Skip to content
Późnoletnio-parajesienny wysyp grzybów w Bukowinie.
Piątek, 3-go września 2021 roku. Po chłodniejszym i wilgotniejszym okresie w pogodzie, znacznie wzrosły szanse na pierwszy wysyp grzybów w lasach Wzgórz Twardogórskich. Od kilku dni napływały coraz pomyślniejsze informacje od grzybiarzy, że w ściółce coś się dzieje. Trzeba było to czym prędzej sprawdzić, dlatego przed weekendem, uzbrojony w dwa koszyki i wielką chęć włóczęgi, postanowiłem przekonać się, co piszczy, trzeszczy i wykluwa się ze ściółki w bukowińskich lasach.
Wrzosy kwitną na potęgę, przejście między późnym latem a początkiem jesieni odbywa się płynnie i stopniowo. Chciałoby się w tych wrzosach ujrzeć brązowe kapelusze borowików lub pomarańczowo-żółte koźlarzy. Kilka dni wcześniej Marek Snowarski użył – według mnie – bardzo trafnego określenia na obecną sytuację grzybową w lasach, pisząc na kultowej stronie www.grzyby.pl o “późnoletnio-parajesiennym” wysypie grzybów.
Z podobną sytuacją grzybową mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, kiedy w pierwszej i drugiej dekadzie września porządnie sypnęło grzybami w dolnośląskich lasach, ale w wielu miejscach wysyp był mocno robaczywy. Tak było m.in. w lasach Bukowiny ( http://server962300.nazwa.pl/magnetyzm-bukowinskiego-grzybobrania.html ). W tym roku wysyp jest dużo mniej obfity, grzyby – jak na razie – rosną bardziej punktowo niż masowo na większości stanowisk, za to ich zdrowotność jest nieco lepsza niż w zeszłym roku.
Na początku oględzin lasów spotkałem sporo młodych goryczaków żółciowych, ponurników aksamitnych, tęgoskórów cytrynowych i innych gatunków grzybów, które częściej pojawiają się w okresie letnim (lipiec-sierpień). Po ich obecności, a także po punktowych “wypryskach” grzybów rurkowych oraz liczniej pojawiających się kurkach (pieprznikach jadalnych), doszedłem do wniosku, że nie może być mowy o jesiennym wysypie grzybów, chociaż pojawiają się też (miejscami nawet dość licznie) podgrzybki brunatne, czyli gatunek kojarzony najczęściej z typowo jesiennym grzybnięciem lasu.
Dlatego określenie “późnoletnio-parajesienny” wysyp pasuje do nazwania obecnej sytuacji grzybowej jak ulał. Ponieważ warunki pogodowe nie pozwoliły uformować się letniemu wysypowi wcześniej, a dopiero na przełomie sierpnia/września, grzyby letnie szybko chcą nadrobić zaległości, ale grzyby jesienne “czują”, że nadchodzi ich czas, w związku z czym dochodzi do leśnej “mieszanki”, w której możemy spotkać goryczaka (typowo letni gatunek) obok muchomora czerwonego (jednego z podstawowych symboli jesiennego wysypu grzybów).
Taka sytuacja nie jest jakaś szczególnie wyjątkowa, nawet w mojej skromnej, ponad 33-letniej historii grzybobrań, odnotowałem co najmniej kilka sezonów, w których na przełomie sierpnia/września dochodziło do wysypu grzybów i człowiek długo zastanawiał się, jak potoczą się dalsze losy wysypu. Najczęściej mamy do czynienia z dwoma scenariuszami.
W pierwszej opcji dochodzi do sytuacji, kiedy spóźniony letni wysyp kończy się i nastaje kilkutygodniowy okres przerwy, po którym przychodzi zasadniczy, jesienny wysyp grzybów. Idealnym przykładem jest tu np. 2012 lub 2013 rok. W drugim wariancie spóźniony letni wysyp płynnie przechodzi w wysyp jesienny, np. jak to miało podczas fenomenalnego września 2010 roku, a także – w niektórych regionach – września 2001 roku.
W zeszłym roku spóźniony letni wysyp (miejscami bardzo obfity) zakończył się przed połową września. Zbyt wysokie temperatury i brak opadów nie pozwoliły grzybom rozwinąć kapeluszy i uformować kumulacji, czyli połączenia grzybowych, letnio-jesiennych sił. Pod koniec września i w październiku lało obficie, ale coś “zacięło się” i czegoś zabrakło, aby grzybów było “w bród”. Dopiero po połowie października grzybnęło porządnie, ale nie wszędzie (chyba najlepiej było w Borach Dolnośląskich).
