Aktualności Grzyby Las Perły dendroflory

Pierwsze jagody.

Pierwsze jagody.

Piątek, 30. czerwca 2023 roku. Początek sezonu jagodowego na Wzgórzach Twardogórskich. Sezonu opóźnionego, po części przez chłodną aurę na wiosnę (wiele zimnych nocy), ale wydaje mi się, że głównym powodem jest niedobór opadów, który na dobre rozpoczął się w maju. 

Od wielu lat nie było tak słabo z jagodami w drugiej połowie czerwca, czyli w czasie, kiedy powinno być już ich w bród. Myślałem, że pierwsze jagody nazbieram dopiero w lipcu, na szczęście udało mi się wygospodarować wolny piątek i z samego rana wyruszyć do lasów Bukowiny Sycowskiej.

Poranek był pochmurny, ciepły, w powietrzu czuć było wzrastającą wilgoć i parność. Tylko około godz. 10-11, niebo ciut przetarło się i wyszło Słońce, ale trwało to stosunkowo krótko. Poza tym, cała wyprawa przebiegła przy znacznej przewadze zachmurzenia.

W lasach wreszcie więcej popadało, dwie główne porcje opadów przetoczyły się w drugiej połowie czerwca. Do tego czasu było bardzo sucho. Jednak w rowach, stawach, leśnych oczkach i bajorkach sytuacja z wodą jest słaba. W części rowów nie ma już płynącej wody, a zbiorniki wodne mają wyraźnie obniżony poziom lustra wody.

W tych zachmurzonych i dość dusznych warunkach pogodowych, wyruszyłem wartko na jagody, chociaż nie byłem do końca przekonany, czy znajdę dobre jagodowo miejscówki, dzięki czemu będę mógł zając się skubaniem owoców.

Poszedłem na stanowiska, które znajdują się w bardziej obniżonych częściach lasu i są dosyć zarośnięte. Tam jest więcej wilgoci i to w nich upatrywałem szansę na przyzwoite jagody.

To była dobra strategia, jednak jest jedno mało ale. A właściwie to tysiące małych ale. Gęstsze runo i podszyt to wylęgarnia owadów, w tym tych najbardziej irytujących czyli kleszczy. Jest ich od groma i trzeba się przed nimi dobrze zabezpieczyć, chociaż 100% ochrony nie daje żaden środek odstraszający.

Sam testowałem chyba wszystko, co jest powszechnie dostępne i twierdzę, że marketingowe sformułowania “100% skuteczności” mają się nijak do kleszczowego stanu faktycznego w lesie.

Naszpikowany chemią na ubraniach, wziąłem się ostro o roboty. Mam wrażenie, że sezon jagodowy dopiero startuje. Może po ostatnich opadach, większość borów jagodowych rozpocznie na dobre jagodową obfitość. Jak na razie to w wielu miejscach jest po prostu mizernie. Dojrzałe jagody są małe, a na krzewinkach widać jeszcze wiele niedojrzałych owoców, czyli zielonych.

Obecnie zbieranie jagód bardziej przypomina szukanie grzybów. Trzeba się trochę nachodzić, aby znaleźć na tyle dobre stanowiska, żeby można było posiedzieć w nich przez kilka godzin.

Jednym z lepszych miejsc okazało się stanowisko przy wydzieleniu, które jest jeszcze otoczone siatką, aby młode drzewka były chronione przed zgryzaniem przez zwierzynę, chociaż ich wysokość przekracza już 5-6 metrów.

W sumie to dobre jagodowo okazały się tylko dwa miejsca z kilku, które odwiedziłem. Najgorzej jest w suchych prześwietlonych, starszych borach sosnowych, gdzie jagód jest po prostu bardzo mało, a ich objętość niewiele większa od główki od szpilki.

Pierwszy koszy jagodowy 2023 został uzbierany, ale wymagało to ode mnie wytężonej pracy. Czyżby zapowiadał się jeden z najsłabszych sezonów jagodowych na przestrzeni wielu wielu lat?

Nic nie jest wykluczone. Wciąż potrzeba dużo opadów i najważniejsze, żeby nie przyszła dłuższa intensywna fala upałów, bo wtedy może być naprawdę kiepsko. Na razie prognozy pogody są w porządku, jeśli chodzi o temperatury, gorzej z opadami, ponieważ na chwilę obecną nie widać w nich, żeby w pierwszej połowie lipca, można było liczyć na konkretniejsze ilości deszczu.

WODA

Opady, które przetoczyły się nad lasami w drugiej połowie czerwca, poprawiły sytuację związaną ze suszą, ale tylko na kilka dni. Cieszyłem się z każdej napotkanej kałuży w lesie i fotografowałem w nich zwierciadło lasu.

