mchów…
Chyba mnie przegapi, idzie dalej, mam nadzieję, że nie cofnie się. Czy mogę już odetchnąć? Chyba tak. Uff… A ja jaj! Wraca! Brrr….
Ratunku! Na sto daglezji i tysiąc sosen! Wypatrzył mnie i jeszcze się cieszy! Muchomory, olszówki, kozaki! Ratujcie mnie! ;)) Za późno…
Tak prezentowali się Trzej Sosnowi Muszkieterowie i ich Król na grzybowym pokocie. ;)) Ależ nam się wyprawa zrobiła! Te kilka borowików było dla nas leśnym przypieczętowaniem siedmioletniej znajomości i wspólnych wędrówek po zakamarkach Borów Dolnośląskich.
Z bliska Muszkieterowie wyglądali jeszcze wspanialej. I to wszystko 13. maja. Dzień bardziej niż szczęśliwy, o pechu mogą mówić tylko ci, którzy nie pojechali do lasu. ;))
Po drodze znaleźliśmy jeszcze tego zakopanego jegomościa, który pozostał na swoim miejscu. Nagle, około 15-stej niebo pociemniało i pojawiła się ciemna, dosyć wypiętrzona chmura.
Zrobiło się bardziej wietrznie, zaczął kropić deszcz, który na kilka minut przeobraził się w ulewę z drobnym gradem. To była lokalna wiosenna “burza bez burzy”, ponieważ chmura nie cisnęła ani jednym piorunem, chociaż wydawało się, że w końcu gdzieś rąbnie.
Przed jej nadejściem, miejscami było już gorąco, po przejściu deszczu zapanował komfort termiczny i cisza… Deszcz schłodził nam rozgrzane od wrażeń głowy, ale w końcu uświadomiliśmy sobie, że najwyższy czas wyruszyć w drogę powrotną.
Zatopiliśmy wzrok w porostach, wrzosach, mchach i ściółce. Borowiki sosnowe zanikły. Czy to burza spowodowała, że zakopały się w ściółce i ukryły przed nami?
Ponownie przeszliśmy przez krainę wrzosów i sosen, zanurzając się w niej od stóp po czubek głowy.
Żegnaj czarująca kraino do następnego razu i oby ten następny raz przyszedł jak najszybciej!
♦ MIEJSCA PRZEPEŁNIONE SZTUKĄ LEŚNEGO CZAROWANIA ♦
Na koniec wybrałem zestaw zdjęć z kategorii sztuki leśnego czarowania. Właściwie to o tych miejscach nie trzeba wiele pisać, ponieważ wszystko na nich widać.
Bory Dolnośląskie przepełnione są leśnym wyrafinowaniem i nieokiełznaniem, dostojnością oraz wielkością terenów.
To lasy, które zostały zdominowane przez sosnowo-piaszczystą charyzmę. Jednak wciągają grzybiarza jak rasowe bagno.
Takich dróg jest wiele, każda jest podobna, ale każda jest inna. I nad każdą człowiek ma ochotę szybować.
Jak tylko pojawiają się przy drodze wrzosy, grzybiarz gapi się w nie i szuka grzybów. Podobną reakcję wywołują przydrożne brzozy. ;))
Zielone dywany w przestworzach Borów Dolnośląskich.
Jeszcze bardziej zielone dywany w przestworzach Borów Dolnośląskich.
A niech te drogi nigdy się nie kończą! Leć za marzeniami razem z Dolnośląskimi Borami!
Zagajniki podgrzybkowo-borowikowe również są przepełnione sztuką leśnego czarowania.
Nasza wyprawa zbliżała się do mety. Ponad 11 godzin w lesie i 33,68 km na liczniku w nogach!
Wszystkie najważniejsze leśne sprawy poruszyłem w tej relacji, oprócz jednego tematu, który omówię w innym wpisie i który dotyczy przeciętnej sosny o nieprzeciętnej historii.
I tak narodziło się kolejne KULTOWE GRZYBOBRANIE. Klimat tej wyprawy był kunsztowny i magiczny od początku do końca.
Oto czasowo-dystansowe szczegóły naszej wycieczki. Chociaż wróciliśmy już na ziemię, myślami wciąż szybujemy w SOSNOWO-WIOSENNYCH przestworzach Borów Dolnośląskich… ;))
DARZ GRZYB!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witam Towarzysza Pawła!
Wycieczki tylko pozazdrościć. Liczba kilometrów też robi wrażenie, ale z drugiej strony skąd ta samowola Towarzyszu. Plan pozyskania boletusa A.D. 2023 jeszcze nie został zatwierdzony przez Komitet Centralny a Wy sobie Towarzyszu ot tak do lasu? Przecież teraz boletusy wysyłają zwiadowców a jeśli przekonają się, że po lasach grasuje Paweł L. to już my je zobaczymy chyba w atlasie:):):) Ale nic to napiszemy w raporcie do Komitetu, że to niby taki zwiad był konieczny właśnie dla rzetelnego opracowania planu:):):) Tylko jeśli w trybie pilnym Szuwarek nie weźmie się do roboty a czerwiec dalej temperaturami będzie przypominał październik to i Komitet Centralny nic nie pomoże.
Darz Grzyb!
Witaj Pierwszy Sekretarzu.
Już tyle razy Wam mówiłem i pisałem, że po prostu wykluczcie mnie z partii i wszyscy będą mieli mniej kłopotu. 😉
“z drugiej strony skąd ta samowola Towarzyszu” – ano stąd, że grzyby są tylko dodatkiem, najważniejsze jest być w lesie, czego większość nie rozumie, nie zrozumie i nie chce zrozumieć. Dlatego tak rzadko mogę spotkać człowieka, dla którego wyjazd do lasu to nie tylko chęć nazbierania jego skarbów. Dla mnie nie ma znaczenia, czy znajdę jednego grzyba, 10 czy 1000. Owszem, w sezonie lubię za nimi pobiegać i nazbierać, ale sezon trwa tylko kilka tygodni. Wiesz, że jeżdżę do lasu cały rok, chociażby dla wartości duchowych. 😉
Pozdrawiam.