Wszystko wskazuje na to, że również w tym roku na Dolnym Śląsku spóźniony letni wysyp wkrótce wygaśnie i nastąpi wyraźna przerwa przed zasadniczym jesiennym wysypem. Głównym winowajcą jest oczywiście pogoda. Po bardzo przyjemnym i wilgotnym okresie, który pozwolił na uformowanie obecnie trwającego wysypu, przyszły ciepłe i suche dni, a według dalszych prognoz pogody, przed nami znaczna dominacja suchych, słonecznych wyżów, które na razie nie pozwolą “wysypać się” grzybom jesiennym.
Trzeba też pamiętać, że pogoda bardzo zmienną losową jest i w skrajnie niekorzystnym przebiegu, w ogóle może nie pozwolić grzybom na uformowanie się jesiennego wysypu (zbyt sucho i ciepło lub zbyt sucho i za zimno). W najbliższym czasie, nieco inaczej może wyglądać sytuacja grzybowa w górskich regionach, gdyż tam wilgoci wciąż jest sporo, temperatury są niższe (przez co ściółka nie wysycha tak szybko jak na niżu), dlatego w górach może szybciej wystąpić jesienny wysyp grzybów.
Podczas piątkowej wyprawy do lasów Bukowiny bezapelacyjnym gatunkiem, który zdominował “późnoletnio-parajesienny” wysyp była czubajka kania. Gdybym nastawił się wyłącznie na ich zbiór to zapełniłbym nimi co najmniej kilka dużych koszy. Jednak mi marzyły się prawdziwki, podgrzybki, koźlarze i inne gatunki, dlatego zebrałem tylko kilkanaście “kotletów” a resztą fotografowałem, ponieważ pstrykanie zdjęć kaniom należy do wspaniałego zajęcia! ;))
Przypomniała mi się kaniowa sesja fotograficzna z zeszłego roku, którą nazwałem “Kania Show” i której poświęciłem osobny artykuł ( http://server962300.nazwa.pl/czubajka-kania-show.html ). W tamtym sezonie kanie także sypnęły podczas “późnoletnio-parajesiennego” wysypu, ale w październiku rozhulały się jeszcze bardziej, w przeciwieństwie do pozostałych gatunków, którym wyklucie się ze ściółki przychodziło z ogromnym trudem.
Bardzo cenię sobie takie widoki! W oddali lasy, na łące kanie, podziwiam je, fotografuję, czasami przy nich siadam i delektuję się rozłożystymi parasolami na cienkich trzonkach. Nie zawsze należy grzyby szybko zebrać i iść dalej. Nieraz warto przez chwilę przy nich posiedzieć i zastanowić na fenomenem, który ukryty jest w strzępkach grzybni pod ziemią. ;))
Obecnie zrobiło się zbyt ciepło dla kani i zaczynają szybko więdnąć. W piątek były jeszcze w wyśmienitej formie i zachwycały swoją jędrnością. Kanie mają duży przywilej w porównaniu do grzybów czających się w lesie, ponieważ na łąkach pozbawionych zadaszenia drzew, gleba szybko przyjmuje deszczówkę, która pobudza je do wzrostu. Jednak w czasie słonecznej, gorącej pogody nic ich nie chroni przed wysychaniem i wtedy kanie mają przechlapane, a ściślej – przesuszone. ;))
A tak wyglądały kanie, dyskretnie skrywające się w trawie na jednej z łąk. Nagrałem je na filmie.
Po kaniowej uczcie fotograficznej, trzeba było w końcu wśliznąć się do lasów podgrzybkowych i zobaczyć, co tam u nich w mchach, igliwiu, we wrzosach i na piachach słychać? Pojawiło się sporo młodzieży podgrzybkowej, niemniej im dalej w las, tym… mniej podgrzybków.
Pierwsze stanowiska wlały dużą dawkę nadziei, że jak wejdę głębiej, to postawię koszyk i będę ciął podgrzybki non stop. Po przejściu kilku miejscówek, zauważyłem, że nie jest tak, jak myślałem. Podgrzybki rosną bardzo punktowo, a w większości miejsc nie ma nic. Czyli typowy objaw “późnoletnio-parajesiennego” wysypu. ;))
Jednak postanowiłem zdjąć plecak i postawić koszyki, bowiem teraz przyszedł czas na podgrzybkową sesję fotograficzną. Sfotografowałem kilka wybranych, najbardziej reprezentatywnych i klimatycznych grzybków. Tego typu kadry mogę pstrykać i oglądać bez końca. Nie ma mowy o zmęczeniu lub nudzie z powodu powtarzalności tych czynności.
