Aktualności Grzyby Las

Gdy lipcowe Słońce wschodzi nad Bukowiną.

Gdy lipcowe Słońce wschodzi nad Bukowiną.

Gdy lipcowe Słońce wschodzi nad Bukowiną, otaczające ją lasy szumią koronami drzew taką oto nowinę: Zaczyna się nowy wspaniały dzień, w którym o poranku błyszczą zboża, rosa szkli się w trawie, ptaki śpiewają wesoło i radośnie, że wprawdzie jest już po wiośnie, ale teraz podczas lata, rośnie im jak na drożdżach młodzież skrzydlata, która nim jesień nadejdzie, w swej wzrastającej sile i krzepkości, będą gotowe do dalekich podróży.

Kiedy lipcowe Słońce wschodzi w Bukowinie, wyruszam do lasu z zapomnianej nieco stacji, która jest zaledwie kropką na mapie, ale jej historia waży wiele grubych ksiąg. Kiedy Słońce wschodzi w Bukowinie, jakąś niewidzialną moc przyroda generuje. Wtłacza jej cząstkę w moją głowę i nogi, które same rwą się do przodu.

Środa 5. lipca 2023 roku. Wysiadłem z pociągu na stacji w Bukowinie. Wieje lekki, orzeźwiający wiatr, niebo jest bezchmurne. Rozpoczyna się nowy dzień w dawnej Mekce dla części wrocławskich grzybiarzy. W sobotę, 3. lipca 1993 roku wysiadło tu ponad 200 osób.

Obieram kierunek na Twardogórę. Maszeruję po torach kolejowych i zachwycam się czarującym porankiem bukowińskiej krainy. Trwa festiwal barw i taniec kolorów. Zboża przybierają dojrzałe odcienie, lato rozkłada na polach dywany szeleszczących kłosów.

Jeszcze zakręt, kilkanaście minut spaceru piaszczystą ścieżką i wejdę do krainy pachnącej żywicą, jagodami i grzybami. Mój chód spowolni ceremonia świtu, która czai się za kolejnym zakręcie.

Staję przed bramą lasu. Falująca zieleń delikatnie kołysze się, jakby kłaniała się przybyszowi i zapraszała do świata pełnego marzeń, baśni, czarów i fantazji. Tylko skrajny głupiec odrzuciłby taką propozycję.

Tak wygląda wspomniana ceremonia świtu w krajobrazach Bukowiny. Rzekę płynącego światła otula cień lasów i zbóż. Co chwile zmienia się intensywność tych barw. Teraz dominują jaskrawe, żółto-pomarańczowo odcienie.

Za chwilę rzeka zamienia się w delikatne, złociste strumienie meandrujące wśród kłosów. I jak tu iść w szybszym tempie, odwrócić głowę i udawać, że się nic nie widzi? Nic z tego. Bukowina wie, jak żonglować moimi emocjami. To ona decyduje, kiedy mam przemieszczać się szybciej, a kiedy należy zatrzymać się na dłuższa chwilę.

Mistycyzm porannej ceremonii w Bukowinie dokonał się. Są to momenty, które wielokrotnie nazywałem, czy raczej próbowałem nazwać. Teraz wiem, że nie ma sensu wyszukiwać, Bóg wie jakich górnolotnych sformułowań. Jest to po prostu HARMONIA DOSKONAŁA, której oblicze pozostawiam do interpretacji każdemu na swój sposób.

Z CIEMNOŚCI DO BŁYSZCZĄCEJ KRAINY

Kiedy wchodzę do lasu, zostaję zaskoczony przez wciąż rozkapryszoną noc, które nie chce dopuścić światła, chociaż i tak stoi na przegranej pozycji. Wędruję tunelem ciemności ku nieokiełznanej, błyszczącej światłości. Jestem między dwoma światami, tak dalekimi i jednocześnie bliskimi człowiekowi. 

Kiedy myślałem, że to co widziałem w bezkresnych krajobrazach Bukowiny jest kulminacją misterium lipcowego poranka, las szybko uzmysłowił mi, że tylko myślałem… To w tym lesie postanawiam rozpocząć pierwszy lipcowy zbiór jagód, ale jak tu się wziąć za robotę, kiedy dusza pragnie doznań porannego olśnienia?

