Wycieczka na Radziejową.
Wycieczka urokliwym szlakiem w pełni sezonu urlopowego, podziwianie wspaniałych krajobrazów, kontemplacja z przyrodą, zdobycie jednego ze szczytów Korony Gór Polski i bardzo mało (a przez większą część trasy wcale) ludzi po drodze. Czy to jest możliwe? Wychodzi na to, że tak. Ten wpis poświęcam wyprawie, która miała miejsce 13 sierpnia 2021 roku, czyli prawie półtora roku temu.
Podczas urlopu, postanowiliśmy wejść na najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego, czyli Radziejową (1266,5 m n.p.m.). Wyprawę rozpoczęliśmy od Piwnicznej-Zdroju – kameralnego miasteczka, położonego w woj. małopolskim, w powiecie nowosądeckim (siedziba gminy miejsko-wiejskiej Piwniczna-Zdrój).
Wystarczy przejść niewielki odcinek od rynku na ulicę Partyzantów i już jesteśmy na żółtym szlaku, którym należy iść przez ponad 6 kilometrów, a następne 4 czerwonym. Droga asfaltowa szybko przechodzi w urokliwe “kocie łby”. Teren wyraźnie ciągnie się ku górze. Po kwadransie marszu, można już podziwiać pierwsze panoramy.
Po prawej stronie szlaku widać jedną z części miasta o sympatycznej nazwie “Zatyłki”. ;)) Zatem znienacka, czyli z partyzanta na ul. Partyzantów, naszym oczom ukazały się Zatyłki. ;))
Po drodze mijamy pola i łąki oraz luźno rosnące drzewka owocowe. Był to bardzo gorący dzień, nawet na samym szczycie termometr wskazywał prawie 30 stopni C, a w samym miasteczku przekraczał tą wartość.
Idąc na Radziejową od Piwnicznej-Zdroju i z powrotem, warto pamiętać, że po drodze nie mamy żadnego schroniska i sklepu, gdzie można się posilić i napoić (chyba, że odbije się ze szlaku na Chatkę Niemcową), dlatego trzeba ze sobą wziąć odpowiednią ilość prowiantu, a zwłaszcza napojów.
Na pagórkowatym terenie wśród drzew, widać kilkanaście domków. Niektóre domostwa spotkamy też przy szlaku, zwłaszcza w jego początkowej części.
Po pierwszym większym podejściu pod górkę, teren wyrównuje się, dzięki czemu można podkręcić tempo wyprawy.
Mijamy bardzo klimatyczne kapliczki przydrożne. Jedna z nich została postawiona między sumakami octowcami, czyli roślinie znanej m. in. z bardzo ozdobnych liści, zwłaszcza jesienią, kiedy intensywnie się wybarwiają i długo utrzymują na gałęziach.
Tymczasem na horyzoncie robi się coraz piękniej i wyżej. Piwniczna-Zdrój pozostała w dole, my maszerujemy naprzód. Beskid Sądecki porastają lasy, nadając poszczególnym szczytom górskim klimatu zielonej oazy.
Niektóre z nich zostały jednak wylesione i są użytkowane gospodarczo jako pola uprawne lub pod gospodarkę pasterską, chociaż ta jest już raczej rzadko spotykana. Obecnie młodzi gazdowie chcą przywrócić pasterstwo na tych pięknych terenach, co skutkuje mniejszym zarastaniem lasów oraz powrotem bioróżnorodności polan śródleśnych (więcej na ten temat: WZ_2019_2_art07 ).
Teraz szlak przebiega obok kilku domostw, które na mapie są oznaczone jako Bziniaki. Terytorialnie należą jeszcze do Piwniczej-Zdroju.
Ostatni domek w Bziniakach i jesteśmy coraz dalej od cywilizacji, a przed nami widać niewielki kawałek lasu. To dobrze, bo na otwartej przestrzeni Słońce nieźle grzeje i nieco spowalnia marsz na górskie szczyty.
W beskidzkim lesie pachnie świerkami, chociaż to jodły prezentują się tu jako najdostojniejsze drzewa. Na niektórych przybito kapliczki przydrożne. Ściółka jest mocno przesuszona, ale pojedyncze grzyby (głównie gołąbki) nieśmiało “gruchają” w igliwiu.
Szlak ponownie prowadzi nas na otwartą przestrzeń. Na horyzoncie góry, lasy, łąki i pojedyncze domki. Po prostu pięknie. Jak na razie nie spotkaliśmy żadnego turysty.
Miejsce to nazwano Jeziorami. Tu już na dobre czuć i widać ducha gór, a nogi same rwą się do przodu, gdyż są napędzane przepięknymi krajobrazami. ;))
Dochodzimy do słupków informacyjnych. Piwniczna-Zdrój jest za nami w odległości 4,5 km. Kolejnym ważnym punktem wyprawy jest Kamienny Groń (758 m n.p.m., według innych źródeł 789 m n.p.m).
