Skip to content
Zakończenie Tour De Las & Grzyb 2016 – część pierwsza, grzybowa.
Prognozy pogody sprawdziły się. Przed, podczas i po długim weekendzie, przeszły na tyle silne przymrozki, że oficjalnie można mówić o zakończeniu jesiennego sezonu grzybowego na Dolnym Śląsku. W zależności od regionu – sezon zakończył się wcześniej (tereny górskie) lub później (tereny nizinne). Wzgórza Twardogórskie zaliczają się do tych drugich, chociaż – jak sama nazwa mówi – są to Wzgórza, czyli tereny, na których mamy liczne wzniesienia i pochyłości. Niemniej do gór im daleko i stąd “wrzuca” się je do wspólnego, nizinnego wora geologicznego. Albo – używając terminologii wojskowej – terenu w sposób wypukły. ;))
Ostatnią wycieczkę na grzyby podzieliłem na część grzybową i widokową ponieważ obrazy, które zaserwował mi listopadowy las w połączeniu z zamgleniami, szronem, tańcem promieni słonecznych i baśniowymi barwami, spowodowały, że o mały włos, nie zeżarło mi karty pomięci w aparacie fotograficznym i koniecznie chcę się nimi podzielić. W jednym wpisie, byłoby tego trochę za dużo. Przyjeżdżając pociągiem kilka minut po godzinie ósmej z rana do Bukowiny, było mroźno, szaro i mgliście. Przy gruncie, według mojego pomiaru, było -6, -7 stopni C. Oczywiście na otwartym terenie. W lesie odnotowałem średnio -4,5 – -5 stopni C. To wystarczyło, żeby z grzybów zrobiły się mrożone “warzywa na patelnię”. ;))
Gdyby większe przymrozki wstrzymały się do końca listopada, to jestem przekonany, że nazbieranie świeżych grzybów w grudniu byłoby bardziej niż prawdopodobne. Teraz już wiadomo, że tak się nie stanie. Gdzieś tam zawsze tli się jakaś nadzieja, że wraz z rozpoczynającym się ociepleniem, pojawi się trochę młodych grzybów. To prawda. Tylko dotyczy to grzybów późnojesiennych, takich jak płomiennice, boczniaki, liczne gatunki gąsek, ewentualnie gąsówki, łuszczaki zmienne i różne tzw. bedki lub psiaki. Nie sądzę natomiast, że pojawią się jeszcze młode podgrzybki lub prawdziwki, maślaki albo kanie. A może się mylę? Tym bardziej, że zbliża się naprawdę spore ocieplenie. Zobaczymy. Chociaż ja obstaję, że grzyby rurkowe na ten rok już wyczerpały swoje możliwości produkcyjne.
Za to podczas wycieczki kończącej sezon, grzybów było jeszcze naprawdę sporo. Wyjątkowo malowniczo prezentowały się posypane śnieżnym “cukrem pudrem” oraz pokryte lodowym lakierem. Natura to największy artysta świata. Maluje, lakieruje i rzeźbi na miliony sposobów. Dysponując tak wspaniałymi narzędziami, jak żywioły pogody, żywioły lasu i żywioły żywotności nie może być inaczej. Na każdym metrze kwadratowym lasu można doszukać się efektów fenomenalnej pracy artystycznej lasu. Oglądając te dzieła, milimetr po milimetrze, ma się takie przyjemne uczucie, że wszystko idealnie do siebie pasuje. Niby chaos to kształtuje i przypadek/przypadki, ale jakoś tak dziwnie, układa się to wszystko w wyjątkową, harmonijną całość.
Spójrz chociażby na zdjęcie “pocukrzonego” zmarzluchowego podgrzybka. Wokół porozrzucane liście buka, jakieś źdźbła trawy tu i ówdzie, zielony i soczysty mech, w otoczeniu młodych jodeł. Gdzieś tam jakiś patyk, igły drzew iglastych, kikuty innych, niedużych badyli, wystające ze ściółki. Jak to nazwać? Jak opisać? Uporządkowany chaos? Chyba tak. To jest jeden z największych fenomenów lasu. Okiełznuje chaos przy wspomaganiu niekończących się żywiołów żywotności, ukrywających się w trzech jego warstwach (runa, podszytu i koronach drzew).
Nie tylko podgrzybki zaskoczyły mnie swoją zamarzniętą obecnością w mroźny, listopadowy poranek. Przetarłem oczy ze zdumienia, kiedy zobaczyłem prawdziwka “na patelnię”. Co ty tu robisz boletusie zapytałem? On, milcząco mi odpowiedział: “O to samo pytam Ciebie?” ;)) Zamiast grzać zad w ciepłym mieszkaniu, ty przyjechałeś mi przeszkadzać w zabawie hibernacyjnej. Co Ty sobie myślisz człowieku? Że tylko wy ludzie możecie należeć do klubu Morsa? Nic z tego. Mi się też coś od życia, tysiąckrotnie krótszego od ludzkiego, należy. Ok, w porządku boletusie. Ja tak tylko turystycznie przyjechałem. Nie denerwuj się. Pokręcę się tu i tam, strzelę parę fotek i uciekam…
Akurat człowieku – odpowiedział mi boletus. Ten wasz gatunek homo sapiens jest taki dziwny. Niech to dzik poryje i jeleń kopnie! Ciągle kręcicie, kłamiecie i oszukujecie. Już my grzyby wiemy swoje. Nie nabierzesz mnie na ten turystyczno-fotograficzny bajer… Zrobiło mi się głupio… Tak “oberwać” od zamrożonego prawdziwka. Postanowiłem kontynuować rozmowę. Dlaczego tak mówisz boletusie? Dlaczego!? – boletus jeszcze bardziej się zdenerwował. To odpowiedz mi proszę szanowny turysto, po jakiego czorta ci koszyk w łapsku i nóż w kieszeni? Będziesz robił sesję zdjęciową wiklinowego pojemnika i ostrego żelastwa? Jam jest grzyb, a nie baran! I wiem doskonale, po co tu przybyłeś.
Myślałem, że spalę się ze wstydu. Jednak trzeba było ratować się. Boletusie – wiem, że masz mnie za Conana, Grzybana Barbarzyńcę, ale wierz mi, nie ruszę Ciebie. Nawet nie dotknę, tylko zrobię Ci kilka zdjęć i uciekam. Masz rację, że przyjechałem, między innymi na grzyby. Przysięgam na wszystkie drzewa tego lasu i dobre duchy, których tu sporo i które są świadkami, że zostawię Ciebie w spokoju. Boletus popatrzył swoim rurkowym wzrokiem spod kapelusza i zaśmiewając się, odpowiedział. Widzisz człowieku, moi przodkowie – prawdziwkowi bracia, w zarodnikach przekazują następnym pokoleniom prawdę o człowieku, jego zaletach i wadach. Jedną z nich jest wasze kłamstwo i to często w błahych sprawach. A my grzyby – jesteśmy dobrymi uczniami.
Nie ma na tym świecie przypadków człowieku. To, że się na mnie napatoczyłeś, też nie jest dziełem przypadku. Myślisz, że ta moja zabawa w hibernację jest przyjemna? To rozbierz się i postój przez kilka godzin razem ze mną. Zobaczysz i poczujesz, jak ucieka ci czucie z całego ciała. I kiedy już nie będziesz w stanie się ruszyć, będziesz błagać opatrzność, aby ktoś z twojego gatunku cię odnalazł, ubrał i stąd zabrał. Moje godziny są policzone człowieku. Jednak wolę umrzeć nagle, bez bólu w gorącym garze z osoloną wodą niż konać jeszcze kilka dni w krainie straszliwego, zimnego rozkładu. Przegiąłem po całości z zabawą w hibernację i mam dość.
Boletusie – odpowiedziałem. Nieźle zrobiłeś mnie w jelenia. Tylko rogów mi brakuje. Także jestem zdania, że nic nie jest dziełem przypadku. Lekcja, którą mi udzieliłeś była mi pisana i potrzebna, abym sobie pewne sprawy w życiu przemyślał, może na nowo zdefiniował i przewartościował. Człowieku, rzekł jeszcze boletus. Kilka metrów dalej rośnie mój brat. Chociaż dzielący nas dystans jest bardzo mały, to mróz był tam nieco większy. Nie wiem co z nim się dzieje, bo od wczoraj nic już nie mówi. Jeszcze dwa dni temu rozmawialiśmy na odległość, ale teraz przycichł kompletnie. Idźmy po niego. Szybko odszukałem brata. Okazało się, że jest w lepszej kondycji, ale grzybową buzię pokrył mu lód i dlatego nie mógł nic powiedzieć. ;))
I tak, w towarzystwie zmrożonych na kość dwóch prawdziwków i kilkudziesięciu podgrzybków w koszu, szedłem dalej, podziwiając lodowo-grzybowo-śnieżne żywe rzeźby, zamarznięte na kamień, ale ciągle żywe. Po drodze trafiło się też wiele kępek opieniek. O nich, boletus też mi nieco opowiedział. Człowieku – opieńki to takie leśne przekupki. “Szczekają” jak wiejskie kundle w chłopskiej zagrodzie na widok kota. Rosną w dużych rodzinach i ciągle się o coś kłócą. Najczęściej o miejsce wzrostu. Jedne chcą rosnąć wyłącznie na martwych pniakach lub kikutach drzew na zasadzie “po trupach do celu”, inne, uważające się za damy, żądają żywego drzewa i chcą bezpośrednio od niego wypijać życiodajne soki. Generalnie las nie lubi opieniek, ale gości je, bo i one są mu potrzebne.
Boletusie, powiedziałem. A czy ładnie to tak obgadywać swoich krewnych? To chyba nie wypada. Człowieku, zaśmiał się boletus. Przecież mówiłem ci, że grzyby to grzyby, a nie barany i szybko się uczymy! Żongluję waszymi, ludzkimi cechami. W naszym świecie nie ma takiego czegoś, jak obgadywanie. Ale u was ma to miejsce non stop. Korzystając nieco z waszych dziwnych cech charakteru i mentalności, postanowiłem “upodobnić” się do ludzi w naszej konwersacji. Chcę Ci powiedzieć, że niektóre grzyby za bardzo wchłonęły wasze dziwaczne cechy i zachowują się podobnie. Tak właśnie jest z opieńkami.
To, co odróżnia nasze grzybowe kłótnie człowieku, od waszych ludzkich to poziom, który jest dla was nieosiągalny. U nas nikt nikogo nie krzywdzi. Nawet hałaśliwe opieńki w końcu zawsze dochodzą do zgody i działają dla wspólnego dobra. A u was ludzi? Kopiecie leżącego, dobijacie chorego i obdzieracie biednego. Jesteście najbardziej niezrozumiałą częścią tego świata. Byliście na Księżycu, wysłaliście sondy i teleskopy w kosmos, latacie samolotami, budujecie wieżowce, zmieniliście ten świat, jak żaden inny gatunek na Ziemi. I co z tego, jak nie potraficie poradzić sobie sami ze sobą? Chwalicie się wysokim IQ i wyjątkowym mózgiem? Ale nie umiecie z niego korzystać i dajecie się ponieść złym żywiołom, pochodzącym od demonów. I tak naprawdę to baran od was jest mądrzejszy, nie wspominając już o nas – grzybach. :))
Boletusie – dajesz mi kolejną lekcję. Dziękuję. Nic Ci nie odpowiem, tylko przytaknę, bo masz rację. Wstyd mi za nasz gatunek. ;(( Porozmawiajmy boletusie o kaniach. Jakie one są. Czym się wyróżniają? Co mi możesz o nich opowiedzieć? Kanie człowieku to wyjątkowe grzyby. Doskonale wiemy, że się zażeracie naszymi braćmi z łąk. Najpierw taplacie je w mleku, posypujecie bułką tartą, solicie, pieprzycie i chlastacie na gorącą oliwę na patelni. ;)) Bardzo lubię rozmawiać z nimi ponieważ kanie to wędrowcy i przemili rozmówcy. Opowiadają nam o tym, co widzą, czego my – grzyby leśne nigdy nie ujrzymy. Witają na łąkach i polach wschody słońca, podziwiają piękne krajobrazy, w końcu oglądają zachody słońca i barwną tęczę. Opowiadają nam też o tańcach motyli i dziesiątkach innych owadów. O buchtujących dzikach, zgromadzeniach saren i bocianich sejmikach. Opowiadań kani zawsze słuchamy z otwartymi kapeluszami. Są niesamowite. ;))
Każdy gatunek grzyba człowieku na swój charakter, swoje ulubione miejsce i drzewo. Tak nas Najwyższa Mądrość stworzyła, że widzimy las jak nikt inny. Nasi bardzo dalecy krewni – trufle, widzą go od tej najbardziej tajemniczej, mrocznej strony pod ściółką. My – grzyby kapeluszowe, widzimy go od “podłogi”. Jesteśmy za pan brat z paprociami, machami, trawą, igliwiem, liśćmi, ściółką i szyszkami. Widzimy wasze nogi w gumowcach i wasz wytrzeszcz oczu, aby nas znaleźć. Widzimy też waszą radość, jak nas znajdziecie i smutek, jak się okazuje, że zamieszkały w nas, łaskoczące robaki. Nasi hubowi bracia mają za to widoki, jak wy z samolotu. Oglądają las z góry, a że mają lęk wysokości, bardzo mocno przytwierdzają się do drzewa na którym rosną. Jednak strach przegrywa przed doznaniami, widokami i adrenaliną, która towarzyszy życiu w koronach drzew. ;))
