Skip to content
Wpis o Bukowinie.
22 grudnia 2021 roku. Ludzie zagonieni w przedświątecznej gorączce, w sklepach “amok” i dziki szał kupowania oraz robienia miesięcznych zapasów żywności na 2 dni… Nie lubię tej całej marketingowej otoczki, wciskania poprzez reklamy wszelakich produktów, kusząc obniżkami cen, mikołajkami w tle, świecidełkami i choinkami. Tylko tego, co najistotniejsze, tj. przeżywania Narodzenia Pańskiego i głębi religijnej z tym związanej jakby mniej, najczęściej już wcale. Ludzie poddają się powszechnemu konsumpcjonizmowi, korporacje zacierają ręce, że obroty szybują w górę. To nie moje klimaty i nie mój świat. Dziękuję, wysiadam.
Wysiadam tam, gdzie zawsze mogę odpłynąć w spokoju na statku, w którym jestem kapitanem, admirałem i marynarzem a oceanem jest Bukowina Sycowska i wszystkie tereny dookoła niej. Reklamą są bukowińskie krajobrazy i pejzaże, korporacją – Przyroda Spółka Las bez ograniczonej świadomości i nacisku na maksymalizację zysków. Tu nikt nikogo do niczego nie zmusza. Idziesz gdzie chcesz, jak chcesz i ile chcesz.
To się nazywa wolność, czy jakoś tak. ;)) Wybrać się do Bukowiny przed Świętami było moją najlepszą przedświąteczną decyzją. Grzybiarzy wymiotło z lasów kilka tygodni temu, ustały wszelkie prace na polach, w lesie kompletny spokój, tylko leśnicy gdzieniegdzie tłuką się maszynami, drwale wycinają drzewa i śpieszą się z robotą w krótkim grudniowym dniu. Najczęściej jednak dominuje zimowa cisza, którą chwilami przerywają szorstkie podmuchu wiatru na wyschniętych liściach i nieliczne odgłosy dzikich zwierząt oraz ptaków.
Zastanawiałem się, ile to już wpisów o Bukowinie opublikowałem na blogu i ile jeszcze się ukaże? Czym jest wpis o Bukowinie? Dla mnie wszystkim tym, co związane jest z moim hobby. Dla ludzi? Może częścią jakiejś historii pojedynczego człowieka, który upodobał sobie to miejsce? Czy może luźnymi opowiadaniami autora, które dla większości ludzi są nieistotne? Albo turystyczną ‘misją’ dla innych, aby zauważyli i zdali sobie sprawę z wyjątkowości wsi ze stacyjką kolejową położoną “na plecach” Bukowiny?
Może wszystkim po trochu, jak kilka ziarenek grochu. W sumie czy to jest takie ważne, aby rozmyślać o tym, czym jest dla innych wpis dotyczący Bukowiny? Sława jest z czynów, a nie z tego, co ludzi plotą, chociaż mi akurat na sławie nie zależy. Więc lepiej skupić się na robocie (wpisie), która w przypadku bukowińskich wypraw zawsze stanowi przyjemność, ponieważ mogę pisać o tym, co napędza mnie do działania, pisania i dzielenia się blogowym opłatkiem z innymi pod postacią wpisu o Bukowinie. ;))
Wyprawa rozpoczyna się od najbardziej klasycznych dla mnie fragmentów terenu, czyli stacyjka, droga z kocimi łbami, aleja jesionowa, dęby strumykowe i przejście obok “La Perfume Coco Chanel de Chlewnia”. ;)) Tym razem zbiorniki z perfumami nie oszołomiły mnie swoimi aromatami. Chyba wszystkie zapasy wyprzedano przed Świętami. ;))
CMENTARZ
Za chlewnią punktem obowiązkowym jest cmentarz, zwłaszcza ta stara część położona niżej w stosunku do współczesnej. Przy bramie był zaparkowany samochód. Aha, czyli ktoś jest na cmentarzu. Chwilę poczekam. Po kilku minutach wyszedł jeden gość, wsiadł do auta i odjechał. Cmentarz pusty, mogę wejść. Lubię na nim przebywać w samotności. Nikt mnie wtedy nie rozprasza w zadumie.
O bukowińskiej nekropolii pisałem już kilka razy, załączając do wpisów cały pakiet zdjęć. Zatem o czym mam tym razem napisać i jak pokazać, chociaż odrobinę inaczej to tajemnicze i wciąż fascynujące mnie miejsce? Zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Nie mogę w pełni tego wytłumaczyć, ponieważ to się po prostu dzieje. Jakby przychodziło “natchnienie na żądanie”. Pstrykam fotki tak, jakby ktoś mnie prowadził. Oczywiście można sobie pomóc różnymi funkcjami/trybami w aparacie z których korzystam, ale w tym momencie jestem już przekonany, że uda mi się pokazać starą część cmentarza ciut odmiennie niż do tej pory.