Niektóre oczka wodne przestały być zasilane przez wodę z płynących rowów. Zrobiła się na nich charakterystyczna “zawiesina”, czyli kożuch. Spotykam go najczęściej na zbiornikach, które mają odcięty świeży przepływ wody.

Odwiedziłem też jedno z moich ulubionych, dyskretnie ukrytych oczek wodnych, przy którym siadłem na kilkanaście minut. Przy ptasich koncertach, zatopiłem wzrok w tafli wody i życiu, które dzieje się wokół niego.

Początkowo nic specjalnego się nie działo. Czasem przepłynęły jakieś owady, gdzieś tam słyszałem w trzcinach jakąś krótką szamotaninę, aż w końcu dostrzegłem miłosny taniec ważek.

Jest on niezwykły i przypomina bardziej siedzenie jednej ważki na głowie drugiej niż akt miłosny w celach rozrodczych. To jest dopiero ekstrawaganckie wyrafinowanie! ;))

W wodzie odbijały się ławice chmur, to był właśnie ten moment, kiedy Słońce przebijało się przez chmury. Zrobiło się parno i duszno. Liczyłem na jakąś konkretniejszą ulewę, ale ochłapy frontu, które dotarły na Wzgórza Twardogórskie późnym popołudniem, tylko skropiły grunt.

Miłosny taniec trwał nadal. Czasami ważki wzbijały się w powietrze i lądowały na innym miejscu. Kiedy odchodziłem od oczka wodnego, życie wodno-leśne brzmiało dalej, a ja cieszę się, że miałem zaszczyt je podziwiać.

Jeszcze jedna przydrożna kałuża ze zwierciadłem lasu. Przyszedł czas, aby przejrzeć kilka grzybowych miejsc, bardziej dla statystyki i rozprostowania kości, bo wiadomo, że w tym regionie grzybów obecnie nie ma.

GRZYBY

Cóż, Podkarpacie przechodzi przez czerwcowo-prawdziwkowe (a od dzisiaj lipcowe) szaleństwo, a u nas… To jedyne grzyby, które wczoraj spotkałem w lesie. Miejsca na pierwsze koźlarze, usiatki lub kurki są całkowicie puste. Tradycyjnym winowajcą jest susza.

Czasy, kiedy na Wzgórzach Twardogórskich w lipcu kosiło się grzyby całymi koszami, chyba już nie powrócą. Raz na 5-10 lat przydałby się taki grzybowy wybryk, jednak szanse na to są bardzo małe. Za to niedobór opadów jest co roku gwarantowany.

Można podziwiać wrzosy i liczne siewki dębów, głównie bezszypułkowych, które obecnie są chyba najbardziej jaskrawym filarem runa leśnego.

Do kompletu mamy cały kalejdoskop leśnych różnorodności, np. mrowiska, piękne ozdobne mchy, a także rozkładające się drewno. Znalazłem drzewo, które wywróciło się wiele lat temu i obecnie znajduje się w bardzo zaawansowanej fazie rozkładu.

Leśne laboratorium działa na pełnych obrotach, zwłaszcza teraz w lecie, kiedy temperatury sprzyjają fabryce przetwarzania materii organicznej.

W lesie byłem sam, nie spotkałem nikogo, ale ślady na ścieżkach wskazują, że mieszkańcy lasów licznie spacerują i krzątają się po borach i kniejach.

CO WYDARZY SIĘ W LIPCOWYM LESIE?

Kluczowa będzie pogoda. O grzybach na dolnośląskich nizinach raczej będzie można pomarzyć (punktowo coś tam się pokaże), ale punktowo i w skąpej ilości. Lepiej może być w górach, gdzie grzybiarze już informują o początku jakiegoś tam mini klucia się grzybów.

Dla mnie najważniejsze są obecnie jagody. Przez niepewną pogodę, co do większych ilości opadów i biorąc pod uwagę dotychczasową mizerotę opadową, wystarczy tydzień / półtora tygodnia upałów, żeby jagody wyschły na dużych obszarach lasu.

Dlatego trzeba wykorzystać to, co las daje i nie kombinować. Jak na razie mamy kiepski, a raczej nawet bardzo kiepski początek sezonu jagodowego.

W wolnej chwili warto zrobić rundę po leśnych hektarach, które obecnie są najbardziej gęste i zarośnięte podczas całego sezonu wegetacyjnego.

Lasy paprociowe polecam podziwiać tylko z perspektywy leśnych dróg i ścieżek. Przejście przez takie miejsca gwarantuje dziesiątki kleszczy na ubraniu.

Pamiętam w latach 90-tych i późniejszych takie “duszne” pochmurne wyprawy do lasu, które wieczorem kończyły porządne burze. Często na drugi dzień przychodził rozległy atlantycki niż, który przez kilkanaście godzin obdarowywał lasy opadami o średnim natężeniu.

Gdzie to wszystko się podziało? Teraz często jest parno, duszno, niebo zaciąga się, niektóre chmury wyglądają całkiem groźnie i wszystko rozchodzi się po kościach.

Wiele miejsc zarosło i stało się niedostępnych dla tych, którzy nie lubią się przedzierać przez przysłowiowe “krzaczory i chaszcze”. A ja uwielbiam tę dziką i nieokiełznaną odsłonę lasu.

PŁOMIENNA SOSNA

Po drodze odwiedziłem jedno z najbardziej charakterystycznych drzew lasów Bukowiny i okolic w gatunku sosna zwyczajna. To “Płomienna” sosna, którą opisałem na blogu w 2016 roku.

W koronie okazu niepokojąco zwiększyła się ilość stanowisk jemioły, której jeszcze 8-10 lat temu nie notowałem na tym drzewie.

Właściwie to część wierzchołkowa sosny jest nią całkowicie oblepiona, znacznie zmniejszając jej wytrzymałość mechaniczną.

Po koniec jagodowej wyprawy, kiedy już wracałem na stację, poczułem się tak, jakby ktoś na mnie spoglądał. Postawiłem graty i rozejrzałem się dookoła. Aha! Już wiem, kto się na mnie gapi! ;))

Leśny duszek ukryty w dębie. Minę miał trochę smutną, jakby coś go dręczyło. Może susza? Pewnie tak. Pić się chce, a wody niebiosa skąpią, tylko czasami podlewają obficiej. Do zobaczenia wkrótce duszku!

Pierwsze tegoroczne jagodowe koty za płoty. Co przyniesie następna, już lipcowa wyprawa jagodowa? Tradycyjnie wszystko wyjdzie na miejscu, czyli w lesie. Pójdę w inne rejony duktem, borem, lasem, jagodowym bukowińskim szlakiem…

Darz Grzyb!

Podziel się na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Twitter
  • Blip
  • Blogger.com
  • Drukuj
  • email

2 KOMENTARZE

  1. Witam Towarzysza Pawła!
    Pogratulować osiągnięcia, tyle jagód. Chyba Wam Towarzyszu pomagały tradycyjnie zresztą elfy i krasnoludki:) Albo co najmniej Koło Gospodyń Wiejskich. Ja chyba niestety ten sezon jagodowy będę musiał odpuścić ze względu na ten cholerny błędnik, trudno przyjdzie gdzieś zakupić jagody (jak miałbyś na zbyciu to się zapisuję:) Co do kleszczy Paweł mam środek wcale nie reklamowany, ale sprawdzony przeze mnie. I jest naprawdę skuteczny w 100%. Odkąd go stosuję nie przyniosłem ani jednego kleszcza, a wcześniej miałem zawsze kilku takich przyjemniaczków. Ten środek to permentryna, nazwa handlowa Ectopar, kupuję, rozcieńczam, popryskam dobrze spodnie, buty, bluzę i z robactwem spokój! Co do opadów. Ech szkoda gadać, kolejny rok mamy suszę i chyba o letnim wysypie grzybów możemy raczej zapomnieć. Wiadomo odbija się to i na kondycji jagód a być może wpływ też miały mrozy w kwietniu. Cóż Paweł musimy to jakoś przeżyć:) Być może w sobotę wybiorę się rowerem na zwiad terenowy i zobaczę sam co w ściółce piszczy (no chyba raczej trzeszczy).
    Pozdrawiam serdecznie!
    Darz Grzyb!

    • 1) “Pogratulować osiągnięcia, tyle jagód. Chyba Wam Towarzyszu pomagały tradycyjnie zresztą elfy i krasnoludki:) Albo co najmniej Koło Gospodyń Wiejskich.” – dziękuję, szkoda tylko, że nigdy ich nie widzę jak zbieram jagody, a tym bardziej nie odczuwam ich pomocy. 😉
      2) “Ja chyba niestety ten sezon jagodowy będę musiał odpuścić ze względu na ten cholerny błędnik, trudno przyjdzie gdzieś zakupić jagody (jak miałbyś na zbyciu to się zapisuję:)” – przykro mi, życzę dużo zdrowia. Jagód nigdy nie sprzedawałem i nie sprzedaję.
      3) Kiedyś miałem permetrynę i nie odznaczała się jakoś szczególnie od pozostałych środków (czyli kleszcze i tak się przyczepiały, chociaż w mniejszych ilościach). Ale spróbuję jeszcze raz, może wtedy miałem za słaby roztwór. Dzięki za informację.
      4) Z opadami kicha i na razie tak będzie. Niestety.
      Pozdrawiam i jeszcze raz życzę dużo zdrowia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.