Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Zakończenie Tour De Las & Grzyb 2019.

ZAKOŃCZENIE TOUR DE LAS & GRZYB 2019

Sobota, 30 listopada 2019 roku. Ostatni dzień miesiąca i ostatni, poranny pociąg do Bukowiny Sycowskiej. Nadszedł czas oficjalnego zakończenia Tour De Las & Grzyb 2019. Doprecyzowując – należy wyciąć “Grzyb”, ponieważ mój Tour De Las trwa nadal i będzie trwać także zimową pora.  

Jedno z nielicznych zakończeń sezonu w ostatnich latach, w towarzystwie. I to doborowym. Tym razem stawili się ze mną na leśną eskapadę, bojownicy wrocławskiego nurtu grzybiarzy – Krzysiek z Leszkiem, znani ze swojej leśnej i grzybowej “choroby”. Dzięki Nim, miałem możliwość zobaczenia siebie robiącego zdjęcia.

Dzień krótki, czasu mało, ale pewne rytuały muszą się odbyć, choćby niebiosa grzmiały – “won, szybko do lasu!” ;)) Pierwszy to oczywiście przywitanie z Panem klonem srebrzystym Bukowianinem, który  – przygotowany w pełni do zimy – zasypia na dobre.

Jego sen jest głęboki i mocy, ale – w porównaniu do wielu innych gatunków drzew – krótki. Jako jeden z pierwszych budzi się na wiosnę. Podczas, gdy dęby i lipy jeszcze smacznie śpią, on, obsypuje się czerwonymi kwiatami i często ryzykuje ich przemarznięciem. Taka natura przybysza zza oceanu.

Niestety, zrzucone przez Bukowianina i sąsiadkę lipę liście, starannie pozamiatano, pozostawiając suchą, jałową glebę na wiosnę. Tylko gdzieniegdzie można znaleźć pojedyncze, nieliczne listki, które fuksem zostały ominięte przez miotłę.

Od pewnego czasu, witam także drugiego, dendrologicznego bohatera bukowińskiej stacyjki – jałowca pospolitego “Kolejarza” o bardzo ciekawym pokroju. To drzewo to mistrz przetrwania w suchych, nasłonecznionych warunkach. Regularnie podcinany, ciągle wykazuje wielką żywotność i ciągle mnie zaskakuje swoim pokrojem, będącym stanem pośrednim pomiędzy drzewem a krzewem.

Jałowiec ten, podobnie jak Bukowianin z rosnąca obok lipą to jedne z najbardziej charakterystycznych drzew Bukowiny i wizytówka stacji. Myśląc o bukowińskiej stacji, od razu widzę te drzewa. To one głównie, nadają wyjątkowego uroku i magii temu miejscu.

Na powyższych zdjęciach, “Kolejarz” widziany jest podczas tzw. wieczornej “złotej godziny” dla fotografów, czyli kilkadziesiąt minut przed zachodem Słońca. Wówczas oświetlenie jest optymalne dla wyszukiwania magicznych kadrów. Podobnie jest z rana przez godzinę od wschodu Słońca. 

Po ceremonii przywitania Bukowiny i drzew stacyjnych, czas wyruszyć w drogę, po kolejnych, wyjątkowych terenach bukowińskiej Mekki. Jednym z nich jest oczywiście stara aleja jesionowa, prowadząca do głównej szosy w Bukowinie. Po drodze pstrykamy owoce dzikiej róży.

Pokazują się też pierwsze grzyby i to właśnie we wspomnianej alei. Oczywiście nie nadające się do zbioru, ale jakby nie było – grzyby już widzieliśmy i to się liczy. Z humorem stwierdzamy, że skoro już tu rosną, to w lesie będzie grzybów, że ho, ho! ;))

Krzysiek pokazuje nam miejsce, gdzie oficjalnie wita się z lasem i prosi go o pomyślny dzień. Znam to miejsce dobrze i bardzo mi miło, że po Bukowinie i jej lasach, chodzi nie tylko taki wariat, jak ja. ;)) 

Zastanawialiśmy się, czy faktycznie znajdziemy jakieś grzyby do wzięcia, chociaż raczej do sfotografowania, ponieważ nawet koszyków nie wzięliśmy, ale chętnie pstryknęlibyśmy fotkę ostatnio-listopadowemu podgrzybkowi czy prawdziwkowi.

