Skip to content
Zakończenie Tour De Las & Grzyb 2022.
Sobota, 29 października 2022 roku, stacja PKP w Bukowinie Sycowskiej. W godzinach porannych przyjeżdża pociąg osobowy relacji Wrocław Główny – Ostrów Wielkopolski z którego wysiadam. Pociąg stoi na stacji przez kilka minut, dlatego mogę go sfotografować z pewnej odległości. Przybyłem tu ostatni raz podczas Tour De Las & Grzyb 2022, ale na szczęście nie po raz ostatni w tym roku, ponieważ Bukowinę odwiedzę jeszcze nie raz.
Jesień przepełnia lasy, pozłociła i pokryła brązem rosnące naprzeciwko stacji brzozy. Cisza i las zaprasza mnie do swych wrót. Do komnaty jesiennego lasu, jego kwintesencji i piękna w przemijaniu.
Ubyło soczystej i nieokiełznanej letniej zieleni, przybyło stonowanego brązu, złocisto-żółtych barw oraz odmiany czerwieni. Wyruszam z małym koszykiem na poszukiwanie skarbów runa leśnego. Celem jest znalezienie wyłącznie kilkunastu owocników na ostatni świeży grzybowy sos w tym sezonie.
Paprocie zwiędły, coraz grubsze dywany liści pokryły bukowińskie lasy i pachnącą ziemię. Jest wyjątkowo ciepło jak na koniec października. W powietrzu czuje się połowę kwietnia, chociaż jest to złudne uczucie. Przyroda pokazuje, że to nie jest wiosna, ale zaawansowana złocista jesień.
Podążam do miejsca, w którym wszystko się zaczęło w tegorocznym sezonie. Do Borowikowego Boru. W tym roku, wyjątkowo hojnie obdarzył mnie prawdziwkami. Chcę mu podziękować za te kilogramy aromatycznych skarbów i emocje jakich dostarczył grzybiarskiemu sercu.
BOROWIKOWY BÓR
Prawdziwki już tu zasnęły, wyczerpane intensywnym sezonem, ale uradowane, że warunki pogodowe wreszcie pozwoliły im się porządnie “wysypać”. To miejsce jest zawsze ciarkorodne, bez względu na to, czy coś w nim rośnie czy nie. Gdy tylko przypomnę sobie, jaki potencjał borowikowy drzemie w tym lesie, głowa sama zaczyna spoglądać w ściółkę.
Słońce ociepla las promieniami, delikatne podmuchy południowego wiatru strącają kolejne liście z drzew, głównie brzóz, dębów i buków, które rosną w Borowikowym Borze. Moją uwagę przykuwa jeden jesienny listek brzozy.
Taniec liścia brzozy
Jest to prawdopodobnie najbardziej zakręcony liść bukowińskich lasów w tym dniu. Jesienny Mistrz piruetów i akrobacji na pajęczynie. Przez kilka minut podziwiam jego nieprawdopodobne popisy.
Żegnam się z Borowikowym Borem, dziękuję z całego serca za wszystko. Nagrywam film, aby uwiecznić cząstkę świętego dla mnie lasu. Zaczyna się kolejna niepowtarzalna przygoda.
Następnie wędruję ku rozległym łąkom, skrajami lasów, śladami leśnych mieszkańców. Spoglądam, czy gdzieś nie rosną jeszcze czubajki kanie, ale te również zapadły w sen, po wielu tygodniach klucia owocników.
Przechodzę przez dwa niewielkie lasy, obieram kierunek na południe, czyli tam, gdzie można znaleźć leśne złoto. Nie znajdziemy go głęboko pod ziemią, ale na drzewach i ściółce leśnej.
W KRAINIE SZELESZCZĄCEGO ZŁOTA
Wiatr nieco się nasila, ciepło również. Zdejmuję bluzę i idę tak, jak w miesiącach letnich, czyli w samej koszulce z krótkim rękawem. Dziwne to uczucie, panuje komfort termiczny, chociaż w samym Słońcu jest nawet za ciepło.