Żeby się udało, muszę być sam, obecność chociażby jednego żywego zawsze mnie rozprasza. Kiedyś miałem taką sytuację. Zaczynałem wpadać w fotograficzno-cmentarny trans i nagle przyszedł jakiś gość, który wszystko przerwał i jeszcze zaczął ze mną rozmawiać, wypytywać – co ja za jeden, co tu robię, itp. Natchnienie przeszło w rozproszenie i zdjęcia wyszły do bólu przewidywalne. Oj, ciężki przypadek z tym Lenartem. ;))
Pogoda przygotowała na cmentarzu bardzo wyrazistą atmosferę grudniowego klimatu. Lekki mróz, dość pochmurnie i szczypta śniegu, jakby cmentarz był pączkiem, a śnieg cukrem pudrem. Zimno przeszywa na wylot wędrujące dusze. Stary dąb wraz z innymi drzewami czuwa nad pamięcią tego miejsca i prochami dawnych mieszkańców Bukowiny.
Złamane krzyże, rdzewiejąca bezsilność, rany zaklejone bluszczem. Wciąż odkrywam tu nowe pokłady nostalgii i zadumy nad ludzkim losem. Od jakiegoś czasu nie przynoszę zniczy. Ogień wypali się, śmieci pozostaną. Lepiej w skupieniu pomodlić się za pomyślność w ich dalszej wędrówce i poprosić niebiosa o to, żeby dobrze im się wiodło po drugiej stronie.
Kim byli ci ludzie? Jacy byli? Dla siebie? Dla innych? Nie mi to sądzić. To boskie kompetencje, przecież i tak nic nie zmienię, ale jeżeli mam coś dodać od siebie, niech to będzie dobre i szczere. Bukowiński cmentarz to dla mnie nekropolia, która stanowi bardzo wyraźny pomost między przeszłością Bukowiny i jej teraźniejszością.
Na dole przeszłość, na górze teraźniejszość, chociaż dla wszystkich pochowanych to jednak przeszłość. Również moja wycieczka i wpis o Bukowinie należy zaliczyć do przeszłości, chociaż napisanej jeszcze w teraźniejszości… Jakby się głębiej nad tym zastanowić to dziwne jest to wszystko. “Jutro to dziś – tyle że jutro”.
Odwiedziłem i widziałem wiele starych cmentarzy na Dolnym Śląsku. Na niektórych również zauważyłem, że przeszłość “miesza się” z teraźniejszością, ale wszędzie miało to miejsce na równym gruncie. Obok siebie stały stare, poniemieckie nagrobki z tymi współczesnymi. Na cmentarzu w Bukowinie jest jeden niuans, subtelna odrębność, która powoduje, że współistnienie przeszłości z teraźniejszością odbiera się znacznie głębiej.
To górka i dołek. Na dole przeszłość, na górze teraźniejszość. Pisałem już o tym. Ale napiszę jeszcze raz. Dlaczego? Ponieważ warto to sobie uświadomić. Niby nic wielkiego, pochyłość terenu, naturalna czy sztuczna, tego nie wiem. Nadaje temu miejscu szczególny wymiar i znaczenie. A może to nic znaczącego, tylko ja przypisuję górce-dołkowi osobliwy, cmentarny przekaz?
Tak to jest, jak się za długo przebywa samemu na cmentarzu. Człowiek zaczyna rozmyślać, filozofować, układać, szperać i zastanawiać się. Nie ma w tym nic złego. Badanie, szukanie, zadawanie pytań to naturalna cecha ludzkiej natury i je nie wyłamuję się z tej reguły.
Lżej mają ci, którzy nie zastanawiają się nad tym, ponieważ wiedzą, że i tak na wiele pytań nie otrzymają odpowiedzi, a jeszcze lżej ci, którzy mają wszystko w nosie. U mnie jest inaczej. Z natury jestem jednostką filozoficzno-poznawczą i dlatego rozmyślam wiele nad czymś, czego inni nawet nie zauważają. Tak było m.in. w momencie, kiedy w jednym kadrze uchwyciłem dach kaplicy grobowej, bluszcz i część płyty zmarłej Lindy Krause.
Na cmentarzu zaplanowałem przebywać około 20 minut, wyszło jak zwykle, czyli prawie godzina. Udzieliła mi się jego grobowa aura. Nieco odurzony wrażeniami, posępny na twarzy postanowiłem pomału wyjść, niemniej chwytałem jeszcze ostatnie kadry do aparatu.