Leszek z Krzyśkiem pozują do zdjęcia, które nazwałem “pojednanie z lasem”. Tak to mniej więcej wygląda. Zgoda między ludźmi i harmonia z lasem. Wiem, że to marzenie ściętej głowy w erze hiper-konsumpcjonizmu “po trupach do kasy i żołądka”, niemniej są jeszcze ludzie, którzy mają podobną wrażliwość przyrodniczą, a moi towarzysze, na pewno się do nich zaliczają. 

W lesie można spotkać jeszcze niedobitki tęgoskórów, a Krzysiek znalazł nawet podgrzybka zajączka, który pozostał na swoim miejscu w bukowym dywanie. Leszek sprawdzał miejscówki prawdziwkowe, ale szlachcice w Bukowinie już zasnęły.

Niektóre, pleśniejące tęgoskóry, imitują zepsute cytryny lub owoce limonki. Za to wciąż wykluwają się skupiska młodych czernidłaków pospolitych. Rosną w wiązkach lub kępkach. Generalnie grzyby jeszcze nie szykują się do zimy, chociaż większość gatunków przestała już owocnikować.

W lesie można też spotkać kałuże, których w miesiącach czerwiec – sierpień było tyle co kot napłakał. To zasługa dość wilgotnego listopada i jako takiej, wilgotnej jesieni, przy czym do wyrównania poziomu wód gruntowych w bukowińskiej krainie jest jeszcze daleka droga.

Mikro i makro ciekawostek w lesie jest bez liku. Co rusz, oglądamy ten kalejdoskop i fotografujemy, wyłapane gałkami ocznymi kadry. Zbliżamy się też do terenów, gdzie rośnie kilka perełek dendrologicznych, opisanych szczegółowo na blogu.

Jedną z nich jest majestatyczny buk zwyczajny “Oko lasu”. To drzewo ma w sobie ogromną moc! Dla mnie jest to jeden z najwspanialszych buków lasów Bukowiny Sycowskiej. Chociaż nie jest najwyższy, ani najgrubszy, ma w sobie coś niezwykłego.

Zaledwie kilkadziesiąt metrów od niego rośnie drugi buk, jeden z bohaterów tegorocznego cyklu pereł dendroflory WT. To buk zwyczajny “Szerszeń” będący w znacznie gorszej kondycji niż “Oko lasu”.

Oparzenia słoneczne uszkodziły mu korę, co natychmiast wykorzystały grzyby pasożytnicze, które teraz okupują sędziwe drzewo i pałaszują go z ochotą i ze smakiem.

To drzewo ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną, ponieważ w tym roku przypada 30 lat, kiedy zobaczyłem je po raz pierwszy. Natomiast buka “Oko lasu” odkryłem dopiero jesienią 2017 roku, pomimo, że drzewa rosną blisko siebie.

“Szerszeń” rośnie praktycznie na środku drogi, natomiast “Oko lasu” jest schowany i podczas stanu ulistnienia, bardzo łatwo to drzewo przeoczyć. Poza tym, kiedyś nie zwracałem tak bacznie uwagi na sędziwe drzewa.

Czas uciekał nam bardzo szybko. Koniec listopada w lesie to zaledwie 8 godzin dobrego oświetlenia, o ile świeci Słońce. Nam trafiła się rewelacyjna pogoda, jak na dzień 30 listopada. Tak słonecznych dni, często nie ma nawet w czerwcu lub w lipcu. Nisko wędrująca gwiazda słoneczna, rozpoczęła nadawanie magicznego wyglądu bukowińskim lasom.