Tak więc uformował się nam punktowy “wysypek”, czyli “pojawek” podgrzybków brunatnych – gatunku, który obecnie, w zmienionym nazewnictwie poprawnie brzmi “podgrzyb brunatny”. Skasowano zdrobniale brzmiące “podgrzybki” na konto bardziej twardego określenia “podgrzyb”. Dla mnie – jako amatora – widzę pewien kompromis. Podgrzybki to te podgrzyby, które idą w marynaty. Natomiast podgrzybki, które przeznaczam do suszenia to podgrzyby. ;))
A co z podgrzybkowymi podgrzybami, które rosną nad ściółką? Czy to “nadgrzyby”? ;)) Ja tu sobie jaja robię z poważnych, grzybowych spraw, ale już na serio doprecyzowując ten wątek to wspomnę, że w 2014 r. po przeniesieniu podgrzybka z rodzaju Xerocomus do rodzaju Imleria wszystkie polskie nazwy stały się niespójne z aktualną nazwą naukową. W 2021 Komisja ds. Polskiego Nazewnictwa Grzybów Polskiego Towarzystwa Mykologicznego zarekomendowała używanie nazwy podgrzyb brunatny i tyle.
Najbardziej emocjonujący moment grzybobrania przyszedł wraz ze sprawdzeniem wybranych miejscówek prawdziwkowych. Wszedłem do nich w głębokim stanie podekscytowania grzybowego, a kiedy zobaczyłem pierwszego borowika, natychmiast pojawił się u mnie syndrom radości grzybiarza, objawiający się uśmiechem od ucha do ucha i euforią. Jak wyglądała sytuacja z królem grzybów?
Prawdziwki pojawiły się przede wszystkim na sprawdzonych od lat miejscówkach, ale punktowo i nie we wszystkich. Zastanawiam się, dlaczego w jednej postanowiły się wykluć, a w innych (teoretycznie lepszych) nie? To chyba taki urok tego wysypu. Ze zdrowotnością było różnie, jednak nie tak źle. Oceniłbym ją na 50%. Czyli na dwa znalezione prawdziwki, jeden był zdrowy, jeden robaczywy.
Z grzybami jest podobnie jak z drzewami. Rośnie ich tysiące, podobne są do siebie, ale wśród całej oferty z puli lasu, czasami trafiają się okazy, które na zawsze zapadają w naszej pamięci. Tak było w przypadku znalezienia tego prawdziwka. Dawno nie spotkałem tak wspaniale ukształtowanego i wyglądającego szlachcica. Rósł w towarzystwie gołąbka. Od razu postanowiłem mu poświęcić kilka zdjęć.
Wpadłem też na pewien pomysł napisania odrębnego artykułu o najwspanialszych, czy też najbardziej zapadających mi w pamięci pojedynczych grzybach, które znalazłem i sfotografowałem. Myślę, że z ostatnich 10-ciu lat uzbiera się całkiem sporo takich osobliwości świata grzybów. Kiedy napiszę taki artykuł? Nie wiem. Pewnie za wiele tygodni, ale napiszę go na bank, bo wydaje mi się to bardzo interesujący wątek.
Szkoda tylko, że nie ma zdjęć z grzybobrań z lat 90-tych i tych przed 2011 rokiem. W zbiorach znalazło się wiele niesamowitych i wyjątkowych grzybów, zwłaszcza prawdziwków i koźlarzy pomarańczowo-żółtych. Ale i tak mam z czego wybierać. Wracając do znalezionego okazu, w jego pobliżu rosło jeszcze 11 innych prawdziwków, z których 8 było zdrowych. Niestety ten najbardziej imponujący pozostał w lesie, ponieważ był kompletnie robaczywy.
Wspaniała jest też miejscówka, w której rosły te prawdziwki. Niezwykle klimatyczna, z domieszką paproci, jagodników, a dominującym gatunkiem drzewa jest sosna, ale spotkamy też buki, dęby, brzózki i świerki. Są w lesie takie miejsca, gdzie człowiekowi szczególnie miło się chodzi i to jest właśnie jedno z nich. Zresztą po lesie zawsze przyjemnie się drepcze. ;))
Kilka miejscówek prawdziwkowych była kompletnie pusta. Nie było też śladów po innych grzybiarzach, przez co mogę przypuszczać, że prawdziwki – podobnie jak podgrzybki – pokazały się tylko na wybranych stanowiskach. Postanowiłem też sprawdzić, jak wygląda sytuacja z koźlarzami czerwonymi i pomarańczowo-żółtymi.
Jeżeli chodzi o te drugie to nie znalazłem ani jednego owocnika, natomiast w przypadku pospolitych “krawców” rosnących pod osikami, do koszyka wpadło kilkanaście młodych grzybów, ale tu również większość miejscówek świeciło pustkami.