Wizyta na bukowińskim cmentarzu to dla mnie zawsze chwila oddechu, zadumy, kontemplacji i powrót myślami do starej Bukowiny, której przecież nie widziałem, ale czasami sobie ją wyobrażam i odnoszę dziwne uczucie, jakbym kiedyś sto, a może i więcej lat temu przechadzał się po jej ziemi jako mieszkaniec lub duch…
CZAS W LAS
Po cmentarnym transie trzeba było oczyścić głowę z grobowego rozmyślania i filozofii. Szybkim marszem minąłem ostatnie domostwa i otrzymałem od lasu pozwolenie na wtopienie się w jego drzemiąco-śpiącą atmosferę. Nie było mnie w Bukowinie przez 2 miesiące, dla mnie to wieki! Już na wejściu wiedziałem, że powrót odbędzie w ciemnościach, na latarce.
Punkt pierwszego postoju to brzoza przytulona do buka, jedna z pereł dendroflory opisana przeze mnie w 2017 roku. Niestety, brzoza już obumarła, ostatnie jesienne wichury powaliły większość część osłabionych działalnością grzybów konarów, obecnie można napisać, że jest to już tylko kikut brzozy przytulonej do buka.
Liczyłem, że przy wsparciu buka, brzózka będzie żyć dłużej, jednak jej los został już przesądzony. Na powalonych konarach dostrzeżemy liczne owocniki grzybów pasożytniczych rozkładających drewno. Tymczasem buk trzyma się dobrze i wciąż czule obejmuje swoją dendrologiczną towarzyszkę.
Brzoza utraciła nawet część wierzchołkową, przez co również straciła na wysokości. Tak więc kolejny leśny symbol lat 90-tych grzybowej paczki z Wrocławia przechodzi do historii. Drzewka te znali dobrze i dość często rozmawiali o nich, podobnie jak o otrutym w tym roku Bukowianinie.
Kilkadziesiąt metrów za brzózką-kikutem przytuloną do buka zbaczam z głównej drogi na Golę Wielką i skręcam w prawo. Po przejściu pewnego odcinka zatrzymuję się przy leśnym oczku wodnym, niepozornym, w suchych latach najczęściej bez wody, ale gdy tylko więcej wilgoci pojawia się na bukowińskiej ziemi, woda wraca do niego wraz z prawdziwkami rosnącymi w pobliżu.
Wychodzę na skraj lasów i oglądam część Bukowiny z oddali. Słońce coraz częściej wychodzi zza chmur, wycieczka nabiera kolorów. Na zdjęciach widać m.in. szkołę podstawową w Bukowinie, nasyp kolejowy i wydrążony pod nim wąski tunel, pod którym przejeżdżają samochody na Królewską Wolę. Wszystko otaczają położone wyżej lasy i to jest to co kocham w tych krajobrazach! Gdybym był dyrektorem tej szkoły to wprowadził bym nowy obowiązkowy przedmiot dla uczniów tj. Bukowina Sycowska. ;))
Na następnej fotografii widać zbliżenie na część alei jesionowej, po której szedłem z rana, budynki w pobliżu szosy, łąki, pola, a na zdjęciu obok chlewnię z charakterystycznym, oczadzonym i okopconym kominem. W lecie z tej perspektywy widać dużo mniej przez ulistnienie drzew i krzewów. Wykonałem też fotki z pędzącym pociągiem, które pokażę w drugiej części zdobyczy pociągowych 2021.
Po przejściu skrajów postanawiam na dobre zaszyć się w lesie. Obieram kierunek na tunel (mostek) pod torami, a więc czeka mnie dłuższy marsz i podpatrzenie leśnego świata na tym odcinku. W oddali słychać warczące piły, gdzieś tną las, już wiem gdzie. To część bukowińskich buczyn. Niektórzy znajomi pytają mnie o wycinki lasów tak, jakbym był kompetentny w tej materii, a nie jestem. Najlepiej zapytać leśniczego.
Mogę subiektywnie stwierdzić na podstawie tego co widzę, że dużo się sadzi młodych drzewostanów, ponieważ dużo się wycina tych starszych. Czy więcej niż kiedyś? Chyba tak. Ale lepiej zapytać leśniczego, bo mogę się mylić. Nie sprawdzałem i nie porównywałem pod tym kątem Planów Urządzenia Lasów Nadleśnictwa Oleśnica Śląska, żeby się nie denerwować. Czasami wycinki irytują, zwłaszcza, jak tracę świetne grzybowo miejsca, niemniej młode nasadzenia to nadzieja na nowe stanowiska i powrót grzybów w te stare, kiedy drzewa urosną. Tylko na to potrzeba dużo czasu. Na pewno podtrzymana jest ciągłość lasu, chociaż wycinki niektórych miejscówek, szczególnie bolą serce grzybiarza.