Gdyby nie te widoki, zapewne moglibyśmy przejść dłuższą trasę, ale jak nie zatrzymać się i nie pstryknąć tych cudów? Odwiedziliśmy też Królewską Wolę ze “skarpowymi” sosnami, wśród których, najgrubsza ze zdjęcia ma 238 cm obwodu pierśnicowego pnia (stan na 2016 rok).

Las rozpoczął spektakl, którego dawno nie widzieliśmy. Chłodny, północny wiatr, klarowne, zatopione w błękicie niebo i gra świateł. Takie widoki mają potężny ładunek energetyczny. Moc miliardów kilowato-laso-godzin!

I niech mi nikt nie mówi, że listopad jest tylko szary, bury i ponury. Takie krajobrazy rozwalają w pył teorię o szaroburowatości listopadowej pory. To, co inni nazywają listopadowym pomarliskiem, dla mnie jest natchnieniem.

Uwielbiam takie dni, kiedy las, nawet ten gospodarczy, wydziela z siebie duchową niepowtarzalność i oczarowuje wszystkim tym, czym jest. Krzysiek z Leszkiem, także byli świadkami tej niezwykłości i krzepili się tymi widokami.  

Klucz dzikich gęsi podsycał magię chwili i radość z oglądania lasu w stanie trzydziesto-listopadowego natchnienia. Gdzieś, na środku pola aleja topoli, skrywająca za sobą iglasty las. Wyobraźnia + las = duchowe szaleństwo! ;))

Stara wierzba, stukrotnie umierająca, łamiąca się i stukrotnie odbijająca na nowo. Jemioła, zaplątana wśród gałęzi sosen. Kolejne, cudowne momenty uwiecznione na zdjęciach z bukowińskiej wyprawy, kończącej sezon grzybowy.

I w końcu cienie trzech, wrocławskich “wariatów”, którzy jako jedyni w tym dniu wysiedli z pociągu w Bukowinie i postanowili powłóczyć się ku bukowińskiej chwale! ;)) 

Wieczorna “złota godzina” rozpoczęła swój bieg, a my – znajdujący się w leśnym transie, łapaliśmy w obiektyw wszystko, co nam przepływało przed oczami. Przydrożny dąb, rzucający swój cień na wyrośnięty młodnik sosnowy.

“Przybita” piątka mojego cienia z drzewem. Chociaż ciałem byłem kilka metrów obok, mój cień oparł się o drzewo. Oprócz ciała i duszy, mamy jeszcze cień. Jeden z najmniej zbadanych i zaniedbany przez człowieka stan “poza cielesny”.

Aleja dębowa na Królewskiej Woli. Drzewa tworzą zachwycający klimat! Złota godzina podkręcała ten klimat jeszcze bardziej.

Liście dębowe, które nie pożarł w tym roku mączniak, skuliły się, zwiędły i nabrały zimowej szorstkości. Jednak gdy tylko podświetli je promień Słońca, nadal imitują złoto i jego szlachetność.

Po liściach, “rzuciliśmy” się na nawłoć. Zdjęcia pod Słońce? Czemu nie. Lubię kombinować i nie martwię się, że fotka nie wyjdzie mistrzowsko, zgodnie ze sztuką fotograficzną. Dla mnie i moich leśnych towarzyszy nie ma ograniczeń! ;))

Według mnie, zdjęcie nie musi być dopieszczone i wykadrowanie. Liczy się klimat. A ten w Bukowinie jest jedyny, niepowtarzalny i magiczny bardziej od Davida Copperfielda. Tu nic nie znika, a magii jest mnóstwo w każdym wymiarze i rozmiarze.

Widoki, która zaserwowała nam trzydziesto-listopadowa Bukowina, przechodzą do historii jako wielka uroczystość i święto bukowińskich lasów, na którym podano przyrodniczy tort wykonany z bukowińskiej ziemi, ściółki, lasów, łąk oraz pól, polany i przyozdobiony błękitem nieba.

I choćby brzuchy (a raczej oczy) miały nam pęknąć, pożeraliśmy ten tort łapczywie, bo tak smakują tylko najlepsze dzieła stworzone przez Matkę Naturę. Bukowina po raz kolejny pokazała, gdzie mam swoje korzenie jako grzybiarz i gdzie jest mój dom!