Nasz grzybowy świat jest bardzo złożony. Spełniamy rozmaite funkcje i zadania dla leśnego dobra wspólnego. Człowiek ciągle zakłóca nam spokój. I nie chodzi mi o zbieranie nas, nasze grzybnie mają spore możliwości, że wystarcza nas dla ludzi, zwierząt, owadów i dla lasu. Najgorsze co się nam może przytrafić to wycinka drzew. To jest gorsze niż tornado, downburst i huragan razem wzięte. Zapanowuje taki chaos i strach w naszym świecie, że nie umiemy się odnaleźć. Nie radzimy sobie z brakiem drzew i umieramy. Mija wiele lat, zanim, nieśmiało ponownie zaczynamy budować swoją społeczność. Co Ci człowieku będę mówić. Jak wam huragan lub powódź zabierze chałupę to nie potraficie się odnaleźć i gubicie się. Czasami myslicie o samobójstwie. U nas – grzybów jest podobnie. Z tym, że my nie mamy znajomych, rodziny, która przygarnie nasze grzybnie i pozwoli wrócić do normalności. Konamy bez drzew w palących promieniach słońca. ;((
Ale gdy tylko pojawiają się młode drzewa natychmiast odradzamy się. Otaczamy opieką korzenie leśnej młodzieży, a w zamian dostajemy wykwintne i bezcenne jadło. I na nowo rozpoczynamy budowę wyjątkowej społeczności, o której nadal wiecie bardzo mało. Wydajemy setki owocników, rozsypujemy zarodniki i wspomagamy jak możemy budowę leśnego dzieła. Każdy nowy pączek, nowa gałązka na drzewie motywuje nas jeszcze bardziej do pracy. To się nazywa pęd ku życiu, ku słońcu. U was ludzi, żywioł życia też jest bardzo silny. W tym względzie niewiele się różnimy. ;))
Boletusie, powiedz mi proszę, co w takim razie mógłbym dla Ciebie zrobić, zanim wrócę z Tobą do miasta i przygotuję na posiłek. Czy w ogóle jestem godzien, żeby o to pytać? Sam już nie wiem. Czego chciałbyś doświadczyć na swojej ostatniej drodze? Człowieku – po raz kolejny zaśmiał się boletus. Wiedziałem, że o to zapytasz. I wiem, że spełnisz moje życzenie. Gdyby było inaczej, nie dałbym Ci się znaleźć. Nie kazałbym wziąć mnie do kosza i w ogóle nie rozmawialibyśmy ze sobą. Powiem Ci człowieku co chcę. Chcę zobaczyć łąki i pola, słońce i mgłę, deszcz liści i kolory drzew, lód na kałuży i wiadukt kolejowy. W końcu, chcę też zobaczyć zachód słońca. Jeżeli spełnisz moje życzenia, przysięgam ci na las, który mnie stworzył, że będę najsmakowitszym kąskiem potrawy, którą przyrządzisz. Wtedy, wchłoniesz część mnie i w następnym sezonie odkryjesz kolejne tajemnice lasu…
O tym, co pokazałem mojemu kapeluszowemu towarzyszowi będzie w części drugiej. W zasadzie to widoki te przygotował nam las… ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Witaj Paweł:)
Brawo za bardzo ciekawe opowiadanie i interesującą koncepcję. Tylko jedno mnie zastanawia. Czy to już na pewno koniec sezonu? Ocieplenie, które nadeszło pozwala mieć pewną nadzieję:) No nic jak to mówią Amerykanie pażiwiom uwidim:) Serdecznie pozdrawiam Darz Grzyb Pawle:)
Witaj Wojtek! ;))
Bardzo dziękuję za uznanie. Mam nadzieję, że druga część – choć znacznie dłuższa, także Ci się spodoba. Gdzieś to opowiadanie chodziło mi po głowie, ale czar pozytywnej goryczy przelał – nie kto inny – jak TAZOK swoją bajką o Aksamitku. Reszta już poszła bardzo szybko. To był impuls na zasadzie – siądź natychmiast i pisz. No i napisałem. 😉 Chociaż rozmowa i wycieczka z Boletusem, odbyły się naprawdę… ;))))
Co do sezonu. To jest jakieś szaleństwo (biorąc pod uwagę ostatnie solidne przymrozki), ale ludzie ciągle zbierają grzyby. Wczoraj mój znajomy widział koło Hali Targowej we Wrocławiu babkę, która handlowała świeżymi podgrzybkami (20 zł z 1/2 kg). Miała ich kilka kilogramów, które sprzedała w zawrotnym tempie.
Zobaczymy, co ludzie będą pisać przez weekend na portalach grzybowych. Bo pewne jest to, że kilku szaleńców-zapaleńców grzybowych na pewno wyląduje jutro lub w niedzielę w lesie. 😉
Pozdrawiam. ;))