Mówię sam do siebie. Ok. Jeszcze 10-15 minut i zaczynam. Najpierw napatrzę się na las, stanę się jego częścią i wtopię w rytm leśnego świata. Nie potrzebuję filmów fanatsy czy powieści science fiction. Wystarczy wejść o poranku do lasów Bukowiny… 

Las lśni w każdym miejscu. Soczysta zieleń miesza się z cytrynowym blaskiem i szczerością złota. Po tak fantastycznym powitaniu, naciągnąłem energii do pracy na cały dzień. Wziąłem kilka łyków orzeźwiającej wody, przebrałem się i rozpocząłem żywot jagodziarza cierpliwego. ;))

JAGODY

Początek tegorocznego sezonu jagodowego był kiepski. Nadzieję na większe owoce dały opady deszczu, które przetoczyły się nad lasami w drugiej połowie czerwca. Teraz można napisać, że sezon jagodowy nareszcie rozkręca się na dobre.

Zabrałem się bardzo żwawo do pracy, odłożyłem aparat fotograficzny i przy ciągle zmieniającej się melodii śpiewu ptaków oraz narastającym cieple, cierpliwie skubałem jagody.

Dojrzałych owoców jest dużo więcej niż ostatnio. Powiększyły też swoją objętość. Zbieranie trwało prawie cały dzień, z dwiema przerwami na rozprostowanie kości, przy czym podczas jednej przerwy, otarłem się o burzę, o czym będzie dalej.

Najlepsze jagody można spotkać w bardziej zarośniętych lasach, bliżej obniżeń terenu i generalnie na stanowiskach, w których las trzyma więcej wilgoci. Stare, suche prześwietlone bory, a zwłaszcza te znajdujące się na wzniesieniach terenu, nadal mają liche i małe jagody.

Po godz. 18. zakończyłem piąto-lipcową skubaninę, z poczuciem ogromnej satysfakcji, że moja jagodowa szajba, wciąż ma się dobrze. ;)) Trzeba wykorzystać czas jagodowej obfitości, ponieważ prognozy pogody nie napawają optymizmem. Czeka nas co najmniej kilkudniowa przerwa w opadach i temperatury przekraczające 30 stopni C w cieniu.

PO PROSTU LATO

Lipiec to lato. Lato to lipiec. Tak było kiedyś i tak jest teraz. Trzmiele zapracowane na kwiatach kwitnących jeżyn, nieświadomie pozują do zdjęcia. Kolejne pokolenie pysznych owoców dojrzeje na przełomie lipca i sierpnia.

Rozpoczęła się obfitość malin. Delikatne, mięsiste i przede wszystkim wspaniale przepyszne. Z grzybów spotkałem tylko podstarzałe, rozpadające się owocniki jakiegoś bliżej nieokreślonego przeze mnie gatunku. W tym samym miejscu spotykałem je w lipcu 2021 roku.

Lipiec to obfitość gęstwiny leśnych tuneli zieleni. Letni przepych, bogactwo, przyrodnicze dostojeństwo i ten cudowny kontrast między ciemnością i jasnością, który może nie jest zbyt efektowny na zdjęciach, ale w lesie wygląda wyśmienicie.

W Bukowinie czuję się tak, jakbym się tu urodził. Każda ścieżka, dukt, las, drzewo, zakręty są mi bliskie. Obserwuję ich przemianę od ponad 35 lat, głównie wskutek działalności gospodarki leśnej. Widziałem upadek starego lasu pod piłami i strzelające życiem posadzone młodniki.

Nawet po najcięższych wycinkach, przychodzą w końcu czasy regeneracji. Las to ciągła przemiana, czasami powolna, czasami gwałtowna. Uświadomiłem sobie, że poprzez zdjęcia można na zawsze zatrzymać najpiękniejsze leśne momenty i chwile. 

W lasach Bukowiny można szybko przejść z mocniej zarośniętych borów mieszanych w sosnowe bory suche, piaszczyste ze skąpym runem, ale za to z intensywnymi oparami żywicy. Ta ciągła zmienność, leśny kalejdoskop lasów Bukowiny jest niepowtarzalny.