Gospodarka leśna wielokrotnie przypomina mi, że w lesie nie ma czegoś takiego jak “moje miejsca”. To tylko i aż sentyment oraz wieloletnie przyzwyczajenie do odwiedzania tych samych miejscówek powodują, że człowiek (grzybiarz) zaczyna mówić o danej części lasu “moje miejsca”, zwłaszcza tych obfitujących w grzyby. Gospodarka leśna często wywraca to sformułowanie (przyzwyczajenie) do góry nogami (korzeniami). Mimo wszystko wierzę, że leśnicy wiedzą co robią i następne pokolenia również będą podziwiać piękne lasy Bukowiny Sycowskiej.
Z drugiej strony ludzie wciąż nie doceniają, że mogą do woli zbierać płody runa leśnego (poza rezerwatami, Parkami Narodowymi i innymi terenami chronionymi, których jest niewiele), czego nie wolno w wielu innych krajach i często zachowują się skandalicznie, “wyrywając” wręcz grzyby, rozgrzebując ściółkę oraz – co jest chyba największą zmorą – śmiecą czym i gdzie popadnie. Nie wszyscy rzecz jasna, jednak ludzi pozbawionych kultury niestety nie brakuje. Do tego dochodzą quadowcy i inni zmotoryzowani, którzy szaleją na swoich pojazdach po lasach.
Nie rozwijam tych wątków, ponieważ to jest wpis o Bukowinie, a nie o gospodarce leśnej, quadach i innych sprawach. Na szczęście 22 grudnia wszyscy pozostali w domach, a w teren wyruszyłem tylko ja, przynajmniej tutaj, w moich ukochanych lasach. No właśnie, znowu “moich”. Jakie tam moje, ale na potrzeby wpisu o Bukowinie niech będzie, że moje na mocy instytucji “wywłóczenia” się po nich przez 34 lata. ;))
Las pocukrowany skąpymi, nocnymi opadami śniegu, kilka stopni mrozu i coraz częściej pojawiające się Słońce zachęcały do porządnego i długiego spaceru. Szedłem tymi szlakami w październiku, kiedy wszystko lśniło czerwienią, złotem, pomarańczem i brązem. Dzisiaj szarość dominuje i wyschnięty brąz na młodych bukach oraz w ściółce.
Huby nieco zmizerniały, niektóre spadły, inne wciąż trzymają się obumarłego bukowego pnia. Tylko leśnej przestrzeni przybyło wraz z opadnięciem liści. Teraz wszystko widać dokładniej, dalej, precyzyjniej. Buczyny zawsze mnie zachwycają, choćby największa szaruga i mgła w nich panowały.
Idę kilkaset metrów wzdłuż szlaku kolejowego przez głębię bukowych lasów. Plan wycieczki wkrótce obejmie tereny, których dawno nie odwiedzałem. Nawet bardzo dawno, bo kilka lat. Zanim do nich dojdę, musi się odbyć cały rytuał dotyczący tunelu pod torami. Mam słabość do tego miejsca. Takie symboliczne przejście z jednej strony lasów na drugą.
Pewnie ktoś może się zastanawiać – jakie i które to są tereny, po których nie szedłem od tak dawna? To niemożliwe. W Bukowinie? Przecież chodzę tu wszędzie w każdym sezonie. A jednak istnieje taki wycinek, w którym nie było mnie od wielu lat. Tunel w lekko zimowej scenerii i kultowe widoki. Za nim skręcam w lewo i kieruję się na bardzo ciekawe rewiry.
To użytek ekologiczny “Leśne stawki koło Goszcza”, który figuruje w Centralnym Rejestrze Form Ochrony Przyrody ( Użytek_ekologiczny_Leśne_stawki_koło_Goszcza ). Teren ten stanowi też Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk Natura 2000. Do stawków można dotrzeć idąc wzdłuż wąwozu i przepływającego przez niego potoku. Trochę to niewygodna trasa, dlatego odbiłem około kilometr w bok, aby pójść do nich wygodnymi piaszczystymi drogami leśnymi.
W opisie wartości przyrodniczej wskazano, że występuje tu “Bogaty zespół chronionych gatunków batracho i herpetofauny oraz naturalnych zespołów roślinnych, cieków i zbiorników wodnych”. Natomiast celem ochrony jest “zachowanie ze względów przyrodniczych, naukowych, dydaktycznych, krajobrazowych i turystycznych
pozostałości ekosystemów mających znaczenie zachowania unikatowych zasobów genowych i środowisk”.
Lasy po lewej stronie stawków, czyli po tej co szedłem mocno się zmieniły. Gospodarka leśna wycięła sporo starszych drzewostanów, ale młode lasy rosną żwawo i zapełniają łyse place po wycince. Znalazłem też dwóch bukowych kandydatów do cyklu pereł dendroflory 2022. Jeden z nich jest naprawdę potężny.
Słońce coraz częściej i dłużej dominowało na niebie wśród porozrywanych chmur. Przypomniało mi się grzybobranie, chyba z 2013 roku, kiedy zbierałem w tych lasach wielkie ilości podgrzybków. Trafiłem wówczas na początek wysypu i zapełniłem podgrzybkami dwa duże kosze, tyle, że czas do pociągu kurczył mi się zdecydowanie za szybko.
Od tunelu miałem tylko nieco ponad godzinę do odjazdu. Szedłem ile sił w gumowcach i nogach, zziajałem się jak gepard na polowaniu, ale udało mi się przyjść na stację 5 minut przed odjazdem pociągu. Z nostalgią wspominam takie szalone, grzybowe rajdy. Czas na stawki koło Goszcza.
LEŚNE STAWKI KOŁO GOSZCZA
Powierzchnia: 111,9 ha.
Kod obszaru: PLH020101.
Obszar jest podstawowym obecnie miejscem reintrodukcji żółwia błotnego Emys orbicularis na Dolnym Śląsku.
Położenie: Obszar znajduje się w województwie dolnośląskim, regionie wrocławskim, w bezpośredniej bliskości wsi Troska i Goszcz
Opis obszaru: Obszar położony jest na skraju większego kompleksu leśnego, zlokalizowany jest w dolinie bezimiennego potoku, na którym założono kilka stawów rybnych wielkości ok. 0,5 ha. Obejmuje także piaszczyste skarpy tworzące brzegi doliny strumienia.
Szata roślinna: Piaszczyste skarpy porośnięte są głównie przez monokulturowe drzewostany sosnowe. Jedynie wzdłuż koryta potoku wykształcone są niewielkie powierzchnie zbiorowisk łęgowych.
Zwierzęta: Obszar jest podstawowym obecnie miejscem reintrodukcji żółwia błotnego Emys orbicularis na Dolnym Śląsku. Stanowi uzupełnienie luki w rozmieszczeniu czerwończyka nieparka. Fauna ssaków ujętych w II Załączniku Dyrektywy Siedliskowej reprezentowana jest jedynie przez wydrę Lutra lutra, która zasiedla zarówno sam potok jak i zasilane jego wodami stawy rybne.
Warto jeszcze wyjaśnić, że “Herpetofauna” – to ogół wszystkich płazów i gadów występujących na danym obszarze. Czasem określenie stosowane bywa tylko wobec gadów, choć istnieje też podział herpetofauny na batrachofaunę (płazy) i reptiliofaunę (gady).
Są to urokliwe tereny, spiętrzone wody stawków leniwie falują między lasami, wąwóz bezimiennego potoku ciągnie się dalej i można wzdłuż niego dreptać aż do samego Goszcza i wyjść przy remontowanym obecnie pałacu von Reichenbachów. Ciekawostką jest to, że na aplikacji ‘MAPY.CZ‘ potok ten ma swoją nazwę – Prądnia Goszczańska.
Za stawkami czekał na mnie wyjątkowy taniec, w którym tematem przewodnim były leśne piruety we mchu. Co to za drzewa przybrały takie efektowne konfiguracje? To robinie akacjowe. Jakby na przekór prostym sosnom, zaznaczyły swoją obecność wygibasami pod korony, dodatkowo akcentując gimnastykę licznymi stanowiskami mchów.
Leśne stawki koło Goszcza były najdalszym punktem mojej wycieczki. Stamtąd odbiłem na zielony szlak rowerowy i zacząłem kierować się w stronę Przysiółka “Czwórka”. Tamte rejony odwiedzam częściej, głównie podczas wycieczek z Twardogóry do Bukowiny, czasami na odwrót. Po drodze możemy spotkać kilka tablic edukacyjno-informacyjnych, które powstały z inicjatywy Nadleśnictwa Oleśnica Śląska.
Jedna z nich znajduje się przy leśnym oczku wodnym. Dodatkowo postawiono drewniane ławy ze stolikiem, a więc mamy tu idealnie miejsce na odpoczynek i posiłek. W otoczeniu rośnie kilka starszych i malowniczych drzew, głównie dębów czerwonych. Z tablicy dowiemy się m.in. o roli wody i zbiorników wodnych w lesie (naturalnych i sztucznych) oraz bogactwie fauny, która istnieje dzięki tym zbiornikom.
Nieco dalej mamy tablicę informacyjną dotyczącą gospodarki łowieckiej, a także niektóre urządzenia łowieckie, m.in. paśnik i lizawki. W czystej wodzie naturalnego oczka wodnego możemy obejrzeć zwierciadło lasu lub własne odbicie, chociaż to drugie mamy przecież na co dzień. ;))
Zazwyczaj w takich miejscach znajduję też śmieci pozostawione przez ludzi, którym brakuje podstawowych zasad kultury i ogłady w lesie. Tym razem nie znalazłem ani jednego papierka, żadnych śmieci po innych turystach. Może ktoś posprzątał? A może nikogo tu dawno nie było, ponieważ miejsce to znajduje się nieco w ukryciu? Jeszcze jedna opcja jest taka, że ławę piknikową odwiedzili tylko kulturalni ludzie i oby tak zostało.
Opuszczam rewir edukacyjno-informacyjny i idę dalej. Do obiektywu łapię teraz leśne niuanse, np. “wysyp” grzybów nadrzewnych na ściętym pniaku lub zielony golfik na dębie. Słońce szybko zniża swój pułap, na zegarku godzina 14:30, czyli do zachodu pozostało niewiele czasu.
Lasami omijam Przysiółek “Czwórka” z lewej strony, aby szybciej znaleźć się w pobliżu Bukowiny i zaczynam się zastanawiać, czy przyspieszyć i wrócić pierwszym pociągiem o 15:24, czy odpuścić i na luzie wrócić jednostką, który odjeżdża o 17:35, mając na uwadze, że złapie mnie noc i bez użycia latarki się nie obejdzie.
Bardzo szybko wybieram opcję drugą. Nie po to wziąłem latarki, aby się tylko przewietrzyły, ale też po to, żeby poświeciły sobie trochę po lesie. ;)) Więc wrzuciłem bieg nożny na luz i poszwendałem się trochę po okolicy, zwłaszcza przy brzozowych alejkach, sprawdzając przy okazji, czy gdzieś nie podział się zagubiony w jesieni koźlarz. ;))
Obecności koźlarzy nie odnotowałem, za to wspaniale prezentowały się wrzosy posypane “cukrem pudrem”, który napadał tylko na odsłonięte miejsca, zwłaszcza na leśne dróżki. Do wnętrza lasu nie dotarł, zatrzymując się na konarach i gałęziach leśnych drzew.
Dłuższa i jasna część wyprawy dobiegła do końca. Przede mną była jeszcze część krótsza, ale znacznie bardziej mroczna, podczas której zapanują bukowińskie ciemności. Czekałem na nią z niecierpliwością. Doszedłem do skraju lasów i wszedłem na ambonę myśliwską, aby złapać ostatnie kadry upływającego dnia.
Lasy zapłonęły wieczorną pochodnią światła zachodzącego Słońca. Jeszcze tylko kilkadziesiąt minut i noc obejmie czarną głębią cały leśny świat. Dwie wieże wyznaczają kierunek na Bukowinę i Królewską Wolę. Tam będę szedł, ale najpierw niech zapanuje ciemność.
Budzą się duchy Ziemi, ciarki przeszywają ludzką skórę, serce bije szybciej. Anioły poszły spać, czas na szepty demonów, zakazane rytuały i szalone obrzędy. Uwielbiam ten moment, kiedy dzień zamienia się w noc. Kiedy w oddali widać potęgę światła, która staje się bezbronna wobec bezkresu napierającej nocy.
Przez następną godzinę wędruję w ciemnościach, aby przed 17:30 dotrzeć na stację. To była ostatnia wycieczka do Bukowiny w 2021 roku i jednocześnie wspaniałe zakończenie 34 lat moich wypraw na te tereny. Kiedy przyjadę tu ponownie? Oby jak najprędzej. ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witajcie Towarzyszu Lenart!
Pozwolicie, że dzisiaj mój komentarz będzie nieco dłuższy bo i problemów poruszacie co nieco. Wasze błędy i wypaczenia podsumujemy tym razem w jednym zdaniu. Na najbliższym posiedzeniu ujawnimy Wasze wichrzycielstwo, wykorzenimy wstecznictwo, potępimy odchylenia etc. i udzielimy nagany.
Na początek weźmiemy ten amok świąteczny. Tak troszkę dziwnie patrzyli się na mnie ludzie w Carrefour, że z kosza nie wysypują mi się wiktuały a jeszcze nie mam drugiego na prezenty czy coś:) No ale to jeszcze każdego sprawa kupuj tam sobie co chcesz. Tylko skąd zdziwienie, że ktoś kupuje tyle ile mu potrzeba a nie świąteczno – dwumiesięczny zapas:) Gorszą i to o wiele rzeczą jest negowanie w ogóle Świąt Bożego Narodzenia. W imię jakiejś chorej i paranoicznej poprawności politycznej??!! Dlaczego nikogo jakoś nie razi święty miesiąc muzułmanów Ramadan, albo żydowskie święto Chanuka? A przynajmniej żaden durny lewak nie odważy się tego głośno powiedzieć? Pewnie i słusznie obawia się reakcji. A z chrześcijan wolno się naśmiewać, lżyć ile wlezie. ale ten się śmieje kto się śmieje ostatni.
Witaj Pierwszy Sekretarzu.
1) “Pozwolicie, że dzisiaj mój komentarz będzie nieco dłuższy bo i problemów poruszacie co nieco” – pozwalam, inaczej nie zatwierdziłbym komentarzy. 😉
2) “Na najbliższym posiedzeniu ujawnimy Wasze wichrzycielstwo, wykorzenimy wstecznictwo, potępimy odchylenia etc. i udzielimy nagany” – mam nadzieję, że wreszcie mnie wyrzucicie z partii i będę miał leśny spokój. ;))
3) Co do nadmiaru świątecznych zakupów – masz rację, każdy kupuje tyle, ile chce, jego sprawa, tylko później widzę sterty jedzenia na śmietniku, podczas, gdy wielu ludzi na świecie głoduje. To bardzo “chrześcijańskie”… Nie wystarczy kupić tyle, ile się zje?
4) Święta są jeszcze na tyle silną tradycją, ale też ogromnym biznesem, że trudno je negować i podważać, wszak obchodzą je w większości prawoskrętni i lewoskrętni. Co do wyśmiewania poszczególnych religii – zawsze znajdą się jednostki lub ich grupy, które wszystko wyśmiewają. Fakt, łatwiej wyszydza się chrześcijaństwo, bo za to raczej nikt głowy nie utnie, co innego “pojechać” publicznie po innych wyznaniach, zwłaszcza Islamie.
Tradycyjnie Paweł opisujesz bukowiński cmentarz a właściwie jego dwie części. Górną zadbaną polską i niszczejącą dolną niemiecką. O ile kradzież w ogóle a już dewastacja czy okradanie grobów powinno budzić u normalnego człowieka odrazę to jeśli te groby niszczy czas to nie przejmowałbym bym się tym za bardzo. Po pierwsze to nie my zaczęliśmy wojnę, po drugie nie my ustaliliśmy granice. Po trzecie wreszcie dlaczego Niemcy przecież bez porównania bogatszy od nas kraj nie zorganizuje jakiejś opieki nad tymi grobami? Przecież nasza młodzież i nie tylko zresztą młodzież potrafi jeździć na nasze dawne Kresy i uporządkować groby naszych przodków.
Jednak sam lubię czasami przejść się w samotności takim miejscem i podumać nad wiecznością i przemijaniem. Nie brakuje takich cmentarzy choćby na Pomorzu Zachodnim. Zresztą przesłałem Ci nawet zdjęcia z tych pomorskich cmentarzy.
5) “O ile kradzież w ogóle a już dewastacja czy okradanie grobów powinno budzić u normalnego człowieka odrazę to jeśli te groby niszczy czas to nie przejmowałbym bym się tym za bardzo” – zgadzam się w tej kwestii.
6) “Po pierwsze to nie my zaczęliśmy wojnę, po drugie nie my ustaliliśmy granice. Po trzecie wreszcie dlaczego Niemcy przecież bez porównania bogatszy od nas kraj nie zorganizuje jakiejś opieki nad tymi grobami? Przecież nasza młodzież i nie tylko zresztą młodzież potrafi jeździć na nasze dawne Kresy i uporządkować groby naszych przodków” – ja nigdy tego nie kwestionowałem. Stare cmentarze i zapomniane nagrobki mają swój unikatowy klimat. Poza okradaniem i aktami wandalizmu, nie widzę nic złego w ich wchłanianiu przez siły natury i zatraceniu w zapomnieniu. 😉 Niemcy w większości też nimi się nie interesują. Pytanie, dlaczego?
Dalej wypada podziękować Ci za jak zwykle realistyczny opis lasu chociaż tym razem to prawdziwe pomieszanie z poplątaniem. Wydry z płazami, biednego nieparka mieszacie Towarzyszu z błotem, no dobrze niech będzie z żółwikiem błotnym. Nawet nie miałem pojęcia, że go w okolicach Goszczy próbują hodować? A i jeszcze do tego towarzyszki wydry, na dokładkę w stawach rybnych wszystko to bardzo podejrzane. Paweł czytam Twoje wpisy o Bukowinie i tak myślę ileż zmienił się ten las od kiedy sam przyjeżdżając pociągiem przemierzałem bukowińsko-międzyborskie ostępy i knieje. No wtedy o Towarzyszu Pawle jeszcze nawet Serpentynek nie śnił:) pamiętam doskonale ten tłok, przesiadkę w Oleśnicy. Nielegalna stacja Nikodemów, jednym słowem dawnych wspomnień czar:)
7) “Dalej wypada podziękować Ci za jak zwykle realistyczny opis lasu chociaż tym razem to prawdziwe pomieszanie z poplątaniem. Wydry z płazami, biednego nieparka mieszacie Towarzyszu z błotem, no dobrze niech będzie z żółwikiem błotnym. Nawet nie miałem pojęcia, że go w okolicach Goszczy próbują hodować? A i jeszcze do tego towarzyszki wydry, na dokładkę w stawach rybnych wszystko to bardzo podejrzane” – dziękuję za dobre słowo. 😉 Nikogo nie mieszam z żółwiem błotnym. :)) Gdybym miał opowiedzieć o tym, jak zmieniały się lasy Bukowiny na przestrzeni 34 lat, to powstałaby z tego gruba księga. Moje opisy na blogu to tylko okruszki z tej historii. ;))
8) “pamiętam doskonale ten tłok, przesiadkę w Oleśnicy. Nielegalna stacja Nikodemów, jednym słowem dawnych wspomnień czar:)” – o tak, to były wspaniałe czasy. 😉
I na koniec jak zwykle te Wasze demony. Znowu defetyzm i odchylenia. Anioły wcale nie idą spać ze zmrokiem:) tylko czuwają nad nami. Towarzysze z z Górskiego Komitetu Partii wyjaśnili ten temat dostatecznie w dziele “Lato z ptakami podchodzi” Cyt. “… Anioł zapala gwiazdy oświetla drogę człowieka…” Ponadto co Wy Towarzyszu z tą ciemnością. Przecież jest powiedziane jasno. “A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” czyli Towarzyszu odwrotnie to ciemność jest bezradna wobec Wszechpotęgi Światłości i niech Was nie zmyli, zapadający zmrok:)
Także na przyszłość więcej optymizmu:)
Serdecznie pozdrawiam:)
Darz Grzyb!
9) “I na koniec jak zwykle te Wasze demony. Znowu defetyzm i odchylenia. Anioły wcale nie idą spać ze zmrokiem:) tylko czuwają nad nami.” – widziałeś? 😉
10) “Ponadto co Wy Towarzyszu z tą ciemnością. Przecież jest powiedziane jasno. “A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” czyli Towarzyszu odwrotnie to ciemność jest bezradna wobec Wszechpotęgi Światłości i niech Was nie zmyli, zapadający zmrok:)” – jeszcze nigdy nie spotkałem się z sytuacją, że po zapadnięciu zmierzchu, nagle stało się jasno wcześniej, niż przed wschodem Słońca. Poza tym, chyba nie do końca odczytałeś sens moich słów, ale to na plus. Lubię, jak każdy interpretuje je po swojemu. 😉
11) Co do demonów – to przecież anioły, tyle, że – według przekazów – zbuntowane. “Bo wszystkie duchy to jedna rodzina, anioł czy demon, anielica czy diablica”. ;))
12) Optymizm swój mam, wprawdzie w mizantropii i ciemności, ale idę do oświecenia, jak styczeń do lutego. 😉
Wszystkiego Pomyślnego w Nowym Roku! 😉
“I na koniec jak zwykle te Wasze demony. Znowu defetyzm i odchylenia. Anioły wcale nie idą spać ze zmrokiem:) tylko czuwają nad nami.” – widziałeś? 😉
Ano widziałem Towarzyszu, widziałem tylko w sposób może nie taki jak myślicie. Ech Towarzyszu ten Wasz pragmatyzm. Pozwólcie, że odpowiem dodatkowo cytatami z dzieł Towarzyszy Mickiewicza i Szekspira:)
“…Zdaje mi się, że widzę… Gdzie?
Przed oczyma duszy mojej….”
W. Szekspir
“….Czucie i wiara silniej mówi do mnie,
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce;
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!”
“….Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;
Łam, czego rozum nie złamie…”
A. Mickiewicz
Tak to u nas już jest Towarzyszu. Pragmatyzm i realizm i owszem nie zaszkodzą ale odrobina romantyzmu w naszym fachu też nie zaszkodzi:)
Serdecznie pozdrawiam
Darz Grzyb:)