Wchodzę w gęstwiny, które tworzą skupiska topoli osiki i wiele innych roślin, samorzutnie rozsiewających się pod ich topolowymi giętkimi majestatami. Kilkadziesiąt metrów przede mną czmycha jakaś zwierzyna, prawdopodobnie sarny, które tu często się skrywają.
Znam ich ścieżki, często nimi chodzę. W tym miejscu panuje wyjątkowo relaksacyjna aura, niby między polami i łąkami, ale człowiek ma poczucie, że ta topolowa cząstka lasu tuli go, skrywa i chroni. Do pokładów leśnego złota mam już bardzo blisko.
Pierwsze sztabki tego złota już widzę. Lśnią na wybarwionych brzozach. Mienią się najcudowniejszymi kolorami złotej jesieni, pobudzają wyobraźnię i napełniają duszę eliksirem piękna.
Drugie zasoby złotych sztabek błyszczą na dębach i klonach. Jeżeli człowiekowi wydaje się, że odkrył już całe pokłady leśnego złota w tym miejscu i podziwia jego najwspanialsze formy, ten jest w błędzie, bowiem okazuje się, że dopiero trzeci pakiet złota jest najbardziej anielski.
To roztańczone złoto na topolach osikach. Tu wypływa krystaliczne źródło najszlachetniejszego kruszcu. Wychodzę na łąkę, aby obejrzeć je z nieco dalszej perspektywy. Południowy wiatr jeszcze bardziej się nasila. Rozpoczyna się spektakl, który wrażliwym duszom na piękno przyrody, powinien na zawsze zmienić postrzeganie tego niepozornego gatunku drzewa.
Tysiące liści imituje szum morskich fal i ulewnego deszczu. Podświetlone przez Słońce i roztańczone na wszystkie strony świata. Błyszczą blaskiem natury, powalają gracją i barwami. Gdybym nie zaplanował dłuższej włóczęgi, mógłbym tu pozostać do końca dnia. Tylko spójrzcie na to widowisko, na krainę szeleszczącego złota (koniecznie podkręcając głośność).
GRZYBY
Ten wspaniały sezon grzybowy, jeszcze na sam koniec akcentuje swoją obfitość prawdziwkami. Wprawdzie większość z nich nie nadaje się już do zbioru, ale trafiłem wyjątki od rozkładającej się w ściółce reguły.
To był pierwszy wyjątek. Ciut podgryziony przez ślimaki i inne stworzenia, ale twardy, zdrowy i pachnący. Po prostu borowik po przejściach.
Około 20 metrów dalej znalazłem drugiego prawdziwka i ten znajdował się w wyśmienitej formie, chociaż był mocno zagrzebany w ściółce i wyglądał dość niepozornie.
Ostatnie borowiki szlachetne w sezonie cieszą jak te pierwsze. Człowiek wykonuje nad nimi rytuały podziwiania, fotografowania i wąchania. Ten sam poziom wibracji i emocji. Mimo wszystko trochę szkoda, że to już koniec sezonu.
Prawdziwki to bezapelacyjnie symbol i król tego sezonu grzybowego. A ponieważ borowik szlachetny jest równocześnie często postrzegany jako król grzybów, to mamy w tym przypadku jego podwójną koronację.
Będzie brakować mi tego typu zdjęć podczas następnych wypraw, ale nie powinienem narzekać, gdyż ten sezon był czarujący w borowiki i zrobiłem im mnóstwo fotek.
Owocnikowanie kończą też krasnoborowiki ceglastopore, które jeszcze dwa tygodnie temu kluły młode owocniki. Teraz znajdowałem wyłącznie wyrośnięte, starsze grzyby, prawdopodobnie przeoczone przez innych grzybiarzy.
W coraz grubszej warstwie liści trudniej je dostrzec, gdyż ich wyblakłe i odbarwione kapelusze zlewają się z barwami otoczenia.
Znalazłem też ostatnie koźlarze czerwone, jeden z nich rósł w bardzo ustronnym, otulonym miejscu pośród opadłych liści z topoli osiki. Taki to z niego kozak! ;))
Myślałem, że spotkam krawce jeszcze w pozostałych miejscówkach, jednak te świeciły już koźlarzowymi pustkami. Także koźlarze topolowe zakończyły na ten rok klucie owocników. Za to wciąż można nazbierać podgrzybków.