Pamiętam, jak rósł tu stary sosnowy bór, sypiący podgrzybkami tak obficie, że można było się o nie potknąć. Gospodarka leśna opędzlowała wszystkie stare drzewa, a widoczny młodnik wzrasta z każdym rokiem. Przy drogach posadzono brzozy, na które już zerkają pobliskie koźlarze i tylko patrzeć, kiedy wychylą w nich swoje okrągłe kapelusze.

A tak wyglądają najbardziej urokliwe zakamarki leśnych ostępów, w którym żyją głównie sosny i świerki. Zagęściło się, przyciemniło od gęstości ulistnienia drzew, natomiast w runie dojrzewają grube jagody.  

Nieco dalej jeszcze inne stanowiska, bardziej doświetlone, również z obfitością jagód. Po drodze odwiedzam leśnego Enta, który niczym pra-jeleń spogląda na majestat lasu. 

To przepiękny buk, wprawdzie niezbyt gruby, średnio wysoki, ale za to jak wygląda! Mchy oblepiły jego sylwetkę, wygląda baśniowo, jednak ukrywa swój wizerunek kilka metrów nad ziemią. Ktoś, kto przejdzie obok i nie spojrzy w górę, nieświadomy pójdzie dalej.

Po godzinie 10. zrobiło się bardzo gorąco. Słońce wręcz paliło, chwilę wytchnienia dawał nasilający się wiatr. Czyżby szykowała się zmiana pogody? W prognozach wydano ostrzeżenia przed silnymi burzami. Zobaczymy, co będzie dalej.

Na kilka minut uciekłem w bukowo-dębowo-grabowy tunel, w którym jest znacznie chłodniej niż na otwartym terenie, gdzie szaleje piekące Słońce.

W powietrzu czuć było zbliżające się załamanie pogody. Na niebie pojawiły się pierwsze kłębuszki, z których kilka zaczęło dość szybko powiększać swoje rozmiary.

Jeden z nich przybrał wygląd miniatury chmury burzowej. Zrobiło się jeszcze cieplej, ale wiatr nasilał się coraz bardziej.

Na moment wszedłem w las, który poza obfitością jagód, czasami darzy również kurkami i borowikami. Tym razem nie znalazłem w nim ani jednego owocnika grzybów.

BURZA

Po godz. 13. uformowała się lipcowa burza. Wiatr stawał się coraz silniejszy, w oddali było słychać groźne pomruki burzy. Trudno było jednoznacznie określić, czy przejdzie nade mną, czy odbije i pójdzie bokiem.

Pomału zbliżała się do mnie, ale na radarach nie wyglądało to jakoś szczególnie niebezpiecznie, chociaż należy pamiętać, że żadnej burzy nie wolno lekceważyć, zwłaszcza, że w każdej chwili mogą się zmienić warunki i spokojna burza, może rozwinąć się w silną strukturę. Ostatecznie padało około 20-30 minut, chwilami mocniej, chwilami słabiej, ale do bardziej zarośniętych partii lasu dotarło bardzo mało wody.

Burzę przeczekałem na środku leśnej ścieżki, kilkanaście metrów od następnego leśnego Enta Bukowiny, tym razem zaczarowanego i ukrytego w dębie. 

A później rzuciłem się w dalszy wir zbierania jagód. Powietrze oczyściło się z duchoty, na niebie przeważało zachmurzenie, warunki do jagodowego skubania stały się idealne. Zasiedziałem się długo w lesie, dlatego w drodze powrotnej już nie robiłem zdjęć, ponieważ musiałem się śpieszyć na pociąg. Tylko w samej Bukowinie pstryknąłem kilka fotek.

I nastał czas powrotu. Bukowina od świtu do wczesnego wieczora, jak zawsze dostarczyła mi wrażeń najwyższej jakości. Bukowina to kraina, która gra we własnej lidze i jest poza wszelkimi klasyfikacjami. Jest po prostu najlepsza, jedyna i niepowtarzalna!

