Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Wakacyjny marsz po Borach Dolnośląskich.

Wakacyjny marsz po Borach Dolnośląskich.

Sobota, 29. lipca 2023 roku, około 6:30. Przyjeżdżamy z kolegą Łukaszem na wyprawę po Borach Dolnośląskich, która chodziła nam już po głowach od kilku tygodni. Wybieramy jedne z najrzadziej uczęszczanych przez ludy terenów, w tych przepastnych kompleksach leśnych, aby wywłóczyć się ile starczy sił i czasu. ;))

Poranne Bory obudziły się śpiewem ptaków, opadającą mgiełką, obfitą rosą w trawie i ciepłymi podmuchami wiatru, który po południu ma napędzić nieco opadów deszczu i burz. Leśne wrota szeroko otwarte dla wędrowców. Noc zasypia w głębokich cieniu, dzień roziskrzył się światłem promieni słonecznych.

Po przejściu pierwszych leśnych ścieżek i zakrętów, wychodzimy na bardziej otwarte przestrzenie i od razu zostajemy poczęstowani wykwintnymi obrazami Matki Natury. Jesteśmy tu jedynymi ludkami, które przyjechały w tym dniu, dlatego wszelkie stworzenia gryząco, ssąco-kłujące witają nas w sposób szczególnie serdeczny, bo wiedzą, że nasza obecność to dla nich święto i możliwość niezłej uczty. My jednak grodzimy dostęp do skóry różnymi preparatami i refleksem, przed którym muszą czuć respekt. Łatwo nie damy się pokąsać. ;))

Łukasz zaczyna mi opowiadać historie tutejszych grzybobrań, których był świadkiem i jego bliscy z rodziny. Borowiki-olbrzymy, wyglądające jak okrągłe bochenki chleba, niezliczone krawce w brzezinach, zatrzęsienie maślaków, mleczaje rydze przy drogach… Staram sobie wyobrazić te magiczne grzybobrania…

W takich miejscach, nawet podczas największego bezgrzybia, do głosu dochodzą wspomnienia i sentyment. Poza tym, te tereny to majstersztyk przyrodniczy pod każdym względem. Rozległe łąki i polany, miejscami z płynącą lub stojącą wodą, okrążone Borami Dolnośląskimi.

Idziemy do alejki dębowo-lipowo-brzozowo-topolowo-wierzbowej. To w niej rosły prawdziwki wielkie jak dzwon, w ogromnych ilościach. Czasami, gdy grzybiarze do niej dochodzili, borowików było tak dużo, że musieli wracać z pełnymi koszami do samochodu, wysypać ich zawartość i wracać ponownie, aby znowu zapełnić je pachnącymi borowikami. 

Po obejrzeniu porannego spektaklu leśnego natchnienia i gawędzie o grzybobraniach, wchodzimy w głębsze zakamarki krainy Borów Dolnośląskich. W mocno zacienionych miejscach, wciąż panuje jeszcze półmrok, pomimo, że Słońce wędruje na niebie coraz wyżej. Podziwiamy paprocie w bursztynowej poświacie.

Następnie przechodzimy przez klasyczne sosnowe bory. Między drzewami zachwycamy się pajęczynami, które zostały zbudowane przez inżynierów i profesorów leśnej architektury. Co za precyzja i delikatność! Część pajęczyn znajdujemy również w trawach.

Ileż to razy człowiek wszedł w nie twarzą, kiedy szwendał się ze spuszczoną głową, wytrzeszczając oczy za podgrzybkami. Wejście w pajęczynę wywołuje efekt leśnego “Red Bulla”, który wprawdzie nie dodaje skrzydeł, ale ludzie często machają rękoma tak, jakby chcieli odlecieć. ;))

Zaczynają się coraz piękniejsze fragmenty Borów. Pomimo, że warunki na grzyby do tej pory były bardzo niesprzyjające, instynkt grzybiarza zakodowany w głowach, nakazuje filtrowanie ściółki, bo a nuż, gdzieś, coś brązowego czai się w mchu lub ściółce.

Zastanawiamy się, czy w całym lesie jest ktoś bardziej zakręcony od nas? Czy spotkamy innych ludzi? A może organizm ze świata roślin lub zwierząt, który zaskoczy nas swoim “zakręceniem”?

ZAKRĘCONA SOSNA

W lesie często obowiązuje następująca zasada – zadaj pytanie, a las ci odpowie. Przed nami ukazała się sosna zwyczajna o bardzo niezwyczajnym wyglądzie. Zakręcona jak sprężyna, przypominająca jedną z tych, które są chronione w woj. lubuskim czy zachodnio-pomorskim w ramach tzw. powierzchniowych pomników przyrody.