Z tym, że podgrzybków dobrych jakościowo jest już bardzo mało. Przeważają kapcie, często robaczywe i podsuszone, czyli takie do pozostawienia w lesie. Młodych podgrzybków prawie też już nie ma.
Grzybnia kończy produkcję i udaje się na zasłużony odpoczynek. Pozostałe niezebrane owocniki zostaną wykorzystane przez przyrodę oraz stanowią cenne źródło wysypu zarodników.
Wciąż można znaleźć podgrzybki zajączki, ale tutaj rada, lepiej od razu każdego przekroić na połowę, gdyż większość z nich jest zasiedlona. Dzięki temu zabierzemy tylko zdrowe grzyby. Do tego sporo owocników pleśnieje.
Klucie kończą również koźlarze szare i babki. Tu również część owocników nadaje się wyłącznie do pozostawienia w lesie. Niektóre nie są robaczywe, ale namoknięte od rosy i opadów sprzed kilku dni oraz owładnięte starością.
Lokalnie można też spotkać czubajki czerwieniejące. Obowiązuje przy nich ta sama zasada, jak przy podgrzybkach zajączkach – lepiej od razu przekroić owocnik i upewnić się, czy nie jest robaczywy.
Dalej – to samo można napisać o rydzach. Znacznie zmalała ich ilość i spadła jakość. Znalazłem kilka dorodnych owocników – wszystkie były kompletnie robaczywe, do pozostawienia w lesie.
Maślaków wszelkich rodzajów już prawie nie ma, poza rozkładającymi się owocnikami, natomiast wciąż można spotkać kępy opieniek, ale te również do niczego się nie nadają. Przerosły, skapcaniały, pokryły się pleśnią, w końcu dopadły je procesy gnilne.
Nakreślając ogólną sytuację grzybową w lasach to wciąż można znaleźć wiele interesujących gatunków, chociaż niekoniecznie tych konsumpcyjnych. Mimo wszystko grzybowa różnorodność i ilość owocników systematycznie się zmniejszają.
Warto też podkreślić, że zrobiło się dość sucho, zwłaszcza na wierzchnich warstwach gleby i ściółki, co też nieco przyhamowuje rozwój grzybów.
Po bardzo licznych skupiskach czernidłaków kołpakowatych pozostały wspomnienia, ale spotkałem jeszcze jedną niewielką, klującą się rodzinkę na leśnej ścieżce.
Zanikają też muchomory czerwone, znalazłem zaledwie kilka pojedynczych przedstawicieli czerwono-wykropkowanej familii. Gatunków grzybów rosnących w kępkach też ubywa.
Za to obrodziła lejkówka szarawa, która tworzy liczne skupiska, a nawet czarcie kręgi. Bardzo liczne stanowiska lejkówek spotykałem wzdłuż leśnych dróg.
Czyli w lasach Wzgórz Twardogórskich trwa proces wygaszania jesiennego wysypu grzybów, tylko lokalnie można znaleźć jeszcze grzyby jadalne w dobrej formie. Część grzybów jest prawie niewidoczna przez naturalną osłonę z liści.
To mój ostatni zbiór grzybów w sezonie 2022. Na porządny sos, a nawet dwa sosy nazbierałem. Na ten rok definitywnie wystarczy. Sezon był wspaniały. Poza grzybami, las dostarczył mi niezapomnianych chwil i wrażeń.
W JESIENNEJ BUCZYNIE
Były mieniące się złotem liście osiki, dębów i brzóz. Ale nie można zapominać też o buczynie, która przecież także z leśnego złota słynie. Bukowe lasy prezentują się wykwintnie i uroczyście.
Gdy tylko promienie słoneczne podświetlą wybarwiające się liście, rozpoczyna się ceremonia jesiennej magii wtłoczonej w pędy drzew. Na wiosnę celebrowałem święto bukowej zieleni, teraz obchodzę uroczystą kontemplację i zjednoczenie brązu, czerwieni oraz żółto-pomarańczowego roziskrzenia.