Widoki są coraz piękniejsze, ale słonko mocno grzeje w głowy. Pamiętajcie, że czapki z daszkiem to obowiązkowy element wyposażenia podczas letnich wędrówek.
Po drodze spotykamy drzewa w różnych klasach wieku. Wypatruję kilka dorodnych górskich buków, które orzeźwiają przyjemnym cieniem pod swoimi koronami.
Podśpiewujemy sobie radośnie.
Góralu, czy ci nie żal,
Odchodzić od stron ojczystych,
Świerkowych lasów i hal
I tych potoków srebrzystych?
Dochodzimy do Międzyradziejówki. Wikipedia podaje, że Międzyradziejówki to trójwierzchołkowy grzbiet w Beskidzie Sądeckim, w północno-wschodniej grani Wielkiego Rogacza, pomiędzy Wielkim Rogaczem (1182 m) a Złotułkami (1001 m).
Pierwsze dwa zachodnie wierzchołki są niewybitne i mają wysokości 1045 i 1039 m, wschodni, nieznacznie bardziej wybitny – ok. 1041 m. Podawana na mapach wysokość 1035 m dotyczy skrzyżowania dróg nieleżącego na żadnym z tych wierzchołków. Wschodnie stoki opadają do doliny Czercza, zachodnie bardzo stromo do doliny Małej Roztoki.
Na tablicy którą mijaliśmy podano, że Grzbiet Międzyradziejówki ma 1120 m n.p.m. Stąd już widać główny cel naszej wyprawy, czyli Radziejową, ale żeby do niej dojść, trzeba jeszcze przejść spory kawałek terenu.
W końcu znaleźliśmy się na Wielkim Rogaczu. Wielki Rogacz (1182 m, według poziomic na mapie Geoportalu ok. 1178 m) to szczyt w Beskidzie Sądeckim, w głównym grzbiecie Pasma Radziejowej. Położony jest między Radziejową (1266 m), od której oddzielony jest przełęczą Żłobki (1106 m), a Małym Rogaczem (1162 m), od którego oddziela go Przełęcz Obrazek (1140 m).
Jest zwornikiem dla odchodzącego na północny wschód długiego bocznego grzbietu, który poprzez Międzyradziejówki opada do wierzchołka Złotułki (Trześniowy Groń), na którym rozgałęzia się na dwa grzbiety opadające do doliny Popradu. Główny grzbiet natomiast poprzez Małego Rogacza opada do Przełęczy Obidza.
W istocie Wielki Rogacz ma dwa wierzchołki; wyższy zachodni i niższy wschodni. Wraz z Małym Rogaczem są trzy wierzchołki i jak pisze Bogdan Mościcki, autor przewodnika „Beskid Sądecki” … z której by więc strony nie patrzeć, dwa z nich są widoczne. Od niższego wierzchołka wschodniego odchodzi grzbiet oddzielający dolinę potoku Międzybrodzie od doliny potoku Rogacz.
Nieco pod szczytem Wielkiego Rogacza krzyżują się z sobą dwa szlaki turystyczne. Na stokach duże wiatrołomy, dzięki czemu szlaki te są dość widokowe. W stokach Wielkiego Rogacza ma swoje źródła kilka potoków: Czarna Woda, Mała Roztoka, Czercz i jego dopływ Międzybrodzie.
Dopiero w tym miejscu spotykamy turystów, ale są to niewielkie ilości masy ludzkiej, znacznie mniejszej niż na obleganych szlakach, np. w Tatrach lub Pieninach.
Na Radziejową jest dość strome podejście, a szlak wije się między kamieniami, głazami i korzeniami drzew. Wszystko jest tu wyrzeźbione i upiększone przez naturę.
To cudne miejsce zostało objęte ochroną jako Rezerwat Przyrody Baniska. Wikipedia podaje, że jest to ścisły rezerwat przyrody na terenie miejscowości Roztoka Ryterska w gminie Rytro w woj. małopolskim. Znajduje się w Paśmie Radziejowej w Beskidzie Sądeckim, na obszarze Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Utworzony został już w 1922 roku przez Adama Stadnickiego, ówczesnego właściciela tych terenów.
Powierzchnia rezerwatu wynosi obecnie 141,96 ha na mocy rozporządzenia Wojewody Małopolskiego z dnia 14 listopada 2007 roku. Jest to rezerwat leśny. Utworzono go dla ochrony dobrze zachowanego pierwotnego fragmentu lasów ze starymi okazami drzew, wiek najstarszych szacuje się na ok. 200 lat. Dominuje buk zwyczajny, duży też udział ma jodła pospolita i klon jawor, nielicznie występuje świerk pospolity. Niektóre okazy jodły osiągają wysokość 30 m i 1 m średnicy pnia, niektóre jawory 25 m wysokości i 65 cm średnicy. W rezerwacie znajdują się najważniejsze dla Karpat typy leśnych zbiorowisk roślinnych, poczynając od żyznej buczyny karpackiej, poprzez ubogie bukowe lasy górskie, dolnoreglowy bór świerkowo-jodłowy, po górnoreglową świerczynę.