Chociaż zachwycam się czarującymi, górskimi lasami, czy Borami Dolnośląskimi, w których, w tym roku, buszowałem kilkukrotnie, tam zawsze jestem gościem. W Bukowinie natomiast, czuję się jak w domu. Tu zaczęła się leśna “szajba”, której właśnie stuknęło 32 lata. ;))

Sezon 2019 zakończony, wymęczone intensywnością jego przebiegu gumowce, zapadły w zimowo-leśny sen. Pozostanie jeszcze, szczegółowo go podsumować, co uczynię już niebawem, w dwóch, odrębnych częściach.

Jeszcze jedna z pożegnalnych fotek, którą wykonał Krzysiek na bukowińskiej stacji. Trąbiąco/pozdrawiający maszynista pociągu towarowego i pozdrawiający go ten, co się tyle rozpisał. Nieco z tyłu Leszek, oglądający pozdrawiające się widowisko. ;))

Zachodzące Słońce w gałęziach i pędach jałowca “Kolejarza”. Sezon grzybowy 2019 definitywnie przeszedł do historii. Jaki będzie przyszły? Czy ponownie nastąpi, wielkie grzybowe BUM? Czy będzie wczesny wysyp? Jaki scenariusz napisze dwóch, najbardziej tajemniczych reżyserów, którym na imię pogoda i przyroda?

Cokolwiek się nie wydarzy, niezmiennym pozostaje fakt, że będę deptać bukowińską ziemię wzdłuż i wszerz. Na północ i południe. Na wschód i zachód. A wszystko rozpocznie się tu. Na bukowińskiej stacji, gdzie wciąż tli się kult lasu i tajemnica magii tego miejsca.

Darz Grzyb! ;))

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

4 KOMENTARZE

  1. Witajcie Towarzyszu Lenart:)
    Ja też zakończyłem sezon wycieczką rowerową do Lasu Strachocińskiego. Korcił wyjazd samochodem gdzieś dalej ale pomyślałem sobie, że grzybów to ja jednakowo nazbieram:) (a tak na marginesie mam nadzieję, że Towarzysze Krzysztof i Leszek nałożą odpowiednią grzywnę za włóczenie ich bo bezgrzybnym lesie:) Stosowny wpis umieściłem u Towarzysza Marka. Zaczynałem sezon w Lesie Mokrzańskim, to co szkodziło zakończyć w Strachowickim:) Bardzo udany sezon jest zakończony co przyniesie przyszły? To jeden Bóg raczy wiedzieć. Na szczegółowe podsumowanie przyjdzie jeszcze czas. Umieszczę e u Towarzysza Marka.
    Darz Grzyb
    Pozdrawiam serdecznie
    Ps.
    Coś tam wspominacie Towarzyszu o dzikiej róży. Słusznie i zgodnie z Dyrektywą Towarzysza I Sekretarza. Użyczę Wam z butelkę finalnego wyrobu właśnie z dzikiej róży:) względnie zaproszę na degustację:)

    • Czytałem Twój wpis i wysłałam Ci pozdrowienia u Marka w sekcji “Forum”. Też wkrótce zrobię podsumowanie, dwuczęściowe (maj-sierpień) i (wrzesień-listopad). Darz Grzyb! 😉

  2. Cześć Paweł
    Odpowiedni kierownik wycieczki + ekipa chłonąca wszystkimi zmysłami bukowińskie klimaty = super wycieczka 😉
    Czym więcej tam odkrywamy oczami, tym więcej chce się odkrywać duszami…
    Dzięki Paweł.
    Pozdrawiam 😉

    • Cześć Krzysiek! 😉
      Dziękuję za to wyróżnienie! Wycieczka udała nam się w 200%. Trzeba planować następną, ponieważ… LASU TRZEBA NAM! ;))
      Ps. Dzięki za fotki i świetne towarzystwo. 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.