Niektóre zostały mocno podjedzone przez ślimaki. Chciałoby się rzec – takie wolne, a takie szybkie. Ślimaki należą do bardzo wolno poruszających się leśnych stworzeń, ale i tak potrafią szybciej pożreć grzyba, zanim grzybiarz go znajdzie. I kto jest szybszy? :))
Wśród topoli osik znalazłem też kilkanaście młodych koźlarzy topolowych. Należą do moich topowych gatunków grzybów, chociaż – jak to koźlarze – aromat mają dużo słabszy od prawdziwków, maślaków czy podgrzybków. Topolowe kapelusze łatwo przeoczyć lub podeptać, ponieważ lubią rosnąć w dość gęstej trawie.
Pojawiły się też klasyczne koźlarze szare i babki, a także sporo kurek, które należą do typowo letnich gatunków grzybów. Kurki znalazłem nawet w miejscach, w których jeszcze nigdy ich nie spotkałem, zatem rozszerzyłem moje rewiry drobiowe na przyszłość. ;))
Ze zbiorów byłem bardzo zadowolony. To grzybobranie miało sporą zaletę, ponieważ wymagało dłuższego chodzenia, szperania i wyszukiwania grzybów (poza kaniami, których było bardzo dużo). Wielu grzybiarzy bardzo lubi grzybową “klęskę urodzaju”, podczas której non stop kosi się grzyby i nie trzeba za dużo chodzić. Ja też lubię takie grzybobranie, skłamałbym, gdybym napisał, że nie.
Jednak uważam, że bardziej wymagające grzybobrania pozwalają na znaczne dawkowanie adrenaliny, chwile euforii przeplatają się z momentami zawodu, a czasami nawet zniechęcenia. Klimat takich grzybobrań jest niepowtarzalny. Piątkowe grzybobranie było dla mnie wspaniałe, spokojne, z kilkoma grzybowymi “strzałami” i wspaniałą aurą kończącego się lata w blasku fioletowo kwitnących wrzosowisk.
Las dostarcza grzybów sezonowo, przez kilka tygodni w roku. Za to przez cały rok jest źródłem duchowej energii i mocy, którą ładuję się przed powrotem do wielkiego, głośnego Wrocławia. Małe zmiany leśnej szaty zwiastują duże zmiany, które nadejdą w październiku i listopadzie. Nim się obejrzymy, zieleń przebarwi się w czerwień, pomarańcz, żółć i brąz.
Jak potoczy się “późnoletnio-parajesienny” wysyp grzybów? Codziennie można przeczytać relacje grzybiarzy z różnych regionów Dolnego Śląska i wyciągnąć wnioski. Generalnie wciąż mamy przyzwoitą ilość podgrzybków, prawdziwków, kurek i koźlarzy (oczywiście jak na możliwości tego wysypu). Grzybiarze informują o zwiększającej się ilości robaczywych grzybów, zwłaszcza prawdziwków.
Nie ma się co dziwić, ponieważ od kilku dni zrobiło się ciepło i sucho. Według mojej oceny, lasy w nizinnej części Dolnego Śląska obecnie przechodzą przez kulminację “późnoletnio-parajesiennego” wysypu, za kilka dni zacznie się schyłek (w części lasów już mógł się zacząć). Tajemnicą “grzyboszynela” pozostają tereny górskie, gdzie częściowo mamy grzybowy przestój, ale lepsze warunki hydrologiczne mogą wkrótce wywołać grzybnięcie.
Więcej o sytuacji grzybowej na nadchodzący weekend i następny tydzień napiszę w piątkowy wieczór, w trzecim, dolnośląskim komentarzu grzybowym. Wszystko wskazuje na to, że szykuje się przerwa pomiędzy tym co jest, a tym, co może być. Pomimo solidnych opadów w końcówce sierpnia, ściółka i grzybnia na nizinach nadal chce pić i obecnie najważniejsze są obfite opady, których – na ten moment – w prognozach pogody nie widać.
Najbliższe dni mocno zweryfikują teoretyczne rozważania nad tym, czy grzybów jeszcze przybywa, czy już ubywa. Wydaje mi się, że do końca tygodnia i tak będzie można liczyć na udane zbiory, chociaż bez szaleństwa. Dla grzybiarzy ceniących sobie dłuższe włóczęgostwo w poszukiwaniu grzybów to dobry okres, dla “zapchaj-bagażnikowych” lub “full-skrzynkowo-owocówkowych” nie. ;))
Ja tam robię swoje. Piątkowa wycieczka to był bukowiński “cud, miód, malina”, bo jakże inaczej mogłoby być w Bukowinie? Grzyby są wspaniałym dodatkiem do całości leśnego hobby, ale powtarzam to często, że bez względu na stan zagrzybienia, do lasu zawsze warto pojechać, a do Bukowiny bezwzględnie koniecznie i jak najczęściej!
Darz Grzyb! ?
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies