Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Wizyta u leśniczego. W poszukiwaniu osobliwości.

WIZYTA U LEŚNICZEGO.

W POSZUKIWANIU OSOBLIWOŚCI.

Sobota, 25 marca 2017 roku. Kolejna w tym roku wycieczka do lasów Wzgórz Twardogórskich. Miejscowość docelowa to Międzybórz Sycowski – ostatnia stacja z magicznego, “Sycowskiego Trio”, które w mniejszym lub większym stopniu opisuję i pokazuję na swoim blogu. Nie była to jednak zwykła wycieczka. Kilka dni wcześniej otrzymałem drogą mailową zaproszenie od samego leśniczego z leśnictwa Międzybórz, Pana Marka Woźniaka. Początku tej inicjatywy należy szukać nie gdzie indziej, jak w drzewach. ;))

To przez “Guzowatą” brzozę brodawkowatą, którą opisałem w zeszłym roku na blogu, dumnie oświadczając, że jest to jedna z najgrubszych brzóz o jednym pniu, rosnących na terenie Lasów Państwowych. Przypomnę, że szczyci się ona obwodem pierśnicowym wynoszącym 313 cm, mierząc zgodnie ze standardami przyjętymi we współczesnej dendrometrii, a więc od najwyższego miejsca od podstawy pnia. Brzózka ta stała się chlubą międzyborskich lasów i niech tak pozostanie. ;))

Po przyjechaniu do Międzyborza autobusem komunikacji zastępczej (do końca kwietnia ma trwać remont torów), wartko przeszedłem wzdłuż międzyborskiej alei lipowej rosnącej blisko rynku. Sfotografowałem również okazały dąb szypułkowy i buk zwyczajny, które rosną w sąsiedztwie Urzędu Miasta i Gminy Międzybórz. Jeszcze kilkanaście minut spaceru, przejście obok ciekawie architektonicznie zaprojektowanej piekarnio-cukierni “Kołacz” i nieco przed godziną 11-stą, stawiłem się przed domem leśniczego.

Okazało się, że leśniczy musiał pilnie wyjechać w sprawie dzika, który przybłąkał się do miejscowych, wykonujących jakieś prace w prywatnej części lasu. Dzik nie chciał odejść od ludzi, nie wystraszył go nawet ciągnik i wiejskie psy. Jako, że się napatoczyłem w momencie, kiedy leśniczy właśnie wyjeżdżał na “akcję dzik”, dostałem propozycję dołączenia się do akcji w roli biernego obserwatora. Rzecz jasna – skorzystałem. ;)) Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Dzik zachowywał się bardzo dziwnie, tak, jakby wychował się w wiejskiej zagrodzie i praktycznie na nic i na nikogo nie zwracał uwagi. Leśniczy stwierdził, że nie jest to normalne zachowanie zwierzęcia, dziko żyjącego w lesie. Uchwyciłem dzika na zdjęciach (a raczej jego kontury) wśród polnych traw. Mogłem zrobić znacznie lepsze zdjęcia, ale za długo siedziałem w samochodzie.

Po akcji dzik, leśniczy wziął mnie na przejażdżkę po międzyborskich lasach w celu pokazania, jak to nazwał – osobliwości tych lasów, czyli miejsc wyjątkowych z dendrologicznego i nie tylko punktu widzenia. Na początku nie robiłem zdjęć ponieważ chciałem zdobyć jak najwięcej informacji o moich kultowych terenach, a robiąc zdjęcia, mógłbym się za bardzo rozproszyć. Mało kto wie, że przez Międzybórz aż do Bukowiny Sycowskiej ciągnie się powojenny pas przeciwczołgowy, który w dużej części pokryty jest lasami. Leśniczy opowiadał mi o żołnierzach, którzy spali na tych terenach pod namiotami w czasie stanu wojennego, przy temperaturach spadających poniżej -20 stopni C. Międzyborzanie pomagali im, serwując jedzenie, gorące picie i zaopatrując w rzeczy niezbędne do przetrwania.