W jej pobliżu na próżno szukać drugiej takiej sprężynowej wywijaski. Zauroczyła nas ta sosna, spędziliśmy przy niej trochę czasu i obejrzeli z każdej strony. W jej przypadku, reguły dendrometrii co do pomiaru obwodu pierśnicowego pnia nie obowiązują. Drzewo ma w odziomku lub jeszcze niżej te reguły. ;))

To, co wydarzyło się w przeszłości drzewa, widać obecnie w teraźniejszości. Czy drzewo było zgryzione przez zwierzynę, czy porażone przez grzyba? – trudno jednoznacznie wskazać. Za to efekt jest fantastyczny. Zatem okazało się, że nie jesteśmy w tym dniu jedynymi zakręconymi stworzeniami w tej części Borów… ;))

Bardzo lubię odnajdywać takie ciekawe, głęboko ukryte w lasach drzewa. Mają święty spokój, człowiek im nie dokucza i niech tak pozostanie. Mam nadzieję, że leśnicy również docenią jej wyjątkowy wygląd i pozostawią bez zakłócania spokoju.

W pobliżu rośnie jeszcze jedno, intrygująco wyglądające drzewo, które reprezentuje dąb. Przypomina wijącą się w tańcu tancerkę, która wykonuje jakieś skomplikowane piruety.

♦ GRZYBY

Jak Bory Dolnośląskie to od razu pojawia się pytanie o grzyby. W tym roku warunki dla rozwoju i wzrostu grzybów są na razie bardzo kiepskie. Przewlekły brak opadów powoduje, że lasy świecą pustkami, ale ostatnie opady, bardzo punktowo i incydentalnie, coś tam połaskotały grzybnię.

Wrzosowiska na razie są puste, niemniej ich dywany przygotowują się do zakwitnięcia, a niektóre krzewy już zakwitły, co pokażę w dalszej części relacji. Wyobraźnia i tak działała, bo “widzieliśmy” w nich kapelusze borowików szlachetnych i sosnowych. ;))

Z ziemi wychodzą pierwsze muchomory, tęgoskóry i gołąbki, najczęściej na środku piaszczystych dróg lub ich poboczach, gdyż tam dotarło więcej opadów, które nie musiały się przebijać przez leśną gęstwinę.

Każdy grzyb w lesie cieszy, zwłaszcza, gdy 99,9% lasów świeci pustkami. Obecna pogoda zrobiła się bardziej sprzyjająca grzybom. Kto wie, czy w okolicach połowy sierpnia lub tuż przed jego połową, nie uformuje się w Borach coś na kształt letniego mini-wysypu.

Na razie trzeba czekać, uzbroić się w cierpliwość i trzymać kciuki za pomyślne warunki pogodowe, zwłaszcza opady i temperatury. W sobotę myśleliśmy, że nie znajdziemy żadnego jadalnego grzyba z podstawowej puli zbieranych przez nas gatunków.

A jednak! W dwóch miejscach znaleźliśmy niewielkie rodziny pieprzników jadalnych czyli kurek. Na jajecznicę starczyło, ale przede wszystkim ucieszyliśmy się, że po wielu przebytych kilometrach, znaleźliśmy grzyby, które wzbogaciły i ubarwiły naszą leśną włóczęgę.

Dodatkowo w mchu, tuż obok drogi stał piękny, jędrny koźlarz babka. Zdrowy i pachnący, ale kompletny samotnik. Tak już natura wykombinowała, że koźlarzowego solistę wykluła, natomiast w pobliżu nawet psiaka nie było. ;))

Zwieńczeniem naszych grzybowych poszukiwań był jedyny znaleziony w tym dniu prawdziwek, który rósł pod sosnową kłodą. Jednak pozostał w lesie, ponieważ okazał się kompletnie robaczywy i śmierdzący z powodu postępującego rozkładu, chociaż na zewnątrz wyglądał jeszcze przyzwoicie.

Pokazały się też “imitacje” podgrzybków czyli ponurniki aksamitne, z których najbardziej okazały owocnik został uwieczniony w obiektywie. Był mocno przytwierdzony do pniaka.

SPOTKANIE Z RUSAŁKĄ ŻAŁOBNIKIEM 

Po którejś tam godzinie włóczęgi zaczął nam towarzyszyć piękny motyl. Najpierw przez dłuższy czas latał koło nas, później siedział na ziemi, dzięki czemu można było się mu dokładniej przyjrzeć. To rusałka żałobnik, który reprezentuje jednego z 75 występujących w Polsce przedstawicieli rodziny rusałkowatych. Jest zaliczany do najładniejszych polskich motyli dziennych. W Polsce rozpowszechniony, spotyka się go zwykle pojedynczo. Motyl przygotował nam piękną niespodziankę.

Chociaż opisywany jest jako bardzo płochliwy i szybko uciekający, postanowił usiąść na koszuli Łukasza i powoli oraz ostrożnie przemieszczał się do dłoni, badając cały czas ssawką grunt po którym chodzi. Patrząc na zdjęcie, można zapytać – która godzina? Wpół do motyla. ;)) Ta sytuacja trwała dobre 5-7 minut, następnie motyl odleciał, aby ponownie przylecieć i tym razem usiadł na krawędzi plecaka.

Przesiedział kolejne 3 minuty, po czym pofruwał koło nas i poleciał gdzieś w las. Było to niezwykłe spotkanie, a wytłumaczeniem jego zachowania może być informacja zawarta na stronie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu, na której podaje się, że: “Nie każdy wie, że nasza skóra jest również bogata w sole mineralne, a właściwie nasz pot. Zawiera makro i mikroelementy, stanowiąc doskonały wabik na niektóre rusałki jak mieniaki, pokłonniki czy właśnie żałobniki. Czasami jednak przeszkadza to w fotografowaniu, gdy zamiast naturalnej scenerii motyl wybiera naszą skórę bądź aparat fotograficzny.”

Źródło i więcej na ten temat: https://www.poznan.lasy.gov.pl/rusalka-zalobnik

KADRY Z PEŁNI LATA W BORACH DOLNOŚLĄSKICH

Las i bliskie spotkania z przyrodą, przyczyniły się do jeszcze większej chęci powłóczenia się po najrozmaitszych terenach Borów Dolnośląskich. Doszliśmy do jednego z pasów przeciwpożarowych, na których widać liczne ślady zwierzęcych kopyt oraz chyba jeszcze liczniejsze ślady łap wilków.

 Pasy przeciwpożarowe to pewnego rodzaju namiastka pustyni pośród rozległych lasów. Po przejściu około kilometra, może ciut więcej, ujrzeliśmy jedną z tysięcy panoram, za które kocha się Bory!

Rozległe wrzosowiska, samosiejki drzew, głównie brzózek i magnetyczna przestrzeń, okraszona aurą borowików, koźlarzy, kurek i maślaków.

Patrząc na te radosne krajobrazy, człowiek ma ochotę wszystko ciepnąć za siebie i biec ile sił w nogach, nawet bez konkretnego celu, po prostu biec i cieszyć się z otaczającej, wrzosowo-brzozowej oazy cudów.

Zakwitły pierwsze wrzosy. Są to jeszcze nieliczne i subtelne zwiastuny nadchodzącej jesieni. W Borach mamy bogactwo jagód, których zbiory na ten rok już zakończyłem.

Dojrzewają również owoce borówki brusznicy. Są mniej liczne od borówki czarnej, ale potrafią zaskoczyć lokalną obfitością i urodzajem.

W najlepsze kwitnie tawuła wierzbolistna, która zasiedla gleby wilgotne, żyzne, o odczynie obojętnym, piaszczyste i pylaste, mineralno-próchniczne. Spotykana jest na wilgotnych łąkach, brzegach zbiorników wodnych, w olszynach. Czasami tworzy duże zarośla.

W trawach życie tętni. Tu z zapylaniem uwijają się trzmiel i kolejny piękny motyl – modraszek ikar. Na drodze spotykamy skupisko gąsienic, które udają martwe, ale gdy tylko lekko je poruszyliśmy, wiły się na wszystkie strony.

Przechodzimy też przez tajemniczy las, w którym brzozy rosną w pęczkach i bukietach. Ciekawe, czy podczas wysypu grzybów, tak samo rosną koźlarze pomarańczowo-żółte? ;))

Gospodarka leśna dba o to, żeby zbyt długo nie towarzyszył nam las. Tutaj wykonano zrąb zupełny i to na kilku hektarach.

Pomału zataczamy okrąg, ale nie idziemy po tych samych miejscach. Tylko w końcowej fazie wyprawy przejdziemy przez niewielki fragment terenu, po którym szliśmy z rana.

Przez jakąś część wycieczki towarzyszą nam grzmoty od burz, kotłujących się wiele kilometrów od nas. Mapa radarowa wskazuje, że burze nas ominą i wskazania te sprawdzają się. Niemniej, doniosłe grzmoty rozchodzące się po Borach, akcentują potęgę natury i jej żywiołów.

Leśny świat przemyka przed nami, zmieniając swój nastrój i wystrój jak w kalejdoskopie. A przecież niektórzy twierdzą, że Bory to same sosny… To świadczy o tym, jak mało znają Bory.

Zaglądamy w różne miejscówki grzybowe, przy okazji sprawdzając, czy gdzieś nie zawieruszyła się jakaś grzybowa perła w czasie pełni lata. Stanowiska są jednak puste i czekają na wilgotniejsze czasy.

W kilku miejscach przechodzimy przez świat paproci i brzóz. Każda pojedyncza brzoza to radość dla duszy. Wszystkie brzozy razem to suma szczęścia. Wiedzą to ludzie lasu, wiemy i my.

A następnie piaszczyste, długachne drogi oraz skręcające i meandrujące ścieżki z wrzosami po bokach. Zbliżamy się do kolejnego miejsca, które porusza serca i wyobraźnię grzybiarzy.

To właśnie w takich cichych zakątkach i dyskretnych miejscówkach, podczas jesieni imprezują borowiki wszelkiej maści i urody. Często rosną na środku drogi, w trawie, we wrzosowiskach i w samym igliwiu.

Przechodzimy przez jeszcze jedną osobliwość leśną Borów. To las modrzewiowy z grubymi dywanami mchów i drzewami obficie oblepionymi porostami w dolnych partiach. Wyglądają jak zaczarowane, tkwiące na wieczność w bezruchu.

Z oddali podpatrujemy żerującą łanię. Nie przeszkadzamy jej, pstrykamy kilka zdjęć i skręcamy w las, aby jej nie spłoszyć. Dochodzimy do miejsca, po którym szliśmy z rana.

I tu czeka nas kolejna przyrodnicza niespodzianka i spotkanie. Chodzi lisek koło drogi… Sprytny, zwinny i spostrzegawczy. Bardzo szybko wyczaił, że jakieś ktosie pojawiły się na horyzoncie…

Upewniwszy się, że te ktosie to duże dwunożne stworzenia zmierzające w jego kierunku, podbiega kilka metrów do przodu…

Po ponownym upewnienie się, że wciąż tam są i idą w jego stronę, znika jak igła w stogu siana, w bujnych trawach za ścianą krzewów. Przy okazji podjadamy sporą ilość dojrzewających jeżyn, których smak jest wyborny.

Mija 11 godzin wakacyjnej wyprawy po najgłębszych zakamarkach Borów Dolnośląskich. Na liczniku grubo ponad 20 kilometrów przebytego szlaku. W oddali grzmi, nad nami świeci lipcowe Słońce. Zrobiło się gorąco i duszno. Pełnia lata w Borach to istny cud. Uwierzcie mi lub nie. Ta relacja to zaledwie kilka procent z tego, co dane nam było w tym dniu zobaczyć.

Gdyby ptasie pióro mogło lekko i swobodnie opisać naszą bajeczną wyprawę, powstałaby z tego masywna księga o świecie, w którym człowiek uświadamia skąd pochodzi, gdzie są jego korzenie i jak powinien funkcjonować we współczesności.

W drodze powrotnej podziwiamy uciekającą przed nami burzę. To było fantastyczne pożegnanie lipcowego lasu 2023. Teraz trzeba powitać sierpień, który dzisiaj strącił w kalendarzu kartkę z lipcem. ;))

DARZ GRZYB!

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

6 KOMENTARZY

  1. Witam Towarzysza Pawła:):):) W zasadzie nic dodać i nic ująć. Kolejny poetycki opis lasów uzupełniony fotkami. Na.marginesie owady dość często korzystają z naszego potu jako wodopój, a i możliwości uzupełnienia minerałów. Pół biedy kiedy to jest motyl. Ale trafią się osa lub pszczół. Nie zauważysz takiej przyciśniesz niechcący i wiadomo:):):) czekam na wyjazd na Pomorze Zachodnie tam lasy szczególnie w okolicach Bornego Sulinowa są podobne do naszych. Może nareszcie wybierzemy się razem:) Darz Grzyb!!!

    • Witam Pierwszego Sekretarza. 😉
      – Dziękuję za dobre słowa odnośnie dolno-śląsko-borowej wyprawy. 😉
      – Mnie nie będzie na Pomorzu Zachodnim w czasie Waszej grzybowej misji, także tam razem się nie wybierzemy do lasu, chyba, że masz na myśli nasze dolnośląskie podwórko.
      Darz Grzyb i do przodu. 😉

    • – “Dokładnie to miałem na myśli czyli nasze miejscowe Bory.” – nic nie obiecuję, bo już nie raz mieliśmy pojechać i nie udało się nam zgrać. Zobaczymy, może w tym sezonie się uda.
      – “Twój voucher do Złocieńca jest cały czas aktualny.” – dziękuję, ale nie mam pojęcia, kiedy z niego skorzystam z uwagi na bardzo ograniczone zasoby czasowe. 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.