Wchodzę w szarość pni młodej buczyny i gęstego dywanu opadłych liści. Jeszcze kilka tygodni temu rosło tu dużo borowików, teraz grzybowe emocje wygasza postępująca jesień. Szorstko pod stopami, pachnąco w nozdrza. Gdzie się podziała ta zielona gęstwina, nie do przebycia podczas lata?
Kiedyś rósł tu stary bukowo-sosnowo-modrzewiowy las. Kilka lat temu został wycięty. Zastąpiono go gęstą buczyną, która obsiała się naturalnie z kilku pozostawionych dorodnych buków. One także już zniknęły. Rośnie młode pokolenie bukowych drzewek. Czy dożyją do wieku swoich przodków? Nostalgia z duchem przeszłości wypełniają to miejsce.
Jesień faluje i baluje całą paletą barw, kołysząc ich nasyceniem razem z wiatrem. Liście mienią się na drzewach, krzewach i ziemi. Nastały złote jesienne czasy, które szybko miną. Ustąpią miejsce listopadowej szarudze oraz przedzimowej pustce.
Minęło południe, Słońce zaczęło się obniżać. Podążam do serca lasu, w którym odnajdę czułość i melancholię radości. Brzmi trochę dziwnie, jedno zaprzecza drugiemu, ale tak właśnie jest w lesie. Coś pozornie sobie obcego, tutaj tworzy nierozerwalną całość.
JESIENNA MELANCHOLIA
Im głębiej wędruję w las, tym bardziej się wyciszam. Długie momenty ciszy przerywane są podmuchami ciepłego jesiennego wiatru. Wchodzę w królestwo przydrożnych dębów czerwonych. Ich liście są wielkie, leżą nieruchomo na ziemi, tylko wiatr czasami trąci przed siebie niektóre z nich.
Wciąż spadają nowe, niektóre bezszelestnie, a inne wydają krótki szorstki dźwięk podczas złączenia się z ziemią. Zastanawiam się nad tym pozornie chaotycznym i losowym upadkiem wyschniętych liści. W lesie nic nie dzieje się przypadkowo…
Ostatnie kadry późno-październikowego jesiennego lasu przeglądam jak w zaczarowanym kalejdoskopie. Odwiedzam miejsca pełne leśnej mocy, natchnienia i energii, którą ładuję moje wiecznie nienasycone zakamarki duszy.
Słońce przygrzewa mocno jak na koniec października, wciąż idę w krótkim rękawie. Jesień razem ze mną. Będzie mi towarzyszyć do końca wyprawy, ale to, co przygotowała mi pod koniec wycieczki, przejdzie do mojej prywatnej historii leśnego czaru i piękna.
Jeszcze nie jestem tego świadomy, ale intuicja podpowiada mi, że będzie uroczyście, tajemniczo i kompletnie czarodziejsko. Oglądam moje ukochane lasy, co tam moje. Rządzą nimi prawa przyrody oraz gospodarka leśna, ja jestem tylko skromnym kronikarzem-włóczęgą, który dostrzega w nich znacznie więcej od przeciętnego spojrzenia na las.
Jeszcze około godziny i dojdę do miejsca, które często mi się śni. Chcę coś w nim nagrać, pokazać na filmie i spróbować w ten sposób oddać to, co tam czuję. Chociaż częściowo, bo w pełni jest to niemożliwe.
Mijam stare przetarte ścieżki, młodniki i wznoszące się nad nimi stare drzewa. Czasami idę przez tereny zarośnięte nawłocią oraz pokrzywą, innym razem wygodną drogą pośród promieniejących buczyn i brzóz.
Mam dużo czasu, dlatego idę nieśpiesznie, już nawet nie szukam za bardzo grzybów, wchodzę w kolejny leśny trans, w którym słyszę, widzę i czuję dużo więcej niż jestem w stanie opisać.