Leśniczy pokazał mi niezwykłą część lasów w pobliżu Klonowa, gdzie na pierwszy rzut oka nie wydają się one jakieś szczególne. Na wspomnianym terenie rosną rzadko rozproszone sosny, które mają po 130 lat (chociaż są chude i wydają się być o wiele młodsze) i dokonuje się tam tzw. naturalne odnowienie lasu. Z tych porozpraszanych sosen, wysiewają się młode drzewka, które pędzą ku górze, ku światłu. Taki naturalny sposób odnowienia lasu jest bardzo cenny i stanowi ważną część polityki odnowieniowej i gospodarki leśnej. Jeżdżąc po poszczególnych obszarach i leśnych sektorach, zauważyłem, że mijaliśmy naprawdę sporo młodników, pochodzących zarówno z odnowień naturalnych, jak i sztucznych.

Dominowały sosny i jodły, ale nie brakowało też pięknych buczyn i dąbrowy. Niestety, częściowo zniszczeniu uległy niektóre starsze drzewostany podczas szalejących wichur w miesiącu lutym i marcu. Jednym z kluczowych pytań, jakie miałem zadać leśniczemu to oczywiście stare, sędziwe drzewa. Poza okazami, które już odnalazłem i opisałem na blogu, okazało się, że są jeszcze leśne cacka, które nie są objęte ochroną pomnikową, ba – nawet nigdzie nie są opisane, a stanowią wyjątkowo cenny skarb tych terenów z dendrologicznego punktu widzenia. Dzięki leśniczemu, do cyklu pereł dendroflory Wzgórz Twardogórskich dodam jedno wyjątkowe drzewo i jedną grupę drzew.

Uświadomiłem sobie też, że warto do tego cyklu dodać jeszcze jedną grupę drzew, którą dobrze znam od wielu lat, ale nie miałem do końca wiedzy, jak niezwykła jest to grupa i w jaki ciekawy sposób rośnie. O tym wszystkim będzie w drugiej połowie roku, kiedy na dobre wystartuje cykl PDWT. Pan Marek to leśniczy z 37-letnim doświadczeniem. A więc spotkałem osobę, która nie dość, że depcze po tych lasach znacznie dłużej ode mnie to w dodatku jest to sam leśniczy! To się nazywa fuks! ;))

Leśniczy opowiadał mi też o zachowaniu ludzi w lasach, czasami niestety skandalicznych. Kilkanaście tygodni temu, zorganizował akcję sprzątania przydrożnych rowów w lesie, skąd wyzbierano 87 worów śmieci! Wstyd dla społeczeństwa! Ogromny wstyd! Pojechaliśmy też do jednego z nowszych parkingów leśnych, który leśniczy specjalnie wybudował dla grzybiarzy i ludzi, chcących zaparkować samochód i pobyć w lesie w celach turystyczno-biwakowych. Oczywiście piękne, drewniane ławy poharatane scyzorykami i innymi, ostrymi narzędziami, z napisami “Tomek kocha Ewkę”, “Ewka Zdzicha” i inne formy “ekspresji” głupków nie dbających o wspólne dobro i nie szanujących cudzej pracy.

Jak długo jeszcze będzie trzeba edukować nasze kochane społeczeństwo, że W LESIE SIĘ NIE ŚMIECI?!!! Jakiś czas temu, dzięki leśniczemu, ludzie mieli podgląd on-line na jedno z bocianich gniazd. Przez całą dobę można było podpatrzeć, co się dzieje w bocianim gnieździe. Ale ludziom to nie wystarczyło. Zaczęły się wycieczki, fotki, niepokojenie ptaków i bociany w końcu się wyniosły. Czy tak trudno ludziom zrozumieć, że jedyne czego zwierzęta potrzebują to spokoju? Zgroza!

Podobnie rzecz ma się z ryciem ostrymi narzędziami na korze buków. To kolejna głupota, niepotrzebne okaleczanie i szpecenie tych wspaniałych drzew. Wśród wielu, niezwykłych i bardzo interesujących informacji, odnośnie szeroko rozumianej sztuki gospodarowania lasami, leśniczy wypowiedział ujmujące i głębokie słowa: “Przyroda uczy pokory i wielkiego dystansu do wszystkiego”. To oczywiste, ale coraz częściej zapominane przez ludzi, żyjących w owczym pędzie, gdzie konsumpcjonizm prawie całkowicie przysłonił nam inne sprawy.

Leśniczy opowiadał mi też ciekawostki o dębach czerwonych, które nie są naszymi rodzimymi gatunkami drzew i o których – w literaturze – różnie się pisze. Czasami opisuje się go jako gatunek inwazyjny, mający zapędy wypierać nasze rodzime dęby szypułkowe i bezszypułkowe. A jak to wygląda z perspektywy i doświadczenia leśniczego? Okazuje się, że nie taki dąb czerwony straszny, jak go opisują. W międzyborskich lasach można spotkać skupiska tego gatunku i wcale nie panoszy się on zbytnio poza tereny, w których go posadzono.

Ma on jedną, znaczącą przewagę nad naszymi rodzimymi gatunkami dębów. To obfitość owocowania każdego roku, a nie, jak w przypadku naszych “quercusów” – co dwa lata. Żołędzie dębów czerwonych stanowią bardzo cenne i ważne menu dla saren, dzików, jeleni i innych mieszkańców lasu. Leśniczy o tym wie i nawet w miejscach, gdzie las jest przeznaczony do rębni zupełnej, pozostawia się dęby czerwone w celach kulinarnych dla zwierzyny. Widziałem kilka takich miejsc na własne oczy.

Po ponad dwóch godzinach, spędzonych w towarzystwie leśniczego i wysłuchaniu leśnych opowieści z zapartym tchem, pożegnałem się z leśniczym w okolicach Klonowa, gdyż leśniczego wzywały już obowiązki. Ja tymczasem udałem się… No gdzie się mogłem udać, jeśli nie do lasu. ;)) Leśniczy nakręcił mnie na las jeszcze bardziej. Miałem zaległości w fotografowaniu i postanowiłem je jak najszybciej nadrobić. Pogoda sprzyjała, było tylko trochę, niegroźnych chmur piętra wysokiego, miejscami tworzących “pierzynkę” na niebie.

I zaczęło się “wciąganie” lasu zmysłami i obiektywem. Pani Wiosna swoimi subtelnymi mackami, centymetr po centymetrze, zaczyna swoją dominację w późno-marcowym lesie. To “rzuci” zielonym mchem, to jakąś delikatną i przykuwającą wzrok swoimi intensywnymi barwami rośliną na zbutwiałym pniaku. Innym razem wypuści rozbiegane mrówki na szczyt mrowiska lub każe motylowi zrobić rundę honorową wokół wrzosowisk. Tych subtelności jest coraz więcej i z dnia na dzień, będzie ich przybywać. No jak tu nie wpaść w zachwyt? Po prostu się nie da! ;))

W końcu doszedłem do jednych z “moich” miejscówek jagodowych, które już za 3 miesiące będą obfitować w pyszne jagody. Jak to wszystko jest fenomenalnie urządzone. Patrząc na jeszcze wyschnięte od zimowych, lodowatych wiatrów krzewinki, aż trudno uwierzyć, że za kilka tygodni pokryją się one czerwonymi, delikatnymi kwiatami, aż w końcu przeobrażą się w najsmaczniejsze i najcenniejsze owoce leśne, barwiące otwory gębowe ich zjadaczy na ciemny i intensywny, brunatny kolor. ;))

Po drodze widziałem też kilka gatunków grzybów nadrzewnych, ale nie spotkałem tak poszukiwanych już przez “egzotycznych” grzybiarzy szyszkówek świerkowych, czarek austriackich lub uszaków bzowych. Zresztą ta część lasów nie jest raczej przychylna dla wymienionych gatunków. Niemniej i tak się rozglądałem, czy gdzieś, coś nie rośnie. Instynkt grzybiarza przejawia się nienaturalnym wierceniem głowy wokół siebie i rozglądaniem się, chociaż wiadomo, że grzybów z rodziny borowikowatych na próżno szukać pod koniec marca. Wyobraźnia i “grzybica” jest jednak silniejsza. ;))

Systematycznie, choć raczej spokojnym, spacerowym tempem zmierzałem do niezwykłego miejsca, które – jak rzekł leśniczy, na pewno można nazwać osobliwością, chociaż nie jest ono związane z jakimś wyjątkowym drzewem lub grupą okazów dendroflory. Okazuje się, że lasy Wzgórz Twardogórskich skrywają liczne tajemnice, niektóre mroczne z elementami dreszczowca, nostalgii i – być może – horroru. Przejeżdżaliśmy kilka godzin wcześniej w pobliżu tego miejsca, jednak leśniczy powiedział mi tylko, gdzie mam ów osobliwość szukać i że powinienem ją bez problemu namierzyć. Cóż to takiego?

Wszystko ma początek przy jednej z leśnych dróg, gdzie widać coraz mniej liczne szczątki jakiegoś budynku. Leśniczy wytłumaczył mi, że te szczątki to tak naprawdę pozostałość po dawnym pałacu, który był położony przy lesie. Mieszkała tam zamożna rodzina, która – zgodnie z tradycją przełomu XIX i XX wieku, miała wybudowany swój prywatny grobowiec. Jedną z pozostałości po tym pałacu jest kolumna, zapewne od bramy wejściowej, którą sfotografowałem w zeszłym roku. Ponownie załączam jej zdjęcie. Tyle, że rodzina ta “wykombinowała” sobie, że grobowiec zostanie wybudowany w środku lasu na dosyć stromym wzniesieniu. Przechodziłem w pobliżu tego miejsca setki razy i nie miałam pojęcia, że – poza pałacowymi ruinami, kilkaset metrów dalej pod górkę jest grobowiec! Kolejna tajemnica odkryta!

Byłem bardzo ciekawy, jak wygląda ten grobowiec, jaki jest duży i czy można coś więcej dowiedzieć się o tym miejscu, będąc w jego pobliżu, np. poprzez przeczytanie informacji na płycie lub innej formie “dokumentującej”, kto, kiedy i w jakich okolicznościach został tam pochowany. Przeskoczyłem niewielki rów z płynącą wodą, za którym wyraźnie było pod górkę. Jeszcze kilkadziesiąt kroków i znalazłem się prawie na szczycie wzniesienia, ale grobowca jeszcze nie zauważyłem. Zacząłem instynktownie iść naprzód i zobaczyłem pierwszy materiał dowodowy, świadczący o tym, że jestem już bardzo blisko celu.

Tym materiałem były porozrzucane i wypalone znicze, które – sądząc po ich zabrudzeniu i wyglądzie – leżały tam już na pewno dosyć długo. Ogólnie, pierwszy obraz jaki ukazał się moim oczom to to, że jest to miejsce zaniedbane, kompletnie zapomniane i nawiedzone. Czyli coś, co bardzo lubię. ;)) Już sama atmosfera panująca wokół – leśna głusza i cisza, nadawały temu miejscu szczypty ciaro-rodności, aury odludzia i idealnej bazy dla wędrujących po świecie opętanych dusz. Trzeba było się zatem rozejrzeć wokół i zaglądnąć tu i ówdzie.

Sama płyta upamiętniająca pochowanych jest w dobrym stanie, chociaż odczytać to, co jest na niej napisane nie jest łatwym zadaniem. Wszystko się zlewa i trzeba mocno się skupić i wytrzeszczyć oczy, aby rozszyfrować poszczególne litery. Do dzisiaj mam problem z przeczytaniem imion i nazwisk nieboszczyków. Nieco łatwiej odczytać jest daty urodzin i śmierci. Mamy tu do czynienia z ludźmi żyjącym na przełomie XIX i XX wieku. To już kawał czasu i historii. Od razu przypomniał mi się bukowiński cmentarz, a w zasadzie jego najstarsza, poniemiecka część, w której pochowane są prochy ludzi żyjących w tym samym czasie.

Symbolem upływu czasu i niemocy ludzkiej wobec jego potęgi są mchy i porosty, które licznie porastają wierzchnią obudowę grobowca. W pobliżu płyty rośnie młoda siewka świerka pospolitego. Jednak stare, porozrzucane znicze, płyta, świerk i inne materiały funeralne to nie wszystko. Jeżeli mamy do czynienia z grobowcem to przecież musi być jeszcze najbardziej jego mroczna część – podziemna. Wejście do niej znajduje się kilka metrów za płytą. Jak mówił mi leśniczy – grobowiec wiele lat temu został splądrowany przez cmentarne hieny. Można do niego wejść bezpośrednio przez dziurę w ziemi. Korzenie drzew i pajęczyny przy wejściu, bardzo skutecznie podwyższają rangę “straszności” tego miejsca. ;))

W środku ogólnie panuje bajzel, do którego z pewnością przyczyniły się cmentarne hieny, szukając skarbów, złotych zębów i wszystkiego, co można było spieniężyć. Po raz kolejny trzeba się wstydzić za nasz gatunek. ;(( W samym grobowcu widać szczątki desek – być może trumny lub trumien i jakąś urnę, przykrytą połyskującą i emanującą “czymś”, brązową szatą. Być może to urna z prochami. Ja do hien nie mam zamiaru się zaliczać toteż pozostawiłem to tajemnicze “pudło” w stanie takim, w jakim je zobaczyłem i zastałem.

Mamy tam nieco gruzu, trochę śmieci, puszkę po piwie i cegły. Jeżeli kręcić horrory to tylko tutaj! ;)) Jakieś wewnętrzne głosy szeptały mi, żebym został tam do zapadnięcia nocy. Zapytałem je grzecznie – a co z powrotem? Wieczorem już nie mam pociągu, a raczej autobusu komunikacji zastępczej z uwagi na remont torów. Głosy wyszeptały mi, że to mój problem, więc im delikatnie odpowiedziałem, żeby szukały jelenia, daniela lub łosia gdzie indziej. ;))

Pomijając już to, co wyżej napisałem, jestem bardzo ciekawy, co to byli za ludzie, którzy mieszkali w przyleśnym pałacyku i którym hieny cmentarne zakłóciły spokój po drugiej stronie lustra. Grobowiec ten mógłby być atrakcją turystyczną i ciekawostką historyczną. Jak na razie popada w ruinę i zapomnienie. A może tak ma być? Może tego właśnie życzą sobie Ci, którzy tam spoczęli? Jak zwykle mnóstwo pytań bez odpowiedzi…

Po dokładnym obejrzeniu “grobowcowej górki”, zrobieniu jej zdjęć i próbie odczytania napisów wyrytych na płycie, trzeba było wyruszyć dalej. Nie przeciągając zbytnio mojej relacji, wspomnę w skrócie, co jeszcze ciekawego widziałem podczas leśnego spaceru. Odwiedziłem m.in. tereny bagien, przy których rosną okazałe, 160-170 letnie dęby szypułkowe, wśród których dominatorem numer jeden jest opisany w zeszłym roku “Król Bagien”. Bagna są mocno wypełnione wodą i trzeba ostrożnie chodzić bokami, aby nie wpaść po pachy w błoto.

To bardzo dobrze. Drzewa potrzebują teraz ogromnej ilości wody, aby wegetacja wystartowała na dobre i bez zakłóceń. Podpatrzyłem żerującą sarnę na skraju polanki leśnej i nawet udało mi się całkiem blisko do niej podejść, zanim mnie zobaczyła i uciekła. Spotkałem też niezwykły zrost (chociaż nie wiem, czy jest to prawidłowe określenie), młodych buków w liczbie przekraczającej 20 sztuk! Niezwykle efektowne to wygląda.

Przeszedłem też przez kolejne, bagniste tereny Wzgórz Twardogórskich, gdzie zrobiłem kilka zdjęć “leśnego odbicia” w oczkach wodnych i bajorkach. Później – na skróty przez bory sosnowo-świerkowe, wyszedłem w pobliżu stacji kolejowej w Bukowinie, gdzie swoją koroną zachwyca z daleka klon srebrzysty Bukowianin. Ponieważ miałem jeszcze spory zapas czasu, udałem się na łąki i pola z drugiej strony Bukowianina, aby wykorzystać ładną pogodę i zrobić jemu zdjęcia z tej najrzadziej fotografowanej przeze mnie strony.

Następnie udałem się jeszcze do gospodarza bukowińskiego sklepu – Mieczysława i po ponad godzinnej pogawędce, czas było wracać do autobusu. Podczas jazdy “złapałem” ciekawy i lekko zaogniony zachód Słońca. Autobus dowiózł mnie do stacji Oleśnica Rataje, gdzie oczekiwałem na pociąg do Wrocławia. Był to ostatni marcowy wyjazd do lasu, przypadający w ostatni dzień przed zmianą czasu na letni.

Panu Markowi – leśniczemu z Międzyborza jestem bardzo wdzięczny za super wycieczkę i w tym miejscu serdecznie mu dziękuję za poświęcony czas i za przekazanie cennych informacji o międzyborsko-bukowińskich lasach oraz za możliwość zobaczenia kolejnych niezwykłości i osobliwości tych terenów, które – wydawać by się mogło, że znam wzdłuż i wszerz. Wciąż pozostaje wiele do odkrycia. ;)) Blogowanie to wspaniała sprawa. Blog już “zaprowadził” mnie do telewizji, teraz do samego leśniczego. Gdzie “wyląduję” następnym razem? ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

8 KOMENTARZY

  1. Paweł, pięknie opisałeś te tereny, które dla kogoś, kto by tu przyjechał z drugiego końca Polski, Świata, czy Wszechświata, gdzie wszystko jest “NAJ” na pierwszy rzut oka pomyślałby, że to zwykłe lasy gospodarcze gdzie nie ma nic ciekawego. Ale wystarczy podreptać tam zaledwie 30 lat ;)) , tak jak Ty, by zrozumieć, że reszty życia nie starczy by wszystko odkryć, poczuć, i zrozumieć… 😉
    Pozdrawiam 🙂

  2. I tylko tego dzika mi żal, bo wiem jak skończył :-(( no i po co mi to mówiłeś! ;-(( Na pewno miał jakieś swoje życie , historię , doświadczenia , przeżycia… Przecież nie narodził się w chwili gdy została wycelowana w niego lufa broni myśliwskiej! Może ktoś za nim tęskni, płacze? No cóż….

  3. Witaj Paweł:)
    Pozwól, że dzisiaj podzielę komentarz na dwie części pierwszą humorystyczną i drugą poważniejszą (trochę). Zatem część pierwsza.
    Tow. Lenart cała ta sprawa jest bardzo podejrzana i będzie podlegała szczegółowemu wyjaśnieniu.
    – konszachty z leśniczym i wspólne wycieczki do lasu celem szukania w tymże lesie drzew przecież to jest bardzo podejrzane:)
    – Wy tow. Lenart, którzy posiadacie Virtuti Boletuti wszystkich chyba klas twierdzicie, że nie znaleźliście ani jednego boletusa. Akurat. Myślicie, że Wam uwierzymy?!
    – dalej cały ten grobowiec jest też bardzo podejrzany co najmniej. No i te głosy. Tutaj radzimy Wam rzadziej odwiedzać i krócej przesiadywać u Mietka.
    – no i pozostaje jeszcze sprawa tego dzika. Przecież tow. Brzechwa pisał dzik jest zły itd a tutaj co dzik bawi się w pieska pokojowego. Przekupiony kartoflami – korupcja? to będzie przedmiotem odrębnego postępowania:)
    Część druga
    Paweł dziękuję Ci za piękny opis. Bardzo zazdroszczę Ci tych wycieczek. Ileż to razy przemierzałem jak to się mówi n+1 raz ostępy puszczy ale za każdym razem odkrywałem coś nowego. Cóż na razie ze względu na gorący okres na RODOS muszę jeszcze trochę poczekać. Mam nadzieję, że wytrzymam
    Serdecznie pozdrawiam:)

    • Witajcie Towarzyszu Wojciechu! 😉
      Otóż pragnę oświadczyć, że nastąpiła z Waszej strony nadinterpretacja, elementy pomówienia i insynuacji. ;-)))))
      Wszystko odbyło się za zgodą i pozwoleniem I Sekretarza Partii Leśnych Włóczęgów i nie ma mowy o żadnych, podejrzanych konszachtach z leśniczym. ;-)))

      Boletusa Towarzyszu nie znalazłem, chociaż mój “partyjny” nos zaglądał tu i ówdzie w miejscach prawdziwkowych. 😉
      Reasumując – wnoszę o natychmiastowe zaniechanie podjęcia czynności procesowych, a w przypadku już wszczętego postępowania o umorzenie jako bezprzedmiotowe. 😉

      A już na poważnie – dzięki serdeczne za humorystyczny komentarz, który mocno mnie rozbawił, co ostatnio raczej nie jest moją mocną stroną.
      Pozdrawiam. 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.