Lipiec w Bukowinie powitał mnie ucztą najwyższych smaków. Tego się spodziewałem, niemniej i tak jestem jeszcze bardziej zaskoczony, kolejnym leśnym rytuałem, którego byłem świadkiem. Następny poziom odkrywania leśnych tajemnic został osiągnięty. ;))

Gdy lipcowe Słońce wschodzi nad Bukowiną, wszystko staje się mistyczną chwilą. Lasy zamieniają się w bursztynowe wrota, polami i łąkami płynie rzeka złota. W lesie noc przekomarza się ze światłem, emocje tu nigdy nie gasną. Już nadchodzi czas, kiedy ponownie wyruszę w las…

DARZ GRZYB!

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

3 KOMENTARZE

  1. Witam Towarzysza Pawła!
    Gratuluje raz jeszcze cierpliwości i kondycji przy zbiorze jagód. Wiem, że tyle naskubać to wcale nie łatwe, tym większe uznanie dla Towarzysza:) Dziękuję Ci za życzenie powrotu do zdrowia. Stan się poprawia ale tutaj, zgodnie z opinią lekarzy trzeba po prostu cierpliwości dlatego nie chcę ryzykować zbioru jagód. Cały dzień schylania etc. Nabędę trochę na Targpiaście a resztę może dozbieram na Pomorzu w sierpniu. Do tego może będzie jeszcze łochynia i jak dla nas wystarczy:) Jak pisałem na forum u Towarzysza Marka przejechałem się w sobotę na wycieczkę rowerową. W zasadzie mogę tylko potwierdzić Twoje spostrzeżenia. Grzybów zero, susza okropna. Dobre miejsce na jagody znalazłem w dużym zagłębieniu terenu porośniętym starym lasem dębowym. Tam może więcej cienia niż w lesie sosnowym i jagód było całkiem dużo. Ponadto można nazbierać malin a za miesiąc, może troszkę więcej jeżyn. Dalsza część poniżej. Bo krzyczy mi, że komentarz jest za długi:):)

  2. Paweł na pewno odwiedzę to miejsce jeżeli przejdą deszcze. Miejsce wygląda bardzo obiecująco pod względem grzybowym a dojazdu tam nie ma, także może i będzie mniej grzybiarzy. Wrócę jeszcze do kleszczy. U mnie ta permetryna zawsze była skuteczna. Rozcieńczałem 10ml koncentratu na 0,5 litra wody i zwykłym opryskiwaczem spryskałem mocno spodnie i buty. Nigdy nie przyniosłem żadnego. I jeszcze jedna sprawa. Zgodnie z zaleceniem lekarzy postanowiłem w tym roku zaszczepić się przeciwko odkleszczowemu zapaleniu mózgu. Niezbyt to miła choróbka. Fakt najczęściej przebiega bezobjawowo lub skąpoobjawowo, ale bywają ciężkie powikłania neurologiczne. Ech zresztą nie ma co się targować z lekarzami. Próbowałem i tak zawsze wychodziło na ich stronę:):):)
    Ps.
    Paweł a może wziąłbyś delegację i podskoczył do Reinbachów. Podejrzewamy, że Szuwarek znowu zalewa pałę u Serpentynka a susza widzisz jaka. Trzeba chyba pogonić go do roboty:):):)
    Serdecznie pozdrawiam!
    Darz Grzyb!!!

    • Cześć Wojtek.
      – Co do permetryny, kupię i przetestuję jeszcze raz. U mnie jest ten problem, że często chodzę na skróty przez pola, łąki, trawy, paprocie i zawsze jakiegoś kleszczowego dziada przytargam. Ale próbować trzeba, bo jest tego dziadostwa multum. O szczepionce na OZM też pomyślę na przyszły sezon.
      – Do Reichenbachów tradycyjnie planuje się wybrać w sierpniu. Szuwarek teraz rządzi, bo przeprowadzili mu remont i ponoć wszystko wygląda pięknie (oczywiście w formie ruiny trwałej). Także żadna z nim rozmowa, kiedy wciąż leży narąbany jak atom. ;-))))))
      Pozdrawiam.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.