Temperatura lekko spada, cisza przeszywa las na wylot, tylko ciepły wiatr, wciąż owiewa barwne oblicza Złotej Pani Jesieni. Mijam miejsca podmokłe, lekko bagniste, w których listopadowa szaruga pojawi się najszybciej.
Reszta lasów kąpie się w złocie, podobnie jak czyniły to złote, tysięczno-karatowo-listne topole osiki, które podziwiałem w godzinach przedpołudniowych. Teraz zachwycam się miodowymi brzozami.
To tam za nimi na horyzoncie rośnie melancholijny las. Kiedyś był szerszy, bogatszy, ale został przerzedzony, częściowo wycięty. Teraz odradza się. Łączy ducha dawnego boru z nadzieją, że młode drzewka uformują następcę starego boru. Leśnicy mu w tym pomagają, ale do czasu. Później wytną i cała żmudna, długa praca nasion rozpocznie się od nowa…
Jeszcze tylko kilka spojrzeń na przestrzenie dawnego boru, które zarastają nowym pokoleniem lasu. Słońce wyraźnie obniżyło pułap, już nie świeci tak mocno jak w południe. Jestem coraz bliżej melancholijnego jesiennego lasu…
Otaczają go bursztynowe komnaty brzóz i buków. Obchodzę melancholijny las ze wszystkich stron. W końcu ciarki na całym ciele. Znalazłem się w miejscu, gdzie w tym sezonie, podgrzybki z prawdziwkami, a także maślakami z koźlarzami razem tańczyły walca. Ten las jest niezwykły, nawet po wielu przejściach związanych z gospodarką leśną, tętni grzybowym życiem i tym czymś, co starałem się pokazać na długim, dwudziestominutowym filmie. Przy okaz dodam, że każdy film najlepiej oglądać w pełnej rozdzielczości (1080p HD).
NA ZAKOŃCZENIE
35 Tour De Las & Grzyb zbliża się do mety. W myślach podsumowuję go i obmyślam szkic na napisanie dwóch części podsumowań. Teraz zmierzam na ceremonię zachodu Słońca. Wieczorny chłód delikatnie wychyla się z leśnych kryjówek, czuję go na rękach i twarzy.
Wychodzę na otwartą przestrzeń i spoglądam na cząstkę Bukowiny, delikatnie okopconej dymem z pobliskich domostw. Jeszcze jest ciut za wcześnie, trzeba poczekać. Chmury delikatnie przysłoniły słoneczną tarczę, ale może się przejaśni.
Wracam do lasu. Przechodzę przez przepiękne klimatyczne miejsca, w których wznoszą się przyozdobione mchami olchy i zaczepiają powyginanymi konarami dęby. W oddali przemykają sarny, a w pobliżu kica zając. Tylko Lenart o tej porze mógł zakłócić im spokój, bo nikt “normalny” nie przeciska się między drzewami, rowem, bajorem, jeżynami i pokrzywami.
Jeszcze raz wychodzę na bukową ścieżkę leśnego olśnienia, czuję, że za kilkanaście minut, koniecznie muszę ponownie wyjść z lasu. Z powrotem przeciskam się między zarośniętymi ostępami, gdzieś po karku otrzymuję zastrzyk od tarniny, w końcu wypadam na łąkę jak dzik, którego coś przepłoszyło.
Bukowina już wszystko przygotowała. Po całym dniu włóczęgi przyszedł czas na wielki finał. Słońce zbliża się na horyzoncie do korony drzew. Jeszcze tylko kilka minut. Lasy i łąki nabierają mistycznej scenerii i wyglądu. Nieskończona magia bukowińskich lasów oraz krajobrazów napiera z całą swoją mocą.