Łącznie, po przejściu ponad 10 km, znajdujemy się na szczycie Radziejowej. Radziejowa zbudowana jest z piaskowców. Zarówno wierzchołek, jak i stoki Radziejowej są niemal całkowicie porośnięte lasem. Dużą osobliwością jest jedyne w całej Polsce stanowisko pierwiosnka omączonego. Znajduje się na niewielkiej polanie na wysokości 800 m. Odkryte zostało w 1959 r., później wielokrotnie potwierdzone (m.in. w 2000 r.).
W 2006 r. na Radziejowej oddana została do użytku drewniana wieża widokowa o wysokości około 20 m. W czerwcu 2010 roku została poważnie uszkodzona, prawdopodobnie przez piorun. Po gruntownym remoncie była znów czynna. Od dnia 15 listopada 2017 roku ponownie wyłączono ją z użytkowania ze względu na zły stan techniczny w postaci spróchnienia konstrukcji.
W roku 2019 wybudowano, a w 2020 r. oddano dla ruchu turystycznego nową, bezpieczniejszą wieżę. Roztacza się z niej rozległa panorama na wszystkie strony. Wraz z budową wieży wyznaczono nową ścieżkę przyrodniczą „Rogasiowy Szlak” w dolinie Roztoki Małej.
Dla takich widoków warto było maszerować w palącym Słońcu, pośród gór, dolin, lasów i łąk. Z wieży możemy podziwiać okoliczne szczyty oraz cudne Pieniny i Tatry.
W powietrzu unosiło się zamglenie, które wprawdzie ograniczało najdalsze widoki, ale ezoteryczne nęciło i nadawało mistyki górskim krajobrazom.
Po 30 minutach kontemplacji, podziwiania, fotografowania i zachwycania się pejzażami wolności, trzeba było szykować się do drogi powrotnej.
Radziejową zdobył też pewien kundelek, który padł na ziemię z wyczerpania po długiej trasie w gorącym letnim dniu i chrapał ze zmęczenia.
W drodze powrotnej robiłem już znacznie mniej zdjęć. Wypstrykałem się idąc do góry. ;)) Poza tym z górki schodzi się lżej, ale trzeba bardziej uważać, żeby się nie potknąć lub nie pośliznąć.
Piękne lasy, momentami zaskakiwały pustymi przestrzeniami i cmentarzyskiem plątaniny pni z korzeniami po wyłamanych lub uschniętych drzewach, głównie świerkach.
Słońce przesunęło się na zachód. Teraz lasy były lepiej widoczne, promienie słoneczne nie raziły już w oczy. Oczywiście spoglądaliśmy na ściółkę, bo a nuż znajdzie się jakiegoś jadalnego kapelusznika. ;))
Droga powrotna to ciut więcej cienia, w porównaniu z marszem do góry. Jednak niebezpiecznie ubywało nam wody i dlatego już nigdzie nie zeszliśmy ze szlaku, chociaż pierwotnie, planowaliśmy coś tam jeszcze obejrzeć tu i ówdzie.
Szlak na Piwniczną-Zdrój, ponownie pozytywnie nas zaskoczył brakiem turystów. W sumie to tylko w okolicach Wielkiego Rogacza i pod samą Radziejową było więcej ludzi, ale na pewno nie były to tłumy. Na zakończenie zacytuję Wojciecha Nowickiego, który bardzo trafnie opisał uczucia towarzyszące człowiekowi, wędrującymi szlakami Beskidu Sądeckiego.
“Beskid Sądecki nie jest ani najwyższym, ani szczególnie dzikim pasmem polskich Karpat, lecz być może najbardziej “klasycznym”, z soczystymi lasami, umiarkowanie stromymi zboczami i realną (jeszcze) możliwością spotkania wilka albo rysia.
Nigdzie indziej w Polsce górom nie towarzyszą tak potężne rzeki, nigdzie też – może poza Kotliną Kłodzką – nie skupia się na małej przestrzeni tak wiele renomowanych uzdrowisk, z których każde jest inne: Krynica zdumiewa przedwojenną świetnością i dużymi ambicjami, Żegiestów i Muszyna zachwycają krajobrazami (jedno dzikim, drugie sielankowym), z cichej Piwnicznej zapamiętuje się rynek i raj narciarski w Suchej Dolinie, a Szczawnica ma potencjalnie wszystko – wspaniałe położenie, Dunajec i świetną bazę sanatoryjną.
O czym się myśli, wędrując po Sądecczyźnie? O Łemkach, po których zostały malutkie cerkwie, o pionierze ochrony przyrody, hrabim Stadnickim z Nawojowej, o dżentelmenach w cylindrach snujących się niegdyś po deptakach uzdrowisk, o świętej Kindze…
Ale przede wszystkim o cudownych krajobrazach, pięknych zachodach słońca, urokliwych miasteczkach i wspaniałych szlakach, które co roku przyciągają zakochanych w Beskidach turystów.”
Wojciech Nowicki “Beskid Sądecki – dookoła Polski”,
Wydawnictwo Pascal, 2001.