Skip to content
Pamięć o dworcowej wierzbie.
Drzewa miejskie. Drzewa uliczne. Rosną blisko nas. Często koło nich przechodzimy, przejeżdżamy, a nawet chronimy się pod nimi, gdy letnia ulewa nas zaskoczy, a nie wzięliśmy ze sobą parasola. Jednak nie zwracamy na nie większej uwagi. Do czasu… Do czasu, kiedy pojawia się po nich pustka. Do czasu, kiedy z hukiem runą przez silny podmuch wiatru lub ludzką działalność…
Jednym z takich drzew była dworcowa wierzba płacząca, rosnąca tuż przy wejściu do tunelu dworca Nadodrze, który prowadzi na skróty do peronu, z pominięciem budynku dworca. Wierzba jakich wiele. Jej historia była jednak inna. Sentymentalna, często wesoła i …grzybowa, o czym będzie niżej.
Tunel całkiem niedawno wyremontowano. Jakieś 3 lata temu. Nie ma tu strażnika i wartownika. Pojawiły się malowidła sztuki współczesnej, o ile to jest sztuka. Przejście przez tunel, należy wykonać szybko i najlepiej na wdechu ponieważ jest on znaczony przez okolicznych, najczęściej pijanych samców, rywalizujących o wpływy na tym terenie…
To tak na marginesie. Przy tym tunelu rosła wierzba płacząca pod którą zbierali się w latach 90-tych grzybiarze, oczekujący na pociągowe wieści z lasu. Było to też jedno z ulubionych miejsc niektórych piwoszy, którzy sprytnie skrywali się wśród długich gałązek drzewa i sączyli chmielowy napój.
Wierzba ta była bardzo charakterystycznym drzewem, powykrzywianym, zagrzybionym, częściowo wypróchniałym z ubytkami na pniu. Rosła w nietypowym miejscu dla tego gatunku, z dala od źródeł wystarczającej wilgoci. Pomimo niesprzyjających warunków miejskich, co roku czarowała soczystą i bujną zielenią.
Czasem pstryknąłem jej fotkę, najczęściej przed wycieczką do lasu. Nie przejmowałem się zbytnio jej stanem zdrowia, gdyż wierzby to waleczne, z dużym potencjałem życia drzewa, nawet, kiedy zgnilizna w jej wnętrzu, prze do przodu jak czołg pancerny po asfalcie. Nie dopuszczałem myśli, że wierzby tej może kiedyś zabraknąć.
To był błąd. To było “uśpienie” czujności. Nic nie trwa wieczne, a tym bardziej miejskie drzewa, które są narażone na szereg niesprzyjających czynników i okoliczności. Swoją waleczność wierzba pokazała w 1997 roku podczas powodzi, kiedy przez kilka dni, drzewo taplało się w mętnej, brudnej wodzie, w skład której wchodził m.in. olej i benzyna.
Przyszedł sierpień 2017 roku. TRACH!!! Wierzba runęła z impetem. Pod koniec sierpnia, wybrałem się na wycieczkę do lasu. Jej początek, zawsze będę kojarzyć z pustką, która ujawniła się po upadku drzewa, które nazwałem “wierzbą grzybiarzy lat 90-tych”. Zdałem sobie sprawę, że wierzba ta była częścią fenomenu socjologicznego, który opisałem w 2016 roku w “Historii Grzybobrań Pociągowych”.
Jeden z symboli tamtych lat upadł bezpowrotnie. Wierzbę pocięto na kawałki i wywieziono. Cokolwiek nie posadzą w jej miejsce (o ile w ogóle posadzą), nigdy nie będzie “wierzby grzybiarzy”, pod którą gromadzili się nieinternetowi i “niekomórkowi” grzybiarze lat minionych, gdzie najcenniejsze informacje o grzybach pozyskiwano z ust tych, co wrócili z lasu.
Złamany pień ujawnił działalność grzybów, które osłabiły dworcową wierzbę na tyle, że drzewo opadło z sił i nie było w stanie, wciąż utrzymywać swoją koronę na pniu. Często niestety tak bywa, że gdy upada w mieście stare drzewo dawnych lat, w jego miejsce wkrada się pustka, którą człowiek już nie zastępuje innym drzewem.
Przez kilka dni, można było oglądać zwłoki wierzby, do której wciąż żywię wielki sentyment i z którą mam bardzo miłe wspomnienia, kiedy – mając kilkanaście lat – kręciłem się w jej pobliżu z niecierpliwością, w oczekiwaniu na przyjazd grzybiarzy z wiadomościami prosto z lasu.
Tą wierzbę na pewno pamięta też część mieszkańców z okolicznych kamienic. Czy ktoś z nich wpadł na pomysł, żeby kiedyś ją sfotografować? Tego nie wiem. Może któryś z nich przeczyta ten artykuł i podzieli się ze mną zdjęciami lub jakąś historią/wydarzeniem z “wierzbą grzybiarzy” w tle? Wiem , że mogę liczyć na serdecznego kolegę – Krzyśka z lasu, mieszkającego w pobliżu i doskonale pamiętającego to drzewo. Zresztą to on jako pierwszy poinformował mnie o końcu żywota tej wierzby.
Zostały wspomnienia. Tak, jak po wszystkim w życiu. Wspomnienia – te miłe i te niemiłe zostają w głowie. Gdzieś w głębi zwojów mózgowych. Czasami dają o sobie znać. Często pod wpływem chwili, a czasami we śnie. Wczoraj rosła wierzba. Dzisiaj mamy pustkę. Szkoda każdego drzewa, a szczególnie tego sentymentalnego, będącego mistrzem drugiego planu, które – po jego śmierci – okazuje się być bohaterem planu pierwszego.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Cześć Paweł!
No to zagrałeś na moich sentymentalnych strunach.
Trudno cokolwiek dodać, zawarłeś w tym wpisie wszystko. Ta wierzba była czymś tak oczywistym jak powietrze którym oddychamy, ale dopiero gdy runęła, zrozumieliśmy że BYŁA. Cóż, kolejny brakujący element…
Pozdrawiam
Zgadza się Krzysiek. Bukowiński Kult Lasu Wrocławskich Grzybiarzy coraz bardziej odchodzi do historii i w niepamięć. Pozostało nam jeszcze pociągnąć go przez następne lata, chociaż już w bardzo skromnej i okrojonej formie…