Wiatr kompletnie ucichł, szybko się ochłodziło do tego stopnia, że założyłem bluzę z długim rękawem. Przed oczami przemknęło mi 35 lat bukowińskiej włóczęgi. Od 1988 roku do teraz, końca października 2022. Może to długo, ale wciąż jest tyle do odkrycia… Potrzeba następnych 35 lat…
Na moment wydaje mi się, że znalazłem się w lesie. Przecież to niemożliwe, to tylko złudzenie, jestem wciąż na środku łąki i czekam na zachód Słońca. Jednak w domu odkrywam, że w aparacie fotograficznym, pomiędzy zdjęciami bukowińskich pejzaży znalazła się fotka z wnętrza lasu. Jak to możliwe? Przecież byłem na łące… Czyżby ktoś inny zrobił zdjęcie? Kto? Nie wiem, ale tak się stało. Oba zdjęcia zostały zrobione w tym samym momencie, co do sekundy…
Nad lasami Bukowiny pojawiła się odurzająca i hipnotyzująca poświata zachodzącego Słońca. Chociaż widziałem ją setki razy, to tak naprawdę wiem o niej bardzo mało. Jak o tajemnicy tych lasów, które teraz pogrążyły się w zmierzchu.
Poszedłem na skraj lasu. Cóż wiem o lesie, który w tak niezwykły sposób zmienia swoje oblicza w ciągu doby? Wiem niewiele, ale wciąż pragnę odkrywać i balansować między tym co naukowo poznane, a tym co duchowo lekceważone, chociaż jest namacalne i dosadnie widoczne.
Może nawet bardziej czuję niż wiem. To, co w lasach Bukowiny jest jeszcze niepoznane wygląda jak światło przebijające się przez pętlę gałęzi, oddalone miliony kilometrów stąd. Wiem, że istnieje i tylko tyle wiem… Ceremonia zachodu Słońca dokonała się. Potrzebowałem chwili odpoczynku i rozprostowania myśli po metafizycznym transie.
Udałem się do “Polnego Wodza”. Stary dąb obdarował mnie swoją kojącą mocą. Posiedziałem przy nim ze 20 minut. Wypiłem kubek kawy, rozluźniłem się i pozbierałem myśli. Bukowina zawsze serwuje mi doznania najwyższych wibracji dla duszy.
Noc zaczęła opanowywać las. Zrobiło się jeszcze chłodniej, cisza stała się bardziej przenikliwa, jak gdyby zależała od zapadających ciemności. Szkoda, że trzeba już wracać na stację do pociągu.
Tour De Las & Grzyb 2022 dobiegł do końca. Od wiosennego majowego natchnienia po melancholijny trans jesieni. 35 lat bukowińskich wojaży. Od pielgrzymek grzybiarzy w latach 90-tych, którzy tu przyjeżdżali pociągami, w tym ludzie z paczki wrocławskich grzybiarzy, po moje samotne wyprawy.
Klon srebrzysty Bukowianin wciąż stoi na straży stacyjki. Chociaż barbarzyńsko otruty i sponiewierany ludzką podłością, towarzyszył mi jeszcze przez cały sezon. Kiedy ci, co wydali na niego wyrok śmierci postanowią go wyciąć? Ich zuchwalstwo wciąż nie zostało rozliczone i nadal nie widać jakiejkolwiek woli ze strony władz w ustaleniu sprawców…
Nad Bukowiną zapadły ciemności, z oddali zauważyłem światła pociągu powrotnego do Wrocławia. To już naprawdę koniec. Koszyki grzybowe wyczyszczone i schowane do przyszłego sezonu. Teraz nadchodzi czas zimowych wypraw i powrotu na stację w kompletnych ciemnościach przy świetle latarki. Celem podstawowym będzie zebranie pozostałej części materiału do cyklu pereł dendroflory WT i okolic 2023.
Darz Grzyb! ;))
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Cześć Paweł!
Wielkie dzięki za tą relacje. Czytałem i oglądałem jak magiczną leśną baśń, ale baśń która dzieje się w realu. Baśń w realu…? Brzmi jak oksymoron, ale kto kocha las wie że to jest możliwe 😉
Pozdrawiam
Witaj Krzysiek. 😉
“Czytałem i oglądałem jak magiczną leśną baśń, ale baśń która dzieje się w realu. Baśń w realu…? Brzmi jak oksymoron, ale kto kocha las wie że to jest możliwe 😉” – jak zawsze w punkt. Dodam tylko, że baśń w realu jest szczególnie mocno wyczuwalna w Bukowinie. 😉
Pozdrawiam. 😉